Browsing Tag

nałogi

Droga do spełnienia

31. Buduj wspierające Cię nawyki

20 lutego 2024

— Rudolf, zabieraj łapy od tego smalcu! — krzyknął kucharz Markos.

— Oj tam, oj tam — cicho zachichotał Rudolf i wytoczył się z pokładowej spiżarni.

Sto siedemdziesiąt kilo żywej wagi, biorąc pod uwagę zawód marynarza, to prawie porażka, ale Vargas miał do Rudolfa słabość. Kapitan wierzył, że ten ludzki wieloryb przynosi szczęście. Niejednokrotnie przekonał się o tym, że wszędzie, gdzie był Rudolf, wiał pozytywny i szczęśliwy wiatr. Po prostu w towarzystwie Rudolfa wszystko było prostsze. A że dodatkowo Rudolf był bardzo zdolnym kartografem i superspecem od czytania map i kompasów, miał u Vargasa specjalne względy.

Kiedy Rudolf oblizywał palce, czyszcząc je z kapiącego smalcu, Markos mówił już spokojniej:

— Rudolf, narzekasz, że ważysz tyle co potwór morski, że ledwo oddychasz, że nie możesz się wtoczyć po schodach, że sznurowadeł nie możesz sobie sam zawiązać, a żresz ten smalec jak oszalały. Co z tobą? Przecież tak nigdy nie schudniesz, ogarnij się, chłopie!

— Łatwo ci tak mówić, bo nie jesteś mną. — Rudolf trochę posmutniał, spuścił głowę i wyszedł, tocząc się, z kuchni.

Popołudniowa bryza zastała Rudolfa siedzącego na pokładzie. Po chwili przysiadł się Markos.

— Wiem, chłopie, jak to jest, kiedyś też mierzyłem się z podobnymi problemami.

— Tak? I jak sobie z nimi radziłeś? — zaciekawił się Rudolf.

— Wspierałem się określonymi rodzajami nawyków.

— Że co? — Rudolf był inteligentny, ale widocznie nie po tej stronie ogarnięcia.

— To proste. Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, to przestań robić to, co wspiera to, co chcesz przestać robić.

Rudolf spojrzał na Markosa, jakby chciał zapytać: „Czyli?”.

Markos wyczuł pismo nosem i rzucił niby od niechcenia:

— Jak chcesz schudnąć, to nie przebywaj w towarzystwie żrących wciąż grubasów, przestań przy każdej sposobności odwiedzać kuchnię, nie zaglądaj do chłodni, gdzie jest żarcie, przestań myśleć tylko o tym, co chcesz zjeść. Zamiast tego znajdź sobie nowe hobby, jak musisz coś koniecznie zjeść, to wypij kubeł wody, obierz sobie za cel, że każdego dnia musisz schudnąć o kilogram, i po prostu to zrób. Jeśli masz jeszcze jakieś inne nawyki, które wspierają twoją otyłość, to je znajdź, zagoń do kąta i zmień. Nie niszcz ich, tylko zastąp je innymi. Pomyśl o tym. Jesteś inteligentny, dasz sobie radę — oznajmił na koniec, po czym wstał i poszedł szykować kolację dla załogi.

A Rudolf myślał.

Po trzech tygodniach, kiedy załoga rano wstała do ćwiczeń, ni z tego, ni z owego przyłączył się do nich Rudolf, ważący już tylko sto czterdzieści kilo.

— Rudolf, jakim cudem tyle schudłeś w tak krótkim czasie? — zapytał zdyszany Doni, pompując na kościach.

— Idź do niego. — Rudolf wskazał głową na Markosa. — On ci powie.


Negatywne i szkodliwe nawyki są naszą zmorą. Prowadzą nas na skraj wyczerpania, cicho i podstępnie. Żeby skutecznie radzić sobie z trudnościami nawyków, a co za tym idzie, aby budować te, które będą nas wspierały, potrzebne jest przekonanie, że jest coś do zmiany, oraz motywacja, by tej zmiany dokonać.


Motywacja powinna być na tyle silna, by swoją mocą była zdolna pokonać komfort starego przyzwyczajenia, w jakim utknęliśmy. Mówiąc po ludzku, jeśli bardziej będzie nam zależało na zmianie czegoś niż na trwaniu w utartym schemacie, to mamy większe szanse na powodzenie. Co dalej? Dalej jest już tylko pod górkę.


Zawsze na początku jest plan, nie chaos, tylko plan. Jeśli nam coś doskwiera, trzeba usiąść i napisać plan. Taki w głowie ma tendencję do tego, by się „zapomnieć”, bo kto by tam pamiętał za jakiś czas, cośmy „wygdybali”. Chcesz schudnąć? Bierzesz notes i notujesz: sto siedemnaście i pół. Robisz plan. Za tydzień ma być mniej o sześć kilo. I naparzasz. Przez tydzień nie zjadasz pączków i chudniesz. Wprowadzasz także inne ograniczenia i inne dyspozycje, bo masz schudnąć.

Masz problem, obojętnie czy to jest nadwaga, czy braki w portfelu, czy niemożliwość wejścia na taki pułap, o jakim marzysz. Zawsze kwestia tkwi w Twoim wyobrażeniu o samym sobie. To niby jest takie proste. Zawsze kluczem jest umiejętność zrozumienia, że to my tworzymy naszą rzeczywistość – zawsze. Nieudolny Mike Tyson, chuderlawy Arnold Schwarzenegger, niemyślący ja. Mike – mistrzem mistrzów – pomimo tego, że na jego ulicy każdy go tłukł jak tylko mógł. Arnold, ja – no, może zła kolejność…
Kilka takich podpowiedzi z cyklu „to co wszyscy już wiedzą” w kontekście utrwalania w sobie nawyków wspierających osiągnięcie tego, co chcemy uzyskać. Nie otaczaj się „krabami w wiaderku”, czyli zrezygnuj z toksycznych ludzi, z toksycznego środowiska. Jeśli jesteś alkoholikiem i chcesz rzucić nałóg, przestań chodzić pod budkę z piwem, gdzie stoją Twoi dobrzy znajomi. Zastąp kulawe działania działaniami stojącymi prosto. Jeśli masz tendencję zjadać za dużo smalcu o czternastej trzydzieści, to od czternastej do piętnastej trzydzieści zaplanuj sobie spacer po lesie, by nie mieć dostępu w tym czasie do lodówki, a co za tym idzie do smalcu. Jeśli po piwo sięgasz o szesnastej, a chcesz przestać pić piwo, to o piętnastej czterdzieści pięć wypij dwa litry zdrowej, źródlanej wody z niskim potencjałem redox (znaczy z ujemnym redox). Wtedy jest szansa, że nie będzie ci się chciało już tak bardzo pić piwa. No to tyle może rad z cyklu. A co jeszcze można powiedzieć w tym temacie?

Można powiedzieć, że wszelkie nawyki, przyzwyczajenia, nałogi i fobie są zaprogramowane w naszej, nazwijmy to, podświadomości jako elementy zaspokajające nas w jakiś sposób – jako elementy dające nam poczucie spełnienia, komfortu. Może to być „ucieczka od”, jak na przykład nałóg picia alkoholu, który często jest przez nas wykombinowany, bo rzeczywistość, z jaką się spotykamy, jest dla nas nie do przyjęcia. Nie będę się tu zbytnio rozwodził nad tymi kwestiami opisywanymi w różnych podręcznikach. Tyjemy, bo zakrywamy to, a chudniemy, bo odkrywamy tamto. Obojętnie.

Chodzi o to, że tak naprawdę większość tych fobii, nałogów czy przyzwyczajeń (jeśli nie wszystkie) to odpowiedź naszego ciała i naszego myślenia, a co za tym idzie działania na negatywne, tak to nazwijmy, zdarzenia lub kody z przeszłości. Albo coś ukrywamy, albo coś nas dręczy, albo coś nas dusi. Żal do matki, nienawiść do ojca, złość na rodzeństwo, gniew wobec nauczycieli, rówieśników, oprawców, katów, ciemiężycieli i innych typów powoduje, że wpadamy w koleiny, z których wydostanie się jest niezmiernie trudne. Najczęściej kluczem do zamka naszego wybawienia jest przebaczenie. Przebaczenie wszystkim i wszystkiego. Zrozumieć wszystko, to wszystko wybaczyć. Powtórzę, bo to jest najważniejsze. Za każdym przypadkiem jakiegokolwiek krzywdzącego nas samych lub szkodliwego dla naszego ducha i ciała nałogu czy przyzwyczajenia stoi nasza psychika i demony, jakie mamy w naszych umysłach. Nic innego. Jeśli zatem będziemy pracować z dowolnym nawykiem czy przyzwyczajeniem tylko z perspektywy zmiany diety, harmonogramu zajęć czy innych fizycznych aspektów, to może się nie udać, i najczęściej się nie udaje. Przyczyną jest brak pracy na polu psychiki, a szczególnie wybaczenia. Efekt jojo czy nieudane próby wyjścia z dowolnego nałogu są wyłącznie potwierdzeniem tego, co pozwoliłem sobie naszkicować powyżej.

Dlatego najskuteczniejszą metodą czy sposobem zmiany naszych przyzwyczajeń jest dojście do źródła, dlaczego tak, a nie inaczej działamy, a to źródło ZAWSZE siedzi w naszej psychice, w naszej przeszłości, w naszych doświadczeniach. Dopiero dotarcie do przyczyny problemu pomoże skutecznie go rozwiązać. Pomoże, bo nie rozwiąże. Żeby rozwiązać temat, po rozpoznaniu przyczyny, trzeba ją usunąć – i tu jest popis dla naszej pracy nad samym sobą. I tu kłania się myślenie. Dlatego Rudolf myślał ☺

rozwój osobisty i osiąganie celów

Nie pozwalajmy nikomu ani niczemu sobą rządzić. Ekranom też!

4 lipca 2017

„Hejka. Mimo najlepszych chęci niestety od poniedziałku nic nie skrobnęłam. Zbliża się wystawianie ocen, więc gonią mnie kartkówki, sprawdziany, projekty, klasówki i różne inne formy weryfikowania naszej wiedzy, a ja nie mogę od nich uciec. No, może i mogłabym, tylko chyba nie czułabym się potem z tym zbyt dobrze. Całe szczęście, że wakacje tuż-tuż.

Poza tym zgłębialiśmy z Michałem temat uzależnień, bo tydzień temu dostaliśmy kilka pytań z tego zakresu. Na szczęście nie były one z kategorii tych bardzo ciężkich, takich jak narkotyki czy też zbierające smutne żniwo różne dopalacze. Bo te już wymagają kompetencji i doświadczenia fachowców.

Lap podjął się odpowiedzi na pytanie: „Co zrobić, żeby rodzice nie ograniczali mi dojścia do kompa?”. Chyba temat mu bliski.

Zaczął tak…

***

Najprościej można powiedzieć: nie dawaj im powodu do tego, żeby to robili. U mnie w domu panuje zasada: „Najpierw obowiązki, potem przyjemności”. Próbowaliśmy z bratem różnych sztuczek, niestety moi rodzice okazali się na nie odporni. Gdy kiedyś ewidentnie przegięliśmy z kompami, zrobili nam „rodzinny tydzień”. Sporą część popołudnia spędzaliśmy wtedy z nimi i poznawaliśmy (jak to ujęła mama) świat wartości. Temat wydawał się supernudny, ale niektóre zabawy były całkiem spoko.

Kolejna rada: nie pokazuj rodzicom, że się wkurzasz, jak ci każą wstać od kompa. Gdy widzą twoje nerwowe ruchy, słyszą burczenie i ruszanie się z miejsca po siódmym „zaraz”, wyskakują z „uzależnieniem” i z tekstami typu: „Ta maszyna już tobą naprawdę rządzi”. Jak kiedyś próbowałem grać po kryjomu i ojciec to odkrył, musiałem przez miesiąc oddawać kompa „do depozytu” na noc.

Następna sprawa to szkoła. Nie każdy musi być naukowcem, ale kiedy rodzice widzą, że laczki się mnożą, a ty niewiele sobie z tego robisz, to dajesz im kolejny argument, żeby zwalić winę na niewinnego kompa. Więc pilnujcie się, ludziska, i nie dawajcie swoim starym pretekstu do cięć. W końcu miło jest wieczorami mieć jakiś kontakt na fejsie.

***

Kolejne pytanie było nieco zbliżone do poruszanej już tematyki i wyglądało trochę jak tłumaczenie się. Brzmiało ono tak: „Jak przekonać rodziców, że nie muszę wychodzić z domu? Wystarczy, że jestem codziennie w szkole. Osobiście wolę spędzać czas przy kompie. A jak chcę więcej pogadać, to przecież jest FB”. Odpowiedzi na nie udzielił brat Michała — Mateusz.

Rozpoczął całkiem poważnie…

***

Mądre książki mówią, że jesteśmy istotami społecznymi. To znaczy, że aby nauczyć się życia, musimy kontaktować się z innymi ludźmi. To dotyczy też ciebie. Przykro mi, ale nie dostarczę ci argumentów do walki z rodzicami w tej sprawie. Może warto, żebyś zastanowił się, dlaczego tak niechętnie opuszczasz swój pokój. Może, jak mówią moi rodzice, jakaś bezduszna maszyna (komputer, tablet, iPod, smartfon i co tam jeszcze kolejne zdobycze techniki nam w najbliższym czasie przyniosą) zaczęła tobą rządzić? Spróbuj uczciwie policzyć, ile czasu spędzasz codziennie „przy ekranach”. Jak wyjdzie powyżej dwóch godzin, niech ci się zapali lampka alarmowa.

By the way, jeśli np.:

  • mówisz rodzicom, że nie musisz spotykać się z kumplami, bo masz ich w szkole lub na Facebooku;
  • nie idziesz do kina, bo oglądasz filmy w sieci;
  • sport i wszelkie formy ruchu przestały cię niemal całkowicie interesować, a twoje mięśnie, chociaż nie chcesz tego widzieć, są już niemal w zaniku;
  • ciekawy koncert też nie jest dla ciebie, bo wolisz słuchać muzyki z YouTube’a;
  • wrzeszczysz lub mówisz po raz n-ty „zaaaraz”, jak ci każą odkleić się od kompa;
  • wykręcasz się od wszelkich rodzinnych spotkań, nawet tych z ukochanymi dziadkami;
  • na podejmowane przez rodziców próby rozmów reagujesz przewracaniem oczami, wzdychaniem, burczeniem lub, co gorsza, trzaskaniem drzwiami;
  • grasz po kryjomu w nocy, a w dzień jesteś ciągle niewyspany i nieprzytomny;
  • uważasz, że jeść możesz przy kompie, bo nie tracisz cennego czasu;
  • nie możesz dłużej skupić się na czymś innym niż granie;
  • w szkole ostatnio mnożą ci się laczki, a ty się nimi nie przejmujesz;
  • i odkryjesz, że większość z tego, co powiedziałem, dotyczy ciebie, to znaczy, że pora brać się za siebie.

Ja ci dobrze życzę. Pamiętaj jednak, że fejs nie nauczy cię tego, jak się dogadywać z kumplami. Nie poczujesz, jak to jest wygrać lub przegrać w realu. Kontakty „na żywo” uczą współpracy, pomagają w opanowywaniu sztuki kompromisu oraz rozwijają tak potrzebną w dzisiejszych czasach inteligencję emocjonalną.

Jesteśmy w wieku, w którym dużą rolę odgrywa poszukiwanie. Poznając nowych ludzi, mamy możliwość przyglądania się im, analizowania ich zachowań oraz lepszego zrozumienia ich, a przy okazji także siebie (każdy robi coś po coś i dobrze jest wiedzieć dlaczego). Im lepiej będziesz to rozumiał, tym mniej lęków będzie tobą targało. Kumple dają ci tak potrzebne w naszym wieku wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. W grupie starasz się też być kimś ważnym, zależy ci na tym, żeby zdobyć uznanie. Wymaga to prawdziwej pracy, a nie kreowania swojego wymarzonego, ale dalekiego od rzeczywistości obrazu, który możesz łatwo stworzyć w wersji wirtualnej. Prawdziwe życie uczy cię obserwacji, analizowania i wyciągania wniosków oraz popycha do pracy nad sobą.

Ponieważ zdarzają się kumple, którzy dbają głównie o swoje interesy, masz możliwość oswojenia się także z tymi niezbyt miłymi częściami relacji międzyludzkich, takimi jak: rywalizacja bez zasad fair play, niesprawiedliwość, zawiść, zazdrość, zdrada, nielojalność itd. Lajki i hejty nie dadzą ci informacji, co ewentualnie mógłbyś w sobie zmienić. One często w ogóle są niewiele warte, bo zależą od humoru, a niekiedy też charakteru osoby, która je wystawia.

***

Na zakończenie spotkania przedstawiłam moje wskazówki dotyczące tego, jak rzucić palenie, bo takie było ostatnie pytanie. Sama jakoś dotąd uchroniłam się przed tym nałogiem. Więc trochę popytałam „praktykujących” tę używkę znajomych, rodziców, psychologa szkolnego, no i oczywiście wujka Google’a.

Postawiłam na profilaktykę…

***

Na początek chciałabym zaapelować do tych, którzy jeszcze nie palą. Aby nie mieć takich problemów jak autor pytania, które usłyszeliśmy, najlepiej powstrzymać się od eksperymentowania z papierosami. Papierosy, cygara, cygaretki i tego typu produkty zawierają nikotynę, która ma działanie silnie uzależniające. Niestety, w nałóg wpaść jest bardzo łatwo, ale wyjść z niego już nie jest tak prosto. Często początki są niewinne — „papieros do towarzystwa”, dla szpanu, na imprezie. Z czasem częstotliwość palenia i liczba wypalanych papierosów zwiększają się. A ponieważ powodują one nie tylko uzależnienie fizyczne, ale też psychiczne, niezmiernie trudno jest rozstać się z tą używką.

Nie będę was straszyć ani uprzedzać o ewentualnych zagrożeniach płynących z nałogu. Każdy, kto chce cokolwiek o tym wiedzieć, jest wystarczająco kumaty, żeby znaleźć coś na ten temat w Internecie. Ja mogę tylko dodać od siebie, że papierosy powodują gorszą kondycję fizyczną, przez co nie tylko wpływają na zdrowie, ale też na wyniki w sporcie. Koleżanki natomiast może zainteresować fakt, że dym papierosowy przyspiesza powstawanie zmarszczek i sprawia, że cera staje się szara i pomimo młodego wieku wygląda na zmęczoną. A jak traficie na partnera wolnego od nałogu, na pewno będzie mu przeszkadzał wasz nieświeży oddech.

Po tym wstępie przejdę już do rzeczy, czyli do tego, jak rzucić palenie. Na początek warto przyjrzeć się, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach palimy. Niektórzy robią to na szkolnych przerwach i jak stado baranów (przepraszam barany) biegną za elitą lub grupką silnie uzależnionych. Inni palą wyłącznie na imprezach. Jeszcze inni robią to, gdy ich coś wkurzy, np. po awanturze z dziewczyną, chłopakiem, rodzicami. Bywa, że w takich sytuacjach sięga się po szluga bez zastanowienia. A przecież gimnazjalista (nie gimbus) jest istotą rozumną. Musi zachować czujność w sytuacjach, w których zwykle czuje potrzebę zapalenia. Dobrze jest wcześniej przygotować sobie plan działania pt. „Co mogę zrobić zamiast sięgania po papierosa” i gdy przyjdzie taki czas, po prostu… to zrobić.

Gdyby przypadkiem dopadło cię przeziębienie (wcale ci tego nie życzę), to spróbuj to wykorzystać w ramach „przekuwania złego na dobre”. Podobno w czasie choroby papierosy smakują mniej lub nawet wcale. Jeśli zalegasz w łóżku w domu i masz „opiekę” rodziców, to nawet jakbyś chciał, wyjście na dymka może być niemożliwe lub znacznie utrudnione. Wiele osób uwolniło się od nałogu, kontynuując niepalenie wymuszone przez czas choroby.

Jeśli jednak jesteś zdrów jak rybka (na razie, bo w przyszłości fajki mogą to zmienić), musisz opracować inny plan działania. Pomocne może być opowiedzenie o planach rozstania się z papierosami znajomym, których możesz zaskoczyć swoją decyzją. Przy okazji zorientujesz się, czy w ciebie wierzą i są gotowi do wsparcia. Wyznacz datę rzucenia i zaznacz ją w kalendarzu lub ustaw przypominacz w telefonie. Zaopatrz się w potrzebne akcesoria pomocnicze: gumy do żucia, marchewki do chrupania, orzeszki, pestki słonecznika lub dyni do przegryzania i co jeszcze twoja radosna fantazja podpowie.

Jeśli się nie uda za pierwszym razem, pamiętaj, że nie od razu Kraków zbudowano. Daj sobie kolejną szansę. Gdy nie wytrzymujesz dnia bez fajki, próbuj ograniczeń — każdego dnia mniej, aż zejdziesz do zera. Wtedy będziesz gość.

Początki niemal nigdy nie są łatwe. W razie zaawansowanego uzależnienia dobrze mieć przy sobie plastry lub gumy nikotynowe. To takie „protezy”, które pozwolą podeprzeć się w chwilach krytycznych. Gdyby jednak używanie ich się przedłużało, zastanów się, czy rzeczywiście jesteś „niepełnosprawny” i potrzebujesz sztucznego wspomagania, żeby wytrwać w wolności od nałogu.

Staraj się, aby twój dzień był wypełniony (sport, spacery, spotkania z niepalącymi, zajęcia dodatkowe, pomoc w domowych obowiązkach, nauka, pasje). Niestety, zdarza się, że z nadmiaru wolnego czasu i z nudów możesz znów wrócić do palenia. Gdyby te argumenty jeszcze cię nie przekonały, trzymam w rękawie ostatniego asa. Jest nim… KASA. Łatwo obliczyć, jakie straty (oprócz zdrowia) ponosi zaawansowany palacz. Pali on średnio paczkę papierosów dziennie. Załóżmy, że sięga po te z „dolnej półki”, płacąc w zaokrąglaniu 10 złotych za paczkę. Mnożymy te 10 złotych przez 365 dni i wychodzi nam… 3650 złotych. Z doświadczenia jednak wiem, że naprawdę niewiele osób ceni siebie tak nisko. Moi koledzy i koleżanki zazwyczaj wydają po 15 złotych za paczkę. Po ponownym przemnożeniu daje nam to 5475 (słownie: pięć tysięcy czterysta siedemdziesiąt pięćdziesiąt złotych rocznie!!!). Za taką kasę można co roku zwiedzić kawał świata, zakupić ekstra ciuchy lub zafundować sobie wysokiej klasy sprzęt sportowy. Tylko looser by tego nie wykorzystał. Więc pomyśl jeszcze raz, czy warto tyle kasy puszczać z dymem?

Teraz modne są różne grupy wsparcia. Może założysz taką wśród znanych ci palaczy? Stara prawda mówi, że w grupie zawsze raźniej. To nie żaden kit. Trzymam kciuki i wierzę, że ci się uda.

***

Potem dodaliśmy, że nie chcemy przedłużać dzisiejszego spotkania, bo czas przed wystawianiem ocen jest cenny dla ambitnych gimnazjalistów.

Na koniec Lap przebiegł się jeszcze po sali ze znaną tulipanową torebką, zbierając pytania na następne spotkanie. Widać, że ludzie mają głowy zajęte czym innym, bo sprawy związane z dorastaniem zeszły na nieco dalszy plan. Pytań nie było zbyt wiele. Nam też będzie łatwiej, bo ostatnio doby są dla nas zbyt krótkie.

Do domu wracaliśmy bardzo wydłużoną trasą. Chyba potrzebne nam to było do odreagowania napięcia, które nadal nam towarzyszy podczas cotygodniowych spotkań.

Do zobaczenia. Nie wiem kiedy, bo ostatnio trudno mi coś ściśle zaplanować. Najczęściej planują za mnie… klasówki, sprawdziany, projekty i tym podobne formy testowania mojej szerokiej wiedzy i umiejętności ;-).”

Fragment pochodzi z książki „Blogowy poradnik młodzieżowy” Barbary Stańczuk.