Czy czasem jesteśmy tak pewni i przyzwyczajeni do czegoś, że nie bierzemy pod uwagę sytuacji i oczekiwań innych? Oto fragment NLP wg Dantego:
„Po przerwie, kiedy nasze urządzenie pływające znalazło się na szerszych wodach, pan naddyrektor oddał nam głos. Na wstępie przedstawiłem koncepcję konserwatyzmu poznawczego, która tłumaczy, że nie reagujemy na fakty, lecz na swoje wyobrażenie o nich. Podałem też dla uzasadnienia kilka przykładów z praktyki różnych przedsiębiorstw oraz z życia prywatnego.
Tak minęło pół godziny, zarządziłem więc przerwę. Podczas niej naddyrektor i dwóch dyrektorów trzymało mnie przy flipcharcie, żywo dyskutując o aktualnej sytuacji w kontekście przedstawianego modelu. W trakcie wymiany zdań naddyrektor znalazł kilka przykładów, które postanowił przedstawić zespołowi.
— Szanowni państwo — rozpoczął po przerwie — nasza sytuacja, jak już mówiłem, na dzisiaj jest jeszcze niejasna. Na razie wiemy tylko, że zmieni się schemat organizacyjny. To fakt pierwszy. Fakt drugi: nasza firma rozwija się i konieczne są zmiany organizacyjne. Fakt trzeci: potrzeba więcej ludzi, powstaną nowe stanowiska pracy. Tak więc wobec przytoczonych faktów obawy wielu z was, że zostaniecie zwolnieni, są całkowicie nieuzasadnione. Co więcej, wielu z was w wyniku reorganizacji dostanie awans. Dotyczy to zarówno panów dyrektorów, którzy otrzymają nowe ambitne zadania, jak i obecnych tu pań asystentek.
Dla niektórych przygotowujemy również nowe zadania, a ich zakres będzie zależny od waszej aktywności i zaangażowania. W tym również od naszych obserwacji podczas tej sesji. Kiedy to wypowiedział, wśród pań asystentek zapanował lekki popłoch. Nie zważając na dalsze słowa pana naddyrektora, zaczęły półgłosem komentować to, co usłyszały.
Uspokoiły się dopiero na wyraźną uwagę z jego strony. Wywody naddyrektora trwały jeszcze jakiś czas. Mówił rzeczowo, podając przykłady, malując wizję. Towarzystwo zaczęło podążać za jego słowami. Sesja zaczynała być interesująca. W pewnym momencie w trakcie rzeczowej dyskusji pomiędzy dyrektorami przez środek pokładu zaczęli dumnie kroczyć dwaj kucharze, taszcząc pojemnik z rybami oraz ciągnąc wózek z akcesoriami do grilla. Ponieważ przejście na rufę było zastawione ławką, panowie ci bez żenady i nie zważając na toczącą się rozmowę głośno jeden przez drugiego zaczęli przepychać się na tyły.
Minęła długa chwila, zanim dyskusja ponownie nabrała tempa. Jednak, jak na złość, nie było nam dane jej kontynuowanie. Od rufy zaczęły dochodzić kłęby duszącego dymu z rozpalanego grilla (widać panowie kucharze używali „ekologicznej” rozpałki). Trzeba było przerwać i ewakuować się w stronę dziobu.
Była 11:30. Jeden z dyrektorów, w wyraźnie dobrym nastroju, głośno zapytał:
— Czy na statku jest ubikacja?
Inny podchwycił aluzję do filmu Rejs:
— Chce pan napisać, że kaowiec jest głupi, czy też że organizatorka jest pokopana?
Słysząc to naddyrektor dodał:
— Żarty żartami, ale rzeczywiście statek, jeżeli to można tak nazwać, został wybrany niefortunnie. Przecież przy całkowitych kosztach tego wyjazdu cena wynajmu nie grała roli.
„Statek” zwrócił się w kierunku wiatru i mogliśmy ponownie zająć miejsca na części pokładu, która służyła do prowadzenia seminarium. Nie było nam jednak dane, by zakończyć dyskusję, jaką prowadzili dyrektorzy (panie asystentki, z jednym wyjątkiem, w dalszym ciągu pielęgnowały wewnętrzną emigrację). W trakcie płomiennego wywodu jednego z mówców pojawiła się pani Nora. Przysiadła na brzegu ławki i zaczęła dawać jakieś znaki najpierw paniom asystentkom, następnie również mnie.69
Nachyliłem się w jej kierunku i usłyszałem pełen wzburzenia szept:
— Czy pan wie? Jest już 13:05. Jest podany lunch. Pan nie panuje nad czasem.
Dobrze, że potrafię panować nad sobą — pomyślałem. Ta istota nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co się tu dzieje. Natomiast panie asystentki, otrzymawszy tajemne znaki od pani Nory, zaczęły pojedynczo opuszczać swoje miejsca, nie zważając na rozmowy w dalszym ciągu prowadzone przez dyrektorów. Minęło chyba 10 minut. Zakomunikowałem, że nadeszła pora lunchu. Dyrektorzy niemrawo i powoli zaczęli schodzić pod pokład, ciągle wymieniając poglądy.
Prym wiódł oczywiście naddyrektor, który był zmuszony odpowiadać na dziesiątki pytań. Na miejscu na pierwszy plan przebijała się niecodzienna kombinacja woni. Otwarcie podgrzewaczy z daniami doprowadziło do melanżu zapachów schabowej pieczeni oraz
pieczonych udek (jakichś ptaków) ze stęchłym odorem wilgoci oraz paliwa. Pani Nora, wyraźnie speszona i spięta w obecności pana naddyrektora, nieśmiało zachwalała potrawy i sałatki.
Jeden z dyrektorów, który już wcześniej zszedł na dół i zdążył spróbować jedzenia, ostrzegł pozostałych:
— Panowie, z całego zestawu jadalne są ryż i piwo, chyba że ktoś z was toleruje dzisiaj również wodę. Ja czekam na rybę, może będzie jadalna.
Krótko przed końcem godzinnej przerwy na lunch pokazali się dwaj dumni kucharze, niosąc na półmisku owinięte w folię aluminiową grillowane ryby. Ktoś łapczywie nałożył sobie to coś na talerz, usiadł przy stoliku i odwinął folię. Na całe pomieszczenie buchnął intensywny zapach, jaki może dać z siebie jedynie porządna, wiekowa ryba. Całe towarzystwo niezwłocznie ewakuowało się na górny pokład.
Hm, długo można by opisywać przygody na wspomnianym urządzeniu pływającym… Pod wieczór pani Nora i jej asystentka wezwały nas na podsumowanie sesji. To, co usłyszałem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
Rozpoczęła pani Nora:
— Proszę pana, w części merytorycznej pominął pan istotne elementy. Z tego, co najważniejsze, uczestnicy w dalszym ciągu nie znają właściwej definicji stresu! Ponadto nie wymienił pan wszystkich technik relaksacji, a w szczególności tych, które można stosować na stanowisku pracy asystentki.
— Słucham? — wyrwało mi się.
Do głosu dorwała się druga pani:
— W sesji brałam udział ponad godzinę i muszę powiedzieć, że nie przekonał pan pań asystentek do stosowania technik relaksacji i do walki ze stresem.
— Aha! — dałem upust olśnieniu, jakie mnie naszło.
Pani Nora, czując przypływ nowych argumentów, dodała śmiało:
— Rozpoczął pan sesję na statku ze znacznym opóźnieniem, co więcej, zrobił pan niezaplanowaną przerwę podczas przepływu przez śluzę.
Milczałem, chociaż miałem ochotę powiedzieć: „Puknij się w czoło, niewiasto”. Postanowiłem jednak poczekać na dalsze rzucające na kolana argumenty.
Pani Nora kontynuowała, a w jej głosie pojawiał się ton pretensji:
— Uczestnicy skarżyli się, że kawa była za zimna. Powinien pan robić przerwy natychmiast, gdy kawa zostawała podana. Poza tym utrudnił pan pracę kucharzom, którzy nie mogli przejść na tył statku. Wskutek tego ryba została podana za późno i…
Zarzuty były tak absurdalne, że postanowiłem podążyć w kierunku jeszcze większego absurdu. Przerwałem spokojnie:
— Szanowne panie, mówicie składnie i rzeczowo. Mam pytanie, ile osób skarżyło się na zimną kawę?
Na twarzach obu pań pojawiło się zaskoczenie. Odezwała się jedna z nich z pretensją w głosie:
— Pan nie wręczył zaraz na początku materiałów wszystkim uczestnikom, tylko rozmawiał z panem naddyrektorem…
— Pani nie odpowiedziała na moje pytanie. Ile osób skarżyło się na zimną kawę? — przerwałem chłodno, trzymając się swojego wątku.
— Wiele się skarżyło — odpowiedziała niepewnie pani Nora.
— Aha, a tak konkretnie to ile?
Zapadło milczenie. Widocznie panie, nie mając tych danych albo nie chcąc się wycofać, rozpoczęły w swych głowach proces, zwany myśleniem. Widząc ich zakłopotanie, powiedziałem:
— Szanowne panie, za 5 minut rozpocznie się sesja podsumowująca. Proszę sprawdzić, czy jest wystarczająco dużo
krzeseł — i wyszedłem.
Według psychosemantyki
Zastanów się, jak silny jest u ciebie konserwatyzm poznawczy. Jako ćwiczenie możesz odnaleźć jego przeja-
wy u postaci w powyższej opowieści. Rozważ, czy dążąc do perfekcji, nie popadasz czasem paradoksalnie — jak pani Nora — w pułapkę własnych priorytetów, które co chwilę się zmieniają albo nie mają wiele wspólnego z otaczającą cię rzeczywistością
i z oczekiwaniami innych.
Konserwatyzm poznawczy to opieranie się wyłącznie na własnych sądach i przewidywaniach oraz traktowanie ich jako niepodważalnych prawd objawionych.
Gdy ludzie nie wiedzą, co ich czeka albo czy to, co robią, jest wystarczająco dobre — doznają stresu. Jeżeli ktoś stawia ci zarzuty, zaakceptuj ten fakt i przemyśl je — inni mają prawo mieć priorytety odmienne od twoich. Bezpośrednie odpieranie zarzutów najczęściej prowadzi jedynie do kłótni. Lepiej jest usłyszeć, zaakceptować, że inna osoba usiłuje przenieść swą frustrację na ciebie.
I odłożyć tę frustrację na bok. Nie rekompensuj swego braku pewności, atakując innych jak opisane w tekście panie asystentki.
Przemyśl lub, jeżeli wolisz pisać, zapisz sobie i zapamiętaj: zastanów się, czy twoje priorytety, to, czego chcesz, czego oczekujesz, jest również priorytetem dla innych. Zastanów się, czy znasz oczekiwania ważnych dla ciebie osób. Nawet gdy masz pewność, że je znasz, zapytaj o to, w tym szczególnie w sprawach od dawna oczywistych. Niech przykładem będzie usłyszany dialog:
Żona: Ty mnie już nie kochasz.
Mąż: Jak możesz tak myśleć, przecież tak często przynoszę ci kwiaty.
Żona : No tak, to prawda, ale bardzo rzadko mówisz mi, że mnie kochasz.
Mąż: Przecież codziennie rano mówię ci, że cię kocham.
Żona: Tak, ale w ostatnim miesiącu ani razu nie zadzwoniłeś w ciągu dnia, a jak dzwonisz, to mówisz tylko jakieś
tam sprawy”.
No Comments