Znalazłeś się w osobistej komnacie mistrza Nistretha. Musiałeś przyznać, że była niezwykle imponująca. Podziwiałeś wystrój wnętrza, gdy nagle twój mentor odezwał się:
— Dobrze, koniec tego oglądania. Zaczniemy od tego, że opowiem ci o klasach, jakie istnieją w naszym świecie — mistrz pstryknął palcami na służbę, by ta rozpaliła w kominku. W zamkach bowiem jest bardzo ciemno. Gdy drewienka zaczęły przyjemnie trzaskać, a ogniki skakać z pieńka na pieniek, mistrz rozpoczął swoją opowieść:
— W królestwie Estarionu istnieją cztery klasy społeczne. Są to:
^^chłopi,
^^rzemieślnicy,
^^szlachta,
^^królowie.
— Chłopi, mój drogi, to grupa społeczna, która ma się najgorzej. W innych królestwach niż Estarion chłopem jest się z urodzenia. U nas natomiast chłopem stajesz się tylko przez własną niewiedzę, głupotę lub nieumiejętność odkładania swoich potrzeb na później.
— Jak to możliwe? — przerwałeś mistrzowi.
— Po prostu, mój najzdolniejszy uczniu. Opowiem ci historię rycerza o imieniu Agrykolus. Rycerz był to zacny, brał udział w wielu bitwach oraz zwyciężył w licznych pojedynkach. Był sławny w całym królestwie Estarionu. Sława ta przyciągnęła do niego lichwiarzy. Zaczęli go mamić wizją wielkości, zwodzić pokrętnymi słówkami o jego wspaniałości. Opowiadali mu, że taki wspaniały rycerz jak on musi mieć oladrowanego bojowego rumaka, że powinien mieć dwa zestawy broni i zbroi, jeden — bojowy, drugi — paradny, że warto byłoby także mieć giermka, by podkreślić swój status itd. Rycerz, z racji tego, że był łasy na komplementy oraz uwielbiał porządne konie, dał się skusić i zaczął zaciągać u lichwiarzy pożyczki na te wszystkie przyjemności. Stwierdził, że bitewne łupy są na tyle duże, iż bez problemu poradzi sobie ze spłatą zadłużenia.
Co się jednak okazało? W następnej bitwie Agrykolus bardzo pechowo spadł z konia i złamał sobie obie ręce. Powrót do zdrowia zajął mu ponad pół roku, a w tym czasie… w tym czasie lichwiarze zabrali mu wszystko, co posiadał, a dodatkowo jego samego. Tak. Zabrali mu wolność. Bo od tamtego wydarzenia aż do teraz musi odpracowywać swoje długi na polach tych pieniężnych dżentelmenów. Już nikt nie pamięta o tym, jaki był wielki.
Zamyśliłeś się.
— Faktycznie, mistrzu, to bardzo przykra historia, jednak nie trudno zauważyć, że Agrykolus sam jest sobie winien. Było głupotą brać rzeczy pod zastaw potencjalnych dochodów z przyszłości. Z pewnością lepiej poczekać, kupić je trochę później, ale za to zachować sakwę i wolność w jednym kawałku.
Mistrz roześmiał się:
— Masz rację. Zaiste, tak lepiej czynić. Przejdźmy do drugiej grupy, podobnego typu, jaką są rzemieślnicy. Rzemieślnicy to grupa, która posiada swoje warsztaty, może paru pomocników i prowadzi własną działalność. Jednak gdy by nie pojawiali się w warsztacie, wszystko przestałoby działać, nowe pieniądze nie wpływałyby do ich sakw. Czyli rzemieślnik to taki chłop, tylko przywiązany do własnego warsztatu, a nie pola. Rzemieślnicy uwielbiają opowiadać bajki o swojej niezależności, że władają sami sobą itd… Ale mają tylko tyle
kontroli nad własnym życiem, że sami decydują o tym, co ich warsztat produkuje. Lecz jeśli nie odkładają pieniędzy, absolutnie
nie mogą pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Jeżeli chcą odpocząć, rozchorują się itp., ich źródło zarobków od razu wysycha. Tak że rzemieślnicy i chłopi to najciężej pracujący, ale niekoniecznie najbogatsi ludzie.
— Dlaczego? — zdziwiłeś się. — Przecież skoro ciężko pracują, powinni mieć dużo pieniędzy.
Mistrz roześmiał się tak głośno, że aż się zakrztusił.
— Posłuchaj, już nawet dziadek naszego cesarza mawiał, że lepiej godzinę myśleć o pieniądzach, niż miesiąc na nie pracować. A ci
ludzie mają w zwyczaju na nie pracować, dlatego ich wynagrodzenie jest zawsze równe liczbie przepracowanych godzin pomnożonych przez ilość produktów bądź usług, które są w stanie wykonać w przeciągu jednej godziny. Czyli wygląda to następująco:
wynagrodzenie = ilość godzin przepracowanych × stawka za godzinę
A choćbyś był zdolny jak czarodziej cesarski Elerin, to liczby dostępnych ci godzin nie zwiększysz. Wszyscy mamy do dyspozycji tylko dwadzieścia cztery godziny w ciągu jednej doby. Nie mniej i nie więcej.
Uwaga: Tekst jest fragmentem książki Finansowa twierdza Daniela Wilczka.
No Comments