Browsing Category

Artykuły

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jaką książkę warto przeczytać i dlaczego?

25 sierpnia 2016
Latające książki - co warto przeczytać?

To bardzo ogólnie i śmiało postawione pytanie, ponieważ każdy potrzebuje czegoś innego. Jednak biorąc pod uwagę, że jako ludzie dążymy do szczęścia i każdy z nas chce być szczęśliwy, to już można wskazać jakiś kierunek.

Co to bowiem znaczy, że dążymy do szczęścia? Skoro dążymy, to znaczy, że jeszcze nie jesteśmy w pełni szczęśliwi. Każdy w jakiś sposób do niego zmierza, ale jeszcze nie osiągnął stanu idealnego.

Skoro więc chwila obecna nie jest idealna, to oznacza, że chcemy coś zmienić. A w jakich obszarach najczęściej potrzebujemy zmian, by odczuwać lepszą jakość naszego życia? W bardzo różnych, zależy czego komu brakuje.

Niektórzy ciągle się zmagają z brakiem pieniędzy i to przesłania im piękno świata i możliwość cieszenia się nim. Chcieliby spełniać swoje marzenia, lecz na to potrzebują gotówki. A brak spełniania marzeń powoduje, że ich życie staje się szare i nudne.

Inni są stale samotni, a chcieliby dzielić życie ze swoją drugą połówką, z którą stworzą wspaniałą parę i z którą będą się wzajemnie wspierać. Brakuje im wspólnych spacerów, wyjść do restauracji czy do teatru.

Ktoś jeszcze inny narzeka na swoją pracę, czuje, że nie może w niej rozwinąć skrzydeł, że zasługuje na coś lepszego, że gdzie indziej mógłby się bardziej spełniać. Każdego dnia budzi się ze świadomością, że znowu musi robić coś, czego szczerze nienawidzi.

Inna osoba, która straciła zdrowie, oddałaby wszystko, by tylko je odzyskać. Zmagając się z codziennym bólem i niedogodnościami nie czuje się szczęśliwa, bo chciałaby aby los był dla niej łaskawszy.

Jak więc widzisz powody do zmartwień mogą być bardzo różne i ile ludzi tyle różnych definicji szczęścia i warunków, co musi być spełnione, żeby ktoś poczuł się w pełni szczęśliwy.

Co łączy jednak te wszystkie osoby? Jaki jest wspólny mianownik dla każdego z tych przypadków?

Otóż wszystkie te osoby pragną zmian.

Nie są zadowolone ze stanu obecnego i pragną coś zmienić. Najlepiej szybko. Bo w obecnym świecie wszystko musi dziać się szybko, nikt nie chce czekać latami na efekty.

Biorąc to pod uwagę odpowiedź na pytanie „jaką książkę warto przeczytać i dlaczego” jest już łatwiejsza.

Dlaczego? Bo idealną książką do zmiany życia jest pozycja Rhondy Britten „Zmień swoje życie w 30 dni”.

Autorka przeżyła w dzieciństwie koszmar, gdy ojciec na jej oczach zabił matkę, a następnie zastrzelił siebie na podjeździe ich domu. Od tego czasu Rhondę męczyły koszmary i nie mogła poradzić sobie z codziennym życiem. Starała się nawet trzykrotnie popełnić samobójstwo.

Próbowała wszystkiego – terapii, książek, warsztatów, szkoleń itp., ale nie mogła się wyrwać ze szponów strachu, który był wszechobecny i cały czas ją ogarniał.

Dopiero gdy zrozumiała, że strach nie zniknie, jest naturalną częścią naszego bytu, natomast można go opanować i wieść szczęśliwe życie, to dopiero wtedy zaczęła krok po kroku odkrywać co robić. Co robić, żeby zmienić swoje życie i zbliżyć się do idealnego stanu wiecznego szczęścia.

Co robić, żeby każdego dnia wstawać rano z uśmiechem i być w pełni prawdziwym sobą. I wszystko czego się nauczyła w tym procesie opisała w książce „Zmień swoje życie w 30 dni”. Jako podręcznik z serią praktycznych ćwiczeń na każdy dzień.

Wiemy więc już jaką książkę warto przeczytać. A co z drugą częścią pytania, czyli DLACZEGO warto ją przeczytać? To akurat jest łatwe. Żeby wieść bardziej szczęśliwe i pełne pasji życie.

I tego z całego serca Ci życzę.

finanse i inwestowanie

Wizerunek finansowy w BIK

10 sierpnia 2016

Wizerunek finansowy w Biurze Informacji Kredytowej to po prostu nasza historia kredytowa. Na podstawie raportu BIK banki  i inne instytucje, u których chcemy zaciągnąć zobowiązanie, podejmują decyzję, czy kredytu nam udzielić czy też nie. Warto więc wiedzieć co wpływa na nasz wizerunek finansowy w BIK i jak możemy go poprawić.

Co składa się na naszą ocenę w BIK?

Podstawowa miara, jaka obowiązuje w Biurze Informacji Kredytowej, to scoring, czyli metoda punktowa oceny ryzyka kredytowego. Klient oceniany jest na podstawie podobieństwa do innych klientów, którzy już otrzymali kredyt. Im bardziej podobna będzie nasza historia kredytowa, do historii klientów regularnie spłacających swoje zobowiązania, tym więcej punktów otrzymamy. Punkty przydziela się w skali od 192 do 631, a dla ułatwienia przydzielane są także gwiazdki – od 1 do 5. Im wyższa będzie nasza ocena wiarygodności kredytowej, tym łatwiej będzie nam otrzymać kredyt.

Na scoring ma wpływ wiele czynników, między innymi terminowość spłacania zobowiązań.  A także skłonność do zadłużania się. Nawet częstotliwość przekraczania limitów na kartach kredytowych, czy debetu na koncie, ma istotny wpływ na nasz wizerunek finansowy. Nasza ocena kredytowa przydzielana jest względem grupy klientów, do których przyporządkował nas BIK. Możemy więc z biegiem czasu, np. po przekroczeniu 30, 40 czy 50 lat otrzymać zupełnie inną ocenę, ze względu na przyporządkowanie do innej grupy – na to jednak nie mamy bezpośredniego wpływu.

Co obniża nasz scoring w BIK?

Musimy pamiętać, że dokładne wyliczanie scoringu przez BIK to złożony i niepubliczny proces. Wiadomo natomiast co negatywnie wpływa na naszą ocenę w Biurze Informacji Kredytowej. Im więcej mamy opóźnień w spłatach, im są dłuższe i im większą mają wartość, tym gorzej. Także czas pomiędzy kolejnymi opóźnieniami jest istotny. Im częściej pojawiają się zaległości w spłacie zadłużenia, tym bardziej obniża się nasz wizerunek finansowy.

Także notoryczne przekraczanie limitu kredytowego i wysoki poziom wykorzystania go źle o nas świadczy w oczach banku. Co ciekawe, duża liczba nowych kredytów w krótkim czasie i małe odstępy czasowe pomiędzy nimi, mogą, ale nie muszą, wpłynąć negatywnie na naszą wiarygodność. Należy więc na to uważać. Pocieszającym jest fakt, że jeżeli uregulujemy wszelkie zaległości to po upływie 3 lat BIK przestanie obniżać za to naszą ocenę. O ile oczywiście w tym czasie nie wystąpią nowe problemy ze spłatą zobowiązań.

Jak poprawić swój wizerunek finansowy?

Duża i dobra historia kredytowa jest bardzo dobrze postrzegana przez banki. Nie należy jednak brać wielu kredytów w krótkim czasie. Po prostu co jakiś czas warto pokusić się na zakupy ratalne i mieć kartę kredytową. Dzięki temu bank będzie widział, że nasza sytuacja finansowa jest stabilna i jesteśmy w stanie regularnie spłacać zaciągnięte zobowiązania. Wtedy np. przy staraniu się o kredyt hipoteczny będziemy lepiej postrzegani. Zgodnie z prawem informacje o źle spłacanych kredytach znikają z BIK po 5 latach, a te po poprawnie spłaconych od razu.

Można jednak podczas podpisywania umowy z bankiem zaznaczyć, że chcemy, by informacje o kredycie zostały w BIK nawet po spłaceniu go. Dlatego warto zgodzić się na przetwarzanie informacji, jeżeli jesteśmy pewni, że kredyt spłacimy bez problemów – wtedy przy zaciąganiu kolejnych bank będzie widział, że jesteśmy godni zaufania.

Oczywiste jest to, że aby dobrze wyglądać oczach banku trzeba po prostu regularnie spłacać kredyty. Jeżeli jednak zdarzy się coś nieprzewidzianego i nie będziemy w stanie regularnie radzić sobie ze zobowiązaniami powinniśmy zawiadomić o tym bank. Wtedy możliwe jest zawieszenie spłaty kredytu na pewien czas lub raty na pewien okres zostaną nam obniżone. Warto także regularnie sprawdzać swój scoring w BIK. Jak to zrobić i jaki jest tego koszt dowiedzieć można się na stronie Biura Informacji Kredytowej. Ważne jest, by sprawdzić czy uregulowane kredyty zostały już usunięte z BIK, bo obniża to naszą zdolność kredytową.

Dlaczego dobra historia kredytowa w BIK jest taka ważna?

Wszystkie banki komercyjne, banki spółdzielcze i SKOK-i współpracują z Biurem Informacji Kredytowej. Podczas zaciągania nawet najmniejszego zobowiązania zostaniemy sprawdzeni w BIK. Nawet zakup na raty wiąże się z tym, że instytucja, która udzieli nam możliwości spłaty ratalnej, sprawdzi naszą historię kredytową. Jest to proces, który chroni banki przed udzielaniem złych kredytów, które nie będą spłacane regularnie lub w ogólnie nie zostaną spłacone.

Musimy jednak pamiętać, że BIK daję tylko informację o naszej wiarygodności, ale zdolność kredytowa wyznaczana jest przez bank, który udziela nam kredytu. Jeżeli więc nie chcemy obawiać się o możliwość zaciągnięcia zobowiązania powinniśmy zadbać o to, by nasza historia kredytowa byłą jak najlepsza. Co ważne, dzięki dobrej historii kredytowej możemy negocjować z bankiem oprocentowanie, co w przypadku dużych kredytów pozwala nam dużo zaoszczędzić.

Podsumowując, Biuro Informacji Kredytowej chroni banki przed udzieleniem kredytów, których spłata może wiązać się z problemami. Gromadzi ono informacje o naszej historii kredytowej i udziela je na żądanie poszczególnych instytucji. Powinniśmy więc jak najwcześniej zadbać o dobry wizerunek finansowy, dzięki któremu będziemy mogli uzyskać kredyt na lepszych warunkach. Jednak decyzja o udzieleniu nam kredytu zawsze należy przede wszystkim od banku.

Autorką artykułu jest Aleksandra Lukoszek. Tekst powstał we współpracy z portalem ranking-bankow.com.pl

rozwój osobisty i osiąganie celów

Umysł Zen, Medytacja Zen

27 lipca 2016

„Zen to wewnętrzna realizacja stanu własnej natury, własnego bycia oraz własnej obecności. Bycie w stanie Zen to przebywanie umysłem w stanie wolnym od wszelkich przyzwyczajeń myślenia. Umysł Zen to stan, który już istnieje wewnątrz każdej osoby. To stan pełnej świadomości, otwartości, który wypełniony jest wewnętrzną harmonią, ciszą, energią i ożywieniem. Umysł Zen to stan uważności, to stan umysłu pozbawiony nawyków myślenia jak i przywiązań umysłu do myśli. Umysł Zen to stan pustki, z której wszystko na nowo w każdej chwili powstaje, i jak koło wypełnione świadomością tworzy na nowo wszelkie doświadczenie życia. To świadomość, która porusza się do przodu i wolna jest od powiązań z przeszłością, to koło świadomości poruszające się zawsze do przodu. W pełni funkcjonujący umysł to stan pełnej świadomości, wolny od przywiązań, poruszający się do przodu tworząc obecne doświadczenie, nie spoczywając na przeszłości.

Umysł Zen to lekki, spontaniczny umysł, który przemieszcza się w sposób wolny, bez żadnego wysiłku, nie przyczepiając się do niczego, nie pozostawiając nic za sobą. To stan umysłu, który pozwala na podróżowanie przez ścieżkę życia jak strumień poruszając się do przodu z biegiem rzeki. Umysł Zen to kompletny stan umysłu wyzwolony od nierozliczonego stanu umysłu, który wcześniej wpływał i kreował nieświadomie doświadczenia obecnego momentu. Umysł Zen to umysł wolny od przeszłości odgrywającej swoją role w podświadomości, to stan w którym nie trzeba uciekać od obecnego momentu w iluzje przyszłości. Umysł Zen to stabilny umysł, w pełni obecny nierozłączny, w pełni świadomy, wolny od iluzji umysł.

Umysł Zen to umysł pozbawiony iluzji i rozłączenia. Umysł Zen to umysł pełen, wewnętrznie połączony z centrum własnego bycia. Umysł Zen to umysł już spełniony, kompletny i akceptujący, to umysł, który nie potrzebuje szukać zadowolenia i szczęścia na zewnątrz. Umysł Zen to umysł pełen i w pełni połączony z własnym wnętrzem, w pełni obecny, w pełni uczestniczący w obecnym momencie. Umysł Zen nie potrzebuje uciekać do przyszłości w celu spełnienia się, zaspokojenia swoich pragnień, jak i zaspokojenia poczucia bycia wystarczająco dobrym, lub gotowym. Umysł Zen to umysł, który nie potrzebuje udawać i nie próbuje być czymś, czym nie jest. Umysł Zen to przebywanie w stanie umysłu, który już jest scentrowany i kompletny, bez potrzeby spełniania iluzji wytworzonych przez nieracjonalny umysł.

Umysł Zen to prawdziwy umysł, umysł, który nie potrzebuje się ukrywać. Prawdziwy umysł to umysł, który jest sobą, w łączności z własnym wnętrzem, w przyjaźni z obecnym momentem bez potrzeby rozłączenia, oddzielenia od rzeczywistości i ucieczki w iluzję. Umysł Zen to pełen i kompletny umysł.

Umysł Zen to umysł, który nie pozostawia materiału, który utrzymuje umysł w uwięzieniu z przeszłością. Umysł Zen to umysł wolny, swobodny, spontaniczny, wolny od karmicznego materiału przeszłości. Umysł Zen to umysł w pełni obecny, w pełni uczestniczący w obecnym momencie. Umysł Zen to naturalny umysł pozbawiony kondycjonowania. Umysł Zen, natura buddy to stan umysłu to proces odpuszczania umysłu, redukowania udziału egoistycznego umysłu w procesie tworzenia naszej rzeczywistości, warstwa po warstwie aż umysł dotrze do stanu nicości, do pustki, z której na nowo jest w stanie stworzyć. Umysł Zen to umysł wolny od samo wytworzonych nieracjonalności, umysł pozbawiony wszelkich przywiązań, umysł wolny, spontaniczny, stan, w którym na nowo nie bazując na doświadczeniach przeszłości jest w stanie stworzyć życie i doświadczenie, przemienić własne wnętrze w taki sposób, dzięki któremu staje się użyteczny nie tylko dla własnych potrzeb, ale również jest w stanie przyczynić się do zmiany jakość życia ludzi.

Umysł Zen to umysł, który zawsze rozpoczyna cokolwiek w pełni w obecnym momencie, pozostając niezależnym, nieuwarunkowanym sprawami przeszłości. Umysł Zen to umysł zawsze początkujący, umysł otwarty na ponowne uczestniczenie w życiu, i na tworzenie na nowo nie bazując na uwarunkowaniach przeszłości. To umysł lekki, utrzymujący wewnętrzny stan osoby początkującej i nie przywiązany do treści umysłu. Umysł Zen to umysł opróżniony, gotowy na nowo na każdy dzień. Tracąc ten stan, odłączając się od źródła bycia osoba traci prawidłowo funkcjonujący umysł. Początkujący umysł to umysł bez ograniczeń, świeży, nieprzywiązany do niczego.

Umysł Zen to umysł pozbawiony przywiązań. Sztuką utrzymania umysłu Zen jest nie przywiązywanie znaczenia do myśli, które umysł podsuwa, Zen to poruszanie się z biegiem życia.

Poprzez siedzenie w ciszy medytacja Zen pozwala na wewnętrzne opróżnienie i uspokojenie umysłu, na otwarcie siebie w celu odkrycia prawdziwej natury własnego bycia. Koncentracja na naturze obecnego momentu, wewnętrzna cisza i obserwacja prowadzi do realizacji własnego wnętrza, własnej prawdziwej natury i prawdziwego siebie. Zastosowanie odpowiedniej pozycji siedzącej oraz użycie odpowiednich technik oddychania prowadzi do uzyskania stanu pełnej łączności z sobą, oraz pełnego stanu skoncentrowania na naturze obecnego momentu. Poprzez medytacje Zen osoba jest w stanie opuścić pesymistyczne myśli i po prostu jest w stanie w pełni się zrelaksować i doświadczyć obecnego momentu. Medytacja Zen umożliwia osiągnięcie wewnętrznego spokoju ciała i umysłu, i pozwala na zrozumienie natury własnego umysłu.
Medytacja Zen daje możliwość doświadczenia stanu pełnej świadomości, stanu wewnętrznej pełności i jedności z własnym wnętrzem. Stosowanie medytacji Zen pozwala na stworzenie wewnętrznego stanu pojednania wewnętrznego bycia, ciała, umysłu i duszy. Regularne praktykowanie medytacji pozwala na wewnętrzne umocnienie własnego bycia, uzyskanie stanu wewnętrznej jedności, stabilności ciała, ducha i umysłu. Medytacja Zen umożliwia przebywanie w obecnym momencie, w stanie pełnej koncentracji na tym, co jest obecnie, bez skupiania się na przeszłości lub przyszłości. Medytacja Zen to bycie w relacji ze sobą w obecnym momencie, w relacji z tym, co dany moment ma do zaoferowania, w pełni bez potrzeby uczestniczenia w myślach, które pojawiają się w umyśle. Zen to stan pełnego uczestniczenia w obecnym momencie, stan doświadczania tego, co obecny moment ma do zaoferowania, to przebywanie w stanie wolnym od rozmyślania o przeszłości jak i uciekania do przyszłości. Zen to bycie umysłem w pełni „tu i teraz”, w pełni skoncentrowanym na doświadczaniu każdego momentu. Zen to codzienne życie i czerpanie z każdego dnia w pełni tego co dzień ma do zaoferowania.

Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Zalety medytacji

25 lipca 2016
  • Chciałbyś lepiej poznać siebie, ale nie wiesz, od czego zacząć?
  • Twoja codzienność nie jest wypełniona spokojem i radością i nie znasz sposobu, jak osiągnąć harmonię?
  • Chciałbyś osiągnąć wewnętrzny spokój, ale wokół jest za dużo hałasu?

 

Jeśli jesteś gotów, aby medytując, poznać własne wnętrze, które kieruje Twoim życiem, to zapraszamy do świata medytacji i duchowej harmonii.

Poznaj zalety medytacji, o których opowiada Wojciech Filaber, autor książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji”.

PRZEBACZENIE

Medytacja pozwala na wewnętrzne przebaczenie, oraz wypuszczenie z umysłu treści i napięcia nagromadzonego w przeszłości. Bez przebaczenia, umysł operuje nieświadomie zmagając się z winą, złością, uczuciami niedopasowania do świata jednocześnie blokuje, oraz uniemożliwia prawidłowy proces rozwoju duchowego. Przebaczenie w medytacji pozwala na odpuszczenie ciężaru nagromadzonego przez lata. Umożliwia odpuszczenie wszystkim włączając siebie za wszelkie zło wyrządzone, wszelkie niejasności poprzez to spowodowane, i pozwala rozpocząć życie na nowo. Wewnętrzne wybaczanie polega na przebaczeniu w głębi serca za wszelkie niedogodności i niejasności, które miały miejsce w przeszłości i umożliwia utrzymanie stanu wewnętrznej przestrzeni oraz wolności.

W jaki sposób wykonywać medytacje wewnętrznego przebaczenia?

Podczas medytacji przywołaj obraz osoby, do której czujesz niechęć oraz wewnętrzny opór. Poświęć chwilę na to, aby poczuć tę osobę na wysokości klatki piersiowej i w sercu powiedz: „Wybaczam ci wszystko to, co mi wyrządziłeś i co sprawiło mi ból. Wybaczam ci wszytko to, co celowo lub też zupełnie nieświadomie wyrządziłeś za sprawą swoich myśli, słów i czynów.” Powoli pozwól, aby ta osoba pozostała obecna w twoim wnętrzu. Bez pretensji i oburzenia zaakceptuj jej obecność. Powiedź „wybaczam ci”. Następnie otwórz się na nowo. Jeśli ponownie boli, pozwól, aby bolało, zaakceptuj doświadczenie takim jakie jest. Rozpocznij wewnętrzną relaksacje, odpuść wszelką złość, gniew, i negatywne odczucia, które nagromadziły się przez lata. Powiedź ponownie: „Wybaczam ci” i pozwól, aby osoba, której wybaczasz też poczuła się uwolniona od wewnętrznego ciężaru, który nieświadomie ze sobą nosi.

Następnie przywołaj sobie do serca obraz osoby, którą chcesz poprosić o przebaczenie. Powiedź tej osobie: „Proszę o wybaczenie za wszystko to, co mogło wytworzyć w tobie ból. Proszę o wybaczenie wszelkich myśli, czynów i bezmyślnych słów, które spowodowały, że czujesz niesmak w stosunku do mojej osoby. Nie pozwól, aby ten niesmak, który nosisz wewnątrz blokował odbiór wybaczenia. Pozwól, aby twoje serce odpuściło i stało się dostępne. Pozwól sobie na to abyś sam sobie wybaczył i otworzył się na nowo w kierunku przemiany własnego wnętrza.”

Następnie przywołaj obraz samego siebie do własnego serca i z użyciem własnego imienia powiedź: „Przebaczam ci wszelkie czyny, które dokonałem poprzez zapomnienie, lęk i nieracjonalność własnego postępowania. Przebaczam ci wszelkie słowa, czyny i myśli, które mogły spowodować ból komukolwiek.”

Otwórz się na nowe możliwości wewnętrznej przemiany i przebaczenia. Odpuść sobie wszelką złość, gniew i niechęć, którą wytworzyłeś w stosunku do innych. Stwórz wewnętrzną przestrzeń i powiedź sobie: „Przebaczam ci wszystko”.

UZDROWIENIE

Medytacja pozwala na wewnętrzne uzdrowienie. Występuje ono wówczas kiedy umysł, ciało i dusza współpracują w całości, w jedności ze sobą. Rezultatem uzdrowienia jest stan pełnej świadomości, uważność, oraz dobre samopoczucie.

W jaki sposób wykonywać medytacje wewnętrznego uzdrowienia?

W trakcie medytacji wyobraź sobie, że twoje ciało stopniowo wypełnia się jasnym światłem począwszy od górnej części głowy do stóp. Podczas gdy wytworzone wewnątrz światło przemieszcza się od górnej części do dolnej, poczuj swoje mięśnie i umysł w stanie pełnej relaksacji. Przemieszczaj się z góry na dół kilkakrotnie koncentrując się na miejscach, w których odczuwasz ból. Wyobraź sobie, że te miejsca stanowią czarną substancję, która wypełnia twoje wnętrze. Następnie za pomocą wytworzonego wewnątrz światła, kawałek po kawałku rozpocznij usuwanie ciemnych cieni pozostawiając miejsca, w których one były wolne, jasne i pozbawione wszelkiego cierpienia lub bólu. Jeśli w dalszym ciągu odczuwasz wewnętrzny ból powtórz ten sam proces kilkakrotnie, ponownie koncentrując się na czarnych strefach.

Poczuj ponownie stan uzdrowienia, wewnętrznego uwolnienia od obszarów, które zawierały ból i cierpienie. Poczuj, że promieniujesz świecącym światłem i wypełniasz nim własne wnętrze. Poczuj jak promieniujesz tym światłem do całego świata. Poczuj, że to właśnie światło przywraca cię ponownie do dobrostanu fizycznego i umysłowego. Poczuj, że stan pełnego zdrowia jest dostępny dla ciebie „tu i teraz”.

Po zakończeniu ćwiczenia pozwól sobie po prostu być ze sobą, nie myśląc o niczym, bez oceniania, ani bez interpretowania każdego z nowo pojawiających się momentów. Pozwól sobie po prostu być w łączności z tym, co jest. Po zakończeniu ćwiczenia nie zapomnij wypić przynajmniej jednej szklanki czystej wody. Powtarzaj to samo doświadczenie każdego dnia, gdy tylko masz kilka minut wolnego czasu, w celu opróżnienia i uzdrowienia własnego wnętrza od wszelakich brudów. Wystarczy kwadrans, żeby doznać oczyszczenia.

OBNIŻENIE POZIOMU STRESU

Medytacja pozwala na zredukowanie poziomu stresu na przykład spowodowanego na skutek bezustannej pracy. Przebywanie ze sobą we własnej przestrzeni jest bardzo istotne i pozwala na obniżenie poziomu aktywności zachodzącej wewnątrz umysłu. W dodatku często medytacja pozwala na całkowite przywrócenie stanu wewnętrznego spokoju, wewnętrznego światła i energii. Dlatego też im bardziej poczujesz się zrelaksowany i wolny od stresu tym bardziej będziesz zdrowy, szczęśliwy oraz stabilny wewnętrznie.

W jaki sposób wykonywać medytację w celu zmniejszenia stresu w pracy?

Medytacja w pracy jest bardzo prosta. Wymaga ona trochę pracy z Twojej strony. Jeśli pracujesz blisko parku, lasu bądź też jakiejkolwiek roślinności, wystarczy, że skoncentrujesz swoją uwagę raz na jakiś czas na kolorze zielonym. Zatrzymasz wówczas swój umysł na kilka minut i rozpoznasz, że wszelkie procesy, które zachodzą wewnątrz, nie są trwałe ani prawdziwe, że są one tylko wytworem Twego umysłu narażonego na stres i natłok pracy. Jeśli pracujesz na otwartym powietrzu, staraj się od czasu do czasu wyjść na spacer, nabrać świeżego powietrza i skoncentrować swój umysł przez chwilę na czymś zielonym. Możesz też skoncentrować się na własnym chodzie, na krokach, które wykonujesz, lub też obserwować naturę, skupiając uwagę na odgłosach wydawanych przez ptaki czy też na wietrze unoszącym liście do góry. Następnie oczyść swój umysł, nie myśl o pracy, nie myśl o niczym. Po prostu kontempluj to, co przed Tobą. Zadbaj o to, by opuściły Cię wszelkie lęki, obawy, zmartwienia czy tez zakłopotanie. Jeśli niepokojące myśli pojawią się w Twoim umyśle, poczekaj, aż znikną. Doświadczysz wówczas obniżenia poziomu stresu. Zauważysz, że Twoje myśli przestaną wypełniać Twój umysł. Taka kontemplacja pozwoli, by w Twojej głowie pojawiały się nowe rozwiązania dotychczasowych problemów.”

Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Techniki Medytacji

18 lipca 2016

Czy jesteś gotów, aby medytując, poznać własne wnętrze, które kieruje Twoim życiem?

Pozwól zabrać się w świat medytacji i duchowej harmonii. Poznaj techniki medytacji, o których opowiada Wojciech Filaber, autor książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji”.

Koncentracja
Koncentracja to forma medytacji, która polega na połączeniu się ducha z centrum własnego bycia. Metoda ta polega na skupieniu umysłu na pojedynczym obiekcie. Istnieją dwa rodzaje medytacji. Zewnętrza i wewnętrzna. Medytacja zewnętrzna polega na „zajęciu się” wybranym obiektem, natomiast medytacja wewnętrzna polega na skupieniu się na własnym oddechu. W koncentracji zewnętrznej całą uwagę poświęcamy naturze, natomiast w koncentracji wewnętrznej uwaga odwraca się od świata zewnętrznego i zostaje skupiona na doświadczeniach wewnętrznych.

W jaki sposób wykonywać medytację, skupiając się na obiekcie zewnętrznym?
Cokolwiek robisz, odłącz wszystkie myśli, skup się uważnie. Kontroluj swoje impulsy, obserwuj uważnie wszelkie pojawiające się pomysły oraz wewnętrzne interpretacje, które pojawiają się w umyśle. Skup się, użyj siły koncentracji w celu oczyszczenia umysłu.
Zapomnij o czasie, skoncentruj się, pozostając pewnym, że jesteś w stanie dokonać tego, co robisz. Skoncentruj się na wybranym obiekcie, nie daj się rozproszyć. Pracuj nad umysłem od wewnątrz, aby stał się bardziej wyraźny i świadomy. Skup uwagę na własnej świadomości.

W jaki sposób wykonywać medytację, skupiając się na doświadczeniach wewnętrznych?
Cokolwiek robisz, skup się. Obserwuj wszelkie pojawiające się w Tobie myśli i doznania.
Skoncentruj się w pełni na własnym wnętrzu i na tym, czego doświadczasz w danym momencie. Zwróć całą uwagę w kierunku własnego wnętrza. Skoncentruj swoją uwagę na tym, czego doświadczasz wewnątrz, skup się na procesie oddychania, pozostań w łączności z własnym wnętrzem. Pracuj nad ciałem i umysłem, aby pozostały one w stanie pełnej świadomości i łączności z wnętrzem.

Zakorzenianie
Zakorzenianie polega na zachowaniu stanu całkowitej świadomości w relacji do obecnego momentu, własnego ciała i własnych odczuć. Ma ono na celu przywrócenie umysłu do stanu odłączenia z centrum własnego bycia, do kondycji polegającej na tym, że umysł jest w pełni zsynchronizowany z odczuciami wewnętrznymi. Zakorzenianie pozwala na ponowne przebywanie w obecnym momencie, na byciu „tu i teraz”, na niwelowaniu poczucia wewnętrznego rozproszenia i niezintegrowania z własnym wnętrzem. Celem zakorzeniania jest zapanowanie nad umysłem w taki sposób, aby był w pełni skupiony na tym, co się dzieje. Ponadto zakorzenianie umożliwia odświeżenie wewnętrznego stanu umysłu, poprawę samopoczucia i poprawę koncentracji.

W jaki sposób wykonywać medytację za pomocą zakorzeniania?
Usiądź wygodnie na krześle z wyprostowanymi plecami. Skoncentruj się na wdechu i wydechu, aż Twój oddech stanie się bardziej stabilny. Następnie skieruj uwagę na swoje nogi, wyobraź sobie, że wyrastają z niej korzenie, które wnikają w podłogę i następnie w głąb ziemi. Kiedy już poczujesz, że korzenie wniknęły do wnętrza ziemi, pozbądź się wszelkiej negatywnej energii tak, aby mogły one swobodnie i bez żadnego oporu wrastać w głąb podłoża coraz mocniej i silniej.

Wykonuj to ćwiczenie przez kilka minut i staraj się poczuć nową energię, która pojawi się i wypełni Twoje ciało, by w efekcie całkowicie odnowić stan umysłu. Z każdym oddechem będziesz czuł, jak resztki negatywnej energii filtrowane są poprzez właściwości oczyszczające, które posiada ziemia. Z każdym oddechem nowa, odnawialna moc będzie napływać, aby uzdrowić Cię i wewnętrznie umocnić.

Kiedy już jesteś całkowicie wypełniony pozytywną energią, wyobraź sobie, że Twoje korzenie powracają z głębi ziemi do stóp, do następnego razu, kiedy to będziesz miał potrzebę użyć ich ponownie.

Zrelaksuj się, rozluźnij stopy, rozciągnij mięśnie i powróć do obecnego momentu, do „tu i teraz”. Poczujesz się na nowo połączony z ziemią, pewny siebie i wypełniony spokojem.

Wizualizacja
Wizualizacja polega na świadomym kierowaniu umysłu ku założonym wyobrażeniom.

W jaki sposób wykonywać medytację za pomocą wizualizacji?
Zrelaksuj się i ułóż się w dogodnej dla siebie pozycji: możesz siedzieć na krześle lub podłodze, albo leżeć. Odpręż się, rozluźnij ciało i umysł, pozbądź się nagromadzonego napięcia. Zacznij od górnej części głowy bądź też od palców stóp, według Twojego uznania. Relaksuj każdą część ciała po kolei. Kiedy Twoje ciało będzie już wystarczająco zrelaksowane, łatwiej będzie Ci wprowadzić w ten sam stan swój umysł. Na początku doświadczysz natrętnej obecności myśli, które kumulują się w umyśle. Proces ten nastąpi, gdyż umysł nie jest przyzwyczajony do pomijania nagromadzonych w Twoim wnętrzu treści – zawsze chce być w pełni aktywny oraz pragnie w pełni uczestniczyć we wszystkim, co się dzieje dookoła.

Z czasem będziesz w stanie uwolnić się od wewnętrznego dialogu, dlatego też nie przejmuj się tym w obecnym momencie. Skup się na oddychaniu.

Nie próbuj zmieniać rytmu oddechu, niech będzie on naturalny, ale regularny. Zauważ, w jaki sposób oddech wprowadzany jest do Twojego organizmu, i w jaki sposób jest wypuszczany zarówno za pomocą ust, jak i nosa. Obserwuj swój oddech. Przechodź do kolejnego i kolejnego stadium, w coraz bardziej spokojny i relaksujący stan. Być może nie od razu, ale po kilku próbach będziesz w stanie doświadczyć całkowitej, wewnętrznej ciszy.

Skoro już osiągnąłeś stan względnego wyciszenia, wyobraź sobie czystą, niezapisaną tablicę. Teraz, na tej tablicy, zwizualizuj sobie, kim chcesz być i co chcesz w życiu osiągnąć. Zobaczysz, że to, co sobie wyobraziłeś i przedstawiłeś za pośrednictwem tablicy, z czasem się zrealizuje. Podążaj za wyobrażeniami, które tam zamieściłeś, i zaobserwuj, dokąd Cię zabiorą. Być może od razu ujrzysz nowe możliwości i szanse, różne inspiracje pojawią się za sprawą obrazów umieszczonych na tej tablicy. Pozwól im płynąć swobodnie i podążaj za nimi, dodaj do nich uczucia i emocje.

Oddychanie
Oddychanie jest niezbędnym elementem w procesie medytacji. Joga jest formą medytacji, która umożliwia wyćwiczenie odpowiednich technik oddychania.

Właściwe oddychanie umożliwia zregenerowanie umysłu od wewnątrz. Tylko poprzez odpowiednie techniki oddychania można osiągnąć właściwe cele i rezultaty medytacji. Aby swobodnie oddychać, należy pozbyć się wewnętrznych blokad. Zadaniem jogi jest uwolnienie ciała i umysłu od napięcia, nieodpowiedniego nastawienia, oraz złych nawyków, które uniemożliwiają prawidłowe oddychanie.

Powolne i pełne wydechy w jodze pełnią istotną rolę, ponieważ stanowią niezbędny element do nauczenia się prawidłowego oddychania. Tak więc właściwy wydech jest również niezbędnym elementem do prawidłowego i pełnego wdechu. Dlatego też należy dostatecznie opróżnić organizm z powietrza, w celu poprawnego i ponownego napełnienia. Prawidłowe oddychanie w jodze stanowi niezbędny element do prawidłowej koncentracji nad własnym wnętrzem.

Jak prawidłowo wykonywać oddychanie w jodze?
Aby upewnić się, że prawidłowo wykonujesz jogę, musisz wykonać następujące czynności: opróżnij swoje płuca całkowicie i pozwól, aby świeże powietrze dotarło na nowo do wnętrza. Następnie wyprostuj całe swoje ciało i ramiona, aby Twoje płuca mogły napełnić się powietrzem. Zawsze pilnuj, aby Twoje oddychanie było płynne i stabilne. Pozwól sobie na eksperyment i spróbuj następującego ćwiczenia: kiedy tylko poczujesz niepokój, połóż się na plecach, starając się uniknąć wewnętrznego napięcia. Pamiętaj, aby rozpocząć oddychanie powoli i głęboko od brzucha, poszerzając żebra i prostując plecy. Pozwól, by wypełniało Cię powietrze. Następnie dokonaj swobodnego, powolnego wydechu. Stosując powyższe techniki, będziesz w stanie doświadczyć korzyści, które ma do zaoferowania joga.”
Fragment pochodzi z książki „Osiągnij harmonię za pomocą medytacji” Wojciecha Filabera.

finanse i inwestowanie

Po co inwestować pieniądze?

18 lipca 2016

„Inwestowanie pomaga zatrudnić pieniądze do pracy, aby te zarabiały dla nas. Zwracałam też uwagę na to, że inwestowanie jest konieczne, jeśli poważnie myślisz o swojej niezależności i wolności, a tym samym pełnej swobodzie finansowej. Inwestowanie jest obowiązkiem, jeśli chcesz w przyszłości posiadać takie środki, aby nie musieć już pracować. Inaczej? Tak, będziesz musiała pracować, aby przetrwać. Podkreślę to ostatnie słowo: PRZETRWAĆ! Nawet jeśli dzisiaj świetnie zarabiasz na etacie, masz doskonałą pozycję zawodową, to jesteś uzależniona od jednego źródła pieniędzy. Nie muszę Cię straszyć niezapowiedzianym zwolnieniem z pracy albo utratą zdrowia, rozwodem. Aby dobrze inwestować, trzeba opanować prostą umiejętność analizy, zdyscyplinowanego zarządzania pieniędzmi i stałej edukacji na temat inwestowania. Nabycie wiedzy finansowej pozwoli Ci dobrze wykorzystywać informacje ekonomiczne, podejmować najlepsze decyzje i rozwijać swoją inteligencję finansową – Twoje największe aktywo.

Inwestowanie jest obowiązkiem, jeśli chcesz w przyszłości posiadać takie środki, aby nie musieć pracować. To także sposób na nagłe zwolnienie z pracy albo utratę zdolności do pracy z powodu choroby czy rozwodu.

Prosiłam Cię też już o to, abyś spisała swoje marzenia oraz o to, abyś przeliczyła swój obecny majątek i okres, przez jaki jesteś w stanie przeżyć bez pracy na bazie posiadanego majątku. Zastanów się proszę teraz nad tym przez 5 spokojnych minut. Co widzisz w tych liczbach? Co dzisiaj masz, a ile chcesz mieć? Ile potrzebujesz, aby dobrze żyć, i ile – aby spełniać swoje marzenia? Popatrz przed siebie, nawet policz, ile jeszcze lat życia przed Tobą. 70, 60, 50, 40, 30, 20, 10 lat? To dużo czy mało?

Ja dzisiaj mam 36 lat, myślę, że będę żyła ok. 85 lat. Przede mną jest jeszcze 49 lat życia! Liczby nie kłamią i dużo nam uzmysławiają. Podoba mi się taka perspektywa. Teraz policz Ty!

Czas w inwestycjach jest równie istotny, jak dobrze dobrane aktywa. Inwestowanie jest długoterminowe, dlatego warto zacząć jak najwcześniej. Jeśli jesteś mamą, to zacznij już dzisiaj uczyć swoje dzieci, jak właściwie zajmować się pieniędzmi. Masz córkę, kup jej osobny egzemplarz tej książki. Ucz siebie i najbliższych.

Po co chcesz inwestować? To jest bardzo ważne pytanie. Odpowiedź nada Twoim najbliższym latom bardzo konkretny kierunek.

1.  Określ miesięczną kwotę przepływu pieniężnego (dochód pasywny z aktywów), jaką chcesz otrzymywać.
2.  Wybierz główny rodzaj inwestycji, na jakich chcesz się skoncentrować.
3.  Określ czas, w jakim chcesz osiągnąć swój cel.
4.  Zrób plan, w którym przydzielisz aktywom cele finansowe składające się na cel główny.

Zdobywaj wiedzę o inwestowaniu
Proponuję Ci skorzystać ze szkoleń i książek oraz codziennych doniesień mediowych. Do tego dołóż spotkania z różnymi doradcami inwestycyjnymi, którzy oczywiście będą chcieli Ci coś sprzedać, ale nie zniechęcaj się. Skorzystaj z wiedzy, jaką chętnie się z Tobą podzielą i do tego obserwuj, jakie techniki sprzedaży stosują. Ucz się cały czas!

Zaczynaj od małej inwestycji
Ta zasada pozwala zredukować początkowy strach, który z pewnością towarzyszy każdej z nas, szczególnie gdy jesteśmy tuż przed podpisaniem ważnych dokumentów. Przy małej inwestycji daj sobie także przyzwolenie na popełnianie błędów. Nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. Próbuj, popełniaj błędy i ucz się jak najwięcej.

Ryzykuj niewielką ilość pieniędzy przy pierwszych inwestycjach
Niewielka kwota na start oznacza niewielkie ryzyko. Błędy kosztują stratę pieniędzy, prawie zawsze. A jak już ustaliłyśmy, popełnianie błędów jest nieuniknione, a wręcz wskazane. Po prostu na początku skup się na nauce i małych stratach. Na duże transakcje przyjdzie pora wraz z Twoim rozwojem. Będziesz wiedzieć, kiedy jesteś gotowa.

Inwestuj w to, na czym się znasz
Jeśli na przykład pracujesz w banku i masz dostęp do wiedzy (nie mam tutaj na myśli tajemnic handlowych, ale lepszą znajomość branży niż inni mają), to masz przewagę, z której skorzystaj. Pracując u dewelopera, znasz dobrze rynek nieruchomości w danym mieście czy dzielnicy. To wystarczy, aby lepiej wyszukiwać okazje, skuteczniej negocjować przy kupnie, po prostu wybrać lepszą inwestycję.

Przygotuj się na wygraną w inwestowaniu
Zaczynanie od czegoś małego ma jeszcze taką zaletę, że masz szansę zasmakować pierwszych sukcesów. Dużo pisałam wcześniej o błędach, za które trzeba płacić. Owszem, ale to nie znaczy, że zawsze poniesiesz porażkę. Posmakowanie sukcesu daje ważnego kopa energetycznego, który zachęca do działania, do dalszej gry.

Mądrze wybieraj znajomych do życia i inwestycji
Przede wszystkim otaczaj się ludźmi, którzy choćby dobrym słowem będą wspierali Twoje starania inwestycyjne. Stwórz wokół siebie stymulujące środowisko, dzięki któremu będziesz się rozwijać. Szukaj mądrzejszych od siebie i podobnych w podejściu do życia i pieniędzy. Możesz znaleźć nowych przyjaciół na szkoleniach, w organizacjach czy w stowarzyszeniach branżowych.

Inwestowanie jest procesem i wymaga czasu
Z inwestowaniem jest jak ze związkiem. Wchodzisz w relację z myślą o długich i szczęśliwych latach. Zależy Ci na spełnieniu, osiągnięciu długoterminowego szczęścia. Tak jest w życiu i tak jest z inwestycjami. Wchodzisz do gry na długo. Otwierasz pierwsze aktywo, potem kolejne. Uczysz się przy tym, rozwijasz. Poprawiasz i poprawiasz. Krok po kroku. I tego się trzymaj.

Nie przestawaj się uczyć
Trenuj głowę, tak jak trenujesz swoje ciało na sali gimnastycznej. Nie możesz zostać w tyle, bo wypadniesz z gry. Nie martw się, wejdzie Ci to w nawyk! Pamiętaj: książki, szkolenia, praktyka!

Dobrze się baw, inwestując
Radość w inwestowaniu jest tak samo ważna jak w każdym innym elemencie życia. Świętowanie sukcesów mniejszych i większych jest paliwem do osiągania kolejnych wyzwań. Tak samo jak poszukiwanie okazji inwestycyjnych, doglądanie tego, co już się ma, uczenie się nowych rzeczy, dzięki którym kolejna inwestycja będzie jeszcze lepsza. Nie mówiąc już o przyjemności, gdy pieniądze wpływają na konto.”

Fragment pochodzi z książki „Kobieta i pieniądze” Dominiki Nawrockiej.

finanse i inwestowanie

Emocje a zakupy.

15 lipca 2016

Emocje a zakupy. Kontrola czy może niepohamowane wydawanie pieniędzy?

Jeśli jest to Twój (lub kogoś w Twoim otoczeniu) problem, koniecznie przeczytaj, jakie rady ma dla Ciebie Dominika Nawrocka, autorka książki „Kobieta i pieniądze”.

„Postanowiłam jeszcze wrócić do kobiecych emocji związanych z wydawaniem pieniędzy. Uważam, że każda z nas ma wystarczająco dużo inteligencji i samozaparcia w życiu w osiąganiu wyznaczonych celów, ale… statystyki mnie przeraziły i skłoniły do spisania porad, jak sobie radzić z problemem niepohamowanego wydawania pieniędzy przez kobiety.

1. Poproś o czas, o odłożenie. Trudno, nie wrócisz już po piątą sukienkę w tym miesiącu. Uciekniesz „z twarzą”. Kasjerka szybko o Tobie zapomni, a sukienka wróci na wieszak. Ty uchronisz się przed kłopotami i wyrzutami sumienia.

2. Nigdy nie wypłacaj na zakupy pieniędzy z Oszczędności i Inwestycji. Jak to zrobisz, to moja klątwa Cię dopadnie i sroga kara czeka. To są pieniądze na aktywa, na lepsze życie. Na zachcianki masz budżet Przyjemności. Chcesz więcej? Wygeneruj aktywo, które Ci za to zapłaci.

3. Jesteś zła, smutna, podekscytowana – nie wchodź do sklepu, idź na siłownię. Sport jest dobry na wszystko: na stan fizyczny, ale też emocjonalny i w jakimś sensie też duchowy. Lepiej poczujesz się fizycznie, to momentalnie lepiej poczujesz się psychicznie.

4. Nie dawaj zaliczki, nie umawiaj się na natychmiastową dostawę. Patrz punkt pierwszy. Odwlekaj, ile się da, aż w końcu się rozmyślisz. Oczywiście chodzi tutaj o sytuacje, gdy masz problemy z nadmiernym kupowaniem. Jeśli trzymasz rękę na pulsie, to wiesz, że większe zakupy robisz z budżetu Duże Wydatki.

5. Nie bierz 30-dniowego darmowego okresu próbnego. To jest strategia na małego pieska. Kupujesz pieska, bierzesz go do domu i zawsze możesz zwrócić. Oddasz go?

6. Nie bierz udziału w prezentacjach produktów w domu, bo one zawsze kończą się zakupami… sprzętu za co najmniej 4 tys. zł. Miła atmosfera, same przyjaciółki wkoło, smakołyki. Wszystko, co potrzeba, aby wydać grube tysiące na coś, bez czego przecież możesz żyć.

7. Wyłącz komputer i kup zwykły budzik. Przed snem odetnij dostęp do sieci też w komórce, która służy Ci za budzik. Zakupy przez internet robimy coraz częściej, bo jest wygodniej i szybko. I super, ale rób tylko te zakupy, które są zaplanowane i potrzebne.

8. Ustal limity na karcie i na transakcje internetowe zgodne z wysokością budżetów.

9. Nie przeglądaj katalogów internetowych – weź papierowy. Masz wtedy dłuższą i trudniejszą drogę do zakupów.

10. Rób listę zakupów – zawsze się sprawdza.

11. Nie kupuj prezentów z poczucia winy dla siebie, dla innych. Prezenty z pozytywnymi emocjami są świetne i są na to pieniądze w budżecie Przyjemności.

12. Ustalaj minibudżety w ramach dużych budżetów. Jeśli naprawdę masz problemy z nadmiernym wydawaniem pieniędzy, możesz ustawić na kartach limity mniejsze niż całkowity budżet. Możesz także zamiast jednego przelewu wg modelu podzielić go na cztery w tygodniowych odstępach (2 tys. zł miesięcznie dzielisz na cztery tygodnie po 500 złotych. I tyle masz na tydzień na koncie Życie do dyspozycji).

13. Nie musisz robić wrażenia na kimkolwiek. Ważna sprawa! W większości przypadków jesteśmy ważni tylko dla najbliższych i ich opinie są dla nas kluczowe. Reszta? Nie musisz nic nikomu udowadniać.

14. Trzymaj się budżetów. Nie oszukuj, nie płać kartą Duże Wydatki za obiad w stołówce. Nie rób niedozwolonych przelewów z konta na konto, bo na jednym skończyły się pieniądze. Jeśli potrzebujesz mocniejszych metod, to operuj wyłącznie gotówką trzymaną na kontach i wypłacaną z bankomatów albo nawet w oddziałach banków. Może się okazać, że im trudniejszy dostęp, tym lepiej będziesz się obchodzić ze swoimi pieniędzmi.

15. Porównuj ceny, zanim zrobisz większy wydatek.

16. Negocjuj i pytaj o rabaty. W 90% dostaniesz obniżkę ceny. Warto? Warto!

17. Kupuj też używane rzeczy. Często się zdarza, że można kupić rzeczy w bardzo dobrym stanie za dużo mniejsze pieniądze. Na pewno nie kupuj nowego fabrycznie samochodu!

18. Korzystaj z programów premiowych i ailiacyjnych i płać mniej. Fajna sprawa!”

Fragment pochodzi z książki „Kobieta i pieniądze” Dominiki Nawrockiej.

finanse i inwestowanie

Struktura kosztów, czyli porządek w torebce

13 lipca 2016

„Przyjrzyjmy się teraz strukturze Twoich miesięcznych kosztów. Ważne, aby zbierać informacje na temat każdej wydanej kwoty: prowizja za przelew, jednorazowy bilet autobusowy, napiwek w kawiarni, 2 zł dla grajka ulicznego. Wiem, że to jest męczące, ale warte zachodu. Uwierz mi. Dzięki temu, że skrupulatnie podchodzisz do gromadzenia wszelkich danych na temat swoich finansów, masz nad nimi kontrolę i naprawdę niewiele może Cię zaskoczyć.

Kiedy spisałaś już wszystkie rachunki i poniesione koszty z danego miesiąca, w końcu możesz zobaczyć sumy. To ważne, aby dowiedzieć się, ile wydajesz sama lub z rodziną na poszczególne kategorie kosztów. Ach, jak żałuję, że nie mogę zobaczyć Twojej miny w takim momencie. To jak objawienie. „Tyle? Aż tyle na jedzenie na mieście? Aż tyle na alkohol, a tyle na benzynę?!”. Bezcenne. To też szok dla niektórych. A przecież nie trzeba było w związku z tym zrobić nic więcej, jak tylko każdego dnia usiąść na pół godziny, godzinę i spisać poniesione wydatki. I nagle dzięki temu uświadomiłaś sobie także, że bank podniósł prowizje, a firma energetyczna wprowadziła nowy cennik.

Jeden miesiąc na to, aby poznać strukturę swoich wydatków to absolutne minimum. To pozwoli Ci się zorientować, jak w ogóle wygląda sytuacja. Pamiętaj, nie chodzi o to, żeby tylko wystarczało do pierwszego i na rachunki. Chodzi o to, abyś to Ty miała kontrolę nad sobą i swoimi pieniędzmi. Opanowanie chaosu, wyeliminowanie złych nawyków i unikania tematu, a w konsekwencji w ogóle rozpoczęcie myślenia w nowych kategoriach i wprowadzanie dobrych praktyk – to konieczny ruch. Absolutne minimum.

Przy analizie weź pod lupę ze szczególną skrupulatnością koszty:

  • jednorazowe, czyli to, co lubi przeciekać przez palce (przyjemności, zachcianki),
  • związane z obsługą długów i zobowiązań (jakie długi, na jakie cele i z jakimi kosztami obsługi),
  • także jednorazowe, ale duże i nieprzewidziane wydatki, jakie trafiły się w ostatnim miesiącu (naprawa samochodu, płatna rehabilitacja, naprawa ogrzewania, drogie szkolenie, nagły wyjazd, wakacje droższe, niż się pierwotnie wydawało, oraz inne podobne).

Byłam ciekawa, jak struktura kosztów wygląda w statystyce. Spojrzałam do raportu Głównego Urzędu Statystycznego z 2014 roku, żeby poznać budżet domowy statystycznej polskiej rodziny. Wiem, jak to wygląda u mnie, ale ciekawiło mnie, jak to wygląda na tle średniej krajowej.

I tak. Najwięcej wydajemy na codzienne wyżywienie – wg struktury wydatków gospodarstw domowych (grupy wydatków jako procent wydatków ogółem w 2014 roku):

24,4% – żywność i napoje bezalkoholowe
20,1% – użytkowanie mieszkania
9,2% – transport
6,5% – rekreacja i kultura
5,8% – pozostałe towary i usługi
5,3% – odzież i obuwie
5,0% – łączność
5,0% – zdrowie
4,9% –  wyposażenie mieszkania i prowadzenie gospodarstwa domowego
4,4% – wydatki pozostałe
4,2% – restauracje i hotele
2,5% – napoje alkoholowe, wyroby tytoniowe
1,6% – kieszonkowe
1,1% – edukacja

Kolejna największa grupa kosztów jest związana z utrzymaniem mieszkania i energią elektryczną. Dalej transport, rekreacja, kultura, odzież, obuwie, edukacja, wyposażenie mieszkania i cała masa nieskatalogowanych wydatków.

Samo nasuwa się pytanie: jak powinna wyglądać właściwa struktura wydatków? O tym dokładnie napiszę przy okazji omawiania kroku 4. Budżetowanie.

Analiza kosztów mówi dużo przede wszystkim o nas samych. Widzimy czarno na białym, ile spożywamy alkoholu, ile jemy niezdrowego jedzenia, czy trwonimy pieniądze na zbędne zakupy. Liczby oddają obraz nas samych. Widzimy w nich siebie jak w najbardziej wyraźnym lustrze.

Fragment pochodzi z książki „Kobieta i pieniądze” Dominiki Nawrockiej.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Efekt uboczny podróżowania

4 lipca 2016

Czy znasz efekt uboczny podróżowania? Przeczytaj, co na ten temat opowiada Filip Ziółkowski w swojej książce „Przebudzenie w drodze”:

„Nie planowałem zabawić długo w Malezji, wiedząc, że jest to kraj muzułmański i średnio-imprezowy (a po Indonezji i Singapurze potrzebowałem normalnej, zdrowej zabawy), ale skoro było po drodze, to postanowiłem zobaczyć Petronas Twin Towers w Kuala Lumpur i zwiedzić Park Narodowy Taman Negara.

Niesamowita szklano-metalowa dwuwieżowa budowla Twin Towers jest siedzibą Petronas, malajskiej firmy gazowo-naftowej, i wznosi się na przyprawiającą o zawrót głowy wysokość 88 pięter. Turyści mają możliwość wjazdu windą na wysokość przejścia, które łączy ze sobą dwie wieże, albo dalszej jazdy – na 86 piętro, skąd rozciąga się widok na Kuala Lumpur. Nocą te słynne drapacze chmur rozświetlają panoramę miasta. Równie oszałamiająco prezentują się, kiedy patrzy się na nie z poziomu ziemi, stojąc przed ich wejściem.

Moja wizyta w Kuala Lumpur była raczej przewidywalna – poza jedną nocą, kiedy wracałem pieszo do hostelu po zwiedzaniu miasta. Zatrzymałem się przed skrzyżowaniem, czekając na zielone światło, kiedy zaskoczył mnie niski głos dochodzący zza moich pleców.

Cześć, kolego. Skąd jesteś? – odwróciłem się i zobaczyłem trzy kobiety wzrostu koszykarzy, zmierzające w dosyć agresywny sposób w moim kierunku.

Zamarłem, w głowie rozważając możliwości ucieczki. Mimo tego, że powiedziałem tym ladyboys, żeby zostawili mnie w spokoju, bo nie byłem zainteresowany ich towarzystwem, nie chcieli się odczepić. W końcu zapaliło się zielone światło i mogłem od nich uciec.

Przechodząc przez pasy, zauważyłem piękną kobietę na motocyklu przed przejściem dla pieszych, która uśmiechnęła się i pomachała do mnie. Chciałem zapomnieć o zajściu z ladyboys, więc zdecydowałem się z nią poflirtować – jednak, jak się okazało, to też był ladyboy. Wybuchnąłem śmiechem, myśląc o ironii tych dwóch zdarzeń i zmierzając prosto ku samotnej nocy w hostelu.

W hostelu zdałem sobie sprawę z tego, że słyszę kogoś mówiącego po polsku. Okazało się, że na ekranie wyświetlany jest film „Inland Empire”. Jego akcja dzieje się w Polsce, grają w nim polscy aktorzy, a sam film jest jednym z najdziwniejszych obrazów Davida Lyncha, który słynie z takiego właśnie kina. Co za noc, pomyślałem.

Miałem dosyć dusznych, zakorkowanych miast, następnego dnia ruszyłem więc pieszo do najstarszego na świecie lasu deszczowego – Taman Negara. Sam las istniał już 130 milionów lat temu, ale park narodowy powstał tam dopiero pod koniec lat trzydziestych XX wieku. Zamieszkuje go wiele rzadkich gatunków zwierząt, ptaków i ryb i jest to świetne miejsce na odpoczynek od cywilizacji. Wśród tej różnorodnej fauny i flory po raz pierwszy przeżyłem tropikalną ulewę. Gdy zaczęło lać, schowałem się w pobliskim barze przy rzece, gdzie inni podróżnicy także zdecydowali się przeczekać deszcz. Przyjemnie spędzaliśmy czas w oczekiwaniu na powrót słońca – skończyło się na śpiewaniu polskich, hiszpańskich, angielskich i malajskich piosenek. Wśród ludzi, których poznałem, był Hiszpan Pedro. Utrzymywaliśmy kontakt i sześć lat później odwiedziłem go w Madrycie, gdzie spędziliśmy całą noc na piciu wina, jedzeniu tapas i rozmowach o życiu i podróżach.


MOMENT OLŚNIENIA

Nawiązywanie znajomości i utrzymywanie kontaktu z ludźmi, którzy myślą podobnie do Ciebie, jest możliwe dzięki nowoczesnej technologii. To jeden z najlepszych efektów ubocznych podróżowania.


Zdałem sobie sprawę z tego, że jedną z najfajniejszych części podróżowania jest właśnie nawiązywanie znajomości z ludźmi pozytywnie nastawionymi do życia i wyznającymi podobne wartości. Dzięki Internetowi i portalom społecznościowym mogę utrzymywać kontakt z wieloma wyjątkowymi osobami, których poznałem w drodze. W hostelu dzieliłem pokój z przyjazną kanadyjską parą i amerykańskim grafikiem z Boulder w Kolorado, który odwiedził mnie później w Cali w drodze do Ekwadoru.”

Fragment pochodzi z książki „Przebudzenie w drodze” Filipa Ziółkowskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Podążam za marzeniami

1 lipca 2016

Jak wiele zależy od naszego nastawienia i wiary, że to, czego pragniemy, uda się? Od dążenia małymi krokami do obranego celu?

Przeczytaj, jak potoczyły się losy Filipa Ziółkowskiego, autora książki „Przebudzenie w drodze”, który od 12 roku życia marzył o wielkich podróżach!

Zawsze myślałem, że podróżowanie po świecie musi być zarezerwowane dla kilku globtroterów o wyjątkowych talentach i niezwykłej odwadze. Wydawało mi się, że był to styl życia odpowiedni jedynie dla tych, którzy odważyli się zaryzykować i zanurkować w nieznane, wystawiając się na związane z tym niebezpieczeństwa.

Podczas jednego z wypadów po pracy wdałem się w rozmowę z kolegą, którego do tego czasu uważałem za raczej przeciętnego, prostego faceta, który lubił wypić drinka i popodrywać dziewczyny. Zaskoczyło mnie i zaintrygowało więc, kiedy usłyszałem, że przed zatrudnieniem przez naszą firmę spędził cały rok, podróżując po świecie. Może jednak nie jest to droga tylko dla wybranych, pomyślałem.

Drążyłem temat dalej i dowiedziałem się, że podróże po świecie to nic niezwykłego w Wielkiej Brytanii. Istniała nawet konkretna nazwa opisująca to zjawisko – gap year – i wielu świeżo upieczonych absolwentów uniwersytetu wybierało tę ścieżkę przed rozpoczęciem kariery zawodowej. Nie było to więc zajęcie dla wybrańców! Czułem, jak wzbiera we mnie podekscytowanie z powodu tego objawienia.

Wróciłem do księgarni Borders, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, i natknąłem się na dwie książki: „Mój pierwszy raz dookoła świata” wydawnictwa Lonely Planet i „Dookoła świata” Rough Guide. Po przeczytaniu ich i kilku innych pozycji na ten temat byłem gotów podjąć wyzwanie.

Pochodziłem jednak z kraju, w którym przyjęło się podróżować w towarzystwie, a żaden z moich przyjaciół nie wyrywał się, by do mnie dołączyć. Byli albo zajęci, albo spłukani, za bardzo się bali albo byli zaangażowani w inne projekty. Miałem więc dwie możliwości: mogłem jechać sam albo nie jechać w ogóle.

Na jednym z pracowniczych lunchów opowiedziałem o mojej pasji podróżowania i braku kompana dwóm koleżankom z pracy – Australijce Stevie i Angielce Gladys. Podzieliłem się z nimi swoją obawą co do samotnych podróży. Przekonywały mnie, żebym wyjechał sam, mówiąc, że one zawsze tak robią. Na tyle, na ile je znałem, wiedziałem że nie należą do ludzi przesadnie szalonych ani śmiałych, byłem więc przekonany, że skoro im się udało, to i mnie się uda.

Zainspirowany rozmową, natychmiast zacząłem przygotowania. Tego samego dnia za pomocą portali Skyscanner i Hostelbookers kupiłem bilety i znalazłem zakwaterowanie na weekendowe wypady do Rzymu i Amsterdamu, dwóch europejskich miast, które zawsze chciałem zobaczyć. Te małe podróże były sprawdzianem, który musiałem przejść przed wyruszeniem w drogę na stałe. W hostelach, w których się zatrzymałem, spotkałem wielu wolnych duchów, którzy byli w drodze od dawna. Natchnęli mnie do podejmowania dłuższych wypraw i podsycali we mnie płomień mojej podróżniczej pasji. Gdy wróciłem do Londynu, nic już nie było takie samo – moje plany zaczęły przybierać konkretne kształty.

Zachęcony pierwszymi wypadami, które okazały się sukcesem, poczułem, że jestem w stanie swobodnie podejmować śmielsze decyzje przy kolejnych wyprawach. Pewnego dnia dołączyłem do tłumu tańczącego podczas kubańskiego karnawału nad Tamizą. Tam po raz pierwszy usłyszałem salsę i urzekła mnie magia tej muzyki i tańca, który jej towarzyszy. Ludzie tańczyli, uśmiechając się do siebie i wspaniale się bawiąc, bez narkotyków czy sporej ilości alkoholu. Poczułem nagły przypływ radości – coś, czego nie czułem już od dawna. To było ta bliskość, której szukałem. To było ciepłe i prawdziwe uczucie więzi.

Zainspirowany karnawałem, jakiś czas później postanowiłem urządzić sobie samotne dwutygodniowe wakacje na Kubie. To był kolejny kamień milowy na ścieżce, którą szedłem, nim odważyłem się zostać podróżnikiem. Moje wakacje okazały się być pobudzającą mieszanką wędrówek z plecakiem, randek z tamtejszymi dziewczynami, nauki salsy, picia słynnego lokalnego rumu i palenia kubańskich cygar. Poznałem innych podróżników i imprezowałem z nimi, korzystając z życia. Niełatwo było mi opuścić cudowne, tropikalne ciepło i energię tego kraju, ale intuicja podpowiadała mi, że kiedyś tam wrócę.

Kiedy wróciłem do londyńskiego życia, nic nie mogło mnie powstrzymać przed realizacją marzeń. Obudziłem w sobie ciekawość dwunastolatka, który po wycieczce do Niemiec wymyślił sobie, że dowie się, jak wygląda życie poza granicami Polski. Byłem stuprocentowo gotowy rozpocząć przygodę, o której zawsze marzyłem.

Firma, w której pracowałem, była w trakcie zmiany właściciela i doradzono mi, bym wstrzymał się z odejściem, aż moje stanowisko stanie się zbyteczne i zostanę zwolniony – w ten sposób otrzymam trzymiesięczną, wolną od podatku wypłatę. Zdecydowałem się więc poczekać. Aby w międzyczasie podtrzymać ducha podróży, kupiłem pierwszą lustrzankę Nikona i rozpocząłem przygotowania.

W Hawanie poznałem dwóch podróżników, Bartka i Łukasza, którzy zainspirowali mnie do tego zakupu. To oni są po części odpowiedzialni za to, że do moich planów podróżniczych dodałem wymiar wizualny. Kupiłem domenę, www.filipontheroad.com, i założyłem własnego bloga, na którym chciałem uchwycić wszystkie warte uwagi doświadczenia i się nimi dzielić. Tymczasem zaplanowałem kilka weekendowych wypadów – do Lizbony, Andaluzji, Dublina, Pragi, Kopenhagi i Szkocji.

Za pośrednictwem bloga skontaktowałem się z Tomkiem, kumplem z uniwerku, z którym poleciałem do Stanów Zjednoczonych za pierwszym razem. Po raz kolejny zaproponował wspólną wycieczkę – tym razem miesięczną przygodę w Australii i Nowej Zelandii. Zachwycony pomysłem, zgodziłem się!

Trwające całe życie przygotowania do podróży po świecie dobiegły końca. Wszystko, co do tej pory przeżyłem, od pierwszej iskry – rozbudzonej, kiedy miałem dwanaście lat – przez odkrycie, że modlitwą można osiągnąć cud, po zawirowania w życiu uczuciowym, które pchały mnie ku przekraczaniu rzekomych granic możliwości; wszystko to przygotowało mnie, by odmienić swoje życie. Dzięki małym wyprawom, które wcześniej podjąłem, byłem już innym człowiekiem. Przepełniony podnieceniem, niespokojnie czekałem, zastanawiając się, jakie wrażenia i lekcje przyniesie ścieżka biegnąca przede mną.”

Fragment pochodzi z książki „Przebudzenie w drodze” Filipa Ziółkowskiego.

e-biznes i sprzedaż

Efekt wirusowości

30 czerwca 2016

Czym w ogóle jest efekt wirusowości, tzw. viral? Jaki ma potencjał? Dowiedz się tego od Magdaleny Daniłoś, która opisała to pojęcie w swojej książce „Video marketing nie tylko na YouTube”:

„Opowiem Ci dowcip. Brzmi on jak ten o babie i lekarzu, a zaczyna się od słów: Przychodzi klient do agencji…

Agencja: Dzień dobry, w czym możemy pomóc?

Klient: Mam niewielki budżet marketingowy. Chciałbym, abyście stworzyli dla naszej firmy viral.

Tu dowcip się kończy. Co po nim następuje? Konsternacja bądź śmiech przez łzy. Zapytasz, dlaczego, a ja szybko odpowiem. Strategia marketingowa oparta w całości na przekonaniu, że uda się z sukcesem stworzyć kampanię wirusową, jest jak gra w totolotka, kiedy nie ma się pracy i stałego dochodu. Pewnie ciśnie Ci się teraz na usta pytanie: skoro to jest takie trudne, dlaczego ludzie tak bardzo chcą tworzyć swój viral? Odpowiedź jest dość przewidywalna. Są firmy, którym udało się stworzyć udane kampanie wirusowe, i wiele marek chce taki sukces powtórzyć. Co więcej, porównując koszt produkcji video wirusowego do ogromnej zasięgowo kampanii płatnej, kusząca dla marketerów staje się wizja zdobycia wielomilionowego zasięgu bez nadwerężania budżetu. W marketingowej nomenklaturze używa się sformułowania „film o potencjale wirusowym”. Nie można jednak mówić o viralu, póki materiał video rzeczywiście się nim nie stanie.

Istotą filmów viralowych jest to, że stały się popularne w naturalny, niezaplanowany sposób, często zaskakując sukcesem swoich twórców. Video o charakterze wirusowym to takie, które po obejrzeniu widz natychmiast udostępnia, czuje silną potrzebę podzielenia się nim ze znajomymi. W ten sposób w bardzo krótkim czasie zdobywa ono ogromną popularność. Jeśli oglądając jakiś film, mówisz do siebie: „Muszę go udostępnić”, to prawdopodobnie masz do czynienia właśnie z viralem.

Czym dzielimy się najczęściej? Jednym z elementów, które bardzo często stanowią podstawę sukcesu filmu, jest element zaskoczenia. Można ten mechanizm porównać do powiewu świeżego powietrza. Właśnie zobaczyłeś coś, czego się nie spodziewałeś, coś, co Cię kompletnie zaskoczyło. Tym elementem może być sama forma przekazu. Nierzadko podstawą pomysłu marki na kampanię wirusową jest akcja ambientowa, np. w miejscu publicznym, gdzie zwykły przechodzień jest zaskakiwany w najróżniejszy sposób.

W mojej ocenie są trzy elementy, które uprawdopodobniają, że film stanie się wirusowy. Pierwszy z nich to oczywiście humor. W przypadku filmów, które mają nas bawić, można wykorzystywać wiele zabiegów, np. zbitkę znanych widzowi śmiesznych odniesień lub po prostu nieszablonowy dowcip. Im bardziej kreatywnie wykorzystujesz żart, tym lepiej. Drugim sposobem na stworzenie potencjalnego virala jest odniesienie się do emocji widza. Nie wydaje mi się, by była tu jedna uniwersalna formuła. Może to wyglądać jak w przypadku linii lotniczych WestJet — działanie marki, które sprawi, że klient po prostu poczuje się wzruszony szczerym gestem. Bywają także kampanie pokazujące prawdziwe historie ludzi, którzy przeżyli coś znaczącego. Nie ma w tym przypadku garnituru szytego na jedną miarę. Trzecią dość ciekawą koncepcją na stworzenie kampanii wirusowej jest łączenie ze sobą w materiale video skrajnych emocji: śmiechu ze strachem, wzruszenia z przerażeniem. Kontrastujące elementy w filmie mają potencjał viralowy.

Istnieje wiele elementów kłopotliwych dla marek rozumiejących istotę filmów wirusowych, które decydują się na stworzenie takiej produkcji.

1. Profesjonalna produkcja vs. amatorski film.

Zdecydowana większość filmów wirusowych to filmy stworzone przez zwykłych ludzi. Najczęściej są to produkcje amatorskie. Marki chcą realizować te same założenia, jednak najczęściej realizują je, tworząc produkcje z niemal hollywoodzkim rozmachem. Rodzi to dwa bardzo poważne problemy. Po pierwsze, część widzów nie traktuje tych wymuskanych materiałów video jako przekaz, którym chcą się dzielić z takim samym entuzjazmem jak filmami z kotami grającymi na fortepianie. Po drugie, wysokiej jakości produkcja to ogromne koszty. W takiej sytuacji zupełnie odrzucić można zatem argument, że kampania wirusowa jest low cost.

2. Niespójność wizerunkowa.

Nie będzie ryzykiem stwierdzenie, że jeśli marka latami pracowała na pewien wizerunek i na potrzeby kampanii wirusowej drastycznie go zmienia, to takie działanie może mieć przykre konsekwencje. Mam wrażenie, że zbyt często zapomina się o tym, że poza sukcesem jednego filmu są jeszcze klienci, którzy bywają ogromnie przywiązani do wartości, jakim hołduje marka. Należy się zatem zastanowić, czy koszt nawet jednorazowej zmiany wizerunku nie będzie zbyt wysoki.

3. Viral to nie reklama.

Mistrzami świata są ci, którym udaje się wyprodukować viral i pokazywać w nim logo więcej niż raz pod koniec filmu. W większości przypadków widz nie podzieli się treścią, w której logotyp czy nazwa firmy wyskakują zza każdego rogu. Jednak kiedy klient decyduje się na taką kampanię, jakby zapomina o widzu, dla którego powstaje kampania, i niejednokrotnie próbuje używać swojego logotypu w materiale jak przecinka w zdaniu. Na pewno możesz sobie wyobrazić, jaki efekt osiąga.

4. Obejrzenie = zakup.

Podstawą błędnego założenia o efektywności kampanii wirusowych jest przekonanie, że jeśli widz pokochał Twój film i podzielił się nim z całym światem, natychmiast pobiegnie do sklepu, aby kupić Twój produkt. Nic bardziej mylnego. Kampania wirusowa jest bardzo często dobrą trampoliną do zwiększenia świadomości marki. Poza pojedynczymi przypadkami, nie wpływa ona jednak na spektakularne wyniki sprzedażowe. To błędne koło. By film stał się viralem, nie może być nachalną reklamą. Jeśli nią nie jest, nie wpływa na wyniki sprzedażowe. Jeśli nią jest, nie staje się viralem.

5. Spektakularna porażka.

Dlaczego tak bardzo przestrzegam Cię przed podjęciem decyzji o produkcji filmu wirusowego? Dlatego, że jego realizacja jest niezwykle trudna, co oznacza, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że się nie uda. To niestety zazwyczaj moment, w którym ktoś w firmie podejmuje decyzję opartą na tej porażce i zakłada, że skoro nie udało się wyprodukować virala, działania video marketingowe nie mają większego sensu. To moment, w którym chcę podkreślić, że strategia na stworzenie kampanii wirusowej ma zdecydowanie większe szanse powodzenia wtedy, kiedy prowadzisz już działania w obszarze video.

Istnieje kilka niezaprzeczalnych faktów w kontekście kampanii wirusowych.

1. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy film stanie się viralem. O tym, czy tak będzie, decyduje ogromna liczba czynników, jednak najważniejszym z nich jest czynnik ludzki. Widz albo kupi koncepcję, albo nie.

2. Jeśli będziesz próbował zrobić z materiału video viral, a jego treść będzie reklamowa, nigdy nie osiągniesz zamierzonego celu.

3. Powtarzanie sprawdzonych schematów nie działa. To najczęstszy grzech główny agencji i marketerów — chęć powtórzenia czyjegoś pomysłu. Zakładając, że o sukcesie virala decyduje element zaskoczenia, można przypuszczać, że jeśli kopiujesz pomysł, nie ma on szans na powodzenie.

4. Viral od pierwszych sekund musi zaciekawiać. Jego długość nie jest już tak ważna, pod warunkiem że widz natychmiast zostaje wciągnięty w historię. Jeśli musi czekać kilkadziesiąt sekund, zanim dowie się, co autor filmu chciał przekazać, jest ogromne prawdopodobieństwo, że nie wytrwa do meritum.

Jakkolwiek trudnym zadaniem dla marki byłoby stworzenie video o charakterze wirusowym, są takie, którym się to udało. Wybrałam cztery kampanie, które w moim przekonaniu są warte bliższego przyjrzenia się.

Dove – Real Beauty Sketches

Dove to marka od kilku lat realizująca kampanie video, które zachwycają. Nie jest to jednak efekt zaskakujących pomysłów czy powalających ujęć. Ich sukces jest oparty na głębokim zrozumieniu potrzeb klientów. Kampania Real Beauty Sketches jest właśnie tego przykładem. Dove opublikowała badanie pokazujące, że 52% kobiet na całym świecie przyznaje się do tego, iż są one swoimi największymi krytykami. W skali globalnej jest to ponad 670 mln przedstawicielek płci pięknej. Ten insight stał się inspiracją dla kampanii, która jest największym sukcesem wirusowym w historii. Tylko w pierwszym miesiącu od pojawienia się materiałów video film obejrzało 114 mln osób.

Celem marki Dove w kampanii Real Beauty Sketches było pokazanie, jak bardzo różnią się obraz kobiety i jej przekonanie o samej sobie. Aby uwypuklić ten problem, zatrudniono rysownika sporządzającego portrety pamięciowe. Najpierw wykonywał on portret na podstawie opisu, jaki podawała mu o sobie kobieta. Następnie taki portret powstawał zgodnie z opisem zupełnie obcej kobiety. Zachęcam, byś efekt zobaczył na własne oczy.

Film został umieszczony na 33 kanałach marki Dove w 25 różnych językach. Mimo to sukces kampanii spowodował, że video było odtwarzane przez widzów w ponad 110 krajach. Tylko w pierwszych dwóch tygodniach zanotowano ponad 3 mln udostępnień. Szacuje się, że kampania wygenerowała dyskusję szacowaną w działaniach PR-owych na 4 mld dolarów.

Evian – Roller Babies

Marka Evian boryka się z kilkoma złożonymi problemami na rynku europejskim. Nie jest tak znana na Starym Kontynencie jak w USA. Ich produkt jest też znacznie droższy od większości producentów markowych wód w Europie. W roku, w którym została zrealizowana kampania Roller Babies, marka Evian straciła ponad 25% rynku. Sposobem na rozwiązanie problemów firmy miał być viral.

Kampania Roller Babies rozpoczyna się zdaniem: „Zaobserwujemy, jaki wpływ ma woda Evian na twoje ciało” . Następnie oczom widza ukazują się niemowlęta na rolkach, które tańczą w rytm muzyki oraz wykonują hip-hop freestyle. Spot kończy się hasłem Evian live young (Evian, żyj długo). Roller Babies w latach 2009 – 2013 piastowała tytuł najczęściej oglądanej kampanii video w sieci. Wynik ten został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa.

Dzięki kampanii, na której punkcie ludzie oszaleli, marka Evian zyskała darmowy czas antenowy szacowany na 5 mln dolarów. Time Magazine wyróżnił ją tytułem reklamy roku. Co najważniejsze dla marki, kampania przełożyła się na zysk w postaci wzrostu sprzedaży: Francja 7%, Wielka Brytania 13% oraz Kanada 7%.

W 2013 r. marka Evian zamieściła na swoim kanale YouTube spot inspirowany kampanią Roller Babies. Nowa kampania Baby&Me, zrealizowana podobną techniką animacji komputerowych, stała się hitem, osiągając wynik oglądalności na poziomie niemal 118 mln odtworzeń.

Swisscom – All eyes on S4

Jedną z ciekawszych pod względem pomysłu akcji ambientowych, która natychmiast stała się w internecie viralem, jest kampania operatora sieci komórkowych Swisscom o nazwie All eyes on S4. W 2013 r. na szwajcarskim rynku pojawił się najnowszy model telefonu Samsung, czyli S4, który miał unikalną na ten moment funkcję śledzenia, w jakim kierunku patrzysz. Ta funkcja ułatwiała użytkownikowi korzystanie np. z aplikacji takich jak YouTube. Kiedy przestawał patrzeć, video zatrzymywało się. Celem marki Swisscom przy tworzeniu nowej kampanii było wywołanie w sieci efektu buzz. Aby klienci zechcieli się skontaktować z operatorem komórkowym, musieli poczuć potrzebę posiadania telefonu. Swisscom miał nadzieję, że kampania sprawi, iż S4 stanie się najbardziej pożądanym telefonem na rynku w tym momencie. Celem jednak nie była sama sprzedaż, a wzrost świadomości produktu u klienta.

Pomysł na kampanię był prosty. W największych miastach Szwajcarii w holach głównych dworców kolejowych rozstawiono urządzenia, które wiedzą, jak samsung S4, czy uczestnik patrzy na nie. Aby wygrać, uczestnik musiał skupić wzrok na urządzeniu nieprzerwanie przez 60 min. Oczywiście zabawa byłaby mało ciekawa, gdyby Swisscom nie zadbał o ciągłe próby oderwania uczestników zabawy od urządzenia. Profesjonalni aktorzy stojący centymetry od uczestników przeszkadzali im dosłownie przez cały czas. Cała akcja była na bieżąco nadawana na żywo i można ją było śledzić na specjalnie stworzonej w tym celu stronie. Pół miliona wyświetleń video — to wynik tylko pierwszego dnia akcji. Akcja była połączona z założeniem ogromnej interakcji ze strony internautów. W trakcie zabawy ludzie mogli wysyłać np. tweety, które wyświetlały się na ekranach uczestników i miały za zadanie rozproszyć ich uwagę. Aż 13 osobom udało się wytrzymać w skupieniu 60 min i wygrać najnowszy smartfon. W sumie samą relację na żywo obejrzało 1,5 mln osób. Video podsumowujące akcję do dziś zobaczyło ponad 4,5 mln.

Squatty Potty

Squatty Potty, producent podnóżków do toalet, udowodnił, że viral nie tylko może zwiększyć w rekordowo szybkim tempie rozpoznawalność marki, ale i sprzedaż. Kampania z jednorożcem stała się największym viralem 2015 r. w serwisie YouTube. Firma Squatty Potty powstała w 2011 r. Została założona niemal w garażu. W 2014 r. marka pojawiła się w popularnym programie rozrywkowym w USA o nazwie Shark Tank. Wtedy też, poza pozyskaniem inwestora, zyskała na popularności.

Pewnie zastanawiasz się, jak można zrealizować kampanię viralową dla produktu, który ma poprawić wypróżnianie. Kampania o nazwie This Unicorn Changed the Way I Poop (Ten jednorożec zmienił mój sposób robienia kupy) jest absolutnym studium przypadku dla marketerów na całym świecie. Ponad 70% oglądających ten 3-minutowy film dotarło do jego końca. Dwadzieścia pięć procent wyświetleń materiału było wspartych kampanią reklamową. Pozostała część to już efekt wirusowy. Twórcy kampanii otwarcie chwalą się efektami filmu viralowego, który wpłynął na zwiększenie sprzedaży online o 600% oraz sprzedaży w sklepach sieci Bed Bath & Beyond o 400%.”

Fragment pochodzi z książki „Video marketing nie tylko na YouTube” Magdaleny Daniłoś.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Wpływ książek

29 czerwca 2016

Uważasz, że książki nie mogą mieć na Ciebie realnego wpływu? A może wręcz przeciwnie – pochłaniasz je w niesamowitej ilości, wierząc, że możesz z nich wyciągnąć to, co najlepsze?

Przeczytaj, jaki wpływ miały książki na Filipa Ziółkowskiego autora książki „Przebudzenie w drodze”:

„Kiedy miałem czternaście lat, system polityczny całej Europy Wschodniej się zmienił i stałem się świadkiem narodzin dzikiego kapitalizmu. Zmiany te cieszyły nas wszystkich i dawały nam poczucie wolności – w końcu uzyskaliśmy dostęp do zachodnich produktów i mogliśmy swobodnie starać się o paszport. Widzieliśmy, jak otwierają się przed nami nowe możliwości, dotychczas niedostępne.

Dorastałem pod wpływem stylu życia Zachodu, który cenił ambicję, ciężką pracę i dążenie do celu. Nauczyło mnie to rywalizacji i postrzegania zwycięstwa jako jedynej oznaki sukcesu. Moje wychowanie, znajomi i kultura nie przygotowali mnie ani na zgłębianie tego, kim jestem, ani na poszukiwanie celu w życiu. Minęło ponad trzydzieści lat, nim udało mi się rozwikłać te zagadki oraz pojąć siłę ludzkich myśli i wyobraźni i dostrzec, co jest w życiu najważniejsze.

Po raz pierwszy zainteresowałem się rozwojem osobistym, kiedy miałem siedemnaście lat. Przez przypadek poznałem wtedy współpracownika mojej mamy, który polecił mi książkę „Obudź w sobie olbrzyma” autorstwa Anthony’ego Robbinsa. Po jej przeczytaniu natychmiast postanowiłem stać się najlepszą możliwą wersją samego siebie. Czyli – jak mi się wtedy wydawało – polską gwiazdą rocka. Wkrótce rzuciłem wszystko, by zająć się muzyką.

Nauczyłem się śpiewać, grać na gitarze, a nawet komponować wpadające w ucho pop-rockowe piosenki. Zanim grunge trafił z Seattle pod polskie dachy, byłem wielkim fanem Guns N’ Roses. Zapuściłem włosy i czekałem, aż wyrośnie mi grandżowa bródka.

Książka Robbinsa tak bardzo mnie zainspirowała, że zacząłem szukać podobnych pozycji w miejscowej księgarni ezoterycznej. Trafiłem na „Być panem swego czasu i swego życia” Alana Lakeina z 1973 roku, w której autor dzieli się doświadczeniem i uwagami na temat produktywności. Dążyłem do tego, by jak najszybciej osiągnąć swoje cele, więc te informacje okazały się dla mnie bezcenne.

 

MOMENT OLŚNIENIA
Gdybyś mógł osiągnąć wszystko,
czego tylko zapragniesz, co by to było?

 

W jednym z rozdziałów autor poruszał kwestię siły, jaka emanuje z inspirujących pytań. Moją uwagę przykuło jedno z nich: gdybyś mógł osiągnąć wszystko, czego tylko zapragniesz, co by to było?

Idąc za sugestią Lakeina, zapisałem wszystko, co przyszło mi do głowy. Autor podkreślał, by odpowiedzi dotyczyły różnych dziedzin życia, np. seksualności czy podróży po świecie. Na mojej liście znalazło się wiele punktów, jako że wieloma sprawami się wtedy interesowałem: chciałem ukończyć studia z dobrymi stopniami, mieć piękną dziewczynę, dobrą pracę, stać się słynnym muzykiem rockowym itd. To były dobre pomysły, wszystkie potencjalnie możliwe do zrealizowania, ale jakoś nie czułem się nimi szczególnie zainspirowany.

Przeczytałem rozdział po raz drugi i gdy skupiłem się na pierwszej części pytania („gdybyś mógł osiągnąć wszystko”), zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie inspiruje mnie bardziej niż podsunięte wcześniej przez autora podróżowanie dookoła świata. Nie znałem nikogo, kto by wyjechał dalej niż do Niemiec czy innego sąsiadującego z Polską kraju. Stało się dla mnie jasne, że odkrywanie każdego zakamarka planety było największym marzeniem, jakie człowiek może sobie wyśnić. Iskierka inspiracji została rozpalona. Wiedziałem, że wszystkie decyzje, które będę od tej pory podejmował, muszą opierać się na pasji, a nie na obietnicy dużych pieniędzy czy sukcesów w pracy.

Gdy już nakreśliłem swój cel, wróciłem do lektury książki Robbinsa, żeby dowiedzieć się, jakie są jego rady na temat wcielenia marzeń w rzeczywistość. Robbins uważał, że najlepiej zacząć od drobnych kroków, jeden po drugim. Poszedłem więc do miejscowej księgarni i kupiłem mapę świata – był to mój pierwszy, niewielki krok.

Powiesiłem ją na ścianie nad łóżkiem i rozmyślałem o miejscach, które warto odwiedzić. Świat jest ogromny, nie miałem pojęcia, od czego zacząć.

 

MOMENT OLŚNIENIA
Nawet niewielkie działanie pokazuje Wszechświatowi,
że jest w Tobie pasja i że traktujesz swoje cele poważnie.

 

Przypiąłem do mapy zdjęcia miejsc, które znalazłem w albumie na półce mojej mamy. Wybrałem te, które mnie zainteresowały. Na świecie istniały miejsca egzotyczne, pełne magii, jak Stonehenge, piramidy w Egipcie czy Machu Picchu w Peru, które przykuły moją uwagę. Wystarczyło, że powiesiłem mapę i przypiąłem do niej te zdjęcia. Każdej nocy przed pójściem do łóżka i każdego ranka, kiedy się budziłem, patrzyłem na fotografie i wyobrażałem sobie, że tam jestem. Za każdym razem, gdy spoglądałem na świat wiszący na mojej ścianie i myślałem o miejscach, które odwiedzę, ukierunkowywałem swoją podświadomość na przemianę marzeń w rzeczywistość.

Szesnaście lat później byłem w trakcie niesamowitej, 30-miesięcznej podróży dookoła świata. Zaczęła się na Wschodzie, skończyła na Zachodzie i wiodła przez ponad pięćdziesiąt krajów na czterech kontynentach.

Fragment pochodzi z książki „Przebudzenie w drodze” Filipa Ziółkowskiego.

e-biznes i sprzedaż

Czym jest video marketing?

28 czerwca 2016

„Pojęcie video marketingu w Polsce jest stosunkowo nowe, a jego formuła nie jest pełna. Wielość interpretacji znaczenia tego kierunku wprowadza chaos w zrozumienie poprawnej definicji. Najprościej oczywiście można by ten kierunek ująć stwierdzeniem, że jest to każde działanie marketingowe zrealizowane przy użyciu formatu video. Jest jednak w tym pojęciu drugie dno. Co mam na myśli? Otóż marketing w dzisiejszych czasach zmierza w kierunku budowania wartościowych treści, a trudno takimi nazwać jednorazową kampanię reklamową w telewizji, która nie niesie ze sobą żadnych wartości marki, po prostu ma sprzedawać.

Video marketing, najkrócej mówiąc, określa działania długofalowe, a często wielokanałowe, w których do budowania świadomości marki i produktu wykorzystywany jest format video. Wzrost znaczenia video marketingu nastąpił w momencie, w którym pojawiły się technologiczne możliwości bezpłatnej dystrybucji treści w kanałach social media (z ang. media społecznościowe). Popularność tego kierunku wiąże się także z coraz większą dostępnością sprzętu filmowego w przystępnej cenie. Jeszcze do niedawna, aby zrealizować kampanię reklamową video, trzeba było wynajmować ogromne domy produkcyjne, a następnie inwestować miliony w emisję tych materiałów w mediach mainstreamowych. Dziś podobny efekt można uzyskać za pomocą telefonu czy prostej kamery oraz serwisu YouTube. Dzięki temu działania w formacie video można realizować nieprzerwanie, wpasowując je w całościową strategię content marketingową (z ang. content marketing — marketing treści). Jednym słowem: video stało się produktem masowym.

W mojej ocenie bardzo ważnym elementem działań video marketingowych jest nienachalność przekazu uzyskana dzięki prowadzonym stałym działaniom. Tym, co w reklamie telewizyjnej drażni ludzi najbardziej, jest jej agresywność wynikająca z ograniczeń czasowych podczas emisji.

Jeśli jednak budujesz swój kanał dystrybucji, w którym nikt nie może Ci narzucać, jak długo Twoje materiały mogą trwać i jak często możesz je tam zamieszczać, właśnie w tym miejscu zaczyna się zabawa.

Ludzie, którzy żyją i oddychają social media, wiedzą, jak ważna w skutecznych działaniach w tym obszarze jest integracja kanałów dystrybucji. Video marketing powoli staje się dla marketerów kierunkiem, który pozwala podnieść o kilka poziomów działania w social media. Ubolewam, gdy podczas szkoleń, prelekcji czy nawet na studiach podyplomowych z zakresu marketingu temat kanałów video w mediach społecznościowych jest traktowany po macoszemu. Przez ostatnie lata tysiące marketingowców w Polsce szlifowały swoje umiejętności w zakresie działań reklamowych nastawionych na „dowożenie” wyników i realizowanie kolejnych KPI (ang. Key Performance Indicators — kluczowe wskaźniki efektywności). Zapomnieli w tym wszystkim jednak, że poza harmonogramami sprzedażowymi powinni budować dla swoich marek czy klientów coś więcej.

Według mnie nadchodzi schyłek czasów tradycyjnej reklamy. Ludzie nie chcą przyjmować więcej nachalnych komunikatów sprzedażowych. Co więcej, często wywołują one u nich reakcję odwrotną od zamierzonej. Są przytłoczeni ilością komunikatów docierających do nich każdego dnia. W jednym wydaniu „New York Timesa” znajduje się więcej informacji niż mieszkaniec XVII-wiecznej Anglii przyswajał w trakcie całego swojego życia. Nastała era, w której jeśli marketerzy nie zmienią swojego podejścia do klienta, zaczną tracić.

Marketing to dziedzina, która sięga daleko poza wiedzę na temat mechanizmów sprzedaży i form reklamowych. Bardzo ważna dla osiągania zamierzonych efektów w tej dziedzinie jest umiejętność przyglądania się ludziom. Jeśli ktokolwiek myśli, że jest w stanie realizować najlepsze kampanie marketingowe na świecie z poziomu swojego zamkniętego na cztery spusty biurowca, to bardzo się myli. Nieprzypadkowo ta książka rozpoczyna się od nakreślenia wpływu zmian społecznych na potrzeby ludzi w Polsce. Te bowiem przekładają się (a przynajmniej powinny się przekładać) na sposób komunikacji marek. My, Polacy, bardziej niż jakikolwiek naród zachodni potrzebujemy zmiany w konstrukcji przekazu komercyjnego. Intensyfikacja działań marketingowców w ostatnich latach była ogromna. Z kraju, w którym 30 lat temu nie było prawie niczego, staliśmy się miejscem, gdzie jest już prawie wszystko. I ta możliwość wyboru nas przytłacza. Dlatego tak ważne jest, aby pamiętać, że nadszedł czas, w którym od osób odpowiedzialnych za komunikację marek wymaga się, by nie realizowały tylko kolejnych kampanii reklamowych, a zaczęły budować przydatne i potrzebne klientom treści.

Video marketing jest sposobem na skuteczne budowanie treści. Ponad 50% marketerów na całym świecie uważa, że video to typ działań marketingowych, w którym osiągają najlepszy ROI (ang. return over investment — zwrot z inwestycji).

Przewiduje się, że do 2017 r. treści video będą stanowiły niespełna 70% całego ruchu w internecie.

Już dziś aż 12% ankietowanych deklaruje, że po obejrzeniu materiału video dokonuje zakupu produktu z materiału, który zobaczyli. Dzieje się tak dlatego, że materiały video budują w odbiorcach zdecydowanie większe zaangażowanie w porównaniu do innych form przekazu marketingowego.

Ponieważ video marketing jest stosunkowo nowym kierunkiem, budzi rezerwę i wywołuje strach. Najczęściej ten strach podyktowany jest nieznajomością niuansów i obawą przed porażką. Połączenie wyjątkowego formatu, jakim jest video, z nietuzinkową strategią, przy jednoczesnym zrozumieniu potrzeb odbiorców to właśnie recepta na skuteczny video marketing. Decyzja o napisaniu tej książki wzięła się z niczego innego, jak z chęci wskazania właściwej ścieżki i dodania odwagi w stawianiu pierwszych kroków. Jestem żywym przykładem tego, że video może się stać elementem sukcesów w biznesie!”

Fragment pochodzi z książki „Video marketing nie tylko na YouTube” Magdaleny Daniłoś.

e-biznes i sprzedaż

Siła obrazu

22 czerwca 2016

„Niemal 63% Polaków nie przeczytało w 2015 r. żadnej książki. Co gorsza, w tej grupie znajdują się również osoby, które nie przeczytały artykułu dłuższego niż kilka stron. Tylko co dziesiąty Polak deklaruje, że czyta więcej niż siedem książek w roku. Jak to możliwe, zapytasz. Odpowiedź jest bardzo prosta: przekaz słowny wypiera forma wizualna.

Aż 90% informacji, jakie odbiera nasz mózg z otoczenia, to przekaz wizualny. Obraz przemawia do nas 60 000 razy szybciej niż tekst. Te dane mówią same za siebie. Marketerzy na całym świecie budują komunikację, wykorzystując tę wiedzę. Bardzo często w nawiązaniu do wyższości przekazu wizualnego nad tekstowym cytuje się znane chińskie przysłowie: „Jeden obraz jest wart tysiąc słów”.

Nasza koncentracja podczas przyswajania informacji jest coraz mniejsza. Utrzymanie uwagi czytelnika czy widza jest zatem jednym z kluczowych zadań osób zajmujących się tworzeniem treści. Coraz częstszym zachowaniem staje się szybkie „skanowanie” tekstu przez czytelnika. Umieszczenie w tekście internetowym dodatkowych elementów, takich jak zdjęcie czy film, pozwala przyciągnąć uwagę czytelnika, co często wpływa na wydłużenie czasu spędzonego przez odwiedzającego na stronie.

Popularność przekazu wizualnego w postaci zdjęć czy infografik była w ostatnich latach skrzętnie wykorzystywana przez marki na całym świecie. Jest jednak taki format wizualny, który wpływa zdecydowanie skuteczniej na nasze zmysły, a tym samym na budowanie wizerunku marki i na sprzedaż — to video.

Video pozwala jak żaden inny przekaz wywołać w widzu emocje, a te są w stanie sprzedać nawet najdroższy produkt.

Nie twierdzę, że nie jesteśmy zdolni poczuć emocji, czytając książkę czy oglądając fotografię, jednak film oddziałuje na nas na wielu płaszczyznach jednocześnie i to jest jego siła. Bardzo często tę samą postać w książce dwie czytające osoby mogą wyobrażać sobie inaczej. W filmie historia jest pokazana dokładnie tak, jak wyobraził ją sobie jej twórca. To bardzo ważne w działaniach marketingowych, gdyż te nie mają pozostawiać pola do wyobrażeń o wizerunku marki, a precyzyjnie ten wizerunek klientowi wskazywać.

Istnieje pięć elementów, które wpływają na siłę przekazu filmowego. Są to elementy, które pojawiają się w naszym codziennym życiu na każdym kroku, jednak ich połączenie w formacie filmowym może stworzyć wyjątkowo perswazyjny i niepowtarzalny komunikat.

Pierwszy z nich to ludzka twarz. Istnieją dowody naukowe, że to twarz człowieka jest punktem, na którym widz skupia swoją uwagę, i właśnie z twarzy odczytuje sygnały, które sprawiają, że wierzy w przekaz. Kilka lat temu Rockstar Games (jedna z największych stajni gier komputerowych) zdecydowała się na wykorzystanie bardzo pracochłonnej i kosztownej technologii face capture do oddania emocji bohaterów w grze L.A. Noire. Decyzja ta była podyktowana linią fabularną, w której bohaterem gry jest detektyw. Musi on przesłuchiwać świadków, aby odgadnąć, czy zeznają prawdę. Technologia face capture była niezbędna do osiągnięcia celu twórców gry. Bez realnego odwzorowania mimiki aktorów grających postaci realizacja założeń gry byłaby niemożliwa.

Drugim elementem wpływającym na siłę przekazu w formacie video jest język niewerbalny, czyli praca ciała aktora grającego w filmie. Nawet jeśli twórca filmu decyduje się na brak narracji czy dialogów, jest w stanie bardzo dużo przekazać właśnie za pomocą niewerbalnego języka aktorów. Albert Mehrabian, amerykański naukowiec badający zachowania niewerbalne, twierdzi, że 55% informacji czerpiemy z komunikacji niewerbalnej. Nasze ciała często mówią dużo więcej niż to, co przekazujemy słowami. Nietrudno jest po sposobie zachowania rozpoznać, kiedy ktoś mimo usilnych starań denerwuje się lub jest podekscytowany. Przy użyciu gestów, ruchu czy nawet mimiki aktora można oddać w filmie emocje bardziej dosadnie i wielopłaszczyznowo.

Trzecim filarem skutecznego materiału video jest narracja w postaci głosu aktora lub podkładu lektorskiego. O tym, jaki efekt może zapewnić dobrze dopasowany do tematyki filmu głos, świadczy choćby przykład Krystyny Czubówny, która wszystkim Polakom kojarzy się z filmami przyrodniczymi i trudno sobie wyobrazić kogokolwiek innego w roli lektora w takich produkcjach. Znanych i charakterystycznych głosów w polskich produkcjach filmowych jest znacznie więcej. Charakterystyczne głosy zapadają nam głęboko w pamięć. Nawet aktor mniej znany, użyczający głosu w produkcji, kiedy zagra swoją rolę ze zrozumieniem i z pełnym zaangażowaniem, może sprawić, że efekt będzie imponujący. Narracja w filmie niejednokrotnie stanowi dopełnienie obrazu. Ten zabieg artystyczny stosowany jest chętnie przez producentów filmów pełnometrażowych. Ponieważ jednak komunikacja wykorzystująca format video upodabnia się stopniowo do „dużego ekranu”, coraz częściej w produkcjach reklamowych można usłyszeć urzekające dialogi właśnie w postaci narracji aktorskiej.

Czwartym, bardzo ważnym elementem przekazu wizualnego jest ruch. Najlepsi reżyserzy na świecie wiedzą, że zaplanowana z chirurgiczną precyzją praca kamery jest w stanie zmienić nawet najmniej ciekawy obiekt w filmie w wyciskacz łez. Czasem ruch w filmie dzieje się tylko na poziomie tego, co znajduje się w nieruchomym kadrze kamery. W innych sytuacjach nieruchomemu obiektowi kamera nadaje właściwy kontekst poprzez odpowiednie ujęcie. Ruch w filmie to właśnie to, czego często z pozoru nie dostrzegamy, a co w nieoceniony sposób wpływa na nasz odbiór emocjonalny produkcji. Osadza nas on również w nieznanej przestrzeni. To, jak reżyser pracuje kadrem, powoduje, że widz może odbierać przekaz bardzo skrajnie. Ciasny kadr często wywołuje poczucie prawie klaustrofobiczne, skupione na jakimś elemencie. Szeroki kadr może nadać przestrzeni dodatkowe znaczenie. Dzięki temu widz może, oglądając film, poczuć emocje, takie jak chęć ucieczki czy odkrycia nowych krain.

Muzyka to ostatni składnik sukcesu świetnego filmu, dla wielu widzów nieodzowny. Muzycy komponujący podkłady dźwiękowe do hitów kinowych nierzadko tworzą arcydzieła na potrzeby zbudowania odpowiedniego klimatu. Ścieżek dźwiękowych do wyjątkowych filmów słucha się często jeszcze długo po obejrzeniu filmu, by przypomnieć sobie klimat i emocje, które urzekły nas w produkcji. Muzyka może (i powinna) dopełnić całości produkcji video. Źle dobrana może zaprzepaścić nawet najlepiej zapowiadający się film. Dobrze dobrana czy skomponowana ścieżka dźwiękowa lub podkład do filmu są nieprzecenionymi elementami budowania historii. Za ich pomocą twórcom filmowym udaje się sprawić, by świat w filmie był bardziej przekonujący. Muzyka jest fenomenalnym środkiem służącym do podkreślenia emocjonalnego wydźwięku sceny. Stanowi też naturalne tło dla obrazu. Filmy, które nie mają podkładu muzycznego, odbiera się zupełnie inaczej. Jeśli reżyser chce podkreślić narastające emocje, najlepszym narzędziem do wydobycia tej płaszczyzny w filmie będzie właśnie odpowiednio dobrany utwór.

Video jest fenomenalnym narzędziem do opowiadania historii. Jeśli się nad tym dłużej zastanowisz, zauważysz, że każdy przekaz, jaki Cię otacza, to historia. Filmy, piosenki, książki czy nawet opowieści Twoich znajomych to wszystko są otaczające Cię na co dzień historie. Nie wszystkie jednak są dobrze opowiedziane. Od tysięcy lat ludzie opowiadają sobie historie, zmienia się tylko forma przekazu. Nośna opowieść była kiedyś w stanie przetrwać wiele pokoleń, jednak jej przekazywanie było żmudne. Dziś ten sposób narracji przeniknął do świata biznesu. Marki nauczyły się opowiadać swoje historie, by stworzyć więź z klientami. Firmy, które nie doceniają siły przekazu emocjonalnego i są przekonane, że aby przetrwać na rynku, wystarczy dobra strategia sprzedażowa, mogą się bardzo zdziwić. Budowanie relacji w marketingu bowiem nie jest już fanaberią, a koniecznością. Ci, którzy potrafią to robić skutecznie, wygrywają!”
Fragment pochodzi z książki „Video marketing nie tylko na YouTube” Magdaleny Daniłoś.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Dar odrzucenia

13 czerwca 2016

Odrzucenia boi się raczej każdy z nas. Nie jest to coś, na co czekamy i liczymy. Czy odrzucenie może być jednak darem? Przeczytaj, co na ten temat mówi Rhonda Britten, autorka książki „Zmień swoje życie w 30 dni”.

„Odrzucenie bywa trudne. Nikt go nie lubi.

Jeśli kiedykolwiek…

  • zamilkłeś w chwili, gdy chciałeś podzielić się czymś ważnym,
  • odszedłeś, choć tak naprawdę chciałeś zostać,
  • byłeś nieugięty, choć w środku topniałeś,
  • rozpocząłeś kłótnię, bo obawiałeś się zbliżenia do kogoś,
  • poddałeś się, bo tak było łatwiej niż bronić swoich racji,
  • byłeś w kimś zakochany, ale nigdy tego nie okazałeś obiektowi swoich uczuć,

…to znaczy, że bałeś się odrzucenia.

Odrzucenie może przybierać wiele form. Może chodzić o bliskiego przyjaciela, który bardziej skupia się na swoim życiu, małżonka, który okazuje mniejsze zainteresowanie, pracę, w której nie czujesz się doceniany, albo o coś bardzo powszechnego: odrzucanie samego siebie.

Wielu z nas tak bardzo zabiega o to, aby nie zostać odrzuconym, że czasami po drodze odrzuca samych siebie. Pamiętam, że kiedy miałam 28 lat, moja koleżanka Marie spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała: „Rhonda, wkładasz tyle wysiłku w odsuwanie ludzi od siebie, że później musisz się podwójnie starać, żeby ich odzyskać”. Miała rację. Moje „przyjaźnie” trwały chwilę. Odrzucenie było tak przerażające, że wolałam pierwsza to zrobić. Zwykle „decydowałam”, że kogoś nie lubię, a jeśli nie robiło to na tej osobie wrażenia, wtedy nadal ją lubiłam. Co za strata energii!

Strach przed odrzuceniem miał nade mną władzę. Decydował o tym, z kim będę się przyjaźnić i umawiać na randki. Byłam twarda, udając, że odrzucenie jest częścią gry. Przekonywałam samą siebie i każdego, kto akurat znalazł się w pobliżu, że zupełnie mnie to nie martwi. Prawda była taka, że łaknęłam miłości, uczucia i uwagi. Obawiam się jednak, że gdybym pokazała tę część siebie, stałabym się zbyt bezbronna (okropne słowo dla kogoś, kto nie chce być odrzucony), tj. zbyt słaba, a wtedy na pewno zostałabym odrzucona. Wymyśliłam więc, że to ja będę odrzucać innych, a tych, na których nie robiło to wrażenia, uznawałam za „godnych” mojej przyjaźni. Oczywiście w grupie tej znalazły się osoby, które tak jak ja pozbawione były emocji oraz nie chciały tak naprawdę przyznać, że są ludźmi. Ostatecznie okazywały się najgorszymi z przyjaciół.

Największym darem, jaki sobie ofiarowałam, było zrozumienie, że jestem człowiekiem. Mam uczucia. Nie jestem doskonała.

 Obawa przed odrzuceniem potęgowała dążenie do bycia nadczłowiekiem. Jeśli pokonam to, czego obawiają się zwykli śmiertelnicy, będę wyjątkowa. Tęsknota za wyjątkowością trzymała mnie w potrzasku.

Szansą dla mnie stała się chęć zmierzenia się z własnym człowieczeństwem. Bycie człowiekiem pozwala na szczerość wobec siebie. Mogę mieć uczucia, bez obawy, że coś ze mną jest nie tak. Nabrałam odwagi do tego, żeby próbować, bez względu na możliwość odrzucenia. Nauczyłam się, że kiedy nadaję wartość moim uczuciom, myślom i działaniom, te mogą zostać odrzucone. Nie znaczy to jednak, że to ja jestem odrzucana. Jedynie moje myśli. Moje uczucia mogą być niemile widziane. Moje działania mogą kogoś martwić, ale nie odzwierciedlają tego, kim tak naprawdę jestem. Nauczyłam się, że lepiej być odrzuconym niż pójść na kompromis i odrzucić prawdziwego siebie.

Odrzucenie może mieć miejsce, kiedy mamy inne zdania, wartości albo przekonania. Kiedy przypuszczasz, że taka sytuacja ma miejsce, nie oznacza to, że Ty jesteś odrzucany. Chodzi o Twoje wartości, przekonania i opinie. Wiem, że to coś bardzo osobistego. Jeśli spróbujesz zachować obiektywność w chwilach emocjonalnego wzburzenia, łatwiej dostrzeżesz prawdę związaną z odrzuceniem. Akt odrzucenia mówi więcej o odrzucającym niż o Tobie. Pokazuje, czego ta osoba się boi, z czym ma kłopot, a co popycha ją do działania.

Myśl o odrzuceniu napełniała Monę przerażeniem. Prawie nie umawiała się na randki i miała niewielu przyjaciół. Zjawiła się u mnie, ponieważ chciała się zakochać, ale źle znosiła żmudne chodzenie na randki.
— Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia — zawołała. — Myślę, że jeśli mężczyzna mnie pragnie, powinien po prostu się zjawić i zdobyć mnie. Mam ośmioletnie dziecko i nie chcę w moim życiu kogoś, kto nie jest gotowy zostać w nim na zawsze.

Mona oczekiwała poważnego zobowiązania już na samym początku znajomości i spodziewała się, że mężczyzna, jak tylko ją pozna, będzie wiedział, co czuje. Było to dość wygórowane życzenie, z pewnością niełatwe do spełnienia.
— Mona, a jeśli musiałabyś się umówić z pięcioma mężczyznami, zanim spotkasz swojego Pana Idealnego? — zapytałam.
— To niemożliwe. Nie mogę tego zrobić. To oznacza, że pięciu mężczyzn mogłoby mnie zranić, zdradzić lub porzucić. Rhonda, ja naprawdę wierzę, że kiedy spotkam tego właściwego, od razu będę to wiedziała.

Poprosiłam Monę, abyśmy jeszcze tego samego wieczoru spotkały się w centrum handlowym i wspólnie przyjrzały zakochanym parom. Uznała, że to doskonały pomysł i była przekonana, że jej ustalenia zostaną potwierdzone.

Przygotowałyśmy listę pytań, takich jak: „W jaki sposób się poznaliście?”, „Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?”, „Kiedy zorientowaliście się, że jesteście w sobie zakochani?”, „Czy na początku się przyjaźniliście?”, „Kiedy uznaliście, że to już na zawsze?”.

Kiedy Mona zaczęła podchodzić do par, usłyszała rzeczy, które wprawiły ją w osłupienie. Bardzo rzadko się zdarzało, aby już na początku oboje wiedzieli, że będą razem. Zwykle upłynęło trochę czasu, zanim się poznali i zakochali w sobie. Większość z nich poznała się przez znajomych albo na jakiejś uroczystości związanej z pracą, i na początku byli tylko przyjaciółmi. Zanim się poznali, spotykali się z paroma innymi osobami. Średnio mijało kilka miesięcy, zanim zostali parą.

Łagodnie mówiąc, Mona była w szoku. Ze zdumieniem odkryła, że to jej własne przekonania sprawiły, iż była sama. Kiedy zrozumiała, że odrzucenie jest częścią procesu wchodzenia w intymną relację, zaczęła umawiać się na randki. Oczekiwanie, że pozna kogoś na zawsze, zamieniła na chęć poznania kogoś teraz.

Odrzucenie jest nieuniknione. Trudno je wyeliminować, gdy podejmujemy ryzyko i przekraczamy granice. Jeśli chcesz osiągnąć sukces, musisz liczyć się z odrzuceniem. Ja, jako osoba twórcza, gotowa dzielić się ze światem swoimi poglądami, jestem przygotowana na to, że ktoś może odrzucić moje myśli, słowa oraz czyny. Jeśli jednak postąpię tak, aby uniknąć odrzucenia, jednocześnie uniknę sukcesu. Nie będę mogła mówić, pisać ani pracować jako coach. Skupię się na zadowalaniu innych ludzi i będę czuć frustrację oraz brak satysfakcji. Będę tłamsić samą siebie.

Muszę zaakceptować ewentualne odrzucenie, jeśli chcę samodzielnie myśleć, działać w oparciu o własne (a nie mojej rodziny lub społeczeństwa) decyzje i wieść życie MOICH marzeń. Kluczowym słowem jest MOJE! Jakże często powstrzymujemy się (odrzucając to, kim jesteśmy) przed podążaniem za SWOIMI własnymi pomysłami, ponieważ mogłyby kogoś wprawić w zakłopotanie, zasmucić lub rozczarować? Ile razy poddajemy pod osąd nasze własne twórcze dążenia? Są NASZE. Kropka! Jak możemy porównywać coś tak unikalnego. A jednak to robimy… odrzucając na każdym kroku nasze talenty, pomysły i wartości. Kiedy tak postępujemy, odrzucamy samych siebie i wciąż odsuwamy nasz sukces.

Kiedy ryzykujesz i dzielisz się całym sobą, aby przekonać się, że jesteś kochany taki jaki jesteś, dajesz sobie najpiękniejszy prezent.

Odrzucenie jest lękiem, z którym musimy się zmierzyć, jeśli chcemy zrozumieć nasz pełny potencjał. Wiem, że nie jest on przyjemny ani szczególnie pożądany, ale samo unikanie go dodaje mu mocy. Kiedy lęk przed odrzuceniem rośnie, nasze serca zamykają się, a oczy przestają dostrzegać świat dookoła. Piękno blednie, a my tracimy nadzieję.

Zaryzykowanie odrzucenia oznacza akceptację życia. Pokazuje Twoją wiarę w to, że świat jest magicznym miejscem, w którym przyszło nam żyć. Pokazujesz światu, że masz nadzieję i że ta miłość warta jest ryzyka.

Doświadczyłam tego, kiedy ostatecznie zmierzyłam się z lękiem przed odrzuceniem przez własnego ojca. Kiedy miałam 14 lat, mój ojciec zastrzelił mamę, a później popełnił samobójstwo. Od tamtej pory jego duch ciągle czaił się gdzieś w pobliżu szafy. Kiedy tylko kładłam głowę na poduszkę, zaczynały się koszmary. Wciąż takie same: ojciec ściga mnie przez las i celuje do mnie, jak do tarczy strzelniczej.

Kule zwykle raniły moje ciało. Budziłam się wyczerpana, jak gdybym przez całą noc walczyła na wojnie. Byłam cała obolała, a czasami, przysięgam, czułam otwory po kulach, które przebiły moje plecy albo serce. Każdego ranka wstawał nowy dzień, a ja czułam się rozdarta — z jednej strony cieszyłam się, że żyję, z drugiej byłam pełna lęku, bo wiedziałam, że po dniu nastąpi noc. Nigdy nikomu nie powiedziałam o moich koszmarach, żeby nie pomyślał, że zwariowałam.

Przez lata spałam przy włączonym świetle, licząc, że skoro odstrasza wampiry, powstrzyma także jego. Było jednak inaczej. Każdej nocy pojawiał się w moich snach i zamieniał je w koszmary. Kiedy byłam starsza, odkryłam, że na koszmary dobry jest alkohol. Oczywiście efektem były potworne bóle głowy, ale one i tak były lepsze od samotnych, nocnych konfrontacji z ojcem. Ostatecznie okazało się, że ten sposób nie działa i rano, po raz kolejny, zastanawiałam się, dlaczego ten człowiek nie chce dać mi spokoju.

Mój ojciec nigdy mnie nie lubił. Jego odrzucenie było stałym elementem mojego życia. Dwadzieścia lat po śmierci rodziców przyjaciółka mojej mamy potwierdziła coś, co każdy chciał przede mną ukryć. Nie pytana, powiedziała bez ogródek: „Twój ojciec zawsze patrzył na ciebie z obrzydzeniem”. Pięć lat później przeczytałam prawie to samo w liście matki do ciotki. „Ron [mój tata] tak bardzo nienawidzi Rhondy, że już sama nie wiem, co robić.” Było to kolejne zwycięstwo zdrowia psychicznego. I kolejna strata dla duszy.

Słowa prawdy bolały, ale były lepsze od wyświechtanych zdań w rodzaju „To nieprawda, że twój ojciec cię nienawidził. Kochał cię. Po prostu nie umiał tego okazać”. W dowód miłości, kiedy miałam 12 lat, próbował mnie udusić. Okazał mi swoje uczucia, mordując na moich oczach moją najukochańszą mamę. Pokazał, jak bardzo jestem mu bliska, nawiedzając mnie co noc, nawet po swojej śmierci.

14 lat po jego śmierci, kiedy w domu leżałam przykuta do łóżka, wracając do zdrowia po wypadku samochodowym, ojciec ponownie wyjrzał z mojej szafy. Tak naprawdę go nie widziałam, ale zwykle wyczuwałam jego obecność. Wtedy już nie piłam. Byłam zupełnie sama. On i ja, raz jeszcze twarzą w twarz. Próbowałam go ignorować. To jednak nic nie dało. Próbowałam zasnąć. To także było niemożliwe.

Po wszystkich tych latach, kiedy mnie zwodził, ignorował i ostatecznie odrzucił, zaczął igrać z moim umysłem. Narastała we mnie złość, aż w końcu miałam tego dosyć. Zaczęłam krzyczeć, domagając się odpowiedzi. Co tu robił? Dlaczego nie chciał zostawić mnie w spokoju? Czego ode mnie chciał?

Odpowiedziała mi cisza. Czułam się pokonana i raz jeszcze zignorowana, zawołałam, aby dał mi spokój. Zaczęłam się kajać i błagać, aby zostawił mnie w spokoju. Byłam na skraju obłędu. Nie mogłam spać ani pić, nie byłam w stanie zmierzyć się z kolejnym koszmarem. Zaczęłam płakać. Potem szlochać. Czułam się wyczerpana.

Byłam wykończona. Potrzebowałam snu, ale nie mogłam spać. Zaczęłam obmyślać nowy plan. Przecież musi być jakiś sposób, ale jaki? W mojej głowie nagle pojawiła się przedziwna myśl. Jeśli nie możesz go pokonać, przyłącz się do niego. To było jak objawienie, proste, choć jeszcze przed chwilą zupełnie nie do pomyślenia, teraz stało się jasne jak słońce: tylko to mogłam zrobić. Kiedy w końcu się poddałam, myśl o przebaczeniu przyniosła mi głęboki spokój.

Otarłam łzy, spojrzałam na mojego ojca i poprosiłam, aby się do mnie zbliżył. Nie wiedziałam, jak to zrobię, ale nie miałam nic do stracenia. Kiedy tak stał przede mną, powiedziałam, że wybaczam mu wszystkie te lata, kiedy mnie odrzucał. Przebaczyłam mu to, że pozbawił mnie nadziei i miłości, zabijając siebie i mamę. Powiedziałam, że to rozumiem. I tak właśnie było. Poczułam, jak ogarnia mnie fala współczucia i poprosiłam, aby zbliżył się jeszcze bardziej.

Otworzyłam szeroko ramiona, a następnie go objęłam. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu. Naprawdę go przytuliłam. Poczułam wtedy, że mnie kocha i że ja kocham jego.

On też mnie objął i wyszeptał mi do ucha: „Na to właśnie czekałem”. A potem zniknął.
Trudno mi było w to uwierzyć. Czy to mogło być aż tak proste? Ogarnęło mnie uczucie spokoju i zmęczona zasnęłam.

W nocy koszmary wróciły. Ojciec stał za niskim kamiennym murem i strzelał do mnie. Ja strzelałam do niego zza dużego drzewa w odległości około 50 metrów. Wymiana ognia trwała parę minut, po czym zrobiłam coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Zamiast odwrócić się i uciec, wyszłam zza drzewa i spojrzałam mu prosto w oczy, odkładając broń na ziemię.
— No dalej, zabij mnie, jeśli tego właśnie chcesz. Proszę bardzo. Rozłożyłam ramiona, aby bez problemu mógł trafić. Śmierć mnie nie przerażała. Chciałam tylko, żeby było już po wszystkim.

Zaczął strzelać. Chybił. Za chwilę znowu strzelił. Kule jednak omijały mnie, co denerwowało go coraz bardziej. Załadował broń i wystrzelił z jeszcze większą zawziętością. Kolejne nieudane próby wprawiły go w zdumienie. Nie mógł we mnie trafić, nieważne jak dokładnie celował.
Wtedy odłożył broń i zawołał:
— Myślę, że już po wszystkim. Masz ochotę na piknik? — Mówiąc to, wyłonił się zza ściany z obrusem w biało-czerwoną kratkę i piknikowym koszem pełnym jedzenia.

Kiedy postanowiłam po raz ostatni stanąć twarzą w twarz z ojcem, zmierzyć się ze strachem przed odrzuceniem, koszmary skończyły się. Odrzucenie jest potężną siłą, która albo zatrzyma Cię przed życiem, albo popchnie do działania. Kiedy w końcu poczułam, że nie mam wyboru i dłużej nie mogę zaprzeczać swoim uczuciom ani przeżyciom, musiałam stawić im czoła.

Zmierz się ze swoim lękiem przed odrzuceniem. Doświadczysz odwagi bycia wiernym sobie. Kiedy postanowiłam, że będę kochać mojego ojca pomimo jego odrzucenia, zwyciężyłam. Odzyskałam wolność. Kochaj pomimo wszystko. Okazuj współczucie bez względu na wszystko. Podejmuj ryzyko. Nie pozwól, aby odrzucenie zwyciężyło.”

Fragment pochodzi z książki „Zmień swoje życie w 30 dni” Rhondy Britten.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Trening pewności siebie

10 czerwca 2016

Pewność siebie jest bardzo ważna w życiu osobistym i zawodowym. To wie każdy z nas. Nie każdy z nas jednak ją ma. Czy możemy to zmienić? Wypracować?

Jak możemy „trenować” pewność siebie? Przeczytaj, co na ten temat mówi Rhonda Britten, autorka książki „Zmień swoje życie w 30 dni”.

„Rhonda Britten pokaże Ci, jak pozostawić swój lęk za sobą i żyć, ciesząc się radością i wolnością” Dave Pelzer, autor książek „A Child Called It” oraz A Man Named Dave.

 

Pewność siebie budujemy, podejmując ryzyko. Nabieramy zaufania do siebie. Nasze przekonanie o tym, że zdolni jesteśmy osiągać coś, co wymaga ryzyka, opiera się na prawdzie. Nasze ego nie ma z tym nic wspólnego. Jesteśmy skłonni podejmować nowe wyzwania i robimy to najlepiej jak umiemy.

Pewności siebie pragnie każdy z nas, lecz niewielu bywa gotowych do tego, aby świadomie ją budować. Konfrontacja z własnymi uczuciami i lękami to dwa rodzaje ryzyka, które należy podjąć, aby uzyskać większą pewność siebie. Zwiększenie pewności siebie wymaga od człowieka trzech rzeczy, a mianowicie: konsekwentnego wysiłku, współczucia oraz chęci.

Być może nie wierzysz w zależność pomiędzy pewnością siebie a okazywaniem współczucia, ale taka istnieje. Surowe traktowanie samego siebie sprawia, że nie podejmujemy wysiłku, który mógłby przynieść nam długotrwałe efekty. Obawiamy się „wyjścia na głupka” lub popełnienia gafy. W ryzyko wkalkulowana jest możliwość, że tak się stanie. Aby zyskać pewność siebie, przestań bać się tego, co może nastąpić. Działaj bez względu na wszystko.

„Gdybym był bardziej pewny siebie, miałbym odwagę do tego, aby żyć w zgodzie ze sobą — a to z kolei pomogłoby mi w znalezieniu wymarzonej pracy (poślubieniu ukochanej dziewczyny, schudnięciu, zakochaniu się, wyzbyciu się poczucia winy, powiedzeniu nie, odnalezieniu życiowego celu itd.).”

Ile razy już to słyszałam: „Gdybym tylko był bardziej pewny siebie, mógłbym zmienić swoje życie [na lepsze]”. Ale pewność siebie nie bierze się znikąd. Najpierw trzeba zaryzykować.
Nie zyskasz pewności siebie, jeśli będziesz unikać ryzyka. Pewność siebie nie jest czymś, co dane Ci jest raz na zawsze. Należy ją ćwiczyć, podobnie jak mięsień. Aby mogła rosnąć, potrzebuje pielęgnacji.

Oto cała tajemnica budowania pewności siebie. Musimy podejmować ryzyko, ponieważ dzięki niemu uczymy się zaufania do siebie, co z kolei rozwija w nas wewnętrzną pewność. Przygotuj się na silne nieprzyjemne uczucia. Głos strachu podpowiada, że żadne ryzyko nie jest warte tego, aby je podejmować. Umiejętność odczuwania wewnętrznego komfortu, pomimo niepokoju, jaki wywołują w nas nasze uczucia oraz ryzyko, które podejmujemy, to ważne aspekty bycia szczerym wobec samego siebie.

Pewność siebie nie jest czymś, co się nam przydarza. To efekt pokonywania własnych ograniczeń. Jedynym sposobem budowania pewności siebie jest robienie tego, czego najbardziej się boimy.

Wiem, że nikt z nas nie lubi ryzyka i związanego z nim poczucia emocjonalnego dyskomfortu. A jednak bez nich nie ma mowy o wewnętrznej satysfakcji. W trakcie 30-dniowej wędrówki ujrzysz samego siebie w innym świetle. Odkryjesz, że jesteś o wiele bardziej wartościowy, niż myślałeś. świadomość tego faktu pomoże Ci w dotarciu do prawdziwego ja.

Kiedy słyszę słowa „pewność siebie”, natychmiast myślę o swojej przeszłości, o wzlotach i upadkach, których doświadczałam w procesie leczenia osobistych ran. Kiedyś w ogóle nie dotrzymywałam obietnic danych samej sobie. Obiecywałam coś sobie i na słowach się kończyło. Cokolwiek postanowiłam, nigdy nie zostało przeze mnie wykonane.

Poleganie na sobie to ważny aspekt pewności siebie. Osoby pewne siebie nie boją się ośmieszenia. Nie martwią się tym, że sprawią wrażenie niemądrych lub naiwnych.

Wiem o tym z doświadczenia. Na pytanie, od kogo nauczyłam się tak pięknie przemawiać, inspirować oraz pomagać innym, od lat udzielam jednej i tej samej odpowiedzi: przestałam zadręczać się własną niedoskonałością. Moja mowa płynie z serca. Zanim zaryzykowałam „wyjście na głupka”, byłam niczym robot. Przemawiałam do innych w sposób beznamiętny. To było okropne. W końcu zeszłam z piedestału. Przestałam chcieć być mówcą doskonałym. Postanowiłam być najlepszą możliwą wersją samej siebie. Aby zbudować autentyczną pewność siebie, zaryzykowałam i pozwoliłam sobie na odczuwanie dyskomfortu.

Nierzadko zdarza się, że poczucie pewności siebie drugiej osoby określamy na podstawie powierzchownych przesłanek, takich jak elokwencja lub zasobność konta. Inteligencja i pieniądze są wyznacznikiem zewnętrznego poczucia własnej wartości, lecz nie mają nic wspólnego z tym, które nosimy wewnątrz. Wewnętrzna pewność siebie daje o sobie znać, kiedy przyjmujemy komplementy i pochwały z zewnątrz, popycha nas ku osiągnięciom na polu zawodowym. To dzięki niej mamy odwagę zaproponować spotkanie osobie, która wpadła nam w oko. Pewność siebie, którą masz w sobie, to Twoje wsparcie w nadchodzących lata życia.

Zewnętrzny sukces nie gwarantuje pewności siebie. Spotkałam mnóstwo osób, które świetnie radzą sobie w biznesie, lecz nie są w stanie zdobyć się na szczerość względem samych siebie. Znajdują się w miejscu, do którego zaprowadziły ich kłamstwa. Nie mają nawet pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak wewnętrzna pewność siebie.”

Fragment pochodzi z książki „Zmień swoje życie w 30 dni” Rhondy Britten.

e-biznes i sprzedaż

DWA SYSTEMY

8 czerwca 2016

Czy tego chcemy, czy nie, przez cały czas nasz mózg reaguje na najbliższe otoczenie. Nie jesteśmy tego świadomi i całe szczęście. Wiecie, że ilość dostępnej dziś wiedzy podwaja się co 2 lata? Sprawdźcie, ile filmów jest codziennie dodawanych na YouTube’a. Czy ktoś jest w stanie to wszystko, jeśli nie przeanalizować, to chociaż przejrzeć? Nie starczy nikomu z nas życia. Gdyby nasz mózg chciał interpretować wszystko dookoła w sposób dokładny i szczegółowy, to nie bylibyśmy w stanie funkcjonować. Daniel Kahneman w świetnej książce Pułapki myślenia z polotem zgłębia to zjawisko. Szczegółowo i barwnie opisuje dwa systemy myślenia, jakimi jest myślenie szybkie (system 1) i wolne (system 2).

Myślenie szybkie jest opartą na naszych doświadczeniach automatyczną reakcją na każdą sytuację. Ukształtowało się w procesie ewolucji, aby na bieżąco oceniać najważniejsze problemy, od których zależy przeżycie organizmu. Dla mieszkańca miasta nie jest już tak istotne, czy coś zaraz wyskoczy i go rozszarpie, dlatego myślenie szybkie po prostu pomaga w codziennych, zwykłych rekcjach. Czyli jeśli np. ktoś wyciąga do Was rękę, to kojarzycie, że należy ją uścisnąć. Czerwone światło daje nam sygnał, by zatrzymać samochód, itp., itd. Automatyczne reakcje są niezwykle pomocne, choć oczywiście bywają i ryzykowne. Kiedy widzimy kogoś lub coś po raz pierwszy, od razu włącza nam się szybkie myślenie. Jest ono trochę jak wiewiórka z bajki Skok przez płot. Wszędzie go pełno i dokonuje kilku operacji naraz. Czasami konsultuje się z myśleniem wolnym, a i myślenie wolne bazuje jednak na tym, co podpowiada myślenie szybkie. Przypomnijcie sobie sytuację, gdy poznawaliście nową osobę na prywatce. Już po kilku chwilach mieliście w głowie zdanie na jej temat: fajna, ładna, denerwująca, sympatyczna, dziwna? Wszystko przez to, że system dopasował nowego znajomego do Waszych doświadczeń, upodobań, wspomnień. Jak myślisz, czy tak działa umysł Klienta, kiedy spotyka się z Wami po raz pierwszy? Dokładnie tak! I vice versa, Wy także jednych Klientów wolicie bardziej, a do innych wolicie nie dzwonić, prawda? Jednak im więcej czasu poświęcicie drugiej osobie, tym Wasze zdanie o niej może ulec zmianie. Czemu? Bo do głosu dochodzi system 2.

Myślenie wolne jest… leniwe. Rzadko dopuszczamy je do głosu, bo nie mamy na to czasu. Jednak to ono pozwala podjąć racjonalną decyzję, wyciągnąć wnioski i zaplanować poprawione działanie w przyszłości. Myślenie intuicyjne nie dba o jakość informacji, które wykorzystuje do wydania opinii, myślenie wolne już tak. Niemniej mimo że jednym z zadań systemu 2 jest samokrytyka (aby nie popełnić błędów w przyszłości), to w kontekście emocji często po prostu usprawiedliwia system 1. Myślenie wolne nie cechuje się szczególną czujnością, dlatego jako Sprzedawca masz dwa podstawowe zadania: a) od samego początku starać się kierować systemem 2, a nie stereotypem czy intuicją, b) poznać punkt widzenia Klienta, który na spotkaniu będzie głównie działał automatycznie. Wasz umysł przygotował jednak kilka pułapek, aby Sprzedaż nie była aż tak prosta.”

Fragment pochodzi z książki „Sprzedaż jest sexi” Tomasza Targosza.

rozwój osobisty i osiąganie celów

A Ty, co osiągniesz, gdy opanujesz strach?

6 czerwca 2016

Czy zastanawiałeś się kiedyś, jakie drogi odkrywają się przed Tobą, gdy wyzbywasz się lęku? Co możesz wówczas osiągnąć?

Wspaniałym przykładem na to, co kryje się po tej drugiej stronie lustra jest Rhonda Britten.

W wieku 14 lat Rhonda była świadkiem zabójstwa swojej mamy przez własnego ojca, który ostatecznie popełnił samobójstwo. To doświadczenie było podstawowym powodem, dla którego poświęciła swoje życie coachingowi i doradztwu terapeutycznemu. Jednak zanim to nastąpiło… walczyła z winą, uzależnieniem i trzykrotnie próbowała odebrać sobie życie. Po ostatniej na szczęście nieudanej próbie samobójstwa wiedziała, że musi coś w swoim życiu zmienić.

To, co odkryła, to droga do wolności poprzez odrzucenie złych wierzeń, negatywnych emocji, strachu, który nosi większość z nas. Jej prosta metoda na życie to życie bez strachu.

Marianne Williamson (autorka książek, wykładowca) powiedziała o niej: „Rhonda Britten narodziła się z popiołów niesamowitej katastrofy. Pochłonęła ją doszczętnie, na szczęście znalazła swoją drogę powrotną. Jednak to nie była łatwa droga. To, czego doświadczyła, aktualnie pozwala innym osiągnąć ten cel. To po prostu cud.”

Dzisiaj Rhonda jest autorką kilku opartych o zasady życia bez lęku bestsellerów, poświęciła swoje życie jednej sprawie: nauczyć ludzi, jak opanować strach. I wygrywa. Codziennie wygrywa walkę o siebie, o innych.
A Ty, co osiągniesz, gdy opanujesz strach?

rozwój osobisty i osiąganie celów

Co się stanie, gdy przestaniesz się bać?

3 czerwca 2016

Chcemy Ci przedstawić pewną postać. Osobę, o której warto wiedzieć. Kobieta, która przeszła w swoim życiu więcej niż można sobie wyobrazić.

Może już o niej słyszałeś, a może nie. Tą osobą jest Rhonda Britten.

Po tym jak była świadkiem przerażającego morderstwa oraz samobójstwa swoich rodziców w wieku lat 14, Rhonda wpadła w spiralę dwudziestoletniego zwątpienia w samą siebie, walczyła z winą i uzależnieniem. Próbowała wszystkiego, by pomóc samej sobie (terapie, poradniki, warsztaty itp.), jednak wciąż męczyły ją koszmary i nie mogła pozbyć się strachu i przeświadczenia, że jest z nią coś nie tak. Po nieudanej, trzeciej już próbie samobójstwa wiedziała, że musi odnaleźć inną drogę.

W 2001 roku, po tym jak próbowała po raz trzeci popełnić samobójstwo – zrozumiała, że to strach jest jest problemem. Założyła Fearless Living Institute. Jej doświadczenia życiowe sprawiły, że aktualnie są one punktem kulminacyjnym dla osób żyjących w strachu. Rhonda Britten poświęciła swoje życie jednej sprawie: nauczyć ludzi, jak opanować strach.

Dzisiaj skutecznie pomaga innym, prowadząc Fearless Living Institute. Była bohaterką nagrodzonego Emmy amerykańskiego programu Starting Over, w którym pełniła rolę coacha. Jest autorką kilku opartych o zasady życia bez lęku bestsellerów.

W trakcie wystąpień dla firm mówi o osobistej odpowiedzialności, jednocześnie dostarczając praktycznych i gotowych do wykorzystania narzędzi zmiany.

Doświadczenia Rhondy budzą grozę, jednak ona sama opanowała ten lęk. Teraz jej życie wygląda zupełnie inaczej. Wygrała.

Każdy z nas może wygrać.

rozwój osobisty i osiąganie celów

PODEJMIJ DECYZJĘ

2 czerwca 2016

„Człowiek rodzi się, by żyć, nie po to, by przygotowywać się do życia”

/Borys Pasternak/

„Jeśli podejmiesz decyzję, która jest zgodna z Twoim wewnętrznym pragnieniem, będzie ona pierwszym krokiem ku temu, aby zmienić sposób, w jaki żyjesz.

Podjęcie postanowienia jest bardzo istotne. Wpływa ono na to, na czym się koncentrujesz. Dzięki niemu wiesz, co chcesz osiągnąć. Działanie następuje dopiero po podjęciu decyzji.

Większość z nas nie podejmuje decyzji. Jesteśmy pomiędzy i płacimy za to wysoką cenę. Takie podejście sprawia, że stajemy się częścią masy. Kierują nami okoliczności lub otoczenie. Nie zwracamy uwagi na wartości, które de facto są naszą integralną częścią. Więcej przeczytasz o nich w innym rozdziale i przyjrzysz się im. Niechęć do podejmowania decyzji oznacza też, że wolisz być biernym obserwatorem tego, co dzieje się w Twoim życiu.

Dopóki nie podejmiesz decyzji, jak chcesz, aby wyglądał Twój dzień czy miesiąc, nie nazwiesz tego, co dla Ciebie jest ważne, nie zaplanujesz i nie zaczniesz choć próbować to robić – nadal będziesz pędzić.

Jeśli przyjrzysz się swoim pragnieniom i podejmiesz decyzję, że chcesz żyć w zgodzie z sobą, zaczniesz powoli wprowadzać je do swojego życia. Przestaniesz też  odczuwać pustkę, która sprawia, że nie czujesz się szczęśliwa.

Nadal nie podejmując decyzji i zapominając o tym, co dla Ciebie ważne, wciąż będziesz miała wrażenie, że coś jest nie tak. Nie biorąc siebie pod uwagę i nie planując swojego życia, nie będziesz sprawować nad nim kontroli.

Do tej pory nie podjęłaś jeszcze żadnej decyzji. Nie podejmując jej nadal, możesz jeszcze pozostać w tym stanie nieświadomości. W Twoim starym, szarym świecie. Będzie to trwało tak długo, jak zechcesz. Aż może obudzisz się któregoś dnia i z przerażeniem odkryjesz, jak niewiele czasu Ci zostało. Dostrzeżesz też, jak smutna i ograniczająca jest otaczająca Cię rzeczywistość. Oby nie było za późno. Kiedy sama przed sobą przyznasz się, że nie masz już siły dłużej pędzić, może w końcu podobnie jak ja powiesz sobie, że przecież nie tak miało wyglądać moje życie.

Nie zwlekaj jednak z podjęciem decyzji zbyt długo. Szkoda życia, a konsekwencje tego mogą być ogromne. Twoje ciało odmówi Ci posłuszeństwa, a zły humor zamieni się w depresję.

Dlatego proszę, usiądź w samotności, złap oddech i podejmij decyzję, że jesteś gotowa zmienić swoje życie na bardziej radosne. Takie, w którym szanujesz siebie i swój czas. Zaczniesz wreszcie cieszyć się z tego, co masz i kim jesteś.

Nie podejmując decyzji i będąc ciągle zajętą, zajmujesz się tak naprawdę wieloma błahymi rzeczami. Trwonisz cenny czas. Pozwalasz na to, abyś Ty sama i kwestie naprawdę ważne zostały odsunięte w czasie lub kompletnie przeoczone. Robisz to, co robią inni, bo wydaje Ci się, że tak powinnaś. Pytanie jednak brzmi, czy rzeczywiście tego chcesz?”

Fragment pochodzi z książki „Jesteś ważna” Marty Kaim.

e-biznes i sprzedaż

5 sposobów na motywowanie zespołu

1 czerwca 2016

Drogi przyjacielu, przedsiębiorco

 

Czy miałeś kiedyś taką sytuację, że wszyscy w firmie mają tylko do Ciebie pretensje i żądają więcej pieniędzy?

A może masz wrażenie, że tylko Ty harujesz, a ludzie pracują tylko wtedy, gdy na nich patrzysz?


Jakie myśli wtedy przechodzą Ci przez głowę?

Czy nie zastanawiasz się wtedy, jak to jest możliwe, że ludzie mogą być tak niewdzięczni?

Zapewniasz im pracę, harujesz, żeby było Cię stać na ich wynagrodzenia, a jedyne co słyszysz to jęki niezadowolenia.

Może marzysz o tym, żeby ktoś w końcu docenił to co robisz?

Żeby mieć jakąś magiczną różdżkę, która sprawiłaby, że Twoi ludzie chcieliby pracować nie tylko ze względu na wynagrodzenie, które dostają, ale tak… sami z siebie?

Jakby zmieniło się Twoje życie, gdyby Twoi współpracownicy codziennie, z uśmiechem na ustach przychodzili do pracy, tryskali kreatywnością i chcieliby Ci pomóc?

Chciałbyś mieć system, który na to pozwoli?


Sprawdź kurs „Team motivation” za 1 zł!

Team Motivation

Team Motivation

Dzięki temu kursowi dowiesz się:

  • jak stworzyć SYSTEM motywacji, żeby nie musieć motywować ludzi z Twojego zespołu każdego dnia
  • jakie jest 5 podstawowych strategii motywowania ludzi i jak zastosować wszystkie 5 w Twojej firmie
  • co to jest feedback i dlaczego jest tak ważny przy prowadzeniu zespołu
  • jak poprawnie przekazywać informację zwrotną, żeby zwiększyć motywację do pracy, a nie zgasić czyjegoś entuzjazmu
  • jaki powinien być format cyklicznych spotkań, by cały zespół napędzały do działania

Nazywam się Marcin Kądziołka, jestem współzałożycielem i prezesem największego wydawnictwa elektronicznego w Polsce – Złote Myśli.

Stworzyłem ten kurs, żeby pomóc osobom takim jak Ty i ja – przedsiębiorcom, którzy chcą zdobyć praktyczną wiedzę, która działa. Jednak nie chcą za nią płacić stawek jak dla korporacji. Chciałbym, aby każdy był w stanie stworzyć wydajny, zmotywowany zespół, dlatego postanowiłem zrobić coś, żeby każdy mógł skorzystać z tej wiedzy.

Wiedzy, którą możesz od razu wdrożyć w Twojej firmie.

Jeśli jesteś początkującym przedsiębiorcą i zaczynasz budować swój pierwszy zespół lub czujesz, że Twój zespół mógłby osiągać lepsze rezultaty niż do tej pory, to kurs „Team Motivation” to coś dla Ciebie.

Normalnie ten kurs kosztuje 79 zł i możesz go kupić tutaj.

Możesz też otrzymać ten kurs za symboliczne 1 zł udostępniając ten wpis na facebooku tak, aby również Twoi znajomi mogli skorzystać z tej okazji.

Jeśli Cię to interesuje, to czytaj dalej.

Jakie zagadnienia obejmuje kurs (60 minut wiedzy):

Wstęp
Długość: 00:00:47


cz. 1 – motywowanie systemowe
Długość: 00:01:58


cz. 2 – misja, wizja
Długość: 00:04:34


cz. 3 – spotkania
Długość: 00:11:08


cz. 4 – system motywowania
Długość: 00:16:05


cz. 5 – feedback – zasady
Długość: 00:06:30


cz. 6 – feedback – system
Długość: 00:17:09


cz. 7 – zakończenie
Długość: 00:02:31

Jeśli uważasz, że Ty i Twoi znajomi skorzystają ZA 1 zł z tego kursu, to udostępnij ten post, klikając w logo facebooka poniżej.

60 minut praktycznej wiedzy w formie wideo i audio!

No chyba, że wolisz zapłacić 🙂

relacje i związki

Dlaczego komunikacja jest rybą?

12 maja 2016

Muszę przyznać, że z całego procesu kłótni z moją przyszłą małżonką najbardziej lubię etap godzenia się. Jakieś wino, dobra kolacja… i takie tam.

Nie żeby sama kłótnia była jakaś szczególnie zła, bo zawsze to jakaś forma komunikacji. Lub jej braku, gdy mówimy o tzw. „cichych dniach”. Jednak, paradoksalnie, nawet brak komunikacji jest formą komunikacji 🙂

A o komunikacji właśnie dziś mowa. Wyobraź sobie taką sytuację: widzisz, że coś jest nie tak. Podchodzisz na paluszkach do swojej ukochanej i mówisz najsłodszym z głosów: „Kochanie, czy coś się stało? Jesteś na coś zdenerwowana?” W odpowiedzi słyszysz ton, który jest mieszanką ryku dorosłego lwa i spadającej wody w wodospadzie Niagara: „NIE!!! Nic się nie stało!

Więc już wiesz, że coś się stało i że prawdopodobnie nie masz szans się dowiedzieć, o co chodzi. Standard. Podobnie jak bite 48h nieodzywania się później 🙂 Takie dni, wiadomo.

I teraz tutaj wielkimi krokami w siedmio, lub nawet ośmio-milowych butach nadchodzi moje zdziwienie.

Na etapie godzenia się moja narzeczona zaczyna zdanie od „wybacz…„. I jestem święcie przekonany, że zakończy je dźwięcznym i pełnym przymilającego tonu „mi„. Nic z tego. Całość zdania brzmi „wybaczam Ci„.

Miiii? Wybaczam?! Ale co? 😀

Gdy zaczęliśmy rozmawiać, to dopiero wtedy się okazało, że tak jak ja byłem przekonany o „winie” mojej piękności, tak ona była w 110% przekonana o mojej.

A że kobieta ma zawsze rację, to stanęło, że wina oczywiście leżała po stronie niżej podpisanego. No ale gdybyśmy nie pogadali, to bym tego nie wiedział!

Dlatego też komunikacja to klucz. Bez niej daleko nie zajedziemy. A im lepiej się komunikujemy, tym lepsza jest jakość naszego życia. Czy to osobistego, czy zawodowego.

Kiedyś, jak jeszcze oglądałem telewizję, to była taka reklama: „ryba wpływa na wszystko„. To komunikacja jest właśnie taką rybą.

dlaczego-on-mnie-nie-slucha sztuka-przyciagania-ludzi wladca-slowa

rozwój osobisty i osiąganie celów

Przepraszam :(

11 maja 2016

Napisałem artykuł, w którym użyłem słowa „wypad”. Potem napisałem maila z tytułem Ale syf. Cześć osób się oburzyło, że to nie wypada, że to burzy mój wizerunek i że w ogóle nie powinienem się w ten sposób komunikować.

Że to bardziej pasuje do komunikacji z nastolatkami, niż z poważnymi ludźmi biznesu. I że nie wypada mi.

I że to jakieś próby reanimacji bazy mailowej. Chyba w sumie nie do końca udane. Albo że to chwyt marketingowy. I że w ogóle nie ja to pisałem.

Uznałem więc, że faktycznie coś mocno, mocno, mocno poszło nie tak.
W związku z powyższym chciałem Cię bardzo przeprosić.

Przeprosić za to, ze wcześniej się nie komunikowałem w ten sposób. Widocznie, nie do końca świadomie, chciałem być politycznie poprawny. Ale tak naprawdę to ja mam w dupie polityczną poprawność. I przez to czasem użyje słowa wypad. Albo dupa. Chociaż nie wypada.

Bo taki jestem.

Jeśli to Ci nie odpowiada, to szanuje to. Szanuje Ciebie i Twoje zdanie. Każdy ma do niego prawo. Ale w trosce o Twoje nerwy i dobre samopoczucie – lepiej wypisz się już teraz z naszego newslettera albo odkliknij „lubię to” na Facebooku.

Albo przynajmniej nie otwieraj maili ode mnie, żeby jakaś… tylna cześć ciała nazwana mocno kolokwialnie Cię w moim tekście nie raziła.

Albo niepoprawność interpunkcyjna.

Pozdrawiam,
Marcin Kądziołka

e-biznes i sprzedaż

Jak sprawić, aby klient do Ciebie wracał?

9 maja 2016

Każdy sprzedawca chciałby, aby jego klienci nie byli „jednorazowi”. Tylko jak sprawić, aby klient wrócił?

Przeczytaj, co na ten temat mówi Mateusz Grzesiak:

SOCIAL JIU-JITSU

Ta technika powoduje, że sprzedawca staje się przez klienta lubiany. Aż 40% naszych codziennych rozmów dotyczy opowiadania o sobie i własnych odczuciach, co stymuluje mózg tak samo, jak dobre jedzenie czy seks, bo podnosi poziom endorfin.

Jeśli sprawisz, by klient mówił o sobie, będzie bardziej zainteresowany zakupem. Skojarzy Cię z osobą, przy której czuje się dobrze.

Przykład globalnego użycia tej techniki w formie przedsięwzięcia biznesowego, które w ostatnich latach zrobiło ogólnoświatową karierę, to Facebook — portal, który umożliwia ludziom mówienie właśnie o sobie. To platforma gratyfikacji i autopromocji — wystarczy, że ktoś wpisuje tam post o tym, ile biegał, co kupił, gdzie był, i już może liczyć na gratyfikację w postaci „lajków”. To platforma umożliwiająca chwalenie się i bycie nagradzanym przez innych.

Zasadę social jiu-jitsu wykorzystują wszystkie branże, a szczególnie popularna jest w spersonalizowanych usługach. W trakcie wizyt w salonach piękności, u fryzjera bądź u kosmetyczki kobiety mają możliwość opowiadania o sobie i tam też są zawsze z atencją wysłuchiwane. Wystarczy, że kosmetyczka umiejętnie postawi kilka pytań i klientka zaczyna opowiadać o sobie. Czuje się szczęśliwa (wytwarza hormony szczęścia) i podświadomie zaczyna swoje uczucie kojarzyć właśnie z tym miejscem i z tą konkretną osobą, która ją obsługuje. To z kolei powoduje, że będzie chciała do tego miejsca i tej osoby wracać. To jeden z ważniejszych elementów długoterminowych relacji — nie chcielibyśmy przecież wracać do kogoś, kogo nie lubimy. (…)”

Fragment pochodzi z najnowszej książki Mateusza Grzesiaka „Psychologia Sprzedaży”.

e-biznes i sprzedaż

Zmiana wrażenia – czy to w ogóle możliwe?

6 maja 2016

Mówi się, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. A co jeśli na wstępie popełnimy błąd i moment pierwszego wrażenia mamy już za sobą? Czy to nieodwracalne? Na szczęście nie. Musimy jednak wiedzieć, w jaki sposób dokonać ZMIANY WRAŻENIA. Przeczytaj, co na ten temat mówi Mateusz Grzesiak:

Szacuje się, że po kilkunastu sekundach mózg ma już wyrobione zdanie i konsekwentnie na jego podstawie będzie teraz oceniał sytuację. Jeśli w pierwszych sekundach wywarłeś wrażenie kogoś mądrego, to nawet gdy później powiesz coś głupiego, ludzie będą skłonni, by Cię z tego wytłumaczyć przed samymi sobą („O, ma dystans do siebie”). Jeśli zaś pierwsze wrażenie było negatywne, to nawet gdy później będziesz się starał udowodnić swoją inteligencję, ludzie i tak nie będą przekonani („Nauczył się na pamięć, bo przecież nie jest taki mądry”).

Gdy zorientujesz się, że klient ocenia Cię w niekorzystny sposób, pokaż pochodzące z minimum trzech różnych kontekstów przykłady, że jesteś inny. Jeśli na przykład klient sugeruje, że się lenisz, to przy najbliższej okazji opowiedz o trzech różnych sytuacjach pokazujących Twoją pracowitość — że zarwałeś noc, przygotowując ofertę (kontekst pracy), że w weekend byłeś zajęty czytaniem książki o psychologii sprzedaży (kontekst czasu wolnego), że dziś wstałeś wcześnie rano, by przygotować niespodziankę na urodziny dziecka (kontekst rodziny). Jeden kontekst pokazujący różnicę — w tym przypadku pracowitość — prawdopodobnie nie wystarczy. Gdyby klient uznał Cię za kogoś niekompetentnego, pokaż mu tak samo na trzech różnych przykładach, że jesteś ekspertem. Nie walcz ze zdaniem klienta, tylko skorzystaj z przedstawionego mechanizmu poznawczego, zdolnego do zmiany czyichś przekonań. W obu przypadkach opierasz się na ogólnych przekonaniach na temat człowieka, ponieważ zaś jesteś sprzedawcą, a nie terapeutą, korzystasz z określonych technik wywierania wpływu. Należy przy tym zauważyć, że zmiana przekonań klienta jest korzystna również dla niego samego.”

Fragment pochodzi z najnowszej książki Mateusza Grzesiaka „Psychologia Sprzedaży”.

e-biznes i sprzedaż

Jak DOBRZE odpowiadać na pytania?

5 maja 2016

Odpowiadanie na pytania okazuje się naprawdę istotną kwestią. Nie chodzi o to, aby odpowiadać, ale aby DOBRZE odpowiadać. Przeczytaj, co na ten temat mówi Mateusz Grzesiak:

„Odpowiadając na pytania, rób to precyzyjnie i zwięźle. W czasie odpowiedzi patrz w oczy, nie wahaj się, dostarczaj klientowi potrzebne informacje. Przewiduj pytania klienta i wcześniej przygotuj sobie na nie odpowiedzi.

Pamiętaj o różnicy pomiędzy poziomem intencji i treści. Weźmy dla przykładu pytanie zadane trenerowi przez jednego z uczestników w trakcie szkolenia: „Czy to ćwiczenie jest trudne?”. Na poziomie treści trener rozumie, że uczeń pyta o stopień trudności zadania. Jednak na poziomie intencji widać, że tak naprawdę zapytał o to, czy on sam sobie z tym zadaniem poradzi, ponieważ takie pytanie zazwyczaj zadaje osoba, która nie jest przekonana o własnych kompetencjach. Trenerska odpowiedź na treść mogłaby zatem brzmieć: „To zadanie ma średni poziom trudności”, jednak już odpowiedź na intencję będzie brzmiała: „Na pewno sobie poradzisz!”. Również sprzedawca będzie odróżniać treść pytania od jego intencji i prawidłowo odczytywać tę ostatnią. Z tej perspektywy pytania klienta w stylu: „Dlaczego tak tanio?” lub „Czy to jest naprawdę dobre?” nabierają innego znaczenia, ponieważ faktycznie wyrażają wątpliwości dotyczące jakości produktu. Warto przygotować listę najczęściej występujących pytań i pomyśleć, co one tak naprawdę oznaczają.

Technika ta jest również niezwykle przydatna w związkach — zostało udokumentowane, iż 80% kobiet zadaje pytania, znając na nie odpowiedź.

Fragment pochodzi z najnowszej książki Mateusza Grzesiaka „Psychologia Sprzedaży”.

A czy Ty wiesz, jak DOBRZE odpowiadać na pytania?

rozwój osobisty i osiąganie celów

O dzieciach, ale jednak nie o dzieciach

29 kwietnia 2016

„Coś o dzieciach napisz” – tak powiedziała moja przyszła żona. „Tak dla kobiet, bo kobiety lubią czytać o dzieciach”. No ba, wiadomo, że kobiety. Ale co można napisać o dzieciach, gdy już chyba wszystko o nich zostało napisane?

No dobra, w 1899 roku Charles H. Duell też chciał zamknąć biuro patentowe w USA, bo „wszystko, co było do wynalezienia, zostało już wynalezione”.

Więc poniżej znajdziesz coś takiego, czego jeszcze nigdy nie czytałaś. Całkowita nowość i powiew świeżości jeśli chodzi o artykuły o dzieciach 🙂

Serio.

A mianowicie – jak nasze umiejętności wpływają na rozwój dziecka?

Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, ile musisz potrafić, żeby wychować mądre i szczęśliwe dziecko? Toż to przecież życia nie starczy, żeby się nauczyć wystarczająco dużo, by poradzić sobie z rosnącym mądralą.

Ja w rozmowie z dzieckiem wykorzystuję WSZYSTKO, czego do tej pory się nauczyłem z książek i ze szkoleń z rozwoju osobistego. Wszystko – cały arsenał.

Komunikacja? Bez wątpienia. To podstawa podstaw.

Negocjacje? Proszę bardzo – na każdym kroku.

Odporność na manipulację, tę oczywistą i tę subtelną – nieoceniona umiejętność (cały czas przegrywam, ale coraz rzadziej).

Umiejętność kotwiczenia stanów i przywoływania ich w odpowiednim momencie – niezastąpione w sytuacjach krytycznych.

Planowanie, dynamiczne zmiany planów, reguły, zasady, przeramowania, zmienianie punktu skupienia, asocjacja, dysocjacja, tłumaczenie osiemnaście razy tego samego innymi słowami i metoda zdartej płyty… Długo by wymieniać.

A na koniec jeszcze kontrola nad sobą, żeby nie wybuchnąć w trudnych chwilach.

Czasem czuję się, jak na poligonie lub jak saper na środku ogromnego pola minowego. Ale saper dobrze wyszkolony. Wyposażony w najlepsze narzędzia i aparaturę, która pozwala mu przetrwać.

Przetrwać – to dobre słowo. Bo przecież nie „wyjść zwycięsko z każdej potyczki”.

Wszystko po to, by pomóc młodemu człowiekowi wyjść na ludzi i by on potem mógł tego samego nauczyć swoje dzieci. Wprowadzać zasady i nie odpuszczać. Być coraz lepszym w zawodzie pod tytułem „rodzicielstwo”.

Gratuluję, jeśli tak jak ja jesteś rodzicem. To nie jest łatwy kawałek chleba…

rozwój osobisty i osiąganie celów

Szkoda czasu

15 kwietnia 2016

Szkoda mi czasu na jęczące marudy.
Szkoda mi czasu na przegranych, którzy zawsze w życiu mają pod górę i nic im się nie udaje.
Szkoda mi czasu na negatów, którzy zawsze znajdą problem na każde rozwiązanie.
Szkoda mi czasu na krytykantów, którzy sami nic nie robiąc, zabijają w innych inicjatywę.
Szkoda mi czasu na ludzi ściągających wszystkich w dół.
Szkoda mi czasu na „wiedzących lepiej”, którzy posiedli już całą wiedzę świata i nic do nich nie trafia.
Szkoda mi czasu na ludzi, którzy przehandlowali swoje marzenia w zamian za życie w kapciach przed telewizorem.
Szkoda mi czasu na darmozjadów, którym cokolwiek się od życia należy.

Odnajdujesz się w którejś z powyższych kategorii?  Odejdź proszę z mojego świata. Z naszego świata.

Nie czytaj dalej.

Nie czytaj naszego bloga. Przestań likować nasz fanpage na facebooku. Odsubskrybuj kanał na Youtube. Wypisz się z naszej listy mailingowej. Nie obserwuj nas na instagramie ani na twitterze.

No, nie czytaj! Nie rozumiesz? Nie chcemy Cię.

WYPAD!

Tu jest miejsce dla ludzi, którzy chcą się rozwijać.

Jeśli masz marzenia,
jeśli chcesz osiągać szczyty,
jeśli sam kreujesz swoje życie,
jeśli jesteś wojownikiem,
jeśli wiesz, jesteś w 110% przekonany, że ciężka, mądra praca poparta wiedzą ZAWSZE przynosi rezultaty,
jeśli rozwój osobisty to Twoja życiowa ścieżka, bo KAŻDEGO DNIA chcesz być lepszy od siebie z wczoraj,
jeśli masz swoje zasady i się ich trzymasz,
jeśli nie zgadzasz się na szaro-nijaki świat wokół Ciebie,

to witamy Cię w świecie bez ograniczeń. W świecie ogromnych możliwości.

Jednocześnie jesteśmy dumni, że możemy Ci służyć i dziękujemy, że jesteś z nami.

To jest nasz świat
To są Złote Myśli

Zapraszamy: www.zlotemysli.pl – pomagamy z sukcesem.

Marcin Kądziołka,
współzałożyciel i prezes Złotych Myśli.

PS Jeśli znasz inne osoby, którym może się spodobać to, co robimy – pokaż im ten wpis i zaproś je do nas.

relacje i związki, rozwój osobisty i osiąganie celów

Zdążyć z wdzięcznością

13 kwietnia 2016

BAM!

Głuchy, nieprzyjemny dźwięk dobiegł do jej uszu. Odgłos, który prawdopodobnie będzie ją prześladował do końca życia.

Wbiegł prosto pod koła. Kierowca nie miał szans.

Cały świat zamarł. A przynajmniej tak jej się wydawało. Ptak szybujący na tle pięknie świecącego słońca zdecydował się nagle zatrzymać. Kot przechadzający się chodnikiem lekko przechylił głowę i przyglądał się z ciekawością rozgrywającej się scenie.

Cudowny poranek – pachnący powoli budzącym się światem i zapowiadający radosny, wiosenny dzień pełen nadziei na przyszłość. Nie dla niej.

Zaczęła powoli odwracać głowę. Chciała jak najszybciej zobaczyć, co się stało, chociaż wiedziała. Przeczuwała najgorsze. Jednocześnie chciała i tak bardzo nie chciała zobaczyć, co się wydarzyło. Jakaś cząstka jej doskonale wiedziała, że to koniec.

Tak się mówi – „to koniec”. Czasem to nawet brzmi romantycznie. Nie tym razem. Tym razem to był naprawdę koniec.

Leżał na asfalcie. Daleko od auta, które go uderzyło. Zbyt daleko, by miał szanse. Jakiekolwiek.

To nie tak, że chciała mu wygarnąć te wszystkie rzeczy. Po prostu była na niego zła. Chwilowe uniesienie się w emocjach, które jest przecież normalne. Które się zdarza. Każdy ma przecież prawo się zdenerwować i czasem powiedzieć coś, czego tak naprawdę nie myśli.

Nie spodziewała się, że zareaguje tak emocjonalnie. Do tej pory tego nie robił. Wydawało jej się, że żadne jej słowa nie robią na nim jakiegokolwiek wrażenia.

Kochała go. Była mu wdzięczna za wszystko, co dla niej robił. Nie zdążyła mu tego wszystkiego powiedzieć.

Nie zdążyła.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Nie musisz zachorować, żeby żyć

8 kwietnia 2016

Choroba. Rak. Brzmi jak wyrok śmierci. I bardzo często niestety nim jest.

Jednak nie zawsze. Mówi się, że wszystko zależy od nastawienia. Być może tak, być może nie. Pewnie dużo zależy od indywidualnego przypadku.

Ja wierzę, że nastawienie w takim przypadku jest kluczowe. Nie jest wszystkim, ale jest kluczowe.

I dla tych osób, którym się udaje zwalczyć chorobę, którzy otwierają oczy kolejnego poranka i dowiadują się, że choroba się cofa, słońce wygląda już zupełnie inaczej. Muśnięcie wiatru, które delikatnie odczuwają na twarzy, zapach świeżo zmielonej kawy, dotknięcie ręki ukochanej osoby, wszystko nagle nabiera nowego znaczenia.

Te osoby dostają nową szansę. Nowe życie. Mają możliwość jeszcze coś zrobić, coś osiągnąć lub może zacząć cieszyć się życiem i doceniać każdą chwilę.

I wtedy powstaje pytanie – dlaczego czasem musi wydarzyć się coś tak niszczącego w naszym życiu, coś co musi nami wstrząsnąć, żebyśmy zaczęli żyć?

Czy dopiero mocne, negatywne wydarzenia potrafią wskazać nam właściwy punkt skupienia?

Czy naprawdę musimy czekać na chorobę, musimy doświadczyć ogromnego bólu, musimy jednym palcem dotknąć śmierci, by docenić życie?

Czy jako osoby inteligentne, potrafiące obserwować i wyciągać wnioski nie możemy przejść do życia pełnią życia BEZ wyniszczającej nasz organizm choroby?

Życie jest ulotne. Przez lata budowane szczęście może pęknąć jak bańka mydlana.

Wybierz mądrze. Wybierz szczęście. Żyj życiem przez duże Ż. Nie czekaj na chorobę.