Browsing Tag

Michał Pasterski

rozwój osobisty i osiąganie celów

SŁYSZĘ GŁOSY

30 września 2016

Gdy Michał usłyszał tę historię, był w szoku. Ona rozmawiała z głosami w swojej głowie… Jak rozwiązała tę łamigłówkę? I do jakich wniosków doszedł Michał dzięki jej historii?

Dowiedz się, co mają wspólnego puzzle i nasza osobowość. To niewiarygodnie dobra historia:

„Gdy Eleanor Longden dostała się na studia, była pełną energii, ambitną i uśmiechniętą dziewczyną.

Niestety, były to tylko pozory. W środku była nieszczęśliwa, pełna strachu o przyszłość, bała się ludzi i starała się zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości. Ukrywanie tego pod maską pozytywnej i radosnej studentki szło jej naprawdę nieźle. Nie trwało to jednak zbyt długo. Nikt nie mógł spodziewać się tego, co wydarzyło się na początku drugiego semestru. Wychodząc z sali wykładowej, Eleanor usłyszała głos mówiący „Ona opuszcza salę”. Wystraszona rozejrzała się wokoło — pusto. Nikogo tam nie było. Ten głos pojawił się w jej własnej głowie. Poszła do domu, nie wiedząc, co o tym myśleć, i mając nadzieję, że się przesłyszała. Jednak otwierając drzwi, usłyszała głos ponownie: „Otwiera drzwi”. I wtedy się zaczęło.

Głos, który zaczął komentować praktycznie wszystko, co robiła, zadomowił się w jej głowie. O wszystkim mówił w trzeciej osobie. Ona robi to, ona robi tamto. Przez pierwszych kilka dni obserwowała to dziwne zjawisko pełna strachu. Głos był raczej spokojny, neutralny, w pewnym momencie stał się nawet przyjazny. Co ciekawe, jego ton odzwierciedlał najczęściej te emocje, które Eleanor chciała ukryć przed innymi. Gdy odczuwała złość i na zewnątrz jej nie okazywała, głos brzmiał tak, jakby to on był zły. Słuchając go, miała silne wrażenie, że chce jej coś zakomunikować, zwłaszcza na temat tych najbardziej odległych, zakopanych głęboko emocji. Szukając odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w jej głowie, postanowiła w końcu powiedzieć o wszystkim koleżance. To był błąd — wtedy zaczęło się najgorsze.

„Normalni ludzie nie słyszą głosów”, powiedziała jej koleżanka. „Musisz iść do lekarza”. Eleanor posłusznie poszła i dowiedziała się, że ma schizofrenię. Szybko otrzymała zestaw leków, a w jej życiu na stałe zadomowiły się najbardziej toksyczne uczucia, jakich kiedykolwiek doświadczyła — strach, poczucie bezsilności i poniżenia. Zachęcona przez psychiatrę zaczęła patrzeć na swoje głosy nie jak na doświadczenie, ale jak na symptom poważnej choroby, co tylko zaostrzyło odczucie strachu i beznadziejności.

W jej głowie nastała wojna domowa, Eleanor zaczęła bowiem traktować swoje głosy jako coś, co należy zwalczać. Liczba głosów się zwiększyła, stały się one wyjątkowo wrogie i każdy miał coś do powiedzenia. W pewnym momencie zaczęły ją zmuszać do dziwnych zadań, w tym do okaleczania samej siebie i robienia sobie żartów z innych ludzi. Minęły dwa najtrudniejsze lata w jej życiu — głosy stały się jeszcze bardziej przerażające, a lekarz powiedział jej, że lepiej by było, gdyby miała raka, bo łatwiej go wyleczyć niż schizofrenię. Na szczęście dziewczyna miała wokół siebie też wielu wspaniałych ludzi, którzy ją wspierali i dodawali jej sił. Pomogli jej zrozumieć, że głosy są znaczącą odpowiedzią na przeżycia z dzieciństwa, wśród których było między innymi molestowanie seksualne.

Eleanor w pewnym momencie poczuła, że jakaś część jej osobowości umarła, ale inna przetrwała — to doświadczenie uczyniło ją silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęła podchodzić do swoich głosów inaczej. Zamiast z nimi walczyć, starała się zrozumieć ich przekaz. Zaczęła doceniać ich chęć pomocy nawet wtedy, gdy ją ograniczały. Starała się z nimi porozumiewać, ustanawiając asertywne zasady komunikacji. Szybko zrozumiała, że każdy głos reprezentował pewien aspekt jej samej. Każdy głos niósł ze sobą trudne, nierozwiązane emocje z przeszłości. Powoli zaczęła składać te wszystkie części siebie w jedną całość. Pomogło jej w tym odkrycie, że te najbardziej wrogie głosy reprezentują najbardziej zranione części jej samej. Były to głosy, które potrzebowały największej uwagi i troski. Ciężką pracą zaczęła przywracać sobie równowagę, a w jej głowie powoli nastawał spokój. Dogadując się z głosami, nawiązała z nimi relację, dzięki czemu przestały być jej wrogie. Zaprzestała brania leków i poszła na psychologię. Dziesięć lat po tym, jak głosy po raz pierwszy pojawiły się w jej głowie, ukończyła ten kierunek. Otrzymała najlepszą ocenę, jaką uniwersytet, na który uczęszczała, kiedykolwiek wystawił. Nauczyła się żyć ze swoimi głosami w pokoju, co dało jej rosnące poczucie empatii i akceptacji wobec samej siebie. Na podstawie swoich doświadczeń Eleanor Longden napisała książkę Learning from the Voices in My Head. Dołączyła też do organizacji Intervoice, dzięki której może pomagać ludziom doświadczającym tego samego co ona. Tak jak i inni specjaliści, podziela opinię, że głosy powinny być traktowane jako strategia przetrwania, zdrowa reakcja na niezdrowe okoliczności1. Co ciekawe, po wielu latach od tego doświadczenia głosy nadal jej towarzyszą, ale teraz są przyjazne i pomocne. Przykładowo jeden z nich ciągle jej powtarza: „Jeśli możesz coś z tym zrobić, nie ma potrzeby się martwić. A jeśli nie możesz nic z tym zrobić, martwienie się nie ma żadnego sensu!”.

Gdy po raz pierwszy usłyszałem historię Eleanor, byłem w szoku. Jak można rozmawiać z głosami w swojej głowie? Jak można z nimi walczyć, a potem się dogadywać? Nie mogłem też wyjść z podziwu, że udało się jej samodzielnie rozwiązać tę skomplikowaną łamigłówkę. Szukając różnych informacji na temat pracy z głosami, trafiłem na zagadnienie, które już od kilkudziesięciu lat jest poruszane przez twórców znanych modeli psychologicznych i terapeutycznych. To tzw. subosobowości, czyli części naszej osobowości. Okazuje się, że nasza psychika składa się z wielu współdziałających ze sobą „osób”, z których każda ma własne potrzeby, nawyki, przekonania i odczucia. Spojrzałem na siebie i swoje życie i stwierdziłem, że faktycznie coś w tym jest. Jesteśmy jak puzzle, stanowimy całość złożoną z wielu elementów. To nieodłączna cecha każdego człowieka — taka jest natura naszej osobowości. Zafascynowany ideą subosobowości zacząłem odkrywać, kto siedzi w mojej głowie. Co prawda nie słyszałem głosów tak jak Eleanor, ale szybko zauważyłem, że w swojej wyobraźni mogę rozmawiać z poszczególnymi częściami siebie. Pewnie myślisz, że to niemożliwe? Wkrótce zmienisz zdanie.

W wyniku traumatycznych przeżyć Eleanor doświadczyła dość ekstremalnej wersji słyszenia wewnętrznych głosów. Różnica między taką osobą jak ona a ludźmi w pełni zdrowymi psychiczne jest taka, że ona słyszała w swojej głowie głos obcej osoby, tak jakby stała obok. Twoje głosy zapewne siedzą sobie bezpiecznie w twojej głowie, a ty masz nad nimi choćby częściową kontrolę. Czasami mniejszą, czasami większą, ale lepsze to niż nic. Odbierasz swoje wewnętrzne głosy jak normalne myśli, mówiące najczęściej twoim własnym głosem (lub głosem twoich  liskich). No i jest duża szansa, że nie są takie wrogie. Jednak (co może być dla ciebie zaskakujące) dużo więcej tych różnic nie znajdziemy. Tak samo jak Eleanor, możesz prowadzić wojnę ze swoimi głosami, możesz się też z nimi dogadywać, a nawet współpracować.

Wyobraź sobie, że zamykasz oczy i w swojej wyobraźni pijesz kawę ze swoim Krytykiem. To część ciebie, która ma określone potrzeby i cel swojego istnienia. Gdyby nie była ci w żaden sposób potrzebna, nie mieszkałaby w twojej głowie. Znalazłaby kogoś innego, kogo może męczyć. Być może Krytykowi zależy na tym, aby zmotywować cię do działania. Chce sprawić, byś w końcu coś w sobie zmienił. Byś w końcu coś zrobił ze swoim życiem i pracą. Nie może patrzeć na to, jak wolno ci to wszystko idzie. Wierzy, że jak ci dokopie, to wreszcie się ockniesz i będziesz lepszy, bogatszy, mądrzejszy. Nie może ci pozwolić, żebyś zaakceptował siebie, bo jeśli tak się stanie, to pewnie już w ogóle przestaniesz cokolwiek ze sobą robić. Jak każdy, Krytyk ma jakiś sposób na realizowanie swoich celów. Jak sama nazwa wskazuje, Krytyk krytykuje. Ma narzędzie służące do wywierania silnego wpływu, które sprawia, że nie jesteś sobą. W końcu Krytyk tłumi twoją radość życia, męczy cię, nie daje ci spokoju. Pytanie brzmi, czy Krytyk w ogóle wie, jakie są konsekwencje jego działań. Czy zdaje sobie sprawę z tego, iż nie dość, że nie realizuje swoich celów, to powoduje coś wręcz przeciwnego? Zamiast motywacji czujesz presję, zamiast chęci do zmiany czujesz strach przed zmianą. Postanawiasz mu o tym wszystkim powiedzieć. Pijąc z tobą wyimaginowaną kawę, Krytyk opowiada ci o tym, od kiedy jest w twoim życiu, w jakich sytuacjach się pojawia i po co to wszystko robi. Wtedy mówisz mu o tym, co zauważyłeś i jak się czujesz. Krytyk jest zaskoczony. Nie wiedział, że jego działania wpływają na ciebie tak destrukcyjnie. Pytasz więc, czy nadal chce w taki sposób na ciebie wpływać. Odpowiada, że nie, ale nie wie, jak inaczej miałby ci pomóc. I w ten sposób zaczyna się wasza współpraca. Mówicie sobie o tym, co jest dla was ważne i dlaczego. Poznajesz wątpliwości Krytyka i proponujesz mu rozwiązania. Dajesz coś od siebie, tak aby on mógł zrobić to samo. Takie spotkanie zwykle trwa od 5 do 15 minut. Jego efektem może być „okres próbny”, w którym zadeklarujesz konkretne kroki związane ze zmianą tego, na czym zależy Krytykowi, a on wycofa się ze swoją krytyką i da ci więcej przestrzeni. Oprócz uczucia wewnętrznego spokoju, zgody i spójności, zyskujesz na koniec tego ćwiczenia konkretny plan działania, który wcielisz w życie bez oporu ze strony Krytyka.

Proces, którego przykład właśnie opisałem (oczywiście w dużym uproszczeniu), to jedna z technik pracy z subosobowościami; możesz ją stosować samodzielnie. Testując różne narzędzia, znalazłem zgodny z zasadami metody Insight sposób na budowanie zdrowego porozumienia i dobrych relacji z częściami nas samych. Po kilku drobnych modyfikacjach i dodaniu do całego procesu pytań coachingowych stworzyłem prostą metodę o dużej skuteczności. Nazwałem ją Wewnętrznym porozumieniem. W tym rozdziale dowiesz się, jak samodzielnie ją stosować podczas radzenia sobie z najróżniejszymi życiowymi problemami i przeszkodami.

Dlaczego uczyniłem pracę z subosobowościami częścią metody Insight? Po pierwsze dlatego, że jest to bardzo wszechstronne i uniwersalne podejście — służy uwalnianiu destrukcyjnych emocji, zmienianiu ograniczających przekonań i radzeniu sobie z różnymi, schowanymi w naszej nieświadomości, blokadami. Po drugie dlatego, że jest świetnym sposobem na samopoznanie (ze względu na możliwość wglądu w bogactwo własnej osobowości). Po trzecie, jest to  najskuteczniejsza ze znanych mi „głębszych” metod zmiany osobistej, która może być stosowana w pełni samodzielnie.

Zanim opiszę ci Wewnętrzne porozumienie krok po kroku, dowiesz się, czym w ogóle są subosobowości i jak działają na co dzień. Poznasz sens ich istnienia i zrozumiesz, po co przejmują nad tobą kontrolę. Dowiesz się też, jakie wewnętrzne głosy są częścią twojego świata wewnętrznego oraz co możesz zrobić, aby zaczęły się ze sobą dogadywać. Zrozumienie  funkcjonowania subosobowości będzie dla ciebie kolejnym krokiem w procesie kształtowania w sobie postawy samowsparcia i samoakceptacji.”

Fragment pochodzi z książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości” Michała Pasterskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

POZA DOJRZAŁOŚĆ

21 września 2016

Zastanawiasz się czasem, co daje Ci praca nad sobą? Jaki jest cel samorozwoju?

Przeczytaj, co na ten temat mówi Michał Pasterski, autor książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości”:

„Od momentu, w którym zacząłem interesować się rozwojem osobistym, minęło już 10 lat. Szmat czasu. Przez te wszystkie lata, pracując nad sobą we własnym tempie, miałem okazję przekopać większość nawet tych najbardziej ukrytych zakamarków swojego mentalnego oprogramowania. Zmiana w myśleniu, jakiej udało mi się dokonać, jest niewyobrażalna. Oczywiście nadal są dni, kiedy wpadam w emocjonalny dołek, nadal są momenty, kiedy nie kontroluję swojej złości, nadal mam chwile, kiedy mi się po prostu nie chce. Na szczęście, nawet gdy się pojawiają, trwają one krótko — wiem, jak sobie wówczas poradzić bez niepotrzebnego pogłębiania odczuwanych stanów. Czuję, że żyję w pełnej zgodzie ze sobą. Rozumiem swoje potrzeby i wiem, jak o nie dbać.

Gdy poukładałem sobie pewne rzeczy w głowie, łatwiej mi było zorganizować swoje życie na co dzień. Lata rozwijania firmy od zupełnych podstaw pozwoliły mi zadbać o komfortowe warunki życia. Kocham moją pracę, mogę swobodnie podróżować po świecie, a najważniejsze nawyki (medytacja, ruch fizyczny, zdrowe odżywianie) stały się nieodłączną częścią mojego życia. Mam w głowie przestrzeń, aby zająć się tym, co dla mnie teraz najważniejsze — twórczością i dzieleniem się z ludźmi swoimi odkryciami. Czuję się wolny i szczęśliwy. Żyję bez pogoni, bez presji, we własnym tempie — powoli i uważnie. Tym, co obecnie daje mi najwięcej szczęścia, jest możliwość spędzania czasu z moimi bliskimi, oddawania się moim pasjom oraz budowania czegoś dużego i ważnego. Cieszę się wolnością robienia tego, na co mam w życiu największą ochotę.

Co ciekawe, w żaden sposób nie czuję, że zbliżam się do końca swojej rozwojowej ścieżki. Wręcz przeciwnie. Jeszcze tyle rzeczy przede mną. Tyle do odkrycia, tyle do poznania, tyle do zrobienia i doświadczenia. Mam zdecydowanie więcej celów niż 10 lat temu. Zaspokajanie potrzeb nigdy się nie kończy. Zawsze możesz wejść na nowy, głębszy poziom spełnienia i satysfakcji w ramach danej potrzeby. Nawet wtedy, gdy czujesz ogromne szczęście w związku z tym, co już masz, masz wielką ochotę na to, co na ciebie jeszcze czeka. Zresztą nieporównywalnie większą niż wcześniej, bo teraz wiesz, że te wszystkie doświadczenia są na wyciągnięcie twojej ręki. To prawda, że apetyt na życie rośnie w miarę jedzenia.

Im więcej blokad, śmieci i destrukcyjnych programów usuniesz ze swojej głowy, tym bardziej odblokujesz energię życiową, która jest nieodłączną częścią twojej natury. A im bliżej swojej natury jesteś, tym większą radość sprawia ci to, co już masz, i to, co jeszcze przed tobą.

Osiągnięcie mentalnej dojrzałości to powrót do pełni psychicznego zdrowia i gotowość na to, aby otworzyć swoje serce na wszystko, co cię spotyka. To moment, w którym zabawa w życie zaczyna się na dobre.

Z pewnością brzmi to wszystko pięknie — aż chce się zacząć pracować nad sobą. Jednak rozwój osobisty to bardzo szerokie pojęcie. Skąd masz wiedzieć, jakie metody wybrać, aby twoja droga do dojrzałości nie okazała się ślepą uliczką? Pomysłów i sposobów na rozwój osobisty jest nieskończenie wiele. Wiem, bo sam swego czasu się w tym wszystkim pogubiłem. Liczba kierunków, tematów, metod, teorii i wskazówek jest ogromna. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Dlaczego nie ma jednego, spójnego i kompletnego systemu uczącego, jak samodzielnie pracować nad sobą?

Na początku mojej przygody z rozwojem osobistym bardzo mi tego brakowało i na pewnym etapie postanowiłem, że kiedyś sam zbiorę to wszystko w jednym miejscu i jakoś poukładam. No cóż, właśnie to robię. Jestem daleki od twierdzenia, że to, co tworzę, jest kompletne. Nie poruszam w tej książce wielu ważnych tematów (mógłbym, ale wtedy miałaby ona 3000 stron). Moim celem było opracowanie uniwersalnego narzędzia umożliwiającego ci poradzenie sobie z najróżniejszymi przeszkodami, o których ja w tej książce być może nawet nie wspomnę.

Opracowując metodę Insight, połączyłem najważniejsze według mnie założenia, zasady, działania i umiejętności, które praktykowane w odpowiedni sposób tworzą mniej lub bardziej kompletne i uniwersalne narzędzie do pracy nad samym sobą.”

Fragment pochodzi z książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości” Michała Pasterskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

PODRÓŻE W GŁĄB SIEBIE

15 września 2016

Czy wiesz, dlaczego tak ważnym jest oczyszczenie swojej głowy? Spojrzenie w głąb siebie? Czy wiesz, co wtedy dzieje się w naszym umyśle?

Przeczytaj, co na ten temat mówi Michał Pasterski, autor książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości”:

„Trzy lata temu razem z moją żoną spędziliśmy dwa miesiące w Tajlandii. To była nasza pierwsza tak długa i daleka podróż. Do dziś pamiętam, jak moi rodzice próbowali nas namówić na zmianę planów i wycieczkę do Grecji (którą chcieli nam zresztą zafundować). Jednak decyzja zapadła. Nadszedł czas na wyrwanie się ze swojego gniazda na dłużej niż standardowe dwa tygodnie.

Bardzo potrzebowałem tej podróży. Czułem się zmęczony codziennością. Oczywiście nadal uwielbiałem to, co robiłem. Jednak gdy wpadamy w schematy chaotycznego biegania za kolejnymi celami, próbując robić więcej i więcej, w końcu w mniejszym lub większym stopniu wypalamy się. Potrzebujemy zmiany, wyrwania się z tego pędu. Potrzebujemy przewietrzyć głowę i naładować baterie.

Niedługo po tym, jak wylądowaliśmy w Bangkoku, stolicy Tajlandii, po raz pierwszy na własnej skórze doświadczyłem sensu słynnego powiedzenia „podróże kształcą”. Choć kształceniem bym tego nie nazwał. Bardziej odkrywaniem. Odkrywaniem świata i samego siebie. Gdy uwalniamy się od schematu naszej codziennej rzeczywistości, a odległość od domu jest liczona w tysiącach kilometrów, dokonuje się w nas coś bardzo ciekawego. Nasz umysł się otwiera i chłonie wszystko, co się dzieje wokół.

Szwedzki filozof Alain de Botton powiedział: „Przyjemność, którą czerpiemy z podróży, wynika raczej ze stanu umysłu, z którym podróżujemy, niż z samego miejsca, do którego się wybieramy”. Dokładnie tego doświadczyłem. Mój umysł bez żadnego wysiłku z mojej strony po prostu wyrwał się z trybów codziennego funkcjonowania. Duża część moich mentalnych nawyków zwyczajnie wyparowała. Ich miejsce zajęły większy spokój i uważność, niekończąca się ciekawość, radość z odkrywania każdej drobnej rzeczy, którą napotykałem na własnej drodze.

Gdy dotarliśmy na wyspę Koh Samui, na której mieliśmy przebywać przez prawie cały czas naszego pobytu w Tajlandii, poczułem wielką ulgę. Wreszcie, po wielu miesiącach intensywnej bieganiny, w mojej głowie zrobił się spokój. Pojawiło się dużo wolnej, mentalnej przestrzeni. I wtedy zaczęło się dziać we mnie coś bardzo ciekawego. Myślę, że nie stałoby się to, gdybym podróżował tak jak do tej pory. Zwykle zaliczaliśmy z żoną kolejne punkty oznaczone jako „warto zobaczyć” w kupionym wcześniej przewodniku. Teraz chcielibyśmy więc pewnie zobaczyć jak najwięcej i kontynuowalibyśmy tę bieganinę, którą dobrze znamy z codziennego życia. Jednak tym razem mieliśmy więcej czasu. Mogliśmy pobyć dłużej w jednym miejscu, chłonąc jego atmosferę i dostrajając się do panującego tam tempa życia. Zakochałem się w idei „slow travel” od pierwszego wejrzenia i zrozumiałem różnicę między turystą a podróżnikiem. Bardzo podoba mi się to, co powiedział Rolf Potts, autor doskonałej książki Vagabonding: „Wartość podróży nie zależy od tego, ile masz znaczków w swoim paszporcie, gdy wracasz do domu — spokojne, dopracowane doświadczenie jednego kraju jest zawsze lepsze niż pośpieszne, sztuczne doświadczenie czterdziestu krajów”.

W spokojnym rytmie życia małej wyspy zacząłem obserwować, jak mój umysł samoistnie obiera nowe, nieznane mi dotąd kierunki. Powoli zaczęły przychodzić mi do głowy ważne życiowe pytania. Oczywiście zadawałem je sobie już wcześniej, również w Polsce. Jednak to było coś innego. Miałem głębokie poczucie, że wreszcie, po raz pierwszy w życiu, mogę się naprawdę dobrze zastanowić nad odpowiedziami. Że mogę dać sobie tyle czasu, ile potrzebuję, aby przemyśleć wszystko, co zawsze tak bardzo chciałem przemyśleć.

Nigdy przedtem nie miałem na to tyle przestrzeni w mojej głowie. Zawsze było coś ważniejszego, pilniejszego. A teraz w naturalny sposób zacząłem zaglądać w głąb siebie — tam, gdzie wcześniej w ogóle nie miałem dostępu, bo cały ten mentalny chaos mi na to nie pozwalał.

Odpowiedzi na ważne pytania nie pojawiały się od razu. Ale gdy już się pojawiały, były na wagę złota. Płynęły prosto z mojego serca. Były dobrze przemyślane i, co najważniejsze, zgodne ze mną. To wtedy zrozumiałem, jak ważne w rozwoju osobistym jest oczyszczanie swojej głowy ze zbędnych śmieci. Tylko wtedy masz mentalną przestrzeń na to, aby naprawdę skupić się na tym, co najważniejsze. Aby zajrzeć do środka i znaleźć swój własny głos. Aby zrozumieć swoje potrzeby i znaleźć zgodne z własną osobowością sposoby na ich zaspokojenie.

Mnie się to udało dzięki długiej podróży. Jednak dość szybko zrozumiałem, że wcale nie musimy jechać na drugi koniec świata, by zrobić sobie trochę miejsca w głowie. Dlatego jeszcze w trakcie tamtej podróży zacząłem interesować się metodami wyciszania mentalnego chaosu.”

Fragment pochodzi z książki „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości” Michała Pasterskiego.

Czy nadszedł Twój czas na przestrzeń w Twojej głowie?

Co nowego?

Life Architect – osobisty coach w pudełku

3 grudnia 2012
Czytasz, szkolisz się i nic? Efektów jak nie ma, tak nie ma? To może oznaczać np., że albo tak naprawdę nie zależy Ci na zmianie na lepsze, albo nie korzystasz z odpowiednich narzędzi. Zakładam, że to drugie 🙂 Akurat na to mogę coś poradzić.
Life Architect
W Złotych Myślach możesz poznać… „architekta życia” 🙂 Co w nim takiego niezwykłego? „Life Architect” to osobisty coach w rewolucyjnym pudełku. Zobacz, dlaczego go u nas mamy i dlaczego po prostu nie możesz przejść obok niego obojętnie.

Continue Reading…

Wyszukano w Google m.in. przez frazy: