Nigdy nie zapomnę tego momentu! Było to w Toronto, wiosną 1988 roku. Przeczytałam wtedy swoją pierwszą książkę z olbrzymiej rodziny tych, które starają się pomóc człowiekowi w odkryciu w sobie potęgi i wykorzystywaniu jej w codziennym życiu w harmonii ze sobą samym, innymi i światem. Książka nosiła tytuł „Discover Power Within You” (Odkryj siłę, która jest w tobie), a jej autorem był Eric Butterworth.
Przeżyłam wtedy cudowne zjawisko „Aha!”, które pamiętałam dobrze z dzieciństwa. Nie byłam asem z matematyki. Miałam dobre stopnie, ale ja sama doskonale wiedziałam, że nie są one poparte rzetelną wiedzą i zrozumieniem przedmiotu. Brak matematycznego instynktu rekompensowałam pracą, dopisywało mi też szczęście. Często bywało, że po dłuższym skupianiu się na trudnym zadaniu nagle doznawałam olśnienia — rozumiałam, o co chodzi.
Skomplikowane sformułowania poprzetykane cyframi stawały się zrozumiałe, wręcz oczywiste, i wiedziałam już, jak rozwiązać zadanie. To było właśnie zjawisko „Aha!” — nagłe ujrzenie czegoś w innym, zrozumiałym, często lepszym dla nas świetle. Pewnie nie tylko ja miałam takie doświadczenia. I nie trzeba koniecznie problemów matematycznych, aby je przeżyć. Czyż całe nasze życie nie wygląda podobnie?! Czy nie jest tak, że praca i to, co nazywamy szczęściem, powodują, że prześlizgujemy się z roku na rok, a czasami udaje nam się nawet zdobywać dobre stopnie?
Kto z nas od razu wie, jak żyć? Czy nasi rodzice obdarowują nas doskonałymi przewodnikami, czymś w rodzaju książki: „Jak żyć? Przewodnik życia zdrowego, szczęśliwego i pełnego sukcesów”? Niestety nie! Sami ich nie mają i często dziwią się, jak to się stało, że ich dzieci są takie, jakie są. W tej chwili coraz więcej rodziców skłonnych jest podrzucić swoim dzieciom taką książkę, ale… rzadko kto chce ją czytać.
Jednak w tym cudownym procesie życia są momenty, w których doznajemy olśnienia — dowiadujemy się czegoś nowego, co w zdecydowany sposób zmienia nasz stosunek do wszystkiego. Tym razem zrozumiałam, że moje niemal codzienne zżymanie się na rzeczywistość, na Kanadyjczyków, urzędy, dzieci, męża i w ogóle życie — nie ma sensu. To nie Kanada wybrała mnie, a ja ją… Męża zresztą też. Nikt nie podkłada mi kłód pod nogi, to przede wszystkim ode mnie zależy, co widzę przed sobą i w co wierzę.
Świat nie jest winien mojej frustracji! Winny nie jest nikt, ale najwięcej do powiedzenia w tej sprawie ma… niejaka Iwona, czyli ja sama. Nie zawsze to nagłe olśnienie dokonuje się, niestety, w sposób przyjemny — za sprawą przeczytanej książki, dokonanych przemyśleń czy usłyszanego wykładu. Bywa, że ludzie zaczynają widzieć życie z innej perspektywy na skutek wydarzeń dramatycznych, często tragicznych.
Czasami ciężka choroba (własna lub kogoś bliskiego), zerwany związek, alkoholizm czy narkomania członka rodziny każą spojrzeć na życie w kategoriach prawdziwych wartości. To także jest zjawisko „Aha!”. Zwykle dowiadujemy się wtedy, że przegapiliśmy coś w życiu, straciliśmy — czasem bezpowrotnie — cenną wartość. Jednak i wtedy zdarzenie takie może mieć swój cel, swój dobry skutek. Wszystko zależy od tego, co zrobi się później.
Także w moim życiu osobistym straty miały udział w odnajdowaniu kolejnych kawałków olbrzymiej składanki pt. „Życie”. Jednakże ten wiosenny dzień w Toronto spowodował, że znalazłam jej kluczowe fragmenty, takie, które sprawiły, że zaczęłam rozumieć, co właściwie układam… i to, że muszę to zrobić sama.
Po książce Butterwortha przeczytałam wiele, wiele książek. Zaczęłam też chodzić na kursy prowadzone przez najwybitniejszych przedstawicieli ruchu rozwoju potencjału człowieka, prezentujących różne koncepcje, patrzących na życie człowieka z odmiennych punktów widzenia, próbujące pomóc w optymalnym funkcjonowaniu w takich dziedzinach jak własne zdrowie, praca zawodowa, relacje z innymi ludźmi.
Zmieniałam się bardzo szybko, a w ślad za tym szły zmiany w moim życiu. Psychologiczne wykształcenie pozwalało mi sprawniej poruszać się w każdej z proponowanych koncepcji, widziałam nawet, że czasami swoją wiedzą uzupełniam wiedzę prelegentów. Moje życie weszło na inne tory… Tak pisałam piętnaście lat temu. Myślisz, że wiele się zmieniło?
Dziś znam wprawdzie pewnie już kilkaset poradników i książek z dziedziny psychologii osiągnięć. Jestem mądrzejsza o wiele doświadczeń. Stworzyłam swoją własną koncepcję wspierania rozwoju jednostek i firm, która nazwałam logodydaktyką® i wykształciłam kilkudziesięciu trenerów pracujących w zgodzie z jej założeniami2. Jednak wciąż czytam kolejne książki, które powodują u mnie nowe „Aha!”. Czasami nawet te same, czytane raz jeszcze, wydają się dawać mi informacje, których kiedyś w nich nie widziałam.
Rozwój jest procesem ciągłym. Jeśli istnieje jakiś jego cel, to na pewno nie w tym życiu. Chodzi o to, by stawać się coraz lepszym, doskonalszym, lepiej służącym innym i światu. Wtedy można nazwać się człowiekiem sukcesu. A wtedy przyjdzie też szczęście.
ZADANIA
1. Zapisz najważniejszą d la Ciebie myśl z przeczytanego tekstu.
2. Spróbuj sobie przypomnieć, czy doświadczyłeś zjawiska „Aha!”.
3. Pójdź do biblioteki lub księgarni i przejrzyj książki z dziedziny samorozwoju i popularnej psychologii.
4. Zrób sobie krótką listę książek, które chcesz przeczytać w najbliższym czasie. Zrób to sam, proszę. Choć na końcu książki znajdziesz trochę moich propozycji, wierzę, że każdemu człowiekowi potrzebne są inne książki. Jeśli spodoba Ci się moje podejście, z pewnością warto sięgnąć po inne moje książki. Zajrzyj na moją stronę: www.asdimo.pl
Uwaga: Tekst pochodzi z książki „Akademia Sukcesu” Iwony Majewskiej-Opiełki, której nowe wydanie ukaże się w przyszłym tygodniu w Złotych Myślach.
No Comments