„Życie zaczyna się kończyć w momencie, gdy przestajemy mówić o rzeczach ważnych” – Martin Luther King
Słowa
Zgodnie z powszechnym przekonaniem miłość nie wymaga słów. Wystarczy głębokie spojrzenie w oczy, przytulenie, gorący pocałunek… Pogląd piękny i romantyczny, ale niestety nieprawdziwy. Miłość (ta prawdziwa) polega przede wszystkim na komunikacji słownej, na wyrażaniu werbalnie swoich myśli i uczuć. Mowa — jakkolwiek niedoskonała — jest jedynym jak do tej pory narzędziem przekazywania myśli. Istnieje też oczywiście cała sfera komunikacji niewerbalnej, mnóstwo sygnałów przekazywanych na poziomie biologicznym, ale człowieczeństwo zaczyna się na poziomie słów i koncepcji. Najlepiej jest więc jak najszybciej i jak najprecyzyjniej nauczyć się ich używać.
Toast1
miłość bez słów
jest jak pustelnik
nieznany nikomu
zamknięty
w swojej mądrości
a może niewiedzy
miłość bez słów
jest jak poezja
nienapisana
możesz ją nosić
w sercu
aż umrze
wznoszę toast
za zdrowie
miłości i poezji
niech żyją słowa
które pozwalają
je wyrażać
Wiersz z forum internetowego, autorstwa „Usu”. Forum to, pod nazwą „Eldorado” istniało w latach 2000–2002.
Miłość, podobnie jak poezja, wymaga słów. Mimo że są zwolennicy miłości „po prostu”, który twierdzą, że kochać należy bez słowa „kocham” — i to nawet pięknie brzmi — to nie daj się na to nabrać.
Komunikacja w związku
Jakie są zasady skutecznej komunikacji między partnerami? Jak się najlepiej porozumiewać? Na pewno podstawowe zasady sprowadzają się do otwartości, szczerości i uczciwości. Może to, co piszę, nie jest popularne, ale z własnego doświadczenia wiem, że to jest najlepsza metoda na dobry związek. Może być czasem bolesna, ale warta jest każdych pieniędzy!
Receptą na szczęśliwe i spełnione życie jest otwartość w połączeniu z asertywnością. Postawa asertywna też nie jest łatwa i wymaga ćwiczenia, ale jest wielką cnotą. Jest to umiejętność przekazania swoich myśli w odpowiedni sposób: nie agresywnie, nie atakiem, ale i bez biernego tłamszenia w sobie tego, co mnie gryzie. Asertywność w związku to przekazywanie partnerowi tego, co jest dla mnie ważne. Jedną z istotniejszych umiejętności w małżeństwie jest nauczenie się komunikowania z partnerem na temat tego, co przeżywamy, co nas boli, co cieszy i co uważamy za potrzebne omówienia. Dobra komunikacja wymaga po prostu mówienia, mówienia, mówienia…
Polega na rozmawianiu, jak najczęściej, na wszystkie możliwe tematy. Konwersowaniu w sposób możliwie najbardziej otwarty, szczery i uczciwy. Kiedy omawiam kwestię otwartości ze znajomymi obu płci, z reguły entuzjastycznie mnie popierają i przyznają rację: powinno się być szczerym we wszystkim. Gdy jednak przychodzi do konkretów (a ja lubię konkrety), okazuje się, że „oczywiście” są wyjątki. Pewnych rzeczy się nie mówi. Według starszych są sprawy, których „przecież” nie można poruszyć z mężem czy żoną (żeby nie ranić — to najczęstszy argument). Z kolei młodzież, która oczywiście nie ma zamiaru mieć żadnych tajemnic przed przyszłym partnerem, zwykle wiele ukrywa przed rodzicami (na przykład niezdane egzaminy, z kim się spotyka, nie mówiąc już o szczegółach swojego życia erotycznego).
Zastanawiam się, dlaczego jest tak dużo zakłamania. Na pewno takie są fakty, więc może istnieje jakaś dobra strona niemówienia wszystkiego, a nawet wprowadzania w błąd?
Hipokryzja
Mechanizm oszukiwania na krótką metę działa z korzyścią dla nieuczciwego. Jeśli na przykład dwóch jaskiniowców stara się o względy urodziwej pani jaskiniowiec, przekazanie rywalowi informacji, że za skałą w dolinie znajdzie mrowie jagód, podczas gdy naprawdę czai się tam tygrys — może okazać się korzystne.
Ponadto oszukiwanie może być też stosowane w celach obronnych i niekoniecznie z góry trzeba je potępiać. Jest ono powszechne nawet na poziomie biologicznym, na przykład zjawisko mimikry polega na tym, że osobnik udaje, iż jest czymś (kimś) innym niż w rzeczywistości, dzięki czemu odnosi określone korzyści.
Dawkins opisuje m.in. małe rybki, które żywią się resztkami pokarmu tkwiącego między zębami dużych ryb. Ewolucyjnie wytworzył się rytuał, zgodnie z którym mała rybka wykonuje specjalny taniec przed swoją potężną żywicielką, co jest sygnałem dla dużej ryby, by otworzyła pysk. Mała pływa wtedy i czyści zęby dużej. Jest to korzystne dla obu stron, bo ta pierwsza się najadła, a druga miała darmową wizytę u dentysty. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że istnieje pewien gatunek bardzo agresywnych rybek, które w drodze ewolucji przyswoiły podobny taniec, lecz dopuszczone blisko, wyżerają kawał płetwy dużej ryby i nim zwierzę się zorientuje, uciekają.
Wracając do ludzi — prezentowanie siebie jako kogoś innego niż w rzeczywistości jest formą hipokryzji. Będzie to na przykład głoszenie i rozpowszechnianie poglądów, przekonań, zwyczajów i zachowań, które w rzeczywistości nie odzwierciedlają się u osoby je głoszącej. Obłuda ma wiele odcieni w zależności od stopnia świadomości hipokryty: od całkowicie wyrafinowanego oszustwa do w pełni nieświadomych zachowań, w których czyny po prostu nie są zgodne z głoszonymi przekonaniami.
Wyrafinowany oszust
Na jednym krańcu tego spektrum znajduje się hipokryta, który zdaje sobie sprawę, że to, co mówi, nie jest zgodne z tym, co myśli i robi, ale postępuje tak dla określonych korzyści. Fakt, że sam nie stosuje się do głoszonych przez siebie poglądów, stara się dobrze ukryć. W pewnych okolicznościach może nawet zachowywać się zgodnie z tym, co głosi, ale tylko wtedy, gdy jest obserwowany. Klasycznym tego przykładem jest Świętoszek, bohater komedii Moliera, według którego „nie grzeszy ten, kto grzeszy w ukryciu”. Świat zna wielu oszustów, którzy przez całe życie utrzymywali się ze swego procederu, czy to przy stoliku karcianym, czy korzystając z wyrafinowanych metod nabierania naiwnych (a nawet nie tylko naiwnych). Po angielsku „zawód” ten doczekał się nawet specjalnego określenia: con artist. Tłumacząc dosłownie, jest to „artysta nabieracz”. Jak bardzo był ten proceder popularny w Ameryce, doskonale ilustruje film „Żądło”, w którym takich artystów wybornie grają Paul Newman i Robert Redford.
Roztrzepany niedorajda
Na drugim krańcu spektrum hipokryzji znajduje się osoba, która nie postępuje zgodnie z głoszonymi poglądami, ale nie wie dlaczego; naprawdę nie rozumie, jak to się dzieje, że jej czyny nie są zgodne z przekonaniami — nie tylko głoszonymi, ale wyznawanymi. Hipokryzja miesza się tu często ze zwykłą głupotą: „Już taki widocznie jestem”. W tym jej typie będzie również zaznaczała się tendencja do ukrywania czynów: ze wstydu, bo „po co ludzie mają wiedzieć”. Na przykład alkoholik lub narkoman będzie starał się w jakiś sposób ukrywać swoją chorobę, przynajmniej we wczesnym jej stadium.
Ukrywanie czynów
Charakterystyczną cechą hipokryty jest ukrywanie prawdziwych czynów. Dlatego baczne obserwowanie faktycznego działania, a nie pięknych słów, planów i fantazji daje najlepsze szanse jego zdemaskowania: zarówno kogoś, jak i… siebie. Za słowami kryją się jakieś czyny. Jakie one są? Często nie jest trudno to zauważyć. Kluczem jest przyglądanie się czynom. Co ja — czy też on — robimy i dlaczego? Dlaczego zachodzi niezgodność działań i głoszonych poglądów? Fakty, fakty, fakty! Im częściej i dokładniej analizowane są fakty, tym łatwiej odkryć hipokryzję. Jest to zgodne z trzecim prawem konfliktu (o którym za chwilę): im więcej światła, tym lepiej dla słusznej sprawy.
Oszukiwanie dla korzyści
Tak czy inaczej, hipokryzja jest oszustwem — niezależnie od tego, czy bierze się z premedytacji, czy z głupoty, czy (najczęściej) trochę z jednego, trochę z drugiego. Oszustwo to, gdy się bliżej przyjrzymy, przynosi zwykle większe lub mniejsze korzyści. Jednakże to, że hipokryzja wykształciła się w drodze ewolucji jako zjawisko przynoszące korzyści osobnikowi, który (świadomie lub nieświadomie) stosuje ją w swoim postępowaniu, nie zmienia faktu, że jest to nieuczciwe.
Uwaga:Tekst pochodzi z książki My, czyli jak być razem Tadeusza Niwińskiego.
No Comments