Browsing Tag

rozwój

Droga do spełnienia

21. Idź za błyskiem

8 marca 2024

— Skały po prawej, skały po prawej!!! — alarmował majtek pokładowy z bocianiego gniazda na szczycie galeonu.

— Kapitanie, mamy problem! — Bosman Jack wpadł jak burza do kajuty kapitana siedzącego nad mapami. — Skały przed nami!

„Skały?! Skąd tu skały?! Na mapach nie ma w tym miejscu żadnych skał!”. — Przez głowę Vargasa pędzącego na górny pokład przelatywały gorączkowe myśli. Kiedy dotarł do steru, zaczął wypatrywać podwodnych przeszkód na kursie galeonu. Po chwili znieruchomiał. Skały były wszędzie!!!

— Kapitanie, nie damy rady ich ominąć, jest ich za dużo, wiatr z tyłu tak dmucha, że nie zatrzymamy ani nie zawrócimy naszego El Dragona. Zginiemy, ach, zginiemy! — lamentował na całe gardło Ameliusz Raz.

— Uspokój się, marynarzu — ryknął jak lew kapitan. — Poradzimy sobie! Cisza i spokój, wszyscy na swoje miejsca i słuchać moich poleceń!!!!

Kolejne piętnaście minut zmroziłoby krew w żyłach zamrażalnika. Najpierw Vargas manewrował galeonem to w prawo, to w lewo, zręcznie omijając ostre jak brzytwy skały wystające z morskiej toni. Trwało to może dziesięć minut. Następnie ni stąd, ni zowąd, ku przerażeniu całej załogi oddał ster w ręce Ameliusza Raza. Ostatnią fazę pokonywania podwodnego toru przeszkód marynarze przepłynęli z rozdziawionymi gębami i kiedy El Dragon minął ostatnią widoczną skałę, słychać było, jak na jego pokład spadają z serc marynarzy bardzo ciężkie głazy.

Tego wieczoru wszyscy musieli się napić. I to sporo. Przetrwali, mimo że byli już na granicy życia i śmierci.

Vargas pił razem z załogą, choć robił to niezmiernie rzadko. W końcu wyszedł na pokład zaczerpnąć świeżego powietrza.

— Nie rozumiem. — Bosman Jack, zataczając się nieco, „podpłynął” do kapitana. — Anton, jesteś przecież taki zapobiegliwy i ostrożny, więc dlaczego dziś podczas tego horroru oddałeś ster w ręce żółtodzioba? — Jack rzadko zwracał się do kapitana po imieniu, ale tym razem było to nawet na miejscu.

— Powiem ci, Jack. Dlatego, że tak mi przyszło do głowy.

— Hęę??? — żachnął się bosman Jack.

— Wiesz, że często podejmuję decyzje czysto intuicyjnie: wierzę w moją intuicję, ale tym razem do intuicji doszły „błyski”. Po prostu wiedziałem, co mam robić. Lawirowałem pomiędzy skałami, bo to z lewej, to z prawej strony pojawiały się różne sygnały, które wskazywały, co robić. Przed ostatnią przeszkodą nie pojawiły się sygnały, tylko intuicja, że właśnie ten żółtodziób nas uratuje. Miałem przeczucie, że ja bym nas zatopił. Dlatego oddałem ster.

— O mój Boże! — Jack dopił resztkę rumu i legł jak długi na pokładzie galeonu.

— Śpij, przyjacielu, śpij. To był ciężki dzień — powiedział Vargas i wrócił pod pokład.


Masz problem, szukasz rozwiązania, nie wiesz jak rozwiązać daną sytuację, siedzisz i naparzasz się w głowę jak tylko możesz. Nic nie skutkuje. Nie wiesz, czy masz ją rzucić czy z nią zostać, chyba Cię zdradza, ale nie wiesz na pewno. I właśnie w tej chwili dzwoni telefon. Odbierasz i słyszysz:

– Nie mogę we wtorek się z Toba spotkać – dzwoni Twój kumpel.

Odkładasz telefon i dalej myślisz, co zrobić z Twoją dziewczyną. Podejmujesz decyzję. Rzucasz ją. I rzucasz ją rzeczywiście. Po tygodniu dowiadujesz się, że ten chłopak, z którym się obejmowała, to jej brat z Mozambiku. Rzuciłeś ją, a przecież w odpowiednim momencie życie powiedziało ci „Nie” ustami Twojego kumpla, który odwołał spotkanie. Co się stało? Nie byłeś uważny.

Uważność jest kluczem do tego, by móc poruszać się przez życie, idąc za sygnałami „błysków”. Błyski to nic innego, jak podszepty intuicji. Przez intuicję należałoby rozumieć tę część nas, która wie, co dla nas dobre, wie, co powinniśmy zrobić, by w najgorszym razie nie narobić większego bałaganu niż ten, który już jest. Obojętnie, czy to nasz wewnętrzny bóg, czy anioł stróż, czy nadświadomość, czy mix nad i podświadomości. Komunikacja pomiędzy naszą świadomą strukturą, świadomym myśleniem, a tym, co niewidzialne, a co nas chroni, wspomaga, czy nas wspiera przez cały czas, jest nazywana popularnie intuicją. Każdy może sobie zmajstrować dowolną definicję i żadna nie będzie jakaś ogromnie wadliwa, bowiem tego mechanizmu nikt nie zdefiniował jednoznacznie, a już na pewno nie tak, by cała reszta się z tym zgodziła – przynajmniej ja o czymś takim nie słyszałem, a doktoryzuję się w tym temacie nie od dziś☺ Bezpiecznie będzie nazwać tę część, która się z nami komunikuje, naszą nadświadomością. Przyjmijmy, że to taka mądrzejsza część nas samych, która lepiej wie, co dla nas dobre, bo widzi i rozumie więcej niż nasza codzienna świadomość, której używamy.

Najogólniej wydaje się zasadnym stwierdzić, że jeśli korzystamy z tych podszeptów nadświadomości, to nieźle na tym wychodzimy. Co do samych form przekazu nam „tego, co dobre dla nas, a tego, co nie”, jest ich sporo. Komunikacja może następować poprzez nasze zmysły: możemy coś zobaczyć, poczuć, odczuć, usłyszeć. Możemy poczuć ucisk w splocie słonecznym lub ból w dowolnej części ciała, może nam się coś przyśnić, ale także, jak w naszym przykładzie z chłopakiem, który rzucił dziewczynę, mogą to być podszepty innych ludzi, zachowania zwierząt czy inne okoliczności, jak zmiany pogody. Trzeba być uważnym. Ćwiczenie się w odbiorze intuicyjnym jest niełatwym zadaniem. Jeszcze trudniejsze jest poleganie na „błyskach”, które nam się pojawiają. Jest to o tyle trudne, bo wymaga „zawierzenia”, że podpowiedź nam udzielana jest na pewno „z tego prawdziwego źródła”. A z wiarą jest tak, że wymaga praktyki, by stała się wiedzą. Czyli nie pozostaje nam nic innego, jak tylko ćwiczyć, jeśli chcemy intuicyjnie kierować się w tym, co robimy. Poza tym każdy może mieć indywidualny zestaw odczuć, interpretacji i narzędzi. Każdy z nas ma jakiś dominujący zmysł, każdy z nas jest indywidualny, inny od innych, choć z grubsza niby jesteśmy podobni.

Co do przykładów, może być ich sporo i jest. Czujesz dym papierosa, choć nikt nie pali. Okazuje się, że Twój kolega – palacz – czule myśli o tobie. Ktoś składa Ci propozycję biznesową, a ty w tym momencie czujesz niepokój w splocie słonecznym. Iść czy nie iść – „dzwoni radosny telefon”. Zrobić czy nie zrobić – i właśnie czytasz o tym w książce, jak ktoś miał ten sam dylemat i robiąc tak jak zamierzałeś, zrobił odwrotnie i odniósł porażkę. Spieszysz się na samolot, a tu zepsuł się samochód. Wzywasz drugi, a ten nie może odpalić, i coś Ci podpowiada, żeby nie lecieć. Odwołujesz swój lot, a później okazuje się, że samolot, którym miałeś lecieć, nie doleciał. Nie możesz znaleźć ulubionego młotka, by wbić gwóźdź, ale bierzesz ten młotek, którego nie cierpisz, i zamiast w gwoździa, walisz sobie w palec z całej mocy! Takie i inne historie. Trzeba czytać sygnały. Żeby je czytać, trzeba umieć je czytać. Żeby umieć je czytać, trzeba się w tym szkolić. Cała Ameryka. Coś Ci podpowiada, żeby dziś nie jechać tą najkrótszą trasą, którą zawsze dojeżdżasz do pracy. Ale nie. Ty jesteś mądrzejszy! No i pakujesz się w korek na dwie godziny, bo akurat był wypadek. Twoja intuicja wiedziała. Ty niestety nie. No ale ty przecież jesteś najmądrzejszy i dopiero, jak szef wylał Cię na zbity pysk z pracy, bo to nie było pierwsze spóźnienie, to widzisz, jaki jesteś mądry. A przecież intuicja mówiła…

Logika i rutyna, którą często posługujemy się w życiu (zresztą słusznie), zawodzi, kiedy pojawiają się okoliczności, o których nie mamy świadomości. Intuicja jest po to, by nam wskazywać, kiedy i co zmienić, czy co zrobić, by nie wdepnąć w gówno lub co zrobić, by odebrać nagrodę Pulitzera, Oscara, Nobla czy Frankensteina. Trzeba tylko jej słuchać i współgrać z tym, co podpowiada. Wtedy jest szansa na to, by częściej trafiać w dziesiątkę lub siódemkę niż w płot. No bo na co nam dziury w płocie?

Droga do spełnienia

22. Wspinaj się na szczyty na barkach gigantów

6 marca 2024

Wieczory na pełnym oceanie bywają raczej chłodne. Ten nie był chłodny. Był przyjemny. Gwiazdy rozpoczęły swoją codzienną wędrówkę po sobie tylko znanym niebie.

— Brema, opowiedz nam jedną z tych twoich historii — rzucił hasło Dobry Bud. Nikt nie wiedział, dlaczego Bud zyskał ten przydomek, ale jakoś wszyscy tak na niego wołali.

Brema z zadowoleniem zakręcił swój ponad siedemdziesięcioletni siwy wąs. Lubił opowiadać marynarzom różne historie, a marynarze bardzo lubili ich słuchać.

— To o czym dziś będzie? — ciągnął Dobry Bud.

— Hmm… — Brema zamyślił się, zamykając oczy. — O gigantach. Dziś będzie o gigantach. — I zaczął swoją opowieść.

Dawno, dawno temu, ale nie za górami i nie za lasami, tylko za siedmioma morzami, żyli giganci.

Nawiasem mówiąc, nietrudno było się domyślić, że stary wilk morski będzie snuł opowieść zza mórz, a nie zza lasów.

Brema kontynuował.

Giganci mieli w sobie potężną moc. Ludzie nie mogli się z nimi równać. Giganci byli raczej niechętni do obcowania z ludźmi, którzy wtedy tam żyli, bo ludzie byli zawistni, głupi i słabi nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie.

Kiedyś jeden człowiek założył się z drugim o to, że zdoła przekonać giganta, by ten pozwolił mu na swoich barkach wznieść się na Szczyt Osiągnięć. Ludzie zawarli zakład. Leo — bo tak nazywał się ów śmiałek, który zdecydował się usiąść na barkach giganta — poszedł na równiny, gdzie przebywali giganci, i upatrzył sobie jednego takiego — a miał ten gigant z dziewięć metrów: był wielki jak dąb — po czym wyjawił mu cel swojej wizyty. Gigant zgodził się, choć niezbyt chętnie, by na jego barkach człowiek mógł zdobyć Szczyt Osiągnięć. Ale postawił warunek.

— Siedem życzeń mych spełnisz — zażądał, a Leo na to przystał.

Zadania były niewyobrażalnie trudne, ale Leo był tak zdeterminowany, że wszystkie je wypełnił. Kiedy tego dokonał, wrócił do giganta i razem wyruszyli w podróż na Szczyt Osiągnięć.

Podróż do Góry Osiągnięć zajęła im osiem długich miesięcy. Przeżyli różne przygody i najczęściej Leo siedział wtedy na barkach giganta, który pokonywał przeszkody jedną po drugiej. Nie było możliwości, by człowiek bez tej pomocy dotarł do miejsca przeznaczenia — Leo sam tak kiedyś stwierdził, mówiąc to wprost do giganta.

Kiedy dotarli do Góry Osiągnięć, gigant zdjął Leo ze swego ramienia, postawił na ziemi i odwróciwszy się na pięcie, udał się w drogę powrotną.

— A ty gdzie??!!! — zakrzyknął Leo. — Przecież szczyt jest tak wysoko, jak tam wejdę bez twojej pomocy?

— Tak to już jest w życiu, Leo. — Gigant przyjął bardzo poważny ton. — Giganci mogą ci pomóc do czasu, do pewnego momentu, ale szczyt swoich osiągnięć musisz zdobyć sam.

— I co, i co, Leo zdobył ten szczyt? — zniecierpliwiony wykrzyknął Dobry Bud.

— Hmm… — zamyślił się Brema. — Pomyślmy…


Żyjemy wśród ludzi, zwierząt, otoczenia i przyrody. Jesteśmy częścią układanki o wdzięcznej lub niewdzięcznej nazwie życie. Biorąc pod uwagę tę okoliczność, trudno sobie wyobrazić, że człowiek sam w sobie mógłby być oderwany, „autonomiczny”, skazany na siebie. Żyjemy w sieci wzajemnych powiązań, zależności i układów. Bez pomocy matki, rodzica lub innych ludzi, nowonarodzone dziecko nie przeżyje. Bez nauczyciela nie będzie ucznia. Bez mędrca nie będzie głupca lub będą sami głupi. Rządzący zwierzętami instynkt przetrwania, jak to niektórzy nazywają, pozwala im egzystować, żyć i zabijać, by żyć. Wszystko jest zależne od czegoś. Akcja rodzi reakcję, a warunki nie biorą się same z siebie, tylko wynikają z przyczyn, które je tworzą. A teraz przełóżmy to na podejście do naszych działań, a w szczególności na to, co nazywam „wspinaniem się na szczyty na barkach Gigantów”.

Robiąc określone przedsięwzięcie, zakładając firmę, dążąc do dowolnego celu, czy to materialnego, czy jakiegokolwiek innego, możemy używać dźwigni. Dźwignią dla nowej firmy może być wsparcie finansowe lub włączenie do jej szeregów kogoś, kto zna się na biznesie. Dźwignią dla adepta medytacji jest i może być mistrz, który wskaże mu drogę. Gdybyśmy chcieli podzielić te dźwignie w jakiś sposób, można stwierdzić, że są dwa główne typy: materialne – jak np. pieniądze oraz niematerialne – wiedza. Przez pieniądze rozumiemy także sytuację, w której ktoś udostępnia Ci zaplecze logistyczne pod Twoją bazę. Niekoniecznie musi to być pieniądz wprost. Przez niematerialne możemy rozumieć nie tylko podpowiedzi co i jak dobrze jest zrobić, nie tylko naukę fachu, ale także wsparcie mentalne życzliwych osób, które często jest o niebo ważniejsze niż wszystkie pieniądze i wskazówki świata.

Co do samych Gigantów, to można powiedzieć, że tak najogólniej są to istoty lub szeroko rozumiane instytucje, które mają większą moc (szeroko rozumianą – materialną i niematerialną) lub wiedzę niż nasza. Korzystając z ich zasobów, możemy łatwiej osiągać nasze cele. Jeśli chcesz się nauczyć dobrze sprzedawać nieruchomości, idź do kogoś, kto robi to dobrze lub doskonale i ucz się od niego. Pracuj u niego za darmo, albo płać mu przez rok za to, żeby u niego pracować, jeśli nie chce słuchać o współpracy z Tobą. Jeśli chcesz stać się super mechanikiem samochodowym, znajdź najlepszego fachowca w tej dziedzinie i idź do niego na staż. Jeśli Twoje problemy mogą być rozwiązane przez powiększone zaplecze finansowe, to pożycz pieniądze. Choć z tym pożyczaniem pieniędzy to lepiej ostrożnie.

A teraz o zagrożeniach, czy może o wyobrażeniach, które mogą nam strzelać gole do naszych własnych bramek. Korzystanie z pomocy jakiejkolwiek dźwigni, jakiegokolwiek rodzaju Giganta, nie rozwiązuje do końca wszystkich kwestii, a jedynie albo aż wspiera nas w tym, by było łatwiej osiągnąć cokolwiek. Dobry fachowiec może nam przekazać wiedzę, ale to zupełnie inna kwestia, jak tą wiedzę zinterpretujemy, przyjmiemy i co najważniejsze, jak ją zastosujemy w praktyce, czyli jak będziemy nią posługiwali się na naszym własnym podwórku. Pieniądze same nie rozwiązują różnych kwestii, stanowią tylko zasób do wykorzystania. Od tego, czy to zasób potrzebny i właściwy, świadczyć będzie dopiero to, jak go wykorzystamy. Gdyby pieniądze same w sobie były rozwiązaniem na większość bolączek, abstrahując od dziedziny życia, w jakiej je wykorzystamy, to nie widzielibyśmy tylu plajt i nieszczęść następujących po niewłaściwym ich wykorzystaniu. Pieniądze szczęścia nie dają. Zgoda. Święta zgoda. Mogą natomiast pomóc w budowie szczęścia, tylko wtedy, kiedy właściwie z nich skorzystamy.

Jeśli masz jakiś projekt, jakiś cel, chcesz coś osiągnąć i chcesz to zrobić szybciej niż wolniej, to szukaj trampoliny w dowolnej postaci. Trampoliny, od której będziesz się mógł odbić i chwycić swoje marzenia, plany czy cele. Wiedz jednak, że tak naprawdę prędzej czy później będziesz musiał sam pokonać to, co jest w Tobie. Tak jest z każdym wchodzeniem na każdy godny szczyt. Dzieje się tak, bowiem tak naprawdę przeszkodą, jaką musimy pokonać, idąc na dowolny ambitny szczyt, jest nasze wyobrażenie o nim i nasze ograniczenia, które powodują, że jeszcze go nie zdobyliśmy. Zawsze ostatecznie pokonujemy samych siebie. Łamiemy swoje własne stereotypy, zmieniamy przekonania, nawyki, koncentrujemy się na określonych działaniach, najczęściej tych mniej przyjemnych, by rozerwać kajdany ograniczających nas uwarunkowań stojących na drodze do naszej wielkości w dowolnej dziedzinie.
A Giganci? Pomimo tego, że prawdziwi i dobrze dobrani Giganci to doświadczenie i wiedza, to moc i mądrość, trzeba pamiętać, że są tylko dodatkiem. Są pomocą na ścieżce, na naszej drodze. Prawdziwy Gigant jest w Tobie, to Twoja moc, która może przenosić góry i ruszać świat w jego posadach. Pytanie jest tylko takie, czy zdołasz w to uwierzyć, budząc swojego Giganta?

Droga do spełnienia

13. Celuj w gwiazdy

29 lutego 2024

— I raz, ciągnij linę, ciągnij linę!!! — To już przechodziło w rutynę, że kiedykolwiek zajrzało się na pokład galeonu El Dragon, ktoś wrzeszczał. Tym razem był to Koral, który będąc najgłośniejszym kibicem, a jednocześnie bratem marynarza Uwego, tak motywował go do wygranej.

Awans na statku to przywilej okupiony ciężką pracą. W tym właśnie dniu miało się okazać, który z marynarzy dostanie „o jedną belkę więcej na swoje pagony”. Było trzech kandydatów: Uwe, Sam i Bose i tylko jedno miejsce do obsadzenia. Miejsce nadzorcy takielunku — wszystkich ruchomych części galeonu powyżej pokładu.

Konkurencja z liną dobiegła końca. Uwe siedział ze spuszczoną głową. Do końca zawodów zostały trzy konkurencje. On był ostatni. Przeciąganie liny przerżnął z kretesem. Siedział na pokładzie i prawie płakał.

— Możesz wygrać! — Usłyszał nad sobą głos Korala.

— Co ty pierdzielisz, braciszku? Jak mogę wygrać? Sam jest najszybszy, Bose najsilniejszy, a ja cóż… Nadaję się chyba tylko do tego, by flądrom spod ogona wymiatać.

Koral się nie poddawał.

— Wyobraź sobie, że już masz tę funkcję. Nie patrz na to, co widzisz, tylko na to, co chcesz zobaczyć. Możesz wygrać, masz jeszcze trzy podejścia, nikt nie jest mądrzejszy niż ty.

— Całe życie będę majtkiem — dalej lamentował Uwe.

— Nieprawda, możesz być kapitanem. I będziesz, zobaczysz. Tylko przestań się mazać i bierz się do roboty. Celuj w gwiazdy!

— Że co? W jakie gwiazdy? — zapytał, podnosząc głowę, Uwe.

— Jeśli celujesz w gwiazdy, to w najgorszym razie wylądujesz na księżycu lub w przestrzeni kosmicznej. Jeśli celujesz w szczyt masztu galeonu, to nie dolecisz nawet do chmur, bo nie potrafiłeś sobie tego wyobrazić.

Uwe podniósł głowę i stanął prosto. Nie do końca rozumiał, co się działo, ale uwierzył bratu. Coś w nim po tych słowach się zmieniło, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyobraził sobie, jak celuje w gwiazdy.

Kolejne trzy konkurencje wyłoniły zwycięzcę. Kiedy Uwe odbierał od Vargasa gratulacje wraz z tytułem nadzorcy takielunku, kapitan zapytał:

— Jak ci się udało? Jak tego dokonałeś? Byłeś ostatni, a jednak wygrałeś.

Uwe uśmiechnął się i spojrzał na stojącego na czele tłumu marynarzy Korala.

— Celowałem w gwiazdy, kapitanie! Celowałem w gwiazdy!


„Energia idzie za uwagą”, dlatego można się spodziewać, że ta energia spowoduje, że zbyt poważne, czasem nawet z pozoru nierealne rzeczy, mogłyby przydarzyć się określonym ludziom. No bo jak wytłumaczyć np. to, że tacy, a nie inni ludzie po roku 1990 w Polsce obejmowali kolejno fotele Prezydenta czy Premiera? Aż do dnia dzisiejszego stanowiska od Prezydenta po Premiera w kolejnych RP są obejmowane niejako dlatego, że niemożliwe, nierealne, będące za pan brat z aberracją rzeczywistości rzeczy dzieją się. Ci panowie piastujący te urzędy musieli uwierzyć najpierw, że mogą. Zobacz, jaką potęgą jest siła Wiary!
Tendencja do tego, by coś się wydarzało, wydaje się mieć taką trajektorię, że trudniej jest osiągnąć coś, czego nie obejmujemy w swoim umyśle jako potencjalną możliwość do tego, by się zrealizowała. Można powiedzieć: „Ok., a Nikodem Dyzma?” Nikoś tylko to potwierdza.


Weźmy dwóch gości, którzy od małego pielęgnowali w głowie odpowiednio – Baltazar, by być Prezesem, Franc – by być ochroniarzem. Nie ma nic złego w jakimkolwiek celu, jeśli nie krzywdzi innych ludzi, innych istot, bo Baltazar zrealizuje się jako miliarder, a Franc jako ktoś, kto pomaga ludziom w tym, by czuli się bezpieczni. Chodzi o meritum. Po trzydziestu latach Baltazar ściska dłoń swojego szefa ochrony – Franca i pamiątkowe zdjęcie tej chwili zdobi kominki tych panów w ich domach. Czemu jest tak, że po latach ludzie lądują tam, gdzie myślą, że wylądują? Co jest tego powodem? Przypadek? No weź, proszę Cię! Przypadkiem mogę sobie zbić dużego palca u stopy, jak zapodam nieuważnie w kant sofy…choć z grubsza trzeba by było tu przywołać przyczynę, a nie „przypadek”.

Co płynie zatem z tych rozważań, i zaznaczę, że nie tylko teoretycznych? Analizując historycznie różnych ludzi, barbarzyńców, zbawców, złoczyńców, kaznodziei i złodziei, napotykamy na każdym kroku na schemat: twoje myślenie prowadzi twoją grę życia i rysuje scenariusz tego, co się w tym życiu wydarza.


Mamy w sobie ogromne potencjały energii i ogromne możliwości. Demagodzy traktujący nas jak stado baranów narzucili nam pewne wzorce społeczno-środowiskowe, mieszając je z historyczną gównoprawdą, czym, kim jesteśmy, po co i dlaczego. Narzucono nam kajdany przekonań i brzemię, jakie dźwigamy od dawna. Tym brzemieniem jest niewiara we własne możliwości. Brak wiary we własne siły, we własną moc, we własną drogę, która nam się należy jak świeży śnieg dziecku do lepienia bałwana, jest defektem i skazą na powłoce zawierającej programy naszych możliwości. Pierwotne programy naszych możliwości.
„Wyżej płota nie podskoczysz, miarkuj swoje zamiary, dostosuj się do rzeczywistości.” Jakiej rzeczywistości? Skoro jedyna rzeczywistość, jaka istnieje, to ta, którą postrzegasz? To do czego masz się dostosowywać? No do norm moralno-etycznych – zgoda, jakiś kodeks dobrze by było mieć, bo inaczej łby moglibyśmy sobie z szyj powyrywać. Natomiast w kwestiach możliwości i osiągnięć – to dawaj na gaz, ile możesz. No pewnie, że nie wszystko może Ci się udać zrealizować, ale mierząc w gwiazdy, nie chodzi o to, by wszystko ogarnąć, tylko o to, by zrozumieć, gdzie tak naprawdę jest Twoja moc. Albo zrozumieć, co jest źródłem niemocy.

Można byłoby sypnąć cytatami niby wielkich ludzi odnośnie celowania w gwiazdy, ale to nie musi być konieczne, żeby każdy zrozumiał, że jeśli dziś dajesz susa na długość 92 centymetrów, to za sto dni możesz skoczyć dwa razy tyle, jeśli nad tym popracujesz, jeśli to stanie się Twoją pasją. A co ma skok w dal w układzie celowania w gwiazdy? Ma i to sporo, dlatego że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ludzie mają różne fobie i kompleksy. Jedni uważają za szczyt swych możliwości by wyrazić inny wdzięczność, a drudzy nie mogą się doczekać, kiedy polecą na Księżyc. No, z tym lataniem na Księżyc to drobna dygresja – powodzenia – i wcale nie dlatego, że Księżyc to nie skała. Więc jeśli powiem, że „Celuj w gwiazdy” to metafora, to co poniektórzy mogą się poczuć jakbym drwił, ale w tym kontekście to ma sens.


Uśredniając, może to wyglądać tak, że masz większe szanse na kierownika, jeśli celujesz w fotel dyrektora, masz większe szanse na dyrektora, jeśli celujesz na prezesa, i masz większe szanse na prezesa, jeśli celujesz w żonę prezesa! Taki żarcik. Nadążamy przecież. I cały czas chodzi tu nie o pewność, ale o to, by zwiększyć szanse na „potencjalne możliwości”.
Tak z innej beczki, pomyślmy, czy większe szanse na to, że ktoś stanie się aktorem, jest to, że najpierw pójdzie do szkoły aktorskiej, czy nie? Tak statystycznie.

No więc, jeśli chcesz być wielki, celuj tam, gdzie siedzą Wielcy. Jeśli nie wierzysz w swoje możliwości, to trudniej będzie ci osiągnąć szczyty możliwości. Wybieraj, czy celujesz w stodołę sąsiada, czy w Gwiazdę Polarną?! Wybór zawsze należy do ciebie. Nie wybór, kim się staniesz, ale czego chcesz. Choć jeśli wystarczająco silnie będziesz się starał, osiągniesz to, jeśli celując w Gwiazdy, będziesz pamiętał, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Droga do spełnienia

19. Wielkie idee rodzą się w ciszy

27 lutego 2024

Medytacja to fajna rzecz. I jakże użyteczna. Vargas o tym wiedział. Nie był mistrzem żadnej medytacji, ale od czasu do czasu wykorzystywał możliwość, by pobyć ze sobą w ciszy, skutecznie odciąć się od czynników zewnętrznych.

Ciszę na morzu najczęściej można uchwycić w nocy, kiedy milkną już komendy marynarskie i okrzyki świadczące o tym, że załoga okrętu jest żywym organizmem. Jednak słowo „cisza” jest nieadekwatne i nieodpowiednie, bo przecież całkowitej ciszy i tak nie jesteśmy w stanie ani znaleźć, ani uchwycić, ani usłyszeć.

Od jakiegoś czasu głowa kapitana Vargasa zaprzątnięta była nietuzinkowymi pytaniami: „Po co tak naprawdę żyjemy?”, „Jaki jest cel życia?”. Dlatego od ponad dwóch tygodni nocą, kiedy większość załogi już spała, siadał na swojej koi i medytował, myśląc i nie myśląc.

Nie jest łatwo wejść w głąb siebie. Nie jest także łatwo uzyskać odpowiedzi na pytania, które są naprawdę ważne: „Skąd jesteśmy?”, „Dokąd zmierzamy?”, „Jaki jest cel naszego życia?”. Kiedy zadamy sobie takie pytania, jest nawet wielce prawdopodobne, że nie dojdziemy drogą zdroworozsądkową do żadnych istotnych konkluzji, podsumowań czy odpowiedzi. Ale jest jedno „ale”.

Noc była raczej pogodna, lekko wiał niekoniecznie ciepły wiatr. Vargas spacerował po pokładzie El Dragona. Robił to subtelnie, by nie stukać marynarskimi butami o deski, bo większość załogi była pogrążona we śnie.

Twarz Vargasa była spokojna i kapitan lekko się uśmiechał, chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Kiedy przystanął niedaleko rufy galeonu, ujrzał czuwającego Elfiego. Ten spojrzał na kapitana i zapiszczał:

— Kapitanie, ty świecisz!

Vargas zaśmiał się cicho.

— Tak, tak, Elfie, świecę. — Niezmiernie go rozbawił ten tekst młodego marynarza. Po chwili odrzekł: — Nie świecę, to takie złudzenie. Księżyc świeci na moją twarz i tak to wygląda, jakbym świecił.

— No tak, kapitanie, ale wyglądasz jakoś tak… spokojnie, dostojnie, jak posąg greckiego boga. — Elfie należał do tych marynarzy, którzy nie stronili od poezji i sztuki, a przynajmniej do tych, którzy odróżniali kulturę od sztuki. — Skąd taki nastrój, kapitanie?

— Wiem już, jak mamy płynąć, by dotrzeć do miejsca, które na nas czeka. Wiem, co i jak zrobić, kiedy i jak zmienić kurs, wiem to wszystko. — Vargas mówił rzeczywiście niczym nawiedzony bóg.

— Jak się dochodzi do takiej mądrości, kapitanie?

— Do niej się nie dochodzi, ona sama przychodzi wtedy, gdy ktoś jest gotowy.

— Czyli myślałeś o tym i wymyśliłeś? — Elfie jakby nie rozumiał, co powiedział Vargas.

— Nie, Elfie. Rozwiązanie przyszło wtedy, kiedy w ciszy myślałem o czymś zupełnie innym. Dasz wiarę?

Elfie już więcej nie pytał, a na nocnym niebie jaśniał księżyc i jaśniał kapitan Vargas.


Cisza – ciszą, medytacja – medytacją, a żyć trzeba. Pewnie, że jest chyba optymalnym rozwiązaniem, żeby każdy z nas przynajmniej raz na jakiś czas starał się wyciszyć, wejść do środka samego siebie, czy pomedytować. Nie tylko po to, by stać się świętym czy innym Buddą, ale dlatego, że to ułatwia życie, obniża napięcie nerwowe, pozwala nabrać dystansu do z pozoru ważnych kwestii, czy obniża ciśnienie krwi, która jest w nas burzona za sprawą nas samych, jak i otaczających nas okoliczności. Rozluźnienie i relaks umysłowy w sytuacji, kiedy zarabiamy na chleb myśląc, są jak wentyle bezpieczeństwa, by nie przegrzać silnika pod wpływem zbyt wysokiego ciśnienia, jakie płynie z tłoków. Nie ma tu żadnych czarów, ani nic nie jest za bardzo skomplikowane. Po prostu trzeba wyrównywać potencjały, zachowując równowagę i harmonię. Jeśli ktoś po dziesięciu godzinach ciężkiej pracy fizycznej idzie się wyluzować do siłowni, to jest wielka szansa na to, że zaniedbuje swoją intelektualną sferę. I odwrotnie. Urzędnik siedzący przez kilka godzin w towarzystwie bzdurnych papierów, niechże po robocie spróbuje gry w palanta, zamiast oglądać bzdurne kwestie w telewizorze. Nie będę rozwijał tego wątku, bo to nudne. Nadmienię jedynie kilka rzeczy, które wydają mi się sensowne w kontekście szukania rozwiązań pod nasze potrzeby.

Kluczykiem do drzwiczek naszej szkatułki wydaje się być „zmiana”. Zmiana otoczenia, zmiana podejścia, zmiana punktu widzenia, poprzez zmianę punktu siedzenia. Szczególnie istotna to kwestia wtedy, kiedy szukamy tak zwanych „kreatywnych rozwiązań”. Jeśli głowisz się nad czymś i nie możesz tego rozkminić w betonowych murach swojego biura, to wsiądź do swojego Mercedesa i jedź do lasu. Tam usiądź na pniu, zdejmij swoje podkute wyścigiem szczurów lakierki, zanurz swoje wypielęgnowane od manicure stopy w leśny mech i posiedź tak na tym pniu, dopóki dupa Ci nie ścierpnie. Wtedy wstań, przejdź się po lesie i pozbieraj grzyby, a jest wielce prawdopodobne, że schylając się po kolejnego muchomora, nagle pojawi Ci się w głowie schemat, jak pociągnąć temat sprzedaży Twoich produktów na wschodzie. Albo wpadniesz na to, wracając swoim Cadillackiem z lasu do miasta. Jeśli pracujesz łopatą, to po robocie wypożycz w bibliotece „Makbeta” i chociaż spróbuj ogarnąć o co w tym bełkocie chodzi. Być może wtedy pojawi Ci się schemat, jak Twoja brygada ma przerzucać żużel z jednej kupy na drugą.

Zasady i reguły mówią tak, że najpierw zadajesz pytanie, a później szukasz świadomie i logicznie rozwiązań, jednocześnie zadając je w nieskończoność. Nie wiesz, jaką podjąć decyzję, co zrobić, jak coś wykonać. Zadajesz pytanie sobie, pytasz innych, robisz burzę mózgów na dowolnym poziomie, który uważasz za właściwy i wygodny. I tak starasz się znaleźć rozwiązanie. Jeśli dochodzisz do punktu, w którym widzisz, że po kilku dniach, czy tygodniach, czy godzinach, głowa Ci paruje, a rozwiązania jak nie było, tak nie ma, to odpuszczasz… i zajmujesz się czymś innym. Według mądrych głów, wtedy Twoja podświadomość zaczyna dochodzić do głosu i już wiesz. Według mnie to nie podświadomość, ale nadświadomość, lub może mix powyższych, ale to operacyjnie bez znaczenia. Rozwiązanie może pojawić się nagle i z pozoru niespodziewanie. Trzeba tylko jeszcze umieć rozpoznać, czy ten impuls to prawda, czy podszept wrogiej publicystyki, ale o tym będzie w innym miejscu.

Co to wszystko może mieć wspólnego z ciszą? Czemu jest tak, że mówi się o tym, że cisza stanowi kolejny kluczyk błogosławieństwa? I o jaką ciszę tu chodzi? Można tę ciszę podzielić na dwie i pewnie na więcej, ale ja ją podzielę na dwie. Cisza zewnętrzna i cisza wewnętrzna. Cisza zewnętrzna to cały zgiełk i chaos informacyjny, jaki płynie do nas wciąż podczas naszego życia. Telewizor, ludzie wkoło nas, partnerzy, dzieci, psy, konie, karetki pogotowia, teściowa i inne takie. Tu rzeczywiście wyjście poza, zamknięcie się w swoim pokoju, wyłączenie zmysłów, a szczególnie słuchu, działa cuda, relaksuje i jest prawdziwym antidotum na stres, napięcie i zmartwienia. Joga, medytacja, chodzenie po lesie, w góry, przebywanie w miejscach, gdzie nie hałasuje nic – to podnosi poziom kreatywności, relaksuje, uzdrawia i to bez przesady.

A Cisza Wewnętrzna? To cisza naszego wewnętrznego dialogu z samym sobą – myśli płynące wciąż i bez przerwy, o przeszłości i przyszłości, o tym, co było i co będzie. I teraz, eureka! To właśnie zabiera nam moc, a co za tym idzie, kreatywność. To zaraza i plaga. Nasza moc jest tu i teraz, w tym miejscu, bez myśli. Myślenie o przeszłości i przyszłości osłabia nas, bowiem rozpamiętujemy to, co było, często żałując, a myśląc o tym, co będzie, często się boimy – żal przeszłości i strach przyszłości. Że kogoś skrzywdziliśmy, że nas mama nie kochała, że stary nas naparzał sznurem od żelazka, że ktoś nas molestował, że ktoś nas porzucił, że zabiliśmy kota sąsiada. Że jak zapłacimy za szkołę dzieci, na kogo one wyrosną, że wirus pojawił się i zabija, że wojna się szykuje, że konserwy w słoikach trzeba robić, bo nie będzie schabu na półkach sklepowych, że mamy raka i umrzemy. Z tym rakiem to rzeczywiście najpewniej umrzemy, jak tylko oddamy się w ręce onkologów z NFZ.

Rozwiązanie?! A walić to! Cisza wewnętrzna to pozbycie się ciągłych dialogów z samym sobą odnośnie tego, co było i tego, co będzie. Jak się nauczymy wchodzić w te momenty „bez dialogu wewnętrznego”, i wejdziemy w ten rodzaj ciszy, to mamy jak w banku, że nasza kreatywność wzrośnie, poprawi się zdrowie i intuicja, i zaczniemy dostrzegać rozwiązania, o jakich kiedyś moglibyśmy tylko pomarzyć.

Droga do spełnienia

8. Nie poddawaj się

22 lutego 2024

— Wojna!! Wojna!! — krzyczeli, podnosząc ręce do góry, marynarze. — Wojna!!!

Tak wilki morskie z galeonu El Dragon określały zdarzenie w rodzaju: ulubiona rozrywka marynarzy, czyli MMA. Ulubiona, bo to MMA, a rozrywka, bo miała miejsce zawsze wtedy, kiedy znalazło się przynajmniej dwóch takich, którzy mieli różne zdania na ten sam temat, i nie było innej możliwości, jak tylko ustalić ręcznie, który z nich ma rację.

Tego dnia naprzeciw siebie stanęli Gorilla i Lolek. Na „tablicy sporów” zapisano, co następuje: „Gorilla twierdzi, że Konstancja to panna najzacniejsza, posiadająca powabów po szyję, a Lolek uważa, że niekoniecznie, bo tak nie może być, skoro większość tych powabów Lolek już zna”. No i takie „męskie sprawy” zainicjowały „męskie granie” z cyklu: ten ma rację, kto komu po ryju nakładzie bardziej.

Ruszyli na siebie z impetem. Po kilku kuksańcach Lolek wskoczył na plecy Gorilli i zaczął okładać swego oponenta gradem argumentów ze zbioru pięści zaciśniętej. Pojedynek trwał i o ile można było przewidzieć, że w końcu któryś z oponentów przestanie mieć argumenty czysto fizyczne, by dowieść swej racji, o tyle w kwestii werdyktu nie było to już takie oczywiste, albowiem stare prawo wilków morskich głosiło, że ten przegrać może, który wypowie: „poddaję się”. Praktycznie oznaczało to, że dany jegomość mógł leżeć nieprzytomny w kałuży krwi, ale nie przegrał, bo nie wymówił owych dwóch magicznych słów, świadczących o tym, że uznał wyższość przeciwnika.

Pojedynek trwał jeszcze dwieście minut i warto dodać, że na tej podstawie powstał później scenariusz filmu o Rockym Balboi. Kolokwialnie rzecz ujmując, Lolek wpierdolił Gorilli, ale ten nie wypowiedział magicznych słów „poddaję się”.

Po trzytygodniowej rekonwalescencji, kiedy Gorilla siedział na łóżku w izolatce, wszedł żwawo Lolek i z impetem zaatakował:

— To jak, poddajesz się, leszczu?

— Nie poddaję się, flądro! — Gorilla patrzył twardo spode obitego i posiniaczonego jeszcze łba.

— No to powtórka z rozrywki — wrzasnął Lolek i znów można było usłyszeć na pokładzie galeonu słowa, które marynarze tak uwielbiali: — Wojna!! Wojna!!

I tak historia wydarzyła się trzykrotnie. Trzy raz Lolek rozwalał po wielu minutach napierdalanki Gorillę. Za trzecim razem, kiedy Lolek wszedł do izolatki i usłyszał od Gorilli, że ten się nie poddaje, usiadł na łóżku rekonwalescenta i zawyrokował:

— No, bracie, jesteś niezły twardziel. Nie poddajesz się. Jesteś twardy, choć dostajesz ode mnie łomot jak się patrzy. Zasługujesz na to. To ja się poddaję, bo ja już po pierwszym razie w przypadku takiego łomotu uległbym przeciwnikowi. A ty możesz sobie wygrawerować gdzie tylko chcesz hasło morskiego twardziela: „Nie poddaję się. Nigdy”.


„Kiedy życie jest twarde – Twardziele idą naprzód”. Można by rzec, że ten cytat wyczerpuje temat tego, że jeśli chcesz coś osiągnąć, a na Twojej drodze stają przeszkody, to trzeba trwać niezłomnie do momentu, aż przeszkody znikną. Teoretycznie to proste, ale to nie teoria buduje się rzeczywistość, tylko idącą za nią praktykę. A w praktyce, jak wiemy, bywa różnie.
Poza tym jest tu jeszcze kilka niuansów. Jednym z nich jest używanie inteligencji, wyczucia, intuicji w tym celu, żeby zdefiniować – wiedzieć – czy „nasza drabina jest oparta o właściwą ścianę”. Zdarza się bowiem, i to wcale nie tak rzadko, że to, co zamierzamy osiągnąć, wcale nie jest tego warte lub to zwyczajna fanaberia naszego umysłu, który ma tendencję do tego, by skakać po naszych zachciankach jak małpa po drzewie. Wypruwamy sobie flaki, dążąc do czegoś i nie poddajemy się, czołgamy się po tłuczonym szkle tylko po to, by na końcu tej drogi, kiedy już osiągniemy obiekt naszego pożądania, stwierdzić: „What the fuck!”. Nie ma radości, nie ma spełnienia i widzimy, patrząc wstecz, że to, co zamierzaliśmy osiągnąć, wcale nie było warte tych trudnych chwil, które wybrukowały naszą drogę do celu. Ale to może być wątek na inną okoliczność.

A zatem, jeśli wiemy, że to, co chcemy osiągnąć, to naprawdę cel wart zachodu i jego osiągnięcie będzie dla nas zwieńczeniem godnym i zacnym, wtedy właśnie warto spiąć pośladki – tekstem i nie tylko tekstem – żeby się nigdy nie poddawać. Nieważne zamiecie i burze śnieżne, nieważny żar z nieba czy stado rozpędzonych hipokrytów stwierdzających, że i tak nam się nie uda. Idziemy naprzód, choćby nie wiadomo co.

No i kolejna dygresja. Mało jest takich celów, które wymagają od nas aż takiego poświęcenia, jakie rzekomo włożył Eryk Lubos lejąc w konfrontacji Khalidowa w „Underdogu”. Czemu tak uważam? Po pierwsze, dlatego że mam przekonanie, że jeśli droga, którą idziemy, jest zawalona gruzem, to może być nie ta droga, którą powinniśmy iść. Po drugie, nawet jeśli mamy przed sobą ogromne przeszkody, to wyżej wywołana inteligencja może nam wskazać drogę okrężną, która nie będzie od nas wymagała aż takiego wysiłku. Mało tego, są przecież takie koncepcje, że jeśli coś nie idzie nam łatwo i z przyjemnością, to znaczy, że błądzimy. Problem z koncepcjami i teoriami jest taki, że czasem pasują jak ulał do naszej układanki, a czasami pasują jak pięść do oka (nie licząc „Underdoga”). Mówiąc krótko, trzeba wiedzieć, kiedy nacisnąć na gaz, kiedy zacisnąć zęby, kiedy bastować, a kiedy wziąć zabawki i iść do innej piaskownicy. Wydaje mi się, że najczęściej jest tak, że nasza droga, obojętnie do jakiegokolwiek celu, to mix tych sytuacji – zachowań.

Kolejną kwestią jest czas. Jeśli na naszej drodze pojawiają się kłopoty, przeszkody, czy niedogodności i zaciskamy zęby „walcząc z rzeczywistością”, to dobrze jest wiedzieć, do jakiego momentu spinać się, czy z innej strony można powiedzieć, powyżej jakiego odcinka czasu spinanie się jest waleniem głową w mur, którego i tak nie przebijemy. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym, albo pokonanym – ale przynajmniej można żyć. Abstrahując od Underdoga, czy Rocky’ego Balboa, wielu ludzi pokaleczyło się do śmierci, tylko dlatego, że nie potrafili znaleźć balansu i granicy, kiedy przestać walczyć. To nie jest żadne bohaterstwo, tylko głupota, brak wyobraźni i „zapieczętowanie się w swoim ego”, jeśli tracimy zdrowie czy życie w imię naszych wyimaginowanych szczytów, które przynoszą cierpienie zarówno nam, jak i ludziom wokół nas. Często daje się słyszeć głupoty z cyklu „robię to dla Ciebie”, „robię to dla rodziny”, „robię to dla nich”. Gównoprawda połączona z egoizmem jest tak wryta w głowy niektórych „twardzieli”, że nie sposób jej z tych głów wykorzenić.

Następna kwestia to okoliczności. Startujemy od zera i zaczynamy nasz bieg do celu. Mija rok czy dwa i wszystko się zmienia. Zmieniają się okoliczności, pory roku, zmienia się nawet stosunek Głównego Inspektora Sanitarnego do tematu noszenia uzdrawiających maseczek. Pytanie, które warto sobie zadać po jakimś czasie, brzmi: „czy to, do czego dążę, jest wciąż tego warte?” i pytanie kolejne, „czy to, do czego dążę, jest warte aż takiego zaangażowania i podejścia z cyklu – Niezłomny ja?”.
Jeśli odpowiedź na oba pytania jest twierdząca – no to nie pozostaje nam nic innego, jak ocierać pot z czoła, zakładać po raz kolejny rękawice, no i wychodzić po raz kolejny na ring, dopóki nie pokonamy zgagi, jaką jest przeszkoda na drodze do naszego upragnionego celu.


Na koniec przytaczając jakże elektryzujący cytat Winstona Churchilla, który zapytany o przyczynę tego, że historia określiła go mianem człowieka sukcesu, rzucił hasło: „Nigdy się nie poddawaj, nigdy, nigdy i jeszcze raz nigdy”, wskażę na rzecz następującą. Churchill był politykiem kutym i bitym na cztery nogi. Wycofywał się wiele razy, pozorując i siejąc niepewność w szykach przeciwników, po to, by osiągać cele długofalowe. Konkludując, powiem tak, że wycofanie się w odpowiednim momencie jest taką samą umiejętnością i może być tak samo skuteczne (a czasem bardziej) niż atak.



Droga do spełnienia

31. Buduj wspierające Cię nawyki

20 lutego 2024

— Rudolf, zabieraj łapy od tego smalcu! — krzyknął kucharz Markos.

— Oj tam, oj tam — cicho zachichotał Rudolf i wytoczył się z pokładowej spiżarni.

Sto siedemdziesiąt kilo żywej wagi, biorąc pod uwagę zawód marynarza, to prawie porażka, ale Vargas miał do Rudolfa słabość. Kapitan wierzył, że ten ludzki wieloryb przynosi szczęście. Niejednokrotnie przekonał się o tym, że wszędzie, gdzie był Rudolf, wiał pozytywny i szczęśliwy wiatr. Po prostu w towarzystwie Rudolfa wszystko było prostsze. A że dodatkowo Rudolf był bardzo zdolnym kartografem i superspecem od czytania map i kompasów, miał u Vargasa specjalne względy.

Kiedy Rudolf oblizywał palce, czyszcząc je z kapiącego smalcu, Markos mówił już spokojniej:

— Rudolf, narzekasz, że ważysz tyle co potwór morski, że ledwo oddychasz, że nie możesz się wtoczyć po schodach, że sznurowadeł nie możesz sobie sam zawiązać, a żresz ten smalec jak oszalały. Co z tobą? Przecież tak nigdy nie schudniesz, ogarnij się, chłopie!

— Łatwo ci tak mówić, bo nie jesteś mną. — Rudolf trochę posmutniał, spuścił głowę i wyszedł, tocząc się, z kuchni.

Popołudniowa bryza zastała Rudolfa siedzącego na pokładzie. Po chwili przysiadł się Markos.

— Wiem, chłopie, jak to jest, kiedyś też mierzyłem się z podobnymi problemami.

— Tak? I jak sobie z nimi radziłeś? — zaciekawił się Rudolf.

— Wspierałem się określonymi rodzajami nawyków.

— Że co? — Rudolf był inteligentny, ale widocznie nie po tej stronie ogarnięcia.

— To proste. Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, to przestań robić to, co wspiera to, co chcesz przestać robić.

Rudolf spojrzał na Markosa, jakby chciał zapytać: „Czyli?”.

Markos wyczuł pismo nosem i rzucił niby od niechcenia:

— Jak chcesz schudnąć, to nie przebywaj w towarzystwie żrących wciąż grubasów, przestań przy każdej sposobności odwiedzać kuchnię, nie zaglądaj do chłodni, gdzie jest żarcie, przestań myśleć tylko o tym, co chcesz zjeść. Zamiast tego znajdź sobie nowe hobby, jak musisz coś koniecznie zjeść, to wypij kubeł wody, obierz sobie za cel, że każdego dnia musisz schudnąć o kilogram, i po prostu to zrób. Jeśli masz jeszcze jakieś inne nawyki, które wspierają twoją otyłość, to je znajdź, zagoń do kąta i zmień. Nie niszcz ich, tylko zastąp je innymi. Pomyśl o tym. Jesteś inteligentny, dasz sobie radę — oznajmił na koniec, po czym wstał i poszedł szykować kolację dla załogi.

A Rudolf myślał.

Po trzech tygodniach, kiedy załoga rano wstała do ćwiczeń, ni z tego, ni z owego przyłączył się do nich Rudolf, ważący już tylko sto czterdzieści kilo.

— Rudolf, jakim cudem tyle schudłeś w tak krótkim czasie? — zapytał zdyszany Doni, pompując na kościach.

— Idź do niego. — Rudolf wskazał głową na Markosa. — On ci powie.


Negatywne i szkodliwe nawyki są naszą zmorą. Prowadzą nas na skraj wyczerpania, cicho i podstępnie. Żeby skutecznie radzić sobie z trudnościami nawyków, a co za tym idzie, aby budować te, które będą nas wspierały, potrzebne jest przekonanie, że jest coś do zmiany, oraz motywacja, by tej zmiany dokonać.


Motywacja powinna być na tyle silna, by swoją mocą była zdolna pokonać komfort starego przyzwyczajenia, w jakim utknęliśmy. Mówiąc po ludzku, jeśli bardziej będzie nam zależało na zmianie czegoś niż na trwaniu w utartym schemacie, to mamy większe szanse na powodzenie. Co dalej? Dalej jest już tylko pod górkę.


Zawsze na początku jest plan, nie chaos, tylko plan. Jeśli nam coś doskwiera, trzeba usiąść i napisać plan. Taki w głowie ma tendencję do tego, by się „zapomnieć”, bo kto by tam pamiętał za jakiś czas, cośmy „wygdybali”. Chcesz schudnąć? Bierzesz notes i notujesz: sto siedemnaście i pół. Robisz plan. Za tydzień ma być mniej o sześć kilo. I naparzasz. Przez tydzień nie zjadasz pączków i chudniesz. Wprowadzasz także inne ograniczenia i inne dyspozycje, bo masz schudnąć.

Masz problem, obojętnie czy to jest nadwaga, czy braki w portfelu, czy niemożliwość wejścia na taki pułap, o jakim marzysz. Zawsze kwestia tkwi w Twoim wyobrażeniu o samym sobie. To niby jest takie proste. Zawsze kluczem jest umiejętność zrozumienia, że to my tworzymy naszą rzeczywistość – zawsze. Nieudolny Mike Tyson, chuderlawy Arnold Schwarzenegger, niemyślący ja. Mike – mistrzem mistrzów – pomimo tego, że na jego ulicy każdy go tłukł jak tylko mógł. Arnold, ja – no, może zła kolejność…
Kilka takich podpowiedzi z cyklu „to co wszyscy już wiedzą” w kontekście utrwalania w sobie nawyków wspierających osiągnięcie tego, co chcemy uzyskać. Nie otaczaj się „krabami w wiaderku”, czyli zrezygnuj z toksycznych ludzi, z toksycznego środowiska. Jeśli jesteś alkoholikiem i chcesz rzucić nałóg, przestań chodzić pod budkę z piwem, gdzie stoją Twoi dobrzy znajomi. Zastąp kulawe działania działaniami stojącymi prosto. Jeśli masz tendencję zjadać za dużo smalcu o czternastej trzydzieści, to od czternastej do piętnastej trzydzieści zaplanuj sobie spacer po lesie, by nie mieć dostępu w tym czasie do lodówki, a co za tym idzie do smalcu. Jeśli po piwo sięgasz o szesnastej, a chcesz przestać pić piwo, to o piętnastej czterdzieści pięć wypij dwa litry zdrowej, źródlanej wody z niskim potencjałem redox (znaczy z ujemnym redox). Wtedy jest szansa, że nie będzie ci się chciało już tak bardzo pić piwa. No to tyle może rad z cyklu. A co jeszcze można powiedzieć w tym temacie?

Można powiedzieć, że wszelkie nawyki, przyzwyczajenia, nałogi i fobie są zaprogramowane w naszej, nazwijmy to, podświadomości jako elementy zaspokajające nas w jakiś sposób – jako elementy dające nam poczucie spełnienia, komfortu. Może to być „ucieczka od”, jak na przykład nałóg picia alkoholu, który często jest przez nas wykombinowany, bo rzeczywistość, z jaką się spotykamy, jest dla nas nie do przyjęcia. Nie będę się tu zbytnio rozwodził nad tymi kwestiami opisywanymi w różnych podręcznikach. Tyjemy, bo zakrywamy to, a chudniemy, bo odkrywamy tamto. Obojętnie.

Chodzi o to, że tak naprawdę większość tych fobii, nałogów czy przyzwyczajeń (jeśli nie wszystkie) to odpowiedź naszego ciała i naszego myślenia, a co za tym idzie działania na negatywne, tak to nazwijmy, zdarzenia lub kody z przeszłości. Albo coś ukrywamy, albo coś nas dręczy, albo coś nas dusi. Żal do matki, nienawiść do ojca, złość na rodzeństwo, gniew wobec nauczycieli, rówieśników, oprawców, katów, ciemiężycieli i innych typów powoduje, że wpadamy w koleiny, z których wydostanie się jest niezmiernie trudne. Najczęściej kluczem do zamka naszego wybawienia jest przebaczenie. Przebaczenie wszystkim i wszystkiego. Zrozumieć wszystko, to wszystko wybaczyć. Powtórzę, bo to jest najważniejsze. Za każdym przypadkiem jakiegokolwiek krzywdzącego nas samych lub szkodliwego dla naszego ducha i ciała nałogu czy przyzwyczajenia stoi nasza psychika i demony, jakie mamy w naszych umysłach. Nic innego. Jeśli zatem będziemy pracować z dowolnym nawykiem czy przyzwyczajeniem tylko z perspektywy zmiany diety, harmonogramu zajęć czy innych fizycznych aspektów, to może się nie udać, i najczęściej się nie udaje. Przyczyną jest brak pracy na polu psychiki, a szczególnie wybaczenia. Efekt jojo czy nieudane próby wyjścia z dowolnego nałogu są wyłącznie potwierdzeniem tego, co pozwoliłem sobie naszkicować powyżej.

Dlatego najskuteczniejszą metodą czy sposobem zmiany naszych przyzwyczajeń jest dojście do źródła, dlaczego tak, a nie inaczej działamy, a to źródło ZAWSZE siedzi w naszej psychice, w naszej przeszłości, w naszych doświadczeniach. Dopiero dotarcie do przyczyny problemu pomoże skutecznie go rozwiązać. Pomoże, bo nie rozwiąże. Żeby rozwiązać temat, po rozpoznaniu przyczyny, trzeba ją usunąć – i tu jest popis dla naszej pracy nad samym sobą. I tu kłania się myślenie. Dlatego Rudolf myślał ☺

Droga do spełnienia

11. Nie myl wiary z wiedzą

15 lutego 2024

— Obiad!!! Obiad!!! — Kucharz Wurst walił jak opętany w okrętowy dzwon. — Ruszać się, moczymajtki, bo gulasz wystygnie!!

„Dlaczego marynarze muszą zawsze tak drzeć mordę?” — pomyślał galopujący ile sił w nogach po swoją michę cieśla James. „No pewnie dlatego, żeby się dobrze słyszeć” — przyszło mu od razu do głowy. „To takie proste” — znów pomyślał, zanim runął na deski El Dragona jak długi. No i tym razem stał w kolejce po strawę ostatni.

Wiatr nie może wiać cały czas, słońce czasem chowa się za chmury, po nocy przychodzi dzień. I dlatego galeon El Dragon poznał w końcu smak flauty. Bezwietrzna pogoda i do tego bardzo suche jak na morskie warunki powietrze rozleniwiły załogę. Nic do roboty, szwendanie się z jednego końca okrętu na drugi. Ileż można? Może właśnie dlatego poobijany jeszcze James rzucił nieprzygotowane, wydawałoby się, pytanie:

— Skoro nic się nie dzieje, to może zagramy w brydża?

Gra w karty wśród marynarzy często kończy się mordobiciem. Nie trzeba wzbogacać tych sytuacji żadnym z mocniejszych trunków, by dochodziło do rękoczynów. Ot, taka już krew płynie w żyłach wilków morskich. Jednak nasza załoga miała we krwi coś, co utrudniało im zapalanie się iskry w żyle, gdy ktoś nadepnął komuś na odcisk. Byli opanowani.

— Ech, było zagrać w pokera — smutno rzekł kucharz Wurst. — Wtedy może by mi się poszczęściło, a tak przerżnąłem całą kasę z tą fajtłapą Jamesem.

— Ale jak mogłeś z nim wygrać, skoro on to robi od dwudziestu lat, a ty nauczyłeś się gry w brydża, kiedy poznałeś tę lafiryndę z Breville, jak jej było… — Tak wspierał Wursta jego najlepszy przyjaciel Lowel.

— A, już nie pamiętam, jak jej było. Zresztą czort z nią. Ech, nie mam szczęścia — lamentował Wurst.

— To nie szczęścia ci zabrakło, bracie — rzekł do Wursta Vargas, który nie grał z nimi, ale siedział kilka metrów dalej, rozkoszując się rekreacyjną pogodą. — Nie szczęścia. Zamiast wiedzieć, jak wygrać, wierzyłeś, że wygrasz. Szczęście można sobie wypracować. Może nie zawsze, ale często. Szczęściu trzeba pomóc.

— Ale jak? — zapytał Wurst.

— Dobrym przygotowaniem, bracie. Dobrym przygotowaniem.


Jeśli Sukces, obojętnie w jakiej dziedzinie, można osiągnąć dzięki dobremu przygotowaniu. Zaplanuj to, co chcesz zrobić, przygotuj się odpowiednio, naszykuj narzędzia… i sukces murowany. Czy tak? No, nie zawsze, ale takie podejście zwiększa szanse na powodzenie. Ludzie szukają Złotych Środków, Złotych Myśli i Złotych Reguł, nie zdając sobie sprawy, że tak właściwie wynik naszych działań składa się z wielu czynników. To tak jak Prawo przyciągania czy inne złote receptury. Autor napisał, ty zastosowałeś, wyprułeś sobie flaki, a tu niestety mówiąc kolokwialnie „dupa”. Nie ma Złotych Reguł i jedynie słusznych rozwiązań. Są jedynie albo aż kierunkowskazy, które mogą nasze działanie uczynić mniej lub bardziej efektywnym, skutecznym. Dobre przygotowanie nie gwarantuje sukcesu, ale zwiększa jego szanse.


Siadasz do brydża z mistrzem świata w tej dziedzinie i oczekujesz, że wygrasz. On spędził przy karcianym stole całe życie, a ty jesteś po weekendowym kursie, więc jak na boga to się może udać? Jesteś po szkole oficerskiej i chcesz zostać masarzem, no to kupujesz rzeźnię, no i co ma z tego wyjść? Befsztyk tatarski? Na pewno wyjdzie rzeźnia.

Dobre przygotowanie „zwiększa szanse”, ale nie gwarantuje sukcesu. Trzeba mieć to wkodowane. Jednocześnie trzeba wiedzieć, że brak wiary we własny sukces to droga do klęski. Trzeba także czynnie wspierać swoje mentalne nawyki i robić pewne fikołki „niematerialne”, tak to nazwijmy, by zwiększyć szansę jeszcze bardziej. Te fikołki to afirmacje, wizualizacje, czy inne duchowe czary mary, które w zasadzie działają, tylko trzeba wiedzieć, jak i kiedy ich używać.


W całej tej układance jest jeszcze kilka czynników, które wpływają na to, czy to, co zakładasz, powiedzie się, czy nie. Są to czynniki nieprzewidywalne lub ciężkie do określenia czy zdiagnozowania, kiedy zaczyna się podróż. Pojawiają się z różnych stron i mają różne oblicza. Czasem są to nasze podświadome kody, które rozbijają nasze starania w drobny pył. Czasem są to okoliczności, które wynikają pod wpływem tego, co i jak robimy. A czasem są to po prostu takie czynniki, które mają czysto ludzką naturę, czyli charakteryzują się tym, co nazywamy „zmienność”.

Nasze podświadome kody sabotują nas jako istoty. Chcesz mieć kupę kasy, ale niestety Twoje kody są zaprogramowane na biedę. No i możesz milion lat naparzać głową w słup ogłoszeniowy z czystego betonu i ni hu hu. Trzeba zmienić kody.
Okoliczności są super. Zaorałeś pole, żeby hodować sałatę, a okazało się, że w tym roku poszły takie ulewy, że dorobiłeś się garba. Trzeba było sadzić ryż! No, ale skąd było wiadomo, jak tam matka Natura rozegra sobie zabawę w słońce i deszcz w tym roku?
Czysto ludzkie czynniki są przeurocze, ale najczęściej wyprowadzają nasze ręce z równowagi. Budujesz firmę i strukturę sprzedaży, oparłeś na dwóch najlepszych laskach w mieście w tej dziedzinie. Zatrudniłeś je i zaplanowaliście wszystko, co i jak ma hulać. A tu nagle jedna zachodzi w ciążę i idzie na macierzyński, a druga, pod wpływem tej pierwszej, też chce mieć dziecko i wpada w półroczną depresję z powodu „dziecięcego myślokształtu”. No i możesz sobie swoją strategię sprzedaży wsadzić wiadomo gdzie. Trzeba budować od nowa.


No to jak już wiemy, że dobre przygotowanie może nas zaprowadzić na szczyt, ale może nie wystarczyć, to wiemy, że nie należy do wszystkiego podchodzić tak ogromnie poważnie. Nie zmienia to jednak faktu tezy, jaką postawiłem na początku tego wywodu. Dobre przygotowanie ZWIĘKSZA SZANSE. Dlatego też nie należy go ani bagatelizować, ani pomijać. To tak jak na szali czegokolwiek. Zbierasz na prawej kupce kamyczki i na lewej. Jak je później zapakujesz na szalki odpowiednio z każdej strony wagi, to wiadomo, co jest cięższe.

Podejmując się czegokolwiek, jakiegokolwiek działania, możemy przygotować „dobry grunt” pod zbiory. Tym dobrym gruntem jest właśnie przygotowanie się, w miarę możliwości, na ewentualności czy inne „ości”, nie tylko te, które mogą stanąć w gardle po niewłaściwym spożyciu karpia.


Podsumowując – jak się za coś bierzesz, naucz się tego, w miarę możliwości, nie tylko teoretycznie. Postaraj się pomyśleć, co i dlaczego może pójść nie tak, zbierz do pomocy fachowców, zaplanuj, co jeśli nie pójdzie wszystko tak, jak zaplanowałeś (tu uwaga – to nie to samo co planowanie porażki!).


Przygotuj się do tego, co masz zrobić, na tyle dobrze, by mieć osobiste poczucie, że zrobiłeś to, co trzeba – tylko tak, realnie i optymalnie zdefiniowane. A dalej? A dalej idź i nie zwlekaj, bo nie ma skończonych idealnych planów. Życie robi to, co chce. A ty modyfikuj to, co się dzieje w trakcie. I dalej planuj i szykuj. Bądź przygotowany na to, że trzeba być przygotowanym. To pomoże.

Droga do spełnienia

2. Bądź dobry dla ludzi i otoczenia. Działaj etycznie i moralnie

13 lutego 2024

— Dawaj ją! Dawaj! — darł się jak oszalały Bill. — Dawaj ją!

Harpun wystrzelony w stronę ryby wbił się w jej ciało i na falach oceanu pojawiła się kałuża krwi.

— Co wy robicie, barany!?! Przecież to delfin! Nie wolno na morzu polować na delfiny, bo to przynosi pecha.

Słysząc te słowa Vargasa, Doni jak oparzony odskoczył od wyrzutni harpunów.

— Przecież to tylko ryba, kapitanie! Chcieliśmy ją upolować na obiad!

— Powariowaliście, debile?! Delfina na obiad?! — Vargas wpadł we wściekłość. — Do szorowania pokładu, ale już!

Bill i Doni spuścili głowy i zabrali się za czyszczenie galeonu.

Po chwili Bill rzekł do Doniego:

— Dobrze, że ubiliśmy skurkowańca. Ryby są po to, żeby je zabijać i zjadać.

Doni nic nie odpowiedział, a z jego prawego oka spadła na pokład gorzko-słona łza.

Wieczorem galeon przybił do portu Grass i marynarze ochoczo powskakiwali do okolicznych tawern jak sardynki do puszek.

Bill i Doni trafili do tawerny Pod Zdechłą Rybą, która słynęła z tego, że marynarze byli tam nader ochoczo przyjmowani przez „portowe niewiasty”. Kiedy Doni siedział przy potężnym stole, pijąc swoją porcję rumu, z góry, gdzie znajdowały się pokoje, dobiegły go hałasy.

Wraz z innymi marynarzami pobiegł na górę. Tam ujrzeli leżącą na podłodze filigranową młodą blondynkę trzymającą się za twarz.

— Bill, co ty zrobiłeś? Dlaczego ją tak urządziłeś?! — wykrzyknął Doni.

— A co mi tu taka będzie gadać i się mądrować.

— Dosyć! Idziemy stąd! Dosyć, wystarczy!!!

Gdy schodzili po schodach, Doni nie mógł się powstrzymać od nerwowych wypowiedzi.

— Człowieku, czy ty się niczego nie boisz? Przecież wszyscy marynarze jak świat długi i szeroki wiedzą, że to, co dajesz, wraca. Dasz zło — ściągniesz na siebie zło, dasz dobro — dobro wróci zwielokrotnione. Bill, wszyscy to wiedzą!

— E tam. — Bill splunął siarczyście na podłogę. — Zabobony i tyle. Nie słuchaj tych pierdół. Możemy robić, co chcemy, nie ma konsekwencji. Najważniejsze to dobrze się bawić!

Wyszli przed tawernę, a tam drogę zagrodziło im kilku młodych ludzi.

— Ty, większy, na kolana, a ty, mniejszy… zmiataj stąd! Ale już.

Kiedy Doni dobiegł do galeonu, zebrał kilku trzeźwych jeszcze marynarzy i wszyscy wrócili na miejsce, gdzie lokalny gang „rozliczał karmę Billa”.

— Ja nie mogę! — żachnął się młody Janos. — Nie ma co zbierać z gościa! Dlaczego mu to zrobili?!

— Dlatego — odpowiedział Doni — że Bill robił złe rzeczy.


Był kiedyś taki gość. Napisał kilka książek o sukcesie, o życiu, o biznesach. Książki miały różne tytuły: „Sekret Rafaela”, „I ty możesz mieć wszystko, czyli Osobisty Program Sukcesu”, „Życie to jest teatr”, „Program Rozwoju Firmy”. W tych i w kilku jeszcze pozycjach przewijała się tak naprawdę jedna podstawowa myśl: człowiek powinien być dobry. Kiedy dziś czytam jego książki, myślę sobie, że jeśli sam bym je pisał, to pisałbym to, co on. Dodałbym tylko jeszcze jedną rzecz – to że człowiek powinien być dobry – pisałbym dwa razy częściej niż on. Czemu? Ponieważ słowa często powtarzane na stałe utrwalają się w pamięci, a poza tym…
Każdy z nas ma pewne doświadczenia życiowe. Robisz coś, czujesz się potem z tym, co zrobiłeś, w określony sposób. Każdy tak ma, nawet jak to bagatelizuje lub tego nie zauważa. Kiedy czujesz się lepiej, jak robisz coś dobrego czy złego? Podchodząc do samych słów „dobro” i „zło” w sposób indywidualny, a jednocześnie nieco schematyczny, to z grubsza wiemy, o co chodzi – my ludzie wychowani w duchu, śmiem twierdzić, „dobrego serca”. Narracja dalej będzie tendencyjna, ale to jest w porządku, bowiem piszę to, co uważam, nieprawdaż?

Kiedy czujesz się lepiej? Wtedy, kiedy Bóg Starego Testamentu pomaga zamiatać inne plemiona niż te, które Go czczą, czy są uległe wobec Jego wyznawców, czy wtedy, kiedy Jezus opowiada o tym w Nowym Testamencie, żeby darować winy i mieć dobre serce? Kiedy czujesz się lepiej – wtedy, kiedy ktoś drwi ze starszej osoby stojącej w kolejce, że nie może utrzymać w ręce swoich zakupów, czy wtedy, kiedy ktoś pomaga takiej osobie, uśmiechając się życzliwie? Kiedy czujesz się lepiej – wtedy, kiedy Twoje dziecko płacze czy się śmieje? Z tym dzieckiem to może być mylące, bo może się śmiać, drwiąc np. z Ciebie, ale zakładamy, że śmieje się, bo jest radosne, bo jest mu dobrze, bo kocha świat.


Jeśli przyjmę jakąś normę – to jesteś normalny wtedy, kiedy sprawia Ci przyjemność i radość to, co jest pozytywne, dobre i radosne. Jakież to proste. No bo jak sprawia Ci przyjemność krzywda, to jesteś psychopatą albo dewiantem, obojętnie, chodzi mi o normy, jakieś teraz pod potrzeby naszych rozważań.
Jeśli czujesz, że robienie i obserwowanie dobra służy Ci i jest Ci z tym dobrze, to w zasadzie nie byłoby o czym rozmawiać, ale ponieważ jest tak wiele zależności w świecie samego dobra i zła, pomyślmy nad takimi scenariuszami.

Niedopłata w Urzędzie Skarbowym – tylko kilkadziesiąt złotych. Nie przysłali pełnej kwoty – chcą mniej. Zgłaszasz to sam, czy „nie będziesz spowiadał się złodziejom” i wpłacasz tyle ile przysłali, zacierając ręce, że się pomylili? Stoisz w kasie i jest do zapłacenia 130 zł, wiesz o tym, bo to wcześniej policzyłeś. Ekspedientka mówi, że do zapłaty jest 70 zł. Co robisz? Korygujesz ją i dajesz jej te siedem dych prawie więcej, czy milczysz, licząc, że Ci się uda, bo przecież sklep jest duży i poradzi sobie z taką drobnostką? Kilku drabów łapie Cię w ciemnej ulicy i mówi, że dostaniesz siedem razy w pysk. Leją cię sześć razy. Upominasz się o ostatni siódmy strzał? Nie, no dobra, zagalopowałem się. Wiadomo, o co chodzi. Chodzi o zasady. Każdy z nas ma jakieś zasady, nawet jak ich nie ma. Chodzi o to, że tak ogólnie to traktujemy dobro i zło w kategoriach właśnie ogólnych. Co do takich rzeczy „dnia codziennego”, raczej podchodzimy według naszego, mniej już rygorystycznego kodeksu, bazującego często na tym „co nam pasuje”, lub „co dla nas jest bardziej wygodne”. Klienta potraktujemy tak, że damy mu dziesięć procent rabatu, bo nie zauważył, że gdzieś indziej dajemy ogłoszenie, że wszystkim dajemy dwadzieścia procent. „Nie zauważył jego starta, jego karma” – mówimy. Co za pierdoły!!! Albo jeszcze z innej beczki, choć tej samej. Dajemy w przekazie marketingowym do klienta informację, że nasza firma jest złożona z ludzi, którzy kochają swoją pracę i znają się na tym, co robią, zamieszczamy fotki i śmiejemy się z ludzi, jakbyśmy byli najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. Tymczasem firma idzie słabo, jedyne, co przeżywamy, to frustracje, denerwuje wszystko, co tylko może, ale na zewnątrz jest sztos. Szczerość godna pochwały.

Działanie w sposób etyczny i moralny polega w głównej mierze na ocenie tego, jak sami chcielibyśmy być traktowani przez innych. Jeśli uważasz, że działanie w porządku to, że ktoś Cię okłamuje, no to ok. Niech i tak będzie. Jak walisz ludziom w oczy, prowadząc firmę kłamstwo, to sam też przyjmiesz pewnie nieświadomie lub świadomie, że Ci, którzy Cię sprzedają, też Cię oszukują.
A w sprzedaży i w życiu jest tak jak w życiu. Nic się nie ukryje na dłuższą metę. Dlatego działanie na wskroś moralne, etyczne i godne jest jedynym rozwiązaniem, jeśli nie chcesz przeżywać katharsis – takiego czy innego. Dobre serce i szczerość zawsze zaprowadzą nas na szczyt. Kłamstwo, zatajanie prawdy i fałsz sprowadzą na nas cierpienie. Nie ja to wykombinowałem, ale podpisuję się pod tym wszystkim, tym jak tylko mogę. I tak jest, bo tak działa życie.

Droga do spełnienia

16. Kontroluj kurs — sprawdzaj azymut

8 lutego 2024

— Cała naprzód! — Na to hasło załoga galeonu El Dragon zawtórowała głośnym: „Hej!!!”. Kiedy już wszystkie żagle zostały postawione, Vargas stojący, jak to często miał w zwyczaju, przy sterze skinął na marynarza Lesta, mówiąc:

— Przejmiesz ster?

Lest natychmiast wykonał polecenie.

Vargas zszedł pod pokład. Był trochę zmęczony. Położył się na swojej koi i za chwilę już chrapał.

Po jakimś czasie zbudziło go pukanie do drzwi.

— Kapitanie, mogę?

— Tak, wejdź — odparł nieco jeszcze zaspany Vargas.

— Musimy się zastanowić nad racjami żywnościowymi, bo po ostatnim sztormie zniknęło nam z pokładu kilka skrzynek z prowiantem.

Vargas wiedział, że bosman Jack ma rację. Należało dobrze przemyśleć, jak dozować marynarzom racje żywnościowe, po tym jak zmyło część ładunku. Vargas był zawsze dobrze przygotowany, ale życie to tylko życie i kiedy spotykają nas różne historie, trzeba dostosowywać możliwości do sytuacji, aby dojść do celu. Czy dopłynąć.

Przez kilka godzin Vargas z Jackiem analizowali, co i jak zrobić, i dopiero pod wieczór, kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem, obaj wyszli na pokład. Wiała ciepła, ale całkiem przyjemna bryza, która dmuchała w żagle wartko płynącego galeonu.

Vargas podszedł do steru i spojrzał na kompas.

— Hej, Lest, co jest z naszym kursem?!

— Jak to, kapitanie? Płyniemy zgodnie z wytycznymi — odparł zdziwiony Lest.

— Przyjacielu, nie widzisz, że odbiliśmy cztery stopnie na zachód w stosunku do naszego celu?

— Kapitanie, to przecież tylko cztery stopnie. — Lest wciąż uważał, że wszystko jest w porządku.

— Marynarzu, czy nie wiesz, że jeśli zmienimy kurs o cztery stopnie i go nie skorygujemy, to znajdziemy się po drugiej stronie oceanu? Nigdy nie dopłyniemy tam, gdzie chcemy!

Lest zbaraniał. Nie wiedział. Stanął ze spuszczoną głową. Było mu głupio.

Vargas, widząc reakcję Lesta, powiedział spokojnie:

— Nie przejmuj się już, tylko zapamiętaj: kurs można skorygować, ale przez to, że go wcześniej zgubiliśmy, stracimy czas. Na krótkim dystansie to może wydawać się nieistotne, ale na dłuższym odcinku jest fundamentalne. Dlatego zawsze sprawdzaj azymut. Patrz, czy płyniemy w dobrym kierunku. Patrz, czy płyniemy w kierunku celu, jaki sobie obraliśmy. Zawsze.


Planujesz super randkę. Myślisz: „Zrobię tak: najpierw do niej zadzwonię, zaproszę na kolację, później kupię w kwiaciarni jej ulubione kwiaty, w knajpie zamówimy jej ulubionego drinka i to, co lubi zjeść, na końcu dam jej pierścionek z jej ulubionym kamieniem.”
Realizacja: zadzwoniłeś, jest super. W kwiaciarni nie było róż, tylko były frezje – wziąłeś je. W knajpie nie sprawdziłeś, że akurat w menu nie mieli ginu, więc drinka wypiliście z wyborową. A z ryb były tylko śledzie (ona ryby lubi najbardziej), no i zjedliście śledzie.

Efekt: po siedmiu miesiącach, kiedy poprosiłeś ją o rękę, dostałeś kosza? Myślisz, czemu, kur…, czemu? Spotykasz jej koleżankę – najlepszą – mówi Ci, że matka Twojej narzeczonej, jak dowiedziała się, że zamiast róż dałeś swojej lubej frezje, prawie zemdlała, bo dla matki to był zły znak – nienawidziła frezji. No i jeszcze ta wyborowa i śledzie…
Drobna zmiana kursu w danym momencie może powodować, że nie docieramy tam, gdzie chcemy. Niczyja to wina… chociaż czy sprawdziłeś w innej kwiaciarni, czy nie ma róż?

Czemu po tym, jak dowiedziałeś się, że w knajpie nie ma jedzenia i picia, jakie planowałeś, to nie zaproponowałeś zmiany lokalu… Drobne gesty, ale jakże niedrobne i konstruktywne myślenie. Poza tym nie martw się, może ta laska wcale nie była dla Ciebie.

Mówisz, co tam uczucia – teraz poświęcę się firmie. I dochodzi do tego wymarzonego dnia, w którym masz podpisać umowę ze strategicznym partnerem. To rozwiązuje większość kwestii: masz zbyt, masz dostawy, jesteś w zasadzie ustawiony. Tylko ten jeden kontrakt. Alleluja. Na godzinę przed podpisaniem kontraktu rozmawiasz z dyrektorem tej firmy, z którą masz podpisać kontrakt, i on mówi coś, co wytrąca Cię z równowagi: kwestie środowiskowe. Zdarzało im się wyrzucać toksyczne odpady do Wisły. Nikomu nic nigdy nie udowodniono. Prawnie wszystko jest ok. Ale wiesz o tym. Dowiedziałeś się. Przy podpisaniu umowy po skroni spływa Ci kropla potu. Denerwujesz się – to nie Twoje wartości. Ale ten kontrakt jest przecież taki lukratywny. Podpisujesz. I wieczorem wychylasz ze swoją załogą największą flachę Chivasa Regala, jaką tylko świat widział. Mija rok i komisja do spraw nadużyć i opieki nad nie wiadomo czym unieruchamia Twoją firmę, zamraża kapitał, siada na konta bankowe z uwagi na śledztwo prowadzone wobec firmy-partnera, z którym rok temu podpisałeś kontrakt. No i tak będzie, że albo ledwo się wykaraskasz, albo sam splajtujesz, bo zaprzedałeś się – zmieniłeś kurs swojego działania i wyobrażeń. Zamiast zarobić miliony – zarobiłeś obrzęk płuc i guza, nie powiem czego.

Drobne, z pozoru, zmiany kursu dziś przekładają się na potężnie inne rezultaty w przyszłości. Przykład kursu, po jakim płynie okręt, statek, jest idealny, bo nawet niewielkie zmiany kursu spowodują, że po przepłynięciu tysiąca, dwóch czy trzech mil morskich, wylądujesz w zupełnie innym porcie niż zakładałeś. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, trzeba mieć kierunkowskaz, azymut, według którego się poruszamy, bo inaczej może czekać nas niepowodzenie w tej łagodniejszej formie, czy porażka w tej bardziej drastycznej. Azymutem może być system moralno-etyczny, tak jak w powyższym przykładzie o naszym biznesmenie. Ten system stanowi o wartościach, jakimi człowiek się kieruje. Jeśli w pewnym momencie sprzeniewierzamy się temu, co jest dla nas istotne, to dostajemy to, czego raczej byśmy nie chcieli. Rzecz w tym, że wtedy może być za późno na niektóre rzeczy.

A nasz randkowicz? To przecież nie system moralno-etyczny nie dał mu szczęścia trzymania za rękę wybranki Jego losu, ale niedbałość o detale, niedbałość o to, by dobrze stworzony plan doprowadzić do zakończenia według zaplanowanego scenariusza. Nonszalancja i zawierzenie ślepemu trafowi. A uda się czy nie uda, no i zadziałało prawo Murph’ego, mówiące o tym, że jak coś się może zepsuć, to z pewnością tak się stanie.


W tym celu, żeby nie miotało nami przeznaczenie, czy los, jak kto woli, czy ślepy traf, jak mawiają inni, mamy stworzony plan działania. Mapę, według której podążamy. Wyznawane wartości, system moralno-etyczny, plan działania, rozpatrywane wcześniej alternatywne możliwości co zrobić na wypadek, gdyby coś nie zadziałało, czy plan awaryjny – to wszystko może się składać na nasz drogowskaz. No i nasza intuicja.

No i zostaje jeszcze kwestia perfekcjonizmu. Nie ma pierwszych idealnych planów. Nie jest zresztą zasadnym, by silić się na zbędny perfekcjonizm, bowiem życie i tak dorzuci i skoryguje nas o pewne aspekty. Wystarczy, że plan jest dobry, a nawet jeśli okaże się zły, to wyrzucamy go do kosza i robimy nowy. I trzeba mieć to na uwadze, że wtedy stracimy tak zwany czas, że rozwój projektu zajmie nam dłużej. Bo każde „zboczenie z kursu” będzie wiązało się z czasem, który jest potrzebny na powrót na kurs właściwy. I to jest też ok. Najważniejsze to „trzymać kurs”. No chyba że zmieniamy cel, a co za tym idzie, w naszej przenośni port docelowy. Co wtedy? Wtedy zaczynamy od nowa.

Droga do spełnienia

10. Nie ma rzeczy niemożliwych

6 lutego 2024

— Idzie sztooorm! — wrzasnął młodszy majtek Peter.

— Idzie sztorm, zwijać żagle, ale migiem! — zawtórował mu, rycząc głośnym basem, bosman Jack.

Załoga uwijała się jak w ukropie. Trzydziestu trzech ludzi działało niczym dobrze naoliwiona maszyna. Każdy wiedział, co ma robić. Ten do want, tamten pod pokład, ten na rufę zwijać liny. Jak mrówki w mrowisku. I tylko jeden człowiek — Vargas — niewzruszenie stał przy sterze. Zawsze brał w swoje ręce ster, kiedy sytuacja była krytyczna. Zawsze.

Po piętnastu minutach rozpętało się piekło. Kilkumetrowe fale zalewały pokład, pioruny biły jak oszalałe, wiatr ścigał się chyba już tylko z samym sobą.

— Trzymaj te beczki!!!! — darł się marynarz Leon, kiedy kolejna fala zmiatała z pokładu pojemniki z tranem.

— Nie dam rady, ledwo sam się trzymam!!! — krzyknął Peter, dzierżący krótką linę, do której przywiązany był ładunek. Zsuwające się po pokładzie beczki szarpnęły liną i ręką Petera tak, że na jego twarzy pojawił się grymas bólu nie z tej ziemi, nie z tego oceanu. Ręka trzymająca linę zsiniała. Lina zacisnęła się wokół dłoni bardzo mocno i majtek nie był w stanie nic zrobić, tylko wył z bólu. Kolejna uderzająca fala szarpnęła tak mocno, że stawy nie wytrzymały i rękę zwyczajnie rozerwało.

Przeszywający niebo skowyt bólu Petera przebił huk błyskawic. Druga trzymająca balustradę ręka puściła i chłopak zsunął się po przechylonym pokładzie. Przekoziołkował na drugą stronę galeonu, uderzył o wewnętrzną burtę i wyleciał jak z procy do oceanu.

— Jezus Maria… — wyszeptał obserwujący tę sytuację Leon. — Już po chłopaku…

Po chwili, kiedy sztorm odpuścił, cała załoga rzuciła się na ratunek rozbitkowi. Jakiś czas Petera nie było widać, aż wreszcie niezdarnie wyciągnięta ręka bez palców wynurzyła się spod wody.

— Tam jest, tam jest, rzućcie mu koło!

Kiedy Peter był już na pokładzie, Leon z niedowierzaniem wciąż kręcący głową nie mógł wyjść z szoku.

— To niemożliwe, to niemożliwe… — mamrotał.

Vargas usłyszał te słowa, podszedł do Leona i patrząc mu w oczy, rzekł spokojnie:

— Nie ma rzeczy niemożliwych. Pamiętaj: nie ma rzeczy niemożliwych.


Bądź realistą! Za kogo ty się masz? Zejdź na ziemię! Nie jesteś wszechmogący! Jak często słyszałeś te lub temu podobne brednie, żyjąc na tym świecie? Super mantry dla tych, którzy mają zostać w wiaderku pełnym krabów. Znasz ten motyw? Krab nie wydostanie się z wiaderka pełnego innych krabów, bo inne kraby będę ściągać go w dół przy każdej próbie wydostania się z niego. I w ten sam sposób inni o wiele lepiej wiedzą od Ciebie, co możesz, na co Cię stać, kim masz być, co robić, czego nie robić. Inni ludzie – Mistrzowie wiedzy o Tobie, twoim wnętrzu i Twoich możliwościach. Mój Boże!

Granicą w osiągnięciu czegokolwiek nie są nasze pozorne możliwości, nasze wykształcenie, stopień naukowy, czy jego brak, ale wyobraźnia. Świat nie jest materialny, jest zbiorem atomów w ciągłym ruchu, a na subtelnym poziomie jest „snem”, jest „umysłem”. No i dodatkowo iluzją, ale to temat na inną okoliczność.

Bardzo często słyszy się jak inni ludzie (lub my sami) mówimy takie stwierdzenia: „Nie potrafię. Nie dam rady. Już nie mogę”. Wypowiadając takie stwierdzenia sami pogrążamy się w niemocy i stoimy jak strażnicy z pałką gotową do przylania sobie samemu, jeśli tylko, nie daj Boże, okazałoby się, że coś tam, co definiowaliśmy jako niemożliwe, czy nierealne, jest w zasięgu naszych możliwości.

Na stwierdzenie takie jak „Wszystko jest możliwe” lub „nie ma rzeczy niemożliwych”, ludzie uśmiechają się pod nosem, definiując jednocześnie autora takich wypowiedzi jak… No wiecie sami. Fantasta, wariat, marzyciel czy jakiś inny utopista.

Niemożliwe było, żeby ludzie latali maszynami w powietrzu. Wiele autorytetów ze świata nauki swego czasu zaprzeczało temu, że tak może się stać. Niemożliwe było przebiegnięcie dystansu 100 m w czasie poniżej 9,70. A jednak, niemożliwe było, że w XXI wieku ludzie pod wpływem propagandy zostali „unieruchomieni” w domach w skali globalnej. Bąk lata, choć powierzchnia jego skrzydełek wg naukowców jest zbyt mała do jego wagi, żeby latał. Ale bąk o tym nie wie i lata. Całe listy absurdów w kontekście tego, co niemożliwe, są jedynie wyznacznikiem tego, że to, co kiedyś było niemożliwe, dziś jest osiągalne. Tylko dlatego, że ktoś zawetował obowiązujące status quo.

Skoro jesteś z małej mieściny, z jakiegoś Pierdziszewa pod Nieistnicą, nie masz wykształcenia, to nie możesz odnieść sukcesów w branży prawniczej, budowlanej czy jakiejkolwiek, prawda? Gównoprawda. Historia zna całe rzesze nieuków jak Tyson, tumanów lat szkolnych jak Einstein, ludzi wychowanych w skrajnej nędzy, którzy stawali się miliarderami, itd.

„Nie jesteś w stanie nawet, jakbyś bardzo chciał, sprawić, żeby ten pociąg ruszył”. Prawda czy fałsz? Nie jesteś w stanie lewitować, nie jesteś w stanie wyginać łyżeczek do herbaty siłą woli, nie jesteś w stanie… być szczęśliwy. Nie jestem? No chyba Ty nie jesteś!

Odnosząc się do bardziej „przyziemnych” wątków, tego na co nas stać warto oprzeć się na tym, że jeśli jakiś człowiek osiągnął coś, drugi człowiek też jest w stanie to zrobić. I nawet jeśli nie jesteśmy na tyle „gorliwi”, by bezkrytycznie zaakceptować fakt, że człowiek może chodzić po wodzie czy wskrzeszać z martwych innych ludzi, to możemy przecież odnieść się do tego, co przyjdzie nam o niebo łatwiej. Samolot z trzystoma członkami na pokładzie rozbija się, a katastrofę przeżywają cztery osoby. Cud! Niemożliwe! A jednak. Ktoś tam dryfował po oceanie milion lat i w końcu odnalazła go szalupa z Madagaskaru. Przeżył. Niemożliwe, mówimy. A skoro się stało, to jednak możliwe. Operacyjnie podchodząc do sprawy, to niemoty stają się geniuszami, nieuki sławnymi naukowcami, matoły omnibusami, nędzarze milionerami i miliarderami, głuchoniemi odzyskują słuch, chromi wstają z kolan, zaszczepieni żyją! Nie ma rzeczy niemożliwych. Jest jednak coś, co powoduje, że pewne rzeczy są możliwe, a pewne nie.

Najczęściej to, co czyni rzeczy niemożliwymi dla nas, to nasze przekonanie o tym, co możliwe jest, a co nie. Jeśli mamy głęboko zaszczepiony ten błogosławiony „zdrowy rozsądek” i to „że lepiej się nie wychylać”, no to siedzimy w domach jak króliki w swoich norkach i wytykamy z nich nosek tylko wtedy, kiedy trzeba iść do sklepu i kupić ser. Kupujemy ser i w te pędy gonimy dalej do swoich norek, żeby tak go zeżreć i dalej czekać na moment, kiedy nam ktoś pozwoli iść do sklepu ponownie. Więcej godności!

Poza tym warto jeszcze dodać, że to co dla jednych jest cudem, dla innych jest chlebem powszednim. Czym się różnią? Czy są z różnych planet? Są z różnych planet wyobrażenia o tym, co jest możliwe, a co nie. I tym się różnią.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Siła nawyku

26 czerwca 2020

To jest tylko moje prywatne przypuszczenie, ale oceniam, że co najmniej 95 procent wszystkiego, co robimy, wynika raczej z nawyku niż z działania intelektu.

Kiedy się rano budzisz, ubierasz się świadomie czy nieświadomie? Oczywiście to drugie. Kiedy się golisz, czy myślisz o tym, w jaki sposób trzymasz maszynkę? Wcale o tym nie myślisz. Twoje myśli mogą być zaprzątnięte na przykład twoją pracą. Kiedy jesz obiad, czy zastanawiasz się, w jaki sposób posługujesz się nożem i widelcem? Po prostu jesz, nie zastanawiając się nad mechaniką jedzenia.

Jeśli jesteś, powiedzmy, maszynistką, to nie zastanawiasz się, w który klawisz uderzyć. Uwagę masz skoncentrowaną na tekście, który masz zapisać na papierze, a twój Twórczy Umysł kieruje twymi palcami.

Dobry kierowca nie prowadzi świadomie. Posługuje się kierownicą, hamulcem, pedałem gazu czy klaksonem wyłącznie na podstawie sygnałów własnego Twórczego Umysłu.

Kiedy uczymy się czegoś nowego, z początku idzie nam wolno, ponieważ musimy myśleć, aby działać. Kiedy Twórczy Umysł przejmuje stery, stajemy się szybsi i dokładniejsi w tym, co robimy. Innymi słowy, stajemy się w czymś dobrzy, kiedy dana czynność staje się nawykiem.

Czy masz zatem wciąż zbyt mało podstaw, by stwierdzić, że jeśli nie jesteś obecnie zadowolony ze swego życia, to wszystkim, co musisz uczynić, będzie stworzenie sobie wzorców zachowania zgodnych z tym, do czego w życiu aspirujesz? Nie, na pewno masz już dość podstaw, by to stwierdzić — jeśli oczywiście czytałeś ze zrozumieniem.

Porozmawiajmy jeszcze chwilę o nawykach, potem zaś dam ci ćwiczenie, które wydatnie zwiększy twe zdrowie, bogactwo i poczucie szczęścia.

Nawyki nie formują się od razu. Istnieje takie stare powiedzenie: „Nawyk jest jak lina — każdego dnia dodajemy do niej jedną nitkę, aż w końcu nie potrafimy jej zerwać”. Jest to prawda, o ile tylko pozwolimy by to była prawda. Nawyki dają się złamać, jeśli się celowo postaramy to zrobić.

Jeśli twoje ciało jest fizycznie w marnej formie, ktoś, kto zna się na tych sprawach, potrafiłby ci pokazać, co masz robić, by poprawić to w bardzo krótkim czasie. Jednak samo pokazanie nie wystarczy. Musisz także przez jakiś czas stosować się do tych instrukcji, zanim dadzą się dostrzec jakiekolwiek zmiany.

Jeśli ci się nie udaje w życiu, jeśli nie jesteś szczęśliwy, jeśli stale ci coś dolega i na coś się skarżysz — jest tak, ponieważ kierowany jesteś tego rodzaju nawykami, które powodują właśnie tego typu stany. Myślisz o sobie jako o nieudaczniku, może jako o kimś, kto nie zasługuje na sukces. Wierzysz, iż przypisanym ci losem jest, byś był nieszczęśliwy.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

Naturalną konsekwencją umysłu wypełnionego poczuciem porażki i beznadziejności jest ciało obolałe i pełne różnych przypadłości, co z kolei daje ci jeszcze więcej powodów do rozczulania się nad samym sobą.

Jeden z moich przyjaciół — człowiek, któremu naprawdę się w życiu udaje — opowiedział mi historię mającą bezpośredni związek z tym, o czym właśnie ci teraz mówię.

„Wypowiedziana od niechcenia uwaga na mój temat, której w ogóle nie powinienem był usłyszeć, zmieniła całe moje życie”, powiedział mi ten przyjaciel.

„Zawsze wiodło mi się nie najlepiej, po prostu jakoś tam żyłem”, kontynuował, „ale zawsze chwaliłem się wielkimi rzeczami, których dokonam”.

„Pewnego dnia przypadkiem podsłuchałem uwagę wypowiedzianą przez kogoś, kogo uważałem za przyjaciela: »Joe to dość miły facet, ale gnuśny marzyciel, zawsze opowiada, jak to coś zrobi, i nigdy nic nie robi«”.

„Ta myśl, że jestem gnuśnym marzycielem, dosłownie mnie zmroziła. Zadecydowałem wtedy, że udowodnię, iż nie jestem gnuśnym marzycielem”.

I ten człowiek zmienił cały swój sposób myślenia. Ten „gnuśny marzyciel” kuł go cały czas, aż w końcu stworzył sobie całkiem nowy obraz samego siebie. Zaczął się sam widzieć jako człowiek czynu — zamiast tylko ktoś, komu łatwo przychodzi mówienie, czego to on nie dokona. Z czasem — wcale nie tak długim — ten jego nowy mentalny obraz został sfinalizowany i człowiek ten zaczął odnosić nadzwyczajne sukcesy.

Tekst pochodzi z książki „Bogać się, kiedy śpisz” Bena Sweetlanda.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Gdyby miało nie być jutra…

1 października 2019

Wyobraź sobie, że jesteś w pracy, której nienawidzisz. Że robisz coś, co bardziej musisz zrobić, niż chcesz. Masz kierownika, który wymaga, prawie nie płaci, pokazuje swoją wyższość i Twoją niższość. Znam wielu ludzi, którzy nie muszą sobie tego wyobrażać. Bo tak mają.

Wyobraź sobie, że masz marzenia, ale nie realizujesz ich z kilku głównych powodów:

  • Nie masz czasu, bo przecież 3/4 czasu spędzasz w pracy.
  • Nie masz pieniędzy.
  • Inni mogliby się śmiać, że masz takie marzenia.

Wyobraź sobie, że chcesz poznać kogoś, ale za każdym razem jakoś nie masz odwagi. Wstydzisz się, co pomyśli ta osoba, widzisz w sobie niedociągnięcia i może myślisz, że ta osoba nie zechce Cię poznać bliżej. To powoduje, że ciągle o tym myślisz, bo nie wiesz, jak by było.

Wyobraź sobie, że… [możesz tutaj wstawić sobie, co tylko chcesz z tego, czym żyjesz].

Dlaczego tego nie zmienisz?

Odpowiedź jest prosta. Bo ludzie nie żyją w TU i teraz, tylko w przyszłości lub przeszłości. Nie czują w TU tych wibracji. Bo ich umysłów nie ma w TU. Ale jest jedna sytuacja, jedna chwila, kiedy to się zmienia. Doświadczyłem tego i widzę to też u innych, gdy ta chwila się pojawia: wskakują w TU i teraz i…

Wyobraź sobie, że szef w pracy kolejny raz pokazuje Ci, gdzie Twoje miejsce, a Ty wstajesz, patrzysz na niego i mówisz:

Zrób to sam, ja wychodzę.

Po czym wstajesz i wychodzisz. Zmierzasz w jedno miejsce, pukasz do drzwi. Otwiera je właśnie ta osoba, przed którą uciekasz tyle czasu, przed którą strach powstrzymywał Cię, by zagadać, a Ty mówisz:

Witaj, znamy się ogólnie z widzenia. Wiesz, myślałem od dłuższego czasu, żeby zaprosić cię na kawę, ale jakoś się nie złożyło, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.

Po czym zaczynasz robić to, co było Twoim marzeniem, a kiedy spotykasz znajomych, masz gdzieś, co powiedzą, więc informujesz ich, że jednak to robisz i tyle. Znajomi patrzą z niedowierzaniem, a Ty już wiesz, że masz to gdzieś, bo jesteś właśnie na swojej wibracji.

Sam tego doświadczyłem i gorąco Ci to polecam.

Ale co doprowadza do tego, że ludzie zaczynają w końcu robić to, o czym marzą, czego chcieli od dawna, i nie liczą się z porażką czy wyśmianiem przez innych?

Gdyby miało nie być jutra…

Tylko u osób, u których JUTRO jest wątpliwe, w tu i teraz budzi się chęć życia!

Gdyby miało nie być jutra — nie rzuciłbyś dziś pracy? Nie powiedziałbyś chamskiemu szefowi: WYCHODZĘ? Nie zaproponowałbyś kawy osobie, o której śnisz? Nie spełniłbyś swojego marzenia? Zrobiłbyś to!

Więc może zamiast czekać na taki moment, przyjmij już dziś, że jutra nie ma! Bo nie ma!!!

Więc na co czekasz? Na jutro — i w nim zrobisz to wszystko? A co z DZIŚ?

Każde Twoje iluzyjne JUTRO istnieje tylko w DZIŚ.

Zacznij się realizować… TERAZ.

Weź długopis i choćby na stronach tej książki zacznij pisać, co chcesz zrobić. Najpierw zapisz główne hasło. Potem podziel je na bardziej szczegółowe działania. A następnie ZACZNIJ TO ROBIĆ… dziś.

Fragment pochodzi z książki „Holistyczne podejście do życia” Grzegorza Cieślika.

"Holistyczne podejście do życia" Grzegorz Cieślik

rozwój osobisty i osiąganie celów

Najlepszy wybór

30 września 2019

Wiele razy w życiu obserwuję ludzi, którzy dokonują pewnych wyborów. Wybory te dla tych ludzi są oczywiście najlepsze. Na przykład dziś widziałem kobietę kupującą banany. Podchodzi do stoiska, zaczyna wybierać. Przekłada, szuka, sprawdza i wybiera kilka bananów. W jej rozumieniu to najlepszy wybór.

Zaraz po tej kobiecie podchodzi druga. Następuje dokładnie ten sam schemat: przekłada, szuka, sprawdza i wybiera w jej rozumieniu najlepsze banany.

Po chwili ten schemat pojawia się trzeci raz. Kobieta przekłada, szuka, sprawdza i wybiera kilka bananów. W jej rozumieniu to najlepsze banany.

Te trzy osoby były tam przez chwilę. Ja byłem cały czas, gdy te osoby dokonywały wyborów. Co widziałem?

  • Pierwsza kobieta wybrała „resztkę” bananów, które zostały po poprzednich klientach.
  • Druga kobieta wybrała pozostałości po pierwszej kobiecie, która zdecydowanie wybrała lepsze jakościowo banany niż druga.
  • Trzecia kobieta miała już same najgorsze banany, jakie zostały, ale wybierając, myślała, że to najlepszy wybór.

Po chwili słyszę, jak trzecia kobieta mówi do sprzedawczyni:

Jakoś mi się nie chciało wyjść i z godzinę się wybierałam do tego sklepu, ale w końcu dotarłam.

Co z tego wynika?

Fascynująca rzecz: jeśli masz coś zrobić, to zrób to teraz, bo za chwilę może zrobić to ktoś inny i stworzyć Ci iluzję tego, że wybierasz najlepiej. A Twoje „najlepiej” chwilę temu byłoby jeszcze lepsze, gdybyś tylko ruszył tyłek.

A teraz pomyśl, co masz dziś zrobić, i nie czekaj, nie narzekaj — zrób to!

Fragment pochodzi z książki „Holistyczne podejście do życia” Grzegorza Cieślika.

 

"Holistyczne podejście do życia" Grzegorz Cieślik

rozwój osobisty i osiąganie celów

O misji życiowej — skąd się to bierze?

27 września 2019

Dziś zadano mi pytanie pod jednym z moich wpisów:

Grzegorz, skąd ci się biorą te wszystkie myśli? Naprawdę świetny rozwój umysłu, ale jak pamiętam — zawsze byłeś filozofem.

Zadał je Krystian. Dziękuję mu za to pytanie.

To pytanie jest tak ogromne, że skupię się tylko na kilku najważniejszych kwestiach. Sam zadawałem sobie to pytanie jako młody człowiek. Dziwiło mnie, że są ludzie, którzy znajdując się w sytuacji X, nie widzą jej rozwiązania. Tymczasem to rozwiązanie było oczywiste, ale tylko dla mnie. Co więcej, jeśli już ktoś miał rozwiązanie, zwykle było to rozwiązanie iluzoryczne.

Dlaczego ludzie nie widzą, że prawdziwa droga ku szczęściu prowadzi w innym kierunku? Z tym pytaniem walczyłem dość długo. I nie tylko z nim:

  • Dlaczego ludzie utrudniają sobie życie?
  • Jakim cudem wybierają niekorzystne rozwiązania?
  • Czy oni są ślepi?

Potem, gdy już byłem starszy, zdobywając kolejne zasoby, poznawałem osoby, które widziały to co ja. Okazało się, że jednak mam rację. Ciekawiło mnie: skąd? Skąd ja wiem to, co wiem?

Są dzieci, które w wieku pięciu lat grają na pianinie jak profesjonalny zawodowy muzyk po 30 latach nauki muzyki. Czy w ciągu tych pięciu lat studiowały muzykę? Oczywiście, że nie.

Są dzieci, które wykazują wybitne umiejętności i wiedzę w dziedzinach, w których trzeba się uczyć wiele, wiele lat. Skąd one mają tę wiedzę? Skąd nóż wie, jak kroić? Skąd wie, że ma mieć ostrą krawędź?

On nie wie. On w „tym celu” został stworzony.

Widzisz, wielu ludzi (a nawet zdecydowana większość) żyje w nieszczęściu, ponieważ nie są świadomi, po co żyją. Oni egzystują. Świadomość tego, „po co ja tu jestem”, nadaje sens życiu i czyni je szczęśliwszym. KAŻDY ma ten cel — ten powód. Nazwano go misją życiową lub przeznaczeniem.

Moja misja to uświadamianie, nauczanie, inspirowanie i motywowanie innych. I mam wszystkie zasoby, by wypełniać tę misję należycie. Każdy je ma. Tak, Ty też. Choć Twoją misją niekoniecznie jest to samo co moją. Misją muzyka może być dawanie emocji, które zmieniają myśli i życie innych. Przecież muzyka (dźwięki) wpływa na nasze życie. Misją malarza może być pokazanie świata od innej strony. Dzięki temu znajdą się ludzie, którzy zobaczą w tym i odkryją siebie, świat itp. Każdy ma misję.

Gdy to zrozumiałem, wyjaśniło się, skąd wiedziałem i widziałem aż tyle. Kiedy ja widziałem czegoś „koniec” — inni widzieli dopiero „początek”. To, że jestem trenerem Rozwoju Holistycznego, stało się też za namową innych, którzy szukali pomocy u różnych psychologów i terapeutów, a znaleźli ją u mnie. Oczywiście to było budujące i coraz bardziej przekonywałem się, że to właśnie chcę robić w życiu.

Po tym można odróżnić pseudomalarza od malarza prawdziwego (z misją), pseudomuzyka od muzyka z misją, pseudotrenera rozwoju od trenera z misją.

Misji się nie tworzy. Misję się odkrywa.

Umiejętność rozpoznawania misji u kogoś jest również bardzo ważna. Wtedy wiesz, czy warto korzystać z usług danej osoby — czy potrafi, czy tylko udaje, że potrafi. Osoba, która jest w czymś rewelacyjna, nie musi zbytnio się uczyć, by wykonywać jakąś czynność dobrze. Ale znajdzie się wielu naśladowców tej osoby, którzy nie mają misji, a tylko będą symulować umiejętności. Więc uważaj, od kogo zdobywasz wiedzę.

Szukaj ludzi z misją. Czym się różni muzyk z misją od pseudomuzyka?

"Holistyczne podejście do życia" Grzegorz CieślikJako nastoletni chłopak oglądałem program z udziałem jednego z takich muzyków. Został zapytany: „Skąd bierzesz pomysły na tekst i muzykę? Przecież każdy twój utwór to hit!!!”. Spojrzał na dziennikarkę i odpowiedział:

Nie wiem (podniósł ręce do góry), siedzę sobie, jem obiad i nagle słyszę dźwięki. Biorę dyktafon i nucę je, bo nie znam nut. Potem czekam, aż usłyszę tekst. A potem
wydaję płytę.

Tą osobą był Michael Jackson.

I tak to dokładnie wygląda. Kiedy widzę na ulicy parę, która ze sobą dyskutuje, wiem, dlaczego on jest na nią zły i dlaczego ona nie mówi mu całej prawdy. Odczytuję to z ich mowy ciała, gestów czy lingwistyki. Oczywiście nie jest tak za każdym razem i wszędzie. To przychodzi wtedy, kiedy jest potrzebne. Jak dźwięki i tekst do głowy muzyka.

Czasem musisz się tylko obudzić, by dostrzec swoje powołanie.

Czasem musisz poczekać, a ten czas wypełnić nauką, bo misja może się ujawnić dopiero, gdy coś konkretnego zrozumiesz. Szukaj. Patrz. Słuchaj. Poczuj. Ona tam jest.

Fragment pochodzi z książki „Holistyczne podejście do życia” Grzegorza Cieślika.

Zapraszamy na spotkania autorskie z Grzegorzem Cieślikiem! Zobacz szczegóły:

Grzegorz Cieślik - spotkania autorskie

rozwój osobisty i osiąganie celów

Dlaczego warto stawiać sobie cele?

15 stycznia 2019

Człowiek bez celu umiera – wielu zapewne podpisałoby się pod tym rękami i nogami. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż brak światełka w tunelu na końcu drogi powoduje, iż tracimy motywację, a cała energia z nas ulatuje.

Dlaczego zatem warto mieć cele? Oto 5 powodów, które Cię do nich przekonają:

 

1. Obieramy kierunek

 

Ciągle jesteśmy zabiegani, wiele spraw przytłacza nas każdego dnia. Przez to trudno się skupić na właściwych działaniach oraz priorytetach. Kiedy masz wyznaczony cel i za wszelką cenę chcesz dążyć wyznaczoną ścieżką, nie zabraknie Ci motywacji i koncentracji na danym punkcie. Zamiast mówić „co będzie, to będzie”, mamy większą kontrolę nad swoim życiem.

 

2. Sens życia

 

Mamy rodzinę, pracę i swoje ambicje, ale to cele nadają naszemu życiu smak. Często robimy to dla bliskich, ale zazwyczaj dla swojego lepszego samopoczucia. Dążąc do realizacji celów, zmieniamy swoją codzienną egzystencję na lepsze. Może nasza pasja stanie się pracą i będzie najlepszym, co nam się w życiu przytrafiło, a nie tylko przykrym obowiązkiem? Przeszkody, które się pojawiają na naszej drodze, również wiele nas uczą, dzięki czemu smak zwycięstwa oraz satysfakcji będzie jeszcze bardziej wykwintny.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

 

3. Szczęście

 

Czy osiągnięcie wyznaczonego celu nie sprawia frajdy? Oczywiście, że tak! Realizacja planu oraz patrzenie na to, co udało nam się już osiągnąć, jeszcze bardziej nas napędzają. To sprawia, że chcemy więcej i więcej. Stajemy się bardziej pewni siebie, bardziej wartościowi w naszych oczach i utwierdzamy się w przekonaniu, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.

 

4. Szansa na naukę

 

Każde obranie celu to okazja do nauczenia się wielu nowych rzeczy. Nie wystarczy tylko chcieć – trzeba dać od siebie coś więcej i poszerzać swoje horyzonty. Jeśli marzysz o nowej pracy zgodną z Twoimi zainteresowaniami, obejrzyj trening online, pójdź na szkolenie, czytaj książki. Będziesz ekspertem w swojej dziedzinie, dzięki czemu na pewno osiągniesz ten cel.

 

5. Osiągniesz sukces szybciej niż inni

 

Są osoby, które od dziecka mają sukces w genach, głównie przez swój status materialny. Jeśli jednak nie masz tyle szczęścia i wszystko przychodzi Ci z większym trudem, możesz być pewny, że osiągniesz sukces szybciej, niż osoby, które nie wiedzą, czego chcą. Działasz celowo, wiesz jakie narzędzia będą Ci potrzebne, dlatego stajesz się bardziej efektywny i skracasz drogę do wyznaczonego celu.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Dlaczego warto ciągle się rozwijać?

7 stycznia 2019

Kiedy skończymy studia, zdobędziemy dobrą pracę, która pozwala nam na spokojne życie, powoduje to u części społeczeństwa rozluźnienie. Lepsze jest wrogiem dobrego, nie lubią zmian i całe życie chcą stać w jednym miejscu.

W dzisiejszych czasach, kiedy konkurencja jest bardzo duża, może okazać się, iż brak rozwoju spowoduje degradacje na niższe stanowisko. Przez przyzwyczajenie do stabilizacji, pojawi się depresja, zrezygnowanie, czy brak chęci do życia i wstawania do pracy każdego dnia. Kiedy ambicja, rozwój i zaangażowanie to obce nam słowa i personalnie nas nie dotyczą, ciężko będzie się zebrać w wieku 40 czy 50 lat do zdobycia wiedzy.

Dlaczego zatem warto być w ciągłym biegu i nie pozwolić się zatrzymać szarej rzeczywistości?

Oto 5 powodów, które Cię do tego przekonają:

 

1. Kompetencje

Kompetencje dzielą się na twarde i miękkie. Do pierwszego worka możemy wrzucić wszystko, co zostało potwierdzone jakimś dyplomem lub certyfikatem, czyli studia podyplomowe, szkolenia, treningi czy kursy. Kiedy mówimy o kompetencjach miękkich, na myśl przychodzi odporność na stres, komunikatywność, punktualność, zarządzanie czasem czy planowanie. Trudno udokumentować, ale mają istotny wpływ na nasze życie zawodowe i prywatne. Rozwijanie tych dwóch dróg spowoduje, że będziemy mogli zajść naprawdę daleko. A wtedy nasze CV będzie wyglądało bardzo okazale.

2. Charakter

Doskonalenie charakteru to nic innego, jak uzyskanie większej efektywności naszych działań. Kiedy planujemy, układamy swoje zajęcia, znajdujemy czas na rodzinę, pracę i dodatkowe zajęcia to automatycznie z każdym dniem stajemy się lepsi w każdej dziecinie. To wymaga od nas poświęcenia, dobrego zarządzania swoim życiem i określenia priorytetów. Nic nie daje tyle satysfakcji, co efekty naszych działań. Siedząc przed telewizorem i oglądanie paradokumentów nie spowoduje, że dostaniesz awans i podniesiesz status życia swojej rodziny. A wtedy Wasze możliwości się nie zwiększą.

3. Ścieżka kariery

Częstym warunkiem przyjęcia jakiejś propozycji pracy, jest ścieżka kariery, jaką oferuje nam pracodawca. Teraz wszystko już zależy od Ciebie. Jeśli masz dostęp do nowych technologii, możliwość studiowania, czy uczestnictwa w kursach – wykorzystaj wszystko do maksimum. Dzięki temu zdobędziesz lepsze, samodzielne stanowisko, które będzie dostarczało coraz to nowych wyzwań i satysfakcji. A do tego dojdą lepsze pieniądze, bo nie oszukujmy się, nikt nie chodzi do pracy charytatywnie.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

4. Poczucie własnej wartości

Poszerzanie swojej wiedzy oraz rozwijanie swoich kompetencji sprawia, że mamy większe poczucie własnej wartości. Potrafimy głośno powiedzieć o swoich poglądach, nie boimy się sprzeczać i wypowiadać odmienne zdanie, nawet jeśli jesteśmy z tym sami w towarzystwie.

Jeśli wiedzie nam się coraz lepiej, czujemy efekty naszej pracy, chodzimy z wysoko podniesioną głową. Nie można jednak zapominać o szacunku do innych. Pycha i wyniosłość to najgorsze cechy, jakie mogą nam się przytrafić w drodze do celu.

5. Nastawienie do życia

Satysfakcja z każdego sukcesu, nawet małego, ciągle nas napędza i powoduje, iż stajemy się lepszymi ludźmi. Kiedy stajemy się szczęśliwi i entuzjastycznie podchodzimy do życia, całe nasze otoczenie to odczuwa. Wszystkim pojawia się uśmiech na ustach, a jakość naszego życia ciągle się podnosi.

Masz jeszcze wątpliwości, czy powinieneś lub powinnaś szukać swojej ścieżki rozwoju? Wybór należy do Ciebie, jednak zawsze lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż przesiedziało całe życie na kanapie.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak stawać się lepszym każdego dnia?

2 stycznia 2019

Przytłoczeni codziennymi problemami i natłokiem obowiązków wiemy, że ciężko znaleźć motywacje do ciągłego rozwoju. Zapominamy lub odkładamy w nieskończoność walkę o bycie lepszym człowiekiem.

Jak zatem zawalczyć o to, by ciągle stawać się lepszą wersją samego siebie?

1. Warsztaty i szkolenia

Nic nie daje takiej dawki motywacji do działania, jak możliwość obcowania z ludźmi sukcesu. Nawet jeśli szukasz swojej drogi, możesz od prowadzących lub osób, które spotkałeś na sali szkoleniowej, zaczerpnąć mnóstwo wiedzy oraz praktycznych porad. Samemu ciężko jest osiągnąć szczyt, ale z ich pomocą na pewno będzie łatwiej.

2. Podróżuj

To nie tylko poznawanie nowych kultur, języków, czy też nowych ludzi z zupełnie innym poglądem na świat. To także logistyka wyprawy, która z czasem będzie dla Ciebie chlebem powszednim. Zaplanuj wszystko tak, by każdy punkt wycieczki był bardzo interesujący. Pozasz siebie, jak zachowujesz się w zupełnie nowym miejscu. To sposób za nudę i naładowanie baterii do działania.

3. Uważasz, że nie masz czasu? Znajdź go!

Wielu z nas jest zabieganych i ciężko znajdują chwilę dla siebie. Zaplanuj dzień w ten sposób, by znaleźć czas na naukę lub przeczytanie fantastycznego artykułu, o którym powiedział Ci ostatnio kolega. Jeśli lubisz słuchać podcastów, rób to w drodzę do pracy lub na spotkania. Muzyka odstresowuje, ale czy nie lepiej jest dowiedzieć się nowych rzeczy, które mogą pomóc Ci nawet na spotkaniu, na które się właśnie wybierasz?

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

4. Korzystaj z dobrodziejstw Internetu

Dzięki wielu portalom i kursom on-line masz dostęp do bezpłatnej wiedzy lub możesz ją nabyć za niewielkie pieniądze od osób, które są Twoją inspiracją i uważasz je za ekspertów w swojej dziedzinie. Nawet jeśli nie możesz pojechać na warszataty do innego miasta, zapisz się na najbliższy webinar. Na pewno wygospodarujesz te 1,5h w ciągu dnia dla siebie i swojego rozwoju.

5. Spacer lub inna aktywność fizyczna

Zauważyłeś, że osoby, które ćwiczą, mają więcej energii? Endorfiny, które wydzielają się podczas treningu utrzymują się w stanie gotowości przez cały dzień. Nawet jeśli nie chcesz biegać 10 km dziennie, to wydź na spacer i przewietrz umysł. Dzięki temu wspomagasz proces konsolidacji śladów pamięciowych, uspokajasz się, pozbywasz stresu. Spróbuj, a na pewno będziesz bardziej wypoczęty i chętny do chłonięcia wiedzy.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

10 pytań, które pozwolą Ci odnaleźć pasję!

25 października 2018

Każdy z nas chciałby, by jego całe życie było jedną wielką pasją. Takie szczęście mają nieliczni, by łączyć życie zawodowe i prywatne w sposób hobbystyczy. Nie każdy potrafi odnaleźć swoje zainteresowania, które rozwiną go jako człowieka.

Jak zatem to zrobić, by odnaleźć swoją prawdziwą pasję?

Poniżej dziesięć pytań, które musisz sobie zadać, zanim zorientujesz się, w którym kierunku podążać.

1. Co sprawia, że jesteś szczęśliwy w życiu? Co Cię ekscytuje, na myśl o czym od razu się uśmiechasz?

Twoja odpowiedź: ………….

2. Co sprawia, że czujesz się niezwyciężony?

Twoja odpowiedź: ………….

3. Kogo podziwiasz? Kim są Twoi mentorzy? Kto Cię inspiruje? Dlaczego?

Twoja odpowiedź: ………….

4. Kiedy ostatni raz straciłeś poczucie czasu? Co wtedy robiłeś?

Twoja odpowiedź: ………….

5. Jakie tematy wywołują kłótnie z innymi? Jakie przekonania reprezentujesz?

Twoja odpowiedź: ………….

6. W czym jesteś dobry według swoich przyjaciół? Czym mógłbyś zajmować się zawodowo? Jeśli nie zakodowałeś tych rzeczy, zapytaj ich.

Twoja odpowiedź: ………….

7. O jakim zawodzie marzysz?

Twoja odpowiedź: ………….

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

8. Co zrobiłbyś, gdybyś miał pewność, że nie poniesiesz porażki?

Twoja odpowiedź: ………….

9. Wyobraź sobie, że wygrałeś 100 milionów złotych w loterii. Stało się to trzy miesiące temu. Jak spędzisz jutrzejszy dzień?

Twoja odpowiedź: ………….

10. Jakie jest Twoje postanowienie?

Twoja odpowiedź: ………….

Te pytania pozwolą Ci poznać siebie, swoje przekonania i nakierują Cię na rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność.

Każdy ma coś, co go kręci. Problem jednak w tym, by oprócz świadomości rozwijać to zainteresowanie dalej. Bo co z tego, że mamy potencjał, skoro nie potrafimy go wykorzystać?

Popatrz na osoby, które swoją pasję przekłuli na prace zawodową. Chciałbyś być na ich miejscu? Każdy by chciał…

Ważne, by zacząć działać, a nie tylko oglądać talent show i podziwiać inne osoby, które ciężką pracą doszły do tego, że podziwiają je tysiące ludzi. Ty też tak możesz, musisz tylko się obudzić z letargu i zacząć wdrapywać się po szczeblach swojej pasji.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak osiągnąć więcej?

31 lipca 2018

Chyba każdy z nas miewa chwilę zadumy i zastanawia się, dlaczego nie mamy tak świetnej pracy, zarobków, nowoczesnego domu… jak inni. To naturalne, że czasami w trudnych sytuacjach pytamy się „dlaczego ja?”. Przecież tak ciężko pracujemy na wszystko, co udało nam się zdobyć, ale ciężko nam to docenić.

I tutaj rodzi się pytanie – pracujesz ciężko czy efektywnie? To jest słowo klucz do osiągnięcia sukcesu w życiu!

Oto kilka punktów dla Ciebie, spełniając je – przybliżysz się do osiągania więcej:

1. Nic nie musisz!

Kiedy pojawia się słowo „muszę” – np. muszę iść do pracy – od razu głowa nastawia się na przykry obowiązek.

Nawet jeśli nie jest to spełnienie Twoich marzeń, potraktuj to stanowisko jako przystanek do własnego rozwoju. To kolejne doświadczenie, które tylko umocni Ciebie jako człowieka. To nie jest „kara” za złe zachowanie.

2. Zacznij „chcieć”!

W momencie gdy robisz coś, bo chcesz, od razu zmienia się Twoje nastawienie. Pasja i zaangażowanie w powierzone obowiązki sprawiają, że sam się nakręcasz do działania. Nie wystarczy Ci minimalizm, czyli przeżycie 8 godzin każdego dnia w pracy. Chcesz wyciągnąć z tej lekcji jak najwięcej, by w przyszłości niczego nie żałować.

3. Pozbądź się poczucia winy

Pamiętasz, jak w dzieciństwie rodzice mówili Ci, że jeśli nie pójdziesz do cioci na imieniny to będzie jej przykro? Pamiętasz pogardliwy wzrok mamy czy taty i tekst „jak tak możesz?”, gdy stwierdziłeś, że w tę niedzielę nie chce Ci się iść do kościoła? To jest właśnie budowanie poczucia winy.

Jeśli robisz coś, by innym było lepiej, zapominasz o sobie i spełnianiu swoich marzeń. Ciągle będziesz stał w miejscu, bo zamiast TWOJEGO rozwoju – wybierzesz zaspokajanie oczekiwań całego świata.

4. Pozbądź się strachu

Strach? Wewnętrzny konflikt? Porzuć go i biegnij do swoich celów. Jeśli nie chcesz czegoś robić, a boisz się przeciwstawić, nie osiągniesz więcej. Paraliż będzie grał pierwszoplanową rolę. Tracisz energię i przez to pracujesz mniej efektywnie. Kiedy zaczynasz podążać do marzeń, od razu odzyskujesz siły i to napędza Cię w działaniu.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

5. Rób to, co kochasz!

Pracując efektywniej, masz więcej czasu na swoje pasje. Jesteśmy pewni, że nikt jeszcze na łożu śmierci nie powiedział, że mógł częściej sprzątać pokój, czy mógł częściej chodzić na zajęcia lub do szkoły.

Nie mówimy, by tego nie robić. Warto jednak ustalić priorytety i nie dać się stagnacji. Warto poświęcać więcej czasu na coś, co nastraja Cię pozytywnie i dodaje mocy każdego dnia!

Autor: Paulina Wolska