Kupować im wszystko, o co poproszą? Dawać kieszonkowe? Odmawiać i mówić „nie mam pieniędzy”, ustalać limity czy dawać dzieciom możliwość zarobienia?
Wiem, że wielu rodziców zastanawia się nad tym, jaką wybrać formę postępowania z dziećmi w kwestii finansów. Niezależnie od tego, jaką kwotą pieniędzy dysponują, zawsze jednak ustalają jakiś limit, po którym zaczynają mówić „wystarczy”. Tak jak z jedzeniem słodyczy, dla dobra dzieci warto zachować rozsądek, tak samo w kwestii pieniędzy warto wybrać optymalną formę ich dysponowania.
Pierwszą rozmowę o pieniądzach ze swoim synem przeprowadziłam, kiedy miał 5 lat i zwyczaj proszenia mnie w każdym sklepie o kupienie czegoś. Nie chciałam za każdym razem odpowiadać: „nie mam pieniędzy”, ponieważ to nie byłaby prawda i kiedy następnego dnia kupiłabym coś dla siebie, szybko zostałoby mi to wypomniane. Spełnianie każdej zachcianki doprowadziłoby do zawalenia całego naszego domu zabawkami.
Pewnej soboty rozłożyłam więc zabawkowe pieniądze z gry EuroBusiness na stole i poukładałam czyste kartki. Kolejno zaczęłam je podpisywać, a Olaf rysował na nich symbole takich wydatków jak na: mieszkanie, samochód, przedszkole, jedzenie, ubrania, paliwo, lekcje angielskiego, wakacje, wyjścia do kina, oszczędności, pani Krysia (pani, która sprzątała w naszym domu), lekarstwa, fryzjer, prezenty urodzinowe dla kolegów z przedszkola, klocki lego itp.
Kiedy już każda kartka była podpisana, pytałam kolejno Olafa, co sądzi o każdym z naszych wydatków. Twierdził, że każdy jest potrzebny. Nie chciał się zamienić z panią Krysią na sprzątanie, przestać jeździć samochodem do przedszkola, zrezygnować z kina, jedzenia. Nie doszedł też do wniosku, że ostrzygę go lepiej niż fryzjer ani że on mnie lepiej uczesze. Na każdą z kartek położyłam
kupkę zabawkowych pieniędzy, aby pokazać mu rząd wielkości. O tym, co zostało, powiedziałam, że możemy wydać na przyjemności. Dzięki temu bardzo łatwo rozmawiało nam się później o pieniądzach, ponieważ rozumiał, że nie spadają z nieba i są ściśle powiązane z moim czasem pracy oraz moją edukacją.
Kolejna rozmowa o pieniądzach pojawiła się, kiedy 7-letni już Olaf zaczął rozmyślać o kieszonkowym. Ponownie wróciliśmy do tematu pieniędzy i długo z mężem zastanawialiśmy się nad tym, czy dziecko, które ma zapewniane wszelkie potrzeby, do których zaspokojenia są potrzebne pieniądze, takie jak: prywatna polsko-angielska szkoła, zajęcia dodatkowe, wakacje, wypady weekendowe, wycieczki szkolne z kieszonkowym na pamiątki, upragnione klocki lego, powinno jeszcze dostawać kieszonkowe? I kiedy powinien nastąpić moment, w którym samodzielnie doświadczy zarabiania pieniędzy?
Sięgnęłam pamięcią do mojego dzieciństwa. W moim przypadku nie było szansy na kieszonkowe, zarabiałam pieniądze, już będąc dzieckiem. W szkole podstawowej zainwestowałam z koleżanką z ławki w komiksy i prowadziłyśmy ich wypożyczalnię. Zarobek wystarczał na zakup ptysia w pobliskiej cukierni. Najbardziej jednak pamiętam dzień, w którym chciałyśmy koniecznie iść na dyskotekę szkolną. Wstęp kosztował 5000 zł. Czyli dzisiejsze 50 groszy. Przeprowadziłyśmy szybką analizę naszych możliwości
i wyraźnie wyszło nam, że na komiksach to my na tę imprezę nie zarobimy. Wracając ze szkoły, zauważyłyśmy, że na skrzyżowaniach chłopcy myją szyby. Zainspirowane, najbliższą sobotę spędziłyśmy w Gliwicach na ulicy Toszeckiej, usiłując umyć komuś szyby. Celowo piszę „usiłując”, ponieważ wszyscy nam odmawiali!
Chyba nie wyglądałyśmy wiarygodnie. Na szczęście pod koniec dnia, kiedy już po raz setny pytałyśmy, czy możemy umyć komuś szybę, jeden z kierowców zgodził się i zapytał, na co zbieramy. Opowiedziałyśmy mu, że musimy nazbierać 10 000 zł (1 zł) na bilety na dyskotekę szkolną. Tak go to rozbawiło, że dał nam te pieniądze, chociaż szybę miał raczej pomazaną niż umytą. Dziś zarówno ja, jak i moja koleżanka z ławki prowadzimy własne biznesy.
Olaf dostał więc możliwość zarabiania pieniędzy, zamiast otrzymywania dodatkowego kieszonkowego. Pozostały jeszcze pytania:
Jaką pracę można mu zaproponować? Ile powinien zarabiać? Jak zachęcić go do oszczędności? Po rozmyślaniach doszliśmy do wniosku, że na mycie samochodu jest jeszcze za mały, ale może rozpakowywać suszarkę z prania i wkładać rzeczy do kosza na prasowanie. To zajęcie, które zajmuje maksymalnie 5 minut. Wykonuje się je średnio co drugi dzień, co daje możliwość stałego dochodu.
Przedstawiłam Olafowi zakres obowiązków w tej pracy i rozpoczęliśmy negocjacje. Syn zaproponował 10 zł za jednorazowe rozpakowanie suszarki. Wytłumaczyłam mu, że jego niania zarabia 15 zł za godzinę pracy (a zna język francuski i jest lepiej od niego wykształcona), w związku z czym jego propozycja jest zbyt droga w stosunku do jego kompetencji i czasu pracy. Negocjowaliśmy chwilę, aż stanęło na kwocie 2 zł. Ustaliliśmy, że może to być kwota 2 zł, pod warunkiem że 1 zł idzie do jego portfela, a druga złotówka na jego konto w banku.
Jak będzie starszy i będzie miał pomysł na swoje inwestycje, to będzie mógł uzbieraną kwotę wyciągnąć i zainwestować, a jak nie, to będzie cieszył się z odsetek. Dziś Olaf ma już kilkadziesiąt złotych na koncie bankowym i tyle samo w swoim portfeliku.
To, co chcę uzyskać, przekazując mu tę filozofię na temat pieniędzy, to przekonanie, że: jest zdolny, aby samodzielnie zarabiać pieniądze; warto negocjować; inwestowanie w edukację jest ważne; zawsze trzeba odłożyć pieniądze na inwestycje, nawet jeśli zarobiło się 2 zł!
Stosując tę metodę, nauczysz swoje dzieci szacunku do pracy i pieniędzy.
Uwaga: Tekst jest fragmentem książki „Kobieta niezależna”, którą polecamy na prezent na Dzień Kobiet: http://www.zlotemysli.pl/prod/12633/kobieta-niezalezna-kamila-rowinska.html
No Comments