Czy bycie szczerym zawsze oznacza mówienie tego, co się myśli? Przeczytajcie magiczną opowieść. Może nie wszystko jest oczywiste?
„26 czerwca przed kilkoma tysiącami lat…
Słońce powoli chyliło się ku zachodniemu horyzontowi, wielobarwnie rozświetlając pół nieboskłonu. Żar nieco zelżał, a ludzie zaczynali się ożywiać. Władcę wniesiono w lektyce na zacieniony o tej porze taras, by wyciągnął dłonie w kierunku zachodzącego słońca. Rozbrzmiały uroczyste dźwięki trąb, oznajmiające pożegnalne uniesienie dłoni władcy.
Po pożegnaniu słońca i błogosławieństwie wdzięcznego ludu przeniesiono pana w procesji do sali. Grajkowie idący na czele pochodu wydobywali ze swoich instrumentów dźwięki, tworząc muzykę sławiącą słońce — ojca i brata władcy. Wniesiony do rozległej sali król rozparł się wygodnie i jak zwykle w porze wieczornej oglądał taniec pięknych i powabnych dziewic, by wybrać jedną z nich na noc. Pierwsza była odziana w szaty koloru purpury, symbolizującej dostojność, druga w złote, wyrażające bogactwo, trzecia zaś w biel, ukazującą sprawiedliwość pana i władcy. Wszystkie wirowały w rytm muzyki, jakby frunęły ponad mozaiką posadzki.
Tego wieczoru pan i władca postanowił oznajmić swoją wolę. Ostatniej nocy miał sen. Śnił o budowli — wieży, niewieży — sięgającej samego nieba. Sen był tak silny, że władca przez cały dzień nie myślał o niczym innym. Wciąż miał przed oczami najwyższą na świecie budowlę, pełną krużganków, wymyślnych okien, posągów i płaskorzeźb, upamiętniających liczne zwycięstwa. To będzie coś, czego oczy ludzkie jeszcze nie widziały. Ciekawe, jak wysoko albo daleko jest do nieba? — pomyślał.
W tym samym momencie powiedział też sobie, że to nie jest ważne. Najważniejsze to wiedzieć, czego się chce. Tak jak było dotychczas — każda wola musi zostać spełniona. On, pan krain tak licznych, że sam wszystkich nie pamiętał, czuł się dziś władcą świata, był synem bogów, im równym. Postanowił, że od dzisiaj będzie pozwalać nazywać się panem świata. Postanowił też, że sen ten zesłał mu Bóg, oznajmiając swoją wolę.
— Tak — mówił do siebie — przecież sny nie biorą się z niczego. Bogowie wiedzą, czego chcą, i oznajmiają swą wolę wybrańcom.
Wezwał swego namiestnika Mefesa, który jak zwykle pojawił się cicho i ledwie zauważalnie. Król skinieniem uciszył muzykę i odprawił wszystkich.
— Mefesie — rzekł — podjęliśmy decyzję. Budujemy wieżę sięgającą do nieba. Masz w ciągu czterech miesięcy znaleźć i przyprowadzić najlepszego na świecie budowniczego. Takiego, który jest w stanie wznieść budowlę sięgającą nieba. Dostanie tylu niewolników, ile będzie trzeba. Dostanie wszystko, co będzie potrzebne.
— Stanie się według twojej woli panie i królu wschodu i zachodu, północy i…
— Milcz i słuchaj. Od teraz pozwalam tobie i całemu ludowi zwracać się do nas: „panie świata”.
— Tak, panie świata, zrozumiałem.
Był późny wieczór, może już całkiem ciemno, kiedy Mefes wybrał się do Orana, wielkiego arcykapłana, osobistego astrologa władcy. Był to człowiek mądry i roztropny. Dzięki tym przymiotom potrafił przez lata utrzymać się na swym stanowisku. Zawsze udzielał władcy takich rad, jakich ten oczekiwał. W czasie jego panowania, a było to już ponad dwadzieścia lat, wielu ludzi zostało skróconych o głowę. Tylko oni dwaj — Mefes i Oran — zawsze pozostawali przy władcy i nie zdarzyło się nic, co mogłoby zachwiać ich pozycją.
Obaj zawdzięczali to swemu nauczycielowi Aresowi, który wtajemniczył ich w najtajniejsze jądro tajemnic. Arcytajemnica ta brzmiała całkiem prosto: jeżeli chcesz panować nad ludzkimi sercami, bądź zawsze szczery. Uczniowie na początku nie pojmowali jednak, na czym polega szczerość. Dopiero po wielu próbach, które za każdym razem prowadziły do takiej lub innej katastrofy, Ares zdradził im sekret szczerości. Mefes pamiętał tę rozmowę tak, jakby odbywała się wczoraj.
— Aresie, mistrzu, byłem szczery. Szczerze mówiłem ludziom to, co należało im powiedzieć, by postępowali godnie. Jednak oni tego nie znoszą. Nie chcą poznać tego, co mam im do powiedzenia.
Ares powiedział wtedy:
— Nie całkiem zrozumieliście tę najskrytszą z tajemnic. Wydaje się wam, że jesteście szczerzy, gdy mówicie ludziom, co myślicie albo co, według was, powinni w sobie zmienić. To nie jest szczerość.
Naprawdę szczery jesteś wtedy i tylko wtedy, gdy mówisz ludziom to i tylko to, czego chcą słuchać. Rozumiecie? Tylko to, co są gotowi usłyszeć.
Na początku to właśnie było najtrudniejsze: wysłuchać ludzi tak, by wiedzieć, co oni chcą usłyszeć — myślał Mefes. I jedynie dzięki zrozumieniu tej tajemnicy jestem namiestnikiem sprawiedliwego władcy. Zawsze byłem wobec niego szczery, a moja szczerość stała się sławna i wielokrotnie nagradzana.
Oran, mimo późnej pory, ucieszył się z wizyty starego przyjaciela. Widząc go, od razu poznał jednak, że jest poruszony.
— Dzisiaj nasz władca powiedział, że jest panem świata, i polecił wznieść budowlę sięgającą nieba.
— Wiem już o tym — wyszeptał z przejęciem Oran. — Czeka nas trudna praca.
Fakt, że Oran wiedział o jego rozmowie w cztery oczy z władcą, nie był dla Mefesa zaskoczeniem. Ściany każdego pałacu mają uszy. Zresztą tylko dzięki tym uszom udawało się być naprawdę szczerym w rozmowach z władcą i innymi możnymi.
— Wprawdzie jestem już nieco zmęczony, chodźmy jednak na szczyt, by zobaczyć, co mówią gwiazdy — powiedział Oran.
Szczyt zikkuratu był pozbawiony ścian, a tym samym uszu…
— Dał mi cztery miesiące na sprowadzenie najlepszego budowniczego — mówił zasapany wchodzeniem Mefes. — Wydaje mi się, że myślał o Wolinie, który buduje teraz wielkie miasto na brzegu morza, skąd pochodzi jantar dla naszej Pani.
Pierwszym pytaniem Wolina, kiedy dowiedział się od Mefesa o czekającym go zadaniu, było: Jak wysoko jest do nieba? Na spotkanie z Oranem Wolin nie musiał długo czekać. Chciał zadać to pytanie największemu kapłanowi i najlepszemu astrologowi. Wszak to on powinien najwięcej wiedzieć o niebie.
— Wolinie, do chmur jest daleko, lecz jest to odległość zmienna, zależna od woli bogów. Bywa, że jest to taka odległość, jak do zikkuratu w Anone albo jeszcze dwa razy dalej.
Do dzisiaj echa tej rozmowy można spotkać w językach tego świata. Budowniczy zapytał, jak wysoko do nieba, kapłan podał wysokość do chmur. Na określenie wysokiej budowli w języku angielskim mówi się skyscraper, w języku polskim drapacz chmur. Wolina taka odpowiedź nie satysfakcjonowała. Jak zbudować budowlę tak wysoką, a jednocześnie nie zahaczyć o niebo?
Według psychosemantyki
Jeżeli chcesz panować nad ludzkimi sercami (i swoim), bądź zawsze szczery. Szczery jesteś zaś wtedy i tylko wtedy, gdy mówisz ludziom to i tylko to, czego chcą słuchać. Jeśli uważasz to za obłudę i wydaje ci się, że należy mówić ludziom to, co się o nich myśli, jesteś w wielkim błędzie. Mówienie ludziom tego, co o nich myślisz, nie jest szczerością — jak cię być może uczono — a jedynie wyartykułowaniem twoich opinii, albo jak wielu dopadł cię syndrom „uświadamiania”.
Szczery jesteś wtedy i tylko wtedy, gdy mówisz im to i tylko to, czego chcą słuchać. Jednak by tego dokonać, musisz najpierw słuchać i słyszeć, patrzeć i widzieć, odczuwać i współodczuwać. Tylko wtedy masz szansę być szczery.
Jeśli zaś myślisz, że do ludzi należy kierować tylko same pozytywne słowa, tylko ich chwalić, wiedz, że nie na tym polega szczerość. Są tacy, którzy chcą i potrzebują dosadnych słów — gdy im ich nie dasz, będą czuć się niedobrze”.
Uwaga: Tekst jest fragmentem książki NLP według Dantego, której premiera u nas odbędzie się już bardzo niedługo :).
No Comments