Odrzucenia boi się raczej każdy z nas. Nie jest to coś, na co czekamy i liczymy. Czy odrzucenie może być jednak darem? Przeczytaj, co na ten temat mówi Rhonda Britten, autorka książki „Zmień swoje życie w 30 dni”.
„Odrzucenie bywa trudne. Nikt go nie lubi.
Jeśli kiedykolwiek…
- zamilkłeś w chwili, gdy chciałeś podzielić się czymś ważnym,
- odszedłeś, choć tak naprawdę chciałeś zostać,
- byłeś nieugięty, choć w środku topniałeś,
- rozpocząłeś kłótnię, bo obawiałeś się zbliżenia do kogoś,
- poddałeś się, bo tak było łatwiej niż bronić swoich racji,
- byłeś w kimś zakochany, ale nigdy tego nie okazałeś obiektowi swoich uczuć,
…to znaczy, że bałeś się odrzucenia.
Odrzucenie może przybierać wiele form. Może chodzić o bliskiego przyjaciela, który bardziej skupia się na swoim życiu, małżonka, który okazuje mniejsze zainteresowanie, pracę, w której nie czujesz się doceniany, albo o coś bardzo powszechnego: odrzucanie samego siebie.
Wielu z nas tak bardzo zabiega o to, aby nie zostać odrzuconym, że czasami po drodze odrzuca samych siebie. Pamiętam, że kiedy miałam 28 lat, moja koleżanka Marie spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała: „Rhonda, wkładasz tyle wysiłku w odsuwanie ludzi od siebie, że później musisz się podwójnie starać, żeby ich odzyskać”. Miała rację. Moje „przyjaźnie” trwały chwilę. Odrzucenie było tak przerażające, że wolałam pierwsza to zrobić. Zwykle „decydowałam”, że kogoś nie lubię, a jeśli nie robiło to na tej osobie wrażenia, wtedy nadal ją lubiłam. Co za strata energii!
Strach przed odrzuceniem miał nade mną władzę. Decydował o tym, z kim będę się przyjaźnić i umawiać na randki. Byłam twarda, udając, że odrzucenie jest częścią gry. Przekonywałam samą siebie i każdego, kto akurat znalazł się w pobliżu, że zupełnie mnie to nie martwi. Prawda była taka, że łaknęłam miłości, uczucia i uwagi. Obawiam się jednak, że gdybym pokazała tę część siebie, stałabym się zbyt bezbronna (okropne słowo dla kogoś, kto nie chce być odrzucony), tj. zbyt słaba, a wtedy na pewno zostałabym odrzucona. Wymyśliłam więc, że to ja będę odrzucać innych, a tych, na których nie robiło to wrażenia, uznawałam za „godnych” mojej przyjaźni. Oczywiście w grupie tej znalazły się osoby, które tak jak ja pozbawione były emocji oraz nie chciały tak naprawdę przyznać, że są ludźmi. Ostatecznie okazywały się najgorszymi z przyjaciół.
Największym darem, jaki sobie ofiarowałam, było zrozumienie, że jestem człowiekiem. Mam uczucia. Nie jestem doskonała.
Obawa przed odrzuceniem potęgowała dążenie do bycia nadczłowiekiem. Jeśli pokonam to, czego obawiają się zwykli śmiertelnicy, będę wyjątkowa. Tęsknota za wyjątkowością trzymała mnie w potrzasku.
Szansą dla mnie stała się chęć zmierzenia się z własnym człowieczeństwem. Bycie człowiekiem pozwala na szczerość wobec siebie. Mogę mieć uczucia, bez obawy, że coś ze mną jest nie tak. Nabrałam odwagi do tego, żeby próbować, bez względu na możliwość odrzucenia. Nauczyłam się, że kiedy nadaję wartość moim uczuciom, myślom i działaniom, te mogą zostać odrzucone. Nie znaczy to jednak, że to ja jestem odrzucana. Jedynie moje myśli. Moje uczucia mogą być niemile widziane. Moje działania mogą kogoś martwić, ale nie odzwierciedlają tego, kim tak naprawdę jestem. Nauczyłam się, że lepiej być odrzuconym niż pójść na kompromis i odrzucić prawdziwego siebie.
Odrzucenie może mieć miejsce, kiedy mamy inne zdania, wartości albo przekonania. Kiedy przypuszczasz, że taka sytuacja ma miejsce, nie oznacza to, że Ty jesteś odrzucany. Chodzi o Twoje wartości, przekonania i opinie. Wiem, że to coś bardzo osobistego. Jeśli spróbujesz zachować obiektywność w chwilach emocjonalnego wzburzenia, łatwiej dostrzeżesz prawdę związaną z odrzuceniem. Akt odrzucenia mówi więcej o odrzucającym niż o Tobie. Pokazuje, czego ta osoba się boi, z czym ma kłopot, a co popycha ją do działania.
Myśl o odrzuceniu napełniała Monę przerażeniem. Prawie nie umawiała się na randki i miała niewielu przyjaciół. Zjawiła się u mnie, ponieważ chciała się zakochać, ale źle znosiła żmudne chodzenie na randki.
— Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia — zawołała. — Myślę, że jeśli mężczyzna mnie pragnie, powinien po prostu się zjawić i zdobyć mnie. Mam ośmioletnie dziecko i nie chcę w moim życiu kogoś, kto nie jest gotowy zostać w nim na zawsze.
Mona oczekiwała poważnego zobowiązania już na samym początku znajomości i spodziewała się, że mężczyzna, jak tylko ją pozna, będzie wiedział, co czuje. Było to dość wygórowane życzenie, z pewnością niełatwe do spełnienia.
— Mona, a jeśli musiałabyś się umówić z pięcioma mężczyznami, zanim spotkasz swojego Pana Idealnego? — zapytałam.
— To niemożliwe. Nie mogę tego zrobić. To oznacza, że pięciu mężczyzn mogłoby mnie zranić, zdradzić lub porzucić. Rhonda, ja naprawdę wierzę, że kiedy spotkam tego właściwego, od razu będę to wiedziała.
Poprosiłam Monę, abyśmy jeszcze tego samego wieczoru spotkały się w centrum handlowym i wspólnie przyjrzały zakochanym parom. Uznała, że to doskonały pomysł i była przekonana, że jej ustalenia zostaną potwierdzone.
Przygotowałyśmy listę pytań, takich jak: „W jaki sposób się poznaliście?”, „Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?”, „Kiedy zorientowaliście się, że jesteście w sobie zakochani?”, „Czy na początku się przyjaźniliście?”, „Kiedy uznaliście, że to już na zawsze?”.
Kiedy Mona zaczęła podchodzić do par, usłyszała rzeczy, które wprawiły ją w osłupienie. Bardzo rzadko się zdarzało, aby już na początku oboje wiedzieli, że będą razem. Zwykle upłynęło trochę czasu, zanim się poznali i zakochali w sobie. Większość z nich poznała się przez znajomych albo na jakiejś uroczystości związanej z pracą, i na początku byli tylko przyjaciółmi. Zanim się poznali, spotykali się z paroma innymi osobami. Średnio mijało kilka miesięcy, zanim zostali parą.
Łagodnie mówiąc, Mona była w szoku. Ze zdumieniem odkryła, że to jej własne przekonania sprawiły, iż była sama. Kiedy zrozumiała, że odrzucenie jest częścią procesu wchodzenia w intymną relację, zaczęła umawiać się na randki. Oczekiwanie, że pozna kogoś na zawsze, zamieniła na chęć poznania kogoś teraz.
Odrzucenie jest nieuniknione. Trudno je wyeliminować, gdy podejmujemy ryzyko i przekraczamy granice. Jeśli chcesz osiągnąć sukces, musisz liczyć się z odrzuceniem. Ja, jako osoba twórcza, gotowa dzielić się ze światem swoimi poglądami, jestem przygotowana na to, że ktoś może odrzucić moje myśli, słowa oraz czyny. Jeśli jednak postąpię tak, aby uniknąć odrzucenia, jednocześnie uniknę sukcesu. Nie będę mogła mówić, pisać ani pracować jako coach. Skupię się na zadowalaniu innych ludzi i będę czuć frustrację oraz brak satysfakcji. Będę tłamsić samą siebie.
Muszę zaakceptować ewentualne odrzucenie, jeśli chcę samodzielnie myśleć, działać w oparciu o własne (a nie mojej rodziny lub społeczeństwa) decyzje i wieść życie MOICH marzeń. Kluczowym słowem jest MOJE! Jakże często powstrzymujemy się (odrzucając to, kim jesteśmy) przed podążaniem za SWOIMI własnymi pomysłami, ponieważ mogłyby kogoś wprawić w zakłopotanie, zasmucić lub rozczarować? Ile razy poddajemy pod osąd nasze własne twórcze dążenia? Są NASZE. Kropka! Jak możemy porównywać coś tak unikalnego. A jednak to robimy… odrzucając na każdym kroku nasze talenty, pomysły i wartości. Kiedy tak postępujemy, odrzucamy samych siebie i wciąż odsuwamy nasz sukces.
Kiedy ryzykujesz i dzielisz się całym sobą, aby przekonać się, że jesteś kochany taki jaki jesteś, dajesz sobie najpiękniejszy prezent.
Odrzucenie jest lękiem, z którym musimy się zmierzyć, jeśli chcemy zrozumieć nasz pełny potencjał. Wiem, że nie jest on przyjemny ani szczególnie pożądany, ale samo unikanie go dodaje mu mocy. Kiedy lęk przed odrzuceniem rośnie, nasze serca zamykają się, a oczy przestają dostrzegać świat dookoła. Piękno blednie, a my tracimy nadzieję.
Zaryzykowanie odrzucenia oznacza akceptację życia. Pokazuje Twoją wiarę w to, że świat jest magicznym miejscem, w którym przyszło nam żyć. Pokazujesz światu, że masz nadzieję i że ta miłość warta jest ryzyka.
Doświadczyłam tego, kiedy ostatecznie zmierzyłam się z lękiem przed odrzuceniem przez własnego ojca. Kiedy miałam 14 lat, mój ojciec zastrzelił mamę, a później popełnił samobójstwo. Od tamtej pory jego duch ciągle czaił się gdzieś w pobliżu szafy. Kiedy tylko kładłam głowę na poduszkę, zaczynały się koszmary. Wciąż takie same: ojciec ściga mnie przez las i celuje do mnie, jak do tarczy strzelniczej.
Kule zwykle raniły moje ciało. Budziłam się wyczerpana, jak gdybym przez całą noc walczyła na wojnie. Byłam cała obolała, a czasami, przysięgam, czułam otwory po kulach, które przebiły moje plecy albo serce. Każdego ranka wstawał nowy dzień, a ja czułam się rozdarta — z jednej strony cieszyłam się, że żyję, z drugiej byłam pełna lęku, bo wiedziałam, że po dniu nastąpi noc. Nigdy nikomu nie powiedziałam o moich koszmarach, żeby nie pomyślał, że zwariowałam.
Przez lata spałam przy włączonym świetle, licząc, że skoro odstrasza wampiry, powstrzyma także jego. Było jednak inaczej. Każdej nocy pojawiał się w moich snach i zamieniał je w koszmary. Kiedy byłam starsza, odkryłam, że na koszmary dobry jest alkohol. Oczywiście efektem były potworne bóle głowy, ale one i tak były lepsze od samotnych, nocnych konfrontacji z ojcem. Ostatecznie okazało się, że ten sposób nie działa i rano, po raz kolejny, zastanawiałam się, dlaczego ten człowiek nie chce dać mi spokoju.
Mój ojciec nigdy mnie nie lubił. Jego odrzucenie było stałym elementem mojego życia. Dwadzieścia lat po śmierci rodziców przyjaciółka mojej mamy potwierdziła coś, co każdy chciał przede mną ukryć. Nie pytana, powiedziała bez ogródek: „Twój ojciec zawsze patrzył na ciebie z obrzydzeniem”. Pięć lat później przeczytałam prawie to samo w liście matki do ciotki. „Ron [mój tata] tak bardzo nienawidzi Rhondy, że już sama nie wiem, co robić.” Było to kolejne zwycięstwo zdrowia psychicznego. I kolejna strata dla duszy.
Słowa prawdy bolały, ale były lepsze od wyświechtanych zdań w rodzaju „To nieprawda, że twój ojciec cię nienawidził. Kochał cię. Po prostu nie umiał tego okazać”. W dowód miłości, kiedy miałam 12 lat, próbował mnie udusić. Okazał mi swoje uczucia, mordując na moich oczach moją najukochańszą mamę. Pokazał, jak bardzo jestem mu bliska, nawiedzając mnie co noc, nawet po swojej śmierci.
14 lat po jego śmierci, kiedy w domu leżałam przykuta do łóżka, wracając do zdrowia po wypadku samochodowym, ojciec ponownie wyjrzał z mojej szafy. Tak naprawdę go nie widziałam, ale zwykle wyczuwałam jego obecność. Wtedy już nie piłam. Byłam zupełnie sama. On i ja, raz jeszcze twarzą w twarz. Próbowałam go ignorować. To jednak nic nie dało. Próbowałam zasnąć. To także było niemożliwe.
Po wszystkich tych latach, kiedy mnie zwodził, ignorował i ostatecznie odrzucił, zaczął igrać z moim umysłem. Narastała we mnie złość, aż w końcu miałam tego dosyć. Zaczęłam krzyczeć, domagając się odpowiedzi. Co tu robił? Dlaczego nie chciał zostawić mnie w spokoju? Czego ode mnie chciał?
Odpowiedziała mi cisza. Czułam się pokonana i raz jeszcze zignorowana, zawołałam, aby dał mi spokój. Zaczęłam się kajać i błagać, aby zostawił mnie w spokoju. Byłam na skraju obłędu. Nie mogłam spać ani pić, nie byłam w stanie zmierzyć się z kolejnym koszmarem. Zaczęłam płakać. Potem szlochać. Czułam się wyczerpana.
Byłam wykończona. Potrzebowałam snu, ale nie mogłam spać. Zaczęłam obmyślać nowy plan. Przecież musi być jakiś sposób, ale jaki? W mojej głowie nagle pojawiła się przedziwna myśl. Jeśli nie możesz go pokonać, przyłącz się do niego. To było jak objawienie, proste, choć jeszcze przed chwilą zupełnie nie do pomyślenia, teraz stało się jasne jak słońce: tylko to mogłam zrobić. Kiedy w końcu się poddałam, myśl o przebaczeniu przyniosła mi głęboki spokój.
Otarłam łzy, spojrzałam na mojego ojca i poprosiłam, aby się do mnie zbliżył. Nie wiedziałam, jak to zrobię, ale nie miałam nic do stracenia. Kiedy tak stał przede mną, powiedziałam, że wybaczam mu wszystkie te lata, kiedy mnie odrzucał. Przebaczyłam mu to, że pozbawił mnie nadziei i miłości, zabijając siebie i mamę. Powiedziałam, że to rozumiem. I tak właśnie było. Poczułam, jak ogarnia mnie fala współczucia i poprosiłam, aby zbliżył się jeszcze bardziej.
Otworzyłam szeroko ramiona, a następnie go objęłam. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu. Naprawdę go przytuliłam. Poczułam wtedy, że mnie kocha i że ja kocham jego.
On też mnie objął i wyszeptał mi do ucha: „Na to właśnie czekałem”. A potem zniknął.
Trudno mi było w to uwierzyć. Czy to mogło być aż tak proste? Ogarnęło mnie uczucie spokoju i zmęczona zasnęłam.
W nocy koszmary wróciły. Ojciec stał za niskim kamiennym murem i strzelał do mnie. Ja strzelałam do niego zza dużego drzewa w odległości około 50 metrów. Wymiana ognia trwała parę minut, po czym zrobiłam coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Zamiast odwrócić się i uciec, wyszłam zza drzewa i spojrzałam mu prosto w oczy, odkładając broń na ziemię.
— No dalej, zabij mnie, jeśli tego właśnie chcesz. Proszę bardzo. Rozłożyłam ramiona, aby bez problemu mógł trafić. Śmierć mnie nie przerażała. Chciałam tylko, żeby było już po wszystkim.
Zaczął strzelać. Chybił. Za chwilę znowu strzelił. Kule jednak omijały mnie, co denerwowało go coraz bardziej. Załadował broń i wystrzelił z jeszcze większą zawziętością. Kolejne nieudane próby wprawiły go w zdumienie. Nie mógł we mnie trafić, nieważne jak dokładnie celował.
Wtedy odłożył broń i zawołał:
— Myślę, że już po wszystkim. Masz ochotę na piknik? — Mówiąc to, wyłonił się zza ściany z obrusem w biało-czerwoną kratkę i piknikowym koszem pełnym jedzenia.
Kiedy postanowiłam po raz ostatni stanąć twarzą w twarz z ojcem, zmierzyć się ze strachem przed odrzuceniem, koszmary skończyły się. Odrzucenie jest potężną siłą, która albo zatrzyma Cię przed życiem, albo popchnie do działania. Kiedy w końcu poczułam, że nie mam wyboru i dłużej nie mogę zaprzeczać swoim uczuciom ani przeżyciom, musiałam stawić im czoła.
Zmierz się ze swoim lękiem przed odrzuceniem. Doświadczysz odwagi bycia wiernym sobie. Kiedy postanowiłam, że będę kochać mojego ojca pomimo jego odrzucenia, zwyciężyłam. Odzyskałam wolność. Kochaj pomimo wszystko. Okazuj współczucie bez względu na wszystko. Podejmuj ryzyko. Nie pozwól, aby odrzucenie zwyciężyło.”
Fragment pochodzi z książki „Zmień swoje życie w 30 dni” Rhondy Britten.
Najnowsze komentarze