Browsing Tag

joga

inne

BEZ SENTYMENTÓW. PRZYJAŹŃ, WSPÓŁCZUCIE, DOBRA WOLA I OBOJĘTNOŚĆ — ŚCIEŻKI DO OCZYSZCZENIA UMYSŁU (JS I.33)

22 sierpnia 2017

„Jedno z tradycyjnych spojrzeń na strukturę Jogasutr mówi, że Patańdźali przedstawia w swoim dziele trzy zasadnicze metody dla trzech typów uczniów. Pierwsza grupa uczniów to ci, którzy w zasadzie z natury mają spokojny i skoncentrowany umysł. Według tego spojrzenia praktykę dla nich — nakierowaną na utrzymanie tego stanu i pogłębienie go — przedstawia pierwszy rozdział Jogasutr (Samadhi pada). Druga grupa uczniów to tacy, którzy są najbardziej zaburzeni — brakuje im umiejętności koncentracji, rządzą nimi negatywne tendencje (kleśe), nad którymi zupełnie nie panują. Dla nich, według tej interpretacji, zalecaną przez Patańdźalego metodą jest krija joga (joga w formie działania), przedstawiona na początku drugiego rozdziału traktatu. Współczesnym odpowiednikiem praktyki dla takich osób w naszej kulturze jest psychoterapia grupowa. Wreszcie trzecia, największa grupa uczniów to ci, którzy nie należą ani do pierwszej, ani do drugiej z powyższych grup. Ich umysły nie są cały czas spokojne i skoncentrowane, ale też uczniowie ci potrafią już w pewnym stopniu panować nad sobą i mają podstawowe zdolności koncentracji. Dla tych uczniów przeznaczona jest główna metoda Patańdźalego — joga ośmioczłonowa.

Ta interpretacja, reprezentowana m.in. przez aczarję Śrivatsę Ramaswamiego, jest bardzo interesująca, szczególnie jeśli nie traktujemy jej zbyt dosłownie. W rzeczywistości trudno w sposób analityczny oddzielić od siebie te metody, gdyż żywe doświadczenie jest chaotyczne i nie ma odpowiedniej struktury. Niewątpliwie metoda zaprezentowana w pierwszej padzie traktatu, nazywana czasem nirodha jogą, stanowi pewną całość logiczną, tak samo jak krija joga i astanga joga (joga ośmioczłonowa). Tak jak napisałem powyżej, strategia pracy zaprezentowana w pierwszym rozdziale dzieła Patańdźalego sprowadza się do pewnej „technologii” utrzymania stanu spokoju umysłu i pogłębienia go. Zasadniczym elementem tej technologii jest omówiona w poprzednim rozdziale metoda vairagji i abhjasy, ale bardzo istotne są również przedstawione przez Patańdźalego sposoby oczyszczenia umysłu. Szczególne znaczenie w tych technikach mają cztery postawy, które są zalecane do kultywowania.

W sutrze I. 33 przeczytamy: Umysł zostaje oczyszczony poprzez kultywowanie przyjaźni w stosunku do tych, którzy są szczęśliwi, współczucia dla tych, którzy cierpią, dobrej woli w stosunku do osób prawych i obojętności w stosunku do tych, których postrzegamy jako złych [maitrikarunamuditopeksanam sukhaduhkhapunyapunyavisayanam bhavanatas cittaprasadanam].

Wjasa komentuje tę sutrę w następujący sposób (Jbh I.33): Spośród tych czterech należy pielęgnować życzliwość (maitri) dla wszystkich istot żyjących, gdy je spotkało doznanie szczęścia; współczucie (karuna) — dla nieszczęśliwych, zadowolenie (mudita) z dobrych, tolerancję (upeksa) dla mających zły charakter. U tego, który pielęgnuje je w ten sposób, (…) umysł (citta) oczyszcza się. Budda również odnosi się do tej koncepcji w Mahaparinirwana Sutrze: Wielka Życzliwość i Wielkie Współczucie są Naturą Buddy. Najwyższa Radość i Wielka Równość są Naturą Buddy.

Teoretycznie instrukcja Patańdźalego i komentarz Wjasy wydają się proste, ale prześledźmy przez chwilę faktyczny sposób funkcjonowania umysłu. Gdy widzimy kogoś szczęśliwego, często nie budzi to naszej radości i życzliwości, lecz zwykłą zazdrość i zawiść. Gdy spotkamy kogoś w gorszej od nas sytuacji, zamiast współczucia czujemy ulgę, że nie jesteśmy na jego miejscu. W ten sposób funkcjonuje umysł, który nie został poddany kontroli, i dlatego właśnie jest tak niespokojny. Gdy czytamy powyższe zdania z pewnej perspektywy, łatwo nam orzec, że opisują one zachowanie chorego umysłu. Jednak w realnych sytuacjach, porwani określonymi impulsami czy emocjami, działamy właśnie w ten sposób.

Patańdźali zaleca kultywowanie postawy przyjaźni (w buddyzmie ten termin ma nieco inne konotacje) tylko wobec tych osób, które są szczęśliwe.

Dla wielu osób podejście takie może się wydać okrutne. Jednak Patańdźali, ukazując praktykę, którą trzeba wykonać, nie kieruje się sentymentami i nie odwołuje się do pojęć „dobry” czy „zły”. Praktyki prezentowane w Jogasutrach znajdują się tam wyłącznie ze względu na ich działanie na stan umysłu, a nie ze względu na kategorie takie jak „piękno”, „dobro” etc. Przyjaźń w tym kontekście (w kontekście praktyki, a nie w kontekście społecznym) oznacza przebywanie na tym samym poziomie co druga osoba. Strategia, jaką sugeruje tu Patańdźali, to przebywanie w towarzystwie osób bardziej spokojnych, bardziej harmonijnych, bardziej uważnych, aby nasz umysł mógł absorbować te jakości. Tak pojęta praktyka maitri w niektórych szkołach jogi kulminuje się w koncepcji satsangi. (Sat w sanskrycie oznacza prawdę, sanga — towarzystwo, zgromadzenie). Satsanga jest przebywaniem wśród osób o tym samym, wysokim ideale lub w obecności nauczyciela. Śankara napisał w dziele Bhaja Govinda Stotram (pieśń 9): Satsanga przynosi nieprzywiązanie, z nieprzywiązania przychodzi wolność od złudzeń, która prowadzi do ustanowienia się w Jaźni. Ustanowienie się w Jaźni przynosi uwolnienie duszy. Jeszcze większe znaczenie przypisuje się sandze (wspólnocie) w buddyzmie — jest jednym z tzw. trzech klejnotów.

Wobec osób nieszczęśliwych, cierpiących Patańdźali zaleca rozwijać postawę współczucia. Tak jak napisałem powyżej, przyjaźń (maitri) w tym kontekście to przebywanie (lub dążenie do przebywania) w tym samym stanie co druga osoba. Gdy ktoś rozpacza, nie pomoże mu, gdy usiądziemy obok niego i też zaczniemy płakać. Współczucie nie jest tym samym co litość. Litość zawiera w sobie poczucie wyższości, a współczucie jest całkowicie wolne od wszelkiej pychy i egoizmu. Nie jest ani litością, która zawiera w sobie pewną radość z tego, że sami nie jesteśmy w czyimś położeniu, ani współcierpieniem z kimś. Nie należy współczucia mylić z empatią. Dalajlama powiedział w jednym ze swoich przemówień: Prawdziwe współczucie nie jest reakcją emocjonalną, lecz mocnym zobowiązaniem opartym na zrozumieniu. Dlatego prawdziwie współczujący stosunek do innych nie zmienia się, nawet jeśli zachowują się oni w sposób negatywny. Dlatego też współczucie musi być oparte na dogłębnym zrozumieniu drugiej osoby,
zrozumienie zaś — na procesie doświadczania, a nie na racjonalizacji. Współczucie nie jest związane z pobłażaniem ani przesadną surowością. Współczuciem powinien się kierować nauczyciel, nauczając swojego ucznia. Gdy jego działania wynikają ze współczucia, wtedy są dobre dla ucznia, gdy zaś działanie nauczyciela wynika z innych pobudek, np. pychy — będzie szkodził swojemu uczniowi.

Warto także pamiętać, że współczucie nie jest równoznaczne z chęcią zbawiania innych. Owa chęć pojawia się przecież z subtelnego poczucia własnej wyższości, z subtelnej, ukrytej pychy i egoizmu. Rozwój współczucia jest związany z rozwojem umiejętności obserwacji i widzenia, z rozwojem uważności.

Kolejna instrukcja, którą podaje Patańdźali, to rozwijanie dobrej woli w stosunku do osób cnotliwych, prawych. Gdy pochwali się czyjeś dokonania, czyjąś niezachwianą postawę, zawsze znajdzie się wielu krytyków, którzy zaczną wynajdywać braki chwalonej osoby. Ludzie zazwyczaj nie mogą uwierzyć, że ktoś jest rzeczywiście pełen zalet. Problem polega na tym, że gdy krytykujemy osobę prawą, nasz umysł rozumie to de facto jako krytykę prawości jako takiej. Gdy skrytykowana jest idea prawości, w dużej mierze pozbawiamy się punktu oparcia w naszym rozwoju, a otwieramy furtkę dla rozmaitych gier umysłu. Stąd instrukcja Patańdźalego, który nakazuje okazywać dobrą wolę osobom, które wydają nam się prawe. Ponadto rozwijając mudita — dobrą wolę, radość wobec osób czyniących dobrze, wyzbywamy się zazdrości w stosunku do innych ludzi i ekscytacji w stosunku do własnych osiągnięć. Ekscytację uważa się w tradycji medytacyjnej za przeciwieństwo mudity, ponieważ stan ten świadczy o egoistycznym lgnięciu do przyjemnych doświadczeń i o ciągłym poczuciu nienasycenia.

Mimo że autor Jogasutr nakazuje nam kultywować postawę (współ)radości wobec osób prawych, nie poleca potępiać tych, których postrzegamy jako złych. Nakazuje natomiast obojętność względem nieprawości czy względem osób czyniących źle. Ta, na pierwszy rzut oka dziwna, instrukcja wiąże się z doskonałą znajomością dynamiki funkcjonowania umysłu: gdy potępiasz zło, gdy walczysz ze złem, tak naprawdę czynisz je przedmiotem swojej koncentracji, wzmacniając negatywne oddziaływanie na swój umysł. Fryderyk Nietzsche napisał: Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać o to, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.

Swami Muktananda w swojej książce Dokąd idziesz? Przewodnik podróży duchowej opowiada indyjską historię o świętym i prostytutce, która to historia pośrednio ilustruje zasadność praktyki upekshanam (obojętności wobec nieprawości), a zarazem maitri.

W pewnym mieście w Indiach żył sobie sadhu. Był bardzo szanowany, a wśród jego uczniów znajdowało się wielu królów, artystów, uczonych i innych ważnych ludzi. Sadhu ten bardzo surowo przestrzegał reguł czystości. (…) Mieszkał na pierwszym piętrze swojego domu, a na tym samym piętrze w domu naprzeciwko mieszkała prostytutka. Dzień w dzień prostytutka wykonywała swój zawód (…), a chociaż sadhu przestrzegał celibatu i czystości, miał obsesję na punkcie sąsiadki. (…) Przez cały dzień obserwował prostytutkę, myśląc, jaka jest zła i grzeszna. (…)

Ale kiedy ta prostytutka miała trochę wolnego czasu, patrzyła na sadhu i przepełniała ją skrucha. Myślała: „Jaki on jest czysty i święty. A popatrzcie na mnie, w jakiej podłej jestem kondycji. Niestety! Nie ma dla mnie nadziei”.

Tak minęło wiele lat i pewnego dnia oboje umarli. Sadhu umarł otoczony przez swoich uczniów i wyprawiono mu pogrzeb z wielkimi honorami (…). Prostytutka natomiast umarła w samotności i nikt nie wiedział o jej śmierci, dopóki ciało nie zaczęło cuchnąć. W końcu przybyli urzędnicy miejscy i rozsypali w jej mieszkaniu DDT. Później wytaszczyli ciało i pogrzebali je bez żadnych ceremonii.

Dusze sadhu i prostytutki udały się na tamten świat, do biura paszportowego dharmy — prawości. Zbadano ich kartoteki i oboje dostali karteczki ze wskazaniem, dokąd mają się udać. Na karteczce prostytutki napisane było „niebo”, a na karteczce sadhu „piekło”. Sadhu był okropnie zdenerwowany: „Czy to jest sprawiedliwość? — krzyczał. — Posyłacie wstrętną prostytutkę do nieba, a czystego człowieka, takiego jak ja, do piekła! Jak zamierzacie to wytłumaczyć?”.

Urzędnik paszportowy (…) wyciągnął akta z kartoteki i pokazał je sadhu. „To prawda, że utrzymywałeś ciało w wielkiej czystości, że wykonywałeś wiele obrządków i praktyk religijnych. Dlatego kiedy umarłeś, twoje ciało zostało potraktowane z najwyższym szacunkiem i pogrzebane z wielkimi honorami. Ale oto jest sprawozdanie z tego, o czym myślałeś. Dzień po dniu nie przestawałeś myśleć [o prostytutce]: »Co za wstrętna kreatura. Jest taka zepsuta. Popatrzcie na tych wszystkich mężczyzn, którzy ją odwiedzają«”. Następnie wyciągnął akta prostytutki. „Oto, o czym ona myślała. Codziennie mówiła sobie: »O sadhu, jesteś taki czysty i wzniosły. O święty sadhu, ratuj mnie. Zbaw mnie«. Oczywiście jej ciało spełniało nieczyste uczynki i w rezultacie zostało potraktowane bez szacunku i pogrzebane tak, jak grzebie się nędzarzy. Ale ponieważ jej myśli były wzniosłe i czyste, została posłana do nieba, a ty, ponieważ myślałeś o grzechu i zepsuciu, musisz iść do piekła”.

Upeksa jest ciekawym terminem — nie oznacza ani apatii, ani antagonizmu, ani ucieczki. Jest to po prostu obojętność bez żadnego nastawienia, żadnego osądu.

* * *

Patańdźali sugeruje również inne sposoby oczyszczenia świadomości:
* poprzez wydychanie i wstrzymanie oddechu po wydechu (JS I.34);
* dzięki kontemplowaniu przedmiotu, który pomaga utrzymać stabilność umysłu (JS I.35);
* dzięki doświadczeniu wolnemu od trosk i świetlistemu (JS I.36);
* dzięki skupieniu umysłu na osobach wolnych od pragnień (JS I.37);
* poprzez odtwarzanie doświadczeń snu z marzeniami sennymi lub snu głębokiego podczas stanu czuwania (JS I.38);
* poprzez kontemplację dowolnie wybranego przedmiotu prowadzącego do równowagi świadomości (JS I.39).”

Fragment pochodzi z książki „Psychologia jogi…”, której autorem jest Maciej Wielobób.

inne

PRAKTYKI KONCENTRACYJNO-MEDYTACYJNE (JS III.1 – III.4)

13 czerwca 2017

„Praktyki koncentracyjno-medytacyjne w jodze określa się wspólnym mianem samjama (JS III.4). Dharana (koncentracja), dhjana (medytacja) i samadhi są kolejnymi etapami samjamy. Praktyki te są sednem jogi. O ile wiele systemów jogi doskonale sprawdza się bez asan czy pranajamy, o tyle nie ma systemu jogi, który nie odwoływałby się do praktyk będących odpowiednikiem samadhi.

Patańdźali uwzględnia pewną dynamikę w rozumieniu rozwoju praktyki koncentracji, dlatego przedstawia następujące definicje, wydzielając dla celów poznawczych pojęcia koncentracji, medytacji i samadhi:

Koncentracja jest zogniskowaniem umysłu na jednym obiekcie [deśabandhanaś cittasya charana] (JS III.1).
Medytacja zachodzi, gdy proces koncentracji jest jednostajnie i bez wysiłku utrzymywany przez dłuższy czas [tatra pratyayaikatanata dhyanam] (JS III.2).
W samadhi umysł (świadomość empiryczna) przejmuje właściwą naturę przedmiotu koncentracji (przedmiot i podmiot zlewają się w jedno) [tadevarthamatranirbhasam svarupaśunyam iva samadhih] (JS III.3).

Temat koncentracji i medytacji jest trudny do opisania. Z jednej strony procesy medytacyjne są proste w swoim mechanizmie, a z drugiej strony bywają czasem bardzo intymne. Doświadczenia psychologiczne związane z medytacją nie są przedmiotem zbiorowego omawiania na zasadzie grupy terapeutycznej, jednak warto dzielić się pewnymi wglądami, ponieważ wokół tego terminu narosło wiele nieporozumień. Dlatego też pozwalam sobie na poniższe dwa słowa, które proszę traktować raczej jako skromny przypis (a nie próbę komentarza) do powyższych fragmentów Jogasutr.

Gdy patrzymy na konstrukcję głównej metody Patańdźalego — jogi ośmiostopniowej — widzimy, jak poprzez praktykę umysł musi przejść drogę od złożoności do prostoty. Wbrew powszechnemu mniemaniu medytacja jest bardzo prosta (co nie oznacza, że łatwa!) i właśnie dlatego stanowi taką trudność dla naszego, zaplątanego w swojej grze, umysłu. Patańdźali prowadzi adeptów jogi drogą od stosunkowo bardziej złożonych praktyk: jamy i nijamy (które pozwalają „zarządzać” swoimi relacjami z innymi i z samym sobą), poprzez asanę, pranajamę, pratjaharę, do praktyk samjamy.

Na podstawie koncepcji umysłu w jodze, która została przedstawiona w rozdziale 2., można wytłumaczyć mechanizm procesu koncentracji i medytacji w następujący sposób: medytacja na danym przedmiocie koncentracji wyzwala samskarę (wrażenie) spokoju umysłu, która stopniowo usuwa inne samskary. Dlatego bardzo istotna jest rola pratjahary jako przygotowania do medytacji. Pratjahara uczy obojętności na bodźce z zachowaniem uważności. W medytacji oprócz koncentracji na wybranym przedmiocie oczywiście pojawiają się inne bodźce, które muszą być traktowane z obojętnością, a gdy umysł „ucieka” do tych wrażeń, musi być bez poczucia winy przywracany do skupienia na przedmiocie koncentracji. Te (czasami dosyć dziwaczne) wrażenia, które pojawiają się w trakcie medytacji, to właśnie różnorakie „schodzące” samskary. Gdy przenosimy naszą uwagę na nie, utrwalamy je i pozwalamy im zamieniać się na myśli, emocje etc. (poruszenia umysłu — cittavritti), zaś gdy pozostajemy z umysłem zogniskowanym na przedmiocie medytacji, uwalniamy się od nich (uwaga: pojawiających się wrażeń nie wypieramy, ale też nie przenosimy na nie uwagi, która zostaje skoncentrowana na przedmiocie medytacji!).

Z zacytowanych sutr Patańdźalego oraz z powyższych rozważań wynika, że zasadniczym elementem praktyk samjamy w jodze jest wybranie (a najlepiej otrzymanie od nauczyciela) przedmiotu koncentracji i przykucie do niego uwagi. Są oczywiście różne „szkoły medytacji”, które proponują rozmaite techniki medytacyjne, jednakże wszystkie one sprowadzają się do wyboru określonego przedmiotu koncentracji i skoncentrowania umysłu na tym wybranym obiekcie. Analiza jogicznej koncepcji umysłu pokazuje, że przedmiotem koncentracji może być w zasadzie każda rzecz, która będzie wytwarzała samskarę (wrażenie) spokoju umysłu. Często stosowane przedmioty koncentracji to: oddech, mantra, wizualizacja, wizerunek nauczyciela, wizerunek bóstwa, dźwięk, miejsce w ciele etc. Istotne jest jednak, aby po wybraniu lub otrzymaniu od nauczyciela odpowiedniego dla siebie przedmiotu koncentracji nie zmieniać go za każdym razem, gdy siadamy do praktyki. Szczególnie ważne jest to na pierwszym etapie, łatwiej jest bowiem umocnić koncentrację, gdy ogniskuje się uwagę na stałym przedmiocie (jednym i tym samym przez określony czas praktyki). Przez stosowanie jednego przedmiotu koncentracji możemy też obserwować rozwój zdolności umysłu do koncentracji.

W dalszej części traktatu Patańdźali stwierdza, że doskonalenie się w samjamie prowadzi do pojawienia się światła wiedzy (JS III.5), jak również, że proces doskonalenia się w ramach praktyk koncentracyjnomedytacyjnych następuje etapowo (JS III.6). W następnych sutrach Patańdźali podkreśla, że opisane tu procesy są wstępnym krokiem do samadhi bez zalążka (nirbija samadhi), w którym poprzez samskarę powściągnięcia (wrażenie spokoju umysłu) zostają zniszczone pozostałe samskary. Jogasutry zawierają również opis technik samjamy na konkretnych obiektach, które przynoszą określone, specjalne umiejętności (siddhi), jednakże Patańdźali ostrzega, że umiejętności te mogą być bardziej przeszkodą niż pomocą na ścieżce.”
Fragment pochodzi z książki „Psychologia jogi…”, której autorem jest Maciej Wielobób.

inne

NIE BIĆ GŁOWĄ W MUR: SZTUKA WŁAŚCIWEGO DZIAŁANIA — KRIJA JOGA (JS II.1 – II.2)

27 kwietnia 2017

„Odnosząc się do rozumienia metod praktyki, jakie zaprezentowałem na początku poprzedniego rozdziału, krija jogę możemy postrzegać jako metodę usuwania podstawowych zaburzeń funkcjonowania umysłowego, które przeszkadzają w dalszej praktyce. Oczywiście jest to spore uproszczenie, a nawet trywializacja, ale teza ta w dużej mierze znajduje swoje odzwierciedlenie nie tylko w sutrze II.2, która podkreśla, że celem krija jogi jest osłabienie negatywnych tendencji (kleśi) i przygotowanie do medytacji, ale też w samym charakterze praktyk. Warto zwrócić uwagę, że praktyki, które przedstawia Patańdźali w ramach jogi ośmioczłonowej (astanga joga), wymagają od ucznia zdolności do stawiania sobie zadań i ich realizowania. Dzięki realizacji kolejnych zadań w praktyce uczeń przechodzi na wyższą hierarchię celów. Jednakże nie każdy uczeń potrafi postawić sobie zadanie do realizacji, nie mówiąc już o praktycznym zrealizowaniu tego zadania. Dlatego właśnie Patańdźali na początku drugiego rozdziału (drugiej pady) Jogasutr przedstawia praktykę przygotowawczą w postaci krija jogi, która ma charakter — można by powiedzieć — psychoterapeutyczny.

W sutrze II.1 przeczytamy: Umiarkowanie, rytuały religijne i ofiarowanie swoich czynów Bogu stanowią jogę w formie działania [tapassvadhyayeśvarapranidhanani kriyayogah]. Termin „krija” zawiera rdzeń kr i oznacza „działanie”, „czynność”. Najwybitniejszy współczesny egzegeta Jogasutr, Sankhja-jogaczarja swami Hariharananda Aranya (1869 – 1947), tak tłumaczy etymologię terminu „krija joga”: działanie z zamiarem osiągnięcia jogi jest krija jogą.

Pierwszą praktyką konstytuującą krija jogę jest tapas — praktyka umiaru, głównie w mowie i jedzeniu. Wjasa w swoim komentarzu do sutr Patańdźalego (Jbh II.1) pisze: Kto nie praktykuje umiaru (tapas), nie osiąga jogi. Zanieczyszczenia umysłu, pstre od nieświadomych impulsów, skutków naszych uczynków i uciążliwości (…), bez praktyki umiarkowania nie ulegają rozbiciu. Ostrzega jednak, że tapas należy stosować na tyle, na ile nie zakłóca uciszenia (oczyszczenia) świadomości. Niewątpliwie brak umiaru powoduje złe samopoczucie i brak kontroli nad sobą. Jednakże przesadna samodyscyplina, w postaci np. wycieńczających do granic możliwości ćwiczeń fizycznych, długotrwałego głodowania, też nie prowadzi ani do stabilizacji stanu umysłu, ani do zdrowia. Hariharananda Aranya dodaje: W filozoficznym kontekście tapas oznacza dużo więcej niż po prostu kształtowanie fizycznej wytrzymałości. Oznacza tryb życia i postępowanie wymagające intelektualnej, moralnej i emocjonalnej dyscypliny w celu urzeczywistnienia prawdy o świecie i o sobie samym. Tapas w krija jodze jest swego rodzaju praktyką wprowadzającą wątki abhjasy i vairagji (zob. JS I.12 – I.16). Przypomnijmy, że abhjasa jest nieprzerwanym wysiłkiem w celu osiągnięcia stanu spokoju umysłu i powinna być kontynuowana ze szczerym oddaniem; natomiast vairagja jest stanem, kiedy umysł traci całe swoje pożądanie do obiektów widzianych lub opisanych w pismach. Tezę tę wydaje się potwierdzać cytat z Bhagawatapurany (Śrimad-Bhagavatam), gdzie jest napisane: kama tyaga tapah ucyate — tapas (umiarkowanie) jest tym, co uwalnia cię od pragnień.

Kolejnym elementem praktyki krija jogi jest svadhjaja, która w tym wypadku oznacza świadomy i zaangażowany udział w rytuałach danej religii. Wjasa komentuje (Jbh II.1): Svadhjaja polega na powtarzaniu modlitw lub mantr (…) i czytaniu nauk o wyzwoleniu z cierpienia. Realizacja rytualnych praktyk ma przygotować umysł do kolejnej praktyki, jaką jest iśvarapranidhana.

Termin „iśvarapranidhana” jest tłumaczony przez Wjasę w następujący sposób (Jbh II.1): Iśvarapranidhana polega na ofiarowaniu Iśvarze (Bogu) wszystkich czynów lub na wyrzeczeniu się ich owoców. Iśvara (z sanskr. Pan), jak zauważa Patańdźali w sutrze I.24, jest szczególnym puruszą, całkowicie wolnym od uciążliwości, nieskalanym działaniami oraz nietkniętym przyczyną i skutkiem. W kolejnych sutrach kodyfikator jogi pisze że Iśvara jest nieprzewyższalnym zalążkiem wszechpoznania i pierwszym nauczycielem.

Krija joga to niezwykle doniosła praktyka, w której dążymy do tego, by akceptować owoce naszych czynów, zanim tych czynów dokonamy. Zatem iśvarapranidhaną nie jest pogodzenie się z negatywnymi rezultatami naszego działania (ponieważ nie ma innego wyjścia). Iśvarapranidhana to zaakceptowanie efektów naszego działania, jakiekolwiek by były: pozytywne czy negatywne, zanim podejmiemy to działanie. Choć nie jest łatwo wdrożyć tę praktykę, nietrudno się zorientować, jak transformujące może być jej działanie. Dlatego Patańdźali czyni tę właśnie praktykę kulminacją krija jogi.

W sutrze II.2. Patańdźali tłumaczy efekty krija jogi: Praktyka ta zmniejsza uciążliwości i prowadzi do skupienia [samadhibhavanarthah kleśatanukaranarthaś ca]. Wjasa komentuje to w następujący sposób (Jbh II.2): Gdy krija joga jest właściwie praktykowana, prowadzi umysł do skupienia (samadhi) i znacząco osłabia uciążliwości (kleśe). Ogień wiedzy różnicującej spala osłabione kleśe. Gdy uciążliwości są osłabione, nie mogą dłużej zaciemniać różnicy między buddhi a puruszą. Urzeczywistnienie tego sprawia, że guny przestają się manifestować.

Swami Hariharananda Aranya wyjaśnia, w jaki sposób krija joga zmniejsza uciążliwości i prowadzi do skupienia: Spokój ciała i zmysłów [uzyskuje się] poprzez tapas, predyspozycje do urzeczywistnienia prawdy poprzez svadhjaję, a stabilność umysłu poprzez iśvarapranidhanę.”

Fragment pochodzi z książki „Psychologia jogi…”, której autorem jest Maciej Wielobób.

inne

Rytuały

20 marca 2017

„Miałam 14 lat, gdy z własnej woli dałam się ubrać w granatowy mundurek (spódnica 6 cm za kolano) i włożyć sobie do ręki różaniec. Miałam 18 lat, gdy śpiewałam mantry, liczyłam oddechy i biłam pokłony, ubrana z kolei w buddyjską szatę. Potem poszłam na jogę. I to taką, w której znów liczy się oddechy, a sekwencja ruchów jest powtarzalna. Rytuały. Matematyka. Symetria. Mam do nich słabość. Jestem lekko autystyczna albo aspergerowa, albo obsesyjno-kompulsyjna — tak zawsze o sobie myślałam. Liczę kroki, oddechy, słowa, litery w słowach — od zawsze. Lubię, gdy jedzenie na talerzu nie styka się ze sobą. Nie znoszę jeść posiłków złożonych z dwóch dań. Ani dań, w których nie rozpoznaję składników. Zanim zrobię pierwsze powitanie słońca, moja mata musi leżeć idealnie względem klepek na podłodze. Potrafię ją wyrównywać kilka razy w czasie praktyki. Mam kłopot z relacjami. Bywa, że prawie przestaję oddychać, żeby… nie było mnie słychać, nie było mnie widać. Mam kłopot z emocjami. Czasem czuję się totalnie zamrożona. Jak Rain Man. Albo ten chłopak z genialnej książki Przypadek psa nocną porą.

I pewnie dlatego lubię rytuały. Dają mi poczucie bezpieczeństwa? A może je kocham, żeby się czasem wyłamać i poczuć radość rewolucjonistki? Hipisowską euforię? A może dlatego, że łatwo przy nich wpaść w trans? A może dlatego, że łatwo je ułożyć w łańcuszek i wtedy stają się kotwicą i motywacją do praktyki. Bo wystarczy zrobić powitanie słońca A, żeby potem B samo przyszło. A nawet… wystarczy rozłożyć matę. A nawet — w moim wypadku — wystarczy zaparzyć kawę w białym kubku, tym, który zawsze biorę sobie na drogę do szkoły jogi, żebym już do tej szkoły wyruszyła.

Ty na pewno też masz jakieś swoje rytuały, a kiedy wkręcisz się mocno w jogę, pojawią się nowe. Pewne rzeczy robi się podczas praktyki zawsze tak samo. I są też takie rzeczy, które robi się zawsze tak samo, i w dodatku się z nimi nie dyskutuje. Niektórzy lubią dyskutować i analizują treść mantry początkowej albo to, dlaczego ta pięta ma być w jednej linii z tamtą piętą, a linia w dodatku ma być równoległa do długiego krańca maty. Dlaczego tę asanę wykonuje się zawsze po tamtej? Z reguły takie analizy mają sens i rytuały w jodze daje się wytłumaczyć. Co nie znaczy, że trzeba się w ten sens wgłębiać. Nie wszystko trzeba wiedzieć. Mnie na przykład nie jest to niezbędne. Czasami po prostu jestem posłuszna. Daję się wkręcić w ten trans.

Powtarzalność praktyki wkłada moje życie w pewne ramy. Nadaje mu rytm. Zaznacza granice. A gdy mamy granice, owszem, czujemy się ograniczeni, ale czujemy się też bezpiecznie. To tak jak z bandami na ringu bokserskim. Czy z siatką na trampolinie. Wiemy, że nie wypadniemy. Możemy skakać.

Różaniec, koany czy liczenie w sanskrycie uspokaja. Ekam — wdech. Dłej — wydech. I tak dalej. To jak bandy na ringu bokserskim, szczebelki w łóżeczku dziecięcym, limit na karcie kredytowej. Wiem, jakie są granice. Wiem też, co będzie dalej. Wiem, ile zostało do końca. Wiem, czego mogę się spodziewać za cztery oddechy. Mniej więcej. I to jest to mniej więcej, które lubię.

To samo mniej więcej, które pozwala mi rano wstać, zaparzyć sobie kawę, wlać ją do białego kubka i jechać na jogę. Rozkładam matę i… ekam… wdech. Tak zaczynam dzień, a co stanie się potem… wiem mniej więcej. Czy tym razem złapię się za stopę w kapotanasanie, mostek będzie łatwy czy trudny, pojawią się ból, pot i łzy, a może mój nauczyciel da mi akces do nowej asany — tego nie wiem. I to jest ten element niespodzianki, który jest OK. Jest coś starego i coś nowego. Coś niezmiennego i coś nieokreślonego. Zamykanie całego życia w rytuały, schedule, plan lekcji nie jest dla mnie dobre, już to odkryłam. Bo wtedy buntuje się moja wewnętrzna hipiska i czasem obraca się to przeciwko mnie. Wpadam w depresję, tracę energię do życia, pojawia się smutek, panika albo totalne zmęczenie.

Jednak brak rytuałów też działa na mnie źle. Nie mam się czego przytrzymać, nie mam za czym tęsknić, nie mam na czym się oprzeć, nie mam za co się chwycić, gdy fale zaczynają mnie znosić tam, gdzie niekoniecznie mam ochotę płynąć. Nie mam deski ratunkowej, czyli mojej maty, w zasięgu wzroku. Łatwo mi się wtedy zgubić.

Kiedy z jakichś powodów nie mogę pojechać do szkoły, rozkładam matę w domu, w hotelu czy w innym miejscu, w którym akurat jestem. Moim rytuałem jest wtedy turkusowa travel mat Manduki, na której widać już smugi — wspomnienia praktyki w różnych miejscach świata. Czasem zapalam świecę, czasem nie. Staram się jednak podążać za rytuałem.

Sztuka w tym, by ilość (i jakość) tych rytuałów dobrać sobie do siebie. Nie przesadzić w żadną stronę.

Pewne rytuały dotyczące jedzenia (trochę już o tym pisałam) wpędzają mnie w ortoreksję. Pewne schematy małżeńskie — dotyczące spędzania weekendów, świąt, seksu, wizyt w teatrze, sprzątania, gotowania i tak dalej — również się nie sprawdziły. Granice, które stawiałam swoim dzieciom, też nie wszystkie były sensowne.

Trzeba z rytuałami postępować ostrożnie. Trzeba je także aktualizować. Kto wychodzi rano z psem? Kto ubiera choinkę w tym roku? Kto nastawia pranie? Kto ma ostatnie słowo w kwestii urlopu? Nie musi być zawsze tak samo. Rytuały wymagają update’u.

Choćby po to, żeby się nie rozleniwić. Bo każdy kodeks postępowania zwalnia z myślenia. A co, jeśli jest ograniczenie do 50 km/h, a na drodze pojawia się tchórzofretka? Trzymać się przepisów? Przejechać tchórzofretkę?

Wybierz sobie to, czego chcesz się trzymać bezwzględnie, co możesz traktować z elastycznością, a jaki zwyczaj, zasadę lub normę chcesz odrzucić. Jakie rytuały chcesz pokochać i przyjąć, a jakie traktować z rezerwą. W jodze często mówi się o wewnętrznym nauczycielu. Ogólnie rzecz biorąc, asany zostały przetestowane w ciągu tysiąca lat przez miliony joginów. Działają. Działają właśnie wtedy, kiedy jedna pięta z drugą piętą… i tak dalej. Ale czasem pojawia się na macie ktoś, kto ma takie ciało i taki umysł, które wymagają modyfikacji asany albo rezygnacji z niej. I czasem tylko ty i twój wewnętrzny nauczyciel jesteście w stanie zauważyć, czy to jest właśnie ten przypadek.

No i czasem fajnie jest być rewolucjonistką. Spontanicznie. Przespać mysore. I pójść na wegańskie gofry. Wegańskie, ale z konfiturą wiśniową, która prawdopodobnie ma cukier. Prawdopodobnie, nie sprawdzałam. Nie sprawdzam wszystkich norm. Czasem wrzucam na luz. I czasem zostaję też cztery oddechy w janu sirsasanie. Albo sześć. Albo nie pamiętam.

A kiedyś, o zgrozo, w cudownym warszawskim „Sklepie z goframi” zabrakło wegańskiego ciasta i zjadłam na niewegańskim, kakaowym. Polecam. Ale polecam też powrót do rytuałów po takiej niesubordynacji, i to dość szybko.

PRACA DOMOWA: W ciągu dnia obserwuj, ile z rzeczy, które robisz, to rytuały, nawyki, wypełnianie norm. Mycie zębów? Ten sam autobus do pracy? Ta sama latte po drodze? Zastanów się i wskaż rytuały dające ci poczucie bezpieczeństwa, które ci służy, oraz dające ci poczucie (złudnego) bezpieczeństwa, które cię ogranicza. Może coś zmienisz?”

Fragment pochodzi z książki „13 lekcji jogi” Agnieszki Passendorfer.

inne

Pierwsza pozycja

8 marca 2017

„Asana — tak mówimy na pozycję w jodze. Na przykład paścimottanasana — skłon do przodu. To była moja pierwsza asana ever. No, może nie pierwsza, bo przecież na WF-ie też się pojawiało coś z jogi i robiłam świecę po obejrzeniu Wojny domowej, i medytowałam w lotosie na warsztatach zen, a potem ćwiczyłam, patrząc na obrazki w książce Milana… No ale chodzi o pierwszą pozycję na zajęciach, które nazywały się „joga” właśnie.

Paścimottanasana. Mało przyjemna — wtedy. To było rano, po nie do końca przespanej nocy w samochodzie. Byłam zdezorientowana nową sytuacją. Bolały mnie pośladki, tyły nóg, plecy, ramiona i dłonie, ściskające pasek, bo z prostymi kolanami nie byłam w stanie przytrzymać się za stopy, a takie było zalecenie mojego pierwszego nauczyciela. Pasek był fioletowy. Kupiony na metry w pasmanterii na Śniadeckich w Warszawie. Na kilometry powinni sprzedawać te paski do jogi, bo czasem do stóp jest bardzo daleko.

Bolało mnie wszystko. Przez okno widziałam twarze chłopców z domu dziecka, bo ten ekskluzywny yoga retreat Anno Domini 1993 odbywał się w domu dziecka. Nie wiem, kto komu bardziej współczuł.

W końcu ja (sierotka?) cierpiałam na własne życzenie i za własne (choć częściowo pożyczone) pieniądze. Moi rodzice nie mieli z tym nic wspólnego — nie pili, nie bili mnie, nie porzucili, jak pewnie było w przypadku tych chłopców. Ja cierpiałam na własną odpowiedzialność. I w dodatku akceptowałam to cierpienie bez komentarza. Gdyby nasz nauczyciel — Jurek — niczym Christian Grey przykuł nas kajdankami do drabinek w sali gimnastycznej i prał nas pejczem za każdy błąd w asanie, też bym nie komentowała. No bo wrzuciłam już pierwszy bieg, ruszyłam z parkingu i chciałam jechać. Nie zamierzałam się poddać po pierwszym kilometrze. A raczej — centymetrze, jeśli liczyć odległość postępami na pasku.

Chociaż… nie tak miało być. Jadąc na jogę, wyobrażałam sobie raczej, że pierwsza asana oznacza błogi spokój, „Om” rozlewające się przyjemną wibracją po całym ciele i jednorożca, która zaniesie mnie na swoim grzbiecie do krainy wiecznej nirwany. Nie tak było. Ale nie poddawałam się. I tobie też nie radzę.

To się zdarza, że w trakcie jest różnie. Brakuje ci nie tylko rąk (żeby dotknąć nimi stóp), ale także cierpliwości, siły i oddechu. Drżą mięśnie. Nie do końca jesteś w stanie ogarnąć instrukcje. Które żebra są środkowe? Gdzie udo ma szczyt? Jak unieść kość ogonową i postawić łonową? Na czym?

W trakcie bywa niewygodnie, męcząco i niefajnie, ale to jeszcze nic nie znaczy. Najważniejsze, jak jest „po”. Ktoś kiedyś powiedział, że ćwiczymy po to, żeby potem poleżeć w śavasanie, pozycji trupa, czyli relaksie. Z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Albo w ogóle wykonanej pracy. Ale ćwiczymy też po to, żeby potem żyć. I życie po sesji jogi jest zdecydowanie lepsze niż przed sesją jogi.

Joga w dość bezpiecznych w sumie warunkach (zapomnij o Greyu) wprowadza nas w pozycje niewygodne, trudne, wymagające, podnosi nam poprzeczkę, wystawia na próbę. Tak samo jak życie. Tylko że życie robi to czasem znienacka. Jeśli wcześniej mamy to przećwiczone na macie — jak to jest, gdy nie jest super, jak to jest przekraczać swoje granice, zmęczyć się do bólu, przetestować swoją elastyczność — to potem w realu jest łatwiej.

Serio. Albo jak mówił osioł ze Shreka: serio, serio.

Dlatego ja cieszę się z mojej pierwszej asany. I cieszę się z każdej kolejnej. Im dłużej ćwiczę jogę, tym więcej mam siły, elastyczności, wytrwałości, żeby żyć. I przyjąć każdą pozycję, którą narzuci mi tak zwane real life.

Cieszę się też z każdej asany, która nie wychodzi. Bo przyjemnie jest obserwować postęp. To słowo nielubiane w jogowym środowisku (podobnie jak „rywalizacja”), bo — oczywiście — w jodze nie chodzi o postępy, a przynajmniej nie te widoczne w ciele. Bardziej chodzi o oddech, spokój, komfort, panowanie nad umysłem. Ale… jednak. Gdy pojawia się swobodniejszy oddech, swobodnieje też ciało i miło jest obserwować, jak odpuszcza sztywność, a nadchodzi siła.

Nawiasem mówiąc, z definicji asana jest pozycją, w której czujemy się dobrze i w której dobrze nam się oddycha. Więc moja paścimottanasana nie była asaną w pełnym tego słowa znaczeniu. Większość początkowych pozycji nie jest. Dążymy jednak do tego, by stały się one asanami ASAP.

I w trakcie tego dążenia fajnie jest zaobserwować postępy. Tak, poczucie komfortu na pewno, ale także te widoczne, fizyczne, czyli centymetr dalej, jeden oddech dłużej… Bo one przekładają się na postępy duchowe, wierzę w to. Tak jak siła fizyczna na psychiczną, elastyczność na macie na elastyczność w życiu, równowaga w utthita hasta padangusthasanie na równowagę emocjonalną. To wszystko jest zlinkowane. I kiedy najpierw nie wychodzi, a potem wychodzi, zastrzyk endorfin jest ogromny. I właśnie dlatego nie szkodzi, że nie wychodzi. Trzeba tylko się postarać, żeby ta pierwsza asana nie stała się ostatnią. Albo raczej żeby ta pierwsza pozycja stała się asaną tak szybko, jak to możliwe. I żeby kolejne pozycje — na macie, w życiu — też stawały się coraz wygodniejsze.”

Fragment pochodzi z książki „13 lekcji jogi” Agnieszki Passendorfer.

inne

Decyzja

27 lutego 2017

„Takie zdanie krąży czasem po Facebooku: You can’t steer a parked car. Nie możesz kierować zaparkowanym samochodem. Uwielbiam te fejsbukowe mądrości. Mam do nich słabość tak jak moja koleżanka Iza do hot dogów ze stacji benzynowej, choć wie, że nie są ani zdrowe, ani etyczne. I druga koleżanka, Asia, do kremów na cellulit. Nie może bez nich żyć, choć wie, że raczej nie działają i że od cellulitu nikt nie umarł. Jeśliby umarło te 90% kobiet, które go mają, zapanowałaby spora dysproporcja płci w naturze, a natura chyba nie może sobie na to pozwolić.

Wracając do samochodów i Facebooka — te złote myśli to na ogół oczywistości, o których jednak warto sobie regularnie przypominać. No bo to prawda. Nie można kierować zaparkowanym samochodem. Trzeba ruszyć. Potem można się zastanawiać, co dalej. Skręcić, zawrócić, przyhamować? Tak czy tak, najpierw trzeba wrzucić pierwszy bieg. Raczej nie wsteczny.

W krytycznych momentach mojego życia zdarzało mi się ruszać na oślep. Gdy nie dostałam się na wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych, z zapuchniętymi od płaczu oczami złożyłam papiery na filozofię na Uniwersytet Warszawski. Zdałam. Myślałam, że to tylko na rok, że potem będzie jednak ASP. Okazało się inaczej — filozofię prawie skończyłam, prawie obroniłam pracę magisterską z etyki doświadczeń na zwierzętach, a na ASP nie przestudiowałam ani jednego dnia i teraz nie żałuję. Cieszę się, że ruszyłam, zamiast stać na parkingu.

Gdy miałam kryzys małżeński, poszłam na ustawienia hellingerowskie. Spontanicznie. Choć teraz sobie myślę, że powinnam była odejść od męża, zamiast szukać pomocy w kontrowersyjnej metodzie terapeutycznej. Z odejściem poczekałam jednak do dwudziestej rocznicy ślubu. OK. Takie wyjście też okazało się dopuszczalne, a w kosmiczno-karmicznym rozrachunku (chcę wierzyć) nawet lepsze. Zwłaszcza że przy okazji na tych ustawieniach dowiedziałam się czegoś o sobie — i to było może ważniejsze niż to, co mnie oświeciło w kwestii małżeństwa. Najważniejsze jednak, tak sobie myślę, że coś robiłam, zamiast siedzieć i płakać.

W filmie Little Children dziewczyny dyskutują na temat pani Bovary, która — wiadomo — skończyła nie najlepiej: biedna (w sensie ekonomicznym), opuszczona, raczej niekochana. Po serii tragicznych romansów i fatalnych macierzyńskich pomyłek. „Ale przynajmniej coś robiła” — broni jej bohaterka Little Children grana przez Kate Winslet.

Tak, pani Bovary przynajmniej próbowała być szczęśliwa. Przynajmniej podejmowała decyzje, szukała, działała, wrzucała bieg, i to nie raz. I za to ją podziwiam.

Jeśli chodzi o mnie, zdołowana taką czy inną życiową porażką… ruszałam na broadway jazz, psychoterapię, chi kung, lekcje francuskiego, weekend z dietą detoks, warsztaty dwupunktu. No i kiedyś — na jogę. Hollywoodzki pomysł, żeby w chwilach zwątpienia z pudełkiem lodów oglądać seriale, nie rezonuje z moją osobowością. Próbuję więc inaczej wydobyć się z doła. Próbuję wprawić siebie i życie w ruch, żeby to, co złe, niewygodne, szybko się przetoczyło, zostało za mną. Żeby przejść do następnego rozdziału, wskoczyć na kolejny poziom. W moim przypadku działa.

Jeśli chodzi o jogę, to był cudowny, choć nieprzemyślany pomysł. Byłam wtedy na czwartym roku studiów — trochę już nimi znudzona. Z narzeczonym mi się nie układało. Odeszłam z pracy w jednej stajni. Drugiej nie szukałam. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Trochę zwlekałam z wrzuceniem pierwszego biegu, więc… kopnął mnie los. Czyli koń. Brzmi groteskowo, ale to fakt. Niezbyt mocno, ale był wstrząs mózgu i głowa wymagała szycia. Wylądowałam w szpitalu, w którym przez przypadek nocny dyżur miał chirurg plastyk. Cudowny zbieg okoliczności, który pozwala mi myśleć, że ten kopniak nie miał być ani zabójczy, ani za bardzo zmieniający rzeczywistość (blizna po szyciu jest piękna i ją lubię, a więcej skutków ubocznych nie ma).

Przebadana przez neurologa, zdrowa, choć lekko fioletowa wróciłam do domu. A narzeczony dzień później postanowił wyjechać na sesshin (to takie buddyjskie odosobnienie), zamiast czuwać przy mnie, jak zalecił mu neurolog. Dało mi to do myślenia. Gdy dochodziłam do siebie, z zapuchniętą twarzą (jakby zupa była za słona), zdana na łaskę przyjaciółki, która na pocieszenie karmiła mnie Grishamem, harlequinami i miesięcznikiem „Dziewczyna” (właśnie ukazała się polska edycja!), bardzo dobrze mi się myślało. Szare komórki ruszyły do akcji.

Miałam delikatnego doła i nadal zero pomysłów na to, co mogę robić w życiu, ale już wiedziałam, że na samym życiu mi zależy, więc coś muszę zrobić, żeby je zmienić na lepsze. Ledwo więc zrosła mi się rana po kopnięciu, znikła opuchlizna i obawa, że ruch może mi zaszkodzić na mózg, pojechałam na majówkę z jogą. Muszę przyznać, że pomógł mi w tym były-przyszły-były narzeczony-bumerang (ten od sesshin). Do tego, że powinnam jechać, przekonał i mnie, i swojego kolegę Jurka Jaguckiego, nauczyciela jogi. Mimo że kurs był dla zaawansowanych i cały wykupiony.

Jestem mu za to wdzięczna, bo cały ten pakiet: maj + las nad morzem + wegetariańska dieta + regularny sen + joga + jogini wokół sprawił, że poczułam się lepiej. Zobaczyłam, w jakim kierunku chcę podążać. Podjęłam decyzję co do drugich studiów, zaczęłam się uśmiechać, odetchnęłam głębiej. Wrzuciłam pierwszy bieg. Albo drugi, zakładając, że joga była pierwszym.

Teraz wiem, że gdy jest mi źle (czyli dość często), muszę ruszyć w dowolną stronę. Potem ewentualnie można zawrócić czy znów na chwilę zaparkować, ale ogólnie uważam, że w większości przypadków lepiej jest coś robić, niż nie robić. Bo nawet gdy zabrniemy bardzo, bardzo daleko, gdy przegapimy czternaście zjazdów z autostrady, a nasz wewnętrzny GPS zgubi kontakt z satelitą, i tak lepiej jest próbować, niż latami siedzieć w zaparkowanym samochodzie i oglądać świat przez szybę. Pewnie wiesz, że energia, jaką wkładamy (my, ale też samochód, statek, rakieta) w ruszenie, jest większa niż ta, która potem jest potrzebna do utrzymania kursu. Może więc cię to pocieszy — jak już ruszysz, potem będzie łatwiej. Cokolwiek postanowisz, będzie łatwiej w ruchu. Takie są moje doświadczenia.

A co do jogi… nie zawracałam. W moim przypadku okazała się drogą w dobrym kierunku. I jeśli ty też czujesz, że tym razem chcesz jej spróbować — zrób to. Nic nie tracisz, nawet jeśli się okaże, że w końcu porzucisz jogę i w zamian wybierzesz modern jazz albo psychoterapię. Ale pewnie tak nie będzie.

PRACA DOMOWA: Wrzuć pierwszy bieg. Kup karnet. Albo zapłać zaliczkę na wyjazd z jogą. Albo jedno i drugie. Stań na macie. Zobacz, co się wydarzy. Przecież, jakby co, możesz zawsze zejść z maty, wyjść z sali, wrócić z wyjazdu wcześniej. Niczego nie ryzykujesz.”

Fragment pochodzi z książki „13 lekcji jogi” Agnieszki Passendorfer.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Zalety medytacji

25 lipca 2016
  • Chciałbyś lepiej poznać siebie, ale nie wiesz, od czego zacząć?
  • Twoja codzienność nie jest wypełniona spokojem i radością i nie znasz sposobu, jak osiągnąć harmonię?
  • Chciałbyś osiągnąć wewnętrzny spokój, ale wokół jest za dużo hałasu?

 

Jeśli jesteś gotów, aby medytując, poznać własne wnętrze, które kieruje Twoim życiem, to zapraszamy do świata medytacji i duchowej harmonii.

Poznaj zalety medytacji, o których opowiada Wojciech Filaber, autor książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji”.

PRZEBACZENIE

Medytacja pozwala na wewnętrzne przebaczenie, oraz wypuszczenie z umysłu treści i napięcia nagromadzonego w przeszłości. Bez przebaczenia, umysł operuje nieświadomie zmagając się z winą, złością, uczuciami niedopasowania do świata jednocześnie blokuje, oraz uniemożliwia prawidłowy proces rozwoju duchowego. Przebaczenie w medytacji pozwala na odpuszczenie ciężaru nagromadzonego przez lata. Umożliwia odpuszczenie wszystkim włączając siebie za wszelkie zło wyrządzone, wszelkie niejasności poprzez to spowodowane, i pozwala rozpocząć życie na nowo. Wewnętrzne wybaczanie polega na przebaczeniu w głębi serca za wszelkie niedogodności i niejasności, które miały miejsce w przeszłości i umożliwia utrzymanie stanu wewnętrznej przestrzeni oraz wolności.

W jaki sposób wykonywać medytacje wewnętrznego przebaczenia?

Podczas medytacji przywołaj obraz osoby, do której czujesz niechęć oraz wewnętrzny opór. Poświęć chwilę na to, aby poczuć tę osobę na wysokości klatki piersiowej i w sercu powiedz: „Wybaczam ci wszystko to, co mi wyrządziłeś i co sprawiło mi ból. Wybaczam ci wszytko to, co celowo lub też zupełnie nieświadomie wyrządziłeś za sprawą swoich myśli, słów i czynów.” Powoli pozwól, aby ta osoba pozostała obecna w twoim wnętrzu. Bez pretensji i oburzenia zaakceptuj jej obecność. Powiedź „wybaczam ci”. Następnie otwórz się na nowo. Jeśli ponownie boli, pozwól, aby bolało, zaakceptuj doświadczenie takim jakie jest. Rozpocznij wewnętrzną relaksacje, odpuść wszelką złość, gniew, i negatywne odczucia, które nagromadziły się przez lata. Powiedź ponownie: „Wybaczam ci” i pozwól, aby osoba, której wybaczasz też poczuła się uwolniona od wewnętrznego ciężaru, który nieświadomie ze sobą nosi.

Następnie przywołaj sobie do serca obraz osoby, którą chcesz poprosić o przebaczenie. Powiedź tej osobie: „Proszę o wybaczenie za wszystko to, co mogło wytworzyć w tobie ból. Proszę o wybaczenie wszelkich myśli, czynów i bezmyślnych słów, które spowodowały, że czujesz niesmak w stosunku do mojej osoby. Nie pozwól, aby ten niesmak, który nosisz wewnątrz blokował odbiór wybaczenia. Pozwól, aby twoje serce odpuściło i stało się dostępne. Pozwól sobie na to abyś sam sobie wybaczył i otworzył się na nowo w kierunku przemiany własnego wnętrza.”

Następnie przywołaj obraz samego siebie do własnego serca i z użyciem własnego imienia powiedź: „Przebaczam ci wszelkie czyny, które dokonałem poprzez zapomnienie, lęk i nieracjonalność własnego postępowania. Przebaczam ci wszelkie słowa, czyny i myśli, które mogły spowodować ból komukolwiek.”

Otwórz się na nowe możliwości wewnętrznej przemiany i przebaczenia. Odpuść sobie wszelką złość, gniew i niechęć, którą wytworzyłeś w stosunku do innych. Stwórz wewnętrzną przestrzeń i powiedź sobie: „Przebaczam ci wszystko”.

UZDROWIENIE

Medytacja pozwala na wewnętrzne uzdrowienie. Występuje ono wówczas kiedy umysł, ciało i dusza współpracują w całości, w jedności ze sobą. Rezultatem uzdrowienia jest stan pełnej świadomości, uważność, oraz dobre samopoczucie.

W jaki sposób wykonywać medytacje wewnętrznego uzdrowienia?

W trakcie medytacji wyobraź sobie, że twoje ciało stopniowo wypełnia się jasnym światłem począwszy od górnej części głowy do stóp. Podczas gdy wytworzone wewnątrz światło przemieszcza się od górnej części do dolnej, poczuj swoje mięśnie i umysł w stanie pełnej relaksacji. Przemieszczaj się z góry na dół kilkakrotnie koncentrując się na miejscach, w których odczuwasz ból. Wyobraź sobie, że te miejsca stanowią czarną substancję, która wypełnia twoje wnętrze. Następnie za pomocą wytworzonego wewnątrz światła, kawałek po kawałku rozpocznij usuwanie ciemnych cieni pozostawiając miejsca, w których one były wolne, jasne i pozbawione wszelkiego cierpienia lub bólu. Jeśli w dalszym ciągu odczuwasz wewnętrzny ból powtórz ten sam proces kilkakrotnie, ponownie koncentrując się na czarnych strefach.

Poczuj ponownie stan uzdrowienia, wewnętrznego uwolnienia od obszarów, które zawierały ból i cierpienie. Poczuj, że promieniujesz świecącym światłem i wypełniasz nim własne wnętrze. Poczuj jak promieniujesz tym światłem do całego świata. Poczuj, że to właśnie światło przywraca cię ponownie do dobrostanu fizycznego i umysłowego. Poczuj, że stan pełnego zdrowia jest dostępny dla ciebie „tu i teraz”.

Po zakończeniu ćwiczenia pozwól sobie po prostu być ze sobą, nie myśląc o niczym, bez oceniania, ani bez interpretowania każdego z nowo pojawiających się momentów. Pozwól sobie po prostu być w łączności z tym, co jest. Po zakończeniu ćwiczenia nie zapomnij wypić przynajmniej jednej szklanki czystej wody. Powtarzaj to samo doświadczenie każdego dnia, gdy tylko masz kilka minut wolnego czasu, w celu opróżnienia i uzdrowienia własnego wnętrza od wszelakich brudów. Wystarczy kwadrans, żeby doznać oczyszczenia.

OBNIŻENIE POZIOMU STRESU

Medytacja pozwala na zredukowanie poziomu stresu na przykład spowodowanego na skutek bezustannej pracy. Przebywanie ze sobą we własnej przestrzeni jest bardzo istotne i pozwala na obniżenie poziomu aktywności zachodzącej wewnątrz umysłu. W dodatku często medytacja pozwala na całkowite przywrócenie stanu wewnętrznego spokoju, wewnętrznego światła i energii. Dlatego też im bardziej poczujesz się zrelaksowany i wolny od stresu tym bardziej będziesz zdrowy, szczęśliwy oraz stabilny wewnętrznie.

W jaki sposób wykonywać medytację w celu zmniejszenia stresu w pracy?

Medytacja w pracy jest bardzo prosta. Wymaga ona trochę pracy z Twojej strony. Jeśli pracujesz blisko parku, lasu bądź też jakiejkolwiek roślinności, wystarczy, że skoncentrujesz swoją uwagę raz na jakiś czas na kolorze zielonym. Zatrzymasz wówczas swój umysł na kilka minut i rozpoznasz, że wszelkie procesy, które zachodzą wewnątrz, nie są trwałe ani prawdziwe, że są one tylko wytworem Twego umysłu narażonego na stres i natłok pracy. Jeśli pracujesz na otwartym powietrzu, staraj się od czasu do czasu wyjść na spacer, nabrać świeżego powietrza i skoncentrować swój umysł przez chwilę na czymś zielonym. Możesz też skoncentrować się na własnym chodzie, na krokach, które wykonujesz, lub też obserwować naturę, skupiając uwagę na odgłosach wydawanych przez ptaki czy też na wietrze unoszącym liście do góry. Następnie oczyść swój umysł, nie myśl o pracy, nie myśl o niczym. Po prostu kontempluj to, co przed Tobą. Zadbaj o to, by opuściły Cię wszelkie lęki, obawy, zmartwienia czy tez zakłopotanie. Jeśli niepokojące myśli pojawią się w Twoim umyśle, poczekaj, aż znikną. Doświadczysz wówczas obniżenia poziomu stresu. Zauważysz, że Twoje myśli przestaną wypełniać Twój umysł. Taka kontemplacja pozwoli, by w Twojej głowie pojawiały się nowe rozwiązania dotychczasowych problemów.”

Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Techniki Medytacji

18 lipca 2016

Czy jesteś gotów, aby medytując, poznać własne wnętrze, które kieruje Twoim życiem?

Pozwól zabrać się w świat medytacji i duchowej harmonii. Poznaj techniki medytacji, o których opowiada Wojciech Filaber, autor książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji”.

Koncentracja
Koncentracja to forma medytacji, która polega na połączeniu się ducha z centrum własnego bycia. Metoda ta polega na skupieniu umysłu na pojedynczym obiekcie. Istnieją dwa rodzaje medytacji. Zewnętrza i wewnętrzna. Medytacja zewnętrzna polega na „zajęciu się” wybranym obiektem, natomiast medytacja wewnętrzna polega na skupieniu się na własnym oddechu. W koncentracji zewnętrznej całą uwagę poświęcamy naturze, natomiast w koncentracji wewnętrznej uwaga odwraca się od świata zewnętrznego i zostaje skupiona na doświadczeniach wewnętrznych.

W jaki sposób wykonywać medytację, skupiając się na obiekcie zewnętrznym?
Cokolwiek robisz, odłącz wszystkie myśli, skup się uważnie. Kontroluj swoje impulsy, obserwuj uważnie wszelkie pojawiające się pomysły oraz wewnętrzne interpretacje, które pojawiają się w umyśle. Skup się, użyj siły koncentracji w celu oczyszczenia umysłu.
Zapomnij o czasie, skoncentruj się, pozostając pewnym, że jesteś w stanie dokonać tego, co robisz. Skoncentruj się na wybranym obiekcie, nie daj się rozproszyć. Pracuj nad umysłem od wewnątrz, aby stał się bardziej wyraźny i świadomy. Skup uwagę na własnej świadomości.

W jaki sposób wykonywać medytację, skupiając się na doświadczeniach wewnętrznych?
Cokolwiek robisz, skup się. Obserwuj wszelkie pojawiające się w Tobie myśli i doznania.
Skoncentruj się w pełni na własnym wnętrzu i na tym, czego doświadczasz w danym momencie. Zwróć całą uwagę w kierunku własnego wnętrza. Skoncentruj swoją uwagę na tym, czego doświadczasz wewnątrz, skup się na procesie oddychania, pozostań w łączności z własnym wnętrzem. Pracuj nad ciałem i umysłem, aby pozostały one w stanie pełnej świadomości i łączności z wnętrzem.

Zakorzenianie
Zakorzenianie polega na zachowaniu stanu całkowitej świadomości w relacji do obecnego momentu, własnego ciała i własnych odczuć. Ma ono na celu przywrócenie umysłu do stanu odłączenia z centrum własnego bycia, do kondycji polegającej na tym, że umysł jest w pełni zsynchronizowany z odczuciami wewnętrznymi. Zakorzenianie pozwala na ponowne przebywanie w obecnym momencie, na byciu „tu i teraz”, na niwelowaniu poczucia wewnętrznego rozproszenia i niezintegrowania z własnym wnętrzem. Celem zakorzeniania jest zapanowanie nad umysłem w taki sposób, aby był w pełni skupiony na tym, co się dzieje. Ponadto zakorzenianie umożliwia odświeżenie wewnętrznego stanu umysłu, poprawę samopoczucia i poprawę koncentracji.

W jaki sposób wykonywać medytację za pomocą zakorzeniania?
Usiądź wygodnie na krześle z wyprostowanymi plecami. Skoncentruj się na wdechu i wydechu, aż Twój oddech stanie się bardziej stabilny. Następnie skieruj uwagę na swoje nogi, wyobraź sobie, że wyrastają z niej korzenie, które wnikają w podłogę i następnie w głąb ziemi. Kiedy już poczujesz, że korzenie wniknęły do wnętrza ziemi, pozbądź się wszelkiej negatywnej energii tak, aby mogły one swobodnie i bez żadnego oporu wrastać w głąb podłoża coraz mocniej i silniej.

Wykonuj to ćwiczenie przez kilka minut i staraj się poczuć nową energię, która pojawi się i wypełni Twoje ciało, by w efekcie całkowicie odnowić stan umysłu. Z każdym oddechem będziesz czuł, jak resztki negatywnej energii filtrowane są poprzez właściwości oczyszczające, które posiada ziemia. Z każdym oddechem nowa, odnawialna moc będzie napływać, aby uzdrowić Cię i wewnętrznie umocnić.

Kiedy już jesteś całkowicie wypełniony pozytywną energią, wyobraź sobie, że Twoje korzenie powracają z głębi ziemi do stóp, do następnego razu, kiedy to będziesz miał potrzebę użyć ich ponownie.

Zrelaksuj się, rozluźnij stopy, rozciągnij mięśnie i powróć do obecnego momentu, do „tu i teraz”. Poczujesz się na nowo połączony z ziemią, pewny siebie i wypełniony spokojem.

Wizualizacja
Wizualizacja polega na świadomym kierowaniu umysłu ku założonym wyobrażeniom.

W jaki sposób wykonywać medytację za pomocą wizualizacji?
Zrelaksuj się i ułóż się w dogodnej dla siebie pozycji: możesz siedzieć na krześle lub podłodze, albo leżeć. Odpręż się, rozluźnij ciało i umysł, pozbądź się nagromadzonego napięcia. Zacznij od górnej części głowy bądź też od palców stóp, według Twojego uznania. Relaksuj każdą część ciała po kolei. Kiedy Twoje ciało będzie już wystarczająco zrelaksowane, łatwiej będzie Ci wprowadzić w ten sam stan swój umysł. Na początku doświadczysz natrętnej obecności myśli, które kumulują się w umyśle. Proces ten nastąpi, gdyż umysł nie jest przyzwyczajony do pomijania nagromadzonych w Twoim wnętrzu treści – zawsze chce być w pełni aktywny oraz pragnie w pełni uczestniczyć we wszystkim, co się dzieje dookoła.

Z czasem będziesz w stanie uwolnić się od wewnętrznego dialogu, dlatego też nie przejmuj się tym w obecnym momencie. Skup się na oddychaniu.

Nie próbuj zmieniać rytmu oddechu, niech będzie on naturalny, ale regularny. Zauważ, w jaki sposób oddech wprowadzany jest do Twojego organizmu, i w jaki sposób jest wypuszczany zarówno za pomocą ust, jak i nosa. Obserwuj swój oddech. Przechodź do kolejnego i kolejnego stadium, w coraz bardziej spokojny i relaksujący stan. Być może nie od razu, ale po kilku próbach będziesz w stanie doświadczyć całkowitej, wewnętrznej ciszy.

Skoro już osiągnąłeś stan względnego wyciszenia, wyobraź sobie czystą, niezapisaną tablicę. Teraz, na tej tablicy, zwizualizuj sobie, kim chcesz być i co chcesz w życiu osiągnąć. Zobaczysz, że to, co sobie wyobraziłeś i przedstawiłeś za pośrednictwem tablicy, z czasem się zrealizuje. Podążaj za wyobrażeniami, które tam zamieściłeś, i zaobserwuj, dokąd Cię zabiorą. Być może od razu ujrzysz nowe możliwości i szanse, różne inspiracje pojawią się za sprawą obrazów umieszczonych na tej tablicy. Pozwól im płynąć swobodnie i podążaj za nimi, dodaj do nich uczucia i emocje.

Oddychanie
Oddychanie jest niezbędnym elementem w procesie medytacji. Joga jest formą medytacji, która umożliwia wyćwiczenie odpowiednich technik oddychania.

Właściwe oddychanie umożliwia zregenerowanie umysłu od wewnątrz. Tylko poprzez odpowiednie techniki oddychania można osiągnąć właściwe cele i rezultaty medytacji. Aby swobodnie oddychać, należy pozbyć się wewnętrznych blokad. Zadaniem jogi jest uwolnienie ciała i umysłu od napięcia, nieodpowiedniego nastawienia, oraz złych nawyków, które uniemożliwiają prawidłowe oddychanie.

Powolne i pełne wydechy w jodze pełnią istotną rolę, ponieważ stanowią niezbędny element do nauczenia się prawidłowego oddychania. Tak więc właściwy wydech jest również niezbędnym elementem do prawidłowego i pełnego wdechu. Dlatego też należy dostatecznie opróżnić organizm z powietrza, w celu poprawnego i ponownego napełnienia. Prawidłowe oddychanie w jodze stanowi niezbędny element do prawidłowej koncentracji nad własnym wnętrzem.

Jak prawidłowo wykonywać oddychanie w jodze?
Aby upewnić się, że prawidłowo wykonujesz jogę, musisz wykonać następujące czynności: opróżnij swoje płuca całkowicie i pozwól, aby świeże powietrze dotarło na nowo do wnętrza. Następnie wyprostuj całe swoje ciało i ramiona, aby Twoje płuca mogły napełnić się powietrzem. Zawsze pilnuj, aby Twoje oddychanie było płynne i stabilne. Pozwól sobie na eksperyment i spróbuj następującego ćwiczenia: kiedy tylko poczujesz niepokój, połóż się na plecach, starając się uniknąć wewnętrznego napięcia. Pamiętaj, aby rozpocząć oddychanie powoli i głęboko od brzucha, poszerzając żebra i prostując plecy. Pozwól, by wypełniało Cię powietrze. Następnie dokonaj swobodnego, powolnego wydechu. Stosując powyższe techniki, będziesz w stanie doświadczyć korzyści, które ma do zaoferowania joga.”
Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.