Browsing Tag

droga

Droga do spełnienia

PODSUMOWANIE: THAT’s The Point, czyli o to chodzi

12 marca 2024

Pewność osiągnięcia celu wskazuje bezpośrednio na jego osiągnięcie.

Cel wskazuje drogę.

Podążając drogą, mamy szczęście… prędzej czy później.

Vargas rozmyślając, patrzył w dal. Na horyzoncie pojawiły się mewy zwiastujące ląd. „Jest!! To jest ląd naszego przeznaczenia!!”. Spojrzał na mapę, definiując długość i szerokość geograficzną. Zapisał te dane w dzienniku pokładowym, który miał akurat przy sobie. „Nareszcie — myślał, nie posiadając się z radości. — Tyle czasu zajęło nam, by dotrzeć na wyspę Samorealizacji. Ale w końcu jest: La Bella!”.

Vargas patrzył przed siebie na zbliżający się coraz szybciej ląd. Kontury wyspy przeszły w pejzaże i oczom kapitana ukazały się przepiękne egzotyczne drzewa, cudowny złoty piasek, lazurowa toń morskiego brzegu. Kolorowe ptaki wesoło tańczyły na szczytach różnobarwnych roślin.

W lewym oku Vargasa zakręciła się łza, która po chwili spłynęła mu po policzku. Płakał ze szczęścia. „A jednak to nie był mit. La Bella istnieje naprawdę. Ileż to lat szukałem właśnie jej! Ile razy głupi ludzie mówili, że gonię za mirażem, za utopią, za tym, co nie istnieje. Moja La Bella!!”. Ostatnie zdanie zabrzmiało jak słowa zakochanego człowieka do obiektu swego oblubienia (lub może raczej: do swojej oblubienicy).

W tym natłoku emocji w głowie Vargasa pojawiła się niepokojąca myśl: „Gdzie jest załoga?”. Rozejrzał się. Na pokładzie nie było żadnego marynarza. „Co jest grane? Gdzie oni są?! Gdzie wszyscy moi przyjaciele, -ele, -ele…?”.

— Kapitanie! Kapitanie!!!

Vargas otworzył oczy.

— Prosił pan, by zbudzić pana na wieczorną wachtę — oznajmił bosman Jack i wyszedł z kajuty.

Leżąc na łóżku, Vargas pomyślał: „Więc to był tylko sen. A już myślałem, że dotarliśmy na miejsce. Ale przecież ten sen był taki realny. Nie może być inaczej. La Bella istnieje naprawdę!!! Zaraz, zaraz, w moim śnie zapisałem do dziennika pokładowego dokładne współrzędne tej wyspy…”.

No i jak to często bywa w takich chwilach, tylko częściowo udało się odtworzyć koordynaty wyspy Samorealizacji. Ale to nie zniechęciło kapitana, wręcz przeciwnie. Wyszedł na pokład, przeciągnął się i zapytany przez pełniącego swe obowiązki marynarza: „Kapitanie, co będzie jutro? Gdzie jutro płyniemy?”, spokojnie i z pewnością w głosie odpowiedział:

— Do celu. Jutro płyniemy do celu.


Świat potrzebuje bohaterów. Nie dlatego, że światu czegoś brakuje, ale dlatego, że stając się bohaterem, człowiek, kobieta, mężczyzna, dziecko, stary, prosty czy garbaty, daje świadectwo tego, że jest w nas nieograniczony potencjał – potencjał, byśmy byli kim chcemy, potencjał do tego, byśmy robili to, co chcemy, potencjał do tego, byśmy realizowali się tam, gdzie tylko zapragniemy. Droga każdego człowieka może być drogą po cierniach, po tłuczonym szkle. Może być także poezją, symfonią, może być drogą spełnienia. Najczęściej, nawet u wybitnych jednostek, jest to kolaż, mix wszystkiego tego, czym jesteśmy i do czego dążymy. Żeby wejść na własny szczyt swoich własnych osiągnięć, żeby dotrzeć na wyspę naszego przeznaczenia, najpierw trzeba sobie zdać sprawę, że taki szczyt czy wyspa istnieje. Później trzeba podjąć decyzję, że się tam dotrze, a na koniec trzeba już tylko zrobić to, co się zaplanowało.

Celowo użyłem wcześniej słowa „wybitna jednostka”. Myślimy o Jezusie, o Gandhi, czy o innym wyzwolicielu, czy zbawcy jako o kimś szczególnym. Myślimy o jego ogromnym potencjale i zestawiamy go z naszym potencjałem człowieka z blokowiska, który zakupy robi w Konsumie, czy innym sklepie Społem i myślimy – gdzie mi tam do nich. Nawet się nad tym nie zastanawiamy, bo mamy w głowie tak głęboko wryte absurdy, że jesteśmy słabi, bez siły, zdani na okoliczności i jak nas wyleją z roboty, to trzeba iść do urzędu pracy, żeby dostać zasiłek. Jak mamy myśleć o Wyspach Szczęścia, skoro wokół szaleje wirus, czy inny pasożyt? Jak mamy myśleć o radości, skoro kiedy kichniemy w tramwaju zza bardzo ściśle nałożonej na kaganiec twarzy maski, patrzą na nas oczy pełne lęku, strachu i agresji? O jakich wyspach szczęścia mamy sobie imaginować podczas kiedy siedzimy na stołku przychodni onkologicznej, myśląc jedynie o dacie, kiedy nas pochowają na Powązkach?

Świat stanął na rozdrożu i nie ma co do tego dwóch zdań. I właśnie dlatego potrzebujemy bohaterów: ludzi z ambicją i pasją do tego, by pozwolić sobie na „szczęśliwe życie”. Życie bez strachu, bez napięcia, życie z uśmiechem. To jest kwestia wyboru, na co się decydujemy. Kiedy z telewizorów płynie stek bzdur i kłamstw, mamy prawo go wyrzucić na śmietnik. Kiedy straszą nas pandemią, mamy prawo myśleć zdrowo i rozsądnie, mamy prawo wierzyć w swój system odpornościowy, który właściwie pielęgnowany poradzi sobie nie tylko z pasożytami umysłu. Kiedy widzimy ilość chemii w pożywieniu, mamy prawo mieć własny ogródek, w którym wyhodujemy kartofle. Kiedy nas straszą wojną, śmiercią czy czymkolwiek, mamy prawo powiedzieć: „To nie mój świat”. Moc jest w nas, i to nie są puste słowa. Nie doświadczysz nigdy niczego, jeśli nie będziesz sobie w stanie tego wyobrazić. Nie doświadczysz tego, co zanegujesz, zastępując smutne wizje swoją wersją zdarzeń, bowiem moc podąża za uwagą, a świat, w którym żyjemy, budujemy WŁASNYMI MYŚLAMI – WŁASNYM UMYSŁEM.

Nasze Wyspy Szczęścia są w nas, trzeba tylko być bohaterem, by pozwolić sobie na przełamanie stereotypu. Trzeba wyjść poza stado i przestać jak baran na zad innego barana. Trzeba podnieść głowę i poszybować w górę jak orzeł, wytyczyć swój własny szlak, zebrać swoją załogę i ruszyć tam, gdzie ma się ochotę, z podobnie myślącymi ludźmi. To wszystko jest tu i na wyciągnięcie ręki. Trzeba jednocześnie pamiętać, że nic się samo z siebie nie zadzieje. Potrzebne jest nasze przyzwolenie i decyzja, a jak już się ruszy, determinacja. Każdy sam określa, gdzie i jak płynie. Determinizm, darwinizm czy inni „izm” są jak opium dla naszych umysłów, ciał, a co za tym idzie, dla naszego życia. I poszło to trochę za daleko, dlatego też właśnie dziś Świat potrzebuje bohaterów.

Żeby życie było ekscytujące, trzeba wiedzieć, po co się żyje, dokąd się zmierza i co się ma osiągnąć. Vargas szuka swojej Wyspy, bo wie, że istnieje, wie, że może tam dotrzeć i wcale nie przejmuje się tym, że to był tylko sen, że tam dotarł, BO WIE, że cel jest drogą, a droga jest celem. I tak samo jest w naszym życiu. Jeśli pragniemy spełnienia, to uczmy się za wszelką cenę traktować małe rzeczy, małe sprawy, docieranie do każdego małego z pozoru celu jako dar, jako błogosławieństwo i jako naszą misję. Inaczej całe życie będzie jedną wielką frustracją i zastanawianiem się, dlaczego jeszcze nie dotarliśmy tam, gdzie mieliśmy dotrzeć. A prawda stara jak świat i oczywista, tak jak oczywista oczywistość, jest taka, że dotarcie do celu, dotarcie na sam szczyt da satysfakcję tylko na krótką chwilę. Nie zasiądziesz na tronie i nie będziesz potrafił napawać się tą chwilą w nieskończoność. Zrobisz imprezę, dwie, czy nawet trzysta, ale przy trzysta pierwszej znudzisz się i zaczniesz kombinować, o co w tym chodzi, tylko po to, by dojść do punktu, w którym wytyczysz nowy cel i zaczniesz kolejną podróż. Czy to się kiedyś kończy? Hmm, pomyślmy…

Droga do spełnienia

13. Celuj w gwiazdy

29 lutego 2024

— I raz, ciągnij linę, ciągnij linę!!! — To już przechodziło w rutynę, że kiedykolwiek zajrzało się na pokład galeonu El Dragon, ktoś wrzeszczał. Tym razem był to Koral, który będąc najgłośniejszym kibicem, a jednocześnie bratem marynarza Uwego, tak motywował go do wygranej.

Awans na statku to przywilej okupiony ciężką pracą. W tym właśnie dniu miało się okazać, który z marynarzy dostanie „o jedną belkę więcej na swoje pagony”. Było trzech kandydatów: Uwe, Sam i Bose i tylko jedno miejsce do obsadzenia. Miejsce nadzorcy takielunku — wszystkich ruchomych części galeonu powyżej pokładu.

Konkurencja z liną dobiegła końca. Uwe siedział ze spuszczoną głową. Do końca zawodów zostały trzy konkurencje. On był ostatni. Przeciąganie liny przerżnął z kretesem. Siedział na pokładzie i prawie płakał.

— Możesz wygrać! — Usłyszał nad sobą głos Korala.

— Co ty pierdzielisz, braciszku? Jak mogę wygrać? Sam jest najszybszy, Bose najsilniejszy, a ja cóż… Nadaję się chyba tylko do tego, by flądrom spod ogona wymiatać.

Koral się nie poddawał.

— Wyobraź sobie, że już masz tę funkcję. Nie patrz na to, co widzisz, tylko na to, co chcesz zobaczyć. Możesz wygrać, masz jeszcze trzy podejścia, nikt nie jest mądrzejszy niż ty.

— Całe życie będę majtkiem — dalej lamentował Uwe.

— Nieprawda, możesz być kapitanem. I będziesz, zobaczysz. Tylko przestań się mazać i bierz się do roboty. Celuj w gwiazdy!

— Że co? W jakie gwiazdy? — zapytał, podnosząc głowę, Uwe.

— Jeśli celujesz w gwiazdy, to w najgorszym razie wylądujesz na księżycu lub w przestrzeni kosmicznej. Jeśli celujesz w szczyt masztu galeonu, to nie dolecisz nawet do chmur, bo nie potrafiłeś sobie tego wyobrazić.

Uwe podniósł głowę i stanął prosto. Nie do końca rozumiał, co się działo, ale uwierzył bratu. Coś w nim po tych słowach się zmieniło, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyobraził sobie, jak celuje w gwiazdy.

Kolejne trzy konkurencje wyłoniły zwycięzcę. Kiedy Uwe odbierał od Vargasa gratulacje wraz z tytułem nadzorcy takielunku, kapitan zapytał:

— Jak ci się udało? Jak tego dokonałeś? Byłeś ostatni, a jednak wygrałeś.

Uwe uśmiechnął się i spojrzał na stojącego na czele tłumu marynarzy Korala.

— Celowałem w gwiazdy, kapitanie! Celowałem w gwiazdy!


„Energia idzie za uwagą”, dlatego można się spodziewać, że ta energia spowoduje, że zbyt poważne, czasem nawet z pozoru nierealne rzeczy, mogłyby przydarzyć się określonym ludziom. No bo jak wytłumaczyć np. to, że tacy, a nie inni ludzie po roku 1990 w Polsce obejmowali kolejno fotele Prezydenta czy Premiera? Aż do dnia dzisiejszego stanowiska od Prezydenta po Premiera w kolejnych RP są obejmowane niejako dlatego, że niemożliwe, nierealne, będące za pan brat z aberracją rzeczywistości rzeczy dzieją się. Ci panowie piastujący te urzędy musieli uwierzyć najpierw, że mogą. Zobacz, jaką potęgą jest siła Wiary!
Tendencja do tego, by coś się wydarzało, wydaje się mieć taką trajektorię, że trudniej jest osiągnąć coś, czego nie obejmujemy w swoim umyśle jako potencjalną możliwość do tego, by się zrealizowała. Można powiedzieć: „Ok., a Nikodem Dyzma?” Nikoś tylko to potwierdza.


Weźmy dwóch gości, którzy od małego pielęgnowali w głowie odpowiednio – Baltazar, by być Prezesem, Franc – by być ochroniarzem. Nie ma nic złego w jakimkolwiek celu, jeśli nie krzywdzi innych ludzi, innych istot, bo Baltazar zrealizuje się jako miliarder, a Franc jako ktoś, kto pomaga ludziom w tym, by czuli się bezpieczni. Chodzi o meritum. Po trzydziestu latach Baltazar ściska dłoń swojego szefa ochrony – Franca i pamiątkowe zdjęcie tej chwili zdobi kominki tych panów w ich domach. Czemu jest tak, że po latach ludzie lądują tam, gdzie myślą, że wylądują? Co jest tego powodem? Przypadek? No weź, proszę Cię! Przypadkiem mogę sobie zbić dużego palca u stopy, jak zapodam nieuważnie w kant sofy…choć z grubsza trzeba by było tu przywołać przyczynę, a nie „przypadek”.

Co płynie zatem z tych rozważań, i zaznaczę, że nie tylko teoretycznych? Analizując historycznie różnych ludzi, barbarzyńców, zbawców, złoczyńców, kaznodziei i złodziei, napotykamy na każdym kroku na schemat: twoje myślenie prowadzi twoją grę życia i rysuje scenariusz tego, co się w tym życiu wydarza.


Mamy w sobie ogromne potencjały energii i ogromne możliwości. Demagodzy traktujący nas jak stado baranów narzucili nam pewne wzorce społeczno-środowiskowe, mieszając je z historyczną gównoprawdą, czym, kim jesteśmy, po co i dlaczego. Narzucono nam kajdany przekonań i brzemię, jakie dźwigamy od dawna. Tym brzemieniem jest niewiara we własne możliwości. Brak wiary we własne siły, we własną moc, we własną drogę, która nam się należy jak świeży śnieg dziecku do lepienia bałwana, jest defektem i skazą na powłoce zawierającej programy naszych możliwości. Pierwotne programy naszych możliwości.
„Wyżej płota nie podskoczysz, miarkuj swoje zamiary, dostosuj się do rzeczywistości.” Jakiej rzeczywistości? Skoro jedyna rzeczywistość, jaka istnieje, to ta, którą postrzegasz? To do czego masz się dostosowywać? No do norm moralno-etycznych – zgoda, jakiś kodeks dobrze by było mieć, bo inaczej łby moglibyśmy sobie z szyj powyrywać. Natomiast w kwestiach możliwości i osiągnięć – to dawaj na gaz, ile możesz. No pewnie, że nie wszystko może Ci się udać zrealizować, ale mierząc w gwiazdy, nie chodzi o to, by wszystko ogarnąć, tylko o to, by zrozumieć, gdzie tak naprawdę jest Twoja moc. Albo zrozumieć, co jest źródłem niemocy.

Można byłoby sypnąć cytatami niby wielkich ludzi odnośnie celowania w gwiazdy, ale to nie musi być konieczne, żeby każdy zrozumiał, że jeśli dziś dajesz susa na długość 92 centymetrów, to za sto dni możesz skoczyć dwa razy tyle, jeśli nad tym popracujesz, jeśli to stanie się Twoją pasją. A co ma skok w dal w układzie celowania w gwiazdy? Ma i to sporo, dlatego że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ludzie mają różne fobie i kompleksy. Jedni uważają za szczyt swych możliwości by wyrazić inny wdzięczność, a drudzy nie mogą się doczekać, kiedy polecą na Księżyc. No, z tym lataniem na Księżyc to drobna dygresja – powodzenia – i wcale nie dlatego, że Księżyc to nie skała. Więc jeśli powiem, że „Celuj w gwiazdy” to metafora, to co poniektórzy mogą się poczuć jakbym drwił, ale w tym kontekście to ma sens.


Uśredniając, może to wyglądać tak, że masz większe szanse na kierownika, jeśli celujesz w fotel dyrektora, masz większe szanse na dyrektora, jeśli celujesz na prezesa, i masz większe szanse na prezesa, jeśli celujesz w żonę prezesa! Taki żarcik. Nadążamy przecież. I cały czas chodzi tu nie o pewność, ale o to, by zwiększyć szanse na „potencjalne możliwości”.
Tak z innej beczki, pomyślmy, czy większe szanse na to, że ktoś stanie się aktorem, jest to, że najpierw pójdzie do szkoły aktorskiej, czy nie? Tak statystycznie.

No więc, jeśli chcesz być wielki, celuj tam, gdzie siedzą Wielcy. Jeśli nie wierzysz w swoje możliwości, to trudniej będzie ci osiągnąć szczyty możliwości. Wybieraj, czy celujesz w stodołę sąsiada, czy w Gwiazdę Polarną?! Wybór zawsze należy do ciebie. Nie wybór, kim się staniesz, ale czego chcesz. Choć jeśli wystarczająco silnie będziesz się starał, osiągniesz to, jeśli celując w Gwiazdy, będziesz pamiętał, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Droga do spełnienia

8. Nie poddawaj się

22 lutego 2024

— Wojna!! Wojna!! — krzyczeli, podnosząc ręce do góry, marynarze. — Wojna!!!

Tak wilki morskie z galeonu El Dragon określały zdarzenie w rodzaju: ulubiona rozrywka marynarzy, czyli MMA. Ulubiona, bo to MMA, a rozrywka, bo miała miejsce zawsze wtedy, kiedy znalazło się przynajmniej dwóch takich, którzy mieli różne zdania na ten sam temat, i nie było innej możliwości, jak tylko ustalić ręcznie, który z nich ma rację.

Tego dnia naprzeciw siebie stanęli Gorilla i Lolek. Na „tablicy sporów” zapisano, co następuje: „Gorilla twierdzi, że Konstancja to panna najzacniejsza, posiadająca powabów po szyję, a Lolek uważa, że niekoniecznie, bo tak nie może być, skoro większość tych powabów Lolek już zna”. No i takie „męskie sprawy” zainicjowały „męskie granie” z cyklu: ten ma rację, kto komu po ryju nakładzie bardziej.

Ruszyli na siebie z impetem. Po kilku kuksańcach Lolek wskoczył na plecy Gorilli i zaczął okładać swego oponenta gradem argumentów ze zbioru pięści zaciśniętej. Pojedynek trwał i o ile można było przewidzieć, że w końcu któryś z oponentów przestanie mieć argumenty czysto fizyczne, by dowieść swej racji, o tyle w kwestii werdyktu nie było to już takie oczywiste, albowiem stare prawo wilków morskich głosiło, że ten przegrać może, który wypowie: „poddaję się”. Praktycznie oznaczało to, że dany jegomość mógł leżeć nieprzytomny w kałuży krwi, ale nie przegrał, bo nie wymówił owych dwóch magicznych słów, świadczących o tym, że uznał wyższość przeciwnika.

Pojedynek trwał jeszcze dwieście minut i warto dodać, że na tej podstawie powstał później scenariusz filmu o Rockym Balboi. Kolokwialnie rzecz ujmując, Lolek wpierdolił Gorilli, ale ten nie wypowiedział magicznych słów „poddaję się”.

Po trzytygodniowej rekonwalescencji, kiedy Gorilla siedział na łóżku w izolatce, wszedł żwawo Lolek i z impetem zaatakował:

— To jak, poddajesz się, leszczu?

— Nie poddaję się, flądro! — Gorilla patrzył twardo spode obitego i posiniaczonego jeszcze łba.

— No to powtórka z rozrywki — wrzasnął Lolek i znów można było usłyszeć na pokładzie galeonu słowa, które marynarze tak uwielbiali: — Wojna!! Wojna!!

I tak historia wydarzyła się trzykrotnie. Trzy raz Lolek rozwalał po wielu minutach napierdalanki Gorillę. Za trzecim razem, kiedy Lolek wszedł do izolatki i usłyszał od Gorilli, że ten się nie poddaje, usiadł na łóżku rekonwalescenta i zawyrokował:

— No, bracie, jesteś niezły twardziel. Nie poddajesz się. Jesteś twardy, choć dostajesz ode mnie łomot jak się patrzy. Zasługujesz na to. To ja się poddaję, bo ja już po pierwszym razie w przypadku takiego łomotu uległbym przeciwnikowi. A ty możesz sobie wygrawerować gdzie tylko chcesz hasło morskiego twardziela: „Nie poddaję się. Nigdy”.


„Kiedy życie jest twarde – Twardziele idą naprzód”. Można by rzec, że ten cytat wyczerpuje temat tego, że jeśli chcesz coś osiągnąć, a na Twojej drodze stają przeszkody, to trzeba trwać niezłomnie do momentu, aż przeszkody znikną. Teoretycznie to proste, ale to nie teoria buduje się rzeczywistość, tylko idącą za nią praktykę. A w praktyce, jak wiemy, bywa różnie.
Poza tym jest tu jeszcze kilka niuansów. Jednym z nich jest używanie inteligencji, wyczucia, intuicji w tym celu, żeby zdefiniować – wiedzieć – czy „nasza drabina jest oparta o właściwą ścianę”. Zdarza się bowiem, i to wcale nie tak rzadko, że to, co zamierzamy osiągnąć, wcale nie jest tego warte lub to zwyczajna fanaberia naszego umysłu, który ma tendencję do tego, by skakać po naszych zachciankach jak małpa po drzewie. Wypruwamy sobie flaki, dążąc do czegoś i nie poddajemy się, czołgamy się po tłuczonym szkle tylko po to, by na końcu tej drogi, kiedy już osiągniemy obiekt naszego pożądania, stwierdzić: „What the fuck!”. Nie ma radości, nie ma spełnienia i widzimy, patrząc wstecz, że to, co zamierzaliśmy osiągnąć, wcale nie było warte tych trudnych chwil, które wybrukowały naszą drogę do celu. Ale to może być wątek na inną okoliczność.

A zatem, jeśli wiemy, że to, co chcemy osiągnąć, to naprawdę cel wart zachodu i jego osiągnięcie będzie dla nas zwieńczeniem godnym i zacnym, wtedy właśnie warto spiąć pośladki – tekstem i nie tylko tekstem – żeby się nigdy nie poddawać. Nieważne zamiecie i burze śnieżne, nieważny żar z nieba czy stado rozpędzonych hipokrytów stwierdzających, że i tak nam się nie uda. Idziemy naprzód, choćby nie wiadomo co.

No i kolejna dygresja. Mało jest takich celów, które wymagają od nas aż takiego poświęcenia, jakie rzekomo włożył Eryk Lubos lejąc w konfrontacji Khalidowa w „Underdogu”. Czemu tak uważam? Po pierwsze, dlatego że mam przekonanie, że jeśli droga, którą idziemy, jest zawalona gruzem, to może być nie ta droga, którą powinniśmy iść. Po drugie, nawet jeśli mamy przed sobą ogromne przeszkody, to wyżej wywołana inteligencja może nam wskazać drogę okrężną, która nie będzie od nas wymagała aż takiego wysiłku. Mało tego, są przecież takie koncepcje, że jeśli coś nie idzie nam łatwo i z przyjemnością, to znaczy, że błądzimy. Problem z koncepcjami i teoriami jest taki, że czasem pasują jak ulał do naszej układanki, a czasami pasują jak pięść do oka (nie licząc „Underdoga”). Mówiąc krótko, trzeba wiedzieć, kiedy nacisnąć na gaz, kiedy zacisnąć zęby, kiedy bastować, a kiedy wziąć zabawki i iść do innej piaskownicy. Wydaje mi się, że najczęściej jest tak, że nasza droga, obojętnie do jakiegokolwiek celu, to mix tych sytuacji – zachowań.

Kolejną kwestią jest czas. Jeśli na naszej drodze pojawiają się kłopoty, przeszkody, czy niedogodności i zaciskamy zęby „walcząc z rzeczywistością”, to dobrze jest wiedzieć, do jakiego momentu spinać się, czy z innej strony można powiedzieć, powyżej jakiego odcinka czasu spinanie się jest waleniem głową w mur, którego i tak nie przebijemy. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym, albo pokonanym – ale przynajmniej można żyć. Abstrahując od Underdoga, czy Rocky’ego Balboa, wielu ludzi pokaleczyło się do śmierci, tylko dlatego, że nie potrafili znaleźć balansu i granicy, kiedy przestać walczyć. To nie jest żadne bohaterstwo, tylko głupota, brak wyobraźni i „zapieczętowanie się w swoim ego”, jeśli tracimy zdrowie czy życie w imię naszych wyimaginowanych szczytów, które przynoszą cierpienie zarówno nam, jak i ludziom wokół nas. Często daje się słyszeć głupoty z cyklu „robię to dla Ciebie”, „robię to dla rodziny”, „robię to dla nich”. Gównoprawda połączona z egoizmem jest tak wryta w głowy niektórych „twardzieli”, że nie sposób jej z tych głów wykorzenić.

Następna kwestia to okoliczności. Startujemy od zera i zaczynamy nasz bieg do celu. Mija rok czy dwa i wszystko się zmienia. Zmieniają się okoliczności, pory roku, zmienia się nawet stosunek Głównego Inspektora Sanitarnego do tematu noszenia uzdrawiających maseczek. Pytanie, które warto sobie zadać po jakimś czasie, brzmi: „czy to, do czego dążę, jest wciąż tego warte?” i pytanie kolejne, „czy to, do czego dążę, jest warte aż takiego zaangażowania i podejścia z cyklu – Niezłomny ja?”.
Jeśli odpowiedź na oba pytania jest twierdząca – no to nie pozostaje nam nic innego, jak ocierać pot z czoła, zakładać po raz kolejny rękawice, no i wychodzić po raz kolejny na ring, dopóki nie pokonamy zgagi, jaką jest przeszkoda na drodze do naszego upragnionego celu.


Na koniec przytaczając jakże elektryzujący cytat Winstona Churchilla, który zapytany o przyczynę tego, że historia określiła go mianem człowieka sukcesu, rzucił hasło: „Nigdy się nie poddawaj, nigdy, nigdy i jeszcze raz nigdy”, wskażę na rzecz następującą. Churchill był politykiem kutym i bitym na cztery nogi. Wycofywał się wiele razy, pozorując i siejąc niepewność w szykach przeciwników, po to, by osiągać cele długofalowe. Konkludując, powiem tak, że wycofanie się w odpowiednim momencie jest taką samą umiejętnością i może być tak samo skuteczne (a czasem bardziej) niż atak.



Droga do spełnienia

10. Nie ma rzeczy niemożliwych

6 lutego 2024

— Idzie sztooorm! — wrzasnął młodszy majtek Peter.

— Idzie sztorm, zwijać żagle, ale migiem! — zawtórował mu, rycząc głośnym basem, bosman Jack.

Załoga uwijała się jak w ukropie. Trzydziestu trzech ludzi działało niczym dobrze naoliwiona maszyna. Każdy wiedział, co ma robić. Ten do want, tamten pod pokład, ten na rufę zwijać liny. Jak mrówki w mrowisku. I tylko jeden człowiek — Vargas — niewzruszenie stał przy sterze. Zawsze brał w swoje ręce ster, kiedy sytuacja była krytyczna. Zawsze.

Po piętnastu minutach rozpętało się piekło. Kilkumetrowe fale zalewały pokład, pioruny biły jak oszalałe, wiatr ścigał się chyba już tylko z samym sobą.

— Trzymaj te beczki!!!! — darł się marynarz Leon, kiedy kolejna fala zmiatała z pokładu pojemniki z tranem.

— Nie dam rady, ledwo sam się trzymam!!! — krzyknął Peter, dzierżący krótką linę, do której przywiązany był ładunek. Zsuwające się po pokładzie beczki szarpnęły liną i ręką Petera tak, że na jego twarzy pojawił się grymas bólu nie z tej ziemi, nie z tego oceanu. Ręka trzymająca linę zsiniała. Lina zacisnęła się wokół dłoni bardzo mocno i majtek nie był w stanie nic zrobić, tylko wył z bólu. Kolejna uderzająca fala szarpnęła tak mocno, że stawy nie wytrzymały i rękę zwyczajnie rozerwało.

Przeszywający niebo skowyt bólu Petera przebił huk błyskawic. Druga trzymająca balustradę ręka puściła i chłopak zsunął się po przechylonym pokładzie. Przekoziołkował na drugą stronę galeonu, uderzył o wewnętrzną burtę i wyleciał jak z procy do oceanu.

— Jezus Maria… — wyszeptał obserwujący tę sytuację Leon. — Już po chłopaku…

Po chwili, kiedy sztorm odpuścił, cała załoga rzuciła się na ratunek rozbitkowi. Jakiś czas Petera nie było widać, aż wreszcie niezdarnie wyciągnięta ręka bez palców wynurzyła się spod wody.

— Tam jest, tam jest, rzućcie mu koło!

Kiedy Peter był już na pokładzie, Leon z niedowierzaniem wciąż kręcący głową nie mógł wyjść z szoku.

— To niemożliwe, to niemożliwe… — mamrotał.

Vargas usłyszał te słowa, podszedł do Leona i patrząc mu w oczy, rzekł spokojnie:

— Nie ma rzeczy niemożliwych. Pamiętaj: nie ma rzeczy niemożliwych.


Bądź realistą! Za kogo ty się masz? Zejdź na ziemię! Nie jesteś wszechmogący! Jak często słyszałeś te lub temu podobne brednie, żyjąc na tym świecie? Super mantry dla tych, którzy mają zostać w wiaderku pełnym krabów. Znasz ten motyw? Krab nie wydostanie się z wiaderka pełnego innych krabów, bo inne kraby będę ściągać go w dół przy każdej próbie wydostania się z niego. I w ten sam sposób inni o wiele lepiej wiedzą od Ciebie, co możesz, na co Cię stać, kim masz być, co robić, czego nie robić. Inni ludzie – Mistrzowie wiedzy o Tobie, twoim wnętrzu i Twoich możliwościach. Mój Boże!

Granicą w osiągnięciu czegokolwiek nie są nasze pozorne możliwości, nasze wykształcenie, stopień naukowy, czy jego brak, ale wyobraźnia. Świat nie jest materialny, jest zbiorem atomów w ciągłym ruchu, a na subtelnym poziomie jest „snem”, jest „umysłem”. No i dodatkowo iluzją, ale to temat na inną okoliczność.

Bardzo często słyszy się jak inni ludzie (lub my sami) mówimy takie stwierdzenia: „Nie potrafię. Nie dam rady. Już nie mogę”. Wypowiadając takie stwierdzenia sami pogrążamy się w niemocy i stoimy jak strażnicy z pałką gotową do przylania sobie samemu, jeśli tylko, nie daj Boże, okazałoby się, że coś tam, co definiowaliśmy jako niemożliwe, czy nierealne, jest w zasięgu naszych możliwości.

Na stwierdzenie takie jak „Wszystko jest możliwe” lub „nie ma rzeczy niemożliwych”, ludzie uśmiechają się pod nosem, definiując jednocześnie autora takich wypowiedzi jak… No wiecie sami. Fantasta, wariat, marzyciel czy jakiś inny utopista.

Niemożliwe było, żeby ludzie latali maszynami w powietrzu. Wiele autorytetów ze świata nauki swego czasu zaprzeczało temu, że tak może się stać. Niemożliwe było przebiegnięcie dystansu 100 m w czasie poniżej 9,70. A jednak, niemożliwe było, że w XXI wieku ludzie pod wpływem propagandy zostali „unieruchomieni” w domach w skali globalnej. Bąk lata, choć powierzchnia jego skrzydełek wg naukowców jest zbyt mała do jego wagi, żeby latał. Ale bąk o tym nie wie i lata. Całe listy absurdów w kontekście tego, co niemożliwe, są jedynie wyznacznikiem tego, że to, co kiedyś było niemożliwe, dziś jest osiągalne. Tylko dlatego, że ktoś zawetował obowiązujące status quo.

Skoro jesteś z małej mieściny, z jakiegoś Pierdziszewa pod Nieistnicą, nie masz wykształcenia, to nie możesz odnieść sukcesów w branży prawniczej, budowlanej czy jakiejkolwiek, prawda? Gównoprawda. Historia zna całe rzesze nieuków jak Tyson, tumanów lat szkolnych jak Einstein, ludzi wychowanych w skrajnej nędzy, którzy stawali się miliarderami, itd.

„Nie jesteś w stanie nawet, jakbyś bardzo chciał, sprawić, żeby ten pociąg ruszył”. Prawda czy fałsz? Nie jesteś w stanie lewitować, nie jesteś w stanie wyginać łyżeczek do herbaty siłą woli, nie jesteś w stanie… być szczęśliwy. Nie jestem? No chyba Ty nie jesteś!

Odnosząc się do bardziej „przyziemnych” wątków, tego na co nas stać warto oprzeć się na tym, że jeśli jakiś człowiek osiągnął coś, drugi człowiek też jest w stanie to zrobić. I nawet jeśli nie jesteśmy na tyle „gorliwi”, by bezkrytycznie zaakceptować fakt, że człowiek może chodzić po wodzie czy wskrzeszać z martwych innych ludzi, to możemy przecież odnieść się do tego, co przyjdzie nam o niebo łatwiej. Samolot z trzystoma członkami na pokładzie rozbija się, a katastrofę przeżywają cztery osoby. Cud! Niemożliwe! A jednak. Ktoś tam dryfował po oceanie milion lat i w końcu odnalazła go szalupa z Madagaskaru. Przeżył. Niemożliwe, mówimy. A skoro się stało, to jednak możliwe. Operacyjnie podchodząc do sprawy, to niemoty stają się geniuszami, nieuki sławnymi naukowcami, matoły omnibusami, nędzarze milionerami i miliarderami, głuchoniemi odzyskują słuch, chromi wstają z kolan, zaszczepieni żyją! Nie ma rzeczy niemożliwych. Jest jednak coś, co powoduje, że pewne rzeczy są możliwe, a pewne nie.

Najczęściej to, co czyni rzeczy niemożliwymi dla nas, to nasze przekonanie o tym, co możliwe jest, a co nie. Jeśli mamy głęboko zaszczepiony ten błogosławiony „zdrowy rozsądek” i to „że lepiej się nie wychylać”, no to siedzimy w domach jak króliki w swoich norkach i wytykamy z nich nosek tylko wtedy, kiedy trzeba iść do sklepu i kupić ser. Kupujemy ser i w te pędy gonimy dalej do swoich norek, żeby tak go zeżreć i dalej czekać na moment, kiedy nam ktoś pozwoli iść do sklepu ponownie. Więcej godności!

Poza tym warto jeszcze dodać, że to co dla jednych jest cudem, dla innych jest chlebem powszednim. Czym się różnią? Czy są z różnych planet? Są z różnych planet wyobrażenia o tym, co jest możliwe, a co nie. I tym się różnią.

Droga do spełnienia

WSTĘP: What’s The Point? Lub: o co tu chodzi?

1 lutego 2024

Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Droga jest celem.

Szczęście trzeba umieć sobie zorganizować.

Takie sentencje i wiele innych przychodziły barwnymi myślokształtami do głowy kapitana Vargasa, który stojąc przy sterach galeonu o nieziemskiej nazwie El Dragon, przyglądał się załodze kończącej załadunek. Trzy lata przygotowań do tej wyprawy pozwoliły mu zrozumieć, czego tak naprawdę szuka i gdzie chce dotrzeć ze swoją załogą. Całość strategii, jaką przyjął, zburzyły mu jednak słowa, które słyszał kilka dni temu: „Nie jest ważne, co w życiu robisz, ale jak”. Odkąd jako młody chłopak usłyszał kiedyś od starego wilka morskiego, że w życiu trzeba mieć cel i dążyć do jego spełnienia, nie tracił ani chwili, by dotrzeć do szczytów własnych osiągnięć.

Ta podróż miała być zwieńczeniem tego, co do tej pory uczynił. Azymut był ustawiony dosyć jasno: La Bella — wyspa Samorealizacji. Jak wiedział z opowieści, nie była to łatwa podróż i oczywisty kierunek, ale Vargas poświęcił się tak bardzo, że przez trzy lata zbudował plan przewidujący niemal wszystko i zebrał załogę, która gotowa była podążyć za nim nawet do bram piekieł, jeśliby tego sobie zażyczył. I wszystko było przygotowane doskonale. Tylko te słowa, które zamąciły mu w głowie, nie dając spokoju: „Nie jest ważne, co w życiu robisz, ale jak”. Wiedział, że rozwiązanie tej zagadki przyjdzie samo, nie wiedział tylko jeszcze, kiedy i w jaki sposób.

— Kapitanie, jesteśmy gotowi. Możemy wypływać — zameldował, podchodząc do Vargasa, stary bosman Jack.

— Dziękuję, Jack — odparł Vargas. — Podnosimy kotwicę. Wszyscy wiedzą, co mają robić?

Wiedział, że nie musi o to pytać, bo znał swoją załogę jak własną kieszeń, albo przynajmniej tak mu się wydawało.

— Wszyscy — odparł Jack, który nie posługiwał się gwarą okrętową. Zawsze mówił dziwnie jak na marynarza. Vargas doskonale o tym wiedział, więc tylko się uśmiechnął.

Galeon odbił od brzegu i nagle bezpośrednio przed Vargasem pojawiła się biała gołębica. Usiadła na sterze i trzy razy zagruchała.

„Jesteś piękna — pomyślał. — Jaką wiadomość przynosisz?”.

Ptak zatrzepotał skrzydłami, po czym odleciał w kierunku, w jakim miał podążać galeon.

„To dobry znak — pomyślał Vargas. — To dobry znak…”.


Sukces nie jest dziełem przypadku. No, może czasami. Albo pozornie. Osiągnięcie dowolnej przez nas wybranej w życiu rzeczy czy stanu będzie łatwiejsze do osiągnięcia, jeśli zaplanujemy nie tylko co, ale i w jaki sposób to zrobić. I teraz uwaga, bo będzie konkretnie!

Wizja – to się liczy. Zanim zabierzesz się za robienie czegokolwiek, najpierw ustal plan działania.

Pracuj nad nim tak długo, aż stwierdzisz, że jest przynajmniej dobry. Przy tworzeniu takiego planu o wiele ważniejsza od samego planu jest Wizja, dokąd ma Cię to zaprowadzić, kim chcesz się stać, kiedy osiągniesz już to, co zamierzałeś. Wizja przedsięwzięcia (obojętnie jakiego) jest najczęściej pomijana lub lekceważona. Bez znaczenia, czy jest to plan związany z prowadzeniem jakiegoś przedsięwzięcia, osiągnięcia czegoś materialnego, czy stania się kimś. Zawsze u podstaw tego co się wydarzy leży wizja. Brak wizji to brak azymutu, brak wiedzy w jakim kierunku płynąć, by dopłynąć tam, gdzie się chce. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że brak wizji to tak, jakby na pokładzie Galeonu brakowało kapitana.

Dopłyniemy tam gdzie… No właśnie, gdzie? Wizja jest jak dobra mapa, jak kompas, jak wytyczne dla kapitana wtedy, kiedy nie bardzo wiadomo co robić, lub wtedy kiedy spawy nie idą tak, jak byśmy chcieli.

Kiedy zaczynamy podróż (bez znaczenia, jaką – czy to wycieczka w góry czy zrobienie firmy) i chcemy być „optymalnie skuteczni”, pierwszym krokiem jest stworzenie Wizji, którą tworzy się na podstawie marzeń, wyobrażeń, dalej pragnień i w końcu celów. Robiąc właśnie to w tej kolejności, doprowadzimy do tego, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ale jest zaplanowane i nie wydarza się czysto spontanicznie. Tak właśnie organizuje się szczęście.

Ci którzy nie wiedzą, dokąd i po co zmierzają, zmierzają tak naprawdę donikąd. I jest wielce prawdopodobne, że po dojściu gdzieś tam, kiedyś stają i mówią do siebie :” Co to jest? Po co mi to było? To o to chodziło?”.

Przygotowanie do stworzenia czegoś może czasem potrwać dłużej niż przewidywaliśmy. Nie należy jednak lekceważyć tego, by zrobić to starannie. Jeśli mamy do przygotowania jakiś bardziej złożony projekt, to warto poświęcić więcej czasu na planowanie. Abraham Lincoln powiedział podobno, że tajemnicą jego sukcesu – jego skuteczności jest zasada, że jeśli ma osiem godzin na ścięcie drzewa to siedem godzin ostrzy piłę.

Kolejnym krokiem po stworzeniu wizji są przygotowania do działania. Najpierw zastanawiamy się, gdzie chcemy dojść i jak wtedy będzie wyglądać nasze życie. Następnie, kiedy już wiemy, zaczynamy zbierać elementy układanki, by naszą podróż do osiągnięcia czegokolwiek zacząć idąc do przodu, a nie do tyłu. Firmę zakładamy oficjalnie wtedy, kiedy mamy już przygotowane całe zaplecze i mamy przemyślany plan działania. Firmy nie zakładamy wtedy, kiedy przyjdzie nam do głowy pragnienie jej posiadania. Najpierw się do tego przygotowujemy.

Na podryw nie wychodzimy w podartych gaciach i bez zrobionych pazurów, tylko najpierw robimy się na bóstwo i wiemy, która dyskoteka zawiera obiekt naszego zainteresowania.

Borówek amerykańskich nie sadzimy na byle jakiej ziemi i w dowolny sposób. Najpierw trzeba się dowiedzieć jaką ziemię lubi borówka, jeśli naszym celem jest zapewnienie optymalnych warunków do tego, by rodziła nam owoce.

Zrobienie ciasta drożdżowego, czy innego dowolnego słodkiego twórcę kalorii bez przepisu, runie w gruzach. Bez przepisu, czy bez przygotowania. Najpierw plan, najpierw wizja, potem działanie, nie odwrotnie.

To wielce zastanawiające, że ludzie tyle godzin poświęcają na przygotowania dotyczące stworzenia rzeczy nieważnych, czy szkodliwych, a tak niewiele odnośnie tego co istotne.

Jeśli podejdziemy do realizacji czegokolwiek w sposób zorganizowany, to możemy mieć poczucie i uczucie, że w trakcie realizacji droga staje się celem. Dzieje się tak z różnych powodów.

Dlatego, że bez niej cel nie zostanie osiągnięty, bo w trakcie podążania nią, wydarzają się te wszystkie fajne rzeczy jakich oczekiwaliśmy od samego celu. Bo tak naprawdę chodziło o działanie, a nie o marchewkę jaka wisi na kiju na końcu naszej drogi.

No i jeszcze jedno. Jeśli ruszasz w jakąkolwiek podróż zadaj sobie pytanie: „Co mnie czeka, gdy pójdę dalej tą drogą?”. Zadaj pytanie i czekaj co się wydarzy. Czekaj na sygnał.

Jeśli otrzymasz pozytywny znak – jak biała gołębica lub inny dobry znak dla Ciebie – Gratulacje!

Nie bój się i idź za nim, ale jeśli zobaczysz znaki, które nie są pozytywne z Twojego punktu widzenia, zastanów się, czy ten projekt jest dla Ciebie odpowiedni.

relacje i związki, rozwój osobisty i osiąganie celów

Doceń kryzys!

7 kwietnia 2020

Czasami trzeba się potknąć, by odnaleźć właściwą drogę.
Autorka – Ewelina Golba

Najpierw skaczesz w dół; skrzydła rozwijasz w trakcie spadania.
Ray Bradbury

Nawet nie wiesz, jakie szczęście Cię spotkało! Na prawdę! Kryzys jest dowodem na to, że coś w Twoim życiu źle funkcjonowało i dlatego powinieneś to zmienić. Im szybciej bądź intensywniej przebiega — tym bardziej widoczne jest, że świat tak bardzo Cię kocha, iż uprzedza Cię przed zmarnowaniem życia!

Nim sama to sobie uświadomiłam, w chwili załamania raczej szukałam winnych i wcale nie miałam zamiaru nikomu dziękować za to, że do niego doszło. Ale gdy zrozumiałam, jak wielkim jest darem — zaczęłam za niego dziękować!

To on sprawia, że:

  • zmieniasz sposób patrzenia na świat;
  • zaczynasz myśleć, rozmawiać ze sobą;
  • na nowo szukasz swojej drogi;
  • znajdujesz swoje najmocniejsze strony.

Wiem, że to, co Ci teraz przekazuję, jest lekko szokujące, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że jako osoba inteligentna zrozumiesz, co mam na myśli.

Dlatego zamiast rozpaczać nad swoim losem — postaraj się wysłuchać tego, co świat chce Ci powiedzieć. Niby w jaki sposób miałby Ci przekazać, że coś w Twoim życiu funkcjonuje nie tak, jak powinno? Może obdarowując? Jeśli masz dzieci, to pewnie nie raz zdarzyło Ci się je ukarać. Dlaczego tak uczyniłeś? Czy nie dlatego, by coś zrozumiały? By zastanowiły się nad swoim postępowaniem? By je zmieniły? Czy miałeś coś złego na myśli, karząc je? Czy może robiłeś to dla ich dobra?  Z tego samego powodu, z jakiego świat karze Ciebie — Ty karzesz swoje dzieci! A czy przypadkiem nie robisz tego z miłości?

I właśnie dlatego powinieneś dziękować za kryzys: bo jest on wyrazem miłości świata do Ciebie! Teraz nadchodzi pora, byś z wdzięczności za tę miłość — skorzystał z niego!

Niepowodzenia i porażki mogą zmienić Twoje życie — zawsze na lepsze. Są doskonałym przygotowaniem gleby do zasadzenia nowych nasion, z których w przyszłości zbierzesz plony. Pamiętaj tylko, by zasiać inne nasiona niż wcześniej, oraz o tym, by przygotować dobrą glebę… A jak to zrobić, zdradzę Ci w kolejnych rozdziałach. Nim do nich przejdziesz, zrób coś dla mnie:

Ćwiczenie. Przepis na nowe życie.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

Weź czystą kartkę papieru i podziel ją na pół pionową linią.

  • Z lewej strony napisz rzecz, którą traktowałeś jako powód do załamania, coś, co się rozpadło, lub coś, co straciłeś.
  • Postaraj się wypisać dziesięć przemyśleń na temat tego, co źle funkcjonowało wokół tej rzeczy/sytuacji.
  • Z prawej napisz wielkimi literami „Trzy lata później”.
  • Spróbuj sobie wyobrazić siebie po upływie 3 lat, jeśli ta rzecz nadal by trwała.
  • Wypisz dziesięć takich wyobrażeń po prawej stronie kartki.

 

Już? Teraz przeczytaj to, co zapisałeś.

  • Zastanów się, skąd się wzięły podpunkty z lewej strony kartki.
  • Pomyśl, co świat chciał Ci przekazać, do czego mogły te rzeczy doprowadzić.
  • Zastanów się, jak wielki miałbyś problem, gdyby Cię nie ostrzegł już teraz?
  • Zastanów się, co powinieneś zrobić, by w przyszłości do nich nie doprowadzić.

Pozytywny egoistaJeśli tego dnia nie jesteś w stanie racjonalnie odpowiedzieć na te pytania, spróbuj jutro, pojutrze, za tydzień. Porozmawiaj o tym z zaufaną i szczerą osobą, czasem ktoś stojący z boku potrafi więcej zauważyć niż my sami.

Gdy odkryjesz sposób na uniknięcie podobnej sytuacji w przyszłości — zapisz go kartce. Przeczytaj go na głos. Właśnie zapisałeś swój przepis na nowe życie!

Powieś go w widocznym miejscu i działaj zgodnie z nim!

Fragment pochodzi z książki „Pozytywny egoista”, której autorką jest Ewelina Golba.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Gdyby miało nie być jutra…

1 października 2019

Wyobraź sobie, że jesteś w pracy, której nienawidzisz. Że robisz coś, co bardziej musisz zrobić, niż chcesz. Masz kierownika, który wymaga, prawie nie płaci, pokazuje swoją wyższość i Twoją niższość. Znam wielu ludzi, którzy nie muszą sobie tego wyobrażać. Bo tak mają.

Wyobraź sobie, że masz marzenia, ale nie realizujesz ich z kilku głównych powodów:

  • Nie masz czasu, bo przecież 3/4 czasu spędzasz w pracy.
  • Nie masz pieniędzy.
  • Inni mogliby się śmiać, że masz takie marzenia.

Wyobraź sobie, że chcesz poznać kogoś, ale za każdym razem jakoś nie masz odwagi. Wstydzisz się, co pomyśli ta osoba, widzisz w sobie niedociągnięcia i może myślisz, że ta osoba nie zechce Cię poznać bliżej. To powoduje, że ciągle o tym myślisz, bo nie wiesz, jak by było.

Wyobraź sobie, że… [możesz tutaj wstawić sobie, co tylko chcesz z tego, czym żyjesz].

Dlaczego tego nie zmienisz?

Odpowiedź jest prosta. Bo ludzie nie żyją w TU i teraz, tylko w przyszłości lub przeszłości. Nie czują w TU tych wibracji. Bo ich umysłów nie ma w TU. Ale jest jedna sytuacja, jedna chwila, kiedy to się zmienia. Doświadczyłem tego i widzę to też u innych, gdy ta chwila się pojawia: wskakują w TU i teraz i…

Wyobraź sobie, że szef w pracy kolejny raz pokazuje Ci, gdzie Twoje miejsce, a Ty wstajesz, patrzysz na niego i mówisz:

Zrób to sam, ja wychodzę.

Po czym wstajesz i wychodzisz. Zmierzasz w jedno miejsce, pukasz do drzwi. Otwiera je właśnie ta osoba, przed którą uciekasz tyle czasu, przed którą strach powstrzymywał Cię, by zagadać, a Ty mówisz:

Witaj, znamy się ogólnie z widzenia. Wiesz, myślałem od dłuższego czasu, żeby zaprosić cię na kawę, ale jakoś się nie złożyło, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.

Po czym zaczynasz robić to, co było Twoim marzeniem, a kiedy spotykasz znajomych, masz gdzieś, co powiedzą, więc informujesz ich, że jednak to robisz i tyle. Znajomi patrzą z niedowierzaniem, a Ty już wiesz, że masz to gdzieś, bo jesteś właśnie na swojej wibracji.

Sam tego doświadczyłem i gorąco Ci to polecam.

Ale co doprowadza do tego, że ludzie zaczynają w końcu robić to, o czym marzą, czego chcieli od dawna, i nie liczą się z porażką czy wyśmianiem przez innych?

Gdyby miało nie być jutra…

Tylko u osób, u których JUTRO jest wątpliwe, w tu i teraz budzi się chęć życia!

Gdyby miało nie być jutra — nie rzuciłbyś dziś pracy? Nie powiedziałbyś chamskiemu szefowi: WYCHODZĘ? Nie zaproponowałbyś kawy osobie, o której śnisz? Nie spełniłbyś swojego marzenia? Zrobiłbyś to!

Więc może zamiast czekać na taki moment, przyjmij już dziś, że jutra nie ma! Bo nie ma!!!

Więc na co czekasz? Na jutro — i w nim zrobisz to wszystko? A co z DZIŚ?

Każde Twoje iluzyjne JUTRO istnieje tylko w DZIŚ.

Zacznij się realizować… TERAZ.

Weź długopis i choćby na stronach tej książki zacznij pisać, co chcesz zrobić. Najpierw zapisz główne hasło. Potem podziel je na bardziej szczegółowe działania. A następnie ZACZNIJ TO ROBIĆ… dziś.

Fragment pochodzi z książki „Holistyczne podejście do życia” Grzegorza Cieślika.

"Holistyczne podejście do życia" Grzegorz Cieślik

rozwój osobisty i osiąganie celów

Najlepszy wybór

30 września 2019

Wiele razy w życiu obserwuję ludzi, którzy dokonują pewnych wyborów. Wybory te dla tych ludzi są oczywiście najlepsze. Na przykład dziś widziałem kobietę kupującą banany. Podchodzi do stoiska, zaczyna wybierać. Przekłada, szuka, sprawdza i wybiera kilka bananów. W jej rozumieniu to najlepszy wybór.

Zaraz po tej kobiecie podchodzi druga. Następuje dokładnie ten sam schemat: przekłada, szuka, sprawdza i wybiera w jej rozumieniu najlepsze banany.

Po chwili ten schemat pojawia się trzeci raz. Kobieta przekłada, szuka, sprawdza i wybiera kilka bananów. W jej rozumieniu to najlepsze banany.

Te trzy osoby były tam przez chwilę. Ja byłem cały czas, gdy te osoby dokonywały wyborów. Co widziałem?

  • Pierwsza kobieta wybrała „resztkę” bananów, które zostały po poprzednich klientach.
  • Druga kobieta wybrała pozostałości po pierwszej kobiecie, która zdecydowanie wybrała lepsze jakościowo banany niż druga.
  • Trzecia kobieta miała już same najgorsze banany, jakie zostały, ale wybierając, myślała, że to najlepszy wybór.

Po chwili słyszę, jak trzecia kobieta mówi do sprzedawczyni:

Jakoś mi się nie chciało wyjść i z godzinę się wybierałam do tego sklepu, ale w końcu dotarłam.

Co z tego wynika?

Fascynująca rzecz: jeśli masz coś zrobić, to zrób to teraz, bo za chwilę może zrobić to ktoś inny i stworzyć Ci iluzję tego, że wybierasz najlepiej. A Twoje „najlepiej” chwilę temu byłoby jeszcze lepsze, gdybyś tylko ruszył tyłek.

A teraz pomyśl, co masz dziś zrobić, i nie czekaj, nie narzekaj — zrób to!

Fragment pochodzi z książki „Holistyczne podejście do życia” Grzegorza Cieślika.

 

"Holistyczne podejście do życia" Grzegorz Cieślik