Browsing Tag

sukces

Droga do spełnienia

11. Nie myl wiary z wiedzą

15 lutego 2024

— Obiad!!! Obiad!!! — Kucharz Wurst walił jak opętany w okrętowy dzwon. — Ruszać się, moczymajtki, bo gulasz wystygnie!!

„Dlaczego marynarze muszą zawsze tak drzeć mordę?” — pomyślał galopujący ile sił w nogach po swoją michę cieśla James. „No pewnie dlatego, żeby się dobrze słyszeć” — przyszło mu od razu do głowy. „To takie proste” — znów pomyślał, zanim runął na deski El Dragona jak długi. No i tym razem stał w kolejce po strawę ostatni.

Wiatr nie może wiać cały czas, słońce czasem chowa się za chmury, po nocy przychodzi dzień. I dlatego galeon El Dragon poznał w końcu smak flauty. Bezwietrzna pogoda i do tego bardzo suche jak na morskie warunki powietrze rozleniwiły załogę. Nic do roboty, szwendanie się z jednego końca okrętu na drugi. Ileż można? Może właśnie dlatego poobijany jeszcze James rzucił nieprzygotowane, wydawałoby się, pytanie:

— Skoro nic się nie dzieje, to może zagramy w brydża?

Gra w karty wśród marynarzy często kończy się mordobiciem. Nie trzeba wzbogacać tych sytuacji żadnym z mocniejszych trunków, by dochodziło do rękoczynów. Ot, taka już krew płynie w żyłach wilków morskich. Jednak nasza załoga miała we krwi coś, co utrudniało im zapalanie się iskry w żyle, gdy ktoś nadepnął komuś na odcisk. Byli opanowani.

— Ech, było zagrać w pokera — smutno rzekł kucharz Wurst. — Wtedy może by mi się poszczęściło, a tak przerżnąłem całą kasę z tą fajtłapą Jamesem.

— Ale jak mogłeś z nim wygrać, skoro on to robi od dwudziestu lat, a ty nauczyłeś się gry w brydża, kiedy poznałeś tę lafiryndę z Breville, jak jej było… — Tak wspierał Wursta jego najlepszy przyjaciel Lowel.

— A, już nie pamiętam, jak jej było. Zresztą czort z nią. Ech, nie mam szczęścia — lamentował Wurst.

— To nie szczęścia ci zabrakło, bracie — rzekł do Wursta Vargas, który nie grał z nimi, ale siedział kilka metrów dalej, rozkoszując się rekreacyjną pogodą. — Nie szczęścia. Zamiast wiedzieć, jak wygrać, wierzyłeś, że wygrasz. Szczęście można sobie wypracować. Może nie zawsze, ale często. Szczęściu trzeba pomóc.

— Ale jak? — zapytał Wurst.

— Dobrym przygotowaniem, bracie. Dobrym przygotowaniem.


Jeśli Sukces, obojętnie w jakiej dziedzinie, można osiągnąć dzięki dobremu przygotowaniu. Zaplanuj to, co chcesz zrobić, przygotuj się odpowiednio, naszykuj narzędzia… i sukces murowany. Czy tak? No, nie zawsze, ale takie podejście zwiększa szanse na powodzenie. Ludzie szukają Złotych Środków, Złotych Myśli i Złotych Reguł, nie zdając sobie sprawy, że tak właściwie wynik naszych działań składa się z wielu czynników. To tak jak Prawo przyciągania czy inne złote receptury. Autor napisał, ty zastosowałeś, wyprułeś sobie flaki, a tu niestety mówiąc kolokwialnie „dupa”. Nie ma Złotych Reguł i jedynie słusznych rozwiązań. Są jedynie albo aż kierunkowskazy, które mogą nasze działanie uczynić mniej lub bardziej efektywnym, skutecznym. Dobre przygotowanie nie gwarantuje sukcesu, ale zwiększa jego szanse.


Siadasz do brydża z mistrzem świata w tej dziedzinie i oczekujesz, że wygrasz. On spędził przy karcianym stole całe życie, a ty jesteś po weekendowym kursie, więc jak na boga to się może udać? Jesteś po szkole oficerskiej i chcesz zostać masarzem, no to kupujesz rzeźnię, no i co ma z tego wyjść? Befsztyk tatarski? Na pewno wyjdzie rzeźnia.

Dobre przygotowanie „zwiększa szanse”, ale nie gwarantuje sukcesu. Trzeba mieć to wkodowane. Jednocześnie trzeba wiedzieć, że brak wiary we własny sukces to droga do klęski. Trzeba także czynnie wspierać swoje mentalne nawyki i robić pewne fikołki „niematerialne”, tak to nazwijmy, by zwiększyć szansę jeszcze bardziej. Te fikołki to afirmacje, wizualizacje, czy inne duchowe czary mary, które w zasadzie działają, tylko trzeba wiedzieć, jak i kiedy ich używać.


W całej tej układance jest jeszcze kilka czynników, które wpływają na to, czy to, co zakładasz, powiedzie się, czy nie. Są to czynniki nieprzewidywalne lub ciężkie do określenia czy zdiagnozowania, kiedy zaczyna się podróż. Pojawiają się z różnych stron i mają różne oblicza. Czasem są to nasze podświadome kody, które rozbijają nasze starania w drobny pył. Czasem są to okoliczności, które wynikają pod wpływem tego, co i jak robimy. A czasem są to po prostu takie czynniki, które mają czysto ludzką naturę, czyli charakteryzują się tym, co nazywamy „zmienność”.

Nasze podświadome kody sabotują nas jako istoty. Chcesz mieć kupę kasy, ale niestety Twoje kody są zaprogramowane na biedę. No i możesz milion lat naparzać głową w słup ogłoszeniowy z czystego betonu i ni hu hu. Trzeba zmienić kody.
Okoliczności są super. Zaorałeś pole, żeby hodować sałatę, a okazało się, że w tym roku poszły takie ulewy, że dorobiłeś się garba. Trzeba było sadzić ryż! No, ale skąd było wiadomo, jak tam matka Natura rozegra sobie zabawę w słońce i deszcz w tym roku?
Czysto ludzkie czynniki są przeurocze, ale najczęściej wyprowadzają nasze ręce z równowagi. Budujesz firmę i strukturę sprzedaży, oparłeś na dwóch najlepszych laskach w mieście w tej dziedzinie. Zatrudniłeś je i zaplanowaliście wszystko, co i jak ma hulać. A tu nagle jedna zachodzi w ciążę i idzie na macierzyński, a druga, pod wpływem tej pierwszej, też chce mieć dziecko i wpada w półroczną depresję z powodu „dziecięcego myślokształtu”. No i możesz sobie swoją strategię sprzedaży wsadzić wiadomo gdzie. Trzeba budować od nowa.


No to jak już wiemy, że dobre przygotowanie może nas zaprowadzić na szczyt, ale może nie wystarczyć, to wiemy, że nie należy do wszystkiego podchodzić tak ogromnie poważnie. Nie zmienia to jednak faktu tezy, jaką postawiłem na początku tego wywodu. Dobre przygotowanie ZWIĘKSZA SZANSE. Dlatego też nie należy go ani bagatelizować, ani pomijać. To tak jak na szali czegokolwiek. Zbierasz na prawej kupce kamyczki i na lewej. Jak je później zapakujesz na szalki odpowiednio z każdej strony wagi, to wiadomo, co jest cięższe.

Podejmując się czegokolwiek, jakiegokolwiek działania, możemy przygotować „dobry grunt” pod zbiory. Tym dobrym gruntem jest właśnie przygotowanie się, w miarę możliwości, na ewentualności czy inne „ości”, nie tylko te, które mogą stanąć w gardle po niewłaściwym spożyciu karpia.


Podsumowując – jak się za coś bierzesz, naucz się tego, w miarę możliwości, nie tylko teoretycznie. Postaraj się pomyśleć, co i dlaczego może pójść nie tak, zbierz do pomocy fachowców, zaplanuj, co jeśli nie pójdzie wszystko tak, jak zaplanowałeś (tu uwaga – to nie to samo co planowanie porażki!).


Przygotuj się do tego, co masz zrobić, na tyle dobrze, by mieć osobiste poczucie, że zrobiłeś to, co trzeba – tylko tak, realnie i optymalnie zdefiniowane. A dalej? A dalej idź i nie zwlekaj, bo nie ma skończonych idealnych planów. Życie robi to, co chce. A ty modyfikuj to, co się dzieje w trakcie. I dalej planuj i szykuj. Bądź przygotowany na to, że trzeba być przygotowanym. To pomoże.

Droga do spełnienia

16. Kontroluj kurs — sprawdzaj azymut

8 lutego 2024

— Cała naprzód! — Na to hasło załoga galeonu El Dragon zawtórowała głośnym: „Hej!!!”. Kiedy już wszystkie żagle zostały postawione, Vargas stojący, jak to często miał w zwyczaju, przy sterze skinął na marynarza Lesta, mówiąc:

— Przejmiesz ster?

Lest natychmiast wykonał polecenie.

Vargas zszedł pod pokład. Był trochę zmęczony. Położył się na swojej koi i za chwilę już chrapał.

Po jakimś czasie zbudziło go pukanie do drzwi.

— Kapitanie, mogę?

— Tak, wejdź — odparł nieco jeszcze zaspany Vargas.

— Musimy się zastanowić nad racjami żywnościowymi, bo po ostatnim sztormie zniknęło nam z pokładu kilka skrzynek z prowiantem.

Vargas wiedział, że bosman Jack ma rację. Należało dobrze przemyśleć, jak dozować marynarzom racje żywnościowe, po tym jak zmyło część ładunku. Vargas był zawsze dobrze przygotowany, ale życie to tylko życie i kiedy spotykają nas różne historie, trzeba dostosowywać możliwości do sytuacji, aby dojść do celu. Czy dopłynąć.

Przez kilka godzin Vargas z Jackiem analizowali, co i jak zrobić, i dopiero pod wieczór, kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem, obaj wyszli na pokład. Wiała ciepła, ale całkiem przyjemna bryza, która dmuchała w żagle wartko płynącego galeonu.

Vargas podszedł do steru i spojrzał na kompas.

— Hej, Lest, co jest z naszym kursem?!

— Jak to, kapitanie? Płyniemy zgodnie z wytycznymi — odparł zdziwiony Lest.

— Przyjacielu, nie widzisz, że odbiliśmy cztery stopnie na zachód w stosunku do naszego celu?

— Kapitanie, to przecież tylko cztery stopnie. — Lest wciąż uważał, że wszystko jest w porządku.

— Marynarzu, czy nie wiesz, że jeśli zmienimy kurs o cztery stopnie i go nie skorygujemy, to znajdziemy się po drugiej stronie oceanu? Nigdy nie dopłyniemy tam, gdzie chcemy!

Lest zbaraniał. Nie wiedział. Stanął ze spuszczoną głową. Było mu głupio.

Vargas, widząc reakcję Lesta, powiedział spokojnie:

— Nie przejmuj się już, tylko zapamiętaj: kurs można skorygować, ale przez to, że go wcześniej zgubiliśmy, stracimy czas. Na krótkim dystansie to może wydawać się nieistotne, ale na dłuższym odcinku jest fundamentalne. Dlatego zawsze sprawdzaj azymut. Patrz, czy płyniemy w dobrym kierunku. Patrz, czy płyniemy w kierunku celu, jaki sobie obraliśmy. Zawsze.


Planujesz super randkę. Myślisz: „Zrobię tak: najpierw do niej zadzwonię, zaproszę na kolację, później kupię w kwiaciarni jej ulubione kwiaty, w knajpie zamówimy jej ulubionego drinka i to, co lubi zjeść, na końcu dam jej pierścionek z jej ulubionym kamieniem.”
Realizacja: zadzwoniłeś, jest super. W kwiaciarni nie było róż, tylko były frezje – wziąłeś je. W knajpie nie sprawdziłeś, że akurat w menu nie mieli ginu, więc drinka wypiliście z wyborową. A z ryb były tylko śledzie (ona ryby lubi najbardziej), no i zjedliście śledzie.

Efekt: po siedmiu miesiącach, kiedy poprosiłeś ją o rękę, dostałeś kosza? Myślisz, czemu, kur…, czemu? Spotykasz jej koleżankę – najlepszą – mówi Ci, że matka Twojej narzeczonej, jak dowiedziała się, że zamiast róż dałeś swojej lubej frezje, prawie zemdlała, bo dla matki to był zły znak – nienawidziła frezji. No i jeszcze ta wyborowa i śledzie…
Drobna zmiana kursu w danym momencie może powodować, że nie docieramy tam, gdzie chcemy. Niczyja to wina… chociaż czy sprawdziłeś w innej kwiaciarni, czy nie ma róż?

Czemu po tym, jak dowiedziałeś się, że w knajpie nie ma jedzenia i picia, jakie planowałeś, to nie zaproponowałeś zmiany lokalu… Drobne gesty, ale jakże niedrobne i konstruktywne myślenie. Poza tym nie martw się, może ta laska wcale nie była dla Ciebie.

Mówisz, co tam uczucia – teraz poświęcę się firmie. I dochodzi do tego wymarzonego dnia, w którym masz podpisać umowę ze strategicznym partnerem. To rozwiązuje większość kwestii: masz zbyt, masz dostawy, jesteś w zasadzie ustawiony. Tylko ten jeden kontrakt. Alleluja. Na godzinę przed podpisaniem kontraktu rozmawiasz z dyrektorem tej firmy, z którą masz podpisać kontrakt, i on mówi coś, co wytrąca Cię z równowagi: kwestie środowiskowe. Zdarzało im się wyrzucać toksyczne odpady do Wisły. Nikomu nic nigdy nie udowodniono. Prawnie wszystko jest ok. Ale wiesz o tym. Dowiedziałeś się. Przy podpisaniu umowy po skroni spływa Ci kropla potu. Denerwujesz się – to nie Twoje wartości. Ale ten kontrakt jest przecież taki lukratywny. Podpisujesz. I wieczorem wychylasz ze swoją załogą największą flachę Chivasa Regala, jaką tylko świat widział. Mija rok i komisja do spraw nadużyć i opieki nad nie wiadomo czym unieruchamia Twoją firmę, zamraża kapitał, siada na konta bankowe z uwagi na śledztwo prowadzone wobec firmy-partnera, z którym rok temu podpisałeś kontrakt. No i tak będzie, że albo ledwo się wykaraskasz, albo sam splajtujesz, bo zaprzedałeś się – zmieniłeś kurs swojego działania i wyobrażeń. Zamiast zarobić miliony – zarobiłeś obrzęk płuc i guza, nie powiem czego.

Drobne, z pozoru, zmiany kursu dziś przekładają się na potężnie inne rezultaty w przyszłości. Przykład kursu, po jakim płynie okręt, statek, jest idealny, bo nawet niewielkie zmiany kursu spowodują, że po przepłynięciu tysiąca, dwóch czy trzech mil morskich, wylądujesz w zupełnie innym porcie niż zakładałeś. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, trzeba mieć kierunkowskaz, azymut, według którego się poruszamy, bo inaczej może czekać nas niepowodzenie w tej łagodniejszej formie, czy porażka w tej bardziej drastycznej. Azymutem może być system moralno-etyczny, tak jak w powyższym przykładzie o naszym biznesmenie. Ten system stanowi o wartościach, jakimi człowiek się kieruje. Jeśli w pewnym momencie sprzeniewierzamy się temu, co jest dla nas istotne, to dostajemy to, czego raczej byśmy nie chcieli. Rzecz w tym, że wtedy może być za późno na niektóre rzeczy.

A nasz randkowicz? To przecież nie system moralno-etyczny nie dał mu szczęścia trzymania za rękę wybranki Jego losu, ale niedbałość o detale, niedbałość o to, by dobrze stworzony plan doprowadzić do zakończenia według zaplanowanego scenariusza. Nonszalancja i zawierzenie ślepemu trafowi. A uda się czy nie uda, no i zadziałało prawo Murph’ego, mówiące o tym, że jak coś się może zepsuć, to z pewnością tak się stanie.


W tym celu, żeby nie miotało nami przeznaczenie, czy los, jak kto woli, czy ślepy traf, jak mawiają inni, mamy stworzony plan działania. Mapę, według której podążamy. Wyznawane wartości, system moralno-etyczny, plan działania, rozpatrywane wcześniej alternatywne możliwości co zrobić na wypadek, gdyby coś nie zadziałało, czy plan awaryjny – to wszystko może się składać na nasz drogowskaz. No i nasza intuicja.

No i zostaje jeszcze kwestia perfekcjonizmu. Nie ma pierwszych idealnych planów. Nie jest zresztą zasadnym, by silić się na zbędny perfekcjonizm, bowiem życie i tak dorzuci i skoryguje nas o pewne aspekty. Wystarczy, że plan jest dobry, a nawet jeśli okaże się zły, to wyrzucamy go do kosza i robimy nowy. I trzeba mieć to na uwadze, że wtedy stracimy tak zwany czas, że rozwój projektu zajmie nam dłużej. Bo każde „zboczenie z kursu” będzie wiązało się z czasem, który jest potrzebny na powrót na kurs właściwy. I to jest też ok. Najważniejsze to „trzymać kurs”. No chyba że zmieniamy cel, a co za tym idzie, w naszej przenośni port docelowy. Co wtedy? Wtedy zaczynamy od nowa.

Droga do spełnienia

WSTĘP: What’s The Point? Lub: o co tu chodzi?

1 lutego 2024

Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Droga jest celem.

Szczęście trzeba umieć sobie zorganizować.

Takie sentencje i wiele innych przychodziły barwnymi myślokształtami do głowy kapitana Vargasa, który stojąc przy sterach galeonu o nieziemskiej nazwie El Dragon, przyglądał się załodze kończącej załadunek. Trzy lata przygotowań do tej wyprawy pozwoliły mu zrozumieć, czego tak naprawdę szuka i gdzie chce dotrzeć ze swoją załogą. Całość strategii, jaką przyjął, zburzyły mu jednak słowa, które słyszał kilka dni temu: „Nie jest ważne, co w życiu robisz, ale jak”. Odkąd jako młody chłopak usłyszał kiedyś od starego wilka morskiego, że w życiu trzeba mieć cel i dążyć do jego spełnienia, nie tracił ani chwili, by dotrzeć do szczytów własnych osiągnięć.

Ta podróż miała być zwieńczeniem tego, co do tej pory uczynił. Azymut był ustawiony dosyć jasno: La Bella — wyspa Samorealizacji. Jak wiedział z opowieści, nie była to łatwa podróż i oczywisty kierunek, ale Vargas poświęcił się tak bardzo, że przez trzy lata zbudował plan przewidujący niemal wszystko i zebrał załogę, która gotowa była podążyć za nim nawet do bram piekieł, jeśliby tego sobie zażyczył. I wszystko było przygotowane doskonale. Tylko te słowa, które zamąciły mu w głowie, nie dając spokoju: „Nie jest ważne, co w życiu robisz, ale jak”. Wiedział, że rozwiązanie tej zagadki przyjdzie samo, nie wiedział tylko jeszcze, kiedy i w jaki sposób.

— Kapitanie, jesteśmy gotowi. Możemy wypływać — zameldował, podchodząc do Vargasa, stary bosman Jack.

— Dziękuję, Jack — odparł Vargas. — Podnosimy kotwicę. Wszyscy wiedzą, co mają robić?

Wiedział, że nie musi o to pytać, bo znał swoją załogę jak własną kieszeń, albo przynajmniej tak mu się wydawało.

— Wszyscy — odparł Jack, który nie posługiwał się gwarą okrętową. Zawsze mówił dziwnie jak na marynarza. Vargas doskonale o tym wiedział, więc tylko się uśmiechnął.

Galeon odbił od brzegu i nagle bezpośrednio przed Vargasem pojawiła się biała gołębica. Usiadła na sterze i trzy razy zagruchała.

„Jesteś piękna — pomyślał. — Jaką wiadomość przynosisz?”.

Ptak zatrzepotał skrzydłami, po czym odleciał w kierunku, w jakim miał podążać galeon.

„To dobry znak — pomyślał Vargas. — To dobry znak…”.


Sukces nie jest dziełem przypadku. No, może czasami. Albo pozornie. Osiągnięcie dowolnej przez nas wybranej w życiu rzeczy czy stanu będzie łatwiejsze do osiągnięcia, jeśli zaplanujemy nie tylko co, ale i w jaki sposób to zrobić. I teraz uwaga, bo będzie konkretnie!

Wizja – to się liczy. Zanim zabierzesz się za robienie czegokolwiek, najpierw ustal plan działania.

Pracuj nad nim tak długo, aż stwierdzisz, że jest przynajmniej dobry. Przy tworzeniu takiego planu o wiele ważniejsza od samego planu jest Wizja, dokąd ma Cię to zaprowadzić, kim chcesz się stać, kiedy osiągniesz już to, co zamierzałeś. Wizja przedsięwzięcia (obojętnie jakiego) jest najczęściej pomijana lub lekceważona. Bez znaczenia, czy jest to plan związany z prowadzeniem jakiegoś przedsięwzięcia, osiągnięcia czegoś materialnego, czy stania się kimś. Zawsze u podstaw tego co się wydarzy leży wizja. Brak wizji to brak azymutu, brak wiedzy w jakim kierunku płynąć, by dopłynąć tam, gdzie się chce. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że brak wizji to tak, jakby na pokładzie Galeonu brakowało kapitana.

Dopłyniemy tam gdzie… No właśnie, gdzie? Wizja jest jak dobra mapa, jak kompas, jak wytyczne dla kapitana wtedy, kiedy nie bardzo wiadomo co robić, lub wtedy kiedy spawy nie idą tak, jak byśmy chcieli.

Kiedy zaczynamy podróż (bez znaczenia, jaką – czy to wycieczka w góry czy zrobienie firmy) i chcemy być „optymalnie skuteczni”, pierwszym krokiem jest stworzenie Wizji, którą tworzy się na podstawie marzeń, wyobrażeń, dalej pragnień i w końcu celów. Robiąc właśnie to w tej kolejności, doprowadzimy do tego, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ale jest zaplanowane i nie wydarza się czysto spontanicznie. Tak właśnie organizuje się szczęście.

Ci którzy nie wiedzą, dokąd i po co zmierzają, zmierzają tak naprawdę donikąd. I jest wielce prawdopodobne, że po dojściu gdzieś tam, kiedyś stają i mówią do siebie :” Co to jest? Po co mi to było? To o to chodziło?”.

Przygotowanie do stworzenia czegoś może czasem potrwać dłużej niż przewidywaliśmy. Nie należy jednak lekceważyć tego, by zrobić to starannie. Jeśli mamy do przygotowania jakiś bardziej złożony projekt, to warto poświęcić więcej czasu na planowanie. Abraham Lincoln powiedział podobno, że tajemnicą jego sukcesu – jego skuteczności jest zasada, że jeśli ma osiem godzin na ścięcie drzewa to siedem godzin ostrzy piłę.

Kolejnym krokiem po stworzeniu wizji są przygotowania do działania. Najpierw zastanawiamy się, gdzie chcemy dojść i jak wtedy będzie wyglądać nasze życie. Następnie, kiedy już wiemy, zaczynamy zbierać elementy układanki, by naszą podróż do osiągnięcia czegokolwiek zacząć idąc do przodu, a nie do tyłu. Firmę zakładamy oficjalnie wtedy, kiedy mamy już przygotowane całe zaplecze i mamy przemyślany plan działania. Firmy nie zakładamy wtedy, kiedy przyjdzie nam do głowy pragnienie jej posiadania. Najpierw się do tego przygotowujemy.

Na podryw nie wychodzimy w podartych gaciach i bez zrobionych pazurów, tylko najpierw robimy się na bóstwo i wiemy, która dyskoteka zawiera obiekt naszego zainteresowania.

Borówek amerykańskich nie sadzimy na byle jakiej ziemi i w dowolny sposób. Najpierw trzeba się dowiedzieć jaką ziemię lubi borówka, jeśli naszym celem jest zapewnienie optymalnych warunków do tego, by rodziła nam owoce.

Zrobienie ciasta drożdżowego, czy innego dowolnego słodkiego twórcę kalorii bez przepisu, runie w gruzach. Bez przepisu, czy bez przygotowania. Najpierw plan, najpierw wizja, potem działanie, nie odwrotnie.

To wielce zastanawiające, że ludzie tyle godzin poświęcają na przygotowania dotyczące stworzenia rzeczy nieważnych, czy szkodliwych, a tak niewiele odnośnie tego co istotne.

Jeśli podejdziemy do realizacji czegokolwiek w sposób zorganizowany, to możemy mieć poczucie i uczucie, że w trakcie realizacji droga staje się celem. Dzieje się tak z różnych powodów.

Dlatego, że bez niej cel nie zostanie osiągnięty, bo w trakcie podążania nią, wydarzają się te wszystkie fajne rzeczy jakich oczekiwaliśmy od samego celu. Bo tak naprawdę chodziło o działanie, a nie o marchewkę jaka wisi na kiju na końcu naszej drogi.

No i jeszcze jedno. Jeśli ruszasz w jakąkolwiek podróż zadaj sobie pytanie: „Co mnie czeka, gdy pójdę dalej tą drogą?”. Zadaj pytanie i czekaj co się wydarzy. Czekaj na sygnał.

Jeśli otrzymasz pozytywny znak – jak biała gołębica lub inny dobry znak dla Ciebie – Gratulacje!

Nie bój się i idź za nim, ale jeśli zobaczysz znaki, które nie są pozytywne z Twojego punktu widzenia, zastanów się, czy ten projekt jest dla Ciebie odpowiedni.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Studnia życzeń, czyli o umiejętności stawiania sobie celów

8 grudnia 2020

Co było w szkole? — mama kaczka w ten sposób zwracała się do Zuzi, niemal każdego dnia po powrocie z pracy.
— Nic szczególnego. No po za tym całym planowaniem.
— Planowaniem? — mama nagle zainteresowała się tematem. Zaprzestała krzątaniny po kuchni i usiadła obok córki. — Opowiesz mi o tym?
— Pani mówiła nam, że w życiu bardzo ważne jest planowanie różnych czynności. A poza tym, powiedziała coś, czego do końca nie rozumiem.
— Tak, a co to takiego?
— Pani powiedziała, że najważniejszą rzeczą w życiu jest to, aby stawiać sobie cele — tu Zuzia zrobiła przerwę i spoglądając na mamę, wykrzywiła swój żółty dziobek w grymasie niezadowolenia. — Wiesz, mamo, ja nic z tego nie rozumiem.

Studnia życzeń, czyli o umiejętności stawiania sobie celów

— To nic, skarbie. Jeśli chcesz, to spróbuję ci to wytłumaczyć po swojemu. Co ty na to?
— Wspaniale, mamo! — wykrzyknęła zadowolona Zuzia.
— No dobrze, ale najpierw powiedz mi dokładnie, co na ten temat mówiła pani nauczycielka.
— Pani powiedziała, że cele to tak jakby marzenia, tylko że zapisane na kartce papieru. Powiedziała również, że zapisanie celu jest jedną z najważniejszych czynności, jakie należy zrobić, aby zrealizować własne marzenia. Ale ja nie jestem w stanie pojąć, jakie znaczenie ma to, że zapiszę swój cel. Przecież równie dobrze mogę je wypowiedzieć, a potem zapamiętać, tak aby pozostało w mojej głowie. To nawet prostsze, no nie?
— To, co mówiła wam nauczycielka, jest naprawdę ważne i w całości się z nią zgadzam. Spróbuję ci to wyjaśnić, w prosty sposób. — Mama chwilę pomyślała, a potem zaczęła tymi słowami: — Pamiętasz bajkę o zaczarowanej studni życzeń?
Zuzia kiwnęła głową.
— W tamtej bajce małe kaczuszki odnalazły magiczną studnię. Kiedy podchodziły i wrzucały monetę, mogły wypowiedzieć swoje pragnienia, a studnia je spełniała. Jeśli sobie dobrze przypomnisz, aby znaleźć tę studnię, małe kaczuszki przemierzyły niemal cały świat wzdłuż i wszerz, a w dodatku, aby do niej dotrzeć, kierowały się specjalną mapą i wskazówkami wielkiego czarodzieja. Tak naprawdę była to tylko bajka. Nie istnieje żadna studnia życzeń znajdująca się na krańcu świata. Nie ma także żadnej mapy, która by do niej prowadziła. Nie znajdziesz również czarodzieja, który by wskazał ci do niej drogę.

Na twarzy małej kaczuszki nagle pojawił się smutek. Prawdopodobnie Zuzia wierzyła w istnie nie takiej magicznej studni spełniającej życzenia. Tymczasem mama powiedziała właśnie, że była to tylko opowiastka dla dzieci. Mama oczywiście dostrzegła zawiedzioną minkę córeczki, więc podjęła opowieść:
— Prawda, kochanie, jest taka, że takie magiczne studnie istnieją. Ale wcale nie na samym końcu świata. One znajdują się w każdym z nas. Każdy ma swoją magiczną studnię życzeń, która spełnia tylko jego życzenia. Nie trzeba mieć żadnej mapy ani nie potrzeba pomocy czarodzieja. Nie potrzeba długotrwałej wędrówki, aby ją znaleźć. Wystarczy jedynie poprosić, a ona spełni każde twoje życzenie. W dodatku nie musisz do niej niczego wrzucać. Nie potrzebujesz żadnych monet. Spełnianie marzeń jest całkowicie darmowe.
— Mamo, czy to, co mówisz, to prawda?! — Zuzia słuchała mamy jak zaczarowana.
— Oczywiście że to prawda — mama pogładziła kaczusię po skrzydełkach i po główce. — Każdy ją ma, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z jej istnienia. Niektórzy przeżywają całe swoje życie, nie wiedząc, że ją mają. Takie zwierzęta są zazwyczaj bardzo nieszczęśliwe.
— Czy to znaczy, że wystarczy, iż wypowiem życzenie i moja studnia je spełni? — dopytywała Zuzia.
— W sumie to tak — podjęła dalsze wyjaśnienia mama. — Już samo wypowiedzenie życzenia sprawia, że studnia zaczyna jego realizację. Jednak jej prawdziwa potęga zostaje uruchomiona dopiero wtedy, gdy zawrzesz z nią umowę. A taka umowa jest ważna dopiero wtedy, gdy zostanie zapisana na kartce papieru. Kiedy sformułowane życzenie zostanie zapisane, nic na świecie nie jest w stanie przeszkodzić twojej studni życzeń, aby je zrealizowała.
— Aha, to po to jest to całe zapisywanie celów! — wykrzyknęła nagle Zuzia. — Teraz zaczynam to wszystko rozumieć. Tylko że nasza pani mówiła jeszcze o jakichś zasadach „jak formułować nasze cele”. Ale ja niewiele z tego zapamiętałam. Czy ty, mamo, wiesz coś na ten temat?
— Oczywiście, kochanie. Każdy, kto chce realizować swoje cele, musi znać te zasady. — Mama spojrzała znacząco na swoją córkę. — Te zasady nie są trudne, ale większość zwierząt nie ma o nich pojęcia lub o nich zapomina. Wtedy formułują życzenia w sposób niewłaściwy i zamiast spełnionych marzeń dostają nędzne ochłapy lub wręcz porażki.
— Ale dlaczego studnia życzeń robi im takie psikusy? — Zuzia była zaskoczona. — To nieładnie z jej strony.
— To nie jest złośliwość studni ani jej chęć zrobienia psikusa. Ona zawsze spełnia dosłownie to, o co ją prosisz. Jeśli zapiszesz nieodpowiednie życzenie, to właśnie takie zostanie spełnione — nieodpowiednie.
— Czy wyjaśnisz mi, mamo, te zasady i podasz odpowiednie przykłady? Może wtedy lepiej to zrozumiem i zapamiętam.
— Oczywiście, córeczko. To bardzo dobry pomysł. Weź kartkę papieru i ołówek. Podyktuję cite zasady, a ty zapiszesz je sobie i zachowasz na zawsze, aby nigdy o nich nie zapomnieć.
Kaczuszka wybiegła z kuchni. Chwilkę potem rozsiadła się ponownie przy kuchennym stole, uzbrojona w ołówek i czystą kartkę papieru.
— Możemy zaczynać?
Zuzia kiwnęła łebkiem i zakwakała z uśmiechem na dziobie. — Jestem gotowa.
— Po pierwsze twój cel powinien być dokładny, tak aby studnia życzeń nie musiała zgadywać, co tak naprawdę miałaś na myśli. Jeśli na przykład napiszesz „chcę być bogata”, studnia nie będzie wiedziała, czego tak naprawdę oczekujesz. Dla jednych bycie bogatym to posiadanie własnej chatki w lesie, a dla kogoś innego cała skrzynia klejnotów nie oznacza bogactwa. Musisz być więc konkretna.
— A jeśli napiszę, że „Chciałabym mieć dwadzieścia złotych monet”, czy to będzie dobrym życzeniem.
— Tak, to jest właśnie konkretne postawienie celu. Drugą ważną cechą zapisywanych celów jest ich ścisłe określenie w czasie. Należy określić dokładnie, kiedy spodziewasz się dany cel zrealizować. Na przykład: „Za rok, to jest 20 maja 2014 roku będę posiadała dwadzieścia złotych monet”.
Z tak zapisanym życzeniem twoja studnia poradzi sobie bez trudu.
Zuzia skrupulatnie notowała każde wypowiadane przez mamę słowo. Starała się pisać jak najstaranniej, aby nie mieć problemów z późniejszym odczytaniem tych zasad. W końcu postawiła kropkę na końcu zdania, odwróciła głowę w stronę mamy i zapytała:
— Czy to już wszystko?
— Te dwie zasady są najistotniejsze, jednak nie są wystarczające. Zapisując swoje życzenie, należy być ostrożnym, aby nie wpaść w pułapkę. Otóż nasze studnie życzeń mają swoje ograniczenia. Na przykład nie istnieje dla nich słowo „NIE”. Za każdym razem, gdy spisując swój cel, ktoś użyje słowo „NIE”, jego studnia życzeń pomija je i przez to całkowicie zmienia sens życzenia. Kiedy zapiszesz: „nie będę robiła tego lub tamtego”, twoja studnia życzeń przeczyta jedynie „będę robiła to lub tamto”. W ten sposób spełnione zostaje życzenie odwrotne do zamierzonego. Tak wiele zwierząt prosi swoje studnie życzeń o to, aby nie były głodne lub aby nie były chore. A w efekcie dostają od swoich studni głód i choroby.
— Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważne jest odpowiednie formułowanie swoich celów. Czy słowo „NIE” to jedyna pułapka, czy też jest ich więcej?
— Są jeszcze inne, choć odrobinę mniej groźne. Innymi pułapkami są słowa „chciałabym”, „chcę”, a także „pragnę”. Studnia życzeń traktuje je dosłownie i sprawia, że nadal chcesz czy też nadal pragniesz.
— A więc zamiast „chcę mieć dwadzieścia złotych monet”, powinnam napisać „mam dwadzieścia złotych monet”, czy tak?
— Tak, córeczko. Jesteś bardzo pojętna, znacznie bardziej, niż ja byłam w twoim wieku. Szybko się uczysz.
— A co powinnam zrobić potem? — Zuzia okazała się bardzo dociekliwą słuchaczką.
— Jak to potem?
— No, jak już napiszę na kartce papieru swoje życzenie, ten swój cel, to co mam zrobić z tą kartką? Czy mam ją wrzucić do studni?
— Oczywiście że nie. Studnia, o której mówię, znajduje się wewnątrz każdego z nas i nie da się jej odnaleźć w sensie fizycznym. To znaczy, że nie da się jej zobaczyć i dotknąć. Ale można ją sobie wyobrazić. Można w tym wyobrażeniu wrzucić zapisane życzenie głęboko do jej wnętrza. Ale tak naprawdę nie jest to konieczne. Wystarczy, że życzenie zostało zapisane, a już podpisałaś kontrakt ze swoją studnią. Dla lepszego efektu warto swoje najważniejsze cele nosić przy sobie. Na przykład w kieszonce pod skrzydełkiem. A dla osiągnięcia piorunujących efektów można to zaklęcie odczytywać po kilka razy w ciągu dnia. Studnie życzeń uwielbiają słuchać zawartego w kontrakcie życzenia odczytywanego przez ich właściciela. A kiedy go słyszą, wzmagają swoje starania, aby to życzenie spełnić.
— Mamo, a co jeśli ktoś, na przykład malutka kaczuszka lub kurczaczek, nie potrafi jeszcze pisać?
— To bardzo dobre pytanie — pochwaliła mama. — Wtedy wystarczy wziąć kredki lub ołówek i narysować to, o czym się marzy. Studnia życzeń na pewno zrozumie, co jej właściciel miał na myśli. Taki rysunek jest traktowany jak spisany kontrakt i studnia życzeń na pewno spełni przedstawione na nim życzenie.
— To wspaniale! — Zuzia zarzuciła swoje malutkie skrzydełka na szyję mamy. — Wiesz, mamo, szkoda, że to nie ty jesteś naszą nauczycielką. Gdybyś to ty tłumaczyła nam lekcję na temat stawiania celów, na pewno więcej dzieci by ją zrozumiało i nauczyło się, jak ważna jest ta umiejętność. — Zuzia zamyśliła się przez chwilę, a potem zwróciła do mamy: — A czy mogę opowiedzieć o studni życzeń gąsce Tosi? Ona jest moją najlepszą przyjaciółką, a jej rodzice są bardo biedni. Zapewne nie mają pojęcia o tym, jak zapisywać życzenia do ich magicznej studni. Mam nadzieję, że ta opowieść odmieni ich życie.
— Ja też mam taką nadzieję — mama objęła Zuzię swoim długim skrzydłem. Jeszcze nigdy nie była tak dumna ze swojej córeczki. — To cudownie, że pomyślałaś o swojej koleżance, córeczko. Jesteś wspaniałą kaczuszką.
— Dzięki, mamo. Ty też jesteś wspaniała — powiedziała Zuzia, odwzajemniając uścisk.
Chwilę potem mama zabrała się za gotowanie obiadu. Zuzia nie traciła czasu. Zaraz zabrała się za spisywanie swojego pierwszego oficjalnego kontraktu z magiczną studnią życzeń. To był początek jej wielkiej przygody zwanej szczęśliwym życiem. Życiem pełnym wspaniałych przygód, zrealizowanych marzeń i niezliczonej liczby spełnionych życzeń.

Opowieść pochodzi z książki „Bajki z sukcesem w tle” Sławomira Żbikowskiego.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Siła nawyku

26 czerwca 2020

To jest tylko moje prywatne przypuszczenie, ale oceniam, że co najmniej 95 procent wszystkiego, co robimy, wynika raczej z nawyku niż z działania intelektu.

Kiedy się rano budzisz, ubierasz się świadomie czy nieświadomie? Oczywiście to drugie. Kiedy się golisz, czy myślisz o tym, w jaki sposób trzymasz maszynkę? Wcale o tym nie myślisz. Twoje myśli mogą być zaprzątnięte na przykład twoją pracą. Kiedy jesz obiad, czy zastanawiasz się, w jaki sposób posługujesz się nożem i widelcem? Po prostu jesz, nie zastanawiając się nad mechaniką jedzenia.

Jeśli jesteś, powiedzmy, maszynistką, to nie zastanawiasz się, w który klawisz uderzyć. Uwagę masz skoncentrowaną na tekście, który masz zapisać na papierze, a twój Twórczy Umysł kieruje twymi palcami.

Dobry kierowca nie prowadzi świadomie. Posługuje się kierownicą, hamulcem, pedałem gazu czy klaksonem wyłącznie na podstawie sygnałów własnego Twórczego Umysłu.

Kiedy uczymy się czegoś nowego, z początku idzie nam wolno, ponieważ musimy myśleć, aby działać. Kiedy Twórczy Umysł przejmuje stery, stajemy się szybsi i dokładniejsi w tym, co robimy. Innymi słowy, stajemy się w czymś dobrzy, kiedy dana czynność staje się nawykiem.

Czy masz zatem wciąż zbyt mało podstaw, by stwierdzić, że jeśli nie jesteś obecnie zadowolony ze swego życia, to wszystkim, co musisz uczynić, będzie stworzenie sobie wzorców zachowania zgodnych z tym, do czego w życiu aspirujesz? Nie, na pewno masz już dość podstaw, by to stwierdzić — jeśli oczywiście czytałeś ze zrozumieniem.

Porozmawiajmy jeszcze chwilę o nawykach, potem zaś dam ci ćwiczenie, które wydatnie zwiększy twe zdrowie, bogactwo i poczucie szczęścia.

Nawyki nie formują się od razu. Istnieje takie stare powiedzenie: „Nawyk jest jak lina — każdego dnia dodajemy do niej jedną nitkę, aż w końcu nie potrafimy jej zerwać”. Jest to prawda, o ile tylko pozwolimy by to była prawda. Nawyki dają się złamać, jeśli się celowo postaramy to zrobić.

Jeśli twoje ciało jest fizycznie w marnej formie, ktoś, kto zna się na tych sprawach, potrafiłby ci pokazać, co masz robić, by poprawić to w bardzo krótkim czasie. Jednak samo pokazanie nie wystarczy. Musisz także przez jakiś czas stosować się do tych instrukcji, zanim dadzą się dostrzec jakiekolwiek zmiany.

Jeśli ci się nie udaje w życiu, jeśli nie jesteś szczęśliwy, jeśli stale ci coś dolega i na coś się skarżysz — jest tak, ponieważ kierowany jesteś tego rodzaju nawykami, które powodują właśnie tego typu stany. Myślisz o sobie jako o nieudaczniku, może jako o kimś, kto nie zasługuje na sukces. Wierzysz, iż przypisanym ci losem jest, byś był nieszczęśliwy.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

Naturalną konsekwencją umysłu wypełnionego poczuciem porażki i beznadziejności jest ciało obolałe i pełne różnych przypadłości, co z kolei daje ci jeszcze więcej powodów do rozczulania się nad samym sobą.

Jeden z moich przyjaciół — człowiek, któremu naprawdę się w życiu udaje — opowiedział mi historię mającą bezpośredni związek z tym, o czym właśnie ci teraz mówię.

„Wypowiedziana od niechcenia uwaga na mój temat, której w ogóle nie powinienem był usłyszeć, zmieniła całe moje życie”, powiedział mi ten przyjaciel.

„Zawsze wiodło mi się nie najlepiej, po prostu jakoś tam żyłem”, kontynuował, „ale zawsze chwaliłem się wielkimi rzeczami, których dokonam”.

„Pewnego dnia przypadkiem podsłuchałem uwagę wypowiedzianą przez kogoś, kogo uważałem za przyjaciela: »Joe to dość miły facet, ale gnuśny marzyciel, zawsze opowiada, jak to coś zrobi, i nigdy nic nie robi«”.

„Ta myśl, że jestem gnuśnym marzycielem, dosłownie mnie zmroziła. Zadecydowałem wtedy, że udowodnię, iż nie jestem gnuśnym marzycielem”.

I ten człowiek zmienił cały swój sposób myślenia. Ten „gnuśny marzyciel” kuł go cały czas, aż w końcu stworzył sobie całkiem nowy obraz samego siebie. Zaczął się sam widzieć jako człowiek czynu — zamiast tylko ktoś, komu łatwo przychodzi mówienie, czego to on nie dokona. Z czasem — wcale nie tak długim — ten jego nowy mentalny obraz został sfinalizowany i człowiek ten zaczął odnosić nadzwyczajne sukcesy.

Tekst pochodzi z książki „Bogać się, kiedy śpisz” Bena Sweetlanda.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Dlaczego warto stawiać sobie cele?

15 stycznia 2019

Człowiek bez celu umiera – wielu zapewne podpisałoby się pod tym rękami i nogami. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż brak światełka w tunelu na końcu drogi powoduje, iż tracimy motywację, a cała energia z nas ulatuje.

Dlaczego zatem warto mieć cele? Oto 5 powodów, które Cię do nich przekonają:

 

1. Obieramy kierunek

 

Ciągle jesteśmy zabiegani, wiele spraw przytłacza nas każdego dnia. Przez to trudno się skupić na właściwych działaniach oraz priorytetach. Kiedy masz wyznaczony cel i za wszelką cenę chcesz dążyć wyznaczoną ścieżką, nie zabraknie Ci motywacji i koncentracji na danym punkcie. Zamiast mówić „co będzie, to będzie”, mamy większą kontrolę nad swoim życiem.

 

2. Sens życia

 

Mamy rodzinę, pracę i swoje ambicje, ale to cele nadają naszemu życiu smak. Często robimy to dla bliskich, ale zazwyczaj dla swojego lepszego samopoczucia. Dążąc do realizacji celów, zmieniamy swoją codzienną egzystencję na lepsze. Może nasza pasja stanie się pracą i będzie najlepszym, co nam się w życiu przytrafiło, a nie tylko przykrym obowiązkiem? Przeszkody, które się pojawiają na naszej drodze, również wiele nas uczą, dzięki czemu smak zwycięstwa oraz satysfakcji będzie jeszcze bardziej wykwintny.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

 

3. Szczęście

 

Czy osiągnięcie wyznaczonego celu nie sprawia frajdy? Oczywiście, że tak! Realizacja planu oraz patrzenie na to, co udało nam się już osiągnąć, jeszcze bardziej nas napędzają. To sprawia, że chcemy więcej i więcej. Stajemy się bardziej pewni siebie, bardziej wartościowi w naszych oczach i utwierdzamy się w przekonaniu, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.

 

4. Szansa na naukę

 

Każde obranie celu to okazja do nauczenia się wielu nowych rzeczy. Nie wystarczy tylko chcieć – trzeba dać od siebie coś więcej i poszerzać swoje horyzonty. Jeśli marzysz o nowej pracy zgodną z Twoimi zainteresowaniami, obejrzyj trening online, pójdź na szkolenie, czytaj książki. Będziesz ekspertem w swojej dziedzinie, dzięki czemu na pewno osiągniesz ten cel.

 

5. Osiągniesz sukces szybciej niż inni

 

Są osoby, które od dziecka mają sukces w genach, głównie przez swój status materialny. Jeśli jednak nie masz tyle szczęścia i wszystko przychodzi Ci z większym trudem, możesz być pewny, że osiągniesz sukces szybciej, niż osoby, które nie wiedzą, czego chcą. Działasz celowo, wiesz jakie narzędzia będą Ci potrzebne, dlatego stajesz się bardziej efektywny i skracasz drogę do wyznaczonego celu.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak stać się pewną siebie kobietą?

13 lutego 2018

Wiele kobiet w natłoku codziennych obowiązków często zapomina, jak wielką ma moc. Budowanie poczucia własnej wartości to proces bardzo długi, lecz możliwy do osiągnięcia nawet dla tych nieśmiałych. Wystarczy pracować nad sobą, by któregoś dnia spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie: „akceptuję siebie w stu procentach”.

1. Nie zrażaj się niepowodzeniami, walcz z nimi!

Nikt nie jest idealny, dlatego wady nie czynią Cię gorszą osobą od innych. Klucz do sukcesu to nad nimi pracować. Nie potrafisz się wypowiadać publicznie? Codziennie stawaj sprzed lustrem i ćwicz przemowy. Przełam się i nie przejmuj się pierwszym niepowodzeniem. Za 10 razem wszystko pójdzie po Twojej myśli. Nie możesz mówić „jeśli”, ale „kiedy”. To od razu nastawia Cię na wykonanie zadania, które jest tylko kwestią czasu.

Jak mawiał Zig Ziglar: „jeżeli coś jest warte robienia, warte jest robienia tego źle, dopóki tego nie udoskonalisz”.

2. Mów głośno swoje zdanie na każdy temat

Nie bój się wyróżniać na tle innych. Masz inne zdanie na jakiś temat? Powiedz je głośno bez obawy, że ktoś krzywo na Ciebie spojrzy. Jeśli ktoś nie potrafi uszanować inności, różnych poglądów, czy przekonań – nie jest wart Twojego zainteresowania. Zyskasz tym szacunek w swoim otoczeniu – nie każdy ma odwagę przedstawić publicznie swój punkt widzenia. Asertywność to cecha osób pewnych siebie, którzy nie mają leku przed powiedzeniem „nie”.

3. Dbaj o siebie, nawet kosztem innych obowiązków

Czy chcemy tego czy nie, ludzie oceniają nas po wyglądzie, a pierwsze wrażenie często decyduje o powodzeniu spotkania. Na pewno masz w szafie kilka ciuchów, dzięki którym wyglądasz jak milion dolarów. Ubierz je na rozmowę kwalifikacyjną, ważne spotkanie z klientem, czy na pierwszą randkę. Od razu poczujesz się pewniej. Jeśli na Twoją przebojowość ma wpływ wizyta u fryzjera, kosmetyczki i 12-centymetrowe szpilki – wykorzystaj to! W końcu co masz do stracenia?

4. Doceń siebie za każdy, nawet najmniejszy sukces

Jesteś matką, żoną, córką i chodzisz codziennie do pracy? Doceń to, że dajesz radę! Znajdź czas dla siebie, by poleżeć w fotelu z maseczką na twarzy i książką w ręce. Zrelaksuj się i spraw, by przez ten czas inne problemy nie istniały. Twoi bliscy muszą docenić, że nie jesteś robotem i chcesz odpocząć chwilę w domowym zaciszu lub pójść na kawę z koleżanką. Jeśli będziesz szanować siebie, inni też zaczną to robić.

5. Pewność siebie jest sexy!

Wśród kobiet panuje przekonanie, że mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet. Nic bardziej mylnego! Pewność siebie jest seksowna i bardzo pociągająca. Dzięki temu trafisz na faceta, który jest Ciebie wart – każdego dnia będzie Cie zdobywał i zaskakiwał, byś czuła się przy nim wyjątkowo. Musisz mieć pewność, że sama też dasz sobie radę – tym sposobem stworzysz bardzo świadomy związek z mężczyzną swoich marzeń. Znajdź kogoś, kto będzie Cię wspierał, a nie wprowadzał w kompleksy. Pamiętaj, że to Ty decydujesz, jak wygląda Twoje życie.

6. Nie rozpamiętuj swoich decyzji

Czy na pewno podejmuję dobre decyzje? Czy na pewno dobrze oceniłam sytuację? – takie pytania często zadaje sobie osoba charakteryzująca się małym poczuciem wartości. Musisz przezwyciężyć strach i nie myśleć o tym, że możesz popełnić błąd. To Ty wiesz, co jest dla Ciebie najlepsze. Słuchaj otoczenia i rad, jednak na końcu musisz być wierna swoim wewnętrznym przekonaniom. To Twoje życie oraz decyzje i Ty będziesz z tego rozliczana. Odwaga cechuje osoby pewne siebie – nie boją się popełniać błędów, bo wierzą, że będzie to dla nich lekcja na przyszłość.

7. Otaczaj się tylko pozytywnymi ludźmi

Naucz się unikać negatywnych ludzi, którzy tylko ciągną Cię w dół i tłumią Twój zapał. Nie daj się złapać w wir pesymistycznego myślenia, nie stój w miejscu jak inni, nie bój się podejmować ryzyka. „A co jeśli się nie uda?” – zapytają znajomi. – Przynajmniej spróbuję i nie będę mieć do siebie pretensji, że nie wykorzystałam szansy. Co więcej, będzie to nauczka na przyszłość. Dzięki temu będziesz o krok dalej niż pesymiści. Doświadczenie, jakie zdobędziesz okaże się nieocenione w kolejnych podbojach. Tym razem na pewno się uda!

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Strach to ważny wskaźnik

29 grudnia 2016

„Wcześniej czy później, kiedy już zaczniesz działać na zupełnie nowych poziomach, pojawi się strach. Prawda jest taka, że jeśli go nie poczujesz, będzie to oznaczało, że prawdopodobnie nie robisz wystarczająco dużo właściwych rzeczy. Strach nie jest czymś złym, czego należy unikać, przeciwnie: to coś, czego poszukujesz i chcesz się z tym zaprzyjaźnić. Strach tak naprawdę jest sygnałem, że robisz to, co jest potrzebne, aby ruszyć w odpowiednią stronę.

Brak wątpliwości oznacza, że robisz to, co jest dla Ciebie wygodne — a to sprawi, że umocnisz swoją obecną sytuację. Choć może to zabrzmieć dziwnie, chcesz się bać, bo to zmobilizuje Cię do wejścia na wyższe poziomy, gdzie znowu pojawi się strach. Prawdę mówiąc, jedyną rzeczą, jakiej się teraz boję, jest kompletny brak strachu.

Czym w takim razie jest strach? Czy w ogóle istnieje? Czy jest prawdziwy? Wiem, że odbierasz go jako bardzo realny, kiedy się pojawia, ale przyznasz, że w większości przypadków to, czego się obawiamy, nigdy się nie wydarza. Mówi się, że angielskie słowo fear (strach) oznacza fałszywe efekty, ale jakże realistyczne (False Events Appearing Real), co trafnie sugeruje, że przeważnie boimy się rzeczy, które nigdy nie dochodzą do skutku. Strach jest w dużej mierze wywoływany przez emocje, nie przez racjonalne myślenie. W mojej skromnej ocenie emocjom przypisuje się zbyt duże znaczenie — stają się kozłem ofiarnym, na którego zrzuca się winę za niepowodzenie. Jednak niezależnie od tego, czy zgadzasz się z moją opinią na temat emocji, musisz zmienić znaczenie, jakie ma dla Ciebie strach, i zacząć traktować go jako coś, co jest sygnałem do pójścia naprzód, a nie wymówką do zatrzymania się lub wycofania. Niech to najczęściej unikane uczucie stanie się dla Ciebie zielonym światłem oznaczającym, co powinieneś zrobić!

Prawdopodobnie jako dziecko miałeś różne irracjonalne lęki, np. bałeś się potwora pod łóżkiem. Był to sygnał do tego, aby zajrzeć do szafy i wszystkich ciemnych zakamarków Twojego pokoju, żeby sprawdzić, gdzie się czai. Jednak, podobnie jak inne dzieci, dochodziłeś w końcu do wniosku, że potwór istnieje tylko w Twojej głowie. Dorośli też mają swoje „potwory” — to, co nieznane, odrzucenie, porażkę, sukces itd. Te potwory również należy traktować jak sygnał do działania. Na przykład jeśli obawiasz się zadzwonić do klienta, to oznacza, że powinieneś to zrobić. Lęk przed rozmową z szefem pokazuje, że powinieneś udać się do jego biura i poprosić o krótkie spotkanie. Lęk przed zapytaniem klienta o zlecenie oznacza, że musisz się z nim skontaktować i zapytać o zlecenie, a następnie ponawiać te pytania.

Reguła 10X nakazuje Ci uniezależnienie się od wszystkich innych graczy na rynku. Osiągasz to dzięki — co już podkreślałem wcześniej — robieniu tego, czego nie chcą robić inni. Tylko w ten sposób się wyróżnisz i zdominujesz swój sektor. Każdy doświadcza strachu na pewnym poziomie, a ponieważ rynek składa się z ludzi, którzy wchodzą w interakcje zarówno ze sobą, jak i z produktami, będzie on musiał zmierzyć się ze strachem w taki sam sposób jak Ty i Tobie podobni. Zamiast jednak traktować strach jako sygnał do ucieczki — jak zrobi to większość uczestników rynku — spraw, aby stał się dla Ciebie sygnałem wejścia do akcji.

Ja radzę sobie z tym dylematem w taki sposób, że przestaję zwracać uwagę na czas — ponieważ to czas napędza strach. Im więcej czasu czemuś poświęcasz, to coś staje się silniejsze. Dlatego pokonaj strach, pozbawiając go ulubionego składnika — czasu. Powiedzmy, że Janek ma wykonać telefon do klienta, co błyskawicznie wywołuje u niego niepokój. Dlatego zamiast chwycić za słuchawkę i od razu zadzwonić, najpierw nalewa sobie kawy i zaczyna myśleć o tym, co właśnie zamierza zrobić. W wyniku przedłużających się rozmyślań strach robi się coraz większy, ponieważ Janek szczegółowo wyobraża sobie, co mogłoby pójść nie tak i wszystkie tego przerażające konsekwencje. Jeśli mu o tym powiesz, prawdopodobnie wyjaśni Ci, że potrzebuje się „przygotować” do rozmowy. Jednak przygotowanie jest jedynie wymówką dla tych, którzy wcześniej nie praktykowali odpowiednio dużo i którzy usprawiedliwiają w ten sposób odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Janek potrzebuje wziąć głęboki wdech, sięgnąć po słuchawkę i po prostu zadzwonić. Przygotowania na ostatnią chwilę to także kolejny sposób na podsycanie strachu, który zwiększa się wraz z upływem czasu. Nic się nie dzieje, jeśli nie działasz.

Strach nie tylko mówi Ci, co zrobić, mówi też, kiedy to zrobić. O dowolnej porze dnia zapytaj, która jest godzina, a usłyszysz: teraz jest… Pytanie o czas zawsze dotyczy chwili obecnej, a kiedy odczuwasz strach, to oznacza, że najlepiej zacząć działać od razu, dokładnie w tym momencie. Większość ludzi porzuci realizację swoich celów, jeśli zbyt dużo czasu upłynie od pojawienia się pomysłu do podjęcia działania, jeśli jednak przestaniesz uwzględniać czas w całym procesie, będziesz gotowy, aby ruszyć. Po prostu nie ma innego wyboru jak tylko działanie. Nie trzeba się przygotowywać. Za późno na to, jeśli zaszedłeś już tak daleko.

Teraz jedyna rzecz, która przyniesie efekty, to działanie. Każdemu z nas kiedyś choć raz nie udało się osiągnąć tego, co zamierzał. Możliwe, że w czasie, kiedy Ty się „przygotowywałeś”, ktoś inny już to zrobił — czego teraz żałujesz. Porażka przybiera różne formy, może się pojawić zarówno wtedy, kiedy działasz, jak i kiedy nie robisz nic. Niezależnie od wyniku uważam, że znacznie lepiej jest przegrać, robiąc coś, niż przegrać, przesadnie długo się przygotowując, podczas gdy ktoś inny po prostu rusza i realizuje nasze marzenia.

W biznesie takie historie dzieją się każdego dnia. Ludzie poświęcają swoim lękom więcej czasu niż te na to zasługują. Odkładają spotkanie lub rozmowę telefoniczną, napisanie e-maila albo przedstawienie oferty, ponieważ boją się, co z tego wyniknie. Całe zastępy ludzi posługują się tymi samymi wymówkami, dlaczego teraz to „nie jest dobry moment” na działanie. Klient wyjeżdża. Klient dopiero wrócił. Mamy koniec miesiąca lub początek miesiąca. Klienci byli przez cały dzień na spotkaniach. Właśnie wybierają się na spotkanie. Właśnie coś kupili. Nie mają budżetu. Tną wydatki. Biznes stoi w miejscu. Zmienił się zarząd lub personel. Nie chcę ich denerwować. I tak nigdy nie oddzwaniają. Nie kupią od nikogo innego. Są oderwani od rzeczywistości. Nie wiem, co powiedzieć. Jeszcze nie jestem gotowy. Właśnie dzwoniłem do nich wczoraj… I tak dalej.

Wszystkie wymówki świata nie zmienią jednego prostego faktu: strach mówi Ci, że masz zrobić dokładnie to, czego się tak boisz, i to szybko. Moja żona cały czas mi powtarza, że „sprawiam wrażenie nieustraszonego”. Tak naprawdę jest zupełnie na odwrót: przez większość czasu się boję. Jednak nie podsycam mojego strachu i nie pozwalam mu rosnąć, dając mu więcej czasu. Zamiast tego postanawiam załatwiać sprawy szybko. Zauważyłem, że w moim przypadku takie podejście lepiej działa. Doświadczysz tego samego, kiedy w końcu rzucisz się na głęboką wodę i zrobisz to, czego się obawiasz. W rzeczywistości będziesz zachwycony, jak wiele siły i pewności siebie zyskasz, podejmując się nowych rzeczy.

Szybkie i regularne podejmowanie szeroko zakrojonych działań sprawi, że rynek będzie Cię odbierał jako nieustraszonego gracza. Osoba, która robi to, czego najbardziej się obawia, będzie tą, która rozwija się najszybciej. Reszta uczestników rynku może ulegać swoim wątpliwościom i przygotowywać się na fałszywe efekty, ale jakże realistyczne (fear, strach). Ty masz zadanie do wykonania.

Strach jest jedną z najbardziej szkodliwych emocji, jakich może doświadczać człowiek. Paraliżuje, a w efekcie często powstrzymuje go przed podążaniem za celami i marzeniami. Każdy się czegoś w życiu boi, jednak tym, co nas odróżnia od innych, jest sposób radzenia sobie ze strachem. Kiedy pozwolisz mu, żeby Cię zatrzymał, stracisz rozpęd i pewność siebie, a Twoje lęki będą się powiększać.

Czy kiedykolwiek widziałeś „połykacza ognia”? Okazuje się, że cały trik polega na tym, aby całkowicie wydmuchnąć tlen niezbędny do tego, by podtrzymać ogień. Jeśli wycofasz się za wcześnie, tlen ponownie rozpali ogień, który oczywiście Cię poparzy. To samo dotyczy strachu. Jeśli mu ulegniesz choć trochę, to tak, jakbyś dodawał mu niezbędnego do życia tlenu. Dlatego zrób wszystko co w Twojej mocy, aby nie podsycać strachu nadmierną ilością czasu, a osiągniesz dużo więcej.

Połknij swoje strachy, nie dokarmiaj ich, ulegając im lub pozwalając im rosnąć. Naucz się dbać o swój strach i czynić z niego użytek, abyś dokładnie wiedział, co zrobić, by go pokonać i poprawić jakość swojego życia. Wiem, że każdy człowiek sukcesu, którego znam, traktował strach jako sygnał na temat tego, jakie działania przyniosą mu największe zyski. Sam korzystam z tego w swoim życiu za każdym razem, kiedy nadarza się taka okazja, co uświadamia mi, że wciąż się rozwijam. Jeśli nie czujesz strachu, to znaczy, że nie robisz niczego nowego ani niczego się nie uczysz. To bardzo proste. Nie trzeba mieć pieniędzy ani szczęścia, aby wykreować wspaniałe życie; potrzeba umiejętności działania pomimo strachu z zapałem i werwą. Strach, podobnie jak ogień, nie powinien być czymś, czego będziesz unikał. Raczej powinien stać się paliwem Twoich życiowych działań.”

Fragment pochodzi z książki „Reguła 10X” Granta Cardone.

Reguła 10x

Zobacz tutaj, jak rozmawiają o tej książce ci, którzy czytają ją w wersji anglojęzycznej, a nawet mieli okazję poznać Granta… OSOBIŚCIE!

 

Chcesz jeszcze więcej? Zobacz zestaw Cardone ?

Zestaw Cardone

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak wyjść ze strefy komfortu?

21 grudnia 2016

„Czym jest strefa komfortu? Jest to obszar, gdzie dla ciebie wszystko jest znane np. w zakresie budowania relacji, wykonywania jakiś czynności. To jest to, co znasz, potrafisz, lubisz. Oczywiście nie było tak zawsze, bo prawie na pewno, kiedyś było to dla ciebie zupełnie nieznanym obszarem, a stało się strefą komfortu, bo świadomie tego doświadczałeś.

W jaki sposób można opuszczać strefę komfortu i po co to robić? Z reguły, jako ludzie chcemy poprawiać swoją sytuację. Chcemy zmiany na lepsze, ale z drugiej strony unikamy tej zmiany, bo zmiana wiąże się z trudnościami i zrobieniem czegoś zupełnie nowego. Jednak, jeśli nie opuścimy swojej strefy komfortu, nie dokonamy dobrej dla siebie zmiany, to nie będziemy mieli efektu, na którym nam zależy. Aby ułatwić opuszczanie strefy komfortu wystarczy zadać pytanie: „na czym się koncentrujesz?”. Ludzie, którzy koncentrują się na efekcie, z dużo większym prawdopodobieństwem, szybciej i łatwiej opuszczają swoją strefę komfortu, czyli robią coś efektywniej niż ci, co koncentrują się na procesie. Weźmy taki przykład: chcesz wyremontować mieszkanie. Są dwie rzeczy, na których skupiasz uwagę. Z jednej strony efekt, jaki uzyskasz: świeży zapach, piękny wygląd, poznikają stare plamy, będziesz czuć się w takim mieszkaniu bardzo komfortowo. Jest jeszcze też proces, który do takiego efektu doprowadza: trzeba wynieść meble, poobklejać, nakurzyć, nachlapać, potem to wszystko pozmywać. Wymaga to wysiłku i czasu. I teraz w zależności od tego, na czym się koncentrujesz, na efekcie czy na procesie, to będzie ci łatwiej bądź trudniej opuścić strefę komfortu. Moja prośba jest taka: koncentruj się na efekcie, który chcesz uzyskać, a będzie ci stokroć łatwiej.

W jakim tempie opuścić strefę komfortu? To zależy, jaki jesteś. Jeżeli wolisz wskoczyć szybko do zimnej wody, bo takie macanie i sprawdzanie, czy ta woda jest dobra, powoduje, że nigdy do niej nie wejdziesz, to właśnie tak zrób. Szybko podejmij decyzję i działaj. Natomiast, jeżeli jesteś osobą, która woli powolutku i to u ciebie lepiej działa, jak stawiasz jeden krok, widzisz, że jest w porządku, potem dopiero stawiasz drugi. Tak też możesz dojść do dobrych efektów. I tutaj taką analogią może być ciepła woda. Powiedzmy, że jesteś w wannie, dolewasz sobie gorącej wody, ta temperatura bardzo powoli się podnosi i w pewnym momencie ta woda jest nawet bardzo ciepła, a ty tej temperatury tak nie odbierasz, bo podnosiła się ona stopniowo. Gdyby jednak ktoś przyszedł z boku, włożył rękę, powiedziałby: „Wow! To jest wrzątek!”. Dlatego przetestuj, sprawdź, jakim ty jesteś człowiekiem, czy potrzebujesz szybko rzucić się na temat, czy zrobić to bardzo powoli. Przetestuj, sprawdź i w swoim tempie opuszczaj swoją strefę komfortu.

Kolejny bardzo ważny temat, który pomoże ci opuścić strefę komfortu są inni ludzie. Przede wszystkim słuchaj tych, co cię wspierają. Zobacz, jakich masz wokół siebie doradców. Jeżeli to są tacy, którzy mówią: „to nie ma sensu, to ci się nie uda”, ty zaczynasz ich słuchać i zaczynasz im wierzyć – to są ludzie, którzy w twojej strefie komfortu cię przetrzymają. Natomiast, jeżeli masz ludzi, którzy cię wspierają, to warto ich słuchać. Ludzie są nam też potrzebni do tego, abyśmy z nimi mogli się umówić na pewien efekt. Powiedzmy, że wystąpienia publiczne są kompetencją, którą chciałbym rozwijać, to w takim razie mogę się z tobą umówić, że w przyszły piątek przygotuję dla ciebie jakieś wystąpienie. W związku z tym, że jest już ustalony termin i wiem, że to ma być dla ciebie, to mam pewne zobowiązanie. Takie zobowiązanie przed kimś jest dużo istotniejsze niż przed sobą. Z samym sobą zawsze mogę umówić się inaczej, napisać aneks do mojej wewnętrznej umowy i zrezygnować z tego postanowienia. Im większa liczba osób, z którymi się umówisz, tym większe prawdopodobieństwo, że tę strefę komfortu trzeba będzie opuścić. Czyli: masz ustaloną datę, ustalonych ludzi, powiedziałeś, że zrobisz i zaczynasz to realizować.

Dlaczego z jednej strony pragniemy zmiany, bycia lepszym człowiekiem i posiadania wokół siebie lepszych rzeczy, a jednocześnie nie opuszczamy strefy komfortu? Dlatego, że jest coś takiego jak nasze ego, którego zadaniem jest, aby nas chronić, abyśmy po prostu przeżyli. Dla naszego ego najlepiej by było, jakbyśmy leżeli wygodnie na kanapie, jak najmniej się ruszali, bo tak jest najbezpieczniej, wtedy z całą pewnością nic nam się nie stanie. Jednak wtedy nie ma szans na rozwój, Wszystko zależy od tego, czy słuchamy swego ego, które mówi: nie ruszaj się, zostań, usiądź i poczekaj, czy słuchamy głosu rozsądku i chcemy się rozwijać, i iść do przodu.

Podsumowując – jeżeli masz zdiagnozowaną swoją strefę komfortu, to pamiętaj, że poza tą strefą komfortu są rzeczy, których nie znasz. Gdy je poznasz, zaczniesz działać i robić nowe rzeczy to ta strefa komfortu z każdym kolejnym okresem będzie coraz większa. Im większa – tym więcej rzeczy będziesz mógł robić i one będą dla Ciebie komfortowe. Pamiętaj, by umawiać się z ludźmi, im większa liczba tym lepiej. Rób wszystko bardzo szybko lub powoli – przetestuj, co lepiej działa. Podejmij decyzję, że słuchasz chęci bycia lepszym, a nie swego ego. I to, co najważniejsze – koncentruj się na efekcie, a nie na procesie. Na tym, co uzyskasz, a nie na tym jak ciężko tam dojść. Jeżeli koncentrujesz się na efekcie, to włącz w sobie ciekawość – jak będzie to wyglądało, jakie będziesz miał życie, jak będziesz szczęśliwy, kiedy już do tego efektu dojdziesz.

Powodzenia w opuszczaniu strefy komfortu!”

Lechosław Chalecki, autor książki „Potęga Życia”.

Wyszukano w Google m.in. przez frazy:

rozwój osobisty i osiąganie celów

Przestań się okłamywać

16 grudnia 2016

„Czymś powszechnym wśród ludzi, którzy nie osiągają tego, czego chcą, jest szukanie usprawiedliwień — a nawet okłamywanie siebie — poprzez umniejszanie wartości sukcesu. Łatwo to zaobserwować w naszym współczesnym społeczeństwie w wielu różnych grupach społecznych. Możesz o tym przeczytać w książkach, usłyszeć w kościele i zauważyć, że także szkoła promuje takie podejście. Przykładowo: dzieci, które nie mogą uzyskać tego, czego chcą, przez chwilę będą o to walczyć, trochę popłaczą, a następnie wytłumaczą sobie, że nigdy im nie zależało. Nie ma absolutnie nic złego w tym, że pragnąłeś czegoś, co nie doszło do skutku. W rzeczywistości to jedyna rzecz, która w końcu pomoże Ci zdobyć cel wbrew pojawiającym się po drodze przeszkodom.

Nawet ludzie mający niezwykłe szczęście i znajomości muszą zadbać o to, aby znaleźć się w odpowiednich miejscach w odpowiednim czasie i z odpowiednimi ludźmi. Jak już wspomniałem pod koniec rozdziału 2., szczęście jest jedynie produktem ubocznym dużej aktywności. Ludzie sukcesu wydają się mieć szczęście dlatego, że jeden sukces przygotowuje miejsce na kolejny. Osiągają niezwykły rozpęd, realizując swoje zamiary, a to motywuje ich do wyznaczania, a następnie osiągania kolejnych, bardziej ambitnych celów. Osoby, które nie są wtajemniczone w konkretne działania, nie zwracają uwagi na liczbę nieudanych prób podejmowanych przez ludzi sukcesu; prawda jest taka, że świat interesuje się nimi wtedy, kiedy wygrywają. Pułkownik Harland Sanders, który rozsławił KFC, przedstawiał swój pomysł ponad 80 razy, zanim ktoś zdecydował się go kupić. Sylvester Stallone potrzebował zaledwie trzech dni na napisanie scenariusza do filmu Rocky, podczas gdy film zarobił 200 mln dolarów. Jednak kiedy Stallone go pisał, jego nazwisko nic nie znaczyło, nie było go stać na ogrzewanie mieszkania, musiał nawet sprzedać swojego psa za 50 dolarów, aby kupić sobie coś do jedzenia. Pomysł parku rozrywki autorstwa Walta Disneya był wyśmiewany, a dzisiaj na całym świecie ludzie wydają po 100 dolarów na bilet i przez całe życie oszczędzają na rodzinne wakacje w Walt Disney World Resort na Florydzie. Nie daj się zwieść czemuś, co wygląda na łut szczęścia. Szczęściarze nie stają się ludźmi sukcesu; to ludzie, którzy poświęcili się realizacji swoich planów, mają w życiu szczęście. Ktoś kiedyś powiedział: „Im ciężej pracuję, tym więcej mam szczęścia”.

Możemy nawet pójść o krok dalej: jeśli jesteś w stanie regularnie osiągać sukcesy, coraz mniej jest w tym elementu „osiągnięcia”, a coraz bardziej staje się to nawykiem, dla niektórych osób wręcz codziennością. O ludziach sukcesu mówi się, że mają w sobie rodzaj magnetyzmu, to „coś”, jakiś nieodparty urok, który ich otacza i towarzyszy im. Dlaczego? Ponieważ ludzie ci podchodzą do sukcesu jak do powinności, obowiązku i odpowiedzialności — a nawet tak, jakby to było ich prawo! Powiedzmy, że dwie osoby mają dużą szansę na sukces. Jak sądzisz: osiągnie go osoba, która uważa, że sukces jest jej obowiązkiem — która po prostu sięga po niego i bierze dla siebie — czy może ta z podejściem „jakoś to będzie”? Myślę, że już znasz odpowiedź.

Choć określenia tego często się używa, to jednak nie istnieje coś takiego jak „błyskawiczny sukces”. Jest on rezultatem wcześniej podejmowanych działań — nie ma znaczenia, jak błahe się dzisiaj wydają lub kiedy miały miejsce. Nikt, kto mówi, że jakiś biznes, produkt, aktor lub zespół odniósł błyskawiczny sukces, nie zadaje sobie trudu, aby zrozumieć psychiczny wysiłek, jaki dana osoba musiała podjąć, aby znaleźć się w miejscu, w którym jest. Nikt nie widzi niezliczonych działań podejmowanych wcześniej, przed osiągnięciem zasłużonego zwycięstwa.

Sukces przychodzi, kiedy dajemy sobie do niego pełne prawo na poziomie mentalnym i duchowym oraz podejmujemy odpowiednie działania w czasie, aż go osiągniemy. Jeśli podejdziesz do niego z mniejszym zapałem i nie potraktujesz go jako swojej etycznej i moralnej powinności, obowiązku i odpowiedzialności wobec swojej rodziny, firmy i własnej przyszłości, najprawdopodobniej nigdy nie osiągniesz sukcesu, a jeszcze trudniej byłoby Ci go utrzymać.

Gwarantuję Ci, że od chwili, kiedy Twoja rodzina i firma zaczną traktować sukces jako coś, za co są odpowiedzialni, i jako kwestię etyczną, wtedy wszystko się zmieni. Choć etyka jest oczywiście czymś bardzo osobistym, większość ludzi zgodzi się, że bycie etycznym niekoniecznie ogranicza się do mówienia prawdy i unikania kradzieży pieniędzy. Nasza definicja etyki jest oczywiście znacznie szersza, być może nawet zawiera zobowiązanie do osiągnięcia maksymalnego potencjału, jakim każdy z nas został obdarzony. Sugerowałbym nawet, że zaniechanie dążeń do niezwykłych osiągnięć jest czymś nieetycznym. Do tego stopnia, że etycznym zachowaniem będzie dołożenie wszelkich starań, aby dać z siebie wszystko, natomiast rezygnacja z tego będzie stanowiła pogwałcenie zasad etyki.

Cały czas musisz traktować sukces jako swoją powinność, obowiązek i odpowiedzialność. Pokażę Ci, jak sprawić, aby stało się to rzeczywistością w wybranym biznesie czy branży, w dowolnym czasie, niezależnie od przeszkód oraz w ilościach, jakie sobie zamarzysz!

Musisz traktować sukces w kategoriach etycznych. Sukces jest Twoją powinnością, obowiązkiem i odpowiedzialnością!

Fragment pochodzi z książki „Reguła 10X” Granta Cardone.

Reguła 10x

Zobacz tutaj, jak rozmawiają o tej książce ci, którzy czytają ją w wersji anglojęzycznej, a nawet mieli okazję poznać Granta… OSOBIŚCIE!

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak osiągnąć sukces?

9 grudnia 2016

„Obecnie mówi się wiele na temat osiągania sukcesu, realizacji siebie, realizacji celów itp.

Ty też chcesz osiągnąć sukces?

A zastanowiłeś się najpierw, czym dla Ciebie jest sukces? Nie? To jak chcesz go osiągnąć, jeśli nie wiesz, czego chcesz? Przecież nie wiesz wtedy, kiedy już go masz.

Określ dokładnie, czy w Twoim przypadku jest to:

  • założenie własnej działalności?
  • określone dochody?
  • wymarzona liczba klientów?
  • zatrudnienie jakiejś liczby pracowników?
  • stworzenie i sprzedaż swoich produktów?
  • coś jeszcze innego?

Gdy już wiesz, czego tak naprawdę chcesz, łatwiej będzie Ci to zrealizować, bo będziesz się skupiać na celu. Określ jeszcze czas, w którym zamierzasz tego dokonać, to będzie jak podpisanie kontraktu terminowego – im bliżej terminu, tym bardziej będzie Cię to motywować.

Doskonale obrazuje to ten cytat:

Ludzie z celami odnoszą sukcesy, ponieważ wiedzą dokąd zmierzają. To jest aż tak proste”. Earl Nightingale

Przeczytaj też poniższe rady i powiedzenia. Każde z nich może pomóc Ci osiągnąć to, czego naprawdę pragniesz.

  1. Z każdego doświadczenia czerp jak najwięcej.

Bez względu na to, czy jest to szkolenie, czy rozmowa z klientem, partnerem, czy nawet niepowodzenie, wynieś z tego jakąś lekcję dla siebie. Nie bądź jak ludzie, którzy jak cokolwiek dzieje się nie po ich myśli, to uważają, że coś stracili. Gdy przyjdzie Ci uczestniczyć w szkoleniu, to wyciągaj z niego wnioski, myśl jak możesz zinterpretować słowa prowadzącego i wykorzystać w swoich celach. Z absolutnie wszystkiego można wyciągnąć jakąś naukę. Czasami jest to nauka czego nie robić, ale to też ważna lekcja.

  1. O sukcesie nie wystarczy tylko myśleć. Nie wystarczy marzyć. Nie wystarczy się nakręcić. Trzeba czegoś jeszcze. Co trzeba? Działać!

Samo się nie zrobi. Jeśli czegoś pragniesz – działaj, innego wyjścia nie ma. Nie myśl, że wygrasz w Lotto, że inwestor Cię odkryje zanim coś zrobisz, że klient sam przyjdzie kupić, zanim zobaczy i przetestuje produkt. Działaj, szukaj, twórz.

  1. Radość z tego, co może się udać musi być większa niż strach przed tym, co może się nie udać.

Kiedyś podczas szkolenia jeden uczestnik stwierdził: „Nie zakładam biznesu, bo boję się, że nie pójdzie po mojej myśli”. Odpowiedziałem: „Mogę opatrzyć to moim podpisem, opieczętować, włożyć w ramkę i powiesić nad kominkiem. Jest bardziej niż pewne, że nie pójdzie po Twojej myśli. Ale czy to znaczy, że nie warto tego robić?”.

Przeprowadź analizę, twórz plany, ale nigdy nie zakładaj ich realizacji w 100%. Czasami 90% realizacji przynosi ogromny zysk. Jest takie bardzo mądre powiedzenie: „Twórz cele z betonu, ale plany ich realizacji z piasku”. Bądź elastyczny, reaguj w zależności do sytuacji. Wyobraź sobie, że jesteś kapitanem statku. Jego kurs zmienia się w zależności, z której strony wieje wiatr. Ty cały czas to kontroluj, dostosowuj kurs statku tak, aby w rezultacie trafił do celu. A czy w efekcie dojdziesz tam szybko i płynnie, czy długo i z przygodami, w końcowym etapie ma znaczenie samo dopłynięcie do portu.

  1. Wszystko na świecie ma znaczenie, ale tylko takie, jakie temu nadasz.

Twoja interpretacja jest ważna. Każde Twoje odczucie, każda Twoja myśl zależy od nadawanego przez Ciebie znaczenia. Jak rano wstaniesz to nie mów sobie „Nie wyspałem się, już cały dzień bez sensu”. Zamień to na: „Jestem ciekaw, jaki ten dzień będzie”. Zadawaj sobie dobre pytania. Zamiast „Nie mam pieniędzy, nie wiem jak zarobić na firmę”, zmień na: „Jak mogę zdobyć klientów, którym sprzedam mój produkt?”. „Co musiałbym zrobić, jak musiałbym się zachowywać, jak musiałbym się ubrać, co musiałbym zjeść, żeby czuć się lekko i zdrowo?” -> żeby czuć się tak, jak człowiek sukcesu. Zamiast problemów, wyszukuj rozwiązań, a idealną pomocą jest tu budowanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi.

  1. Jeżeli uczeń nie jest gotowy, to żaden mistrz mu nie pomoże.

Masz swoją rodzinę, pracowników, znajomych. Czasami zdarza się, że zaczynasz coś nowego – czy to biznes, czy nową pasję. Najczęściej Twoje otoczenie nie jest zbyt szczęśliwe na tę zmianę. Jeszcze jak chcesz coś stworzyć wspólnie z nimi, czegoś ich nauczyć, zainspirować do czegoś, nagle się okazuje, że oni wcale nie chcą. Nie zmuszaj więc, poczekaj. Jak Ty odniesiesz sukces, sami się zgłoszą, Ty po prostu rób swoje. Ludzi nie zmienisz. Możesz jednak zmienić siebie.

Stosuj odważnie te zasady, a zobaczysz, jak znacznie przyspieszą Twój sukces.”

Lechosław Chalecki, autor książki „Potęga Życia”.

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Więcej entuzjazmu! (wspomagacz 13)

18 maja 2015

Jedną z pierwszych rzeczy, jaka przyszła mi do głowy, kiedy napisałem tytuł tego rozdziału była książka, której autorem jest Frank Bettger. Nosi ona tytuł „Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie”.

Zasadniczo przyszedł mi do głowy pierwszy rozdział tej książki, w którym autor pisze jak poznał jedną z tajemnic, dzięki której był w stanie zmienić swoje życie nawet wówczas, gdy został wyrzucony z drużyny baseballowej. Rozdział ów jest na tyle ciekawym, iż sam Dale Carnegie na końcu wspomnianego rozdziału poleca jego wielokrotną lekturę oraz do podwojenia swojego entuzjazmu w dotychczasowym działaniu.

Co takiego jest w tym entuzjazmie, że Frank pisał o nim w swej książce już w pierwszym rozdziale i czy jest on w stanie zmienić życie człowieka, który podejmie decyzję o jego podwojeniu tak jak sugerował Dale? Mam nadzieję, że odpowiedzi na te pytania znajdziesz w tym rozdziale.

Kiedy piszę te słowa jest ciepły lipcowy poranek. Już od kilku godzin słońce mocno przygrzewa i z każdą kolejną godziną jest coraz cieplej. Dodatkowo można odczuć niewielkie podmuchy lekkiego wiatru, które sprawiają, że nie odczuwa się tak bardzo rosnącej temperatury. Z całą pewnością będzie to kolejny piękny wakacyjny dzień. Dlatego właśnie postanowiłem opisać jak ważny jest entuzjazm wykorzystując do tego okres wakacji i urlopów, który dla każdego jest czasem ogromnie wyczekiwanym i niesamowitym ze względu na możliwość oderwania się od codziennej pracy i całego tego zagonienia.

Aby zrozumieć jak postępuje człowiek, który jest entuzjastycznie do czegoś nastawiony oraz taki, u którego trudno w ogóle znaleźć choćby szczyptę entuzjazmu wyobraź sobie dwie osoby, które pracują w tej samej firmie. Powiedzmy, że te dwie osoby to Ania i Paweł. Obydwoje już od dłuższego czasu przygotowują się do zbliżającego się urlopu. Każde z nich zaplanowało wakacyjny wyjazd na upragniony i od dawna oczekiwany urlop.

Jako, że Ania uwielbia morze to właśnie w takie miejsce postanowiła wybrać się tym razem. Znalazła niesamowity hotel, który jest położony zaledwie kilkadziesiąt metrów od plaży. Dodatkowym atutem jest to, że swoje wakacje spędzi w jednym z najlepszych kurortów, który słynie ze swojej obsługi i nie bez powodu szczyci się mianem jednego z najlepszych w tym rejonie. Po prostu słońce, piasek i woda, czyli nic dodać nic ująć.

Paweł jest miłośnikiem wycieczek górskich i to właśnie, dlatego na miejsce swojego urlopu wybrał pensjonat, z którego rozpościera się po prostu bajeczny widok na jego ulubione góry. Okna tego pensjonatu skierowane są na pokryte śniegiem szczyty a majestatyczne ogromne drzewa, które porastają niższe partie dodają uroku całej panoramie.

Można powiedzieć, że zarówno dla Pawła jak i dla Ani zbliża się niesamowity czas wypoczynku. Każdy dzień, który przybliża tych dwoje do urlopowych wyjazdów sprawia, że ich radość jest coraz większa. Rośnie podniecenie zbliżającą się przygodą i myślą o tych niezapomnianych chwilach, które już wkrótce staną się ich udziałem.

I oto jest ten dzień gdzie każde z nich dociera do miejsca, o którym od tak dawna marzyło. Ania może nareszcie opalać się do woli i kąpać w morzu a Paweł korzysta w uroków, jakie oferują góry. Jednak już po kilku dniach okazuje się, że tak pieczołowicie zaplanowany urlop dla jednej z tych osób kończy się w nieoczekiwany sposób.

Oto biuro, które było organizatorem wycieczki zbankrutowało i wszelkie wyjazdy, jakie były przez nie organizowane zostały w trybie natychmiastowym odwołane. Szok, zaskoczenie i niedowierzanie pojawiają się w tej samej chwili, w której taka informacja dociera do osób, które korzystały z usług tego biura. Miesiące przygotować a teraz trzeba w trybie natychmiastowym wracać do domu. W jednej chwili radość i szczęście przeradzają się w coś zupełnie przeciwnego.

Nietrudno wyobrazić sobie, jakie będą odczucie tych dwoje, kiedy po zakończonych urlopach spotkają się ponownie w firmie. Z całą pewnością osoba, której wakacje zakończyły się nieplanowanym powrotem do domu już po kilku dniach odpoczynku będzie zła, sfrustrowana i niezadowolona a właśnie zakończony urlop będzie zaliczony do najgorszych chwil w jej życiu. Zupełnie inne będą odczucia drugiej osoby i to niezależnie od tego czy jej wakacje miały miejsce w górach, nad morzem czy w jakimś innych miejscu.

Osoba taka będzie opowiadała o tym czasie jeszcze długo po tym jak rozpakuje ostatnią walizkę i z całą pewnością w jej głosie usłyszymy i wyczujemy szczęście, radość i zadowolenie. Kiedy taka osoba będzie opisywała częstokroć ze szczegółami o tym, jakie były jej wakacje to nie tylko w jej głos, ale również całe ciało będzie nam przekazywało informacja jak bardzo były to dla niej udane chwile. Po prostu to, co i jak będzie nam przekazywała będzie robiła z pełnym entuzjazmem.

Wynika z tego, że entuzjazm to nic innego jak wynik naszego pozytywnego nastawienia do jakiejś konkretnej sytuacji, rzeczy lub czegoś podobnego. Skoro tak jest to, dlaczego tak wielu ludzi nie potrafi działać z entuzjazmem nawet wówczas, kiedy chcą coś osiągnąć lub zrealizować jakiś cel. Wychodzi na to, że może to być związane z tym jak takie marzenie zostało ustalone i jakie kroki zostały podjęte dla jego realizacji.

Jak bardzo entuzjastycznie można podchodzić do celu, jaki od samego początku został ustalony, jako po prostu czcze życzenia, których realizacja jest praktycznie niemożliwa w terminie i czasie oraz przy wcześniej założonym działaniu. Owszem może być taka sytuacja, że pewne zbiegi okoliczności sprawią, że taki cel zostanie zrealizowany, ale jeśli na samym początku drogi człowiek czuje, że porywa się z przysłowną motyką na księżyc (lub słońce, jak kto woli) to lepiej jest usiąść i zmienić wcześniejsze założenia.

Przykładowo osobiście nigdy nie grałem w tenisa. Gdybym dzisiaj wyznaczył sobie, jako mój życiowy cel występ na przykład na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu w turnieju Wielkiego Szlema to może na początku byłbym entuzjastycznie nastawiany, ponieważ wreszcie mógłbym pograć w tenisa (nieważne, z jakim skutkiem, ale z całą pewnością mógłbym liczyć jedynie na oklaski moich bliskich), ale po pewnym czasie entuzjazm opadłby prawie do zera.

Gra w tenisa na poziomie umożliwiającym starty w prestiżowych zawodach to nie jest wycieczka po parku w sobotni wieczór i tylko osoby, które od wielu lat trenują tę dyscyplinę mogą liczyć na grę na wspomnianych kortach w Paryżu.

Wyobraź sobie jeszcze jedną sytuację. Jak zareagujesz, kiedy na przykład idąc na wspomniany spacer w sobotni wieczór spotkasz dawno niewidzianego dobrego przyjaciela ze szkolnych lat. Czy nie będzie czasem tak, że ucieszycie się na swój widok i nawet, jeśli będziecie w stanie spędzić tylko kilka chwil to będą to bardzo miłe i przyjemne chwile, dzięki którym wrócą dawne wspomnienia. Z drugiej strony jak zareagujesz, kiedy na Twojej drodze stanie osoba, która nigdy nie należała do grona Twoich przyjaciół a wręcz przeciwnie z tą osobą wiążą się jedynie wspomnienia przykre i złe.

Zapewne w pierwszym przypadku odczujesz radość ze spotkania a wasza rozmowa bardzo szybko stanie się żywiołowa i entuzjastyczna. Można nawet powiedzieć, że umówicie się na kolejne spotkanie w najbliższym dogodnym dla was terminie, aby powspominać szkolne czasy i odnowić dawną przyjaźń. Jeśli jednak chodzi o drugą sytuację to w tym przypadku już nie będzie tak radośnie. Jeśli w ogóle uda się wam rozpocząć jakąś rozmowę to będzie ona raczej krótka i bez większych emocji (oczywiście pozytywnych, co do tych drugich to nigdy nic nie wiadomo jak to spotkanie może się zakończyć).

Wyobraźmy sobie teraz, jakie efekty mogą osiągać ludzie, którzy potrafią w życiu codziennym oraz w swojej pracy wykorzystać entuzjazm. Sprawa wydaje się prosta. Kiedy ktoś jest w stanie włożyć w swoje działania, chociaż odrobinę entuzjazmu to taka osoba staje się bardziej wiarygodna od kogoś, kto jedynie opanował „suche” fakty i liczy na to, że to wystarczy. Jednak jak pokazuje życie w dzisiejszych czasach nie wystarczy być „chodzącą encyklopedią” w swojej dziedzinie. Ale o tym czy tak jest w rzeczywistości bardzo prosto możesz przekonać się na „własnej skórze”.

Opowiedz komuś ze swoich znajomych o swojej pasji. Nieważne czy tą pasją jest szydełkowanie czy majsterkowanie, skoki ze spadochronem, nurkowanie czy modelarstwo. Kiedy już to zrobisz to teraz zrób coś takiego. Załóżmy, że nigdy w życiu nie pasjonowały cię na przykład … (w miejsce kropek wstaw to, co nie jest Twoją pasją a może to być na przykład: szydełkowanie czy majsterkowanie, skoki ze spadochronem, nurkowanie czy modelarstwo lub cokolwiek innego, co tylko wpadnie Ci do głowy).

Możesz na ten temat poczytać na przykład na Internecie albo nawet zakupić podręcznik o tej tematyce i kiedy już to zrobisz to i tym razem opowiedz o tym znajomemu. Jak sądzisz, w którym przypadku Twoja „opowieść” będzie bardziej inspirująca i ciekawa. Jeśli chodzi o odczucia to może Twoja opowieść będzie ciekawa w obu przypadkach. Jednak tylko ludzi, którzy naprawdę czymś się interesują i to zainteresowanie staje się dla nich prawdziwą pasją są w stanie nie tylko ciekawie o tej pasji mówić, ale w to, co mówią wkładają po prostu serce, czyli inaczej mówiąc entuzjazm.

Oczywiście to, co teraz napiszę jest związane z moimi doświadczeniami, ale pozwalają one na taki wniosek, że ludzie, którzy potrafią do tego, co robią dołączyć entuzjazm mają wielokrotnie większe szanse na odniesienie sukcesu w tym, co robią od tych, którzy go nie „wykorzystują”. Można powiedzieć, że entuzjazm to nie tylko pasja to również pewnego rodzaju „pozytywna energia” a cóż może się przeciwstawić takiej energii, jeśli wypływa ona prosto z serca.

Najlepszym pomysłem na to, aby sprawdzić czy tak jest naprawdę jest podjęcie decyzję o tym, aby zacząć działać entuzjastycznie. Możliwe, że na początku będzie to dla ciebie coś nowego i dziwnego, ale bardzo szybko przekonasz się, że warto być człowiekiem entuzjastycznym. Oczywiście są takie sytuacje gdzie trzeba zachować powagę jednak chodzi o to, aby stać się człowiekiem, który potrafi działać z pasją.

Ludzie, którzy robią coś z pasją zaczynają wprowadzać do swojego działania entuzjazm a wówczas wyniki takiego działania przychodzą o wiele szybciej niż w przypadku osób, które tego nie potrafią lub nie chcą. Jeśli Twoja praca związana jest ze sprzedażą, (chociaż zamiast słowa sprzedaż osobiście wolę mówić doradztwo. Ludzie nie lubią jak coś im się sprzedaje, ale jeśli ktoś jest w stanie tak poprowadzić rozmowę, że dowie się, na czym komuś zależy i pokaże mu jak stać się posiadaczem tej rzeczy to człowiek, który wie jak może coś zdobyć będzie w stanie zrobić wiele, aby zaspokoić swoje pragnienia) to entuzjazm powinien być twoim codziennym „towarzyszem”.

Nie jest ważne czy dzięki Tobie ludzie wchodzą w posiadanie kosmetyków, rowerów czy samochodów możesz to robić jeszcze lepiej dzięki entuzjazmowi. Kilka dni temu postanowiłem w mojej pracy zrobić pewne doświadczenie.

Otóż pewnego dnia do każdej rozmowy podszedłem bez nawet szczypty entuzjazmu. Oczywiście, kiedy rozmawiałem z jakimś człowiekiem to informacje, jakie mu przekazywałem były rzetelne i fachowe. Jednak tak jak wspomniałem nie wkładałem w żadną z rozmów przysłowiowego serca. Jak się okazało tego dnia tylko kilka osób stało się moimi klientami.

Następnego dnia moje podejście zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Do każdej rozmowy wkładałem maksimum „serca” i entuzjazmu. Wyniki, jakie tego dnia osiągnąłem były zdecydowanie lepsze niż te, jakie osiągnąłem w dniu poprzednim. Moimi klientami zostało kilka razy więcej osób a najlepsze były komentarze, jakie usłyszałem. Kilka osób oświadczyło, że nikt do tej pory nie przedstawił im żadnej propozycji w taki sposób i to, dlatego zakupili usługę, którą im zaoferowałem. Osoby, z którymi tego dnia rozmawiałem były zadowolone z mojej pomocy i co najciekawsze większość z nich dokupiła również usługi dodatkowe, które im zaproponowałem (poprzedniego dnia tylko jedna osoba dokupiła usługę dodatkową).

Mimo tego, że wcześniej do mojej pracy podchodziłem z entuzjazmem to wyniki tego dnia były nie tylko większe niż w dniu poprzednim, ale jak się okazało po przeanalizowaniu dnia były większe niż te, jakie osiągałem przed rozpoczęciem mojego „doświadczenia”.

Wniosek mógł być tylko jeden:, jeśli do entuzjazmu dołączy się element samo rywalizacji, czyli działania polegającego na poprawie wcześniejszych wyników osiągane rezultaty mogą być jeszcze lepsze. Zamień wieloletnią rutynę na odrobinę entuzjazmu a po pewnym czasie przekonasz się, że zamiana ta odmieni Twoje życie. Jednak najtrudniejsze może się okazać podjęcie decyzji o wprowadzeniu do swojego życia entuzjazmu.

Jeśli uważasz, że entuzjazm nie jest tak istotną kwestią to zadaj sobie pytanie: czy kiedy chcę coś kupić to wolę, kiedy osoba, jaka mi to przedstawia jest typu „Żaka ponuraka” czy jest to osoba, której wykonywana praca sprawia satysfakcję, zadowolenie i pasję oraz wykonuje ją z sercem i entuzjazmem?

Wolisz służbistów czy osoby, które wręcz potrafią „zarażać” radością i entuzjazmem do swojej oferty i propozycji. Jeśli dojdziesz do wniosku, że lepiej jest rozmawiać z ludźmi, którzy są radośni, entuzjastyczni i do tego, co robią podchodzą z sercem, pasją i zapałem to zdecyduj o tym, że i Ty też będziesz działać tak samo.

Przecież nie można oczekiwać od innych, aby robili coś w taki sposób, w jaki sami nie chcemy tego robić. Zacznij działać entuzjastycznie i z pasją a wówczas ta pasja i entuzjazm przejdzie na ludzi, z którymi rozmawiasz (niezależnie czy są to znajomi czy Twoi klienci obecni lub przyszli) a wtedy Twoje relacje z tymi ludźmi będą jeszcze lepsze a w przypadku takiego podejścia w pracy przyniosą Ci o wiele więcej korzyści niż jest w stanie dać ci działanie pozbawione serca, pasji i entuzjazmu.

Zacznij tak działać a bardzo szybko na własnej skórze przekonasz się o prawdziwości tych słów. Na koniec tego rozdziału pragnę przytoczyć wspomniane już wcześniej słowa, jakimi Dale Carnegie kończył pierwszy rozdział książki „Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie”, której autorem jest Frank Bettger.

Książka, która od lat jest w moim posiadaniu została wydana nakładem Wojskowej Drukarni w Łodzi i oczywiście wielokrotnie przeczytałem nie tylko ten konkretny rozdział, ale i całą publikację. Rozdział nosi tytuł „Jak pewien pomysł pomnożył moje dochody i moje szczęście” i poświęcony został kwestii entuzjazmu.

Oto ten fragment:

„Namawiam gorąco do wielokrotnej lektury tego rozdziału Franka Bettgera. Namawiam też, by każdy Czytelnik powziął mocne postanowienie, iż podwoi entuzjazm, który wkładał w swoją dotychczasową pracę i swoje dotychczasowe życie. Jeśli wytrwacie w tym postanowieniu, najpewniej pomnożycie swoje dochody i pomnożycie swoje szczęście. Podpisano DALE CARNEGIE”.

 


Fragment książki Janusza Kozła „Wspomagacze sukcesu”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Blog ZM, Inspirujące rozmowy, rozwój osobisty i osiąganie celów

Czy Henry Ford był nieukiem?

24 kwietnia 2015

Parę lat temu podczas wojny pan Ford wytoczył proces przeciw „Chicago Tribune”, oskarżając tę gazetę o publikację oszczerczych stwierdzeń o nim. Jednym z tych stwierdzeń było, iż Ford to „ignoramus”,  to znaczy nieuk, a do tego pacyfista.

Kiedy sprawa trafiła do sądu, prawnicy „Tribune” próbowali udowodnić, przy „pomocy” samego Forda, że ich stwierdzenie było prawdą: że faktycznie jest nieukiem. W tym celu przepytali go skrupulatnie ze wszystkich możliwych przedmiotów.

Jedno z pytań, jakie zadali, brzmiało:

– Ilu żołnierzy wysłali Anglicy do zduszenia powstania kolonii amerykańskich w 1776 roku?

Z cierpkim uśmiechem na twarzy Ford odpowiedział nonszalancko:

– Nie wiem, ilu dokładnie, ale słyszałem, że było ich dużo więcej niż tych, którzy potem wrócili do domu. Po tym nastąpił głośny śmiech sędziego, ławy przysięgłych, ludzi na sali, a nawet sfrustrowanego prawnika, który to pytanie zadał.

Tę linię pytań kontynuowano przez ponad godzinę. Ford cały czas zachowywał stoicki spokój, pozwalając „szczwanym lisom” strony przeciwnej bawić się z nim, aż wreszcie miał tego dość. W odpowiedzi na szczególnie nieznośne i obraźliwe pytanie, Ford wyprostował się, wskazał palcem na pytającego prawnika i odpowiedział:

– Gdybym naprawdę chciał odpowiedzieć na to głupie pytanie, które pan mi teraz zadał, albo na którekolwiek inne z pytań, jakie mi pan wcześniej zadawał, pragnę przypomnieć panu, iż nad moim biurkiem wisi rząd elektrycznych guzików, a przyciskając odpowiedni z tych guzików, mógłbym wezwać ludzi, którzy podaliby mi poprawną odpowiedź na wszystkie pytania zadane tu dziś przez was oraz na wiele innych pytań, których z braku inteligencji nie umiecie ani zadać, ani odpowiedzieć na nie. A teraz zechce mi pan łaskawie wyjaśnić, dlaczego miałbym zaśmiecać sobie umysł masą bezużytecznych szczegółów i odpowiadać potem na każde pytanie zadane mi przez każdego głupca, kiedy mam wokół siebie ekspertów i oni dostarczą mi wszelkich faktów, jakich potrzebuję, kiedy tylko ich zawołam? Cytuję z pamięci, ale to w zupełności oddaje odpowiedź Forda.

Na sali sądowej zaległa cisza. Zadającemu pytania prawnikowi opadła szczęka, oczy wyszły mu z orbit. Sędzia wychylił się ze swojego miejsca i gapił na pana Forda. Wielu sędziów przysięgłych przebudziło się i patrzyło wkoło, jakby nastąpiła tu jakaś eksplozja (co dokładnie się stało).

Znany człowiek kościoła, obecny na sali, powiedział mi potem, że scena ta przypominała mu to, co prawdopodobne się działo wtedy, gdy Jezus Chrystus był sądzony przez Poncjusza Piłata; zaraz po tym, jak podał swoją słynną odpowiedź na pytanie Piłata: „Czym jest prawda?”

A mówiąc po naszemu, Ford tak odpowiedział, że tamtemu buty spadły. Do tego momentu w procesie ów prawnik całkiem dobrze się bawił.

– jak myślał – kosztem Forda, szeroko ukazując własną wiedzę ogólną jako przykład i porównując ją z brakiem wiedzy Forda o wielu sprawach i wydarzeniach.
Ale ta odpowiedź popsuła mu zabawę!

Udowodniła także po raz kolejny (wszystkim, którzy byli dość inteligentni, by to przyjąć), że prawdziwe wykształcenie oznacza rozwijanie umysłu, a nie samo zbieranie i klasyfikowanie wiedzy.

Ford nie mógłby w żadnym wypadku podać nazw wszystkich stolic stanowych USA, ale mógłby – i zrobił tak w rzeczywistości – zbić „kapitał”, którym można w każdym stanie USA „pociągnąć za wiele sznurków”.

Edukacja – nie zapominajmy tego – składa się z mocy dostania wszystkiego, co ktoś potrzebuje wtedy, kiedy tego potrzebuje, bez naruszania praw innych ludzi. Ford doskonale pasuje do tej definicji z powodu, który autor usiłował tutaj wyłożyć, opisując powyżej wspomniany incydent związany z prostą filozofią Forda.

Zapraszamy do zapoznania się z wieloma innymi inspirującymi historiami opisanymi przez Napoleona Hilla w jego ksiażce: „Prawa Sukcesu. Tom I i II.”