Browsing Tag

Potęga życia

rozwój osobisty i osiąganie celów

Obwinianie

30 stycznia 2017

„Chcę tu przedstawić pewien przykład: historię skierowanego do premiera listu, który krążył na Facebooku. W owym liście mały, siedmioletni Piotruś pyta szefa rządu, dlaczego tak jest, że kiedy tata wraca do domu z pieniążkami, to strasznie krzyczy, że mało zarabia. Kiedy mama wraca do domu z tabletkami, narzeka, że lekarstwa są takie drogie. Tata krzyczy, że nie pojedziemy do babci na święta, bo nie ma za co kupić paliwa, itd. Piotruś prosi więc szefa rządu, aby ten zrobił coś, żeby wszystko było tańsze.

Autor listu jest nad wyraz elokwentny jak na siedmiolatka, prawda? Jednak nie spreparowany przez dorosłą osobę list jest ważny, a komentarze, które się pod nim pojawiły. Jeden z bardziej delikatnych i cenzuralnych brzmiał mniej więcej tak: „Nie trzeba być dzieckiem, żeby widzieć, że w tym kraju wszystko jest nie tak”. Pozostałe nie nadają się do cytowania w eleganckiej książce. Ruszyło mnie to, ponieważ reprezentuję inny sposób myślenia, i dlatego zamieściłem również swoją opinię. Napisałem, że nie wszystkie dzieci narzekają, że mają sfrustrowanych rodziców.

Że można oczywiście narzekać, ale nigdy nie jest tak, żeby od tego narzekania czegoś komuś przybyło. Może więc lepiej zadać sobie pytanie, co konkretnie zrobiłem, żeby mnie i moim dzieciom było lepiej. Jak się zapewne domyślasz, od razu pojawiły się kontrkomentarze – jak te o właścicielach prywatnych firm, którzy zatrudniają ludzi za najniższą krajową. Ktoś sprawdził, że prowadzę działalność gospodarczą, i dopisał sobie scenariusz. Odpisałem, że nie chodzi o to, że prowadzę działalność, tylko o to, że jeżeli będziemy narzekać, obwiniać innych, że jest nam niedobrze, że się nam nie powodzi, to na niewiele się to zda. A potrzebni są i przedsiębiorcy, i ludzie na etatach, i praktykujący studenci… Wszyscy są potrzebni. I nie znam nikogo, komu by od narzekania przybyło. Pojawiły się kolejne komentarze. Ostatni był bardzo ostry, mniej więcej takiej treści: „Wszystko jest do d…, rząd mnie okrada, nawet Lewy nie chce grać w reprezentacji”. I tak dalej.

Znasz takich ludzi? Pomyśl, czego można nauczyć kogoś, kto reprezentuje taki sposób myślenia? Czy taki ktoś jest w stanie przyswoić sobie nową wiedzę, skoro po brzegi wypełnia go zatęchła ciecz mętnych myśli? Otóż nie. Oby jak najmniej takich osób było w twoim otoczeniu. Zadbaj o to. Z takiego środowiska najlepiej jest zrezygnować, świadomie i jak najszybciej się od niego odciąć, ponieważ przebywanie w nim jest jak wejście do zanieczyszczonej wody – z pewnością pozostawi brudny ślad, że o zapachu nie wspomnę.

Warto przyjrzeć się, kiedy i w jakich sytuacjach obwiniamy innych. Najlepiej zacznij od siebie. Być może masz żal do rodziców za sposób wychowania, do szefa za podejście i relacje, jakie z tobą buduje. Jednak czasami obwiniamy „w dół”, na przykład swoje dzieci, zamiast wysłuchać ich racji. Może obwiniasz swoich podwładnych, zamiast ich inspirować do rozwiązania problemu? Jeśli tak się dzieje, to występujesz z pozycji silniejszego, wykorzystujesz swoją przewagę. Być może jest to dla ciebie łatwiejsze, bo drugiej stronie trudniej się w takim układzie bronić. Jednak w ten sposób nie dojdziesz do prawdziwego porozumienia, nie zbudujesz na obarczaniu winą innych niczego wartościowego. Ponadto, obwiniając kogoś, odbierasz sobie sprawczość nad własnym życiem i wszystkich wokół obciążasz swoim złym samopoczuciem.

Co się stanie, jeśli nie zrezygnujesz? Oto kolejna analogia, która to wyjaśnia. Wiesz, jak działają witaminy, co dają organizmowi? „Wzmacniają” – powiesz i oczywiście będziesz miał rację. A czy wiesz, że jeśli organizm jest zatruty, zanieczyszczony, jeśli są w nim jakieś niedobre bakterie i dostarczy mu się witamin, wówczas one wzmacniają nie tylko samo ciało, ale również te zanieczyszczenia?

Ujmę to tak: powiedzmy, że chcesz kogoś „wyprostować”, chcesz komuś pomóc, masz dobre intencje i mówisz mu na przykład: „Weź się do roboty, zrób coś, żeby poprawić swoją sytuację – jeśli masz złą pracę, to ją zmień, jeśli masz nieodpowiedniego klienta, to poszukaj innego…” itd. Wówczas dostarczasz mu takiej „witaminy”, która zamiast motywować do działania, powoduje wzrost agresji. Bo jeśli ten ktoś uważa, że to inni są sprawcami jego nieszczęść, twoje słowa mogą wywołać jego złość – pokazujesz mu, że to on robi coś nie tak. I to twoja „wina”, że się zdenerwował.

Być może znasz kogoś, kto się tak zachowuje. A może sam w ten sposób postępujesz? Możliwe, że ktoś w dobrej intencji dostarczył ci garść dobrych „witamin”, a twój „zainfekowany” organizm zareagował agresywnie.

Trzeba przyznać, że rezygnacja z obwiniania innych to trudna lekcja. Dlaczego? Bo żeby do niej dojść, trzeba uświadomić sobie swój sposób myślenia, swoje ograniczenia, swoje myśli, swój wewnętrzny głos. A to zwykle nie jest ani przyjemne, ani wygodne. Pamiętaj tylko, że jeśli tego nie zrobisz, nie będziesz miał szansy na rozwój, na to, żeby poznać nowe, bo sam się ograniczasz, pozwalasz „ściągać się w dół”.

Masz prawo teraz pomyśleć: „Jak to tak, mam nie obwiniać innych? Jak mam nie oskarżać innych ludzi, skoro oni naprawdę są winni mojego nieszczęścia? To mój partner mnie nie kocha, szef nie docenia, dzieci nie szanują…”. Pamiętasz, to ty nadajesz znaczenie sytuacjom. To od ciebie zależy, kogo uznasz za sprawcę wydarzeń w twoim życiu: siebie, innych, los, Boga…

Oto spostrzeżenie z prostego ćwiczenia: czy wiesz, że kiedy składasz dłoń tak, żeby na kogoś wskazać palcem, równocześnie trzy pozostałe kierujesz w swoją stronę? Sprawdź to. Mam rację?

Jeśli więc ciągle obwiniasz innych za swoje niepowodzenia, za brak atrakcyjnej pracy, za to, że składki na ZUS są zbyt wysokie, a paliwo jest zbyt drogie, zadaj sobie pytanie, co konkretnie możesz zrobić, żeby poprawić swoją sytuację. Bo szczerze powiedziawszy, uważam (i w związku z tym jestem „normalny inaczej”, do czego się z pełną świadomością przyznaję), że w naszym kraju jest dobrze. Pytanie tylko, do czego się porównujemy. To ty o tym decydujesz.

Jeżeli jednak tak bardzo chcesz narzekać, to wiedz, że każdego dnia możesz narzekać coraz więcej. Codziennie możesz wskazywać innych winnych swojego nieszczęścia. Za to ja mogę podać przykłady dziesiątek, setek osób, które odniosły sukces. I zapewniam, że nie są to ludzie, którzy koncentrują się na narzekaniu.

Obwinianie innych bardzo często ma źródło w obszarze nieświadomym. To się „samo narzeka”, tak niemal automatycznie, z rozpędu, bez zastanowienia się, prawda? I mogłoby się wydawać, że narzekanie bywa potrzebne. Czasem chcesz tak po polsku usiąść przy kawie, herbacie z przyjaciółmi i tak zwyczajnie, zdrowo ponarzekać. Jednak w rzeczywistości nawet takie niewinne narzekanie, obwinianie innych niczemu nie służy. Przecież można usiąść z przyjacielem, partnerem, sąsiadem i stworzyć coś dobrego.

Jedyne, czemu służy narzekanie, to usprawiedliwianiu naszego lenistwa: „Po co mam coś robić, skoro i tak inni wszystko zepsują?”. Umywam ręce, zdejmuję z siebie w ten sposób odpowiedzialność: „To wcale nie ja robię coś nie tak, to inni zawodzą”. Wygodne, prawda? Dobry pretekst, żeby nie zmieniać swojego życia. Jednak jeśli chcesz coś zmienić, to pierwszym bardzo ważnym punktem jest zatrzymanie się i postawienie sobie pytania: „Czy na pewno muszę obwiniać innych? A może będzie lepiej, jeśli przejmę część odpowiedzialności i zrobię coś konkretnego dla siebie i moich bliskich?”.

Czy znasz kogoś, komu od narzekania przybyło? Możesz powiedzieć, że politykom. Bardzo prawdopodobne, ale oni prowadzą pewną grę – na wierzchu jest narzekanie, a pod spodem dzieje się dobrze. Oni żyją z pozornego narzekania. A może osoby korzystające z pomocy społecznej? Niewykluczone, tylko czy chciałbyś odnieść taki „sukces” jak oni? Pewnie nie.

Zastanów się więc, czy każdego dnia zupełnie niepotrzebnie nie zrzucasz winy na kogoś za swoje niepowodzenie lub sytuację, w której jesteś. Bo twoja obecna sytuacja jest wynikiem twojego wcześniejszego myślenia. I twoja przyszła sytuacja również jest wynikiem twojego wcześniejszego myślenia. To trudne – nie mieć na kogo zrzucić odpowiedzialności za niepowodzenia, wziąć „winę” na siebie, ale wierz mi, że to otwiera nowe perspektywy.

Jak sobie poradzić z rezygnacją z obwiniania innych? Po pierwsze, trzeba zacząć wykształcać w sobie umiejętność patrzenia na sytuację z różnych punktów widzenia. Są dwie kategorie ludzi, którzy mają różne „ustawienia fabryczne”, różną naturę. Jedni ustawieni są na ja i z tej perspektywy spoglądają na świat, pozostali patrzą przez pryzmat inni. Tylko nieliczni są elastyczni i potrafią przełączać ustawienia w zależności od sytuacji. Właśnie tej elastyczności uczę podczas moich szkoleń. Aby nauczyć się patrzenia na daną sytuację z perspektywy drugiego człowieka, trzeba sobie wyobrazić, jak ona wygląda w jego oczach. Należy zadać sobie pytania: „Gdybym ja był na tym miejscu, to jak bym to widział?”, „Gdybym miał to doświadczenie, taką wiedzę, takie umiejętności i tyle lat, to ta sytuacja byłaby dla mnie…”. Potrenuj to, proszę, spójrz na twoje relacje z bliskimi ci osobami z ich perspektywy. Zobacz, czy dzięki temu skłonność do obwiniania ich będzie mniejsza. Po drugie, aby przestać narzekać, warto zastanowić się nad skutkami tej czynności – po co to robisz, do czego to może doprowadzić. Jeżeli zobaczysz negatywne rezultaty, rezygnacja z obwiniania może przyjść znacznie łatwiej.

Inną kwestią, którą trzeba przemyśleć, jest obwinianie siebie. Z tego również warto zrezygnować, jeżeli ci nie służy i nie motywuje do działania, nie zachęca do podejmowania wysiłku. Zdrowa dawka poczucia winy może oczywiście być motywująca, ponieważ popycha cię do takiej aktywności, aby to poczucie zatrzeć. Jednak zbytnie obwinianie siebie jest destrukcyjne, blokuje działanie i może zniszczyć życie. Poczucie winy zwykle wynika z doświadczeń, którym nadajemy znaczenie porażki. Kierujemy je do przeszłości, czyli w kierunku, na który absolutnie nie mamy wpływu. Brak poczucia wpływu przytłacza jeszcze bardziej.

Zrezygnuj z obwiniania się, zamiast tego zadaj sobie lepiej takie pytania: „Czego ta sytuacja mnie nauczyła, jak mnie ukształtowała, w jaki sposób mnie wzmacnia?”, „Jakich błędów dzięki temu mogę uniknąć w przyszłości?”, „Jak dzięki temu mogę pomóc innym ludziom?”. Obserwuj, jak te pytania na ciebie działają. Zrezygnuj z niezdrowego obwinia innych i siebie – to niczemu nie służy. To „zatęchłe” wyobrażenia, które odbierają ci siłę, zatruwając każdą kroplę czystego, dobrego myślenia. Pamiętasz pytanie z pierwszego rozdziału? „Kim byłbyś bez tego sposobu myślenia?”.”

Fragment pochodzi z książki „Potęga Życia” Lechosława Chaleckiego.

Wyszukano w Google m.in. przez frazy:

rozwój osobisty i osiąganie celów

Strach ma wielkie oczy

26 stycznia 2017

„Kolejny filtr to strach. Jeśli dokonasz interpretacji przez filtr strachu, to licz się z reakcjami: „pewnie mi coś nie wyjdzie”, „zdenerwuję się”, „coś mi się pomyli”, „co sobie o mnie pomyślą?”.

Dobrym przykładem są wystąpienia publiczne. Ponoć Amerykanie najbardziej boją się właśnie ich, Anglicy największy lęk odczuwają przed pająkami, potem przed wystąpieniami (sic!), a dalej przed śmiercią. Ja lubię wystąpienia, przemawianie i rozmawianie z ludźmi, dla mnie stanowi to sens życia, choć nie zawsze tak było. Dzisiaj oczywiście, jeżeli mam wystąpić przed nową publicznością, czuję podekscytowanie. Jednak aby zamienić strach na entuzjazm, świadomie musiałem nad tym pracować. Kiedyś tak dla zabawy zacząłem porównywać polski show Mam talent! z jego amerykańskim odpowiednikiem America’s Got Talent. Zauważyłem, jakie są różnice w reakcji uczestników na pytanie jurorów: „Jak się czujesz przed występem?”. Polacy zwykle odpowiadają coś w rodzaju: „Jest trema”. Reakcje amerykańskich kandydatów na celebrytów są inne – ci zwykle mówią: „I am excited”. To doświadczenie pokazuje, że interpretacja jest ważna: powiedz sobie, że się boisz, wówczas będziesz się bał, powiedz, że jesteś podekscytowany, a poczujesz ekscytację.

Powiedzmy, że w ciągu dwóch tygodni masz przygotować prezentację. To, czy podejdziesz do niej ze strachem czy z entuzjazmem, będzie miało następstwa – przygotujesz ją tak, aby twoje oczekiwania się potwierdziły. Podobno tylko dwa rodzaje lęku są biologicznie uzasadnione: lęk przed hałasem i lęk przed upadkiem. Wszystkie inne wytworzyliśmy sobie sami. Dla mnie osobiście pomaga świadome przeanalizowanie definicji strachu, którą kiedyś sformułowałem na własne potrzeby. Może przysłuży się również tobie: „strach jest naturalną reakcją, przygotowującą organizm na zmianę”. Co najmniej dwa punkty tej definicji są niezmiernie istotne. Po pierwsze, strach jest naturalną reakcją, czyli jeżeli coś jest naturalne, należy to zaakceptować, ponieważ walczyć z naturą nie ma sensu. Jeżeli coś jest naturalne, jest to też potrzebne. Do czego? Precyzuje to druga część definicji: do przygotowania organizmu na zmianę.

Pomyśl teraz przez chwilę – jaki jest twój oddech, jeżeli się czegoś boisz? Przyspieszony, prawda? Co z tego wynika? Dzięki temu więcej tlenu dostaje się do organizmu i do krwiobiegu. Jakie masz tętno w obliczu zagrożenia? Oczywiście szybsze, przez co bogata w tlen krew szybciej dociera do mózgu. W związku z tym uzyskujesz lepszy dostęp do zakamarków twojej pamięci. Dlaczego więc czasami dzieje się tak, że trema powoduje, iż zapominasz wcześniej wyuczonych treści? Jest to spowodowane tym, że negatywnie interpretujesz strach. Ma to swoje biologicznie wytłumaczenie: w takiej sytuacji obkurczają się twoje naczynia krwionośne, rośnie ciśnienie tętnicze i w efekcie mózg jest dotleniony słabiej. Ja w takiej chwili, kiedy pojawia się jakaś emocja, którą można powiązać ze strachem, mówię do siebie coś w rodzaju: „To super, mój organizm będzie gotowy na to, co ma się wydarzyć”. Jeżeli czeka mnie jakieś publiczne wystąpienie, mówię sobie: „Świetnie, będę miał lepszy kontakt z publicznością, lepszy dostęp do wiedzy i zapamiętanych przykładów”. I rzeczywiście tak się dzieje.”

Fragment pochodzi z książki „Potęga Życia” Lechosława Chaleckiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Emocje

16 stycznia 2017

„Mrowienie, łaskotanie, drżenie, wibrowanie, wrażenie przepływu, ociężałość, falowanie i pulsowanie w ciele oraz na skórze, wrażenie kłucia, ciarki, ból, palące lub zimne powierzchnie, skurcze mięśni… Można by tak wymieniać długo, ponieważ ludzie zwykle mają swoje własne określenia na odczucia powstałe w wyniku emocji. Warto sobie uświadomić, że owe odczucia nie biorą się znikąd: zawsze są efektem myśli, reakcją ciała na pojawiające się wspomnienia, obserwacje lub wyobrażenia. Skoro jednak proces nadawania znaczenia doświadczeniu jest nieświadomy, nieświadomie też rodzą się emocje. W rezultacie zauważamy i zapamiętujemy je, nie rejestrując myśli, które je poprzedzały.

Kiedyś jedna z uczestniczek moich szkoleń powiedziała:
Czasami jak coś powiem, to się potem tego wstydzę.
Co konkretnie musisz powiedzieć, aby poczuć wstyd? – zapytałem.
Nie pamiętam, co mówiłam, pamiętam tylko wstyd – odparła.

Słyszałeś kiedyś stwierdzenie „emocje rządzą światem”? Z punktu widzenia ewolucji emocje pomogły naszemu gatunkowi przetrwać i dojść do poziomu, w którym jesteśmy obecnie. Mogą uskrzydlić albo uziemić i są niezwykle ważne w procesie planowania i podejmowania decyzji. Jedne z bardziej pozytywnych znanych mi emocji towarzyszą zakochaniu. Człowiek zakochany ma u stóp cały świat, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Odczucia towarzyszące zakochaniu dodają siły, odwagi i pewności siebie.

Zakochani postrzegają świat w różowych kolorach i wykazują dużą skłonność do ryzyka. Przeżyłeś kiedyś ten stan? Jeżeli tak, to jestem pewien, że pamiętasz bardziej odczucia i emocje niż myśli, jakie towarzyszyły temu wyjątkowemu doświadczeniu. Po drugiej stronie emocjonalnej huśtawki mamy strach, niepewność, przygnębienie. Te emocje powodują powstawanie bardzo nieprzyjemnych odczuć, co prowadzi do zniechęcenia w podejmowaniu jakiegokolwiek działania lub do działania irracjonalnego.”

Fragment pochodzi z książki „Potęga Życia” Lechosława Chaleckiego.