Browsing Tag

bajki

rozwój osobisty i osiąganie celów

Magiczne zaklęcie, czyli afirmacje

14 grudnia 2021

Wiktora nigdzie nie było. Jego tata sprawdził już niemal całą norkę. Nie było go w jego pokoiku ani w salonie. Nie schował się w kuchni ani w spiżarni. „Gdzie on się podział?” — zastanawiał się tata. W końcu wyszedł z nory i rozpoczął poszukiwania poza domem. Las był ogromny, więc i miejsc, w których mógł schować się mały lisek, było wiele. Tata jednak się nie poddawał. Zaglądał pod każdy krzaczek i w każdą napotkaną w lesie dziurkę. Czas mijał, a ojciec wytrwale przemierzał las, nawołując syna. W końcu dotarł na skraj lasu. Na środku leśnej polany, pod samotną smukłą brzozą ujrzał rude futerko. „No to teraz sobie porozmawiamy, mój drogi!” — pomyślał rozgniewany i skierował się w kierunku syna.

Był wściekły, że Wiktor wyszedł z domu, nie mówiąc, dokąd idzie i co zamierza robić. „O nie, mój drogi, tak się nie robi!” — mówił do siebie ojciec, a jego puszysty rudy ogon wachlował ze złości na prawo i lewo. „Nie możesz zachowywać się w ten sposób! Ja i twoja mama zamartwiamy się, szukamy po całym lesie, zastanawiając się, czy nie stała ci się krzywda, a ty się wylegujesz pod drzewem!”. Im bliżej był swojego syna, tym większa narastała w nim złość. Jednak gdy był już bardzo blisko, gdy miał już zamiar się odezwać i powiedzieć synowi kilka słów nagany, nagle usłyszał dźwięk, który go zaniepokoił. Spojrzał na swego synka z uwagą. Nie, nie zdawało mu się — Wiktor rzeczywiście płakał. W tym momencie cała dotychczasowa złość odpłynęła gdzieś w nieznane, a jej miejsce zajęła troska o syna. Powoli podszedł do płaczącego liska. Wydawał się taki mały, taki bezbronny. Objął syna swoimi łapkami.

— Co się stało, syneczku? — zapytał.
— Tata? — Mały lisek odwrócił łebek w kierunku przybysza i zaczął szybkimi ruchami ocierać łzy spływające z oczu. — Skąd ty się tutaj wziąłeś? Jak mnie znalazłeś? Ja…
— Razem z mamą martwiliśmy się o ciebie — tata spojrzał mu prosto w oczy. — Szukałem cię po całym lesie. Byłem wściekły, gdy cię w końcu zobaczyłem tu na tej polanie. Miałem ochotę przetrzepać ci skórę. Jednak kiedy usłyszałem, że płaczesz, zrozumiałem, iż stało się coś niedobrego. Opowiesz mi o tym?
— Tato… — Wiktor zawahał się na chwilę. — Ja już nie chcę chodzić do przedszkola. Nigdy więcej nie chcę tam pójść.
— Rozumiem, że stało się coś złego, coś, co sprawiło, że przestałeś lubić przedszkole. Chciałbym usłyszeć, co się wydarzyło.
— To wszystko, przez moich kolegów: Bartka i Szymona. Te dwa przebrzydłe borsuki ciągle się ze mnie śmieją. Twierdzą, że nie potrafię się bawić z innymi zwierzątkami. Mówią, że jak tylko przyłączam się do zabawy, to cała zabawa się
psuje i wszyscy się rozchodzą. — Wiktor spojrzał na tatę i wtuliwszy się w jego ciepłe, grube futro, dodał ściszonym głosem:
— Wiesz, oni chyba mają rację. Ja naprawdę nie potrafię bawić się z innymi zwierzętami. Oni wszyscy mają zawsze fajne pomysły, wymyślają zabawy na poczekaniu. Ja tak nie potrafię. A nawet jak już coś wymyślę, to nikt inny nie chce się ze mną bawić.

Tata słuchał synka w milczeniu. Tulił go mocno do siebie, zastanawiając się, jak pomóc swojej pociesze. Syn nabrał już przekonania, że nie potrafi bawić się z dziećmi. Było to dosyć niepokojące i należało postępować delikatnie i taktownie. W końcu przypomniał sobie o pewnym rozwiązaniu. Zastanowił się chwilę, a potem zwrócił się do syna tymi słowami: — Dawno temu, kiedy byłem jeszcze młodym liskiem, trochę starszym od ciebie, miałem poważny problem. Byłem bardzo nieśmiały. Bałem się odezwać do kogokolwiek, kto nie był moją mamą lub moim tatą. Mój lęk przed rozmową z innymi zwierzętami był tak silny, że zacząłem unikać wszelkich spotkań. W towarzystwie zacząłem się jąkać, a w końcu, podobnie jak ty teraz, chciałem zrezygnować z chodzenia do szkoły. Mój tata (dziadek Rudzik), opowiedział mi wtedy o pewnej metodzie radzenia sobie z takimi problemami. Dziadek nazywał tę metodę afirmacjami. Ja jednak nadałem jej inną nazwę. Otóż metoda ta okazała się tak skuteczna, a zarazem tak prosta, iż postanowiłem nazywać ją magiczną sztuczką. Ilekroć pojawiał się w moim życiu jakiś poważny problem, zawsze używałem swojej magicznej sztuczki. A ona zawsze działała.

Dziś nadszedł czas, abym przekazał tę magiczną sztuczkę również tobie, mój synku. Posłuchaj, na czym ona polega.

Główną jej zasadą jest powtarzanie pewnych słów. Mój tata nazywał je afirmacjami, a ja magicznymi zaklęciami. Możesz je nazywać, jak ci się to podoba, mój synku. Ważne, abyś te magiczne zaklęcia powtarzał tak często, jak się tylko da, a zwłaszcza na wieczór, przed pójściem spać, i rano, po przebudzeniu. Wtedy magiczne zaklęcia mają największą moc. Jeśli będziesz je powtarzał wystarczająco długo, zaklęcie się spełni.

No a teraz opowiem ci o tym, jak układać takie zaklęcia. Pamiętaj, mój synku, aby zaklęcie zawsze było pozytywne i aby nie zawierało słówka „nie”. Podam ci przykład. Prawidłowym zaklęciem jest „jestem grzecznym liskiem”, a nieprawidłowe to „nie dokuczam innym”. Czy dostrzegasz różnicę, mój synku?

Wiktor pokiwał potakująco łebkiem, a jego tata kontynuował:
— Niech twoje zaklęcie będzie tak sformułowane, jakby już się spełniło. To znaczy, że zaklęcie powinno brzmieć: „jestem zawsze uśmiechnięty”, zamiast: „będę się zawsze uśmiechał”. Rozumiesz? — Chyba tak, tato. — Lisek uśmiechnął się,
majtając rudym ogonkiem.
— Należy także unikać słowa „chciałbym”. Zaklęcie „chciałbym być bogaty” nie będzie dobrze działało. A może ty wymyślisz poprawne zaklęcie niezawierające słowa „chciałbym”? — No to może… „jestem bogaty”? — spróbował nieśmiałym głosem Wiktor.
— Doskonale, mój synku. Jesteś bardzo pojętnym uczniem. — Tata był naprawdę zadowolony z syna. — Kiedy będziesz układał swoje własne zaklęcia, pamiętaj, aby umieścić w nich jakieś słowa związane z emocjami, na przykład: „czuję się świetnie” lub „jestem szczęśliwy”. Takie słowa zwiększają moc zaklęcia. Zresztą sam będziesz czuł, czy zaklęcie pasuje do ciebie czy też nie. Jeśli poczujesz, że coś z nim jest nie tak, to je zmień. Zaklęcie powinno być tak ułożone, aby pasowało do ciebie jak twój ulubiony szalik. Powinieneś czuć się ze swoim zaklęciem dobrze.

A teraz powiem ci, jakie było moje pierwsze magiczne zaklęcie. Mówiłem ci, że moim problemem była nieśmiałość. Chciałem pozbyć się tego problemu i móc jak inne zwierzęta swobodnie rozmawiać z przyjaciółmi, a nawet z nieznajomymi.

Siedziałem nad nim całe popołudnie. W końcu ułożyłem zaklęcie, które brzmiało w taki sposób (pamiętam je do dziś): „Czuję się szczęśliwy, rozmawiając bez skrępowania z każdym napotkanym zwierzęciem”. Powtarzałem je każdego dnia, rano i wieczorem, przy śniadaniu i przy obiedzie, kiedy myłem zęby i kiedy szedłem do szkoły. Powtarzałem to magiczne zaklęcie tak często, jak tylko się dało. A po kilku tygodniach stało się coś dziwnego. Otóż, pewnego dnia nasza nauczycielka, pani Wiewiórka, ogłosiła, że szuka chętnych do wzięcia udziału w konkursie recytatorskim. I wiesz, kto pierwszy podniósł rękę? Otóż, właśnie ja, mój synku. Twój nieśmiały tata. Pani Wiewiórka była zaskoczona.

„Jesteś tego pewien?” — zapytała mnie. A ja wstałem i przed nią oraz przed całą swoją klasą, bez zająknięcia się, z pewnością w głosie, powiedziałem „Tak jestem tego pewien, pani Wiewiórko”. Od tamtej pory moja nieśmiałość odeszła w zapomnienie i nigdy już nie wróciła. — Tato, a czy te magiczne zaklęcia podziałają również na mnie? — dopytywał się Wiktor. — Oczywiście. Ta metoda jest uniwersalna i działa na każdego, kto ją stosuje. — To świetnie — w oku Wiktora tata dostrzegł nieznaczny błysk. — Wiesz, tato, właśnie wymyśliłem swoje własne zaklęcie: „Każdego dnia świetnie bawię się z przyjaciółmi, sprawiając radość sobie i im” — czy takie zaklęcie jest odpowiednie? — To najlepsze zaklęcie, jakie w życiu słyszałem — odpowiedział tata, biorąc syna w objęcia. — A teraz chodźmy już do domu. Mama bardzo się o ciebie martwi. Nie pozwólmy jej dłużej na nas czekać.

I ojciec z synem ruszyli do domu przez zielony las. A wśród zielonego listowia widać było tylko przemykające szybko rude kształty, które wkrótce zginęły gdzieś w odległych zaroślach.

Jeszcze tego samego dnia, przed położeniem się spać, Wiktor powtórzył swoje nowo wymyślone zaklęcie i to dwadzieścia razy. To samo zrobił rano, zaraz po przebudzeniu. A i w ciągu dnia powtarzał je za każdym razem, gdy sobie o nim przypomniał.

Zaklęcie to nie zaczęło działać od razu. Nie zaczęło działać w ciągu pierwszego tygodnia ani nawet w drugim tygodniu. Lisek był jednak wytrwały.

Powtarzał je wciąż i wciąż, wierząc, że przyniesie spodziewane rezultaty. I przyniosło.

Pewnego dnia, gdy Wiktor siedział na ławeczce, przed szkołą, podbiegł do niego jeden z borsuków i klepnąwszy go w ramie, zakrzyknął: — Berek!

Wiktor zerwał się z ławki i pognał za uciekającym Szymonem.

— Nigdy mnie nie złapiesz! — krzyczał Szymon, śmiejąc się i odwracając głowę w kierunku goniącego.
— Berek. Mam cię! — Wiktor okazał się jednak odrobinę szybszy. Chwilę potem usłyszał kilka kolejnych wykrzykiwanych przez zwierzątka słów „Berek”. To kolejni przyjaciele włączali się do wspólnej zabawy. Ganiali się przez blisko godzinę
i pewnie robiliby to jeszcze dłużej, gdyby po Wiktora nie przyszedł tata.
— Muszę już iść do domu — powiedział Wiktor do przyjaciół. — Tata na mnie czeka.
— Szkoda — powiedział Szymon.
— Może jutro znowu pobawimy się w berka — dodał jego brat Bartek.
— Świetny pomysł. A więc do zobaczenia jutro.
— Pożegnał przyjaciół Wiktor.
— Cześć! — zawołały inne zwierzątka chórem.

Tata przyglądał się tej scenie z lekkim uśmieszkiem. Poruszał swymi długimi wąsami, co oznaczało, że jest dumny ze swojego syna. — Chyba magiczna sztuczka zadziałała? — zapytał synka.
— Tak, ale ja nazywam ją „Magią słów” — Wiktor chwycił tatę za łapkę i razem ruszyli do domu.

Opowieść pochodzi z książki „Bajki z sukcesem w tle” Sławomira Żbikowskiego.


rozwój osobisty i osiąganie celów

Studnia życzeń, czyli o umiejętności stawiania sobie celów

8 grudnia 2020

Co było w szkole? — mama kaczka w ten sposób zwracała się do Zuzi, niemal każdego dnia po powrocie z pracy.
— Nic szczególnego. No po za tym całym planowaniem.
— Planowaniem? — mama nagle zainteresowała się tematem. Zaprzestała krzątaniny po kuchni i usiadła obok córki. — Opowiesz mi o tym?
— Pani mówiła nam, że w życiu bardzo ważne jest planowanie różnych czynności. A poza tym, powiedziała coś, czego do końca nie rozumiem.
— Tak, a co to takiego?
— Pani powiedziała, że najważniejszą rzeczą w życiu jest to, aby stawiać sobie cele — tu Zuzia zrobiła przerwę i spoglądając na mamę, wykrzywiła swój żółty dziobek w grymasie niezadowolenia. — Wiesz, mamo, ja nic z tego nie rozumiem.

Studnia życzeń, czyli o umiejętności stawiania sobie celów

— To nic, skarbie. Jeśli chcesz, to spróbuję ci to wytłumaczyć po swojemu. Co ty na to?
— Wspaniale, mamo! — wykrzyknęła zadowolona Zuzia.
— No dobrze, ale najpierw powiedz mi dokładnie, co na ten temat mówiła pani nauczycielka.
— Pani powiedziała, że cele to tak jakby marzenia, tylko że zapisane na kartce papieru. Powiedziała również, że zapisanie celu jest jedną z najważniejszych czynności, jakie należy zrobić, aby zrealizować własne marzenia. Ale ja nie jestem w stanie pojąć, jakie znaczenie ma to, że zapiszę swój cel. Przecież równie dobrze mogę je wypowiedzieć, a potem zapamiętać, tak aby pozostało w mojej głowie. To nawet prostsze, no nie?
— To, co mówiła wam nauczycielka, jest naprawdę ważne i w całości się z nią zgadzam. Spróbuję ci to wyjaśnić, w prosty sposób. — Mama chwilę pomyślała, a potem zaczęła tymi słowami: — Pamiętasz bajkę o zaczarowanej studni życzeń?
Zuzia kiwnęła głową.
— W tamtej bajce małe kaczuszki odnalazły magiczną studnię. Kiedy podchodziły i wrzucały monetę, mogły wypowiedzieć swoje pragnienia, a studnia je spełniała. Jeśli sobie dobrze przypomnisz, aby znaleźć tę studnię, małe kaczuszki przemierzyły niemal cały świat wzdłuż i wszerz, a w dodatku, aby do niej dotrzeć, kierowały się specjalną mapą i wskazówkami wielkiego czarodzieja. Tak naprawdę była to tylko bajka. Nie istnieje żadna studnia życzeń znajdująca się na krańcu świata. Nie ma także żadnej mapy, która by do niej prowadziła. Nie znajdziesz również czarodzieja, który by wskazał ci do niej drogę.

Na twarzy małej kaczuszki nagle pojawił się smutek. Prawdopodobnie Zuzia wierzyła w istnie nie takiej magicznej studni spełniającej życzenia. Tymczasem mama powiedziała właśnie, że była to tylko opowiastka dla dzieci. Mama oczywiście dostrzegła zawiedzioną minkę córeczki, więc podjęła opowieść:
— Prawda, kochanie, jest taka, że takie magiczne studnie istnieją. Ale wcale nie na samym końcu świata. One znajdują się w każdym z nas. Każdy ma swoją magiczną studnię życzeń, która spełnia tylko jego życzenia. Nie trzeba mieć żadnej mapy ani nie potrzeba pomocy czarodzieja. Nie potrzeba długotrwałej wędrówki, aby ją znaleźć. Wystarczy jedynie poprosić, a ona spełni każde twoje życzenie. W dodatku nie musisz do niej niczego wrzucać. Nie potrzebujesz żadnych monet. Spełnianie marzeń jest całkowicie darmowe.
— Mamo, czy to, co mówisz, to prawda?! — Zuzia słuchała mamy jak zaczarowana.
— Oczywiście że to prawda — mama pogładziła kaczusię po skrzydełkach i po główce. — Każdy ją ma, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z jej istnienia. Niektórzy przeżywają całe swoje życie, nie wiedząc, że ją mają. Takie zwierzęta są zazwyczaj bardzo nieszczęśliwe.
— Czy to znaczy, że wystarczy, iż wypowiem życzenie i moja studnia je spełni? — dopytywała Zuzia.
— W sumie to tak — podjęła dalsze wyjaśnienia mama. — Już samo wypowiedzenie życzenia sprawia, że studnia zaczyna jego realizację. Jednak jej prawdziwa potęga zostaje uruchomiona dopiero wtedy, gdy zawrzesz z nią umowę. A taka umowa jest ważna dopiero wtedy, gdy zostanie zapisana na kartce papieru. Kiedy sformułowane życzenie zostanie zapisane, nic na świecie nie jest w stanie przeszkodzić twojej studni życzeń, aby je zrealizowała.
— Aha, to po to jest to całe zapisywanie celów! — wykrzyknęła nagle Zuzia. — Teraz zaczynam to wszystko rozumieć. Tylko że nasza pani mówiła jeszcze o jakichś zasadach „jak formułować nasze cele”. Ale ja niewiele z tego zapamiętałam. Czy ty, mamo, wiesz coś na ten temat?
— Oczywiście, kochanie. Każdy, kto chce realizować swoje cele, musi znać te zasady. — Mama spojrzała znacząco na swoją córkę. — Te zasady nie są trudne, ale większość zwierząt nie ma o nich pojęcia lub o nich zapomina. Wtedy formułują życzenia w sposób niewłaściwy i zamiast spełnionych marzeń dostają nędzne ochłapy lub wręcz porażki.
— Ale dlaczego studnia życzeń robi im takie psikusy? — Zuzia była zaskoczona. — To nieładnie z jej strony.
— To nie jest złośliwość studni ani jej chęć zrobienia psikusa. Ona zawsze spełnia dosłownie to, o co ją prosisz. Jeśli zapiszesz nieodpowiednie życzenie, to właśnie takie zostanie spełnione — nieodpowiednie.
— Czy wyjaśnisz mi, mamo, te zasady i podasz odpowiednie przykłady? Może wtedy lepiej to zrozumiem i zapamiętam.
— Oczywiście, córeczko. To bardzo dobry pomysł. Weź kartkę papieru i ołówek. Podyktuję cite zasady, a ty zapiszesz je sobie i zachowasz na zawsze, aby nigdy o nich nie zapomnieć.
Kaczuszka wybiegła z kuchni. Chwilkę potem rozsiadła się ponownie przy kuchennym stole, uzbrojona w ołówek i czystą kartkę papieru.
— Możemy zaczynać?
Zuzia kiwnęła łebkiem i zakwakała z uśmiechem na dziobie. — Jestem gotowa.
— Po pierwsze twój cel powinien być dokładny, tak aby studnia życzeń nie musiała zgadywać, co tak naprawdę miałaś na myśli. Jeśli na przykład napiszesz „chcę być bogata”, studnia nie będzie wiedziała, czego tak naprawdę oczekujesz. Dla jednych bycie bogatym to posiadanie własnej chatki w lesie, a dla kogoś innego cała skrzynia klejnotów nie oznacza bogactwa. Musisz być więc konkretna.
— A jeśli napiszę, że „Chciałabym mieć dwadzieścia złotych monet”, czy to będzie dobrym życzeniem.
— Tak, to jest właśnie konkretne postawienie celu. Drugą ważną cechą zapisywanych celów jest ich ścisłe określenie w czasie. Należy określić dokładnie, kiedy spodziewasz się dany cel zrealizować. Na przykład: „Za rok, to jest 20 maja 2014 roku będę posiadała dwadzieścia złotych monet”.
Z tak zapisanym życzeniem twoja studnia poradzi sobie bez trudu.
Zuzia skrupulatnie notowała każde wypowiadane przez mamę słowo. Starała się pisać jak najstaranniej, aby nie mieć problemów z późniejszym odczytaniem tych zasad. W końcu postawiła kropkę na końcu zdania, odwróciła głowę w stronę mamy i zapytała:
— Czy to już wszystko?
— Te dwie zasady są najistotniejsze, jednak nie są wystarczające. Zapisując swoje życzenie, należy być ostrożnym, aby nie wpaść w pułapkę. Otóż nasze studnie życzeń mają swoje ograniczenia. Na przykład nie istnieje dla nich słowo „NIE”. Za każdym razem, gdy spisując swój cel, ktoś użyje słowo „NIE”, jego studnia życzeń pomija je i przez to całkowicie zmienia sens życzenia. Kiedy zapiszesz: „nie będę robiła tego lub tamtego”, twoja studnia życzeń przeczyta jedynie „będę robiła to lub tamto”. W ten sposób spełnione zostaje życzenie odwrotne do zamierzonego. Tak wiele zwierząt prosi swoje studnie życzeń o to, aby nie były głodne lub aby nie były chore. A w efekcie dostają od swoich studni głód i choroby.
— Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważne jest odpowiednie formułowanie swoich celów. Czy słowo „NIE” to jedyna pułapka, czy też jest ich więcej?
— Są jeszcze inne, choć odrobinę mniej groźne. Innymi pułapkami są słowa „chciałabym”, „chcę”, a także „pragnę”. Studnia życzeń traktuje je dosłownie i sprawia, że nadal chcesz czy też nadal pragniesz.
— A więc zamiast „chcę mieć dwadzieścia złotych monet”, powinnam napisać „mam dwadzieścia złotych monet”, czy tak?
— Tak, córeczko. Jesteś bardzo pojętna, znacznie bardziej, niż ja byłam w twoim wieku. Szybko się uczysz.
— A co powinnam zrobić potem? — Zuzia okazała się bardzo dociekliwą słuchaczką.
— Jak to potem?
— No, jak już napiszę na kartce papieru swoje życzenie, ten swój cel, to co mam zrobić z tą kartką? Czy mam ją wrzucić do studni?
— Oczywiście że nie. Studnia, o której mówię, znajduje się wewnątrz każdego z nas i nie da się jej odnaleźć w sensie fizycznym. To znaczy, że nie da się jej zobaczyć i dotknąć. Ale można ją sobie wyobrazić. Można w tym wyobrażeniu wrzucić zapisane życzenie głęboko do jej wnętrza. Ale tak naprawdę nie jest to konieczne. Wystarczy, że życzenie zostało zapisane, a już podpisałaś kontrakt ze swoją studnią. Dla lepszego efektu warto swoje najważniejsze cele nosić przy sobie. Na przykład w kieszonce pod skrzydełkiem. A dla osiągnięcia piorunujących efektów można to zaklęcie odczytywać po kilka razy w ciągu dnia. Studnie życzeń uwielbiają słuchać zawartego w kontrakcie życzenia odczytywanego przez ich właściciela. A kiedy go słyszą, wzmagają swoje starania, aby to życzenie spełnić.
— Mamo, a co jeśli ktoś, na przykład malutka kaczuszka lub kurczaczek, nie potrafi jeszcze pisać?
— To bardzo dobre pytanie — pochwaliła mama. — Wtedy wystarczy wziąć kredki lub ołówek i narysować to, o czym się marzy. Studnia życzeń na pewno zrozumie, co jej właściciel miał na myśli. Taki rysunek jest traktowany jak spisany kontrakt i studnia życzeń na pewno spełni przedstawione na nim życzenie.
— To wspaniale! — Zuzia zarzuciła swoje malutkie skrzydełka na szyję mamy. — Wiesz, mamo, szkoda, że to nie ty jesteś naszą nauczycielką. Gdybyś to ty tłumaczyła nam lekcję na temat stawiania celów, na pewno więcej dzieci by ją zrozumiało i nauczyło się, jak ważna jest ta umiejętność. — Zuzia zamyśliła się przez chwilę, a potem zwróciła do mamy: — A czy mogę opowiedzieć o studni życzeń gąsce Tosi? Ona jest moją najlepszą przyjaciółką, a jej rodzice są bardo biedni. Zapewne nie mają pojęcia o tym, jak zapisywać życzenia do ich magicznej studni. Mam nadzieję, że ta opowieść odmieni ich życie.
— Ja też mam taką nadzieję — mama objęła Zuzię swoim długim skrzydłem. Jeszcze nigdy nie była tak dumna ze swojej córeczki. — To cudownie, że pomyślałaś o swojej koleżance, córeczko. Jesteś wspaniałą kaczuszką.
— Dzięki, mamo. Ty też jesteś wspaniała — powiedziała Zuzia, odwzajemniając uścisk.
Chwilę potem mama zabrała się za gotowanie obiadu. Zuzia nie traciła czasu. Zaraz zabrała się za spisywanie swojego pierwszego oficjalnego kontraktu z magiczną studnią życzeń. To był początek jej wielkiej przygody zwanej szczęśliwym życiem. Życiem pełnym wspaniałych przygód, zrealizowanych marzeń i niezliczonej liczby spełnionych życzeń.

Opowieść pochodzi z książki „Bajki z sukcesem w tle” Sławomira Żbikowskiego.