finanse i inwestowanie

Jak powstała książka „Bogaty ojciec, biedny ojciec”?

2 lipca 2013

ISTNIEJE POTRZEBA…

Czy szkoła przygotowuje dzieci do życia w prawdziwym świecie? – Jeśli będziesz pilnie się uczyła i uzyskasz dobre stopnie, znajdziesz bardzo dobrze płatną pracę z dodatkowymi świadczeniami – mieli zwyczaj mawiać moi rodzice.

Ich życiowym celem było zapewnienie mojej starszej siostrze i mnie wyższego wykształcenia, abyśmy miały jak największe szanse na życiowy sukces. Gdy w 1976 roku otrzymałam na Florida State University dyplom z wyróżnieniem z zakresu rachunkowości, okazując się być jedną z najlepszych studentek, moi rodzice osiągnęli swój cel. Było to ukoronowanie osiągnięć ich życia. Zgodnie z założeniami „mistrzowskiego planu” zostałam zatrudniona przez firmę należącą do czołowej ósemki firm rozrachunkowych i widziałam moją przyszłość jako długą karierę zwieńczoną bardzo wczesną emeryturą.

Mój mąż, Michael, szedł podobną ścieżką. Oboje pochodziliśmy z ciężko pracujących rodzin posiadających skromne środki, ale reprezentujących wysoką etykę zawodową. Michael również ukończył naukę z wyróżnieniem i to na dwóch kierunkach: najpierw na studiach inżynierskich, a potem prawniczych. Zaraz po studiach został zaangażowany przez mającą wysoki prestiż firmę prawniczą z Waszyngtonu, która specjalizowała się w prawie patentowym; otwierała się przed nim świetlana przyszłość z dobrze określoną
drogą kariery i gwarantowaną bardzo wczesną emeryturą.

Mimo iż nasze kariery przebiegały pomyślnie, nie zapewniły nam tego, czego oczekiwaliśmy. Oboje po kilka razy zmienialiśmy pracę i zawsze dla właściwych powodów; nie oddaliśmy jednak naszego zabezpieczenia emerytalnego komuś innemu do zarządzania w naszym imieniu. Nasze fundusze emerytalne rosną tylko dzięki naszym własnym wkładom.

Wraz z Michaelem stanowimy świetne małżeństwo i mamy troje wspaniałych dzieci. W czasie, gdy to piszę, dwoje z nich studiuje, a jedno właśnie rozpoczyna naukę w szkole średniej. Wydaliśmy fortunę na zapewnienie im jak najlepszej edukacji.

Pewnego dnia 1996 roku jedno z moich dzieci wróciło do domu rozczarowane szkołą. Syn był znudzony i zmęczony nauką.

– Dlaczego muszę spędzać czas na uczeniu się czegoś, czego nigdy w życiu nie będę stosował? – protestował.
– Dlatego, że jeśli nie uzyskasz dobrych stopni, nie dostaniesz się na studia – odpowiedziałam bez namysłu.
– Bez względu na to, czy dostanę się na studia, czy też nie – zastrzegł się – zamierzam być bogaty.
– Jeżeli nie ukończysz uczelni, to nie znajdziesz dobrej pracy – w moim głosie mieszały się panika i matczyna troska. – Jeśli nie będziesz miał dobrej pracy, jak zamierzasz stać się bogaty?

Bogaty ojciec, biedny ojciec

Mój syn dziwnie się uśmiechnął i z wolna potrząsnął głową, okazując lekkie znudzenie. Taką rozmowę odbywaliśmy już wcześniej wiele razy. Chłopak spuścił głowę i odwrócił wzrok. Po raz kolejny słowa matczynej mądrości kompletnie do niego nie docierały. Pomimo że był sprytny i miał silną wolę, zawsze był grzecznym młodym człowiekiem mającym respekt przed rodzicami.

– Mamo – zaczął. Teraz ja miałam wysłuchać wykładu. – W jakim ty świecie żyjesz! Rozejrzyj się wokół: najbogatsi ludzie nie stali
się bogaci dzięki swojemu wykształceniu. Spójrz na Michaela Jordana i Madonnę. Nawet Bill Gates porzucił Harvard, założył Microsoft
i jest teraz najbogatszym człowiekiem w Ameryce, chociaż jest jeszcze przed czterdziestką. Jest taki baseballista, który zarabia 4 miliony dolarów rocznie, mimo że mówią o nim, iż nie grzeszy mądrością.

Między nami zapanowała długa cisza. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że dawałam mojemu synowi takie same rady, jak moi rodzice. Świat wokół nas zmienił się, ale rady się nie zmieniły. Dobre wykształcenie i zdobywanie dobrych stopni nie zapewniają już sukcesu, jednak nikt poza naszymi dziećmi tego nie zauważył.

– Mamo – ciągnął dalej – nie chcę pracować tak ciężko, jak ty i tata. Zarabiacie dużo pieniędzy i żyjemy w wielkim domu, w którym jest pełno „zabawek”.

Jeśli podążę za twoją radą, nakręcę się tak jak wy, pracując ciężej i ciężej tylko po to, by płacić więcej podatków i pogrążyć się w długach. Nie istnieje już coś takiego, jak pewna praca; słyszałem też o restrukturyzacji przedsiębiorstw. Wiem również, że dzisiejsi absolwenci uczelni zarabiają mniej niż wtedy, gdy ty ukończyłaś studia. Popatrz na lekarzy. Nie robią już takich pieniędzy jak dawniej. Wiem, że nie mogę polegać na ubezpieczeniu społecznym lub funduszu emerytalnym pracodawcy, gdy przejdę na emeryturę. Potrzebuję nowych rozwiązań.

Miał rację. Podobnie jak ja, potrzebował nowych rozwiązań. Rady moich rodziców były skuteczne dla ludzi urodzonych przed 1945 rokiem, ale mogły być katastrofalne dla tych z nas, którzy urodzili się w szybko zmieniającym się świecie. Nie mogę już po prostu mówić moim dzieciom: „Idź do szkoły, osiągaj dobre wyniki, szukaj dobrej i pewnej pracy”.

Wiedziałam, że muszę szukać nowych sposobów kierowania edukacją moich dzieci. Jako matkę, a zarazem księgową, trapił mnie brak szkolnej edukacji związanej z finansami. Dziś wielu młodych ludzi otrzymuje karty kredytowe przed opuszczeniem szkoły średniej, nigdy jednak nie wzięli udziału w zajęciach na temat pieniędzy czy sposobów inwestowania, a zrozumienie tego, jak odbywa się naliczanie procentu złożonego na ich kartach, pozostawiono im samym. Mówiąc wprost: brak podstaw finansowych i wiedzy o tym, jak pracują pieniądze, powoduje, że młodzi nie są przygotowani na spotkanie ze światem, który na nich czeka, ze światem, w którym wydawanie pieniędzy jest wyniesione ponad oszczędzanie.

Gdy mój najstarszy syn, jako świeżo upieczony student, pogrążył się w strasznych długach związanych z kartami kredytowymi, nie tylko pomogłam mu zlikwidować te karty, ale udałam się też na poszukiwanie programu, który mógłby mi pomóc w finansowej edukacji dzieci. Pewnego dnia ubiegłego roku zadzwonił z pracy mój mąż.

– Mam kogoś, z kim powinnaś się spotkać – powiedział. – Nazywa się Robert Kiyosaki. Jest biznesmenem oraz inwestorem i zjawił się u mnie, aby złożyć podanie dotyczące otrzymania patentu na grę związaną z edukacją finansową. Myślę, że to jest to, czego szukałaś.

To było właśnie to, czego szukałam Mój mąż, Michael, był pod takim wrażeniem CASHFLOW, nowej pomocy edukacyjnej, którą Robert Kiyosaki stworzył, że zorganizował udział nas obojga w teście prototypu. Z racji tego, iż była to gra edukacyjna, spytałam moją 19-letnią córkę, świeżo upieczoną studentkę lokalnego uniwersytetu, czy zechciałaby wziąć udział w teście. Zgodziła się.

W grę zagrało piętnaście osób, z których utworzono trzy grupy. Mike miał rację. Była to pomoc edukacyjna, której szukałam. Była ona jednak zaskakująca. Wyglądała jak wielokolorowa plansza gry Monopoly, z wielkim, dobrze ubranym szczurem usadowionym pośrodku. W odróżnieniu jednak od planszy Monopoly posiadała dwa tory: jeden wewnątrz i jeden na zewnątrz. Celem gry było wydostanie się z wewnętrznego toru, który Robert określał wyścigiem szczurów, i przedostanie się na zewnętrzny tor, zwany szybkim torem; Robert objaśnił też, że szybki tor symuluje działanie bogatych ludzi w prawdziwym życiu.

Następnie wyjaśnił nam filozofię wyścigu szczurów: Jeśli przyjrzymy się życiu średnio wykształconej, ciężko pracującej osoby, zauważymy podobną drogę. Dziecko rodzi się i w swoim czasie idzie do szkoły. Dumni rodzice są podnieceni, gdyż dziecko osiąga celujące wyniki i dostaje się na studia. Zdobywa dyplom, może nawet kontynuuje naukę na studiach podyplomowych.

Następnie postępuje tak, jakby dosłownie je zaprogramowano: szuka etatu gwarantującego ciągłość zatrudnienia lub rozpoczyna karierę dającą podobne poczucie bezpieczeństwa. Dziecko znajduje taką pracę – jako lekarz lub prawnik albo wstępuje do wojska, lub obejmuje posadę państwową. Ogólnie mówiąc, zaczyna zarabiać pieniądze, mnożą się karty kredytowe i rozpoczynają się zakupy, o ile nie rozpoczęły się już wcześniej.

Mając pieniądze na przetrwonienie, dziecko udaje się do miejsc, w których zabijają czas inni, podobni jemu, młodzi ludzie; spotykają
się ze sobą, umawiają się na randki, czasem się pobierają. Dwa źródła dochodu są błogosławieństwem. Młodzi czują się szczęśliwi, mają
przed sobą świetlaną przyszłość i decydują się kupić dom, samochód, telewizor, zafundować sobie wakacje i mieć dzieci. Pakiet szczęścia
przybywa na miejsce. Potrzeba gotówki jest olbrzymia. Szczęśliwi młodzi małżonkowie decydują, że ich kariery są w życiu ważne i zaczynają ciężej pracować, stają się lepszymi pracownikami, jeszcze bardziej oddanymi pracy. Dokształcają się w celu nabycia dodatkowych wyspecjalizowanych umiejętności, aby móc więcej zarabiać. Możliwe, że decydują się na dodatkową pracę. Ich dochody idą w górę, ale jednocześnie wzrasta przedział wymiaru podatku oraz podatek od nieruchomości związany z ich nowym wielkim domem; wzrasta też składka na ubezpieczenie społeczne oraz wszystkie inne podatki. Młodzi otrzymują swoją wielką pensję i dziwią się, gdzie też wsiąkły te wszystkie pieniądze.

Przystępują do funduszu inwestycyjnego, a za artykuły spożywcze płacą kartami kredytowymi. Kiedy ich dzieci osiągają wiek pięciu czy sześciu lat, zaczyna pojawiać się konieczność odkładania pieniędzy na ich przyszłe studia, a także potrzeba oszczędzania na okres, gdy oni sami przestaną już pracować.

Ta szczęśliwa para w wieku 35 lat znalazła się w pułapce wyścigu szczurów, w której pozostanie do końca swojego aktywnego życia zawodowego. Ludzie ci pracują dla właścicieli firmy, na podatki i dla banku, w którym spłacają raty za dom i karty kredytowe.

I w takiej oto sytuacji radzą swoim dzieciom: „Ucz się pilnie, osiągaj dobre wyniki, szukaj dobrej i pewnej pracy”. Niczego się nie uczą o pieniądzach (w odróżnieniu od tych, którzy odnoszą korzyści z ich naiwności), ciężko pracując przez całe swoje życie. Następna ciężko pracująca generacja wpada w tę samą pułapkę. Jest to wyścig szczurów.

Jedynym sposobem na wydostanie się z tego wyścigu szczurów jest wykazanie biegłości w rachunkowości i inwestowaniu, których trudność opanowania jest mitem. Jako biegła księgowa, która swego czasu pracowała dla jednej z największych firm rozrachunkowych, byłam zdziwiona, że Robert sprawił, iż nauka obu tych dziedzin stała się pasjonującą zabawą. Proces nauki był tak dobrze ukryty, że podczas pilnej pracy nad wydostaniem się z wyścigu szczurów szybko zapomnieliśmy, że się uczymy.

Wkrótce testowanie pomocy edukacyjnej przerodziło się w popołudniową zabawę z moją córką. Rozmawiałyśmy wówczas na takie tematy, których nigdy przedtem nie poruszałyśmy. Udział w grze, która wymagała zestawienia przychodów i zestawienia bilansowego, był łatwy dla księgowej.

Dzięki temu miałam czas, aby pomóc mojej córce i innym graczom przy naszym stole w przyswojeniu sobie pojęć, których nie rozumieli. Byłam pierwszą i jedyną osobą spośród całej grupy, która tego samego dnia wydostała się z wyścigu szczurów. Udało mi się to zrobić w ciągu 50 minut, mimo że gra trwała prawie 3 godziny.

Przy naszym stole zasiadali także: pracownik banku, właściciel biznesu i programista komputerowy. Moją uwagę zwróciło to, jak mało ci ludzie wiedzieli o rachunkowości i inwestowaniu, tematach tak istotnych w ich życiu. Zastanawiałam się, jak w prawdziwym życiu zarządzają swoimi sprawami finansowymi. Mogłam zaakceptować to, że moja 19-letnia córka może czegoś nie rozumieć, ale przecież oni byli dorośli, mieli co najmniej dwa razy tyle lat co ona.

Przez następne 2 godziny, po tym jak wydostałam się z wyścigu szczurów, obserwowałam moją córkę i tamtych bardziej wykształconych graczy; dorośli rzucali kostkę i przemieszczali swoje pionki. Mimo że byłam zadowolona z tego, iż wszyscy tak dużo się uczyli, byłam poruszona tym, jak niewiele ci dorośli wiedzieli o podstawach prostej rachunkowości i inwestowania. Mieli trudności ze zrozumieniem związku pomiędzy zestawieniem przychodów i zestawieniem bilansowym.

Kupowali i sprzedawali aktywa, ale wciąż dużą trudnością było dla nich zapamiętanie tego, że każda transakcja może mieć wpływ na miesięczny przepływ ich pieniędzy. Myślałam o tym, ile milionów ludzi szarpie się z finansami w rzeczywistym świecie tylko dlatego, że nigdy nie nauczono ich tych zagadnień.

„Całe szczęście, że dobrze się bawią i są zajęci tym, żeby wygrać” – pomyślałam sobie. Po zakończeniu rywalizacji Robert dał nam 15 minut na prowadzoną w grupach dyskusję i ocenę CASHFLOW. Właściciel biznesu siedzący przy moim stole był niezadowolony. Nie
polubił gry.

– Nie muszę tego wiedzieć – powiedział do wszystkich na głos. – Po to zatrudniam księgowych, bankowców i prawników, aby powiedzieli mi o tym wszystkim.

Na to Robert odpowiedział:

– Czy zauważył pan kiedyś, że istnieje wielu księgowych, którzy nie są bogaci? A także bankowców, prawników, maklerów giełdowych i pośredników handlu nieruchomościami? Wiedzą oni wiele i w większości są to mądrzy ludzie, jednakże większość z nich nie jest bogata. Ponieważ nasze szkoły nie uczą tego, o czym wiedzą bogaci, zasięgamy porady tych specjalistów. Pewnego dnia jadąc do pracy, utknie pan w korku na autostradzie. Patrząc na prawo, zobaczy pan swojego księgowego, który ugrzązł w tym samym korku. A po lewej ujrzy pan swojego bankowca. To powinno dać panu do myślenia.

Programista komputerowy również nie był zachwycony grą:
– Mogę kupić oprogramowanie, które mnie tego nauczy.

Pracownik banku natomiast był podekscytowany.
– Uczyłem się tego w szkole, tych zagadnień związanych z rachunkowością, ale nigdy nie wiedziałem, jak stosować tę wiedzę w praktyce. Teraz wiem. Muszę wydostać się z wyścigu szczurów.

Jednak najbardziej poruszył mnie komentarz mojej córki.
– Ucząc się, dobrze się bawiłam – powiedziała. – Wiele nauczyłam się o tym, jak naprawdę pieniądze pracują i jak je inwestować.

Następnie dodała:
– Teraz wiem, że w wyborze zawodu mogę się kierować tym, co naprawdę chcę robić w życiu, a nie gwarancją otrzymania etatu i pakietem przypisanych do niego świadczeń lub tym, jak będę opłacana. Jeśli nauczę się tego, czego uczy ta gra, mam wolną rękę w robieniu i studiowaniu tego, czego pragnę z całego serca, zamiast studiować coś innego tylko dlatego, że firmy poszukują ludzi o określonych umiejętnościach zawodowych. Jeżeli nauczę się tego, nie będę musiała się troszczyć o utrzymanie posady czy bezpieczeństwo socjalne w taki sposób jak większość moich kolegów z roku.

Nie mogłam pozostać i porozmawiać z Robertem po zakończeniu gry, ale postanowiliśmy spotkać się później i podyskutować nad jego projektem. Wiedziałam, że chce użyć gry, aby pomóc innym w stworzeniu finansowego zabezpieczenia i chciałam więcej usłyszeć o tych planach. W następnym tygodniu mój mąż i ja spotkaliśmy się z Robertem i jego żoną przy obiedzie. Mimo iż po raz pierwszy przebywaliśmy ze sobą na stopie towarzyskiej, czuliśmy się tak, jakbyśmy znali się od lat.

Odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Poruszyliśmy wiele tematów – od sportu i zawodów do restauracji i zagadnień socjoekonomicznych. Rozmawialiśmy o zmieniającym się świecie. Wiele czasu spędziliśmy, dyskutując o tym, że większość Amerykanów zaoszczędziła na okres emerytalny niewiele lub nic, podobnie jak będące u progu bankructwa stanowe oddziały ubezpieczeń społecznych i zasiłków. Czy moje dzieci będą zmuszone do płacenia na emerytury dla 75 milionów osób z pokolenia wyżu demograficznego? Dziwiliśmy się, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak ryzykowne jest poleganie na programie ubezpieczenia emerytalnego.

Największy niepokój Roberta dotyczył rosnącej przepaści pomiędzy tymi, co mają, i tymi, co nie mają, w Ameryce i na świecie. Jako samouk oraz biznesmen „własnego chowu”, który podróżował dookoła świata, inwestując w różne przedsięwzięcia, Robert był w stanie stać się rentierem w wieku 47 lat. Powodem, dla którego powrócił do aktywności, był ten sam niepokój, który ogarnia mnie w stosunku do moich dzieci. Robert zdaje sobie sprawę z tego, że świat się zmienił, ale nie zmieniła się edukacja.

Zgodnie z opinią Roberta, dzieci spędzają całe lata w przestarzałym systemie edukacyjnym, ucząc się rzeczy, których nigdy nie zastosują w życiu, i przygotowując się do wejścia w świat, który już nie istnieje.
– Najbardziej niebezpieczną radą, jaką dzisiaj można dać dziecku, jest: „Idź do szkoły, osiągaj dobre wyniki, szukaj dobrej i pewnej pracy”.

Jest to przestarzała i niebezpieczna rada. Jeżeli moglibyście zobaczyć to, co się dzieje w Azji, Europie i Ameryce Południowej, bylibyście tak samo zaniepokojeni jak ja.

Według Roberta jest to zła rada. Dlatego jeśli chcemy, aby nasze dziecko miało zapewnioną dostatnią przyszłość, nie możemy mu nakazać, aby stosowało się do zbioru „starych reguł”. To jest zbyt ryzykowne. Spytałam go, co rozumie przez określenie „stare reguły”.

– Ludzie podobni do mnie działają według innego zbioru reguł aniżeli ten, który ty stosujesz. Co się dzieje, gdy korporacja ogłasza konsolidację firm?
– Ludzie są zwalniani. Rodziny są poszkodowane. Wzrasta bezrobocie.
– Tak, ale co się dzieje z firmą, szczególnie z firmą obecną na giełdzie papierów wartościowych?
– Gdy ogłasza się taką restrukturyzację, cena akcji zazwyczaj idzie w górę. Rynek lubi obniżanie przez firmę kosztów pracy, czy to przez automatyzację, czy przez konsolidację siły roboczej.
– Zgadza się. A gdy ceny akcji zwyżkują, ludzie tacy jak ja, akcjonariusze, stają się bogatsi. To jest to, co rozumiem przez określenie „inny zbiór reguł”. Pracownicy przegrywają; właściciele i inwestorzy wygrywają.

Robert objaśniał nie tylko różnicę pomiędzy pracownikiem i pracodawcą, ale także pomiędzy kontrolowaniem własnego losu a oddawaniem tej kontroli komuś innemu.
– Jednak dla większości ludzi trudne jest zrozumienie tego, dlaczego tak się dzieje – powiedziałam. – Po prostu myślą tylko, że to nie
jest w porządku.
– Dlatego jest głupotą powiedzieć dziecku: „Zdobądź dobre wykształcenie” – odrzekł. – Niemądrze jest zakładać, że edukacja, którą proponuje system szkolny, przygotuje nasze dzieci do wejścia w świat, który czeka na nie po ukończeniu szkoły. Każde dziecko potrzebuje więcej edukacji. Różnej edukacji. Dzieci muszą też znać inny zbiór reguł.
– Istnieją związane z pieniędzmi reguły, według których działają bogaci, a także reguły, według których działa 95 procent pozostałych
ludzi – powiedział. – Te 95 procent ludzi poznaje te reguły w domu i szkole. Dlatego dzisiaj powiedzenie: „Ucz się pilnie i szukaj pracy”
jest ryzykowne. Dzisiejsze dziecko potrzebuje bardziej wyszukanej edukacji, a obecny system nie zapewnia tego. Nie dbam o to, ile
komputerów umieszczą w klasie lub ile pieniędzy wyda szkoła. Jak ludzie odpowiedzialni za system edukacyjny mogą dążyć do uczenia
zagadnień, których sami nie znają?

Jak więc rodzic ma uczyć swoje dzieci tego, czego nie uczy szkoła? Jak uczyć dzieci rachunkowości? Czy się nie znudzą? A jak uczyć inwestowania, gdy jako rodzice sami niechętnie podejmujemy ryzyko? Zamiast uczyć moje dzieci robienia tego w bezpieczny sposób, zdecydowałam się uczyć je robienia tego w mądry sposób.
– W takim razie jak uczyłbyś dziecko tego, co jest związane z pieniędzmi oraz tego wszystkiego, o czym rozmawialiśmy? – spytałam Roberta. – Jak możemy ułatwić to rodzicom, szczególnie gdy sami tego nie rozumieją?
– Napisałem książkę na ten temat.
– Gdzie ona jest?
– W moim komputerze. Mam ją tam od lat w postaci mniejszych części. Od czasu do czasu coś do niej dodaję, ale nigdy nie złożyłem jej
w całość. Zacząłem pisać ją po tym, jak inna moja książka stała się bestsellerem, ale tej nowej nigdy nie skończyłem. Wciąż jest w częściach.

Rzeczywiście była w kawałkach. Po przeczytaniu rozrzuconych pojedynczych rozdziałów doszłam do wniosku, że książka jest wartościowa i powinna być udostępniona, szczególnie w obecnie zmieniających się czasach. Uzgodniliśmy z Robertem współautorstwo jego książki.

Spytałam, ile, jego zdaniem, finansowej informacji potrzebuje dziecko. Odpowiedział, że to zależy od dziecka. On sam będąc w młodym
wieku, wiedział, że chce być bogaty i miał szczęście posiadać kogoś, kto był dla niego jak ojciec i kto był bogaty i zechciał mu przewodzić.
„Edukacja jest podstawą sukcesu” – powiedział Robert. Podobnie jak szkolne umiejętności są życiowo ważne, tak samo i finansowe umiejętności oraz sztuka komunikowania się są istotne.

Książka opisuje historie dwóch ojców: bogatego i biednego, którzy wpłynęli na umiejętności, jakie Robert rozwinął w ciągu swego życia.
Kontrast pomiędzy dwoma ojcami stwarza ważną perspektywę. Książka otrzymała moje wsparcie i została przeze mnie zredagowana
oraz złożona. Jeśli jesteś księgowym, odłóż na bok swoją akademicką wiedzę książkową i otwórz swój umysł na teorie prezentowane
przez Roberta. Pomimo że wiele z nich konfrontuje się z ogólnie akceptowanymi podstawami rachunkowości, dostarczają one wartościowego wglądu w to, jak prawdziwi inwestorzy analizują swoje inwestycyjne decyzje.

Gdy jako rodzice radzimy naszym dzieciom: „Idź do szkoły, osiągaj dobre wyniki i szukaj dobrej pracy” – często robimy to z powodu kulturowego nawyku. Tak się zawsze robiło. Gdy spotkałam Roberta, początkowo jego pomysły przestraszyły mnie. Wychowywany przez dwóch ojców, był uczony zdobywać dwa różne cele. Jego wykształcony ojciec doradzał mu pracę dla korporacji. Bogaty ojciec doradzał mu posiadanie korporacji. Obie życiowe drogi wymagały edukacji, ale przedmiot studiów był całkowicie inny. Wykształcony ojciec Roberta zachęcał go, aby dążył do tego, by stać się mądrą osobą. Bogaty ojciec zachęcał go do nauczenia się tego, jak zatrudniać mądrych ludzi.

Obcowanie z dwoma ojcami wywoływało wiele problemów. Biologiczny ojciec Roberta był wyższym urzędnikiem resortu edukacji stanu Hawaje. Od czasu, gdy Robert ukończył 16 lat, groźba: „Jeśli nie osiągniesz dobrych wyników, nie otrzymasz dobrej pracy” miała na niego bardzo mały wpływ. Wiedział już, że drogą jego kariery będzie posiadanie korporacji, a nie praca dla innych. Tak naprawdę, gdyby nie mądry i wytrwały doradca w szkole średniej, Robert nie poszedłby na studia. Przyznaje się do tego. Za wszelką cenę chciał rozpocząć tworzenie swoich aktywów, ale ostatecznie się zgodził, że ze studiów również odniesie korzyść.

Dla większości dzisiejszych rodziców idee zawarte w tej książce są prawdopodobnie zbyt radykalne. Część rodziców ma już wystarczająco duże trudności z utrzymaniem dzieci w szkole. Jednak jako rodzice powinniśmy być otwarci na nowe i śmiałe idee, zwłaszcza mając na względzie zmieniające się czasy. Zachęcanie dzieci, aby były pracownikami, jest doradzaniem własnym dzieciom, aby w ciągu swojego życia płaciły coraz większe podatki i składki emerytalne, chociaż w zamian otrzymają jedynie obietnicę małej lub żadnej emerytury.

Prawdą jest to, że podatki są największym kosztem, który ponosi pracownik. Większość rodzin pracuje od stycznia do połowy maja na płacone przez siebie podatki. Istnieje zapotrzebowanie na nowe pomysły edukacyjne i książka ta właśnie ich dostarcza.

Robert mówi, że bogaci uczą swoje dzieci w inny sposób. Uczą je w domu, przy rodzinnym stole. Pomysły tu zawarte mogą nie być tymi,
które wybrałeś do dyskusji ze swoimi dziećmi, ale dziękujemy Ci za przyjrzenie się im. Radzę Ci też nie ustawać w poszukiwaniach. W mojej opinii, jako mamy i księgowej, koncepcja zakładająca jedynie zdobycie dobrych wyników w szkole i znalezienie dobrej pracy, jest starym pomysłem.

Musimy doradzać naszym dzieciom w bardziej wyszukany sposób. Potrzebujemy nowych pomysłów i innej edukacji. Być może mówienie naszym dzieciom, aby starały się być dobrymi pracownikami i równocześnie próbowały prowadzić własną firmę inwestycyjną, nie jest najgorszym pomysłem.

Jako matka mam nadzieję, że książka ta pomoże innym rodzicom. Robert ma nadzieję uświadomić nam, że każdy może osiągnąć powodzenie, jeśli taki będzie jego wybór. Czy jesteś dzisiaj ogrodnikiem, dozorcą czy nawet bezrobotnym, masz możliwość kształcenia się i uczenia tych, którzy będą zainteresowani zadbaniem o siebie od strony finansowej. Pamiętaj, że zdobywanie finansowej inteligencji jest procesem mentalnym, poprzez który rozwiązujemy swoje finansowe problemy.

Dzisiaj stoimy w obliczu globalnych i technologicznych zmian, które są wielkie, a nawet większe niż te, w obliczu których trzeba było stanąć w przeszłości. Nikt nie posiada kryształowej kuli, ale jedna rzecz jest pewna: przed nami stoją zmiany, których wielkość wykracza poza naszą współczesność. Któż wie, co przyniesie przyszłość? Cokolwiek jednak się stanie, mamy dwa podstawowe wybory: działać asekuracyjnie lub mądrze: przygotowując się, edukując, budząc nasze własne finansowe zdolności oraz talenty naszych dzieci.

Sharon Lechter

Uwaga: Tekst jest fragmentem książki Roberta Kiyosaki i Sharon Lechter: http://www.zlotemysli.pl/prod/12330/bogaty-ojciec-biedny-ojciec-robert-kiyosaki-i-sharon-l-lechter.html.

Robert Kiyosaki będzie jednym z prelegentów National Achievers Congress, który odbędzie się w październiku w Warszawie: http://nac.zlotemysli.pl/.

Rate this post
<< Poprzedni <<
>> Następny >>

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply

*