Browsing Tag

słabość

Droga do spełnienia

31. Buduj wspierające Cię nawyki

20 lutego 2024

— Rudolf, zabieraj łapy od tego smalcu! — krzyknął kucharz Markos.

— Oj tam, oj tam — cicho zachichotał Rudolf i wytoczył się z pokładowej spiżarni.

Sto siedemdziesiąt kilo żywej wagi, biorąc pod uwagę zawód marynarza, to prawie porażka, ale Vargas miał do Rudolfa słabość. Kapitan wierzył, że ten ludzki wieloryb przynosi szczęście. Niejednokrotnie przekonał się o tym, że wszędzie, gdzie był Rudolf, wiał pozytywny i szczęśliwy wiatr. Po prostu w towarzystwie Rudolfa wszystko było prostsze. A że dodatkowo Rudolf był bardzo zdolnym kartografem i superspecem od czytania map i kompasów, miał u Vargasa specjalne względy.

Kiedy Rudolf oblizywał palce, czyszcząc je z kapiącego smalcu, Markos mówił już spokojniej:

— Rudolf, narzekasz, że ważysz tyle co potwór morski, że ledwo oddychasz, że nie możesz się wtoczyć po schodach, że sznurowadeł nie możesz sobie sam zawiązać, a żresz ten smalec jak oszalały. Co z tobą? Przecież tak nigdy nie schudniesz, ogarnij się, chłopie!

— Łatwo ci tak mówić, bo nie jesteś mną. — Rudolf trochę posmutniał, spuścił głowę i wyszedł, tocząc się, z kuchni.

Popołudniowa bryza zastała Rudolfa siedzącego na pokładzie. Po chwili przysiadł się Markos.

— Wiem, chłopie, jak to jest, kiedyś też mierzyłem się z podobnymi problemami.

— Tak? I jak sobie z nimi radziłeś? — zaciekawił się Rudolf.

— Wspierałem się określonymi rodzajami nawyków.

— Że co? — Rudolf był inteligentny, ale widocznie nie po tej stronie ogarnięcia.

— To proste. Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, to przestań robić to, co wspiera to, co chcesz przestać robić.

Rudolf spojrzał na Markosa, jakby chciał zapytać: „Czyli?”.

Markos wyczuł pismo nosem i rzucił niby od niechcenia:

— Jak chcesz schudnąć, to nie przebywaj w towarzystwie żrących wciąż grubasów, przestań przy każdej sposobności odwiedzać kuchnię, nie zaglądaj do chłodni, gdzie jest żarcie, przestań myśleć tylko o tym, co chcesz zjeść. Zamiast tego znajdź sobie nowe hobby, jak musisz coś koniecznie zjeść, to wypij kubeł wody, obierz sobie za cel, że każdego dnia musisz schudnąć o kilogram, i po prostu to zrób. Jeśli masz jeszcze jakieś inne nawyki, które wspierają twoją otyłość, to je znajdź, zagoń do kąta i zmień. Nie niszcz ich, tylko zastąp je innymi. Pomyśl o tym. Jesteś inteligentny, dasz sobie radę — oznajmił na koniec, po czym wstał i poszedł szykować kolację dla załogi.

A Rudolf myślał.

Po trzech tygodniach, kiedy załoga rano wstała do ćwiczeń, ni z tego, ni z owego przyłączył się do nich Rudolf, ważący już tylko sto czterdzieści kilo.

— Rudolf, jakim cudem tyle schudłeś w tak krótkim czasie? — zapytał zdyszany Doni, pompując na kościach.

— Idź do niego. — Rudolf wskazał głową na Markosa. — On ci powie.


Negatywne i szkodliwe nawyki są naszą zmorą. Prowadzą nas na skraj wyczerpania, cicho i podstępnie. Żeby skutecznie radzić sobie z trudnościami nawyków, a co za tym idzie, aby budować te, które będą nas wspierały, potrzebne jest przekonanie, że jest coś do zmiany, oraz motywacja, by tej zmiany dokonać.


Motywacja powinna być na tyle silna, by swoją mocą była zdolna pokonać komfort starego przyzwyczajenia, w jakim utknęliśmy. Mówiąc po ludzku, jeśli bardziej będzie nam zależało na zmianie czegoś niż na trwaniu w utartym schemacie, to mamy większe szanse na powodzenie. Co dalej? Dalej jest już tylko pod górkę.


Zawsze na początku jest plan, nie chaos, tylko plan. Jeśli nam coś doskwiera, trzeba usiąść i napisać plan. Taki w głowie ma tendencję do tego, by się „zapomnieć”, bo kto by tam pamiętał za jakiś czas, cośmy „wygdybali”. Chcesz schudnąć? Bierzesz notes i notujesz: sto siedemnaście i pół. Robisz plan. Za tydzień ma być mniej o sześć kilo. I naparzasz. Przez tydzień nie zjadasz pączków i chudniesz. Wprowadzasz także inne ograniczenia i inne dyspozycje, bo masz schudnąć.

Masz problem, obojętnie czy to jest nadwaga, czy braki w portfelu, czy niemożliwość wejścia na taki pułap, o jakim marzysz. Zawsze kwestia tkwi w Twoim wyobrażeniu o samym sobie. To niby jest takie proste. Zawsze kluczem jest umiejętność zrozumienia, że to my tworzymy naszą rzeczywistość – zawsze. Nieudolny Mike Tyson, chuderlawy Arnold Schwarzenegger, niemyślący ja. Mike – mistrzem mistrzów – pomimo tego, że na jego ulicy każdy go tłukł jak tylko mógł. Arnold, ja – no, może zła kolejność…
Kilka takich podpowiedzi z cyklu „to co wszyscy już wiedzą” w kontekście utrwalania w sobie nawyków wspierających osiągnięcie tego, co chcemy uzyskać. Nie otaczaj się „krabami w wiaderku”, czyli zrezygnuj z toksycznych ludzi, z toksycznego środowiska. Jeśli jesteś alkoholikiem i chcesz rzucić nałóg, przestań chodzić pod budkę z piwem, gdzie stoją Twoi dobrzy znajomi. Zastąp kulawe działania działaniami stojącymi prosto. Jeśli masz tendencję zjadać za dużo smalcu o czternastej trzydzieści, to od czternastej do piętnastej trzydzieści zaplanuj sobie spacer po lesie, by nie mieć dostępu w tym czasie do lodówki, a co za tym idzie do smalcu. Jeśli po piwo sięgasz o szesnastej, a chcesz przestać pić piwo, to o piętnastej czterdzieści pięć wypij dwa litry zdrowej, źródlanej wody z niskim potencjałem redox (znaczy z ujemnym redox). Wtedy jest szansa, że nie będzie ci się chciało już tak bardzo pić piwa. No to tyle może rad z cyklu. A co jeszcze można powiedzieć w tym temacie?

Można powiedzieć, że wszelkie nawyki, przyzwyczajenia, nałogi i fobie są zaprogramowane w naszej, nazwijmy to, podświadomości jako elementy zaspokajające nas w jakiś sposób – jako elementy dające nam poczucie spełnienia, komfortu. Może to być „ucieczka od”, jak na przykład nałóg picia alkoholu, który często jest przez nas wykombinowany, bo rzeczywistość, z jaką się spotykamy, jest dla nas nie do przyjęcia. Nie będę się tu zbytnio rozwodził nad tymi kwestiami opisywanymi w różnych podręcznikach. Tyjemy, bo zakrywamy to, a chudniemy, bo odkrywamy tamto. Obojętnie.

Chodzi o to, że tak naprawdę większość tych fobii, nałogów czy przyzwyczajeń (jeśli nie wszystkie) to odpowiedź naszego ciała i naszego myślenia, a co za tym idzie działania na negatywne, tak to nazwijmy, zdarzenia lub kody z przeszłości. Albo coś ukrywamy, albo coś nas dręczy, albo coś nas dusi. Żal do matki, nienawiść do ojca, złość na rodzeństwo, gniew wobec nauczycieli, rówieśników, oprawców, katów, ciemiężycieli i innych typów powoduje, że wpadamy w koleiny, z których wydostanie się jest niezmiernie trudne. Najczęściej kluczem do zamka naszego wybawienia jest przebaczenie. Przebaczenie wszystkim i wszystkiego. Zrozumieć wszystko, to wszystko wybaczyć. Powtórzę, bo to jest najważniejsze. Za każdym przypadkiem jakiegokolwiek krzywdzącego nas samych lub szkodliwego dla naszego ducha i ciała nałogu czy przyzwyczajenia stoi nasza psychika i demony, jakie mamy w naszych umysłach. Nic innego. Jeśli zatem będziemy pracować z dowolnym nawykiem czy przyzwyczajeniem tylko z perspektywy zmiany diety, harmonogramu zajęć czy innych fizycznych aspektów, to może się nie udać, i najczęściej się nie udaje. Przyczyną jest brak pracy na polu psychiki, a szczególnie wybaczenia. Efekt jojo czy nieudane próby wyjścia z dowolnego nałogu są wyłącznie potwierdzeniem tego, co pozwoliłem sobie naszkicować powyżej.

Dlatego najskuteczniejszą metodą czy sposobem zmiany naszych przyzwyczajeń jest dojście do źródła, dlaczego tak, a nie inaczej działamy, a to źródło ZAWSZE siedzi w naszej psychice, w naszej przeszłości, w naszych doświadczeniach. Dopiero dotarcie do przyczyny problemu pomoże skutecznie go rozwiązać. Pomoże, bo nie rozwiąże. Żeby rozwiązać temat, po rozpoznaniu przyczyny, trzeba ją usunąć – i tu jest popis dla naszej pracy nad samym sobą. I tu kłania się myślenie. Dlatego Rudolf myślał ☺

inne

Wygrywamy z wrogiem — pomagamy osobie w depresji

6 czerwca 2017

„W każdej chwili może się do nas zwrócić ktoś, kto ma kłopoty z własnymi emocjami. Może to być każdy — przyjaciółka z dzieciństwa, sąsiad, kolega z pracy. Bardzo dużo osób nie chce jednak, aby im pomagano. Kryją się ze swoją chorobą, nie chcąc, aby kiedykolwiek wydostała się na światło dzienne. Uważają, że to ich prywatne sprawy, i nie chcą angażować w nie innych. Boją się, że fakt, że sobie nie radzą, zostanie poczytany za słabość.

Niestety, bardzo dużo osób tak właśnie myśli, dlatego nie szuka pomocy. A często naprawdę niewiele trzeba, żeby takiej osobie zrobiło się lżej. Ktoś pewnie zaraz powie, że to frazes, ale niekiedy wysłuchanie osoby, która choruje na depresję, może jej wiele dać. To nie zlikwiduje problemu jako takiego, ale może dodać tej osobie otuchy.

Zwracam się teraz do Ciebie jako do osoby, która może pomóc. Nie myśl sobie, że się nie nadajesz, że tylko pogorszysz sprawę. Jeśli będziesz dobrym słuchaczem, skoncentrujesz się na tym, co mówi do Ciebie druga osoba, możesz przynieść wiele dobrego. Nie oceniaj, nie potępiaj, nie krytykuj. Wiesz dlaczego? Bo któregoś dnia Ty też możesz się znaleźć w takim miejscu. Wstyd się przyznać, ale byłam bardzo mało wyrozumiała dla słabości, dopóki mnie samej to nie spotkało. Teraz już wiem, że nie wolno takich osób wrzucać do jednego worka, oceniać ich i wydawać krzywdzących komentarzy. Depresja to choroba, która nieleczona może doprowadzić do myśli samobójczych. Nigdy nie wolno jej lekceważyć, niezależnie od tego, kogo z naszego otoczenia dotyka.

Od razu Ci powiem, że bycie dobrym słuchaczem nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli na depresję cierpi bliska nam osoba. Wiąże się z tym tak duży ładunek emocjonalny, że często nie możemy słuchać rzeczy, o których mówi nam chory człowiek. Podczas tej rozmowy w naszej głowie rodzą się tysiące pytań i myśli, a każde z nich oddala nas od tej osoby.

Najbardziej niebezpieczna sytuacja jest wtedy, gdy wiemy, że stadium depresji jest bardzo zaawansowane (pojawiają się skłonności samobójcze, chory rzadko kiedy miewa dobre dni), a bliska nam osoba nie chce iść do lekarza. Niestety, to bardzo częsty przypadek. Co wtedy zrobić? Wiem, że to trudne, ale nie wolno odpuszczać, tym bardziej jeśli osoba chora jest dla nas bliska. Wiem, że przez to może zakończyć się przyjaźń, wiem, że narażamy się na agresję i gniew, lecz mimo wszystko trzeba walczyć o to, aby chory udał się do lekarza i z nim porozmawiał. Dobry lekarz z pewnością pomoże. Jeśli zostawimy taką osobę samą, to jej stan się od tego nie poprawi. Depresja się nie cofa. Depresja postępuje. Nasze postępowanie musi być nacechowane taktem i delikatnością na tyle, na ile to możliwe w danej sytuacji. Trzeba dać do zrozumienia choremu, że robimy to z troski o jego życie i zdrowie.

Drugą istotną kwestią jest sytuacja, w której słyszymy o chęci popełnienia samobójstwa. Nigdy tego nie lekceważ. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób tak mówi, żeby zwrócić na siebie uwagę, jednak przeważnie to jest wołanie o pomoc i nigdy nie wiesz, jak to się zakończy. Nie reaguj także lękiem i wycofaniem się. Taki człowiek powinien jak najprędzej udać się do specjalisty. Ludzie myślą o śmierci, gdy są smutni, źli, sfrustrowani. Często tacy ludzie nie widzą wyjścia i nie mają nadziei. Jeśli ta osoba jest wierząca, można jej zaproponować porozmawianie z księdzem. Na pewno nie wolno zostawić takiej osoby samej z własnym lękiem i poczuciem, że w jej życiu już nic lepszego się nie wydarzy. Nasza rola ponownie sprowadza się do słuchania i taktownej rozmowy.

Rozmowa i słuchanie kogoś, kto utracił wszelką nadzieję, są niezwykle trudne i wiele osób rezygnuje, tracąc zaangażowanie, nie czując się na siłach. Ludzie, którzy chorują na depresję, rzadko kiedy spotykają się ze zrozumieniem ze strony otoczenia. Bywa, że inni dziwią się, że ktoś może być tak przygnębiony, że nie ma siły wstać z łóżka, zwłaszcza gdy uważaliśmy go za osobę silną. Ponadto nie rozumiemy, czy depresja nie jest próbą zamaskowania faktycznego lenistwa (nie chce mu się pracować, więc mówi, że ma doła). Powoli osoby z otoczenia chorego zaczynają odczuwać frustrację i złość na to, że nie potrafi on poradzić sobie z własnymi emocjami. Chory bardzo często słyszy od bliskich osób słowa, których nigdy nie powinien był usłyszeć. Bliscy chcą zrozumieć taką osobę, lecz niejednokrotnie wykazują brak empatii i zrozumienia.

Brak wiedzy na temat depresji sprawia, że to słowo jest często nadużywane. Gdy ktoś mówi nam, że ma depresję, można usłyszeć, że ktoś inny też ją miał i udało mu się z niej wyjść. Otóż nie, z depresji nie wychodzi się tak łatwo jak z przeziębienia. Nie chodzi o chwilowe przygnębienie czy smutek. To jest taka sama różnica jak między smutkiem poporodowym a depresją poporodową. Smutek poporodowy to zaburzenie, które nie powinno się utrzymywać dłużej niż dwa tygodnie. Depresja poporodowa może być efektem nieleczonego smutku poporodowego i trwać latami, a nieleczona doprowadzić do psychozy. Taka jest właśnie różnica. Dlatego nie wolno bagatelizować, gdy ktoś mówi, że ma depresję, a my czujemy, że mówi prawdę, i widzimy, że od dłuższego czasu dzieje się z nim coś niedobrego.

Czego nie wolno mówić osobie, która choruje na depresję? Można wyróżnić kilka typowych zdań, które chyba każdy z nas choć raz w życiu usłyszał. Nikomu nie polepszają nastroju, a i tak wielu ludzi je stosuje, ponieważ uważa, że w ten sposób komuś pomoże. Niestety, tak nie jest.

„Ktoś ma gorzej niż ty”. Oczywiście jest to prawda. Niemal w każdej sytuacji jest ktoś, kto może mieć gorzej od nas. Mój mąż kiedyś powiedział, że jak ktoś mu rzucił taki tekst, to odpowiedział: „Jak mi źle, to mało mnie obchodzi, że dzieci w Afryce głodują”. Może jest to brutalne, ale prawdziwe. Jesteśmy egoistyczni i zazwyczaj gdy jest nam bardzo źle, nie myślimy, że ktoś gdzieś może mieć gorzej od nas. Skupiamy się na własnym bólu i cierpieniu. Takie rady tylko pogłębiają poczucie winy, ponieważ osoba chora może pomyśleć, że skoro są gdzieś ludzie, którym jest gorzej, to ona nie ma prawa się smucić, i będzie miała wyrzuty, że jednak to robi. Pomyśli sobie, że skoro się smuci, to musi być z nią coś nie tak, bo inni mają gorzej.

„Życie jest trudne”. Kolejna prawda, lecz nic nie wnosi. Nikt nam nie mówił, że życie będzie proste. To nie ma znaczenia. Znam osoby, którym niczego w życiu nie brakuje, nie mają żadnych problemów finansowych, rodzinnych, zdrowotnych, ale mają depresję.

„Nie użalaj się nad sobą/nie bądź dzieckiem/bądź mężczyzną i nie maż się/ogarnij się”. To słowa bardzo często używane, zwłaszcza przez bliskie osoby z otoczenia chorego, które niby powinny mu dać jak najwięcej wsparcia. Bardzo często depresja trwa na tyle długo, że bliskim kończy się cierpliwość i uważają, że chory użala się nad sobą i lubi być w centrum uwagi. Nie o to tutaj chodzi. Osoba chora nie zabiega o uwagę. Osoba chora najchętniej, by się zaszyła w jakiejś dziurze i nigdy z niej nie wychodziła. Czuje, że jej życie jest tak beznadziejne, że nic nie ma sensu. Ona stwierdza fakt, który dla niej wydaje się oczywisty, nie widzi pozytywnych stron. Nie ma w tym użalania się nad sobą.

„Będzie dobrze, przejdzie ci”. Nie, samo nigdy takiej osobie nie przejdzie. To nie jest choroba przejściowa. Nieleczona może mieć poważne konsekwencje.

„Czas leczy rany/po burzy wychodzi słońce”. To jedne z głupszych rzeczy, jakie można powiedzieć osobie, która choruje na depresję. Po pierwsze, czas nie musi wcale leczyć ran, to frazes, do tego pusty. Po drugie, nie jest powiedziane, że po złym czasie przyjdzie ten dobry, czasami zła passa trwa latami. Ale nie o to tu chodzi. Osoba, która choruje na depresję, nie wierzy, że będzie lepiej. Ona nie ma nadziei, nie widzi wyjścia z danej sytuacji. W miarę pogłębiania się choroby może popadać w coraz większe przygnębienie.

„Przestań być takim egoistą, świat nie kręci się tylko wokół ciebie”. Kolejne stwierdzenie, które bardzo często pada z ust najbliższych i powoduje poczucie winy u drugiej osoby.

„Ja też miałem depresję, to przechodzi”. Po raz kolejny powtarzam: depresja nie przechodzi jak katar po siedmiu dniach. Jeśli ktoś mówi, że miał depresję i mu przeszła, to znaczy, że nigdy nie miał depresji.

„Nie wymyśliłeś sobie tej depresji? Chyba przesadzasz”. Następne oskarżenie, które najczęściej pada ze strony bliskich osób. Takie zdanie to komunikat, że tak naprawdę nie interesuje Cię, co się dzieje z bliską osobą. Uważasz, że coś sobie wymyśliła i nie jest do końca pewna, co się z nią dzieje. W tym możesz mieć trochę racji, ponieważ osoby, które chorują na depresję, często nie mają świadomości, że dzieje się z nimi coś złego. Lecz na pewno niczego sobie nie wymyśliły.

„Wyjdź do ludzi”. Dla osoby, która choruje na depresję, taka rada jest bezwartościowa. To ostatnia rzecz, którą zrobi. Chory nie chce widywać nikogo, najchętniej zamknąłby się w pokoju i nie wychodził do końca życia. Nie interesuje go nic z tego, co interesowało go wcześniej. Przeraża go pojawienie się wśród innych ludzi i perspektywa wyjścia z domu.

„Nie mogę już na ciebie patrzeć, jak się męczysz”. Takie zdanie najczęściej wypowiadają rodzice do nastoletnich dzieci, które mają depresję. Oczywiście trudno ich nie zrozumieć. Żaden rodzic nie lubi patrzeć, jak ich dziecko cierpi, jednocześnie nie potrafiąc mu pomóc.

„Jesteś nienormalny/jesteś psychiczny”. Na końcu coś, co boli najbardziej. Dajemy do zrozumienia drugiej osobie, że jest inna, nienormalna i powinna coś ze sobą zrobić. Nasza wypowiedź jest nacechowana negatywnie, a osoba chora czuje się zła, gorsza od innych, mimo że to nie jej wina, że jest chora.

Ktoś mi zaraz powie: no dobrze, ale co w takim razie mówić? Osobie chorej można powiedzieć wiele rzeczy, byle z taktem i delikatnością.  Poniżej przedstawiam kilka zdań, których można użyć w rozmowie z osobą chorującą na depresję:

„Pamiętaj, że nie jesteś z tym sam”. To bardzo pozytywny przekaz. Dajemy drugiej osobie do zrozumienia, że nie jest sama ze swoim problemem i że jej nie zostawimy. To podnosi na duchu.

„Jesteś dla mnie ważny”. To zdanie jest priorytetem, zwłaszcza jeśli wcześniej nasze stosunki nie układały się najlepiej. Bardzo często rodzice zapominają to mówić własnym dzieciom, które myślą, że rodzice się nimi nie interesują. Mówmy to sobie codziennie. Mówmy to do partnera, mówmy to do dzieci, mówmy to do rodziców, rodzeństwa i przyjaciół.

„Czy mogę cię przytulić?/Chcę ci pomóc”. Pokazujemy, że chcemy pomóc, że nie jesteśmy obojętni na jego chorobę. Czujemy zaangażowanie.

„Nie zwariowałeś”. Dajemy do zrozumienia, że wiemy, że depresja jest chorobą i że nie można jej sobie wymyślić. Wiemy, że może dosięgnąć każdego z nas. Pokazujemy, że nie uważamy osoby chorej za inną niż wszystkie.

„Zawsze będę cię wspierać/nie zamierzam cię z tym zostawić”. Pokazujemy choremu, że jest nadzieja i że nie jest z chorobą sam, dajemy mu nasze wsparcie.

„Martwię się o ciebie”. Pokazujemy, że zależy nam na drugiej osobie i faktycznie przejmujemy się tym, co się z nią dzieje.

„Razem przez to przejdziemy/jestem obok”. Osoba chora musi wiedzieć, że nie jest sama, że zawsze jest ktoś, kto będzie ją wspierał, zarówno w walce z chorobą, jak i w procesie leczenia.

Co jest najważniejsze w pomocy choremu? Wsparcie i akceptacja. Nie jest to proste, wymaga bardzo dużej siły woli, niepoddawania się irytacji. Daj do zrozumienia takiej osobie, że z nią jesteś. Postaraj się zrozumieć, że takie zachowanie nie jest wyrazem lenistwa, a osoba chora nie chce zrobić Ci na złość. Jej choroba nie ma nic wspólnego z Tobą, to jest w niej. Aby choroba całkowicie odeszła, konieczne jest nie tylko leczenie, ale i praca nad sobą. Do tego potrzeba czasu. Nie oczekujmy od chorego rzeczy niemożliwych. Bardzo dobrze pokazuje to historia Anny.

Zaraz po urodzeniu dziecka nie miałam siły ani ochoty na nic. Wszystko robiłam automatycznie, ale w pewnym momencie ograniczyłam się tylko do opieki nad Stasiem. Nie sprzątałam, przestałam gotować, prać czy zmywać naczynia. Po prostu, tak z dnia na dzień, nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. Mąż twierdził, że robię mu na złość, bo uważam, że nic tylko zrzędzi, że jest zmęczony, i chcę mu pokazać, że on ma mi pomagać. A ja w ogóle o nim nie myślałam! Gdybym mogła, to cały czas bym spała. Nie cieszyłam się tym, że w końcu mam upragnione dziecko, nie odczuwałam przyjemności z przytulania go ani zajmowania się nim. Teściowa uważała, że się nad sobą rozczulam, i cały czas mi mówiła, jak to ona miała ciężko, bo wychowywała jednocześnie szóstkę dzieci, a ja mam jedno i nic mi się nie chce robić. Czułam się jak śmieć, ja, nic niewarta szmata do podłogi. Myślałam o sobie w najgorszy możliwy sposób. Bo co to za matka, która nie posprząta domu, która nie ugotuje obiadu, która nie wypierze? Jakaś wybrakowana. Dopiero moja siostra zauważyła, że jest coś ze mną nie tak, i zaprowadziła mnie do lekarza. Tam po raz pierwszy usłyszałam o depresji poporodowej. Mąż i teściowa nadal uważają, że jestem zwyczajnie leniwa, a depresja to wymysły konowałów i moja wymówka.

Bardzo często irytujemy się na bliskie nam osoby, że nie robią tego, co kochały wcześniej. Zamiast potęgować tak poczucie winy, warto powoli, w miarę polepszania się samopoczucia zachęcać do lubianych wcześniej aktywności — wyjść na spacer, razem coś ugotować, obejrzeć ciekawy film. Nic na siłę, ale jeśli zauważymy poprawę, można to wykorzystać. Chory czasami odmawia zrobienia czegoś, ponieważ myśli, że nie da rady. Nasza rola jest taka, aby go przekonać, że potrafi, a my w niego wierzymy.

Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką musisz zrobić dla osoby chorej, jest motywowanie jej i zachęcanie do leczenia, jeśli nie chce tego zrobić. Podsuwaj jej materiały na temat depresji, rozmawiaj o tym, chodź do specjalisty, jeśli tego potrzebuje. Jeśli przyjmuje leki, postaraj się dbać, by je brała. Leki nie wyleczą nikogo od razu, na efekty terapii czeka się ok. trzech tygodni.

Musisz się także przygotować na wahania nastroju osoby chorej. Jednego dnia możesz dostrzec poprawę, chory sam chce podejmować wiele aktywności, nastaje widoczna zmiana na lepsze jego stanu, a następnego nie będzie mógł ani chciał wstać z łóżka. To się zdarza. Ten schemat jest powtarzalny i irytujący dla bliskich osób. Budzi nadzieję i zarazem rozczarowanie. Wtedy bardzo trudno jest nie okazać zniecierpliwienia, nie podnieść głosu, wspierać. Na tym właśnie polega okrucieństwo tej choroby — jest ona bezlitosna zarówno dla osoby chorej, jak i dla bliskich jej osób. Staraj się jak najmocniej okazać tyle ciepła, wyrozumiałości i wrażliwości, ile w sobie masz. Unikaj też przesadnej empatii, bo to może zachęcić do nadmiernego narzekania. We wszystkim trzeba znaleźć złoty środek. Tak samo jak osoba chora walczy ze swoją chorobą, tak samo Ty walczysz ze sobą, aby być empatycznym i nie dać się wciągnąć w pesymistyczne myślenie. Pamiętaj: nic na siłę. Jeśli osoba chora chce leżeć do południa w łóżku, niech leży. Jeśli nie chce iść na spacer, niech nie idzie. Nie chce rozmawiać, to jej nie zmuszaj. Ale nigdy nie zostawiaj jej samej. Niech wie, że jesteś przy niej, że ją wspierasz, kochasz i walczysz tak samo ciężko jak ona.

Następna bardzo ważna rzecz: nigdy nie ignoruj myśli samobójczych. Osoby, które chorują na depresję, niezwykle często interesują się tym tematem — porządkują swoje sprawy, spisują testament, rozmawiają o tym, podejmują się ryzykownych działań, gromadzą ostre przedmioty i dużą ilość leków. Wiele gróźb jest ignorowanych, ponieważ bliscy nie wierzą, że są one realne. Nie wszystkie myśli samobójcze kończą się próbą samobójczą, ale jeśli zaobserwujesz coś, co Cię niepokoi, to skontaktuj się z lekarzem chorego. Tylko psychiatra ma odpowiednią wiedzę, by stwierdzić, czy dana osoba może popełnić samobójstwo. Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego mówi, że w ostateczności, w przypadku zagrożenia życia, chorego można leczyć wbrew jego woli. Tak jak mówię — jest to ostateczność, sytuacja, w której nie jesteś w stanie zagwarantować, że dana osoba sobie czegoś nie zrobi pod Twoją nieobecność. Nie jesteś w stanie przebywać z nią cały czas. Niekiedy nie ma wyjścia. Niekiedy w ciężkiej depresji szpital jest wybawieniem.

Do szpitala trafiają osoby, które nie potrafią już kontrolować swojego zachowania, mają natarczywe myśli samobójcze lub próby odebrania sobie życia za sobą. Zdecydowanie lepiej jest wtedy skierować chorego do szpitala, ponieważ sami nie potrafimy zapobiec nieszczęściu. Leczenie jest także wskazane, gdy pobyt w danej rodzinie jeszcze bardziej pogłębia depresję chorej osoby.”

Fragment pochodzi z książki „Depresja niewidzialny wróg” Joanny Jankiewicz.