Archives:

rozwój osobisty i osiąganie celów

Co robić, gdy nie wychodzi?

30 listopada 2016

Porażka. Przegrana. Klęska. To takie słowa ostateczne. Brzmią jakby po nich nie było już niczego, cały świat znika a człowiek zostaje z poczuciem zmarnowania życia. A przecież tak nie jest. Ciągle popełniamy jakieś błędy ale nie musimy ich określać ani porażką, ani przegraną czy klęską. Z każdego doświadczenia da się wyciągnąć jakąś naukę. Z każdej złej sytuacji można znaleźć rozwiązanie. Kiedy zamykają się drzwi, trzeba się rozejrzeć za otwartym oknem. Nie ma sytuacji bez wyjścia.

  • Czy się poddać?

Przede wszystkim za szybko się poddajemy. Dziecko jak uczy się chodzić to upada wielokrotnie, ale czy to znaczy, że ma przestać? W Internecie krąży taka bardzo adekwatna grafika, gdzie dwóch górników chce znaleźć diament. Jeden jest na początku drogi i zawzięcie kopie, choć jeszcze długa droga przed nim. Drugi natomiast jest tuż przed złożem, jeszcze jedno uderzenie kilofa i znalazłby swój skarb, a on rezygnuje. Zniknęła w nim motywacja, ulotniło się zaangażowanie i zostało tylko zniechęcenie. Gdy długo nie widzimy efektów swoich działań, to przestaje się nam tak mocno chcieć osiągnąć cel. Jak z tym walczyć? Wystarczy przekierować nasze myśli. Powinniśmy jeszcze mocniej skupiać się na nagrodzie, na celu, na tym co będziemy robić, jakimi będziemy ludźmi, jak już go osiągniemy. Będą oczywiście z tym związane jakieś koszta, czy to pieniądze, czy zainwestowany czas, ale czy można mieć coś dobrego zupełnie za darmo? Na pewno nie będzie dobrej jakości. Naszą motywację możemy stymulować przez zmianę punkty ciężkości i zwracanie większej uwagi nawet w ciągu dnia na rezultaty i zalety z osiągnięcia celu niż jego koszty. Pamiętaj też, że ważna jest sama droga, nie zawsze lepiej jest dogonić króliczka, ale właśnie jego ściganie jest największą nauką. Rozwijaj się, buduj swoją wartość i nigdy się nie poddawaj.

Thomas Edison, oficjalny twórca żarówki, kiedy poszukiwał odpowiedniego materiału, zapytany został kiedyś przez reportera: „Przeprowadził pan 5 tysięcy prób. Wszystkie na nic. Czemu pan się nie poddał skoro poniósł pan porażkę?”. Odpowiedział: „Nie poniosłem porażki. Odkryłem po prostu 5 tysięcy metod, które nie działają”.

Podobnym przykładem ogromnej determinacji był Harland Sanders. Swoją recepturę starał się sprzedać do 1009 potencjalnych partnerów. Dopiero za 1010 razem zrobił to. Tak powstało KFC.

  • Masz wszystko, aby osiągnąć to, czego potrzebujesz.

To jedno z haseł, które dokładnie rozpakowane zostało na Centrum Sedna, comiesięcznym spotkaniu rozwoju osobistego. Powstało na bazie obserwacji ludzi, którzy często porównują siebie do innych i siebie stawiają w gorszym świetle. Uważają, że mają zbyt małe wykształcenie, że nie mają tak rozbudowanej pewności siebie, że za mało pieniędzy. To wszystko nieprawda. To tylko subiektywny punkt widzenia. Skup się na tym, co jest tu i teraz, poznaj swoje możliwości, własne talenty, zasoby jakie posiadasz. Możesz osiągnąć wszystko, czego pragniesz. Wystarczy, że wykorzystasz to, co w tobie najlepszego. Może jest to zdolność do organizacji, może generujesz wspaniałe pomysły, może świetnie dogadujesz się z ludźmi. Wszystko możesz wykorzystać. Jeśli faktycznie coś nie wychodzi ci jeszcze tak, jakbyś tego chciał i spędza ci to sen z powiek – poszukaj partnera. Znajdź do współpracy osobę, która już to potrafi, która uzupełni twoje talenty.

  • Magia „jeszcze”

Nawet, gdy czegoś nie potrafisz, coś ci nie wychodzi, czegoś nie masz, warto zmienić swój sposób myślenia i mówienia o tym. Wystarczy, że dodasz małe słowo „jeszcze”. Od razu poczujesz różnicę. Zamiast mówić: „Nie umiem prowadzić firmy”, powiedz raczej „Nie umiem JESZCZE prowadzić firmy”. Twój umysł przekieruje swój tok myślenia z ubolewania, że tego nie potrafisz, na to żeby się tego nauczyć.

  • Kijek czy marchewka

Jak to jest z tą motywacją? Od lat wiadomo, że są dwa podstawowe sposoby zyskania zaangażowania drugiego człowieka, czyli tzw.: marchewka – obietnica nagrody, gdy coś się wykona, oraz kijek – kara, jeśli się czegoś nie zrobi. Szeroko jest to stosowane w dzisiejszych czasach: awans, gdy projekt zostanie zakończony sukcesem lub zabranie premii, gdy zadanie nie będzie wykonane na czas. Jak się okazuje, te metody przestają działać. Przykładowo: większe zaangażowanie pracownika po podniesieniu pensji wystarczy pewnie na 2-3 miesiące, później człowiek staje się taki, jaki jest w istocie. Psychologowie doszli do wniosku, że bardziej od tych metod, większą motywację można osiągnąć przez tzw. poczucie sensu, wspólny cel, społeczną akceptację, czyli wszystko to, co przyczyni się do osiągnięcia czegoś razem, co będzie miało ważny skutek w rzeczywistości, nawet bez wynagrodzenia. Dobrym dowodem jest tu Wikipedia, która została stworzona przez wolontariuszy zupełnie niewynagradzanych. O encyklopedii Microsoft, utworzonej przez najlepiej opłacanych i wykwalifikowanych naukowców już niestety niewielu ludzi słyszało, a jeszcze mniej stosuje. Tymczasem Wikipedia jest znana na całym świecie. Gdy więc będziesz tworzyć swój biznes, pomyśl, jaką motywację twoi pracownicy będą mieli poza wypłatą. Co ich będzie łączyć? Jaką misję będzie miała Twoja firma?

Pamiętaj: cokolwiek ci się w życiu przydarza – ważna jest twoja postawa wobec tych zdarzeń. Szukaj rozwiązań, tam gdzie zamykają się drzwi, z pewnością otwiera się jakieś okno. Dbaj o swoje myśli, zastanów się nad motywacją swoją i swoich pracowników, a przede wszystkim nigdy się nie poddawaj.”

Lechosław Chalecki

rozwój osobisty i osiąganie celów

Rada czwarta: podejmuj decyzje po to, aby podejmować następne

30 listopada 2016

„Nie oglądaj się za często wstecz, bo to tylko rozprasza. Zanim określisz już swój docelowy życiowy port, popływaj sobie w różne miejsca. Wiek do trzydziestki wydaje mi się atrakcyjny właśnie poprzez możliwość dokonywania krótkich, testowych rejsów. Martwił mnie mój brak konsekwencji, zmienność, słomiany zapał. Wydawało mi się kiedyś, że jak ktoś zacznie hodować króliki, to powinien to robić przez następne trzydzieści lat. Ale już tak nie uważam. Bycie niekonsekwentnym pomogło mi odkryć wiele nowych uroków życia. Kiedy poznałem nowe smaki, kolory i dźwięki, nie mogłem się nadziwić, jak to było żyć w tym poprzednim świecie. Kiedy odkryłem Indie, nie mogłem nadziwić się, jak są inne od świata, który znam. I po powrocie opowiadałem, jakie są piękne. Tak bardzo chciałem zapalić słuchaczy do zobaczenia moimi oczami tego, czego nie widzieli. Tak się dzieje, że po odkryciu nowego świata bardzo chcemy innym powiedzieć, że żyją we śnie. Chcemy, aby się obudzili i zobaczyli to piękno, które my już odkryliśmy. Ale za wszystkim kryją się decyzje, których konsekwencje będą trwały i wymuszą następne decyzje. Nie wszyscy są na to gotowi. Po Indiach już inaczej patrzę na siebie i otaczający mnie świat. Straciłem pewien spokój, który wynikał z nieświadomości. Dlatego wielu woli dążyć do tzw. stabilizacji życia i utrzymania tego stanu jak najdłużej. Ciągłe poszukiwania, odkrywanie, zmiany, refleksje, wnioski i kolejne decyzje przerażają ich. Czy ktoś życzył Ci, aby kolejny rok był rokiem zmian, szalonych pomysłów, niezwykłych odkryć, zbliżania się do odkrycia prawdy o sobie? Nie życzę Ci łatwego życia. Życzę Ci pięknego życia. Takiego, które Cię zaskoczy, ubawi, zachęci, ożywi, zainspiruje.

Statki w portach są bezpieczne, ale rolą statków nie jest stać w porcie. Przemawia do mnie to zdanie. Tylko dzieci do spokojnego rozwoju potrzebują stabilności i bezpieczeństwa. Dorośli mogą żyć w świecie nieprzewidywalnym. Oczywiście nie mam na myśli sytuacji skrajnych, takich jak klęski żywiołowe, katastrofy czy wojny. One najczęściej rodzą traumę i niszczą, a nie wzmacniają i rozwijają. Mam na myśli świat, w którym żyjemy. Nazywamy go cywilizowanym, wolnym, demokratycznym. W takim świecie moje dziewięć punktów mocy ma szansę na realizację. Przybliżę Ci je, a Ty podejmiesz decyzję, czy chcesz je uwzględnić w swoim życiu. Kiedy myślę o mocy, wyobrażam sobie siłę przypominającą grawitację. Nie widać jej, ale ciągle jesteśmy jej poddawani. Dzięki niej żyjemy. Jesteśmy zanurzeni w grawitacji.”

Fragment pochodzi z rozdziału „Do młodych” książki Jacka Walkiewicza „Pełna MOC życia” (Wydanie II zmienione).

rozwój osobisty i osiąganie celów

SYSTEMY WPŁYWAJĄ NA SIEBIE

28 listopada 2016

„Ta zasada jest uniwersalna — systemy nigdy nie są wobec siebie obojętne. Na przykład system ciało wchodzi w interakcję z systemem środowisko. Mieszkańcy okolic nasłonecznionych mają odmienny kolor skóry niż osoby otoczone wiecznym mrozem i lodem. Z tego wynikają także konsekwencje w postaci różnic kulturowych. „Kultura opalonych” będzie inaczej postrzegać jasny kolor skóry niż „kultura bladych” i na odwrót.

Również system prawny ma wpływ na to, w jaki sposób człowiek może zaspokajać potrzeby innego systemu, na przykład ciała czy osobowości. W niektórych krajach homoseksualista może zawrzeć związek małżeński z partnerem tej samej płci, a w innych jest to nie do pomyślenia.

Przykłady tego typu interakcji można mnożyć, jednak w naszych rozważaniach najistotniejszy będzie inny system — ludzkie życie. Wprawdzie jego określonymi elementami zajmują się i biologia, i medycyna, i psychologia, i na przykład buddyzm, ale właściwie żadna z nauk, religii czy filozofii nie interesuje się nim jako całością.

Człowiek — jego ciało, psychika, umysłowość, sieć relacji z innymi etc. — stanowi spójną całość. Czujemy to intuicyjnie i mamy na to mnóstwo dowodów (na przykład choroby psyche powodują dolegliwości fizyczne i na odwrót).

Każdy people helper prędzej czy później musi dojść do wniosku, że aby choć zbliżyć się do zrozumienia w pełni, czym jest życie, należy badać każdy z tych obszarów.

I tu dochodzimy ponownie do sedna psychologii zmiany — otóż jest to sztuka uwalniająca swoich adeptów z okowów pojedynczych systemów. To idea będąca ponad jakimikolwiek systemami, pozwalająca podążać w kierunku zrozumienia jak największych fragmentów całości, którą jest człowiek i jego życie.”

Fragment pochodzi z książki „Psychologia Zmiany”, której autorem jest Mateusz Grzesiak.

e-biznes i sprzedaż

Storytelling — sprzedaż przez opowiadanie historii

15 listopada 2016

„Ludzie od zawsze opowiadali i tworzyli historie. Opowieści są źródłem rozrywki, przestrogi oraz edukacji. Mają jeden nadrzędny cel: wywołać emocje. Za nami setki lat ustnych opowieści, literatury i teatru. Stosunkowo niedawno pojawił się film, którego atrakcyjność wizualna daje mu niebywale potężne środki wywołania emocjonalnego zaangażowania u odbiorcy.

Jako przykłady można podać historię, którą snuje o sobie Robert Lewandowski, promując w reklamie markę Huawei, czy też poniższe wzruszające opowieści marki Pantene:

  1. https://youtu.be/Ect56804xfA,
  2. https://youtu.be/gU4xtXiEoAY.

Ten, kto lepiej opowiada swoją historię, wygrywa dziś w biznesie w walce o uwagę konsumentów. Jeśli opis produktu jest dobrą opowieścią, to szybko zyskuje zasięg i generuje wartościowy ruch na stronie WWW. Dzięki prawidłowemu sposobowi narracji marka może zwiększyć swoją rynkową pozycję.

Jaka jest dobra opowieść?

Dobrą opowieścią jest historia, którą pamiętasz i potrafisz przywołać mimo upływu czasu. Opowieść o firmie czy jej produkcie jest prowadzona według ścisłych reguł.
Dobra opowieść jest:

  • Prosta — łatwa w zrozumieniu, w przyswojeniu i w dalszym powtarzaniu. Im jest prostsza, tym naturalniej osadza się w wyobraźni odbiorcy, w jego realiach, w tym, co zna i widział w swoim życiu. Pozwól odbiorcy rozkoszować się znanym mu światem, w którym umieszczasz opowieść. Odbiorca wtedy najwięcej z tego przyswoi.
  • Zaskakująca — tworząca efekt „wow, tego się nie spodziewałem”. Umysł każdego człowieka przewiduje i bawi się w odgadywanie, co będzie dalej w opowieści. Tym większą przyjemność wywołują w nas opowieści, które potrafią wypaść z „torów” i zaskoczyć zwrotem akcji w narracji. Przewiduj, co widzi w swojej wyobraźni odbiorca, co podpowiada mu umysł odnośnie do najbliższych wydarzeń, i zaskocz go czymś niespodziewanym. Słowem: łam spodziewane schematy w opowieściach.
  • Emocjonalna — to absolutnie wymagany składnik opowieści. Działaj na emocje. Im silniej, tym lepiej! Silne emocje powodują, że ludzie chcą się natychmiast nimi podzielić. Pamiętaj, że najsilniejszą ludzką emocją jest strach. Strach jest wszechobecny. Jest doskonałym motywatorem do zmian. Emocje są kluczem w pozyskiwaniu wiedzy o świecie przez ludzi.

Myślenie powierzchowne czy analityczne?

Myślenie powierzchowne jest przyjemne, ze względu na szybkość i wynikającą z niej łatwość rozpracowywania docierających informacji. Natomiast myślenie analityczne jest powolne, męczące, wymaga sporego zaangażowania, w efekcie nie generuje przyjemności, a szybkie przeciążenie umysłu. Najbardziej naturalny sposób przekazywania i przyswajania informacji to sposób ogólny, bez wchodzenia w szczegóły. Im bardziej ogólnie, im mniej skupienia na detalach, tym lepiej. Tworząc opowieść, pracuj z myśleniem powierzchownym, zwalcz pokusę nagromadzenia informacji.

Jak utrzymać uwagę?

Zakończenie opowieści jest zbudowane tak, by zostało zapamiętane. Często staje się punktem wyjścia do dalszych rozważań i dyskusji. Podczas obcowania z materią opowieści chcemy się jak najszybciej dowiedzieć, jak się ona zakończy. Pojawia się luka informacyjna. Zdaniem Roberta Cialdiniego właśnie ta tajemnica jest sekretną bronią utrzymywania uwagi. Ciekawość nas napędza. Zaspokojenie luki informacyjnej jest niezmiernie ważne, lecz pamiętaj, aby odwlekać je w czasie — potęguje to uwagę odbiorców i wzmacnia ciekawość, co będzie dalej. Opowieść biznesową zakończ przesłaniem wzbogacającym odbiorcę.

Co fascynuje w opowieściach?

Opowieść to zapis zmian. Ciągle się zmieniasz, tak samo jak wszystko naokoło Ciebie. Zmiana pociąga i fascynuje, nawet jeśli tylko się o niej czyta czy ogląda ją w kinie. Jest kwintesencją życia. Dramaturgia zmiany to kopalnia pomysłów na opowieści. Zmiana stanu rzeczy powoduje powstanie emocji. Opowiadając, odważnie łechtaj zmysły odbiorcy, by uruchomić jego wyobraźnię.

(…)

Storytelling = sukces
Tworząc opowieść, baw się tym, baw się słowem, bądź odważny w odkrywaniu swoich możliwości. Nie ustawaj w pracy. Systematyczność pisania doprowadzi Cię do sukcesu!”

Fragment pochodzi z książki „Biblia e-biznesu 2. Nowy Testament” pod redakcją Macieja Dutko.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Kaizen rzuca nałóg

15 listopada 2016

„Kiedy ludzie starają się rzucić nałóg, jednym z największych problemów jest wysokie prawdopodobieństwo powrotu do dawnych nawyków po krótkim okresie zwycięstwa. Nieważne, czy chodzi o uzależnienie od papierosów, jedzenia, alkoholu, narkotyków czy czegoś jeszcze innego. Nawet po wielomiesięcznej abstynencji ludzie często wracają na dawną drogę. Jest jednak nadzieja. Widziałem bowiem wiele osób rzucających nałóg na dobre dzięki metodzie podejmowania małych kroków.

Sam zacząłem polecać ów szczególny sposób korzystania z kaizen w chwili, gdy zauważyłem pewną prawidłowość u palaczy wracających do nałogu. Często mówili oni: „Papierosy to moi przyjaciele”. Jasne, nierzadko śmiali się z własnych słów, ale ich uczucie było prawdziwe. Jak się później dowiedziałem, duża część tych palaczy dorastała w rodzinach, w których nie mogli liczyć na ciągłą opiekę, dlatego też już jako dzieci nauczyli się nie ujawniać swoich problemów i nie zwierzać się nikomu w trudnych chwilach.

Samowystarczalność jest częstą, lecz jednocześnie bardzo kiepską strategią radzenia sobie z problemami życiowymi. Dzieje się tak, gdyż biologicznie jesteśmy  „zaprogramowani” do tego, by korzystać z pomocy innych. Taka jest nasza natura. Pomyśl, co robi dziecko obudzone w środku nocy przez koszmar albo burzę z piorunami. Ucieka do łóżka rodziców, żeby tam szukać pomocy, przytula się do mamy lub taty i po uspokojeniu zasypia w ramionach rodzica. Zakłócenie owego naturalnego procesu radzenia sobie przez fizyczną lub emocjonalną niedostępność rodziców rodzi postawę cechującą się stoicyzmem i poczuciem samowystarczalności. W miarę jak takie dziecko dorasta, papierosy, jedzenie lub inne substancje zaczynają zastępować mu wiarygodnych przyjaciół, zapewniających mu spokój, kiedy jest on potrzebny. Niestety, dzieje się tak za cenę chorób, otyłości lub jeszcze gorszych przypadków. Jeżeli taki człowiek stara się rzucić nałóg, nie ucząc się przy tym, jak prosić o pomoc, jego szanse powodzenia będą niewielkie. Życie bez „przyjaciół” będzie bowiem dla niego zbyt przerażające.

Jedna z moich klientek, czterdziestokilkuletnia Renata, opisywała swoje życie następująco: jako dziecko zdecydowała, że nigdy nie będzie od nikogo pożyczać. I tak zrobiła. Nauczyła się być niezależna finansowo i udało się jej dbać o dom i karierę bez żadnej pomocy z zewnątrz. Sprawiło to jednak, że nie potrafiła otrzymywać pomocy od innych.

Renata miała kilku przyjaciół, z którymi lubiła przebywać, ale nie zwierzała im się ani nie odkrywała swoich osobistych spraw. Umawiała się głównie z mężczyznami zdystansowanymi. Wszyscy jednak potrzebujemy wsparcia z zewnątrz, które u Renaty przyjęło formę palenia. W trudnych chwilach brała swoich „najlepszych przyjaciół” i szła zapalić. Nikotyna poprawiała jej nastrój w czasie depresji i uspokajała ją w stresie. Renata przyszła do mnie, ponieważ wiedziała, że musi rzucić nałóg — częste problemy z oddychaniem uświadamiały jej to przerażająco jasno. Czasami udawało jej się odstawić papierosy na miesiąc lub dwa, lecz, jak nietrudno się domyślić, wkrótce sięgała po nie ponownie.

Wiedziałem, że w tym przypadku przepisywanie najnowocześniejszych rozwiązań medycznych nie miało większego sensu. Renata miała w sobie wystarczająco dużo dyscypliny, by wykonać ów pierwszy krok, lecz jednym z najlepszych wskaźników sukcesu życiowego jest umiejętność zwrócenia się do innego człowieka w trudnych chwilach. Jeżeli Renata miała odnieść prawdziwe zwycięstwo, musiała nauczyć się ufać innym i znaleźć powiernika i przyjaciela, który mógłby zastąpić jej papierosy. Oboje wiedzieliśmy, że stawką jest tu jej zdrowie, i nie można było poświęcić kilku lat na psychoterapię i omawianie dzieciństwa przed rozpoczęciem prób rzucenia nałogu. Renata nie miała też wystarczająco dużo cierpliwości. Podejrzewałem, że intensywna terapia będzie dla niej zbyt poważnym i zbyt przerażającym rozwiązaniem.

Na początku poleciłem Renacie, by raz dziennie dzwoniła na moją pocztę głosową i mówiła: „Cześć, to ja, Renata”. Dużym zdziwieniem dla niej było to, że nawet to małe zadanie wywołuje u niej podenerwowanie. Wkrótce zrozumiała sens takiego działania: jeżeli człowiek całe życie unika zależności, coś tak prostego jak zadzwonienie do kogoś jest sprzeczne z jego życiowym credo. Kiedy ów krok stał się mniej zatrważający, dodaliśmy jeszcze jeden telefon, tym razem przed każdym zapaleniem papierosa. Nie miało to na celu zawstydzenia Renaty, gdyż uzgodniliśmy, że może ona palić tyle, ile uzna za stosowne. Chodziło tylko o to, by zadzwoniła przed paleniem i powiedziała: „Cześć, to ja. Idę zapalić”. Jako że Renata oduczyła się pożądać towarzystwa, starałem się obudzić w niej tę potrzebę w sposób, który nie będzie w stanie jej wystraszyć. Dodatkowo odsuwałem w ten sposób Renatę o jeden krok od jej „najlepszych przyjaciół”. Pracowaliśmy tak przez miesiąc.

Następnie poprosiłem Renatę, aby zaczęła spisywać swoje odczucia w dzienniku. Badania wykazują, że opisywanie stanów emocjonalnych w pamiętniku wywołuje podobne efekty jak rozmowa z lekarzem, kapłanem lub przyjacielem. Moim zdaniem dzieje się tak, gdyż dla wielu osób wielką wagę może mieć decyzja o tym, że ich życie emocjonalne jest wystarczająco istotne, by opisywać je w książce, której nikt poza nimi nigdy nie zobaczy. Badania psychologiczne sugerują, że pacjenci powinni każdego dnia poświęcać 15 – 20 minut na prowadzenie pamiętników, aby takie działanie było skuteczne, lecz Renata w żaden sposób nie mogła poświęcić na to aż tyle czasu. Zaczęliśmy więc od pisania przez dwie minuty dziennie. W ten sposób Renata pisała i dzwoniła przez dwa miesiące, dzięki czemu w chwilach stresu zaczynała myśleć o mnie i pamiętniku. Pod koniec tego okresu Renata ze zdumieniem odkryła, że pali o 30 procent mniej praktycznie bez żadnego wysiłku ze swojej strony.

Następnie poprosiłem ją, aby wykorzystała kolejną technikę kaizen, czyli małe pytania. Musiała wyobrazić sobie, że ma najlepszego przyjaciela (człowieka!), który jest przy niej cały czas, oraz myśleć o tym, co chciałaby, by taka osoba robiła w różnych momentach. Może mogłaby słuchać jej opowieści o osiągniętych celach albo porozmawiać z nią o tym, co zjeść na lunch. Pytania te powoli ulegały zakorzenieniu (więcej informacji o małych pytaniach kaizen znajdziesz w rozdziale „Zadawaj małe pytania”). Wkrótce Renata zaczęła dzwonić do innych ludzi, głównie do przyjaciół, którzy byli warci związanego z tym ryzyka, i zaczęła czerpać przyjemność z nawiązywania z nimi bliższych kontaktów. Mniej więcej w tym samym czasie wróciła także do techniki rzucania palenia, z której korzystała wcześniej. W ciągu miesiąca udało się całkowicie odstawić papierosy na dobre. Od dwóch lat Renata ani razu nie sięgnęła po tytoń.”

Fragment pochodzi z książki pt. „Filozofia Kaizen. Jak mały krok…”, której autorem jest Robert Maurer.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Stres… czy lęk

8 listopada 2016

„Choć we współczesnej medycynie uczucie towarzyszące nowemu wyzwaniu czy dążeniu do ważnego celu nosi nazwę stresu, przez wiele stuleci znano je pod starym i popularnym mianem lęku. Zauważyłem, że nawet obecnie ludzie odnoszący największe sukcesy to osoby zdolne spokojnie patrzeć w twarz największym lękom. Zamiast korzystać więc z terminów takich jak strach, lęk czy nerwowość, ludzie tacy otwarcie mówią, że czują niepokój w obliczu wyzwań i obowiązków. Oto, co powiedział Jack Welsh, były prezes zarządu koncernu General Electric: „Każdy, kto prowadzi jakiś interes, wraca wieczorem do domu i zadaje sobie cały czas to samo pytanie: czy to ja będę osobą, która doprowadzi to wszystko do ruiny?”. Chuck Jones, twórca rysunkowych postaci skunksa Pepego le Swąd i kojota Wilusia twierdził, że „strach jest istotnym czynnikiem procesu twórczego”. Z kolei Sally Ride, astronautka, nie boi się mówić otwarcie o lękach: „Wszystkie przygody, zwłaszcza wyprawy na nowe tereny, są straszne”.

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego tak wiele osób używa określenia strach zamiast słowa stres czy lęk. Zrozumiałem to pewnego dnia, gdy odwiedzałem Akademię Medyczną w Los Angeles i obserwowałem przyszłych lekarzy podczas szkolenia. Przez cały dzień towarzyszyłem wtedy jednemu z lekarzy rodzinnych, praktykującemu w przychodni i zajmującemu się dziećmi i dorosłymi, którzy przychodzili z różnymi dolegliwościami. Zauważyłem, że gdy dorośli mówili o swoim bólu natury emocjonalnej, często używali takich słów jak stres, lęk, depresja, nerwowość i napięcie. Z kolei dzieci na ogół opisywały takie stany za pomocą określeń przestrach, smutek lub strach.

Doszedłem wtedy do wniosku, że przyczyną takiego a nie innego doboru słów nie są objawy tylko oczekiwania. Dzieci zakładały, że ich odczucia są normalne i że żyją w świecie, którego nie są w stanie kontrolować. Nie miały wpływu na to, czy ich rodzice są w dobrym czy złym nastroju albo czy ich nauczyciele są złośliwi czy sympatyczni. Rozumiały więc, że lęk jest istotną częścią ich życia.

Z kolei dorośli, jak sądzę, uważają, że jeżeli będą prowadzić właściwe życie, będą w stanie kontrolować swoje otoczenie. Kiedy pojawia się lęk, oznacza to, że coś poszło źle, dlatego też dorośli wolą korzystać z określeń psychiatrycznych. Strach staje się zaburzeniem, czymś, co można spokojnie włożyć do szufladki z etykietą „stres” lub „lęk”.

Takie podejście do strachu jest nieproduktywne. Jeżeli oczekujesz, że dobrze powadzone życie musi zawsze być ułożone, prosisz się o panikę i porażkę. Jeżeli zakładasz, że nowa praca, związek czy poprawa zdrowia będą proste i łatwe, będziesz reagować na strach złością oraz zmieszaniem i zrobisz wtedy wszystko, by wyeliminować to uczucie. Możemy nawet nie zdawać sobie sprawy z przesadnych, desperackich prób pozbycia się strachu. Ów powszechny, lecz ograniczający produktywność fenomen odzwierciedla popularny dowcip: pijak chodzi na czworakach pod latarnią. Podchodzi do niego policjant i pyta: „Co pan tu robi?”. „Szukam kluczy” odpowiada pijak. „Gdzie pan je zgubił”, pyta policjant. „Tam”, odpowiada pijak, wskazując na drugi koniec ulicy. Policjant drapie się w głowę i pyta: „To dlaczego szuka pan ich tutaj?”. „Bo tu jest więcej światła”, odpowiada pijak.

Kiedy życie staje się przerażające i trudne, często szukamy rozwiązania tam, gdzie łatwo prowadzić takie poszukiwania, a nie w ciemnych, nieprzyjemnych miejscach, gdzie mogą się one faktycznie znajdować. I tak osoba, która obawia się intymności, może zmieniać pracę lub miejsce zamieszkania, może działać w kierunku poprawienia i tak już dobrej pozycji w pracy, zamiast zainteresować się bardziej domem, gdzie może czekać na nią intymność. Ludzie, którzy nie troszczą się specjalnie o zdrowie albo ignorują niesatysfakcjonujące małżeństwo, mogą skupić się na kupnie nowego czy też drugiego domu. Ludzie o niskiej samoocenie mogą poddać się operacji plastycznej albo rygorystycznej diecie, koncentrując się na liczeniu kalorii i grupach pokarmowych zamiast spojrzeć na siebie i swój nadmiernie krytyczny charakter.

„Strach jest bezcenną nauką”
— Lance Armstrong

Jeżeli jednak oczekujesz strachu, możesz podejść do niego spokojnie. Warto pamiętać, że kiedy pragniemy się zmienić, myśli racjonalne nie zawsze kierują naszymi działaniami, a strach może czaić się w najbardziej pospolitych miejscach. Powiedzmy, że przez ostatnich kilka tygodni zdarzyło Ci się spóźniać do pracy. Pewnego ranka podejmujesz rozsądne postanowienie: dziś pojawię się w biurze punktualnie. Istnieje wszak szansa, że lęki, z których nie zdajesz sobie sprawy, być może konfrontacja z dominującym współpracownikiem, wejdą Ci w drogę, zmuszając Cię do wykonania dodatkowego telefonu czy zrobienia prania przed wyjściem z domu. W wyniku tego lęk może podświadomie sabotować Twoje najlepsze intencje.

Nie można pozwolić, aby te powszechne blokady zmiany wywołały u Ciebie poczucie winy czy frustracji, które zmuszą Cię do zaprzestania prób rozwoju. Konflikt to rzecz bardzo ludzka. Gdybyśmy byli w stanie kontrolować swoje działania, bylibyśmy znacznie spokojniejszym gatunkiem, a pierwsze strony gazet wyglądałyby zupełnie inaczej. Postaraj się wykorzystywać ciężkie czasy do tego, by przypomnieć sobie, że strach jest darem ostrzegającym nas przed wyzwaniem. Im bardziej się o coś troszczymy, im więcej marzymy, tym więcej odczuwamy strachu. Myślenie o nim w ten sposób pomaga zachować koncentrację. W ciężkich chwilach warto pamiętać, że strach jest rzeczą normalną, stanowi naturalną oznakę ambicji, sprawia, że mocniej trzymamy się nadziei i optymizmu, dzięki którym chętniej korzystamy ze strategii małych kroków pozwalających omijać strach. Zamiast więc obwiniać się o kolejne spóźnienie albo uznać, że po prostu nie jesteśmy zdolni przychodzić na czas, możemy przyjąć ów lęk i wpływ, jaki ma na nas. Dopiero wtedy możemy cicho i spokojnie wykonać mały krok, taki jak wyobrażenie sobie miłej rozmowy z trudnym pracownikiem. Po pewnym czasie takie zachowania wytworzą w naszym umyśle nowe nawyki. W następnych rozdziałach dokładnie wyjaśnię Ci strategię małych kroków kaizen, za których pomocą można stawić czoła swoim lękom, a nawet przekształcić je tak, by zaczęły Ci pomagać.”

Fragment pochodzi z książki pt. „Filozofia Kaizen. Jak mały krok…”, której autorem jest Robert Maurer.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Konsekwencja w działaniu

7 listopada 2016

„Znowu nie udało się… Tak mocno się starałeś, ale nie dobiegłeś do mety na czas, nie wygrałeś, nie podpisałeś kontraktu, nie schudłeś, nie pojawiłeś się na spotkaniu, nie dotrzymałeś słowa, nie wstałeś z budzikiem. Znowu i znowu.

Dlaczego tak jest?

Twoje ciało przyzwyczaiło się do odkładania na później, do tych małych „porażek”. Zapamiętało, że to jest twój domyślny sposób działania. W końcu na każde wydarzenie, na każde niespełnione oczekiwanie, od razu w twoim umyśle pojawia się koło ratunkowe – powód niepowodzenia. Musiałeś wymyślać usprawiedliwienie, kolejną wymówkę, zarówno dla innych jak i dla siebie. Stajesz się coraz bardziej kreatywny w wymyślaniu powodów swoich niepowodzeń, bo robisz to znowu i znowu. Twoja uwaga jest skierowana na to, co będzie jak polegniesz i jak się ratować z tej sytuacji, zamiast na to co będzie jak zwyciężysz i co dobrego tobie to przyniesie. Najwyższy czas to przekierować.

Jak definitywnie skończyć z wymówkami i wreszcie zrobić coś zgodnie z planem?

Skup się na tym, czego chcesz, a następnie skorzystaj z następujących kroków, najlepiej jakbyś je wypisał i nie śpiesz się. Po pierwsze musisz ustalić plan. Załóżmy, że twoim celem jest schudnięcie 20 kg – podziel swój cel na mniejsze etapy – określ, jaką ilość kg jesteś w stanie stracić w ciągu tygodnia, miesiąca, roku. Po drugie, zacznij myśleć o sobie nie jak „pozbyć się otyłości?”, a „jak ważyć… kg?”; nie „jak przeżyć do pierwszego?”, ale „jak sprzedać i zarobić?”. Po trzecie, myśl w kontekście dokonanym i określ dokładny czas osiągnięcia celu „ja ważę… kg do 20 czerwca 2016 roku”. Możesz podstawić tu dowolny przykład, byle konkretny, np. nie „spędzam więcej czasu z rodziną”, ale „mam 2 godziny dziennie i cała niedzielę dla rodziny od przyszłego tygodnia”. Po czwarte, pomyśl, co najgorszego może się stać. Określ, co będzie, jeśli zawiedziesz – przytyjesz, stracisz klienta, nie wyślesz projektu na czas. Co wtedy się wydarzy? Wyobraź sobie wszystkie najgorsze konsekwencje swojego niepowodzenia. Po piąte, odwróć teraz myślenie o 180 stopni – co się stanie, jeśli spełnisz oczekiwania? Jakie nagrody na ciebie czekają? Może szacunek innych, większa premia, ogromny wzrost pewności siebie? Jak się z tym czujesz? I ostatni, szósty krok – co konkretnie zrobisz dziś, aby osiągnąć ten cel? Może ustalisz plan działania w tygodniu, może znajdziesz dietetyka, albo przygotujesz ofertę? Zrób coś konkretnie w kierunku realizacji celu.

Świetnie. Przeszedłeś właśnie proces konkretnego definiowania celu, teraz twoja podświadomość zacznie pracować nad jego osiągnięciem i ma już do niego ustaloną motywację. Samą motywację można zdefiniować jak MOTYW + AKCJA. Im silniejszy powód, tym większa chęć działania. W kroku czwartym i piątym została ona określona: wiesz już na czym ci najbardziej zależy, a czego nie chcesz. Krok szósty, pozwolił ci na pierwszy krok. Wystarczy teraz, że podtrzymasz tę energię, przypomnisz sobie swoje powody, wzmocnisz je i dopiszesz kolejne, żebyś działał tak mocno i tak konsekwentnie aż ten cel osiągniesz.

Kilka praktycznych rad przyspieszających sukces

Obierz sobie kilka, żebyś nie skupiał się tylko na jednym, ale też nie zbyt wiele celów. Najlepiej trzy, każdy z innej dziedziny: zdrowie, relacje, biznes. Kolejne cele obieraj dopiero, gdy skończysz poprzednie. Pamiętaj, że nie zawsze od razu widać efekty, twoich starań, więc pragnienie natychmiastowego rezultatu, zamień na potrzebę natychmiastowego działania. Rób swoje w swoim tempie, gdybyś na chwilę upadł, zawsze możesz wrócić, ale żeby nie było to zbyt częste, ustal sobie jakąś „karę” – przelewasz jakąś kwotę na fundację, pomagasz teściowej bezinteresownie w zakupach itp. Zawsze, gdy osiągniesz jakiś poziom swojego celu, daj sobie „nagrodę” i niech to będzie coś, czego normalnie byś sobie nie dał, np. kolejna para butów, masaż, obiad w wykwintnej restauracji. Powiedz o swoich planach znajomym i rodzinie, np.: „Kochani, mam cel, podnoszę swój poziom z angielskiego i za rok zdaję test CAE”. Będzie to dla ciebie kolejna motywacja, bo nie będziesz chciał ich rozczarować. Nie porównuj się do innych, patrzy tylko na swoje postępy, żebyś każdego dnia poczuł, że jesteś coraz bliżej. A przede wszystkim nie poddawaj się, konsekwentnie dąż do spełnienia swoich marzeń.

Powodzenia w realizacji swoich celów!”

Lechosław Chalecki

rozwój osobisty i osiąganie celów

Szarża pod górę: innowacja

31 października 2016

„Kiedy ludzie pragną zmiany, zaczynają zwykle od strategii innowacji. Choć można postrzegać ją jako sposób na dokonanie twórczego przełomu, sam używam tego słowa w znaczeniu, jaki nadały mu szkoły ekonomiczne, w których terminy dotyczące sukcesu i zmian oznaczają czasami coś innego niż w języku potocznym. Według ich definicji innowacja oznacza drastyczną zmianę. W sytuacji idealnej trwa ona przez krótki czas, wywołując jednocześnie ogromne zmiany. Innowacja jest szybka, wielka i widowiskowa, a także może przynieść istotne wyniki w minimalnym czasie.

Chociaż to znaczenie może być dla Ciebie nowe, zapewne zetknąłeś się z samą ideą. W świecie korporacji przykładem innowacji mogą bardzo nieprzyjemne strategie w rodzaju masowych zwolnień w celu uchronienia firmy przed bankructwem, a także przyjemniejsze działania, takie jak inwestowanie dużych sum w nowoczesne technologie. Radykalne zmiany są też ulubionymi strategiami w życiu osobistym. (…)

Innymi przykładami innowacji mogą być:

• diety wymagające całkowitego odstawienia ulubionych potraw,
• gwałtowne rzucanie nałogu,
• radykalne plany na wyjście z długów,
• wchodzenie w ryzykowne sytuacje społeczne w celu przełamania nieśmiałości.

Innowacje przynoszą czasami niesamowite wyniki. Większość z nas jest w stanie dokonać skutecznych zmian za pomocą drastycznych środków, które przedstawiłem powyżej, uzyskując natychmiastowe efekty. Następnie, z zasłużoną dumą, osoby te mogłyby opisywać przykłady innowacji w swoim życiu, takie jak rzucenie palenia raz na zawsze…

Jestem wielkim zwolennikiem stosowania innowacji, ale tylko wtedy gdy ona działa. Wywrócenie swojego życia do góry nogami może być powodem do dumy i wiary we własne siły, ale zauważyłem, że ludzie często są więźniami poglądu, iż innowacja jest jedynym sposobem na zmiany. Ignorujemy dany problem lub wyzwanie tak długo, jak tylko się da, a gdy jesteśmy już zmuszeni do działania, próbujemy dokonać gwałtownej poprawy. Jeżeli działanie to zakończy się sukcesem, gratulujemy sobie i mamy do tego pełne prawo. Kiedy jednak potkniemy się podczas tej próby, ból i zakłopotanie wynikłe z niepowodzenia mogą być bardzo dotkliwe.

 

Radykalna zmiana przypomina szarżowanie pod stromą górę — możesz stracić oddech, zanim dotrzesz na szczyt, albo świadomość tego, ile jeszcze zostało do celu, może przedwcześnie zniechęcić Cię do biegu.

Nawet jeżeli jesteś osobą wysoce zdyscyplinowaną i odnoszącą sukcesy, idę o zakład, że jesteś w stanie przypomnieć sobie sytuacje, w których innowacje zakończyły się klęską, jak np. restrykcyjna dieta czy drogie „lekarstwo” na kłopoty w związku (jak spontaniczna wycieczka do Paryża), które nie uśmierzyło konfliktów. Na tym właśnie polega problem z innowacją. Zbyt często odnosimy bowiem tymczasowe sukcesy, których nie potrafimy utrzymać, gdy zaniknie początkowy entuzjazm.

Innowacja nie jest jednak jedynym sposobem na zmianę. Istnieje bowiem ścieżka biegnąca tak łagodnie, że prawie nie zauważa się, iż prowadzi ona pod górę. Bardzo łatwo się nią wchodzi i bardzo wygodnie podróżuje. Wystarczy jedynie wysunąć stopę i postawić ją z przodu.

Fragment pochodzi z książki pt. „Filozofia Kaizen. Jak mały krok…”, której autorem jest Robert Maurer.

e-biznes i sprzedaż

Nisza w e-usługach

28 października 2016

„Specyfika rynku internetowego sprawia, że zmiany zachodzą tutaj w zaskakującym tempie i przynoszą wiele szans na wejście w dochodowy biznes. Pojawienie się na polskim rynku Facebooka wywołało falę szybko rosnących agencji social media, czyli firm zajmujących się marketingiem w mediach społecznościowych. W czasie kilku lat garażowe projekty przerodziły się w wyspecjalizowane kilkudziesięcioosobowe firmy o dużych przychodach. Symbolem sukcesu w tej niszy rynkowej jest agencja Socializer, która po pięciu latach działalności przy wycenie kilkudziesięciu milionów złotych została wchłonięta przez międzynarodową korporację.

Zmiany w prawie przyczyniły się do powstania podmiotów usługowych wspierających biznes e-commerce w regulowaniu kwestii prawnych. Przykładem mogą być Trustme.pl oraz inne firmy oferujące ochronę prawną sklepów internetowych związaną m.in. ze stałym monitoringiem wzorca regulaminu. Sztandarowa usługa tego rodzaju podmiotów była odpowiedzią na nadużycia nieetycznie działających organizacji prokonsumenckich, które wykorzystywały niedoskonałości rejestru klauzul niedozwolonych.

Dążenie do ciągłego zmniejszenia dystansu e-zakupów w stosunku do zakupów tradycyjnych sprawia, że w szybkim tempie wyrastają firmy tworzące różnego rodzaju wirtualne wizualizacje produktów. Liderzy rynku myślą nawet o tym, aby za sprawą drukarek 3D i peryferii komputera włączyć do procesu zakupowego w e-commerce zmysły węchu i dotyku. Prawdopodobnie jest na tym polu jeszcze wiele do odkrycia, nie wspominając o znanej od lat, ale wciąż rzadko wykorzystywanej w e-sprzedaży technologii Augmented Reality (AR; z ang. rzeczywistość rozszerzona).

Poszukując atrakcyjnej niszy w e-usługach, warto bazować na długookresowych trendach. Stały spadek tradycyjnej telewizji na rzecz VOD (ang. Video on Demand — wideo na życzenie) przyczynia się do powstania firm specjalizujących się w kampaniach wideo w serwisie YouTube. Przykładem może być firma LifeTube, która skupia najpopularniejszych twórców kanałów serwisu YouTube i sprzedaje reklamę wideo, opierając się na ich zasięgu i rozpoznawalności. Oczywiście należy pamiętać, że przenoszenie budżetów reklamowych z TV do VOD wiąże się zarówno ze zmianą przyzwyczajeń konsumentów, jak i z niedoskonałościami starszego systemu (skuteczność tradycyjnej reklamy TV trudniej zmierzyć).”

Fragment pochodzi z książki „Biblia e-biznesu 2. Nowy Testament” pod redakcją Macieja Dutko.

e-biznes i sprzedaż

Co przyniesie przyszłość?

21 października 2016

„Rynek e-commerce, z racji swojego zasięgu i wygody dla klientów, będzie rósł w siłę, choć sama dynamika będzie maleć. Według różnych analiz przewiduje się, że do 2020 r. udział e-commerce w handlu detalicznym może wynieść nawet 10%. Wzrost znaczenia dużych podmiotów i ich siła będą prowadzić do stopniowej konsolidacji rynku i umacniania swojej przewagi nad pozostałymi graczami, co nie oznacza, że przetrwają tylko najwięksi. Wciąż będzie miejsce dla małych e-sklepów oferujących niszowy czy specjalistyczny asortyment, konkurujących unikalnym podejściem do klienta czy sprzedających produkty taniej niż konkurencja. Zmiana zachowań i zwyczajów konsumentów, którą już można zaobserwować, powoduje, że zakupy w internecie, choć ciągle kojarzone głównie z niższą ceną, będą wybierane coraz częściej z uwagi na wygodę i szerszy asortyment. Wbrew pozorom to właśnie duże e-sklepy i podmioty dwukanałowe (prowadzące sprzedaż stacjonarną i online) przyczynią się do większego zaufania do idei zakupów internetowych, gwarantując swoją marką bezpieczeństwo transakcji oraz prowadząc szerokozasięgowe kampanie w telewizji i internecie.

Przyszłość e-commerce to także wykorzystanie do transakcji smartfonów, które stały się nieodzowną częścią życia kupujących w sieci. Udział ruchu z telefonów komórkowych na stronach sklepów internetowych wynosi w Polsce ponad 8% i będzie rósł. Już dzisiaj istnieją e-sklepy, dla których udział wejść ze smartfonów wynosi nawet 25% (np. w Wielkiej Brytanii jest to średnio 31,1% dla całej branży). Jeśli dodać do tego faworyzację przez Google witryn przyjaznych urządzeniom mobilnym oraz oczekiwaną przez klientów wygodę przeglądania ofert z telefonu, widać, że wzrost liczby witryn dopasowanych do funkcjonalności smartfonów jest nieunikniony.

W przyszłości zacierać się będą granice między tym, co dziś uważa się za handel online, a tym, co jest handlem offline. Cross-channelling (o którym więcej przeczytasz w podrozdziale 8.2), czyli sprzedaż w kilku kanałach, ograniczy myślenie „my — stacjonarni, oni — internetowi” i zapoczątkuje myślenie w kategorii „my, nasza firma, jeden klient”. Bo czy online, czy offline, klient jest ten sam, a mający coraz większe znaczenie efekt ROPO (ang. Research Online, Purchase Offline — wyszukiwanie informacji o produktach online przed zakupem stacjonarnym), który obecnie wynosi 40 – 50%, zmieni podejście do wielu biznesów. Dla dużej liczby graczy towarzyszenie klientowi w procesie internetowego przygotowania się do zakupów będzie Hamletowskim „być albo nie być”.

W e-commerce rosnąć też będzie znaczenie jakości usług, budowania relacji i pozytywnych doświadczeń z klientami. E-sklepy nie tylko będą miejscem transakcyjnym, ale także miejscem porad czy inspiracji. Tak jak niższe ceny są obecnie głównym motorem napędowym rynku e-commerce, tak niedługo wzrośnie rola obsługi klienta (rozdział 6.) — termin i wybór metody dostawy, szybkość reakcji na zapytania, prokonsumenckie nastawienie przy rozwiązywaniu problemów czy możliwość bezpłatnego zwrotu towaru z odbiorem z domu klienta.

Przyszłość branży to także szeroko rozumiana innowacyjność, np.: nowe rozwiązania w prezentacji produktów czy personalizacja i automatyzacja marketingu internetowego, a także ograniczenie czasu dostawy.

Fragment pochodzi z książki „Biblia e-biznesu 2. Nowy Testament” pod redakcją Macieja Dutko.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Odpowiedni trener

7 października 2016

Adam Nawałka jest najjaśniejszym przykładem tego, jak ważne jest spotkać na swej życiowej drodze szkoleniowca przez wielkie „S”. I nie ma tu znaczenia czy chodzi o 11 facetów uganiających się na trawniku za piłką, menedżera ze stołecznego Mordoru czy klasyczną matkę-Polkę. Zawsze bowiem przedmiot zmiany jest ten sam – NASZA GŁOWA! Obowiązują niemal identyczne schematy, bo czy chodzi o nadanie piłce właściwego kierunku, czy o zmagania z Excelem, zawsze wszystko zaczyna się i kończy w miejscu, które znajduje się od urodzenia między naszymi uszami.

Na rynku szkoleniowym roi się dziś od trenerów, a coaching robi coraz większą furorę. Z miesiąca na miesiąc rośnie też zainteresowanie rozwojem osobistym, a wraz z nim wzrasta ryzyko, że na swojej ścieżce kariery natrafimy nie na trenera przez duże „T”, ale na jakiegoś Dyzmę, czego przykład obserwowaliśmy podczas katastrofy w trakcie Euro 2012, gdy szkoleniowcem był chłopek-roztropek, w dodatku święcie przekonany, że „bez młota to nie robota”. Dowodem na to, jak ważny jest dobór właściwej osoby, która ma pokierować naszym rozwojem poprzez odpowiednio dobrane procesy szkoleniowe, jest właśnie selekcjoner reprezentacji Polski, Adam Nawałka.

Nawet ci, którzy na co dzień nie interesują się zbytnio futbolem zwrócili z pewnością uwagę, że w większości awans na Euro we Francji wywalczyli zawodnicy doskonale znani z tego, że… polegli w kadrze Smudy na Euro we własnym kraju , nie dając rady wyjść z tzw. grupy śmiechu czyli najłatwiejszej w całym turnieju oraz w eliminacjach Mistrzostw Świata w RP za kadencji Fornalika. Ileż było połajanek i gwizdów na Roberta Lewandowskiego, ileż batów i oskarżeń o przerżnięte mecze zebrał Kamil Glik, który stał się wręcz kozłem ofiarnym, na którego zwalano winę za stracone bramki. Inni grali tzw. „ogony” lub w ogóle nie łapali się do pierwszego składu. Dziś wymieniona przeze mnie dwójka to przecież – jak mawiają Niemcy – Weltklasse.

Ich nazwiska, podobnie jak Krychowiaka czy Fabiańskiego są na ustach całego piłkarskiego świata. Cóż więc się takiego stało, że naraz ci sami ludzie, którzy byli odsądzani od czci i wiary, zagrali niczym orkiestra wiedeńskich filharmoników?

Pojawił się trener, a raczej Pan Trener. Człowiek, który zrobił ze swoimi zawodnikami to samo, co robi np. doświadczony trener podczas szkoleń pracowników, który ma za zadanie tak poukładać personel, by firma notowała jak najlepsze wyniki. Przede wszystkim wykorzystał do maksimum ich kompetencje, a więc delegował do takich zadań, gdzie najlepiej spełni się ich talent i gdzie będą mieli okazję pokazać pełnię swoich możliwości. Po drugie wyrobił w zawodnikach AUTOMATYZMY.

To zresztą było ulubione słowo Adama Nawałki, powtarzane wielokrotnie na wszystkich konferencjach prasowych, oznaczające nic innego jak ZMIANĘ DOTYCHCZASOWYCH NAWYKÓW! I po trzecie wreszcie, przygotował ich taktycznie, czyli rozplanował wszystko w najdrobniejszych szczegółach, całą, trwającą rok batalię o wyjazd na francuskie stadiony, od pierwszego do ostatniego meczu.

Czy niewątpliwy sukces piłkarskiej reprezentacji Polski może być natchnieniem, które spowoduje refleksję nad własnym życiem. Chwilę zastanowienia nad własnymi zachowaniami, dążeniami i sposobem realizacji życiowych czy biznesowych planów?

Oby!

Tak naprawdę każdy moment jest dobry do tego, by podjąć decyzję, że chcę coś zmienić we własnym życiu, oczywiście na lepsze. Bo przecież człowiek rodzi się po to, by być szczęśliwym. Czasem w tym szczęściu może dopomóc profesjonalista. Warto więc postawić na takiego, dzięki któremu wygramy niejeden turniej własnego życia, czy to na polu zawodowym, czy rodzinnym.

Fryderyk Karzełek
GRA O MILION

finanse i inwestowanie

3 największe pułapki w edukacji finansowej!

5 października 2016

Ciągle widzę w Internecie kolejne informacje o szkoleniach, które mają poprawić Twoją inteligencję finansową, w cudowny sposób doprowadzić Cie w krótkim czasie do dużych pieniędzy.

Wydawać się może, że są ich chyba już tysiące 🙂

Dostrzegam w nich jednak pewne zagrożenia, trzy ogromne pułapki:

  1. Po pierwsze, że będziemy wiedzieli, jak inwestować pieniądze, nie mając ich.
  2. Po drugie, będziemy wiedzieć, że trzeba odkładać pieniądze, ale nie będziemy mieli z czego.
  3. I wreszcie dowiemy się, jak zarabiać pieniądze, bez zwiększania swojej wartości jako człowieka.

Przeważająca większość rozpoczyna swoją finansową edukację od niewłaściwej strony – od nauki inwestowania. Tymczasem pierwszym krokiem powinno stać się zdobycie najważniejszej umiejętności, którą jest zarabianie pieniędzy.

Jeżeli tego nie potrafimy, będziemy skłaniać się do zdobywania pieniędzy na drodze spekulacji lub nie zawsze uczciwych metod. Będziemy karmić się nadzieją, że uda nam się przejść drogą na skróty: osiągnięcie zamożności bez podniesienia swojej wartości jako człowieka.

To ślepy zaułek!

Dowiedz się, dzięki Grze o Milion, jak postawić priorytety, jak zaplanować swoje działania i wreszcie, jaką cenę należy zapłacić za swoją finansową niezależność.

Zacznij od właściwej strony i z właściwymi ludźmi!
Fryderyk Karzełek

rozwój osobisty i osiąganie celów

Prawdziwe marzenia nie mają terminu realizacji

3 października 2016

Czy wiesz, jakie emocje pojawiają się, gdy spełnia się Twoje marzenie życia? Gdy wiesz, że właśnie stało się coś, na co tak ciężko pracowałeś? To, w co włożyłeś całe swoje serce?

Przeczytaj, co na ten temat mówi Łukasz Milewski, autor książki „Potężny ponad miarę”:

„Marzenie sprzed piętnastu lat stało się faktem.

Dla mnie jest to jeden z najtrudniejszych momentów, ponieważ z jednej strony jestem bardzo szczęśliwy, z drugiej – chciałbym w kilku słowach powiedzieć coś z głębi serca, coś bardzo dla mnie ważnego.

Widzisz, w życiu nie chodzi o to, by być wielkim. W życiu nie chodzi o to, by być dumnym. W życiu nie chodzi o to, by pokazywać, że jest się najlepszym. Myślę, że w życiu chodzi o to, by być szczęśliwym. O to, by robić to, co się kocha, co czujesz w głębi serca. Piętnaście lat temu obiecałem sobie, że niezależnie od przeciwności losu nigdy się nie poddam. Chciałbym, abyś wiedział, że to, co robię wraz z moim zespołem, to stawianie wszystkiego na jedną kartę, by osoby, które podziwiam, mogły wystąpić na tej scenie.

Dlaczego? Dlatego, że kiedyś, dawno temu, gdy nie było obok mnie nikogo, kto mógłby podać mi rękę, trafiłem na pewną książkę. Tą książką było „Obudź w sobie olbrzyma”. I ja naprawdę go w sobie obudziłem! Stał się tak wielki, że ledwo mieści się na tej scenie.

Wiem, jak ważne jest mówienie wprost. Wiem, jak ważne jest wspieranie innych. Wiem, jak ważne jest mówienie: „Kocham cię”. Chcesz być szczęśliwy? Chcesz, by Twoje życie było cudowne? Droga do tego jest naprawdę prosta.

Ludzie uczą się wielu języków. Ja przez całe życie uczę się jednego języka, który jest dla mnie najważniejszy. To język czynów. To jedyny prawdziwy język, który może definiować to, kim ja jestem, i to, kim Ty jesteś. Nie ma znaczenia, co mówią lub myślą o Tobie inni. Ważne, jakim jesteś człowiekiem sam dla siebie. Ważne, że się nie poddajesz, szczególnie wtedy, gdy życie Cię przygniata i odbiera Ci siłę i sens.

Nie wiem, ile czasu zostało nam dane, dlatego tak ważne jest, abyś w każdym momencie swojego życia pamiętał o tym, że to, co masz najcudowniejszego, to ludzie. Ludzie. Ze wszystkimi ich wadami i zaletami.

To Tony Robbins nauczył mnie miłości do potencjału człowieka. To on natchnął mnie i mój zespół do robienia rzeczy, w które nikt nie wierzył lub które uważano za niemożliwe.

Co czuję teraz? Czuję, że jestem na początku drogi. Czuję, że jestem na planecie zwanej Ziemia. Czuję, że otaczają mnie tysiące wspaniałych ludzi. I czuję, że każdy z nich ma fantastyczny potencjał. I wiem, że dopóki nie powiesz: „Rezygnuję”, nigdy nie przegrasz. Bo takie jest życie. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Nie będzie, ale to Ty decydujesz, kiedy odpuścisz.

Nigdy w życiu nie odpuściłem. Wiele razy potykałem się i popełniłem miliony błędów, ale obiecałem sobie, że jeżeli szczerze coś kocham i jeśli coś jest dla mnie ważne, nigdy, przenigdy się nie poddam i nie pozwolę, by ktoś zabił moje marzenia.

Dlaczego? Bo kocham ludzi. Dlaczego? Bo są dla mnie najważniejsi. Jesteś dowodem na to, że marzenia się spełniają. Pomagasz mi spełniać moje marzenia. Dziękuję Ci za to z całego serca.

Widzisz tę piłkę? Za chwilę zrobię jedno z najważniejszych przyłożeń w swoim życiu, tzw. touchdown, który jest dowodem realizacji piętnastoletniego marzenia. Marzenia, do którego droga jest materiałem na niezły film. To Tobie dedykuję ten sukces. Nie ma znaczenia, skąd zaczynasz; ważne jest, dokąd zmierzasz. Każdy z nas może realizować marzenia, nawet jeżeli myślisz, że cały świat jest przeciwko Tobie, bo jedynym człowiekiem, który może stanąć na drodze do Twoich marzeń, jesteś Ty sam. Zrozum to w końcu. NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ.

Schodziłem ze sceny zalany łzami. Z tą różnicą, że były to łzy szczęścia. Nikt już nie mógł tego zepsuć, nawet Ikar. Schodziłem jako nieprawdopodobny zwycięzca i człowiek, który spełnił daną wiele lat temu przysięgę. Nie udało się osiągnąć zakładanego targetu, zostałem zdradzony przez człowieka, w którego mocno wierzyłem. Postanowiłem jednak, że jutro zacznę się tym martwić. Wtedy chciałem spędzić wieczór z tymi, których kochałem. Byłem tak bardzo z nich dumny, że swoją pracą i zaangażowaniem wznieśli się w kosmos. Na kolacji pojawili się wszyscy poza Ikarem, chociaż został zaproszony. Sądzę, że nie miał odwagi spojrzeć nam w oczy. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni.

Wieczór był cudowny i pełen pozytywnych emocji. Wiedzieliśmy, że zrobiliśmy coś, czego nie zrobił nikt inny na świecie. Daliśmy ludziom ogromną wartość, chociaż mało kto wierzył, że jesteśmy w stanie to zrobić.

Kilka miesięcy później spotkałem przypadkowo na ulicy jednego z najwierniejszych ludzi Ikara, który był wtedy z nami. Okazało się, że ich drogi się rozeszły. Zapytałem go wtedy wprost, dlaczego to zrobił. „Wiesz, Łukasz – usłyszałem – on nie widział już tego, co możesz dla niego zrobić”. Uśmiechnąłem się życzliwie; wszystko miało swój głęboki sens.

Pora na rozwiązanie pierwszej zagadki. Jak myślisz, dlaczego mój cel był nieunikniony?

Bo zakochałem się w nim tak mocno, że nie mógłbym spokojnie żyć, wiedząc, że jeszcze go nie zrealizowałem. Życie zbyt często wystawiało mnie na próbę i walkę dosłownie o wszystko. Wiem dokładnie, jak to jest balansować na krawędzi między światami. Jeśli łapię coś, co kocham, nie pozwalam, by szansa mi uciekła. Nie wypuszczę jej, nawet gdyby życie ze wszystkich sił ciskało mną o ziemię i pytało, czy mam już dość. Nigdy tego nie zrobię, bo nie odczuwam już bólu w takich sytuacjach; trening czyni mistrza.

Gdybym mógł cofnąć czas, dokonałbym dokładnie tych samych wyborów. Wiedząc, że stracę, zrealizowałbym to marzenie z jeszcze większą siłą.

Nie boję się śmierci, bo przez niezły okres byliśmy kumplami. Jedyne, czego się boję, to tego, czy zdążę zrealizować wielką misję wobec świata, jaką przewidział dla mnie Bóg. Wiem, że nie spocznę, dopóki jej nie zrealizuję. Przez wiele lat nie wiedziałem, czy następny rok nie będzie moim ostatnim. Dziś wiem, że każdy następny jest dla Ciebie szansą, byś mógł zrobić coś, co dla Ciebie jest nieuniknione. Pamiętasz język czynów? Pójdźmy więc dalej, bo to nie koniec naszej podróży.”

Fragment pochodzi z książki „Potężny ponad miarę” Łukasza Milewskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

SŁYSZĘ GŁOSY

30 września 2016

Gdy Michał usłyszał tę historię, był w szoku. Ona rozmawiała z głosami w swojej głowie… Jak rozwiązała tę łamigłówkę? I do jakich wniosków doszedł Michał dzięki jej historii?

Dowiedz się, co mają wspólnego puzzle i nasza osobowość. To niewiarygodnie dobra historia:

„Gdy Eleanor Longden dostała się na studia, była pełną energii, ambitną i uśmiechniętą dziewczyną.

Niestety, były to tylko pozory. W środku była nieszczęśliwa, pełna strachu o przyszłość, bała się ludzi i starała się zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości. Ukrywanie tego pod maską pozytywnej i radosnej studentki szło jej naprawdę nieźle. Nie trwało to jednak zbyt długo. Nikt nie mógł spodziewać się tego, co wydarzyło się na początku drugiego semestru. Wychodząc z sali wykładowej, Eleanor usłyszała głos mówiący „Ona opuszcza salę”. Wystraszona rozejrzała się wokoło — pusto. Nikogo tam nie było. Ten głos pojawił się w jej własnej głowie. Poszła do domu, nie wiedząc, co o tym myśleć, i mając nadzieję, że się przesłyszała. Jednak otwierając drzwi, usłyszała głos ponownie: „Otwiera drzwi”. I wtedy się zaczęło.

Głos, który zaczął komentować praktycznie wszystko, co robiła, zadomowił się w jej głowie. O wszystkim mówił w trzeciej osobie. Ona robi to, ona robi tamto. Przez pierwszych kilka dni obserwowała to dziwne zjawisko pełna strachu. Głos był raczej spokojny, neutralny, w pewnym momencie stał się nawet przyjazny. Co ciekawe, jego ton odzwierciedlał najczęściej te emocje, które Eleanor chciała ukryć przed innymi. Gdy odczuwała złość i na zewnątrz jej nie okazywała, głos brzmiał tak, jakby to on był zły. Słuchając go, miała silne wrażenie, że chce jej coś zakomunikować, zwłaszcza na temat tych najbardziej odległych, zakopanych głęboko emocji. Szukając odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w jej głowie, postanowiła w końcu powiedzieć o wszystkim koleżance. To był błąd — wtedy zaczęło się najgorsze.

„Normalni ludzie nie słyszą głosów”, powiedziała jej koleżanka. „Musisz iść do lekarza”. Eleanor posłusznie poszła i dowiedziała się, że ma schizofrenię. Szybko otrzymała zestaw leków, a w jej życiu na stałe zadomowiły się najbardziej toksyczne uczucia, jakich kiedykolwiek doświadczyła — strach, poczucie bezsilności i poniżenia. Zachęcona przez psychiatrę zaczęła patrzeć na swoje głosy nie jak na doświadczenie, ale jak na symptom poważnej choroby, co tylko zaostrzyło odczucie strachu i beznadziejności.

W jej głowie nastała wojna domowa, Eleanor zaczęła bowiem traktować swoje głosy jako coś, co należy zwalczać. Liczba głosów się zwiększyła, stały się one wyjątkowo wrogie i każdy miał coś do powiedzenia. W pewnym momencie zaczęły ją zmuszać do dziwnych zadań, w tym do okaleczania samej siebie i robienia sobie żartów z innych ludzi. Minęły dwa najtrudniejsze lata w jej życiu — głosy stały się jeszcze bardziej przerażające, a lekarz powiedział jej, że lepiej by było, gdyby miała raka, bo łatwiej go wyleczyć niż schizofrenię. Na szczęście dziewczyna miała wokół siebie też wielu wspaniałych ludzi, którzy ją wspierali i dodawali jej sił. Pomogli jej zrozumieć, że głosy są znaczącą odpowiedzią na przeżycia z dzieciństwa, wśród których było między innymi molestowanie seksualne.

Eleanor w pewnym momencie poczuła, że jakaś część jej osobowości umarła, ale inna przetrwała — to doświadczenie uczyniło ją silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęła podchodzić do swoich głosów inaczej. Zamiast z nimi walczyć, starała się zrozumieć ich przekaz. Zaczęła doceniać ich chęć pomocy nawet wtedy, gdy ją ograniczały. Starała się z nimi porozumiewać, ustanawiając asertywne zasady komunikacji. Szybko zrozumiała, że każdy głos reprezentował pewien aspekt jej samej. Każdy głos niósł ze sobą trudne, nierozwiązane emocje z przeszłości. Powoli zaczęła składać te wszystkie części siebie w jedną całość. Pomogło jej w tym odkrycie, że te najbardziej wrogie głosy reprezentują najbardziej zranione części jej samej. Były to głosy, które potrzebowały największej uwagi i troski. Ciężką pracą zaczęła przywracać sobie równowagę, a w jej głowie powoli nastawał spokój. Dogadując się z głosami, nawiązała z nimi relację, dzięki czemu przestały być jej wrogie. Zaprzestała brania leków i poszła na psychologię. Dziesięć lat po tym, jak głosy po raz pierwszy pojawiły się w jej głowie, ukończyła ten kierunek. Otrzymała najlepszą ocenę, jaką uniwersytet, na który uczęszczała, kiedykolwiek wystawił. Nauczyła się żyć ze swoimi głosami w pokoju, co dało jej rosnące poczucie empatii i akceptacji wobec samej siebie. Na podstawie swoich doświadczeń Eleanor Longden napisała książkę Learning from the Voices in My Head. Dołączyła też do organizacji Intervoice, dzięki której może pomagać ludziom doświadczającym tego samego co ona. Tak jak i inni specjaliści, podziela opinię, że głosy powinny być traktowane jako strategia przetrwania, zdrowa reakcja na niezdrowe okoliczności1. Co ciekawe, po wielu latach od tego doświadczenia głosy nadal jej towarzyszą, ale teraz są przyjazne i pomocne. Przykładowo jeden z nich ciągle jej powtarza: „Jeśli możesz coś z tym zrobić, nie ma potrzeby się martwić. A jeśli nie możesz nic z tym zrobić, martwienie się nie ma żadnego sensu!”.

Gdy po raz pierwszy usłyszałem historię Eleanor, byłem w szoku. Jak można rozmawiać z głosami w swojej głowie? Jak można z nimi walczyć, a potem się dogadywać? Nie mogłem też wyjść z podziwu, że udało się jej samodzielnie rozwiązać tę skomplikowaną łamigłówkę. Szukając różnych informacji na temat pracy z głosami, trafiłem na zagadnienie, które już od kilkudziesięciu lat jest poruszane przez twórców znanych modeli psychologicznych i terapeutycznych. To tzw. subosobowości, czyli części naszej osobowości. Okazuje się, że nasza psychika składa się z wielu współdziałających ze sobą „osób”, z których każda ma własne potrzeby, nawyki, przekonania i odczucia. Spojrzałem na siebie i swoje życie i stwierdziłem, że faktycznie coś w tym jest. Jesteśmy jak puzzle, stanowimy całość złożoną z wielu elementów. To nieodłączna cecha każdego człowieka — taka jest natura naszej osobowości. Zafascynowany ideą subosobowości zacząłem odkrywać, kto siedzi w mojej głowie. Co prawda nie słyszałem głosów tak jak Eleanor, ale szybko zauważyłem, że w swojej wyobraźni mogę rozmawiać z poszczególnymi częściami siebie. Pewnie myślisz, że to niemożliwe? Wkrótce zmienisz zdanie.

W wyniku traumatycznych przeżyć Eleanor doświadczyła dość ekstremalnej wersji słyszenia wewnętrznych głosów. Różnica między taką osobą jak ona a ludźmi w pełni zdrowymi psychiczne jest taka, że ona słyszała w swojej głowie głos obcej osoby, tak jakby stała obok. Twoje głosy zapewne siedzą sobie bezpiecznie w twojej głowie, a ty masz nad nimi choćby częściową kontrolę. Czasami mniejszą, czasami większą, ale lepsze to niż nic. Odbierasz swoje wewnętrzne głosy jak normalne myśli, mówiące najczęściej twoim własnym głosem (lub głosem twoich  liskich). No i jest duża szansa, że nie są takie wrogie. Jednak (co może być dla ciebie zaskakujące) dużo więcej tych różnic nie znajdziemy. Tak samo jak Eleanor, możesz prowadzić wojnę ze swoimi głosami, możesz się też z nimi dogadywać, a nawet współpracować.

Wyobraź sobie, że zamykasz oczy i w swojej wyobraźni pijesz kawę ze swoim Krytykiem. To część ciebie, która ma określone potrzeby i cel swojego istnienia. Gdyby nie była ci w żaden sposób potrzebna, nie mieszkałaby w twojej głowie. Znalazłaby kogoś innego, kogo może męczyć. Być może Krytykowi zależy na tym, aby zmotywować cię do działania. Chce sprawić, byś w końcu coś w sobie zmienił. Byś w końcu coś zrobił ze swoim życiem i pracą. Nie może patrzeć na to, jak wolno ci to wszystko idzie. Wierzy, że jak ci dokopie, to wreszcie się ockniesz i będziesz lepszy, bogatszy, mądrzejszy. Nie może ci pozwolić, żebyś zaakceptował siebie, bo jeśli tak się stanie, to pewnie już w ogóle przestaniesz cokolwiek ze sobą robić. Jak każdy, Krytyk ma jakiś sposób na realizowanie swoich celów. Jak sama nazwa wskazuje, Krytyk krytykuje. Ma narzędzie służące do wywierania silnego wpływu, które sprawia, że nie jesteś sobą. W końcu Krytyk tłumi twoją radość życia, męczy cię, nie daje ci spokoju. Pytanie brzmi, czy Krytyk w ogóle wie, jakie są konsekwencje jego działań. Czy zdaje sobie sprawę z tego, iż nie dość, że nie realizuje swoich celów, to powoduje coś wręcz przeciwnego? Zamiast motywacji czujesz presję, zamiast chęci do zmiany czujesz strach przed zmianą. Postanawiasz mu o tym wszystkim powiedzieć. Pijąc z tobą wyimaginowaną kawę, Krytyk opowiada ci o tym, od kiedy jest w twoim życiu, w jakich sytuacjach się pojawia i po co to wszystko robi. Wtedy mówisz mu o tym, co zauważyłeś i jak się czujesz. Krytyk jest zaskoczony. Nie wiedział, że jego działania wpływają na ciebie tak destrukcyjnie. Pytasz więc, czy nadal chce w taki sposób na ciebie wpływać. Odpowiada, że nie, ale nie wie, jak inaczej miałby ci pomóc. I w ten sposób zaczyna się wasza współpraca. Mówicie sobie o tym, co jest dla was ważne i dlaczego. Poznajesz wątpliwości Krytyka i proponujesz mu rozwiązania. Dajesz coś od siebie, tak aby on mógł zrobić to samo. Takie spotkanie zwykle trwa od 5 do 15 minut. Jego efektem może być „okres próbny”, w którym zadeklarujesz konkretne kroki związane ze zmianą tego, na czym zależy Krytykowi, a on wycofa się ze swoją krytyką i da ci więcej przestrzeni. Oprócz uczucia wewnętrznego spokoju, zgody i spójności, zyskujesz na koniec tego ćwiczenia konkretny plan działania, który wcielisz w życie bez oporu ze strony Krytyka.

Proces, którego przykład właśnie opisałem (oczywiście w dużym uproszczeniu), to jedna z technik pracy z subosobowościami; możesz ją stosować samodzielnie. Testując różne narzędzia, znalazłem zgodny z zasadami metody Insight sposób na budowanie zdrowego porozumienia i dobrych relacji z częściami nas samych. Po kilku drobnych modyfikacjach i dodaniu do całego procesu pytań coachingowych stworzyłem prostą metodę o dużej skuteczności. Nazwałem ją Wewnętrznym porozumieniem. W tym rozdziale dowiesz się, jak samodzielnie ją stosować podczas radzenia sobie z najróżniejszymi życiowymi problemami i przeszkodami.

Dlaczego uczyniłem pracę z subosobowościami częścią metody Insight? Po pierwsze dlatego, że jest to bardzo wszechstronne i uniwersalne podejście — służy uwalnianiu destrukcyjnych emocji, zmienianiu ograniczających przekonań i radzeniu sobie z różnymi, schowanymi w naszej nieświadomości, blokadami. Po drugie dlatego, że jest świetnym sposobem na samopoznanie (ze względu na możliwość wglądu w bogactwo własnej osobowości). Po trzecie, jest to  najskuteczniejsza ze znanych mi „głębszych” metod zmiany osobistej, która może być stosowana w pełni samodzielnie.

Zanim opiszę ci Wewnętrzne porozumienie krok po kroku, dowiesz się, czym w ogóle są subosobowości i jak działają na co dzień. Poznasz sens ich istnienia i zrozumiesz, po co przejmują nad tobą kontrolę. Dowiesz się też, jakie wewnętrzne głosy są częścią twojego świata wewnętrznego oraz co możesz zrobić, aby zaczęły się ze sobą dogadywać. Zrozumienie  funkcjonowania subosobowości będzie dla ciebie kolejnym krokiem w procesie kształtowania w sobie postawy samowsparcia i samoakceptacji.”

Fragment pochodzi z książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości” Michała Pasterskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

SIŁA marzeń

29 września 2016
  • Czy wiesz, jak wielki wpływ mają na nas nasze marzenia?
  • Co zmieniają w naszym życiu?
  • Jak wielkie pokłady energii nam udzielają?

Przeczytaj, jak spotkanie z Gigantem obudziło w Łukaszu Olbrzyma!

Poznaj SIŁĘ marzeń!

„Poleciałem jak na skrzydłach.

Biegłem jak oszalały, na nikogo i na nic nie zwracając uwagi. Za chwilę miało spełnić się moje wielkie marzenie. „Co mu powiem?” – zastanawiałem się gorączkowo. Byłem szczęśliwy, ale w głowie miałem pustkę.

Zjawiłem się w umówionym miejscu i stanąłem osłupiały. Nikogo nie było. Żadnego z trzydziestu pięciu partnerów. Przez moment pomyślałem, że ktoś zrobił mi niezły żart.

Po chwili zobaczyłem Michaela, menedżera Tony’ego Robbinsa. Wiedziałem już, że nikt nie odciągnie mnie od tego spotkania.

Gdy zapytałem, gdzie są pozostali partnerzy, stwierdził, że odpuścili. Na hali nie było nikogo. Szedłem długim korytarzem w kierunku zaplecza. W oddali zobaczyłem jedną kobietę, jak się okazało – księżniczkę arabską, która wsparła finansowo fundację Tony’ego i dostała możliwość spotkania się z nim osobiście. Najpierw ona, po dziesięciu minutach moja kolej.

Wchodzę i widzę, że Tony uśmiecha się szeroko. Czuję, jakby właśnie uwolniły się wszystkie emocje, które gromadziły się we mnie przez lata.

Podchodzę z Michaelem, który przedstawia mnie i mówi, że aktualnie jestem ich najmocniejszym partnerem. Tony podaje mi rękę i patrzy prosto w oczy, z których bije taka radość! Czuję łzy. Patrzymy na siebie kilka sekund. Tony ewidentnie czeka na to, co powiem.

I wtedy się zaczęło!

Przez dwadzieścia minut nie dałem mu dojść do słowa. Przegadałem Robbinsa! Z prędkością światła opowiadałem mu o wszystkich trudnych momentach, które musiałem pokonać, i o tym, jak jego książka towarzyszyła mi w każdej walce.

W pewnym momencie Tony przytula mnie. Nie należę do małych facetów, ale Tony to prawdziwy olbrzym. Nie wytrzymuję i mówię mu, że moim największym marzeniem jest sprowadzenie go do Polski. Że jestem na to gotowy.

Miałem w sobie tyle bezczelności, że obiecałem mu, że na spotkanie z nim ściągnę więcej ludzi, niż pojawiło się na „Unleash the Power Within”, czyli co najmniej kilka tysięcy.

– Zgadzasz się? – pytam. – Nie wyjdę, dopóki mi nie odpowiesz.
Tony tylko patrzy na mnie, po chwili podaje mi rękę.
– Do zobaczenia, przyjacielu! – mówi.

Chociaż nie otrzymałem oficjalnego potwierdzenia, ze spotkania wychodziłem z energią większą niż cała przyczepa Red Bulla. Nikt nie musiał dodawać mi skrzydeł – ja je miałem! I have a dream – słyszałem ciągle.

Fragment pochodzi z książki „Potężny ponad miarę” Łukasza Milewskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Podążać Drogą Serca

22 września 2016

Czy wiesz, jak wielką siłę mają marzenia? Co dzięki nim możesz osiągnąć? Gdzie możesz być za kilka lat?

Ktoś powie: „CZCZE SŁOWA!”, ale wtedy ja powiem: „Czytałeś historię Łukasza Milewskiego? Jeśli nie, to koniecznie to zrób, a już nigdy swoich marzeń nie będziesz traktował jak banał”.

Przeczytaj fragment tej historii. Historii, która nie została wyssana z palca. Zdarzyła się naprawdę. Tuż obok nas. Dowiedz się, dlaczego WARTO podążać drogą serca:


Podążać Drogą Serca
 

„Dziś jestem podziwiany i szanowany przez setki tysięcy ludzi, ponieważ zrobiłem coś wielkiego: stworzyłem im warunki i możliwości rozwoju.

Ale prawdą o mnie jest też to, że w dzieciństwie moje jestem było inne, bo postrzegano mnie jako największą ofiarę losu. Frajera, który nie potrafi o nic walczyć. Moja samoocena była poniżej poziomu depresji.

Czy ta postawa i ocena były przypadkowe? Oczywiście, że nie. W dzieciństwie mama powtarzała mi, żebym nigdy nie krzywdził innych ludzi. Tak silnie zostało to we mnie zakorzenione, że nawet jeśli kolega z piaskownicy uderzył mnie, nie byłem w stanie mu oddać. Wzorzec był tak silny, że przez wiele lat życie uderzało we mnie z rozpędu. Jak pociąg, który z impetem we mnie wjeżdża, gdy stoję torach i nie jestem w stanie się ruszyć.

Przyjmowałem kolejne ciosy tylko dlatego, że ktoś w dobrej wierze nauczył mnie, że nie można krzywdzić ludzi. Nawet się nie broniłem. Przyjmowałem absolutnie wszystko, co się działo. Ten mały chłopiec w tej chwili nie tylko organizuje największe wydarzenie na świecie i pracuje z tysiącami ludzi, lecz także od czasu do czasu wychodzi na scenę i przemawia, choć wiele lat temu co drugie słowo zapowietrzał się i jąkał i nic, absolutnie nic nie wskazywało na to, że będzie w stanie wyjść i mówić do ludzi.

Znowu zacząłem decydować o tym, kim jestem. Znowu zacząłem dokonywać świadomych wyborów. Dziś jestem takim, jutro będę innym człowiekiem. Jedną z najważniejszych umiejętności w życiu – poza reagowaniem – jest umiejętność zadawania sobie właściwych pytań. Sztuka zadawania pytań jest siłą napędową, która zmienia moje życie w tempie błyskawicznym. I te pytania pojawią się książce. Zadam Ci je, abyś mógł zrozumieć, co chcę Ci przekazać. A chcę przekazać Ci coś, co wypływa z mojej historii.

Moją intencją jest to, abyś nie musiał przechodzić przez wszystko, przez co ja przeszedłem. Abyś mógł uczyć się na moich doświadczeniach i prowadzić szczęśliwe życie. Nawet jeżeli pojawią się trudne momenty, lepiej sobie z nimi poradzisz i będziesz w stanie je zrozumieć, bo absolutnie nic, co dzieje się w naszym życiu, nie jest zbiorem przypadków. Wszystko ma sens, głębię i znaczenie, ale zazwyczaj przekonujemy się o tym dopiero po fakcie.

Gdy byłem młody, marzyłem o tym, żeby zrobić coś, co będzie miało sens, co będzie miało znaczenie. Czy czułeś kiedyś, że jesteś sam na świecie? Bez szans i perspektyw? Tak było lata temu w moim przypadku. Czy gdybyś miał jedną szansę, jedną okazję, by zdobyć to, czego pragniesz – wykorzystałbyś ją czy pozwoliłbyś jej uciec? Zaryzykowałbyś wszystko? Pozwól, że opowiem Ci pewną historię. Wielkie marzenia zawsze rodzą się w sercu, nie zaś w umyśle, który nie jest w stanie pojąć tego, co czujesz. Chciałem zmienić świat. Co to właściwie znaczyło? Jeszcze wtedy nie wiedziałem.

Większość z nas marzy o sławie, szczęściu, wielkich pieniądzach, rodzinie. Ja marzyłem o tym, by zrobić coś, co wniesie wartość, dostarczy nadziei i wiary, że niemożliwe jest realne.
Nie mogłem znieść myśli, że coś jest niemożliwe. Spójrz na świat. Każdego ranka budzisz się, widząc miejską dżunglę. W każdej sekundzie mijasz ludzi, których serce i dusza wołają: „Mam marzenie!”. Czasem bardzo banalne: mieć ciepły kąt, mieć co jeść. Czasem serce woła: „Pokochaj mnie i zaakceptuj!”. Czasem: „Podaj mi dłoń”. Czasem po prostu ktoś pragnie uwagi. Nie zamykaj oczu. Poślij mu nadzieję!

Widziałem zdolnych ludzi, którzy marnowali swoje szanse. Widziałem też takich, których świat spisał na straty. Jest Ci trudno? Nie dajesz rady? To dobrze. To znaczy, że jesteś blisko. Ile razy słyszałeś: „Odpuść, zostaw to!”, „Nie uda ci się”, „Po co właściwie to robisz?”? Ile razy ktoś próbował wmówić Ci, że nie masz szans? Nie w tym kraju, nie w tym miejscu. Bo ja słyszałem to milion razy. Dziś wiem, że wszystko jest możliwe! Życie bez ograniczeń to fakt,
nie marzenie. Ta historia nigdy nie będzie miała końca. Nazywam się Łukasz Milewski. Reprezentuję firmę Milewski & Partnerzy i ponad 20 wspaniałych osób. Zapraszam ludzi, którzy dokonali czegoś niezwykłego, czego nie dokonał nikt inny. Po co? Abyś nigdy więcej nie mówił, że czegoś nie możesz. Pamiętaj, że mi też tak wmawiano. A ja? A ja miałem marzenie…
Po latach przyjmowania kolejnych ciosów nadszedł dzień, w którym dostrzegłem szansę. Czekałem na nią całe życie. A było to tak…”

Fragment pochodzi z książki „Potężny ponad miarę” Łukasza Milewskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

POZA DOJRZAŁOŚĆ

21 września 2016

Zastanawiasz się czasem, co daje Ci praca nad sobą? Jaki jest cel samorozwoju?

Przeczytaj, co na ten temat mówi Michał Pasterski, autor książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości”:

„Od momentu, w którym zacząłem interesować się rozwojem osobistym, minęło już 10 lat. Szmat czasu. Przez te wszystkie lata, pracując nad sobą we własnym tempie, miałem okazję przekopać większość nawet tych najbardziej ukrytych zakamarków swojego mentalnego oprogramowania. Zmiana w myśleniu, jakiej udało mi się dokonać, jest niewyobrażalna. Oczywiście nadal są dni, kiedy wpadam w emocjonalny dołek, nadal są momenty, kiedy nie kontroluję swojej złości, nadal mam chwile, kiedy mi się po prostu nie chce. Na szczęście, nawet gdy się pojawiają, trwają one krótko — wiem, jak sobie wówczas poradzić bez niepotrzebnego pogłębiania odczuwanych stanów. Czuję, że żyję w pełnej zgodzie ze sobą. Rozumiem swoje potrzeby i wiem, jak o nie dbać.

Gdy poukładałem sobie pewne rzeczy w głowie, łatwiej mi było zorganizować swoje życie na co dzień. Lata rozwijania firmy od zupełnych podstaw pozwoliły mi zadbać o komfortowe warunki życia. Kocham moją pracę, mogę swobodnie podróżować po świecie, a najważniejsze nawyki (medytacja, ruch fizyczny, zdrowe odżywianie) stały się nieodłączną częścią mojego życia. Mam w głowie przestrzeń, aby zająć się tym, co dla mnie teraz najważniejsze — twórczością i dzieleniem się z ludźmi swoimi odkryciami. Czuję się wolny i szczęśliwy. Żyję bez pogoni, bez presji, we własnym tempie — powoli i uważnie. Tym, co obecnie daje mi najwięcej szczęścia, jest możliwość spędzania czasu z moimi bliskimi, oddawania się moim pasjom oraz budowania czegoś dużego i ważnego. Cieszę się wolnością robienia tego, na co mam w życiu największą ochotę.

Co ciekawe, w żaden sposób nie czuję, że zbliżam się do końca swojej rozwojowej ścieżki. Wręcz przeciwnie. Jeszcze tyle rzeczy przede mną. Tyle do odkrycia, tyle do poznania, tyle do zrobienia i doświadczenia. Mam zdecydowanie więcej celów niż 10 lat temu. Zaspokajanie potrzeb nigdy się nie kończy. Zawsze możesz wejść na nowy, głębszy poziom spełnienia i satysfakcji w ramach danej potrzeby. Nawet wtedy, gdy czujesz ogromne szczęście w związku z tym, co już masz, masz wielką ochotę na to, co na ciebie jeszcze czeka. Zresztą nieporównywalnie większą niż wcześniej, bo teraz wiesz, że te wszystkie doświadczenia są na wyciągnięcie twojej ręki. To prawda, że apetyt na życie rośnie w miarę jedzenia.

Im więcej blokad, śmieci i destrukcyjnych programów usuniesz ze swojej głowy, tym bardziej odblokujesz energię życiową, która jest nieodłączną częścią twojej natury. A im bliżej swojej natury jesteś, tym większą radość sprawia ci to, co już masz, i to, co jeszcze przed tobą.

Osiągnięcie mentalnej dojrzałości to powrót do pełni psychicznego zdrowia i gotowość na to, aby otworzyć swoje serce na wszystko, co cię spotyka. To moment, w którym zabawa w życie zaczyna się na dobre.

Z pewnością brzmi to wszystko pięknie — aż chce się zacząć pracować nad sobą. Jednak rozwój osobisty to bardzo szerokie pojęcie. Skąd masz wiedzieć, jakie metody wybrać, aby twoja droga do dojrzałości nie okazała się ślepą uliczką? Pomysłów i sposobów na rozwój osobisty jest nieskończenie wiele. Wiem, bo sam swego czasu się w tym wszystkim pogubiłem. Liczba kierunków, tematów, metod, teorii i wskazówek jest ogromna. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Dlaczego nie ma jednego, spójnego i kompletnego systemu uczącego, jak samodzielnie pracować nad sobą?

Na początku mojej przygody z rozwojem osobistym bardzo mi tego brakowało i na pewnym etapie postanowiłem, że kiedyś sam zbiorę to wszystko w jednym miejscu i jakoś poukładam. No cóż, właśnie to robię. Jestem daleki od twierdzenia, że to, co tworzę, jest kompletne. Nie poruszam w tej książce wielu ważnych tematów (mógłbym, ale wtedy miałaby ona 3000 stron). Moim celem było opracowanie uniwersalnego narzędzia umożliwiającego ci poradzenie sobie z najróżniejszymi przeszkodami, o których ja w tej książce być może nawet nie wspomnę.

Opracowując metodę Insight, połączyłem najważniejsze według mnie założenia, zasady, działania i umiejętności, które praktykowane w odpowiedni sposób tworzą mniej lub bardziej kompletne i uniwersalne narzędzie do pracy nad samym sobą.”

Fragment pochodzi z książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości” Michała Pasterskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

PODRÓŻE W GŁĄB SIEBIE

15 września 2016

Czy wiesz, dlaczego tak ważnym jest oczyszczenie swojej głowy? Spojrzenie w głąb siebie? Czy wiesz, co wtedy dzieje się w naszym umyśle?

Przeczytaj, co na ten temat mówi Michał Pasterski, autor książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości”:

„Trzy lata temu razem z moją żoną spędziliśmy dwa miesiące w Tajlandii. To była nasza pierwsza tak długa i daleka podróż. Do dziś pamiętam, jak moi rodzice próbowali nas namówić na zmianę planów i wycieczkę do Grecji (którą chcieli nam zresztą zafundować). Jednak decyzja zapadła. Nadszedł czas na wyrwanie się ze swojego gniazda na dłużej niż standardowe dwa tygodnie.

Bardzo potrzebowałem tej podróży. Czułem się zmęczony codziennością. Oczywiście nadal uwielbiałem to, co robiłem. Jednak gdy wpadamy w schematy chaotycznego biegania za kolejnymi celami, próbując robić więcej i więcej, w końcu w mniejszym lub większym stopniu wypalamy się. Potrzebujemy zmiany, wyrwania się z tego pędu. Potrzebujemy przewietrzyć głowę i naładować baterie.

Niedługo po tym, jak wylądowaliśmy w Bangkoku, stolicy Tajlandii, po raz pierwszy na własnej skórze doświadczyłem sensu słynnego powiedzenia „podróże kształcą”. Choć kształceniem bym tego nie nazwał. Bardziej odkrywaniem. Odkrywaniem świata i samego siebie. Gdy uwalniamy się od schematu naszej codziennej rzeczywistości, a odległość od domu jest liczona w tysiącach kilometrów, dokonuje się w nas coś bardzo ciekawego. Nasz umysł się otwiera i chłonie wszystko, co się dzieje wokół.

Szwedzki filozof Alain de Botton powiedział: „Przyjemność, którą czerpiemy z podróży, wynika raczej ze stanu umysłu, z którym podróżujemy, niż z samego miejsca, do którego się wybieramy”. Dokładnie tego doświadczyłem. Mój umysł bez żadnego wysiłku z mojej strony po prostu wyrwał się z trybów codziennego funkcjonowania. Duża część moich mentalnych nawyków zwyczajnie wyparowała. Ich miejsce zajęły większy spokój i uważność, niekończąca się ciekawość, radość z odkrywania każdej drobnej rzeczy, którą napotykałem na własnej drodze.

Gdy dotarliśmy na wyspę Koh Samui, na której mieliśmy przebywać przez prawie cały czas naszego pobytu w Tajlandii, poczułem wielką ulgę. Wreszcie, po wielu miesiącach intensywnej bieganiny, w mojej głowie zrobił się spokój. Pojawiło się dużo wolnej, mentalnej przestrzeni. I wtedy zaczęło się dziać we mnie coś bardzo ciekawego. Myślę, że nie stałoby się to, gdybym podróżował tak jak do tej pory. Zwykle zaliczaliśmy z żoną kolejne punkty oznaczone jako „warto zobaczyć” w kupionym wcześniej przewodniku. Teraz chcielibyśmy więc pewnie zobaczyć jak najwięcej i kontynuowalibyśmy tę bieganinę, którą dobrze znamy z codziennego życia. Jednak tym razem mieliśmy więcej czasu. Mogliśmy pobyć dłużej w jednym miejscu, chłonąc jego atmosferę i dostrajając się do panującego tam tempa życia. Zakochałem się w idei „slow travel” od pierwszego wejrzenia i zrozumiałem różnicę między turystą a podróżnikiem. Bardzo podoba mi się to, co powiedział Rolf Potts, autor doskonałej książki Vagabonding: „Wartość podróży nie zależy od tego, ile masz znaczków w swoim paszporcie, gdy wracasz do domu — spokojne, dopracowane doświadczenie jednego kraju jest zawsze lepsze niż pośpieszne, sztuczne doświadczenie czterdziestu krajów”.

W spokojnym rytmie życia małej wyspy zacząłem obserwować, jak mój umysł samoistnie obiera nowe, nieznane mi dotąd kierunki. Powoli zaczęły przychodzić mi do głowy ważne życiowe pytania. Oczywiście zadawałem je sobie już wcześniej, również w Polsce. Jednak to było coś innego. Miałem głębokie poczucie, że wreszcie, po raz pierwszy w życiu, mogę się naprawdę dobrze zastanowić nad odpowiedziami. Że mogę dać sobie tyle czasu, ile potrzebuję, aby przemyśleć wszystko, co zawsze tak bardzo chciałem przemyśleć.

Nigdy przedtem nie miałem na to tyle przestrzeni w mojej głowie. Zawsze było coś ważniejszego, pilniejszego. A teraz w naturalny sposób zacząłem zaglądać w głąb siebie — tam, gdzie wcześniej w ogóle nie miałem dostępu, bo cały ten mentalny chaos mi na to nie pozwalał.

Odpowiedzi na ważne pytania nie pojawiały się od razu. Ale gdy już się pojawiały, były na wagę złota. Płynęły prosto z mojego serca. Były dobrze przemyślane i, co najważniejsze, zgodne ze mną. To wtedy zrozumiałem, jak ważne w rozwoju osobistym jest oczyszczanie swojej głowy ze zbędnych śmieci. Tylko wtedy masz mentalną przestrzeń na to, aby naprawdę skupić się na tym, co najważniejsze. Aby zajrzeć do środka i znaleźć swój własny głos. Aby zrozumieć swoje potrzeby i znaleźć zgodne z własną osobowością sposoby na ich zaspokojenie.

Mnie się to udało dzięki długiej podróży. Jednak dość szybko zrozumiałem, że wcale nie musimy jechać na drugi koniec świata, by zrobić sobie trochę miejsca w głowie. Dlatego jeszcze w trakcie tamtej podróży zacząłem interesować się metodami wyciszania mentalnego chaosu.”

Fragment pochodzi z książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości” Michała Pasterskiego.

Czy nadszedł Twój czas na przestrzeń w Twojej głowie?

finanse i inwestowanie

Wizerunek finansowy w BIK

10 sierpnia 2016

Wizerunek finansowy w Biurze Informacji Kredytowej to po prostu nasza historia kredytowa. Na podstawie raportu BIK banki  i inne instytucje, u których chcemy zaciągnąć zobowiązanie, podejmują decyzję, czy kredytu nam udzielić czy też nie. Warto więc wiedzieć co wpływa na nasz wizerunek finansowy w BIK i jak możemy go poprawić.

Co składa się na naszą ocenę w BIK?

Podstawowa miara, jaka obowiązuje w Biurze Informacji Kredytowej, to scoring, czyli metoda punktowa oceny ryzyka kredytowego. Klient oceniany jest na podstawie podobieństwa do innych klientów, którzy już otrzymali kredyt. Im bardziej podobna będzie nasza historia kredytowa, do historii klientów regularnie spłacających swoje zobowiązania, tym więcej punktów otrzymamy. Punkty przydziela się w skali od 192 do 631, a dla ułatwienia przydzielane są także gwiazdki – od 1 do 5. Im wyższa będzie nasza ocena wiarygodności kredytowej, tym łatwiej będzie nam otrzymać kredyt.

Na scoring ma wpływ wiele czynników, między innymi terminowość spłacania zobowiązań.  A także skłonność do zadłużania się. Nawet częstotliwość przekraczania limitów na kartach kredytowych, czy debetu na koncie, ma istotny wpływ na nasz wizerunek finansowy. Nasza ocena kredytowa przydzielana jest względem grupy klientów, do których przyporządkował nas BIK. Możemy więc z biegiem czasu, np. po przekroczeniu 30, 40 czy 50 lat otrzymać zupełnie inną ocenę, ze względu na przyporządkowanie do innej grupy – na to jednak nie mamy bezpośredniego wpływu.

Co obniża nasz scoring w BIK?

Musimy pamiętać, że dokładne wyliczanie scoringu przez BIK to złożony i niepubliczny proces. Wiadomo natomiast co negatywnie wpływa na naszą ocenę w Biurze Informacji Kredytowej. Im więcej mamy opóźnień w spłatach, im są dłuższe i im większą mają wartość, tym gorzej. Także czas pomiędzy kolejnymi opóźnieniami jest istotny. Im częściej pojawiają się zaległości w spłacie zadłużenia, tym bardziej obniża się nasz wizerunek finansowy.

Także notoryczne przekraczanie limitu kredytowego i wysoki poziom wykorzystania go źle o nas świadczy w oczach banku. Co ciekawe, duża liczba nowych kredytów w krótkim czasie i małe odstępy czasowe pomiędzy nimi, mogą, ale nie muszą, wpłynąć negatywnie na naszą wiarygodność. Należy więc na to uważać. Pocieszającym jest fakt, że jeżeli uregulujemy wszelkie zaległości to po upływie 3 lat BIK przestanie obniżać za to naszą ocenę. O ile oczywiście w tym czasie nie wystąpią nowe problemy ze spłatą zobowiązań.

Jak poprawić swój wizerunek finansowy?

Duża i dobra historia kredytowa jest bardzo dobrze postrzegana przez banki. Nie należy jednak brać wielu kredytów w krótkim czasie. Po prostu co jakiś czas warto pokusić się na zakupy ratalne i mieć kartę kredytową. Dzięki temu bank będzie widział, że nasza sytuacja finansowa jest stabilna i jesteśmy w stanie regularnie spłacać zaciągnięte zobowiązania. Wtedy np. przy staraniu się o kredyt hipoteczny będziemy lepiej postrzegani. Zgodnie z prawem informacje o źle spłacanych kredytach znikają z BIK po 5 latach, a te po poprawnie spłaconych od razu.

Można jednak podczas podpisywania umowy z bankiem zaznaczyć, że chcemy, by informacje o kredycie zostały w BIK nawet po spłaceniu go. Dlatego warto zgodzić się na przetwarzanie informacji, jeżeli jesteśmy pewni, że kredyt spłacimy bez problemów – wtedy przy zaciąganiu kolejnych bank będzie widział, że jesteśmy godni zaufania.

Oczywiste jest to, że aby dobrze wyglądać oczach banku trzeba po prostu regularnie spłacać kredyty. Jeżeli jednak zdarzy się coś nieprzewidzianego i nie będziemy w stanie regularnie radzić sobie ze zobowiązaniami powinniśmy zawiadomić o tym bank. Wtedy możliwe jest zawieszenie spłaty kredytu na pewien czas lub raty na pewien okres zostaną nam obniżone. Warto także regularnie sprawdzać swój scoring w BIK. Jak to zrobić i jaki jest tego koszt dowiedzieć można się na stronie Biura Informacji Kredytowej. Ważne jest, by sprawdzić czy uregulowane kredyty zostały już usunięte z BIK, bo obniża to naszą zdolność kredytową.

Dlaczego dobra historia kredytowa w BIK jest taka ważna?

Wszystkie banki komercyjne, banki spółdzielcze i SKOK-i współpracują z Biurem Informacji Kredytowej. Podczas zaciągania nawet najmniejszego zobowiązania zostaniemy sprawdzeni w BIK. Nawet zakup na raty wiąże się z tym, że instytucja, która udzieli nam możliwości spłaty ratalnej, sprawdzi naszą historię kredytową. Jest to proces, który chroni banki przed udzielaniem złych kredytów, które nie będą spłacane regularnie lub w ogólnie nie zostaną spłacone.

Musimy jednak pamiętać, że BIK daję tylko informację o naszej wiarygodności, ale zdolność kredytowa wyznaczana jest przez bank, który udziela nam kredytu. Jeżeli więc nie chcemy obawiać się o możliwość zaciągnięcia zobowiązania powinniśmy zadbać o to, by nasza historia kredytowa byłą jak najlepsza. Co ważne, dzięki dobrej historii kredytowej możemy negocjować z bankiem oprocentowanie, co w przypadku dużych kredytów pozwala nam dużo zaoszczędzić.

Podsumowując, Biuro Informacji Kredytowej chroni banki przed udzieleniem kredytów, których spłata może wiązać się z problemami. Gromadzi ono informacje o naszej historii kredytowej i udziela je na żądanie poszczególnych instytucji. Powinniśmy więc jak najwcześniej zadbać o dobry wizerunek finansowy, dzięki któremu będziemy mogli uzyskać kredyt na lepszych warunkach. Jednak decyzja o udzieleniu nam kredytu zawsze należy przede wszystkim od banku.

Autorką artykułu jest Aleksandra Lukoszek. Tekst powstał we współpracy z portalem ranking-bankow.com.pl

rozwój osobisty i osiąganie celów

Umysł Zen, Medytacja Zen

27 lipca 2016

„Zen to wewnętrzna realizacja stanu własnej natury, własnego bycia oraz własnej obecności. Bycie w stanie Zen to przebywanie umysłem w stanie wolnym od wszelkich przyzwyczajeń myślenia. Umysł Zen to stan, który już istnieje wewnątrz każdej osoby. To stan pełnej świadomości, otwartości, który wypełniony jest wewnętrzną harmonią, ciszą, energią i ożywieniem. Umysł Zen to stan uważności, to stan umysłu pozbawiony nawyków myślenia jak i przywiązań umysłu do myśli. Umysł Zen to stan pustki, z której wszystko na nowo w każdej chwili powstaje, i jak koło wypełnione świadomością tworzy na nowo wszelkie doświadczenie życia. To świadomość, która porusza się do przodu i wolna jest od powiązań z przeszłością, to koło świadomości poruszające się zawsze do przodu. W pełni funkcjonujący umysł to stan pełnej świadomości, wolny od przywiązań, poruszający się do przodu tworząc obecne doświadczenie, nie spoczywając na przeszłości.

Umysł Zen to lekki, spontaniczny umysł, który przemieszcza się w sposób wolny, bez żadnego wysiłku, nie przyczepiając się do niczego, nie pozostawiając nic za sobą. To stan umysłu, który pozwala na podróżowanie przez ścieżkę życia jak strumień poruszając się do przodu z biegiem rzeki. Umysł Zen to kompletny stan umysłu wyzwolony od nierozliczonego stanu umysłu, który wcześniej wpływał i kreował nieświadomie doświadczenia obecnego momentu. Umysł Zen to umysł wolny od przeszłości odgrywającej swoją role w podświadomości, to stan w którym nie trzeba uciekać od obecnego momentu w iluzje przyszłości. Umysł Zen to stabilny umysł, w pełni obecny nierozłączny, w pełni świadomy, wolny od iluzji umysł.

Umysł Zen to umysł pozbawiony iluzji i rozłączenia. Umysł Zen to umysł pełen, wewnętrznie połączony z centrum własnego bycia. Umysł Zen to umysł już spełniony, kompletny i akceptujący, to umysł, który nie potrzebuje szukać zadowolenia i szczęścia na zewnątrz. Umysł Zen to umysł pełen i w pełni połączony z własnym wnętrzem, w pełni obecny, w pełni uczestniczący w obecnym momencie. Umysł Zen nie potrzebuje uciekać do przyszłości w celu spełnienia się, zaspokojenia swoich pragnień, jak i zaspokojenia poczucia bycia wystarczająco dobrym, lub gotowym. Umysł Zen to umysł, który nie potrzebuje udawać i nie próbuje być czymś, czym nie jest. Umysł Zen to przebywanie w stanie umysłu, który już jest scentrowany i kompletny, bez potrzeby spełniania iluzji wytworzonych przez nieracjonalny umysł.

Umysł Zen to prawdziwy umysł, umysł, który nie potrzebuje się ukrywać. Prawdziwy umysł to umysł, który jest sobą, w łączności z własnym wnętrzem, w przyjaźni z obecnym momentem bez potrzeby rozłączenia, oddzielenia od rzeczywistości i ucieczki w iluzję. Umysł Zen to pełen i kompletny umysł.

Umysł Zen to umysł, który nie pozostawia materiału, który utrzymuje umysł w uwięzieniu z przeszłością. Umysł Zen to umysł wolny, swobodny, spontaniczny, wolny od karmicznego materiału przeszłości. Umysł Zen to umysł w pełni obecny, w pełni uczestniczący w obecnym momencie. Umysł Zen to naturalny umysł pozbawiony kondycjonowania. Umysł Zen, natura buddy to stan umysłu to proces odpuszczania umysłu, redukowania udziału egoistycznego umysłu w procesie tworzenia naszej rzeczywistości, warstwa po warstwie aż umysł dotrze do stanu nicości, do pustki, z której na nowo jest w stanie stworzyć. Umysł Zen to umysł wolny od samo wytworzonych nieracjonalności, umysł pozbawiony wszelkich przywiązań, umysł wolny, spontaniczny, stan, w którym na nowo nie bazując na doświadczeniach przeszłości jest w stanie stworzyć życie i doświadczenie, przemienić własne wnętrze w taki sposób, dzięki któremu staje się użyteczny nie tylko dla własnych potrzeb, ale również jest w stanie przyczynić się do zmiany jakość życia ludzi.

Umysł Zen to umysł, który zawsze rozpoczyna cokolwiek w pełni w obecnym momencie, pozostając niezależnym, nieuwarunkowanym sprawami przeszłości. Umysł Zen to umysł zawsze początkujący, umysł otwarty na ponowne uczestniczenie w życiu, i na tworzenie na nowo nie bazując na uwarunkowaniach przeszłości. To umysł lekki, utrzymujący wewnętrzny stan osoby początkującej i nie przywiązany do treści umysłu. Umysł Zen to umysł opróżniony, gotowy na nowo na każdy dzień. Tracąc ten stan, odłączając się od źródła bycia osoba traci prawidłowo funkcjonujący umysł. Początkujący umysł to umysł bez ograniczeń, świeży, nieprzywiązany do niczego.

Umysł Zen to umysł pozbawiony przywiązań. Sztuką utrzymania umysłu Zen jest nie przywiązywanie znaczenia do myśli, które umysł podsuwa, Zen to poruszanie się z biegiem życia.

Poprzez siedzenie w ciszy medytacja Zen pozwala na wewnętrzne opróżnienie i uspokojenie umysłu, na otwarcie siebie w celu odkrycia prawdziwej natury własnego bycia. Koncentracja na naturze obecnego momentu, wewnętrzna cisza i obserwacja prowadzi do realizacji własnego wnętrza, własnej prawdziwej natury i prawdziwego siebie. Zastosowanie odpowiedniej pozycji siedzącej oraz użycie odpowiednich technik oddychania prowadzi do uzyskania stanu pełnej łączności z sobą, oraz pełnego stanu skoncentrowania na naturze obecnego momentu. Poprzez medytacje Zen osoba jest w stanie opuścić pesymistyczne myśli i po prostu jest w stanie w pełni się zrelaksować i doświadczyć obecnego momentu. Medytacja Zen umożliwia osiągnięcie wewnętrznego spokoju ciała i umysłu, i pozwala na zrozumienie natury własnego umysłu.
Medytacja Zen daje możliwość doświadczenia stanu pełnej świadomości, stanu wewnętrznej pełności i jedności z własnym wnętrzem. Stosowanie medytacji Zen pozwala na stworzenie wewnętrznego stanu pojednania wewnętrznego bycia, ciała, umysłu i duszy. Regularne praktykowanie medytacji pozwala na wewnętrzne umocnienie własnego bycia, uzyskanie stanu wewnętrznej jedności, stabilności ciała, ducha i umysłu. Medytacja Zen umożliwia przebywanie w obecnym momencie, w stanie pełnej koncentracji na tym, co jest obecnie, bez skupiania się na przeszłości lub przyszłości. Medytacja Zen to bycie w relacji ze sobą w obecnym momencie, w relacji z tym, co dany moment ma do zaoferowania, w pełni bez potrzeby uczestniczenia w myślach, które pojawiają się w umyśle. Zen to stan pełnego uczestniczenia w obecnym momencie, stan doświadczania tego, co obecny moment ma do zaoferowania, to przebywanie w stanie wolnym od rozmyślania o przeszłości jak i uciekania do przyszłości. Zen to bycie umysłem w pełni „tu i teraz”, w pełni skoncentrowanym na doświadczaniu każdego momentu. Zen to codzienne życie i czerpanie z każdego dnia w pełni tego co dzień ma do zaoferowania.

Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Zalety medytacji

25 lipca 2016
  • Chciałbyś lepiej poznać siebie, ale nie wiesz, od czego zacząć?
  • Twoja codzienność nie jest wypełniona spokojem i radością i nie znasz sposobu, jak osiągnąć harmonię?
  • Chciałbyś osiągnąć wewnętrzny spokój, ale wokół jest za dużo hałasu?

 

Jeśli jesteś gotów, aby medytując, poznać własne wnętrze, które kieruje Twoim życiem, to zapraszamy do świata medytacji i duchowej harmonii.

Poznaj zalety medytacji, o których opowiada Wojciech Filaber, autor książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji”.

PRZEBACZENIE

Medytacja pozwala na wewnętrzne przebaczenie, oraz wypuszczenie z umysłu treści i napięcia nagromadzonego w przeszłości. Bez przebaczenia, umysł operuje nieświadomie zmagając się z winą, złością, uczuciami niedopasowania do świata jednocześnie blokuje, oraz uniemożliwia prawidłowy proces rozwoju duchowego. Przebaczenie w medytacji pozwala na odpuszczenie ciężaru nagromadzonego przez lata. Umożliwia odpuszczenie wszystkim włączając siebie za wszelkie zło wyrządzone, wszelkie niejasności poprzez to spowodowane, i pozwala rozpocząć życie na nowo. Wewnętrzne wybaczanie polega na przebaczeniu w głębi serca za wszelkie niedogodności i niejasności, które miały miejsce w przeszłości i umożliwia utrzymanie stanu wewnętrznej przestrzeni oraz wolności.

W jaki sposób wykonywać medytacje wewnętrznego przebaczenia?

Podczas medytacji przywołaj obraz osoby, do której czujesz niechęć oraz wewnętrzny opór. Poświęć chwilę na to, aby poczuć tę osobę na wysokości klatki piersiowej i w sercu powiedz: „Wybaczam ci wszystko to, co mi wyrządziłeś i co sprawiło mi ból. Wybaczam ci wszytko to, co celowo lub też zupełnie nieświadomie wyrządziłeś za sprawą swoich myśli, słów i czynów.” Powoli pozwól, aby ta osoba pozostała obecna w twoim wnętrzu. Bez pretensji i oburzenia zaakceptuj jej obecność. Powiedź „wybaczam ci”. Następnie otwórz się na nowo. Jeśli ponownie boli, pozwól, aby bolało, zaakceptuj doświadczenie takim jakie jest. Rozpocznij wewnętrzną relaksacje, odpuść wszelką złość, gniew, i negatywne odczucia, które nagromadziły się przez lata. Powiedź ponownie: „Wybaczam ci” i pozwól, aby osoba, której wybaczasz też poczuła się uwolniona od wewnętrznego ciężaru, który nieświadomie ze sobą nosi.

Następnie przywołaj sobie do serca obraz osoby, którą chcesz poprosić o przebaczenie. Powiedź tej osobie: „Proszę o wybaczenie za wszystko to, co mogło wytworzyć w tobie ból. Proszę o wybaczenie wszelkich myśli, czynów i bezmyślnych słów, które spowodowały, że czujesz niesmak w stosunku do mojej osoby. Nie pozwól, aby ten niesmak, który nosisz wewnątrz blokował odbiór wybaczenia. Pozwól, aby twoje serce odpuściło i stało się dostępne. Pozwól sobie na to abyś sam sobie wybaczył i otworzył się na nowo w kierunku przemiany własnego wnętrza.”

Następnie przywołaj obraz samego siebie do własnego serca i z użyciem własnego imienia powiedź: „Przebaczam ci wszelkie czyny, które dokonałem poprzez zapomnienie, lęk i nieracjonalność własnego postępowania. Przebaczam ci wszelkie słowa, czyny i myśli, które mogły spowodować ból komukolwiek.”

Otwórz się na nowe możliwości wewnętrznej przemiany i przebaczenia. Odpuść sobie wszelką złość, gniew i niechęć, którą wytworzyłeś w stosunku do innych. Stwórz wewnętrzną przestrzeń i powiedź sobie: „Przebaczam ci wszystko”.

UZDROWIENIE

Medytacja pozwala na wewnętrzne uzdrowienie. Występuje ono wówczas kiedy umysł, ciało i dusza współpracują w całości, w jedności ze sobą. Rezultatem uzdrowienia jest stan pełnej świadomości, uważność, oraz dobre samopoczucie.

W jaki sposób wykonywać medytacje wewnętrznego uzdrowienia?

W trakcie medytacji wyobraź sobie, że twoje ciało stopniowo wypełnia się jasnym światłem począwszy od górnej części głowy do stóp. Podczas gdy wytworzone wewnątrz światło przemieszcza się od górnej części do dolnej, poczuj swoje mięśnie i umysł w stanie pełnej relaksacji. Przemieszczaj się z góry na dół kilkakrotnie koncentrując się na miejscach, w których odczuwasz ból. Wyobraź sobie, że te miejsca stanowią czarną substancję, która wypełnia twoje wnętrze. Następnie za pomocą wytworzonego wewnątrz światła, kawałek po kawałku rozpocznij usuwanie ciemnych cieni pozostawiając miejsca, w których one były wolne, jasne i pozbawione wszelkiego cierpienia lub bólu. Jeśli w dalszym ciągu odczuwasz wewnętrzny ból powtórz ten sam proces kilkakrotnie, ponownie koncentrując się na czarnych strefach.

Poczuj ponownie stan uzdrowienia, wewnętrznego uwolnienia od obszarów, które zawierały ból i cierpienie. Poczuj, że promieniujesz świecącym światłem i wypełniasz nim własne wnętrze. Poczuj jak promieniujesz tym światłem do całego świata. Poczuj, że to właśnie światło przywraca cię ponownie do dobrostanu fizycznego i umysłowego. Poczuj, że stan pełnego zdrowia jest dostępny dla ciebie „tu i teraz”.

Po zakończeniu ćwiczenia pozwól sobie po prostu być ze sobą, nie myśląc o niczym, bez oceniania, ani bez interpretowania każdego z nowo pojawiających się momentów. Pozwól sobie po prostu być w łączności z tym, co jest. Po zakończeniu ćwiczenia nie zapomnij wypić przynajmniej jednej szklanki czystej wody. Powtarzaj to samo doświadczenie każdego dnia, gdy tylko masz kilka minut wolnego czasu, w celu opróżnienia i uzdrowienia własnego wnętrza od wszelakich brudów. Wystarczy kwadrans, żeby doznać oczyszczenia.

OBNIŻENIE POZIOMU STRESU

Medytacja pozwala na zredukowanie poziomu stresu na przykład spowodowanego na skutek bezustannej pracy. Przebywanie ze sobą we własnej przestrzeni jest bardzo istotne i pozwala na obniżenie poziomu aktywności zachodzącej wewnątrz umysłu. W dodatku często medytacja pozwala na całkowite przywrócenie stanu wewnętrznego spokoju, wewnętrznego światła i energii. Dlatego też im bardziej poczujesz się zrelaksowany i wolny od stresu tym bardziej będziesz zdrowy, szczęśliwy oraz stabilny wewnętrznie.

W jaki sposób wykonywać medytację w celu zmniejszenia stresu w pracy?

Medytacja w pracy jest bardzo prosta. Wymaga ona trochę pracy z Twojej strony. Jeśli pracujesz blisko parku, lasu bądź też jakiejkolwiek roślinności, wystarczy, że skoncentrujesz swoją uwagę raz na jakiś czas na kolorze zielonym. Zatrzymasz wówczas swój umysł na kilka minut i rozpoznasz, że wszelkie procesy, które zachodzą wewnątrz, nie są trwałe ani prawdziwe, że są one tylko wytworem Twego umysłu narażonego na stres i natłok pracy. Jeśli pracujesz na otwartym powietrzu, staraj się od czasu do czasu wyjść na spacer, nabrać świeżego powietrza i skoncentrować swój umysł przez chwilę na czymś zielonym. Możesz też skoncentrować się na własnym chodzie, na krokach, które wykonujesz, lub też obserwować naturę, skupiając uwagę na odgłosach wydawanych przez ptaki czy też na wietrze unoszącym liście do góry. Następnie oczyść swój umysł, nie myśl o pracy, nie myśl o niczym. Po prostu kontempluj to, co przed Tobą. Zadbaj o to, by opuściły Cię wszelkie lęki, obawy, zmartwienia czy tez zakłopotanie. Jeśli niepokojące myśli pojawią się w Twoim umyśle, poczekaj, aż znikną. Doświadczysz wówczas obniżenia poziomu stresu. Zauważysz, że Twoje myśli przestaną wypełniać Twój umysł. Taka kontemplacja pozwoli, by w Twojej głowie pojawiały się nowe rozwiązania dotychczasowych problemów.”

Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Techniki Medytacji

18 lipca 2016

Czy jesteś gotów, aby medytując, poznać własne wnętrze, które kieruje Twoim życiem?

Pozwól zabrać się w świat medytacji i duchowej harmonii. Poznaj techniki medytacji, o których opowiada Wojciech Filaber, autor książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji”.

Koncentracja
Koncentracja to forma medytacji, która polega na połączeniu się ducha z centrum własnego bycia. Metoda ta polega na skupieniu umysłu na pojedynczym obiekcie. Istnieją dwa rodzaje medytacji. Zewnętrza i wewnętrzna. Medytacja zewnętrzna polega na „zajęciu się” wybranym obiektem, natomiast medytacja wewnętrzna polega na skupieniu się na własnym oddechu. W koncentracji zewnętrznej całą uwagę poświęcamy naturze, natomiast w koncentracji wewnętrznej uwaga odwraca się od świata zewnętrznego i zostaje skupiona na doświadczeniach wewnętrznych.

W jaki sposób wykonywać medytację, skupiając się na obiekcie zewnętrznym?
Cokolwiek robisz, odłącz wszystkie myśli, skup się uważnie. Kontroluj swoje impulsy, obserwuj uważnie wszelkie pojawiające się pomysły oraz wewnętrzne interpretacje, które pojawiają się w umyśle. Skup się, użyj siły koncentracji w celu oczyszczenia umysłu.
Zapomnij o czasie, skoncentruj się, pozostając pewnym, że jesteś w stanie dokonać tego, co robisz. Skoncentruj się na wybranym obiekcie, nie daj się rozproszyć. Pracuj nad umysłem od wewnątrz, aby stał się bardziej wyraźny i świadomy. Skup uwagę na własnej świadomości.

W jaki sposób wykonywać medytację, skupiając się na doświadczeniach wewnętrznych?
Cokolwiek robisz, skup się. Obserwuj wszelkie pojawiające się w Tobie myśli i doznania.
Skoncentruj się w pełni na własnym wnętrzu i na tym, czego doświadczasz w danym momencie. Zwróć całą uwagę w kierunku własnego wnętrza. Skoncentruj swoją uwagę na tym, czego doświadczasz wewnątrz, skup się na procesie oddychania, pozostań w łączności z własnym wnętrzem. Pracuj nad ciałem i umysłem, aby pozostały one w stanie pełnej świadomości i łączności z wnętrzem.

Zakorzenianie
Zakorzenianie polega na zachowaniu stanu całkowitej świadomości w relacji do obecnego momentu, własnego ciała i własnych odczuć. Ma ono na celu przywrócenie umysłu do stanu odłączenia z centrum własnego bycia, do kondycji polegającej na tym, że umysł jest w pełni zsynchronizowany z odczuciami wewnętrznymi. Zakorzenianie pozwala na ponowne przebywanie w obecnym momencie, na byciu „tu i teraz”, na niwelowaniu poczucia wewnętrznego rozproszenia i niezintegrowania z własnym wnętrzem. Celem zakorzeniania jest zapanowanie nad umysłem w taki sposób, aby był w pełni skupiony na tym, co się dzieje. Ponadto zakorzenianie umożliwia odświeżenie wewnętrznego stanu umysłu, poprawę samopoczucia i poprawę koncentracji.

W jaki sposób wykonywać medytację za pomocą zakorzeniania?
Usiądź wygodnie na krześle z wyprostowanymi plecami. Skoncentruj się na wdechu i wydechu, aż Twój oddech stanie się bardziej stabilny. Następnie skieruj uwagę na swoje nogi, wyobraź sobie, że wyrastają z niej korzenie, które wnikają w podłogę i następnie w głąb ziemi. Kiedy już poczujesz, że korzenie wniknęły do wnętrza ziemi, pozbądź się wszelkiej negatywnej energii tak, aby mogły one swobodnie i bez żadnego oporu wrastać w głąb podłoża coraz mocniej i silniej.

Wykonuj to ćwiczenie przez kilka minut i staraj się poczuć nową energię, która pojawi się i wypełni Twoje ciało, by w efekcie całkowicie odnowić stan umysłu. Z każdym oddechem będziesz czuł, jak resztki negatywnej energii filtrowane są poprzez właściwości oczyszczające, które posiada ziemia. Z każdym oddechem nowa, odnawialna moc będzie napływać, aby uzdrowić Cię i wewnętrznie umocnić.

Kiedy już jesteś całkowicie wypełniony pozytywną energią, wyobraź sobie, że Twoje korzenie powracają z głębi ziemi do stóp, do następnego razu, kiedy to będziesz miał potrzebę użyć ich ponownie.

Zrelaksuj się, rozluźnij stopy, rozciągnij mięśnie i powróć do obecnego momentu, do „tu i teraz”. Poczujesz się na nowo połączony z ziemią, pewny siebie i wypełniony spokojem.

Wizualizacja
Wizualizacja polega na świadomym kierowaniu umysłu ku założonym wyobrażeniom.

W jaki sposób wykonywać medytację za pomocą wizualizacji?
Zrelaksuj się i ułóż się w dogodnej dla siebie pozycji: możesz siedzieć na krześle lub podłodze, albo leżeć. Odpręż się, rozluźnij ciało i umysł, pozbądź się nagromadzonego napięcia. Zacznij od górnej części głowy bądź też od palców stóp, według Twojego uznania. Relaksuj każdą część ciała po kolei. Kiedy Twoje ciało będzie już wystarczająco zrelaksowane, łatwiej będzie Ci wprowadzić w ten sam stan swój umysł. Na początku doświadczysz natrętnej obecności myśli, które kumulują się w umyśle. Proces ten nastąpi, gdyż umysł nie jest przyzwyczajony do pomijania nagromadzonych w Twoim wnętrzu treści – zawsze chce być w pełni aktywny oraz pragnie w pełni uczestniczyć we wszystkim, co się dzieje dookoła.

Z czasem będziesz w stanie uwolnić się od wewnętrznego dialogu, dlatego też nie przejmuj się tym w obecnym momencie. Skup się na oddychaniu.

Nie próbuj zmieniać rytmu oddechu, niech będzie on naturalny, ale regularny. Zauważ, w jaki sposób oddech wprowadzany jest do Twojego organizmu, i w jaki sposób jest wypuszczany zarówno za pomocą ust, jak i nosa. Obserwuj swój oddech. Przechodź do kolejnego i kolejnego stadium, w coraz bardziej spokojny i relaksujący stan. Być może nie od razu, ale po kilku próbach będziesz w stanie doświadczyć całkowitej, wewnętrznej ciszy.

Skoro już osiągnąłeś stan względnego wyciszenia, wyobraź sobie czystą, niezapisaną tablicę. Teraz, na tej tablicy, zwizualizuj sobie, kim chcesz być i co chcesz w życiu osiągnąć. Zobaczysz, że to, co sobie wyobraziłeś i przedstawiłeś za pośrednictwem tablicy, z czasem się zrealizuje. Podążaj za wyobrażeniami, które tam zamieściłeś, i zaobserwuj, dokąd Cię zabiorą. Być może od razu ujrzysz nowe możliwości i szanse, różne inspiracje pojawią się za sprawą obrazów umieszczonych na tej tablicy. Pozwól im płynąć swobodnie i podążaj za nimi, dodaj do nich uczucia i emocje.

Oddychanie
Oddychanie jest niezbędnym elementem w procesie medytacji. Joga jest formą medytacji, która umożliwia wyćwiczenie odpowiednich technik oddychania.

Właściwe oddychanie umożliwia zregenerowanie umysłu od wewnątrz. Tylko poprzez odpowiednie techniki oddychania można osiągnąć właściwe cele i rezultaty medytacji. Aby swobodnie oddychać, należy pozbyć się wewnętrznych blokad. Zadaniem jogi jest uwolnienie ciała i umysłu od napięcia, nieodpowiedniego nastawienia, oraz złych nawyków, które uniemożliwiają prawidłowe oddychanie.

Powolne i pełne wydechy w jodze pełnią istotną rolę, ponieważ stanowią niezbędny element do nauczenia się prawidłowego oddychania. Tak więc właściwy wydech jest również niezbędnym elementem do prawidłowego i pełnego wdechu. Dlatego też należy dostatecznie opróżnić organizm z powietrza, w celu poprawnego i ponownego napełnienia. Prawidłowe oddychanie w jodze stanowi niezbędny element do prawidłowej koncentracji nad własnym wnętrzem.

Jak prawidłowo wykonywać oddychanie w jodze?
Aby upewnić się, że prawidłowo wykonujesz jogę, musisz wykonać następujące czynności: opróżnij swoje płuca całkowicie i pozwól, aby świeże powietrze dotarło na nowo do wnętrza. Następnie wyprostuj całe swoje ciało i ramiona, aby Twoje płuca mogły napełnić się powietrzem. Zawsze pilnuj, aby Twoje oddychanie było płynne i stabilne. Pozwól sobie na eksperyment i spróbuj następującego ćwiczenia: kiedy tylko poczujesz niepokój, połóż się na plecach, starając się uniknąć wewnętrznego napięcia. Pamiętaj, aby rozpocząć oddychanie powoli i głęboko od brzucha, poszerzając żebra i prostując plecy. Pozwól, by wypełniało Cię powietrze. Następnie dokonaj swobodnego, powolnego wydechu. Stosując powyższe techniki, będziesz w stanie doświadczyć korzyści, które ma do zaoferowania joga.”
Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

finanse i inwestowanie

Po co inwestować pieniądze?

18 lipca 2016

„Inwestowanie pomaga zatrudnić pieniądze do pracy, aby te zarabiały dla nas. Zwracałam też uwagę na to, że inwestowanie jest konieczne, jeśli poważnie myślisz o swojej niezależności i wolności, a tym samym pełnej swobodzie finansowej. Inwestowanie jest obowiązkiem, jeśli chcesz w przyszłości posiadać takie środki, aby nie musieć już pracować. Inaczej? Tak, będziesz musiała pracować, aby przetrwać. Podkreślę to ostatnie słowo: PRZETRWAĆ! Nawet jeśli dzisiaj świetnie zarabiasz na etacie, masz doskonałą pozycję zawodową, to jesteś uzależniona od jednego źródła pieniędzy. Nie muszę Cię straszyć niezapowiedzianym zwolnieniem z pracy albo utratą zdrowia, rozwodem. Aby dobrze inwestować, trzeba opanować prostą umiejętność analizy, zdyscyplinowanego zarządzania pieniędzmi i stałej edukacji na temat inwestowania. Nabycie wiedzy finansowej pozwoli Ci dobrze wykorzystywać informacje ekonomiczne, podejmować najlepsze decyzje i rozwijać swoją inteligencję finansową – Twoje największe aktywo.

Inwestowanie jest obowiązkiem, jeśli chcesz w przyszłości posiadać takie środki, aby nie musieć pracować. To także sposób na nagłe zwolnienie z pracy albo utratę zdolności do pracy z powodu choroby czy rozwodu.

Prosiłam Cię też już o to, abyś spisała swoje marzenia oraz o to, abyś przeliczyła swój obecny majątek i okres, przez jaki jesteś w stanie przeżyć bez pracy na bazie posiadanego majątku. Zastanów się proszę teraz nad tym przez 5 spokojnych minut. Co widzisz w tych liczbach? Co dzisiaj masz, a ile chcesz mieć? Ile potrzebujesz, aby dobrze żyć, i ile – aby spełniać swoje marzenia? Popatrz przed siebie, nawet policz, ile jeszcze lat życia przed Tobą. 70, 60, 50, 40, 30, 20, 10 lat? To dużo czy mało?

Ja dzisiaj mam 36 lat, myślę, że będę żyła ok. 85 lat. Przede mną jest jeszcze 49 lat życia! Liczby nie kłamią i dużo nam uzmysławiają. Podoba mi się taka perspektywa. Teraz policz Ty!

Czas w inwestycjach jest równie istotny, jak dobrze dobrane aktywa. Inwestowanie jest długoterminowe, dlatego warto zacząć jak najwcześniej. Jeśli jesteś mamą, to zacznij już dzisiaj uczyć swoje dzieci, jak właściwie zajmować się pieniędzmi. Masz córkę, kup jej osobny egzemplarz tej książki. Ucz siebie i najbliższych.

Po co chcesz inwestować? To jest bardzo ważne pytanie. Odpowiedź nada Twoim najbliższym latom bardzo konkretny kierunek.

1.  Określ miesięczną kwotę przepływu pieniężnego (dochód pasywny z aktywów), jaką chcesz otrzymywać.
2.  Wybierz główny rodzaj inwestycji, na jakich chcesz się skoncentrować.
3.  Określ czas, w jakim chcesz osiągnąć swój cel.
4.  Zrób plan, w którym przydzielisz aktywom cele finansowe składające się na cel główny.

Zdobywaj wiedzę o inwestowaniu
Proponuję Ci skorzystać ze szkoleń i książek oraz codziennych doniesień mediowych. Do tego dołóż spotkania z różnymi doradcami inwestycyjnymi, którzy oczywiście będą chcieli Ci coś sprzedać, ale nie zniechęcaj się. Skorzystaj z wiedzy, jaką chętnie się z Tobą podzielą i do tego obserwuj, jakie techniki sprzedaży stosują. Ucz się cały czas!

Zaczynaj od małej inwestycji
Ta zasada pozwala zredukować początkowy strach, który z pewnością towarzyszy każdej z nas, szczególnie gdy jesteśmy tuż przed podpisaniem ważnych dokumentów. Przy małej inwestycji daj sobie także przyzwolenie na popełnianie błędów. Nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. Próbuj, popełniaj błędy i ucz się jak najwięcej.

Ryzykuj niewielką ilość pieniędzy przy pierwszych inwestycjach
Niewielka kwota na start oznacza niewielkie ryzyko. Błędy kosztują stratę pieniędzy, prawie zawsze. A jak już ustaliłyśmy, popełnianie błędów jest nieuniknione, a wręcz wskazane. Po prostu na początku skup się na nauce i małych stratach. Na duże transakcje przyjdzie pora wraz z Twoim rozwojem. Będziesz wiedzieć, kiedy jesteś gotowa.

Inwestuj w to, na czym się znasz
Jeśli na przykład pracujesz w banku i masz dostęp do wiedzy (nie mam tutaj na myśli tajemnic handlowych, ale lepszą znajomość branży niż inni mają), to masz przewagę, z której skorzystaj. Pracując u dewelopera, znasz dobrze rynek nieruchomości w danym mieście czy dzielnicy. To wystarczy, aby lepiej wyszukiwać okazje, skuteczniej negocjować przy kupnie, po prostu wybrać lepszą inwestycję.

Przygotuj się na wygraną w inwestowaniu
Zaczynanie od czegoś małego ma jeszcze taką zaletę, że masz szansę zasmakować pierwszych sukcesów. Dużo pisałam wcześniej o błędach, za które trzeba płacić. Owszem, ale to nie znaczy, że zawsze poniesiesz porażkę. Posmakowanie sukcesu daje ważnego kopa energetycznego, który zachęca do działania, do dalszej gry.

Mądrze wybieraj znajomych do życia i inwestycji
Przede wszystkim otaczaj się ludźmi, którzy choćby dobrym słowem będą wspierali Twoje starania inwestycyjne. Stwórz wokół siebie stymulujące środowisko, dzięki któremu będziesz się rozwijać. Szukaj mądrzejszych od siebie i podobnych w podejściu do życia i pieniędzy. Możesz znaleźć nowych przyjaciół na szkoleniach, w organizacjach czy w stowarzyszeniach branżowych.

Inwestowanie jest procesem i wymaga czasu
Z inwestowaniem jest jak ze związkiem. Wchodzisz w relację z myślą o długich i szczęśliwych latach. Zależy Ci na spełnieniu, osiągnięciu długoterminowego szczęścia. Tak jest w życiu i tak jest z inwestycjami. Wchodzisz do gry na długo. Otwierasz pierwsze aktywo, potem kolejne. Uczysz się przy tym, rozwijasz. Poprawiasz i poprawiasz. Krok po kroku. I tego się trzymaj.

Nie przestawaj się uczyć
Trenuj głowę, tak jak trenujesz swoje ciało na sali gimnastycznej. Nie możesz zostać w tyle, bo wypadniesz z gry. Nie martw się, wejdzie Ci to w nawyk! Pamiętaj: książki, szkolenia, praktyka!

Dobrze się baw, inwestując
Radość w inwestowaniu jest tak samo ważna jak w każdym innym elemencie życia. Świętowanie sukcesów mniejszych i większych jest paliwem do osiągania kolejnych wyzwań. Tak samo jak poszukiwanie okazji inwestycyjnych, doglądanie tego, co już się ma, uczenie się nowych rzeczy, dzięki którym kolejna inwestycja będzie jeszcze lepsza. Nie mówiąc już o przyjemności, gdy pieniądze wpływają na konto.”

Fragment pochodzi z książki „Kobieta i pieniądze” Dominiki Nawrockiej.

finanse i inwestowanie

Emocje a zakupy.

15 lipca 2016

Emocje a zakupy. Kontrola czy może niepohamowane wydawanie pieniędzy?

Jeśli jest to Twój (lub kogoś w Twoim otoczeniu) problem, koniecznie przeczytaj, jakie rady ma dla Ciebie Dominika Nawrocka, autorka książki „Kobieta i pieniądze”.

„Postanowiłam jeszcze wrócić do kobiecych emocji związanych z wydawaniem pieniędzy. Uważam, że każda z nas ma wystarczająco dużo inteligencji i samozaparcia w życiu w osiąganiu wyznaczonych celów, ale… statystyki mnie przeraziły i skłoniły do spisania porad, jak sobie radzić z problemem niepohamowanego wydawania pieniędzy przez kobiety.

1. Poproś o czas, o odłożenie. Trudno, nie wrócisz już po piątą sukienkę w tym miesiącu. Uciekniesz „z twarzą”. Kasjerka szybko o Tobie zapomni, a sukienka wróci na wieszak. Ty uchronisz się przed kłopotami i wyrzutami sumienia.

2. Nigdy nie wypłacaj na zakupy pieniędzy z Oszczędności i Inwestycji. Jak to zrobisz, to moja klątwa Cię dopadnie i sroga kara czeka. To są pieniądze na aktywa, na lepsze życie. Na zachcianki masz budżet Przyjemności. Chcesz więcej? Wygeneruj aktywo, które Ci za to zapłaci.

3. Jesteś zła, smutna, podekscytowana – nie wchodź do sklepu, idź na siłownię. Sport jest dobry na wszystko: na stan fizyczny, ale też emocjonalny i w jakimś sensie też duchowy. Lepiej poczujesz się fizycznie, to momentalnie lepiej poczujesz się psychicznie.

4. Nie dawaj zaliczki, nie umawiaj się na natychmiastową dostawę. Patrz punkt pierwszy. Odwlekaj, ile się da, aż w końcu się rozmyślisz. Oczywiście chodzi tutaj o sytuacje, gdy masz problemy z nadmiernym kupowaniem. Jeśli trzymasz rękę na pulsie, to wiesz, że większe zakupy robisz z budżetu Duże Wydatki.

5. Nie bierz 30-dniowego darmowego okresu próbnego. To jest strategia na małego pieska. Kupujesz pieska, bierzesz go do domu i zawsze możesz zwrócić. Oddasz go?

6. Nie bierz udziału w prezentacjach produktów w domu, bo one zawsze kończą się zakupami… sprzętu za co najmniej 4 tys. zł. Miła atmosfera, same przyjaciółki wkoło, smakołyki. Wszystko, co potrzeba, aby wydać grube tysiące na coś, bez czego przecież możesz żyć.

7. Wyłącz komputer i kup zwykły budzik. Przed snem odetnij dostęp do sieci też w komórce, która służy Ci za budzik. Zakupy przez internet robimy coraz częściej, bo jest wygodniej i szybko. I super, ale rób tylko te zakupy, które są zaplanowane i potrzebne.

8. Ustal limity na karcie i na transakcje internetowe zgodne z wysokością budżetów.

9. Nie przeglądaj katalogów internetowych – weź papierowy. Masz wtedy dłuższą i trudniejszą drogę do zakupów.

10. Rób listę zakupów – zawsze się sprawdza.

11. Nie kupuj prezentów z poczucia winy dla siebie, dla innych. Prezenty z pozytywnymi emocjami są świetne i są na to pieniądze w budżecie Przyjemności.

12. Ustalaj minibudżety w ramach dużych budżetów. Jeśli naprawdę masz problemy z nadmiernym wydawaniem pieniędzy, możesz ustawić na kartach limity mniejsze niż całkowity budżet. Możesz także zamiast jednego przelewu wg modelu podzielić go na cztery w tygodniowych odstępach (2 tys. zł miesięcznie dzielisz na cztery tygodnie po 500 złotych. I tyle masz na tydzień na koncie Życie do dyspozycji).

13. Nie musisz robić wrażenia na kimkolwiek. Ważna sprawa! W większości przypadków jesteśmy ważni tylko dla najbliższych i ich opinie są dla nas kluczowe. Reszta? Nie musisz nic nikomu udowadniać.

14. Trzymaj się budżetów. Nie oszukuj, nie płać kartą Duże Wydatki za obiad w stołówce. Nie rób niedozwolonych przelewów z konta na konto, bo na jednym skończyły się pieniądze. Jeśli potrzebujesz mocniejszych metod, to operuj wyłącznie gotówką trzymaną na kontach i wypłacaną z bankomatów albo nawet w oddziałach banków. Może się okazać, że im trudniejszy dostęp, tym lepiej będziesz się obchodzić ze swoimi pieniędzmi.

15. Porównuj ceny, zanim zrobisz większy wydatek.

16. Negocjuj i pytaj o rabaty. W 90% dostaniesz obniżkę ceny. Warto? Warto!

17. Kupuj też używane rzeczy. Często się zdarza, że można kupić rzeczy w bardzo dobrym stanie za dużo mniejsze pieniądze. Na pewno nie kupuj nowego fabrycznie samochodu!

18. Korzystaj z programów premiowych i ailiacyjnych i płać mniej. Fajna sprawa!”

Fragment pochodzi z książki „Kobieta i pieniądze” Dominiki Nawrockiej.

finanse i inwestowanie

Struktura kosztów, czyli porządek w torebce

13 lipca 2016

„Przyjrzyjmy się teraz strukturze Twoich miesięcznych kosztów. Ważne, aby zbierać informacje na temat każdej wydanej kwoty: prowizja za przelew, jednorazowy bilet autobusowy, napiwek w kawiarni, 2 zł dla grajka ulicznego. Wiem, że to jest męczące, ale warte zachodu. Uwierz mi. Dzięki temu, że skrupulatnie podchodzisz do gromadzenia wszelkich danych na temat swoich finansów, masz nad nimi kontrolę i naprawdę niewiele może Cię zaskoczyć.

Kiedy spisałaś już wszystkie rachunki i poniesione koszty z danego miesiąca, w końcu możesz zobaczyć sumy. To ważne, aby dowiedzieć się, ile wydajesz sama lub z rodziną na poszczególne kategorie kosztów. Ach, jak żałuję, że nie mogę zobaczyć Twojej miny w takim momencie. To jak objawienie. „Tyle? Aż tyle na jedzenie na mieście? Aż tyle na alkohol, a tyle na benzynę?!”. Bezcenne. To też szok dla niektórych. A przecież nie trzeba było w związku z tym zrobić nic więcej, jak tylko każdego dnia usiąść na pół godziny, godzinę i spisać poniesione wydatki. I nagle dzięki temu uświadomiłaś sobie także, że bank podniósł prowizje, a firma energetyczna wprowadziła nowy cennik.

Jeden miesiąc na to, aby poznać strukturę swoich wydatków to absolutne minimum. To pozwoli Ci się zorientować, jak w ogóle wygląda sytuacja. Pamiętaj, nie chodzi o to, żeby tylko wystarczało do pierwszego i na rachunki. Chodzi o to, abyś to Ty miała kontrolę nad sobą i swoimi pieniędzmi. Opanowanie chaosu, wyeliminowanie złych nawyków i unikania tematu, a w konsekwencji w ogóle rozpoczęcie myślenia w nowych kategoriach i wprowadzanie dobrych praktyk – to konieczny ruch. Absolutne minimum.

Przy analizie weź pod lupę ze szczególną skrupulatnością koszty:

  • jednorazowe, czyli to, co lubi przeciekać przez palce (przyjemności, zachcianki),
  • związane z obsługą długów i zobowiązań (jakie długi, na jakie cele i z jakimi kosztami obsługi),
  • także jednorazowe, ale duże i nieprzewidziane wydatki, jakie trafiły się w ostatnim miesiącu (naprawa samochodu, płatna rehabilitacja, naprawa ogrzewania, drogie szkolenie, nagły wyjazd, wakacje droższe, niż się pierwotnie wydawało, oraz inne podobne).

Byłam ciekawa, jak struktura kosztów wygląda w statystyce. Spojrzałam do raportu Głównego Urzędu Statystycznego z 2014 roku, żeby poznać budżet domowy statystycznej polskiej rodziny. Wiem, jak to wygląda u mnie, ale ciekawiło mnie, jak to wygląda na tle średniej krajowej.

I tak. Najwięcej wydajemy na codzienne wyżywienie – wg struktury wydatków gospodarstw domowych (grupy wydatków jako procent wydatków ogółem w 2014 roku):

24,4% – żywność i napoje bezalkoholowe
20,1% – użytkowanie mieszkania
9,2% – transport
6,5% – rekreacja i kultura
5,8% – pozostałe towary i usługi
5,3% – odzież i obuwie
5,0% – łączność
5,0% – zdrowie
4,9% –  wyposażenie mieszkania i prowadzenie gospodarstwa domowego
4,4% – wydatki pozostałe
4,2% – restauracje i hotele
2,5% – napoje alkoholowe, wyroby tytoniowe
1,6% – kieszonkowe
1,1% – edukacja

Kolejna największa grupa kosztów jest związana z utrzymaniem mieszkania i energią elektryczną. Dalej transport, rekreacja, kultura, odzież, obuwie, edukacja, wyposażenie mieszkania i cała masa nieskatalogowanych wydatków.

Samo nasuwa się pytanie: jak powinna wyglądać właściwa struktura wydatków? O tym dokładnie napiszę przy okazji omawiania kroku 4. Budżetowanie.

Analiza kosztów mówi dużo przede wszystkim o nas samych. Widzimy czarno na białym, ile spożywamy alkoholu, ile jemy niezdrowego jedzenia, czy trwonimy pieniądze na zbędne zakupy. Liczby oddają obraz nas samych. Widzimy w nich siebie jak w najbardziej wyraźnym lustrze.

Fragment pochodzi z książki „Kobieta i pieniądze” Dominiki Nawrockiej.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Efekt uboczny podróżowania

4 lipca 2016

Czy znasz efekt uboczny podróżowania? Przeczytaj, co na ten temat opowiada Filip Ziółkowski w swojej książce „Przebudzenie w drodze”:

„Nie planowałem zabawić długo w Malezji, wiedząc, że jest to kraj muzułmański i średnio-imprezowy (a po Indonezji i Singapurze potrzebowałem normalnej, zdrowej zabawy), ale skoro było po drodze, to postanowiłem zobaczyć Petronas Twin Towers w Kuala Lumpur i zwiedzić Park Narodowy Taman Negara.

Niesamowita szklano-metalowa dwuwieżowa budowla Twin Towers jest siedzibą Petronas, malajskiej firmy gazowo-naftowej, i wznosi się na przyprawiającą o zawrót głowy wysokość 88 pięter. Turyści mają możliwość wjazdu windą na wysokość przejścia, które łączy ze sobą dwie wieże, albo dalszej jazdy – na 86 piętro, skąd rozciąga się widok na Kuala Lumpur. Nocą te słynne drapacze chmur rozświetlają panoramę miasta. Równie oszałamiająco prezentują się, kiedy patrzy się na nie z poziomu ziemi, stojąc przed ich wejściem.

Moja wizyta w Kuala Lumpur była raczej przewidywalna – poza jedną nocą, kiedy wracałem pieszo do hostelu po zwiedzaniu miasta. Zatrzymałem się przed skrzyżowaniem, czekając na zielone światło, kiedy zaskoczył mnie niski głos dochodzący zza moich pleców.

Cześć, kolego. Skąd jesteś? – odwróciłem się i zobaczyłem trzy kobiety wzrostu koszykarzy, zmierzające w dosyć agresywny sposób w moim kierunku.

Zamarłem, w głowie rozważając możliwości ucieczki. Mimo tego, że powiedziałem tym ladyboys, żeby zostawili mnie w spokoju, bo nie byłem zainteresowany ich towarzystwem, nie chcieli się odczepić. W końcu zapaliło się zielone światło i mogłem od nich uciec.

Przechodząc przez pasy, zauważyłem piękną kobietę na motocyklu przed przejściem dla pieszych, która uśmiechnęła się i pomachała do mnie. Chciałem zapomnieć o zajściu z ladyboys, więc zdecydowałem się z nią poflirtować – jednak, jak się okazało, to też był ladyboy. Wybuchnąłem śmiechem, myśląc o ironii tych dwóch zdarzeń i zmierzając prosto ku samotnej nocy w hostelu.

W hostelu zdałem sobie sprawę z tego, że słyszę kogoś mówiącego po polsku. Okazało się, że na ekranie wyświetlany jest film „Inland Empire”. Jego akcja dzieje się w Polsce, grają w nim polscy aktorzy, a sam film jest jednym z najdziwniejszych obrazów Davida Lyncha, który słynie z takiego właśnie kina. Co za noc, pomyślałem.

Miałem dosyć dusznych, zakorkowanych miast, następnego dnia ruszyłem więc pieszo do najstarszego na świecie lasu deszczowego – Taman Negara. Sam las istniał już 130 milionów lat temu, ale park narodowy powstał tam dopiero pod koniec lat trzydziestych XX wieku. Zamieszkuje go wiele rzadkich gatunków zwierząt, ptaków i ryb i jest to świetne miejsce na odpoczynek od cywilizacji. Wśród tej różnorodnej fauny i flory po raz pierwszy przeżyłem tropikalną ulewę. Gdy zaczęło lać, schowałem się w pobliskim barze przy rzece, gdzie inni podróżnicy także zdecydowali się przeczekać deszcz. Przyjemnie spędzaliśmy czas w oczekiwaniu na powrót słońca – skończyło się na śpiewaniu polskich, hiszpańskich, angielskich i malajskich piosenek. Wśród ludzi, których poznałem, był Hiszpan Pedro. Utrzymywaliśmy kontakt i sześć lat później odwiedziłem go w Madrycie, gdzie spędziliśmy całą noc na piciu wina, jedzeniu tapas i rozmowach o życiu i podróżach.


MOMENT OLŚNIENIA

Nawiązywanie znajomości i utrzymywanie kontaktu z ludźmi, którzy myślą podobnie do Ciebie, jest możliwe dzięki nowoczesnej technologii. To jeden z najlepszych efektów ubocznych podróżowania.


Zdałem sobie sprawę z tego, że jedną z najfajniejszych części podróżowania jest właśnie nawiązywanie znajomości z ludźmi pozytywnie nastawionymi do życia i wyznającymi podobne wartości. Dzięki Internetowi i portalom społecznościowym mogę utrzymywać kontakt z wieloma wyjątkowymi osobami, których poznałem w drodze. W hostelu dzieliłem pokój z przyjazną kanadyjską parą i amerykańskim grafikiem z Boulder w Kolorado, który odwiedził mnie później w Cali w drodze do Ekwadoru.”

Fragment pochodzi z książki „Przebudzenie w drodze” Filipa Ziółkowskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Podążam za marzeniami

1 lipca 2016

Jak wiele zależy od naszego nastawienia i wiary, że to, czego pragniemy, uda się? Od dążenia małymi krokami do obranego celu?

Przeczytaj, jak potoczyły się losy Filipa Ziółkowskiego, autora książki „Przebudzenie w drodze”, który od 12 roku życia marzył o wielkich podróżach!

Zawsze myślałem, że podróżowanie po świecie musi być zarezerwowane dla kilku globtroterów o wyjątkowych talentach i niezwykłej odwadze. Wydawało mi się, że był to styl życia odpowiedni jedynie dla tych, którzy odważyli się zaryzykować i zanurkować w nieznane, wystawiając się na związane z tym niebezpieczeństwa.

Podczas jednego z wypadów po pracy wdałem się w rozmowę z kolegą, którego do tego czasu uważałem za raczej przeciętnego, prostego faceta, który lubił wypić drinka i popodrywać dziewczyny. Zaskoczyło mnie i zaintrygowało więc, kiedy usłyszałem, że przed zatrudnieniem przez naszą firmę spędził cały rok, podróżując po świecie. Może jednak nie jest to droga tylko dla wybranych, pomyślałem.

Drążyłem temat dalej i dowiedziałem się, że podróże po świecie to nic niezwykłego w Wielkiej Brytanii. Istniała nawet konkretna nazwa opisująca to zjawisko – gap year – i wielu świeżo upieczonych absolwentów uniwersytetu wybierało tę ścieżkę przed rozpoczęciem kariery zawodowej. Nie było to więc zajęcie dla wybrańców! Czułem, jak wzbiera we mnie podekscytowanie z powodu tego objawienia.

Wróciłem do księgarni Borders, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, i natknąłem się na dwie książki: „Mój pierwszy raz dookoła świata” wydawnictwa Lonely Planet i „Dookoła świata” Rough Guide. Po przeczytaniu ich i kilku innych pozycji na ten temat byłem gotów podjąć wyzwanie.

Pochodziłem jednak z kraju, w którym przyjęło się podróżować w towarzystwie, a żaden z moich przyjaciół nie wyrywał się, by do mnie dołączyć. Byli albo zajęci, albo spłukani, za bardzo się bali albo byli zaangażowani w inne projekty. Miałem więc dwie możliwości: mogłem jechać sam albo nie jechać w ogóle.

Na jednym z pracowniczych lunchów opowiedziałem o mojej pasji podróżowania i braku kompana dwóm koleżankom z pracy – Australijce Stevie i Angielce Gladys. Podzieliłem się z nimi swoją obawą co do samotnych podróży. Przekonywały mnie, żebym wyjechał sam, mówiąc, że one zawsze tak robią. Na tyle, na ile je znałem, wiedziałem że nie należą do ludzi przesadnie szalonych ani śmiałych, byłem więc przekonany, że skoro im się udało, to i mnie się uda.

Zainspirowany rozmową, natychmiast zacząłem przygotowania. Tego samego dnia za pomocą portali Skyscanner i Hostelbookers kupiłem bilety i znalazłem zakwaterowanie na weekendowe wypady do Rzymu i Amsterdamu, dwóch europejskich miast, które zawsze chciałem zobaczyć. Te małe podróże były sprawdzianem, który musiałem przejść przed wyruszeniem w drogę na stałe. W hostelach, w których się zatrzymałem, spotkałem wielu wolnych duchów, którzy byli w drodze od dawna. Natchnęli mnie do podejmowania dłuższych wypraw i podsycali we mnie płomień mojej podróżniczej pasji. Gdy wróciłem do Londynu, nic już nie było takie samo – moje plany zaczęły przybierać konkretne kształty.

Zachęcony pierwszymi wypadami, które okazały się sukcesem, poczułem, że jestem w stanie swobodnie podejmować śmielsze decyzje przy kolejnych wyprawach. Pewnego dnia dołączyłem do tłumu tańczącego podczas kubańskiego karnawału nad Tamizą. Tam po raz pierwszy usłyszałem salsę i urzekła mnie magia tej muzyki i tańca, który jej towarzyszy. Ludzie tańczyli, uśmiechając się do siebie i wspaniale się bawiąc, bez narkotyków czy sporej ilości alkoholu. Poczułem nagły przypływ radości – coś, czego nie czułem już od dawna. To było ta bliskość, której szukałem. To było ciepłe i prawdziwe uczucie więzi.

Zainspirowany karnawałem, jakiś czas później postanowiłem urządzić sobie samotne dwutygodniowe wakacje na Kubie. To był kolejny kamień milowy na ścieżce, którą szedłem, nim odważyłem się zostać podróżnikiem. Moje wakacje okazały się być pobudzającą mieszanką wędrówek z plecakiem, randek z tamtejszymi dziewczynami, nauki salsy, picia słynnego lokalnego rumu i palenia kubańskich cygar. Poznałem innych podróżników i imprezowałem z nimi, korzystając z życia. Niełatwo było mi opuścić cudowne, tropikalne ciepło i energię tego kraju, ale intuicja podpowiadała mi, że kiedyś tam wrócę.

Kiedy wróciłem do londyńskiego życia, nic nie mogło mnie powstrzymać przed realizacją marzeń. Obudziłem w sobie ciekawość dwunastolatka, który po wycieczce do Niemiec wymyślił sobie, że dowie się, jak wygląda życie poza granicami Polski. Byłem stuprocentowo gotowy rozpocząć przygodę, o której zawsze marzyłem.

Firma, w której pracowałem, była w trakcie zmiany właściciela i doradzono mi, bym wstrzymał się z odejściem, aż moje stanowisko stanie się zbyteczne i zostanę zwolniony – w ten sposób otrzymam trzymiesięczną, wolną od podatku wypłatę. Zdecydowałem się więc poczekać. Aby w międzyczasie podtrzymać ducha podróży, kupiłem pierwszą lustrzankę Nikona i rozpocząłem przygotowania.

W Hawanie poznałem dwóch podróżników, Bartka i Łukasza, którzy zainspirowali mnie do tego zakupu. To oni są po części odpowiedzialni za to, że do moich planów podróżniczych dodałem wymiar wizualny. Kupiłem domenę, www.filipontheroad.com, i założyłem własnego bloga, na którym chciałem uchwycić wszystkie warte uwagi doświadczenia i się nimi dzielić. Tymczasem zaplanowałem kilka weekendowych wypadów – do Lizbony, Andaluzji, Dublina, Pragi, Kopenhagi i Szkocji.

Za pośrednictwem bloga skontaktowałem się z Tomkiem, kumplem z uniwerku, z którym poleciałem do Stanów Zjednoczonych za pierwszym razem. Po raz kolejny zaproponował wspólną wycieczkę – tym razem miesięczną przygodę w Australii i Nowej Zelandii. Zachwycony pomysłem, zgodziłem się!

Trwające całe życie przygotowania do podróży po świecie dobiegły końca. Wszystko, co do tej pory przeżyłem, od pierwszej iskry – rozbudzonej, kiedy miałem dwanaście lat – przez odkrycie, że modlitwą można osiągnąć cud, po zawirowania w życiu uczuciowym, które pchały mnie ku przekraczaniu rzekomych granic możliwości; wszystko to przygotowało mnie, by odmienić swoje życie. Dzięki małym wyprawom, które wcześniej podjąłem, byłem już innym człowiekiem. Przepełniony podnieceniem, niespokojnie czekałem, zastanawiając się, jakie wrażenia i lekcje przyniesie ścieżka biegnąca przede mną.”

Fragment pochodzi z książki „Przebudzenie w drodze” Filipa Ziółkowskiego.

e-biznes i sprzedaż

Efekt wirusowości

30 czerwca 2016

Czym w ogóle jest efekt wirusowości, tzw. viral? Jaki ma potencjał? Dowiedz się tego od Magdaleny Daniłoś, która opisała to pojęcie w swojej książce „Video marketing nie tylko na YouTube”:

„Opowiem Ci dowcip. Brzmi on jak ten o babie i lekarzu, a zaczyna się od słów: Przychodzi klient do agencji…

Agencja: Dzień dobry, w czym możemy pomóc?

Klient: Mam niewielki budżet marketingowy. Chciałbym, abyście stworzyli dla naszej firmy viral.

Tu dowcip się kończy. Co po nim następuje? Konsternacja bądź śmiech przez łzy. Zapytasz, dlaczego, a ja szybko odpowiem. Strategia marketingowa oparta w całości na przekonaniu, że uda się z sukcesem stworzyć kampanię wirusową, jest jak gra w totolotka, kiedy nie ma się pracy i stałego dochodu. Pewnie ciśnie Ci się teraz na usta pytanie: skoro to jest takie trudne, dlaczego ludzie tak bardzo chcą tworzyć swój viral? Odpowiedź jest dość przewidywalna. Są firmy, którym udało się stworzyć udane kampanie wirusowe, i wiele marek chce taki sukces powtórzyć. Co więcej, porównując koszt produkcji video wirusowego do ogromnej zasięgowo kampanii płatnej, kusząca dla marketerów staje się wizja zdobycia wielomilionowego zasięgu bez nadwerężania budżetu. W marketingowej nomenklaturze używa się sformułowania „film o potencjale wirusowym”. Nie można jednak mówić o viralu, póki materiał video rzeczywiście się nim nie stanie.

Istotą filmów viralowych jest to, że stały się popularne w naturalny, niezaplanowany sposób, często zaskakując sukcesem swoich twórców. Video o charakterze wirusowym to takie, które po obejrzeniu widz natychmiast udostępnia, czuje silną potrzebę podzielenia się nim ze znajomymi. W ten sposób w bardzo krótkim czasie zdobywa ono ogromną popularność. Jeśli oglądając jakiś film, mówisz do siebie: „Muszę go udostępnić”, to prawdopodobnie masz do czynienia właśnie z viralem.

Czym dzielimy się najczęściej? Jednym z elementów, które bardzo często stanowią podstawę sukcesu filmu, jest element zaskoczenia. Można ten mechanizm porównać do powiewu świeżego powietrza. Właśnie zobaczyłeś coś, czego się nie spodziewałeś, coś, co Cię kompletnie zaskoczyło. Tym elementem może być sama forma przekazu. Nierzadko podstawą pomysłu marki na kampanię wirusową jest akcja ambientowa, np. w miejscu publicznym, gdzie zwykły przechodzień jest zaskakiwany w najróżniejszy sposób.

W mojej ocenie są trzy elementy, które uprawdopodobniają, że film stanie się wirusowy. Pierwszy z nich to oczywiście humor. W przypadku filmów, które mają nas bawić, można wykorzystywać wiele zabiegów, np. zbitkę znanych widzowi śmiesznych odniesień lub po prostu nieszablonowy dowcip. Im bardziej kreatywnie wykorzystujesz żart, tym lepiej. Drugim sposobem na stworzenie potencjalnego virala jest odniesienie się do emocji widza. Nie wydaje mi się, by była tu jedna uniwersalna formuła. Może to wyglądać jak w przypadku linii lotniczych WestJet — działanie marki, które sprawi, że klient po prostu poczuje się wzruszony szczerym gestem. Bywają także kampanie pokazujące prawdziwe historie ludzi, którzy przeżyli coś znaczącego. Nie ma w tym przypadku garnituru szytego na jedną miarę. Trzecią dość ciekawą koncepcją na stworzenie kampanii wirusowej jest łączenie ze sobą w materiale video skrajnych emocji: śmiechu ze strachem, wzruszenia z przerażeniem. Kontrastujące elementy w filmie mają potencjał viralowy.

Istnieje wiele elementów kłopotliwych dla marek rozumiejących istotę filmów wirusowych, które decydują się na stworzenie takiej produkcji.

1. Profesjonalna produkcja vs. amatorski film.

Zdecydowana większość filmów wirusowych to filmy stworzone przez zwykłych ludzi. Najczęściej są to produkcje amatorskie. Marki chcą realizować te same założenia, jednak najczęściej realizują je, tworząc produkcje z niemal hollywoodzkim rozmachem. Rodzi to dwa bardzo poważne problemy. Po pierwsze, część widzów nie traktuje tych wymuskanych materiałów video jako przekaz, którym chcą się dzielić z takim samym entuzjazmem jak filmami z kotami grającymi na fortepianie. Po drugie, wysokiej jakości produkcja to ogromne koszty. W takiej sytuacji zupełnie odrzucić można zatem argument, że kampania wirusowa jest low cost.

2. Niespójność wizerunkowa.

Nie będzie ryzykiem stwierdzenie, że jeśli marka latami pracowała na pewien wizerunek i na potrzeby kampanii wirusowej drastycznie go zmienia, to takie działanie może mieć przykre konsekwencje. Mam wrażenie, że zbyt często zapomina się o tym, że poza sukcesem jednego filmu są jeszcze klienci, którzy bywają ogromnie przywiązani do wartości, jakim hołduje marka. Należy się zatem zastanowić, czy koszt nawet jednorazowej zmiany wizerunku nie będzie zbyt wysoki.

3. Viral to nie reklama.

Mistrzami świata są ci, którym udaje się wyprodukować viral i pokazywać w nim logo więcej niż raz pod koniec filmu. W większości przypadków widz nie podzieli się treścią, w której logotyp czy nazwa firmy wyskakują zza każdego rogu. Jednak kiedy klient decyduje się na taką kampanię, jakby zapomina o widzu, dla którego powstaje kampania, i niejednokrotnie próbuje używać swojego logotypu w materiale jak przecinka w zdaniu. Na pewno możesz sobie wyobrazić, jaki efekt osiąga.

4. Obejrzenie = zakup.

Podstawą błędnego założenia o efektywności kampanii wirusowych jest przekonanie, że jeśli widz pokochał Twój film i podzielił się nim z całym światem, natychmiast pobiegnie do sklepu, aby kupić Twój produkt. Nic bardziej mylnego. Kampania wirusowa jest bardzo często dobrą trampoliną do zwiększenia świadomości marki. Poza pojedynczymi przypadkami, nie wpływa ona jednak na spektakularne wyniki sprzedażowe. To błędne koło. By film stał się viralem, nie może być nachalną reklamą. Jeśli nią nie jest, nie wpływa na wyniki sprzedażowe. Jeśli nią jest, nie staje się viralem.

5. Spektakularna porażka.

Dlaczego tak bardzo przestrzegam Cię przed podjęciem decyzji o produkcji filmu wirusowego? Dlatego, że jego realizacja jest niezwykle trudna, co oznacza, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że się nie uda. To niestety zazwyczaj moment, w którym ktoś w firmie podejmuje decyzję opartą na tej porażce i zakłada, że skoro nie udało się wyprodukować virala, działania video marketingowe nie mają większego sensu. To moment, w którym chcę podkreślić, że strategia na stworzenie kampanii wirusowej ma zdecydowanie większe szanse powodzenia wtedy, kiedy prowadzisz już działania w obszarze video.

Istnieje kilka niezaprzeczalnych faktów w kontekście kampanii wirusowych.

1. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy film stanie się viralem. O tym, czy tak będzie, decyduje ogromna liczba czynników, jednak najważniejszym z nich jest czynnik ludzki. Widz albo kupi koncepcję, albo nie.

2. Jeśli będziesz próbował zrobić z materiału video viral, a jego treść będzie reklamowa, nigdy nie osiągniesz zamierzonego celu.

3. Powtarzanie sprawdzonych schematów nie działa. To najczęstszy grzech główny agencji i marketerów — chęć powtórzenia czyjegoś pomysłu. Zakładając, że o sukcesie virala decyduje element zaskoczenia, można przypuszczać, że jeśli kopiujesz pomysł, nie ma on szans na powodzenie.

4. Viral od pierwszych sekund musi zaciekawiać. Jego długość nie jest już tak ważna, pod warunkiem że widz natychmiast zostaje wciągnięty w historię. Jeśli musi czekać kilkadziesiąt sekund, zanim dowie się, co autor filmu chciał przekazać, jest ogromne prawdopodobieństwo, że nie wytrwa do meritum.

Jakkolwiek trudnym zadaniem dla marki byłoby stworzenie video o charakterze wirusowym, są takie, którym się to udało. Wybrałam cztery kampanie, które w moim przekonaniu są warte bliższego przyjrzenia się.

Dove – Real Beauty Sketches

Dove to marka od kilku lat realizująca kampanie video, które zachwycają. Nie jest to jednak efekt zaskakujących pomysłów czy powalających ujęć. Ich sukces jest oparty na głębokim zrozumieniu potrzeb klientów. Kampania Real Beauty Sketches jest właśnie tego przykładem. Dove opublikowała badanie pokazujące, że 52% kobiet na całym świecie przyznaje się do tego, iż są one swoimi największymi krytykami. W skali globalnej jest to ponad 670 mln przedstawicielek płci pięknej. Ten insight stał się inspiracją dla kampanii, która jest największym sukcesem wirusowym w historii. Tylko w pierwszym miesiącu od pojawienia się materiałów video film obejrzało 114 mln osób.

Celem marki Dove w kampanii Real Beauty Sketches było pokazanie, jak bardzo różnią się obraz kobiety i jej przekonanie o samej sobie. Aby uwypuklić ten problem, zatrudniono rysownika sporządzającego portrety pamięciowe. Najpierw wykonywał on portret na podstawie opisu, jaki podawała mu o sobie kobieta. Następnie taki portret powstawał zgodnie z opisem zupełnie obcej kobiety. Zachęcam, byś efekt zobaczył na własne oczy.

Film został umieszczony na 33 kanałach marki Dove w 25 różnych językach. Mimo to sukces kampanii spowodował, że video było odtwarzane przez widzów w ponad 110 krajach. Tylko w pierwszych dwóch tygodniach zanotowano ponad 3 mln udostępnień. Szacuje się, że kampania wygenerowała dyskusję szacowaną w działaniach PR-owych na 4 mld dolarów.

Evian – Roller Babies

Marka Evian boryka się z kilkoma złożonymi problemami na rynku europejskim. Nie jest tak znana na Starym Kontynencie jak w USA. Ich produkt jest też znacznie droższy od większości producentów markowych wód w Europie. W roku, w którym została zrealizowana kampania Roller Babies, marka Evian straciła ponad 25% rynku. Sposobem na rozwiązanie problemów firmy miał być viral.

Kampania Roller Babies rozpoczyna się zdaniem: „Zaobserwujemy, jaki wpływ ma woda Evian na twoje ciało” . Następnie oczom widza ukazują się niemowlęta na rolkach, które tańczą w rytm muzyki oraz wykonują hip-hop freestyle. Spot kończy się hasłem Evian live young (Evian, żyj długo). Roller Babies w latach 2009 – 2013 piastowała tytuł najczęściej oglądanej kampanii video w sieci. Wynik ten został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa.

Dzięki kampanii, na której punkcie ludzie oszaleli, marka Evian zyskała darmowy czas antenowy szacowany na 5 mln dolarów. Time Magazine wyróżnił ją tytułem reklamy roku. Co najważniejsze dla marki, kampania przełożyła się na zysk w postaci wzrostu sprzedaży: Francja 7%, Wielka Brytania 13% oraz Kanada 7%.

W 2013 r. marka Evian zamieściła na swoim kanale YouTube spot inspirowany kampanią Roller Babies. Nowa kampania Baby&Me, zrealizowana podobną techniką animacji komputerowych, stała się hitem, osiągając wynik oglądalności na poziomie niemal 118 mln odtworzeń.

Swisscom – All eyes on S4

Jedną z ciekawszych pod względem pomysłu akcji ambientowych, która natychmiast stała się w internecie viralem, jest kampania operatora sieci komórkowych Swisscom o nazwie All eyes on S4. W 2013 r. na szwajcarskim rynku pojawił się najnowszy model telefonu Samsung, czyli S4, który miał unikalną na ten moment funkcję śledzenia, w jakim kierunku patrzysz. Ta funkcja ułatwiała użytkownikowi korzystanie np. z aplikacji takich jak YouTube. Kiedy przestawał patrzeć, video zatrzymywało się. Celem marki Swisscom przy tworzeniu nowej kampanii było wywołanie w sieci efektu buzz. Aby klienci zechcieli się skontaktować z operatorem komórkowym, musieli poczuć potrzebę posiadania telefonu. Swisscom miał nadzieję, że kampania sprawi, iż S4 stanie się najbardziej pożądanym telefonem na rynku w tym momencie. Celem jednak nie była sama sprzedaż, a wzrost świadomości produktu u klienta.

Pomysł na kampanię był prosty. W największych miastach Szwajcarii w holach głównych dworców kolejowych rozstawiono urządzenia, które wiedzą, jak samsung S4, czy uczestnik patrzy na nie. Aby wygrać, uczestnik musiał skupić wzrok na urządzeniu nieprzerwanie przez 60 min. Oczywiście zabawa byłaby mało ciekawa, gdyby Swisscom nie zadbał o ciągłe próby oderwania uczestników zabawy od urządzenia. Profesjonalni aktorzy stojący centymetry od uczestników przeszkadzali im dosłownie przez cały czas. Cała akcja była na bieżąco nadawana na żywo i można ją było śledzić na specjalnie stworzonej w tym celu stronie. Pół miliona wyświetleń video — to wynik tylko pierwszego dnia akcji. Akcja była połączona z założeniem ogromnej interakcji ze strony internautów. W trakcie zabawy ludzie mogli wysyłać np. tweety, które wyświetlały się na ekranach uczestników i miały za zadanie rozproszyć ich uwagę. Aż 13 osobom udało się wytrzymać w skupieniu 60 min i wygrać najnowszy smartfon. W sumie samą relację na żywo obejrzało 1,5 mln osób. Video podsumowujące akcję do dziś zobaczyło ponad 4,5 mln.

Squatty Potty

Squatty Potty, producent podnóżków do toalet, udowodnił, że viral nie tylko może zwiększyć w rekordowo szybkim tempie rozpoznawalność marki, ale i sprzedaż. Kampania z jednorożcem stała się największym viralem 2015 r. w serwisie YouTube. Firma Squatty Potty powstała w 2011 r. Została założona niemal w garażu. W 2014 r. marka pojawiła się w popularnym programie rozrywkowym w USA o nazwie Shark Tank. Wtedy też, poza pozyskaniem inwestora, zyskała na popularności.

Pewnie zastanawiasz się, jak można zrealizować kampanię viralową dla produktu, który ma poprawić wypróżnianie. Kampania o nazwie This Unicorn Changed the Way I Poop (Ten jednorożec zmienił mój sposób robienia kupy) jest absolutnym studium przypadku dla marketerów na całym świecie. Ponad 70% oglądających ten 3-minutowy film dotarło do jego końca. Dwadzieścia pięć procent wyświetleń materiału było wspartych kampanią reklamową. Pozostała część to już efekt wirusowy. Twórcy kampanii otwarcie chwalą się efektami filmu viralowego, który wpłynął na zwiększenie sprzedaży online o 600% oraz sprzedaży w sklepach sieci Bed Bath & Beyond o 400%.”

Fragment pochodzi z książki „Video marketing nie tylko na YouTube” Magdaleny Daniłoś.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Wpływ książek

29 czerwca 2016

Uważasz, że książki nie mogą mieć na Ciebie realnego wpływu? A może wręcz przeciwnie – pochłaniasz je w niesamowitej ilości, wierząc, że możesz z nich wyciągnąć to, co najlepsze?

Przeczytaj, jaki wpływ miały książki na Filipa Ziółkowskiego autora książki „Przebudzenie w drodze”:

„Kiedy miałem czternaście lat, system polityczny całej Europy Wschodniej się zmienił i stałem się świadkiem narodzin dzikiego kapitalizmu. Zmiany te cieszyły nas wszystkich i dawały nam poczucie wolności – w końcu uzyskaliśmy dostęp do zachodnich produktów i mogliśmy swobodnie starać się o paszport. Widzieliśmy, jak otwierają się przed nami nowe możliwości, dotychczas niedostępne.

Dorastałem pod wpływem stylu życia Zachodu, który cenił ambicję, ciężką pracę i dążenie do celu. Nauczyło mnie to rywalizacji i postrzegania zwycięstwa jako jedynej oznaki sukcesu. Moje wychowanie, znajomi i kultura nie przygotowali mnie ani na zgłębianie tego, kim jestem, ani na poszukiwanie celu w życiu. Minęło ponad trzydzieści lat, nim udało mi się rozwikłać te zagadki oraz pojąć siłę ludzkich myśli i wyobraźni i dostrzec, co jest w życiu najważniejsze.

Po raz pierwszy zainteresowałem się rozwojem osobistym, kiedy miałem siedemnaście lat. Przez przypadek poznałem wtedy współpracownika mojej mamy, który polecił mi książkę „Obudź w sobie olbrzyma” autorstwa Anthony’ego Robbinsa. Po jej przeczytaniu natychmiast postanowiłem stać się najlepszą możliwą wersją samego siebie. Czyli – jak mi się wtedy wydawało – polską gwiazdą rocka. Wkrótce rzuciłem wszystko, by zająć się muzyką.

Nauczyłem się śpiewać, grać na gitarze, a nawet komponować wpadające w ucho pop-rockowe piosenki. Zanim grunge trafił z Seattle pod polskie dachy, byłem wielkim fanem Guns N’ Roses. Zapuściłem włosy i czekałem, aż wyrośnie mi grandżowa bródka.

Książka Robbinsa tak bardzo mnie zainspirowała, że zacząłem szukać podobnych pozycji w miejscowej księgarni ezoterycznej. Trafiłem na „Być panem swego czasu i swego życia” Alana Lakeina z 1973 roku, w której autor dzieli się doświadczeniem i uwagami na temat produktywności. Dążyłem do tego, by jak najszybciej osiągnąć swoje cele, więc te informacje okazały się dla mnie bezcenne.

 

MOMENT OLŚNIENIA
Gdybyś mógł osiągnąć wszystko,
czego tylko zapragniesz, co by to było?

 

W jednym z rozdziałów autor poruszał kwestię siły, jaka emanuje z inspirujących pytań. Moją uwagę przykuło jedno z nich: gdybyś mógł osiągnąć wszystko, czego tylko zapragniesz, co by to było?

Idąc za sugestią Lakeina, zapisałem wszystko, co przyszło mi do głowy. Autor podkreślał, by odpowiedzi dotyczyły różnych dziedzin życia, np. seksualności czy podróży po świecie. Na mojej liście znalazło się wiele punktów, jako że wieloma sprawami się wtedy interesowałem: chciałem ukończyć studia z dobrymi stopniami, mieć piękną dziewczynę, dobrą pracę, stać się słynnym muzykiem rockowym itd. To były dobre pomysły, wszystkie potencjalnie możliwe do zrealizowania, ale jakoś nie czułem się nimi szczególnie zainspirowany.

Przeczytałem rozdział po raz drugi i gdy skupiłem się na pierwszej części pytania („gdybyś mógł osiągnąć wszystko”), zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie inspiruje mnie bardziej niż podsunięte wcześniej przez autora podróżowanie dookoła świata. Nie znałem nikogo, kto by wyjechał dalej niż do Niemiec czy innego sąsiadującego z Polską kraju. Stało się dla mnie jasne, że odkrywanie każdego zakamarka planety było największym marzeniem, jakie człowiek może sobie wyśnić. Iskierka inspiracji została rozpalona. Wiedziałem, że wszystkie decyzje, które będę od tej pory podejmował, muszą opierać się na pasji, a nie na obietnicy dużych pieniędzy czy sukcesów w pracy.

Gdy już nakreśliłem swój cel, wróciłem do lektury książki Robbinsa, żeby dowiedzieć się, jakie są jego rady na temat wcielenia marzeń w rzeczywistość. Robbins uważał, że najlepiej zacząć od drobnych kroków, jeden po drugim. Poszedłem więc do miejscowej księgarni i kupiłem mapę świata – był to mój pierwszy, niewielki krok.

Powiesiłem ją na ścianie nad łóżkiem i rozmyślałem o miejscach, które warto odwiedzić. Świat jest ogromny, nie miałem pojęcia, od czego zacząć.

 

MOMENT OLŚNIENIA
Nawet niewielkie działanie pokazuje Wszechświatowi,
że jest w Tobie pasja i że traktujesz swoje cele poważnie.

 

Przypiąłem do mapy zdjęcia miejsc, które znalazłem w albumie na półce mojej mamy. Wybrałem te, które mnie zainteresowały. Na świecie istniały miejsca egzotyczne, pełne magii, jak Stonehenge, piramidy w Egipcie czy Machu Picchu w Peru, które przykuły moją uwagę. Wystarczyło, że powiesiłem mapę i przypiąłem do niej te zdjęcia. Każdej nocy przed pójściem do łóżka i każdego ranka, kiedy się budziłem, patrzyłem na fotografie i wyobrażałem sobie, że tam jestem. Za każdym razem, gdy spoglądałem na świat wiszący na mojej ścianie i myślałem o miejscach, które odwiedzę, ukierunkowywałem swoją podświadomość na przemianę marzeń w rzeczywistość.

Szesnaście lat później byłem w trakcie niesamowitej, 30-miesięcznej podróży dookoła świata. Zaczęła się na Wschodzie, skończyła na Zachodzie i wiodła przez ponad pięćdziesiąt krajów na czterech kontynentach.

Fragment pochodzi z książki „Przebudzenie w drodze” Filipa Ziółkowskiego.

e-biznes i sprzedaż

Czym jest video marketing?

28 czerwca 2016

„Pojęcie video marketingu w Polsce jest stosunkowo nowe, a jego formuła nie jest pełna. Wielość interpretacji znaczenia tego kierunku wprowadza chaos w zrozumienie poprawnej definicji. Najprościej oczywiście można by ten kierunek ująć stwierdzeniem, że jest to każde działanie marketingowe zrealizowane przy użyciu formatu video. Jest jednak w tym pojęciu drugie dno. Co mam na myśli? Otóż marketing w dzisiejszych czasach zmierza w kierunku budowania wartościowych treści, a trudno takimi nazwać jednorazową kampanię reklamową w telewizji, która nie niesie ze sobą żadnych wartości marki, po prostu ma sprzedawać.

Video marketing, najkrócej mówiąc, określa działania długofalowe, a często wielokanałowe, w których do budowania świadomości marki i produktu wykorzystywany jest format video. Wzrost znaczenia video marketingu nastąpił w momencie, w którym pojawiły się technologiczne możliwości bezpłatnej dystrybucji treści w kanałach social media (z ang. media społecznościowe). Popularność tego kierunku wiąże się także z coraz większą dostępnością sprzętu filmowego w przystępnej cenie. Jeszcze do niedawna, aby zrealizować kampanię reklamową video, trzeba było wynajmować ogromne domy produkcyjne, a następnie inwestować miliony w emisję tych materiałów w mediach mainstreamowych. Dziś podobny efekt można uzyskać za pomocą telefonu czy prostej kamery oraz serwisu YouTube. Dzięki temu działania w formacie video można realizować nieprzerwanie, wpasowując je w całościową strategię content marketingową (z ang. content marketing — marketing treści). Jednym słowem: video stało się produktem masowym.

W mojej ocenie bardzo ważnym elementem działań video marketingowych jest nienachalność przekazu uzyskana dzięki prowadzonym stałym działaniom. Tym, co w reklamie telewizyjnej drażni ludzi najbardziej, jest jej agresywność wynikająca z ograniczeń czasowych podczas emisji.

Jeśli jednak budujesz swój kanał dystrybucji, w którym nikt nie może Ci narzucać, jak długo Twoje materiały mogą trwać i jak często możesz je tam zamieszczać, właśnie w tym miejscu zaczyna się zabawa.

Ludzie, którzy żyją i oddychają social media, wiedzą, jak ważna w skutecznych działaniach w tym obszarze jest integracja kanałów dystrybucji. Video marketing powoli staje się dla marketerów kierunkiem, który pozwala podnieść o kilka poziomów działania w social media. Ubolewam, gdy podczas szkoleń, prelekcji czy nawet na studiach podyplomowych z zakresu marketingu temat kanałów video w mediach społecznościowych jest traktowany po macoszemu. Przez ostatnie lata tysiące marketingowców w Polsce szlifowały swoje umiejętności w zakresie działań reklamowych nastawionych na „dowożenie” wyników i realizowanie kolejnych KPI (ang. Key Performance Indicators — kluczowe wskaźniki efektywności). Zapomnieli w tym wszystkim jednak, że poza harmonogramami sprzedażowymi powinni budować dla swoich marek czy klientów coś więcej.

Według mnie nadchodzi schyłek czasów tradycyjnej reklamy. Ludzie nie chcą przyjmować więcej nachalnych komunikatów sprzedażowych. Co więcej, często wywołują one u nich reakcję odwrotną od zamierzonej. Są przytłoczeni ilością komunikatów docierających do nich każdego dnia. W jednym wydaniu „New York Timesa” znajduje się więcej informacji niż mieszkaniec XVII-wiecznej Anglii przyswajał w trakcie całego swojego życia. Nastała era, w której jeśli marketerzy nie zmienią swojego podejścia do klienta, zaczną tracić.

Marketing to dziedzina, która sięga daleko poza wiedzę na temat mechanizmów sprzedaży i form reklamowych. Bardzo ważna dla osiągania zamierzonych efektów w tej dziedzinie jest umiejętność przyglądania się ludziom. Jeśli ktokolwiek myśli, że jest w stanie realizować najlepsze kampanie marketingowe na świecie z poziomu swojego zamkniętego na cztery spusty biurowca, to bardzo się myli. Nieprzypadkowo ta książka rozpoczyna się od nakreślenia wpływu zmian społecznych na potrzeby ludzi w Polsce. Te bowiem przekładają się (a przynajmniej powinny się przekładać) na sposób komunikacji marek. My, Polacy, bardziej niż jakikolwiek naród zachodni potrzebujemy zmiany w konstrukcji przekazu komercyjnego. Intensyfikacja działań marketingowców w ostatnich latach była ogromna. Z kraju, w którym 30 lat temu nie było prawie niczego, staliśmy się miejscem, gdzie jest już prawie wszystko. I ta możliwość wyboru nas przytłacza. Dlatego tak ważne jest, aby pamiętać, że nadszedł czas, w którym od osób odpowiedzialnych za komunikację marek wymaga się, by nie realizowały tylko kolejnych kampanii reklamowych, a zaczęły budować przydatne i potrzebne klientom treści.

Video marketing jest sposobem na skuteczne budowanie treści. Ponad 50% marketerów na całym świecie uważa, że video to typ działań marketingowych, w którym osiągają najlepszy ROI (ang. return over investment — zwrot z inwestycji).

Przewiduje się, że do 2017 r. treści video będą stanowiły niespełna 70% całego ruchu w internecie.

Już dziś aż 12% ankietowanych deklaruje, że po obejrzeniu materiału video dokonuje zakupu produktu z materiału, który zobaczyli. Dzieje się tak dlatego, że materiały video budują w odbiorcach zdecydowanie większe zaangażowanie w porównaniu do innych form przekazu marketingowego.

Ponieważ video marketing jest stosunkowo nowym kierunkiem, budzi rezerwę i wywołuje strach. Najczęściej ten strach podyktowany jest nieznajomością niuansów i obawą przed porażką. Połączenie wyjątkowego formatu, jakim jest video, z nietuzinkową strategią, przy jednoczesnym zrozumieniu potrzeb odbiorców to właśnie recepta na skuteczny video marketing. Decyzja o napisaniu tej książki wzięła się z niczego innego, jak z chęci wskazania właściwej ścieżki i dodania odwagi w stawianiu pierwszych kroków. Jestem żywym przykładem tego, że video może się stać elementem sukcesów w biznesie!”

Fragment pochodzi z książki „Video marketing nie tylko na YouTube” Magdaleny Daniłoś.