Jak Piotr wpadł w długi? Oto historia Piotra (odsłona pierwsza):
Zamek… na piasku
Na początku sierpnia 2009 roku Piotr zadzwonił do mnie i powiedział, że odchodzi z pracy. W jego głosie można było wyczuć silne napięcie, więc chociaż nie mówił o tym, domyśliłem się, że nie było to planowane. Nie pytałem o przyczyny, Piotr sam też o nich nie wspominał.
Cóż, pomyślałem, takie rzeczy się zdarzają, w sumie nic wielkiego się nie dzieje. Piotr, jako doświadczony informatyk, pracę znajdzie prędzej czy później. Może i lepszą. Będzie dobrze. Nie spodziewałem się żadnych rewelacji w związku z tym, dlatego nawet niespecjalnie się tym przejąłem. Miałem dość własnych zajęć, więc już nie wracałem do spraw Piotra. Da znać, kiedy mu się ułoży.
W połowie grudnia Piotr zjawił się u mnie z prośbą o pożyczkę. Zamurowało mnie. Spodziewałem się, że choć nie znalazł jeszcze nowej pracy, przy dochodach, jakie miał poprzednio, pożyczka nie będzie mu potrzebna jeszcze co najmniej w ciągu 6–9 miesięcy. Nie wiedziałem o niczym, co — według mnie — wymagałoby od niego dodatkowych pieniędzy. Tym bardziej tak nagle.
— Co się stało? — zapytałem.
— Od jakiegoś czasu mamy kłopoty finansowe. Drobna kwota — 2000–3000 zł — bardzo by nam pomogła. Wystarczyłoby na kilka miesięcy, w ciągu których znajdę lepszą pracę i odzyskamy płynność. Wtedy oddamy — w jego głosie wyczuwałem pewne zażenowanie.
— Lepszą? To masz już pracę? Dopiero co odszedłeś
z poprzedniej.
— To prawda, mam. Nie mówiłem o tym, bo też nie było się czym chwalić. Dopiero co ją podjąłem. Musiałem to zrobić — pod presją żony, rodziny i kilkorga znajomych. Ale z tej pracy nie wyżyjemy. Potrzebuję niewielkiego wsparcia na kilka miesięcy.
Piotrowi brakuje 2000–3000 zł jako uzupełnienie wydatków w okresie kilku miesięcy. Szybko to przeliczyłem: 2000–3000 zł podzielone na — powiedzmy — 6 miesięcy daje około 500 zł na miesiąc. To niewiele, pomyślałem, jednak coś w tej rozmowie mnie zaniepokoiło.
— Piotrze, zanim pożyczę ci pieniądze, potrzebuję wiedzieć, czy można ci jakoś konkretnie pomóc — zaczęło mi świtać, skąd mogła się wziąć trudna sytuacja Piotra. — Bo widzisz, pożyczka nie zawsze musi rozwiązać problem. Może można zrobić coś jeszcze?
— No właśnie w ten sposób możesz mi pomóc. Mamy niewielki deficyt w domowym budżecie. Brakuje nam ok. 400 zł, żeby go zbilansować. Rozglądam się za lepszą pracą, i kiedy ją znajdę, a ciągle poszukuję, zlikwiduję deficyt, i z nadwyżki oddam.
— Piotrze, 400 zł przy twoich, waszych dochodach, to niewielka kwota. Nie możesz po prostu na czymś zaoszczędzić?
— Wierz mi, nie mogę. Ograniczyliśmy wszystko, co się dało. Zostało to, czego nie można zredukować w żaden sposób. Po prostu nam brakuje.
— Skąd wam się wziął deficyt? Przecież zarabiacie, zawsze zarabialiście, wystarczająco. Nie widać w waszym przypadku żadnych ekstrawagancji.
— Zarabialiśmy. Ale kiedy odszedłem z pracy, co nie było przeze mnie planowane, po okresie wypowiedzenia, gdy dostawałem tylko podstawę, zostaliśmy jedynie z pensją żony, a jej zarobki, jak wiesz, nie były wystarczające. Premia roczna, którą dostałem już po odejściu, nie zmieniła sytuacji znacząco. Dała nam dwa dodatkowe miesiące. Spłacamy kredyty. Musieliśmy częściowo pożyczać przez cały ten okres, a trwa
to już prawie pół roku. Rodzina nam pomagała. Ale w którymś momencie stwierdziła, że ma dość, więc musiałem szybko przyjąć pierwszą z brzegu pracę. I zrobiłem to, tyle że moje wynagrodzenie jest niższe od poprzedniego aż o 20%. W efekcie mamy u rodziny spory dług. Jakby tego było mało, ten nieszczęsny deficyt — w miesiącu brakuje nam ok. 400 zł. Oczywiście wtedy, gdy nie wydarzy się nic ponad rutynę, bo jeśli przykładowo popsuje się pralka, albo, co jeszcze gorsze, samochód, wtedy ten deficyt gwałtownie rośnie.
— Nie próbowaliście na czymś oszczędzić?
— Oczywiście. Na wszystkim, na czym można. I to maksymalnie, aż do granic możliwości. Wiesz, kiedy pracowaliśmy nad przebudową domu, ograniczyliśmy chyba wszystko, co się dało. Ale i tak pochłonęła ona bardzo dużo, więc musieliśmy brać kredyt, i to nie jeden. Mamy kilka niewielkich kredytów, które spłacamy przede wszystkim. Naprawdę nie mamy na czym oszczędzać. Potrzebujemy konkretnego wsparcia. Wstyd to przyznać, ale nasz zamek okazał się… zamkiem na piasku.
— Piotrze — szybko przemyślałem sytuację; nie wyglądała ciekawie — pomogę ci, ale zanim ustalimy ile, albo inaczej, na jaki okres jest ci potrzebne pokrycie deficytu, chcę przepracować wasze wydatki. Mam wrażenie, że nie są optymalne. Jeśli tak jest rzeczywiście, można znaleźć w nich oszczędności. Poszukamy ich wspólnie, oczywiście jeśli się zgodzisz. Tylko stawiam jeden warunek!
— Tak? — przerwał mi Piotr niepewnie.
— Jeśli uda mi się znaleźć jakieś rozwiązanie, wygospodarować oszczędności, ich połowę zainwestujesz wg mojego wskazania. Drugą połowę możesz przeznaczyć na spłatę zadłużenia — tego w rodzinie. Chociaż mam wrażenie, że mógłbym wskazać lepsze rozwiązanie. Jednak wyobrażam sobie, w jakim napięciu żyjesz, stąd zostanę przy połowie. Zgadzasz się na takie postawienie sprawy?
— Ciekawe, skąd pomysł, że nasze wydatki nie są optymalne. Znaczyłoby to, że nadal możemy oszczędzać. Cóż, jakoś nie wyobrażam sobie, jak to można zrobić. Po prostu nie mamy na czym oszczędzać. Skąd to przypuszczenie? — Piotr wyraźnie nie dowierzał.
— Piotrze, w każdym budżecie można znaleźć wydatki, których nie powinno być. Dla mnie to oczywiste, ty musisz mi uwierzyć. Jeśli to się sprawdzi w twoim przypadku, mamy szansę na osiągnięcie efektu. Więc jak, zgadzasz się?
— W porządku, zgadzam się, przecież nie płacę za to — Piotr odetchnął.
— Oczywiście, że nie płacisz. To co, do dzieła.
Uwaga: Tekst pochodzi z książki Czwarta droga
No Comments