„Kiedy ludzie starają się rzucić nałóg, jednym z największych problemów jest wysokie prawdopodobieństwo powrotu do dawnych nawyków po krótkim okresie zwycięstwa. Nieważne, czy chodzi o uzależnienie od papierosów, jedzenia, alkoholu, narkotyków czy czegoś jeszcze innego. Nawet po wielomiesięcznej abstynencji ludzie często wracają na dawną drogę. Jest jednak nadzieja. Widziałem bowiem wiele osób rzucających nałóg na dobre dzięki metodzie podejmowania małych kroków.
Sam zacząłem polecać ów szczególny sposób korzystania z kaizen w chwili, gdy zauważyłem pewną prawidłowość u palaczy wracających do nałogu. Często mówili oni: „Papierosy to moi przyjaciele”. Jasne, nierzadko śmiali się z własnych słów, ale ich uczucie było prawdziwe. Jak się później dowiedziałem, duża część tych palaczy dorastała w rodzinach, w których nie mogli liczyć na ciągłą opiekę, dlatego też już jako dzieci nauczyli się nie ujawniać swoich problemów i nie zwierzać się nikomu w trudnych chwilach.
Samowystarczalność jest częstą, lecz jednocześnie bardzo kiepską strategią radzenia sobie z problemami życiowymi. Dzieje się tak, gdyż biologicznie jesteśmy „zaprogramowani” do tego, by korzystać z pomocy innych. Taka jest nasza natura. Pomyśl, co robi dziecko obudzone w środku nocy przez koszmar albo burzę z piorunami. Ucieka do łóżka rodziców, żeby tam szukać pomocy, przytula się do mamy lub taty i po uspokojeniu zasypia w ramionach rodzica. Zakłócenie owego naturalnego procesu radzenia sobie przez fizyczną lub emocjonalną niedostępność rodziców rodzi postawę cechującą się stoicyzmem i poczuciem samowystarczalności. W miarę jak takie dziecko dorasta, papierosy, jedzenie lub inne substancje zaczynają zastępować mu wiarygodnych przyjaciół, zapewniających mu spokój, kiedy jest on potrzebny. Niestety, dzieje się tak za cenę chorób, otyłości lub jeszcze gorszych przypadków. Jeżeli taki człowiek stara się rzucić nałóg, nie ucząc się przy tym, jak prosić o pomoc, jego szanse powodzenia będą niewielkie. Życie bez „przyjaciół” będzie bowiem dla niego zbyt przerażające.
Jedna z moich klientek, czterdziestokilkuletnia Renata, opisywała swoje życie następująco: jako dziecko zdecydowała, że nigdy nie będzie od nikogo pożyczać. I tak zrobiła. Nauczyła się być niezależna finansowo i udało się jej dbać o dom i karierę bez żadnej pomocy z zewnątrz. Sprawiło to jednak, że nie potrafiła otrzymywać pomocy od innych.
Renata miała kilku przyjaciół, z którymi lubiła przebywać, ale nie zwierzała im się ani nie odkrywała swoich osobistych spraw. Umawiała się głównie z mężczyznami zdystansowanymi. Wszyscy jednak potrzebujemy wsparcia z zewnątrz, które u Renaty przyjęło formę palenia. W trudnych chwilach brała swoich „najlepszych przyjaciół” i szła zapalić. Nikotyna poprawiała jej nastrój w czasie depresji i uspokajała ją w stresie. Renata przyszła do mnie, ponieważ wiedziała, że musi rzucić nałóg — częste problemy z oddychaniem uświadamiały jej to przerażająco jasno. Czasami udawało jej się odstawić papierosy na miesiąc lub dwa, lecz, jak nietrudno się domyślić, wkrótce sięgała po nie ponownie.
Wiedziałem, że w tym przypadku przepisywanie najnowocześniejszych rozwiązań medycznych nie miało większego sensu. Renata miała w sobie wystarczająco dużo dyscypliny, by wykonać ów pierwszy krok, lecz jednym z najlepszych wskaźników sukcesu życiowego jest umiejętność zwrócenia się do innego człowieka w trudnych chwilach. Jeżeli Renata miała odnieść prawdziwe zwycięstwo, musiała nauczyć się ufać innym i znaleźć powiernika i przyjaciela, który mógłby zastąpić jej papierosy. Oboje wiedzieliśmy, że stawką jest tu jej zdrowie, i nie można było poświęcić kilku lat na psychoterapię i omawianie dzieciństwa przed rozpoczęciem prób rzucenia nałogu. Renata nie miała też wystarczająco dużo cierpliwości. Podejrzewałem, że intensywna terapia będzie dla niej zbyt poważnym i zbyt przerażającym rozwiązaniem.
Na początku poleciłem Renacie, by raz dziennie dzwoniła na moją pocztę głosową i mówiła: „Cześć, to ja, Renata”. Dużym zdziwieniem dla niej było to, że nawet to małe zadanie wywołuje u niej podenerwowanie. Wkrótce zrozumiała sens takiego działania: jeżeli człowiek całe życie unika zależności, coś tak prostego jak zadzwonienie do kogoś jest sprzeczne z jego życiowym credo. Kiedy ów krok stał się mniej zatrważający, dodaliśmy jeszcze jeden telefon, tym razem przed każdym zapaleniem papierosa. Nie miało to na celu zawstydzenia Renaty, gdyż uzgodniliśmy, że może ona palić tyle, ile uzna za stosowne. Chodziło tylko o to, by zadzwoniła przed paleniem i powiedziała: „Cześć, to ja. Idę zapalić”. Jako że Renata oduczyła się pożądać towarzystwa, starałem się obudzić w niej tę potrzebę w sposób, który nie będzie w stanie jej wystraszyć. Dodatkowo odsuwałem w ten sposób Renatę o jeden krok od jej „najlepszych przyjaciół”. Pracowaliśmy tak przez miesiąc.
Następnie poprosiłem Renatę, aby zaczęła spisywać swoje odczucia w dzienniku. Badania wykazują, że opisywanie stanów emocjonalnych w pamiętniku wywołuje podobne efekty jak rozmowa z lekarzem, kapłanem lub przyjacielem. Moim zdaniem dzieje się tak, gdyż dla wielu osób wielką wagę może mieć decyzja o tym, że ich życie emocjonalne jest wystarczająco istotne, by opisywać je w książce, której nikt poza nimi nigdy nie zobaczy. Badania psychologiczne sugerują, że pacjenci powinni każdego dnia poświęcać 15 – 20 minut na prowadzenie pamiętników, aby takie działanie było skuteczne, lecz Renata w żaden sposób nie mogła poświęcić na to aż tyle czasu. Zaczęliśmy więc od pisania przez dwie minuty dziennie. W ten sposób Renata pisała i dzwoniła przez dwa miesiące, dzięki czemu w chwilach stresu zaczynała myśleć o mnie i pamiętniku. Pod koniec tego okresu Renata ze zdumieniem odkryła, że pali o 30 procent mniej praktycznie bez żadnego wysiłku ze swojej strony.
Następnie poprosiłem ją, aby wykorzystała kolejną technikę kaizen, czyli małe pytania. Musiała wyobrazić sobie, że ma najlepszego przyjaciela (człowieka!), który jest przy niej cały czas, oraz myśleć o tym, co chciałaby, by taka osoba robiła w różnych momentach. Może mogłaby słuchać jej opowieści o osiągniętych celach albo porozmawiać z nią o tym, co zjeść na lunch. Pytania te powoli ulegały zakorzenieniu (więcej informacji o małych pytaniach kaizen znajdziesz w rozdziale „Zadawaj małe pytania”). Wkrótce Renata zaczęła dzwonić do innych ludzi, głównie do przyjaciół, którzy byli warci związanego z tym ryzyka, i zaczęła czerpać przyjemność z nawiązywania z nimi bliższych kontaktów. Mniej więcej w tym samym czasie wróciła także do techniki rzucania palenia, z której korzystała wcześniej. W ciągu miesiąca udało się całkowicie odstawić papierosy na dobre. Od dwóch lat Renata ani razu nie sięgnęła po tytoń.”
Fragment pochodzi z książki pt. „Filozofia Kaizen. Jak mały krok…”, której autorem jest Robert Maurer.
Najnowsze komentarze