Nie jest możliwe, by całkowicie uniknąć błędów i problemów. Można je jednak ograniczyć i spróbować mieć większy wpływ na swoje życie. Zbyt wielka pewność siebie sprawia, że nie zastanawiamy się nad decyzjami, tylko pędzimy po omacku. Bo przecież jesteśmy najmądrzejsi. To niestety tak nie działa. Na co zatem zwrócić uwagę przy podejmowaniu decyzji, byśmy w przyszłości ich nie żałowali?
Oto 5 rad dla Ciebie, które pomogą Ci w zrozumieniu, jak podejmować mądre decyzje:
1. Życie uczy doświadczenia
Jeśli mamy świadomość, że coś nam się już w życiu udało i potrafimy wypracować kompromis, łatwiej jest stanąć naprzeciw wyzwaniu „albo-albo”. Gdy rodzina wspiera całym sercem, a Ty masz świadomość, że błądzić jest rzeczą ludzką – intuicja Cię nie zawiedzie.
2. Świadomość swoich potrzeb
Zdarzało Ci się podejmować decyzje pod presją otoczenia? Chyba każdy z nas ma takie doświadczenia. Spełnianie oczekiwań innych nie prowadzi do niczego dobrego. Tylko pogłębia presję i brak pewności siebie. To dla Ciebie ta decyzja musi być dobra. Musi być podjęta w zgodzie z Twoimi przekonaniami, wartościami i celami. To Ty poniesiesz konsekwencje swoich postanowień, więc musisz wiedzieć, czego tak naprawdę chcesz.
3. Kompromis? Czemu nie!
Żadna z opcji nie wydaje Ci się dobra? Znajdź trzeci, najlepszy środek. To otworzy nowe możliwości i nie będziesz musiał wybierać między „posiadaniem ciastka, czy jego zjedzeniem”. Zastanów się nad odrzuconymi myślami. Może to co w pierwszej chwili wydawało się głupotą, po zastanowieniu się będzie najlepszym rozwiązaniem?
4. Określ priorytety
Pamiętasz osiołka z powieści Fredry, który umarł z głodu, bo nie potrafił podjąć jakiejkolwiek decyzji? Określ priorytetowe sprawy i nimi się zajmij. Kiedy te najtrudniejsze sprawy przestaną Ci zaprzątać głowę, łatwiej będzie Ci funkcjonować w codziennym życiu.
Brakuje Ci celu w życiu?
Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.
Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków
Nie rozpamiętuj tego, co było. Zaakceptuj decyzję, nawet jeśli inny wybór byłby lepszy. To co z tego, że kupiłeś droższy telefon, choć w innym sklepie mogłeś zaoszczędzić na tym samym modelu 100 zł. Świat się przez to nie zawali. Nie wracaj do przeszłości, tylko zajmij się rzeczami, które mają wpływ na Twoją przyszłość.
„Takie zdanie krąży czasem po Facebooku: You can’t steer a parked car. Nie możesz kierować zaparkowanym samochodem. Uwielbiam te fejsbukowe mądrości. Mam do nich słabość tak jak moja koleżanka Iza do hot dogów ze stacji benzynowej, choć wie, że nie są ani zdrowe, ani etyczne. I druga koleżanka, Asia, do kremów na cellulit. Nie może bez nich żyć, choć wie, że raczej nie działają i że od cellulitu nikt nie umarł. Jeśliby umarło te 90% kobiet, które go mają, zapanowałaby spora dysproporcja płci w naturze, a natura chyba nie może sobie na to pozwolić.
Wracając do samochodów i Facebooka — te złote myśli to na ogół oczywistości, o których jednak warto sobie regularnie przypominać. No bo to prawda. Nie można kierować zaparkowanym samochodem. Trzeba ruszyć. Potem można się zastanawiać, co dalej. Skręcić, zawrócić, przyhamować? Tak czy tak, najpierw trzeba wrzucić pierwszy bieg. Raczej nie wsteczny.
W krytycznych momentach mojego życia zdarzało mi się ruszać na oślep. Gdy nie dostałam się na wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych, z zapuchniętymi od płaczu oczami złożyłam papiery na filozofię na Uniwersytet Warszawski. Zdałam. Myślałam, że to tylko na rok, że potem będzie jednak ASP. Okazało się inaczej — filozofię prawie skończyłam, prawie obroniłam pracę magisterską z etyki doświadczeń na zwierzętach, a na ASP nie przestudiowałam ani jednego dnia i teraz nie żałuję. Cieszę się, że ruszyłam, zamiast stać na parkingu.
Gdy miałam kryzys małżeński, poszłam na ustawienia hellingerowskie. Spontanicznie. Choć teraz sobie myślę, że powinnam była odejść od męża, zamiast szukać pomocy w kontrowersyjnej metodzie terapeutycznej. Z odejściem poczekałam jednak do dwudziestej rocznicy ślubu. OK. Takie wyjście też okazało się dopuszczalne, a w kosmiczno-karmicznym rozrachunku (chcę wierzyć) nawet lepsze. Zwłaszcza że przy okazji na tych ustawieniach dowiedziałam się czegoś o sobie — i to było może ważniejsze niż to, co mnie oświeciło w kwestii małżeństwa. Najważniejsze jednak, tak sobie myślę, że coś robiłam, zamiast siedzieć i płakać.
W filmie Little Children dziewczyny dyskutują na temat pani Bovary, która — wiadomo — skończyła nie najlepiej: biedna (w sensie ekonomicznym), opuszczona, raczej niekochana. Po serii tragicznych romansów i fatalnych macierzyńskich pomyłek. „Ale przynajmniej coś robiła” — broni jej bohaterka Little Children grana przez Kate Winslet.
Tak, pani Bovary przynajmniej próbowała być szczęśliwa. Przynajmniej podejmowała decyzje, szukała, działała, wrzucała bieg, i to nie raz. I za to ją podziwiam.
Jeśli chodzi o mnie, zdołowana taką czy inną życiową porażką… ruszałam na broadway jazz, psychoterapię, chi kung, lekcje francuskiego, weekend z dietą detoks, warsztaty dwupunktu. No i kiedyś — na jogę. Hollywoodzki pomysł, żeby w chwilach zwątpienia z pudełkiem lodów oglądać seriale, nie rezonuje z moją osobowością. Próbuję więc inaczej wydobyć się z doła. Próbuję wprawić siebie i życie w ruch, żeby to, co złe, niewygodne, szybko się przetoczyło, zostało za mną. Żeby przejść do następnego rozdziału, wskoczyć na kolejny poziom. W moim przypadku działa.
Jeśli chodzi o jogę, to był cudowny, choć nieprzemyślany pomysł. Byłam wtedy na czwartym roku studiów — trochę już nimi znudzona. Z narzeczonym mi się nie układało. Odeszłam z pracy w jednej stajni. Drugiej nie szukałam. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Trochę zwlekałam z wrzuceniem pierwszego biegu, więc… kopnął mnie los. Czyli koń. Brzmi groteskowo, ale to fakt. Niezbyt mocno, ale był wstrząs mózgu i głowa wymagała szycia. Wylądowałam w szpitalu, w którym przez przypadek nocny dyżur miał chirurg plastyk. Cudowny zbieg okoliczności, który pozwala mi myśleć, że ten kopniak nie miał być ani zabójczy, ani za bardzo zmieniający rzeczywistość (blizna po szyciu jest piękna i ją lubię, a więcej skutków ubocznych nie ma).
Przebadana przez neurologa, zdrowa, choć lekko fioletowa wróciłam do domu. A narzeczony dzień później postanowił wyjechać na sesshin (to takie buddyjskie odosobnienie), zamiast czuwać przy mnie, jak zalecił mu neurolog. Dało mi to do myślenia. Gdy dochodziłam do siebie, z zapuchniętą twarzą (jakby zupa była za słona), zdana na łaskę przyjaciółki, która na pocieszenie karmiła mnie Grishamem, harlequinami i miesięcznikiem „Dziewczyna” (właśnie ukazała się polska edycja!), bardzo dobrze mi się myślało. Szare komórki ruszyły do akcji.
Miałam delikatnego doła i nadal zero pomysłów na to, co mogę robić w życiu, ale już wiedziałam, że na samym życiu mi zależy, więc coś muszę zrobić, żeby je zmienić na lepsze. Ledwo więc zrosła mi się rana po kopnięciu, znikła opuchlizna i obawa, że ruch może mi zaszkodzić na mózg, pojechałam na majówkę z jogą. Muszę przyznać, że pomógł mi w tym były-przyszły-były narzeczony-bumerang (ten od sesshin). Do tego, że powinnam jechać, przekonał i mnie, i swojego kolegę Jurka Jaguckiego, nauczyciela jogi. Mimo że kurs był dla zaawansowanych i cały wykupiony.
Jestem mu za to wdzięczna, bo cały ten pakiet: maj + las nad morzem + wegetariańska dieta + regularny sen + joga + jogini wokół sprawił, że poczułam się lepiej. Zobaczyłam, w jakim kierunku chcę podążać. Podjęłam decyzję co do drugich studiów, zaczęłam się uśmiechać, odetchnęłam głębiej. Wrzuciłam pierwszy bieg. Albo drugi, zakładając, że joga była pierwszym.
Teraz wiem, że gdy jest mi źle (czyli dość często), muszę ruszyć w dowolną stronę. Potem ewentualnie można zawrócić czy znów na chwilę zaparkować, ale ogólnie uważam, że w większości przypadków lepiej jest coś robić, niż nie robić. Bo nawet gdy zabrniemy bardzo, bardzo daleko, gdy przegapimy czternaście zjazdów z autostrady, a nasz wewnętrzny GPS zgubi kontakt z satelitą, i tak lepiej jest próbować, niż latami siedzieć w zaparkowanym samochodzie i oglądać świat przez szybę. Pewnie wiesz, że energia, jaką wkładamy (my, ale też samochód, statek, rakieta) w ruszenie, jest większa niż ta, która potem jest potrzebna do utrzymania kursu. Może więc cię to pocieszy — jak już ruszysz, potem będzie łatwiej. Cokolwiek postanowisz, będzie łatwiej w ruchu. Takie są moje doświadczenia.
A co do jogi… nie zawracałam. W moim przypadku okazała się drogą w dobrym kierunku. I jeśli ty też czujesz, że tym razem chcesz jej spróbować — zrób to. Nic nie tracisz, nawet jeśli się okaże, że w końcu porzucisz jogę i w zamian wybierzesz modern jazz albo psychoterapię. Ale pewnie tak nie będzie.
PRACA DOMOWA: Wrzuć pierwszy bieg. Kup karnet. Albo zapłać zaliczkę na wyjazd z jogą. Albo jedno i drugie. Stań na macie. Zobacz, co się wydarzy. Przecież, jakby co, możesz zawsze zejść z maty, wyjść z sali, wrócić z wyjazdu wcześniej. Niczego nie ryzykujesz.”
Fragment pochodzi z książki „13 lekcji jogi” Agnieszki Passendorfer.
Całe nasze życie polega na podejmowaniu decyzji. Mówi się nawet o tym, że osoby osiągające dużo w swoim życiu to te, które nie boją się podejmować decyzji i to tych dużej wagi, niosących za sobą spore ryzyko.
Coś w tym jest, że im więcej wyborów dokonujemy i im większy mają one potencjalny wpływ na nas i nasze otoczenie, tym łatwiej nam przychodzi podejmowanie kolejnych.
Lecz nawet mimo tego, że w ciągu całego życia podejmujemy ich całe mnóstwo i nawet jeśli ktoś, patrząc na nas z zewnątrz, może stwierdzić, że często są to decyzje sporego kalibru, to gdy dochodzi do takich najważniejszych, życiowych, to bardzo często dotyka nas paraliż.
Dlaczego tak się dzieje?
Ano dlatego, że nie lubimy, gdy coś tracimy. A decyzja z samej swojej natury powoduje, że coś musimy odrzucić i wybrać inną ścieżkę. Boimy się, że będziemy takiej decyzji żałować. Że nasze życie może stać się gorsze niż było do tej pory.
Ekscytacja potencjalnymi możliwościami zmiany przyćmiewana jest znacznie większym strachem, że coś może pójść nie tak.
Proces podejmowania decyzji to takie wieczne balansowanie pomiędzy tym ile zyskamy w wyniku zmiany, a tym ile możemy stracić, gdy jednak nie wszystko pójdzie po naszej myśli.
Czasem ten niepokój ma uzasadnienie w przeszłych wydarzeniach, a czasem nie ma realnych podstaw, bazuje jedynie na negatywnych wyobrażeniach przyszłości.
Zauważ, że cały strach wynika z tego, że mamy założony z góry jakiś scenariusz, chcemy by się on ziścił i nie chcemy żadnych, ale to absolutnie żadnych od niego odstępstw. A nie wiemy przecież, czy założony przez nas scenariusz jest faktycznie czymś dla nas najlepszym. Może czeka nas coś wspanialszego niż wyobrażaliśmy sobie w najśmielszych snach?
Z tego wynika pierwszy punkt przy podejmowaniu ważnych decyzji:
1. Daj sobie trochę luzu
Jeśli dopuścisz myśl, że pewnie nie wszystko pójdzie idealnie tak jak sobie zaplanowałeś, ale koniec końców wszystko się jakoś ułoży, to będzie Ci łatwiej puścić się nici wiążącej Cię z Twoim obecnym życiem i zaryzykować pójście w nieznane. Zmniejszysz trochę ciśnienie i być może ocieplisz myśli związane ze zmianą. Że co by się nie działo, to czeka Cię ciekawa przygoda i może już dla niej samej warto się zdecydować na zmiany.
Jeśli zmiana Cię nie zabije, to zawsze jakoś się odnajdziesz w nowej rzeczywistości.
2. Wymyśl trzeci scenariusz
Jeśli przeraża Cię zrobienie jednego, dużego kroku i masz do wyboru tylko dwa scenariusze, gdzie pierwszy to zostawienie wszystkiego po staremu, a drugi to duża zmiana, np. przeprowadzka do innego kraju, zmiana pracy czy partnera życiowego, to może będziesz w stanie wymyślić coś pośredniego?
Może nie inny kraj, tylko inne miasto w Polsce, gdzie też będziesz miał większe możliwości rozwoju niż w obecnym miejscu zamieszkania? Może nie zmieniać pracy tylko znaleźć sobie zajęcie dodatkowe? Może nie porzucenie partnera, tylko zmiana zasad panujących w waszym związku?
Daj sobie przestrzeń na znalezienie pośredniej drogi, nie wszystko jest czarno-białe.
3. pogłębiaj zrozumienie
Wydaje Ci się pewnie, że wiesz dlaczego chcesz daną decyzję podjąć, ale może tylko Ci się wydaje? Dotrzyj do trzonu tego, co Cię pcha do przodu, co jest Twoją siłą napędową w tej konkretnej sytuacji i dlaczego w ogóle pragniesz jakichkolwiek zmian.
To da Ci większą pewność siebie i więcej energii do działania poprzez bardziej klarowny obraz tego dokąd dążysz i dlaczego.
A jak to zrobić? Poprzez zadawanie sobie pogłębionych pytań „dlaczego / po co to robię”?
Na przykład chcę zmienić pracę. A dlaczego? Żeby mieć więcej pieniędzy. Ale po co? Żeby móc częściej wyjeżdżać na wakacje. Ale po co? Żeby odpoczywać razem z moją partnerką. A dlaczego? Żeby poświęcić sobie wzajemnie więcej czasu i stale wzmacniać nasz związek.
Zobacz, że z każdym pytaniem schodzimy do coraz ważniejszej, głębszej motywacji. Na odpowiednim poziomie jest nam łatwiej podjąć decyzję, bo wyraźnie zwiększają się korzyści, jeśli zmienimy coś w naszym dotychczasowym działaniu i zaczynają one przewyższać strach.
4. spisz za i przeciw – razem z punktacją
Prawdopodobnie masz mętlik w głowie i całe kłębowisko myśli. Ciężko w takiej sytuacji podjąć jakąś decyzję, bo nie masz nawet klarownej wizji tego co tak naprawdę stracisz, a co zyskasz wybierając jedno czy drugie rozwiązanie.
Spisz więc wszystkie za i przeciw dla każdego z możliwych wyborów, ale nie kieruj się tylko tym, czy długość kolumny z korzyściami przewyższa tę z wadami. Bardziej chodzi o wagę poszczególnych punktów, ponieważ jedna zaleta innej nierówna.
Dlatego do każdego stwierdzenia przypisz wartość punktową. Na przykład przy przeprowadzce zaletą może być to, że będziesz miał bliżej do pracy, a wadą to, że w nowej miejscowości nie ma Twojej ulubionej kawiarni. Bliskość miejsca pracy możesz ocenić na +5 punktów, a brak kawiarni na -2. Sumarycznie jesteś więc 3 punkty do przodu, choć na pierwszy rzut oka zalet jest tyle samo co wad – po jednej 🙂
Sekrety prawa przyciągania
A może chcesz zdobyć ebooka za darmo?
Jak dzięki mocy swoich myśli osiągnąć, co zechcesz w każdej dziedzinie swojego życia?
5. przyjrzyj się swojej decyzji w różnych stanach emocjonalnych
Gdy decyzja jest naprawdę poważna będzie w Tobie wywoływać różne emocje, czasem bardzo skrajne. Ciągłe myślenie o niej może też na dłuższy czas wprowadzać Cię w różny nastrój – zadumy, refleksji, ale może powodować też głęboki smutek czy nieuzasadnioną euforię.
Gdy już przemyślisz swoją decyzję i spiszesz różne ZA i PRZECIW, to daj sobie kilka dni na to, żeby przyjrzeć się swoim notatkom w innym stanie emocjonalnym. Gdy całość spisywałeś, gdy byłeś zadowolony i czułeś, że możesz przenosić góry, to podjęta decyzja może być oparta o zbyt optymistycznych przesłanki.
Z drugiej strony jeśli byłeś zdołowany, to może rozpatrywałeś całość w zbyt czarnych barwach i wszelkie scenariusze wydawały się nie do spełnienia?
Dając sobie czas i sposobność do przeżywania różnych emocji będziesz w stanie podjąć bardziej racjonalną, zrównoważoną decyzję.
Gdy decyzja jest już podjęta.
Gdy już podjąłeś decyzję, tak naprawde, czyli podążyło za nią już jakieś działanie, to odetnij wszystkie inne możliwości i przestań nad nimi rozmyślać. Teraz nie ma już czasu ani miejsca na to, aby się roztkliwiać nad tym, co by mogło się wydarzyć, gdybyś wybrał inaczej.
Teraz potrzebujesz 100% energii na wspieranie tej wersji którą wybrałeś, więc nie oglądaj się za siebie, tylko przyj do przodu na pełnych obrotach i wspieraj całkowicie… siebie w upewnianiu się, że decyzja którą podjąłeś była słuszna. Słuszna, bo Twoja i nie ma co się nad tym dłużej zastanawiać.
Najnowsze komentarze