Browsing Tag

cel

Droga do spełnienia

PODSUMOWANIE: THAT’s The Point, czyli o to chodzi

12 marca 2024

Pewność osiągnięcia celu wskazuje bezpośrednio na jego osiągnięcie.

Cel wskazuje drogę.

Podążając drogą, mamy szczęście… prędzej czy później.

Vargas rozmyślając, patrzył w dal. Na horyzoncie pojawiły się mewy zwiastujące ląd. „Jest!! To jest ląd naszego przeznaczenia!!”. Spojrzał na mapę, definiując długość i szerokość geograficzną. Zapisał te dane w dzienniku pokładowym, który miał akurat przy sobie. „Nareszcie — myślał, nie posiadając się z radości. — Tyle czasu zajęło nam, by dotrzeć na wyspę Samorealizacji. Ale w końcu jest: La Bella!”.

Vargas patrzył przed siebie na zbliżający się coraz szybciej ląd. Kontury wyspy przeszły w pejzaże i oczom kapitana ukazały się przepiękne egzotyczne drzewa, cudowny złoty piasek, lazurowa toń morskiego brzegu. Kolorowe ptaki wesoło tańczyły na szczytach różnobarwnych roślin.

W lewym oku Vargasa zakręciła się łza, która po chwili spłynęła mu po policzku. Płakał ze szczęścia. „A jednak to nie był mit. La Bella istnieje naprawdę. Ileż to lat szukałem właśnie jej! Ile razy głupi ludzie mówili, że gonię za mirażem, za utopią, za tym, co nie istnieje. Moja La Bella!!”. Ostatnie zdanie zabrzmiało jak słowa zakochanego człowieka do obiektu swego oblubienia (lub może raczej: do swojej oblubienicy).

W tym natłoku emocji w głowie Vargasa pojawiła się niepokojąca myśl: „Gdzie jest załoga?”. Rozejrzał się. Na pokładzie nie było żadnego marynarza. „Co jest grane? Gdzie oni są?! Gdzie wszyscy moi przyjaciele, -ele, -ele…?”.

— Kapitanie! Kapitanie!!!

Vargas otworzył oczy.

— Prosił pan, by zbudzić pana na wieczorną wachtę — oznajmił bosman Jack i wyszedł z kajuty.

Leżąc na łóżku, Vargas pomyślał: „Więc to był tylko sen. A już myślałem, że dotarliśmy na miejsce. Ale przecież ten sen był taki realny. Nie może być inaczej. La Bella istnieje naprawdę!!! Zaraz, zaraz, w moim śnie zapisałem do dziennika pokładowego dokładne współrzędne tej wyspy…”.

No i jak to często bywa w takich chwilach, tylko częściowo udało się odtworzyć koordynaty wyspy Samorealizacji. Ale to nie zniechęciło kapitana, wręcz przeciwnie. Wyszedł na pokład, przeciągnął się i zapytany przez pełniącego swe obowiązki marynarza: „Kapitanie, co będzie jutro? Gdzie jutro płyniemy?”, spokojnie i z pewnością w głosie odpowiedział:

— Do celu. Jutro płyniemy do celu.


Świat potrzebuje bohaterów. Nie dlatego, że światu czegoś brakuje, ale dlatego, że stając się bohaterem, człowiek, kobieta, mężczyzna, dziecko, stary, prosty czy garbaty, daje świadectwo tego, że jest w nas nieograniczony potencjał – potencjał, byśmy byli kim chcemy, potencjał do tego, byśmy robili to, co chcemy, potencjał do tego, byśmy realizowali się tam, gdzie tylko zapragniemy. Droga każdego człowieka może być drogą po cierniach, po tłuczonym szkle. Może być także poezją, symfonią, może być drogą spełnienia. Najczęściej, nawet u wybitnych jednostek, jest to kolaż, mix wszystkiego tego, czym jesteśmy i do czego dążymy. Żeby wejść na własny szczyt swoich własnych osiągnięć, żeby dotrzeć na wyspę naszego przeznaczenia, najpierw trzeba sobie zdać sprawę, że taki szczyt czy wyspa istnieje. Później trzeba podjąć decyzję, że się tam dotrze, a na koniec trzeba już tylko zrobić to, co się zaplanowało.

Celowo użyłem wcześniej słowa „wybitna jednostka”. Myślimy o Jezusie, o Gandhi, czy o innym wyzwolicielu, czy zbawcy jako o kimś szczególnym. Myślimy o jego ogromnym potencjale i zestawiamy go z naszym potencjałem człowieka z blokowiska, który zakupy robi w Konsumie, czy innym sklepie Społem i myślimy – gdzie mi tam do nich. Nawet się nad tym nie zastanawiamy, bo mamy w głowie tak głęboko wryte absurdy, że jesteśmy słabi, bez siły, zdani na okoliczności i jak nas wyleją z roboty, to trzeba iść do urzędu pracy, żeby dostać zasiłek. Jak mamy myśleć o Wyspach Szczęścia, skoro wokół szaleje wirus, czy inny pasożyt? Jak mamy myśleć o radości, skoro kiedy kichniemy w tramwaju zza bardzo ściśle nałożonej na kaganiec twarzy maski, patrzą na nas oczy pełne lęku, strachu i agresji? O jakich wyspach szczęścia mamy sobie imaginować podczas kiedy siedzimy na stołku przychodni onkologicznej, myśląc jedynie o dacie, kiedy nas pochowają na Powązkach?

Świat stanął na rozdrożu i nie ma co do tego dwóch zdań. I właśnie dlatego potrzebujemy bohaterów: ludzi z ambicją i pasją do tego, by pozwolić sobie na „szczęśliwe życie”. Życie bez strachu, bez napięcia, życie z uśmiechem. To jest kwestia wyboru, na co się decydujemy. Kiedy z telewizorów płynie stek bzdur i kłamstw, mamy prawo go wyrzucić na śmietnik. Kiedy straszą nas pandemią, mamy prawo myśleć zdrowo i rozsądnie, mamy prawo wierzyć w swój system odpornościowy, który właściwie pielęgnowany poradzi sobie nie tylko z pasożytami umysłu. Kiedy widzimy ilość chemii w pożywieniu, mamy prawo mieć własny ogródek, w którym wyhodujemy kartofle. Kiedy nas straszą wojną, śmiercią czy czymkolwiek, mamy prawo powiedzieć: „To nie mój świat”. Moc jest w nas, i to nie są puste słowa. Nie doświadczysz nigdy niczego, jeśli nie będziesz sobie w stanie tego wyobrazić. Nie doświadczysz tego, co zanegujesz, zastępując smutne wizje swoją wersją zdarzeń, bowiem moc podąża za uwagą, a świat, w którym żyjemy, budujemy WŁASNYMI MYŚLAMI – WŁASNYM UMYSŁEM.

Nasze Wyspy Szczęścia są w nas, trzeba tylko być bohaterem, by pozwolić sobie na przełamanie stereotypu. Trzeba wyjść poza stado i przestać jak baran na zad innego barana. Trzeba podnieść głowę i poszybować w górę jak orzeł, wytyczyć swój własny szlak, zebrać swoją załogę i ruszyć tam, gdzie ma się ochotę, z podobnie myślącymi ludźmi. To wszystko jest tu i na wyciągnięcie ręki. Trzeba jednocześnie pamiętać, że nic się samo z siebie nie zadzieje. Potrzebne jest nasze przyzwolenie i decyzja, a jak już się ruszy, determinacja. Każdy sam określa, gdzie i jak płynie. Determinizm, darwinizm czy inni „izm” są jak opium dla naszych umysłów, ciał, a co za tym idzie, dla naszego życia. I poszło to trochę za daleko, dlatego też właśnie dziś Świat potrzebuje bohaterów.

Żeby życie było ekscytujące, trzeba wiedzieć, po co się żyje, dokąd się zmierza i co się ma osiągnąć. Vargas szuka swojej Wyspy, bo wie, że istnieje, wie, że może tam dotrzeć i wcale nie przejmuje się tym, że to był tylko sen, że tam dotarł, BO WIE, że cel jest drogą, a droga jest celem. I tak samo jest w naszym życiu. Jeśli pragniemy spełnienia, to uczmy się za wszelką cenę traktować małe rzeczy, małe sprawy, docieranie do każdego małego z pozoru celu jako dar, jako błogosławieństwo i jako naszą misję. Inaczej całe życie będzie jedną wielką frustracją i zastanawianiem się, dlaczego jeszcze nie dotarliśmy tam, gdzie mieliśmy dotrzeć. A prawda stara jak świat i oczywista, tak jak oczywista oczywistość, jest taka, że dotarcie do celu, dotarcie na sam szczyt da satysfakcję tylko na krótką chwilę. Nie zasiądziesz na tronie i nie będziesz potrafił napawać się tą chwilą w nieskończoność. Zrobisz imprezę, dwie, czy nawet trzysta, ale przy trzysta pierwszej znudzisz się i zaczniesz kombinować, o co w tym chodzi, tylko po to, by dojść do punktu, w którym wytyczysz nowy cel i zaczniesz kolejną podróż. Czy to się kiedyś kończy? Hmm, pomyślmy…

Droga do spełnienia

21. Idź za błyskiem

8 marca 2024

— Skały po prawej, skały po prawej!!! — alarmował majtek pokładowy z bocianiego gniazda na szczycie galeonu.

— Kapitanie, mamy problem! — Bosman Jack wpadł jak burza do kajuty kapitana siedzącego nad mapami. — Skały przed nami!

„Skały?! Skąd tu skały?! Na mapach nie ma w tym miejscu żadnych skał!”. — Przez głowę Vargasa pędzącego na górny pokład przelatywały gorączkowe myśli. Kiedy dotarł do steru, zaczął wypatrywać podwodnych przeszkód na kursie galeonu. Po chwili znieruchomiał. Skały były wszędzie!!!

— Kapitanie, nie damy rady ich ominąć, jest ich za dużo, wiatr z tyłu tak dmucha, że nie zatrzymamy ani nie zawrócimy naszego El Dragona. Zginiemy, ach, zginiemy! — lamentował na całe gardło Ameliusz Raz.

— Uspokój się, marynarzu — ryknął jak lew kapitan. — Poradzimy sobie! Cisza i spokój, wszyscy na swoje miejsca i słuchać moich poleceń!!!!

Kolejne piętnaście minut zmroziłoby krew w żyłach zamrażalnika. Najpierw Vargas manewrował galeonem to w prawo, to w lewo, zręcznie omijając ostre jak brzytwy skały wystające z morskiej toni. Trwało to może dziesięć minut. Następnie ni stąd, ni zowąd, ku przerażeniu całej załogi oddał ster w ręce Ameliusza Raza. Ostatnią fazę pokonywania podwodnego toru przeszkód marynarze przepłynęli z rozdziawionymi gębami i kiedy El Dragon minął ostatnią widoczną skałę, słychać było, jak na jego pokład spadają z serc marynarzy bardzo ciężkie głazy.

Tego wieczoru wszyscy musieli się napić. I to sporo. Przetrwali, mimo że byli już na granicy życia i śmierci.

Vargas pił razem z załogą, choć robił to niezmiernie rzadko. W końcu wyszedł na pokład zaczerpnąć świeżego powietrza.

— Nie rozumiem. — Bosman Jack, zataczając się nieco, „podpłynął” do kapitana. — Anton, jesteś przecież taki zapobiegliwy i ostrożny, więc dlaczego dziś podczas tego horroru oddałeś ster w ręce żółtodzioba? — Jack rzadko zwracał się do kapitana po imieniu, ale tym razem było to nawet na miejscu.

— Powiem ci, Jack. Dlatego, że tak mi przyszło do głowy.

— Hęę??? — żachnął się bosman Jack.

— Wiesz, że często podejmuję decyzje czysto intuicyjnie: wierzę w moją intuicję, ale tym razem do intuicji doszły „błyski”. Po prostu wiedziałem, co mam robić. Lawirowałem pomiędzy skałami, bo to z lewej, to z prawej strony pojawiały się różne sygnały, które wskazywały, co robić. Przed ostatnią przeszkodą nie pojawiły się sygnały, tylko intuicja, że właśnie ten żółtodziób nas uratuje. Miałem przeczucie, że ja bym nas zatopił. Dlatego oddałem ster.

— O mój Boże! — Jack dopił resztkę rumu i legł jak długi na pokładzie galeonu.

— Śpij, przyjacielu, śpij. To był ciężki dzień — powiedział Vargas i wrócił pod pokład.


Masz problem, szukasz rozwiązania, nie wiesz jak rozwiązać daną sytuację, siedzisz i naparzasz się w głowę jak tylko możesz. Nic nie skutkuje. Nie wiesz, czy masz ją rzucić czy z nią zostać, chyba Cię zdradza, ale nie wiesz na pewno. I właśnie w tej chwili dzwoni telefon. Odbierasz i słyszysz:

– Nie mogę we wtorek się z Toba spotkać – dzwoni Twój kumpel.

Odkładasz telefon i dalej myślisz, co zrobić z Twoją dziewczyną. Podejmujesz decyzję. Rzucasz ją. I rzucasz ją rzeczywiście. Po tygodniu dowiadujesz się, że ten chłopak, z którym się obejmowała, to jej brat z Mozambiku. Rzuciłeś ją, a przecież w odpowiednim momencie życie powiedziało ci „Nie” ustami Twojego kumpla, który odwołał spotkanie. Co się stało? Nie byłeś uważny.

Uważność jest kluczem do tego, by móc poruszać się przez życie, idąc za sygnałami „błysków”. Błyski to nic innego, jak podszepty intuicji. Przez intuicję należałoby rozumieć tę część nas, która wie, co dla nas dobre, wie, co powinniśmy zrobić, by w najgorszym razie nie narobić większego bałaganu niż ten, który już jest. Obojętnie, czy to nasz wewnętrzny bóg, czy anioł stróż, czy nadświadomość, czy mix nad i podświadomości. Komunikacja pomiędzy naszą świadomą strukturą, świadomym myśleniem, a tym, co niewidzialne, a co nas chroni, wspomaga, czy nas wspiera przez cały czas, jest nazywana popularnie intuicją. Każdy może sobie zmajstrować dowolną definicję i żadna nie będzie jakaś ogromnie wadliwa, bowiem tego mechanizmu nikt nie zdefiniował jednoznacznie, a już na pewno nie tak, by cała reszta się z tym zgodziła – przynajmniej ja o czymś takim nie słyszałem, a doktoryzuję się w tym temacie nie od dziś☺ Bezpiecznie będzie nazwać tę część, która się z nami komunikuje, naszą nadświadomością. Przyjmijmy, że to taka mądrzejsza część nas samych, która lepiej wie, co dla nas dobre, bo widzi i rozumie więcej niż nasza codzienna świadomość, której używamy.

Najogólniej wydaje się zasadnym stwierdzić, że jeśli korzystamy z tych podszeptów nadświadomości, to nieźle na tym wychodzimy. Co do samych form przekazu nam „tego, co dobre dla nas, a tego, co nie”, jest ich sporo. Komunikacja może następować poprzez nasze zmysły: możemy coś zobaczyć, poczuć, odczuć, usłyszeć. Możemy poczuć ucisk w splocie słonecznym lub ból w dowolnej części ciała, może nam się coś przyśnić, ale także, jak w naszym przykładzie z chłopakiem, który rzucił dziewczynę, mogą to być podszepty innych ludzi, zachowania zwierząt czy inne okoliczności, jak zmiany pogody. Trzeba być uważnym. Ćwiczenie się w odbiorze intuicyjnym jest niełatwym zadaniem. Jeszcze trudniejsze jest poleganie na „błyskach”, które nam się pojawiają. Jest to o tyle trudne, bo wymaga „zawierzenia”, że podpowiedź nam udzielana jest na pewno „z tego prawdziwego źródła”. A z wiarą jest tak, że wymaga praktyki, by stała się wiedzą. Czyli nie pozostaje nam nic innego, jak tylko ćwiczyć, jeśli chcemy intuicyjnie kierować się w tym, co robimy. Poza tym każdy może mieć indywidualny zestaw odczuć, interpretacji i narzędzi. Każdy z nas ma jakiś dominujący zmysł, każdy z nas jest indywidualny, inny od innych, choć z grubsza niby jesteśmy podobni.

Co do przykładów, może być ich sporo i jest. Czujesz dym papierosa, choć nikt nie pali. Okazuje się, że Twój kolega – palacz – czule myśli o tobie. Ktoś składa Ci propozycję biznesową, a ty w tym momencie czujesz niepokój w splocie słonecznym. Iść czy nie iść – „dzwoni radosny telefon”. Zrobić czy nie zrobić – i właśnie czytasz o tym w książce, jak ktoś miał ten sam dylemat i robiąc tak jak zamierzałeś, zrobił odwrotnie i odniósł porażkę. Spieszysz się na samolot, a tu zepsuł się samochód. Wzywasz drugi, a ten nie może odpalić, i coś Ci podpowiada, żeby nie lecieć. Odwołujesz swój lot, a później okazuje się, że samolot, którym miałeś lecieć, nie doleciał. Nie możesz znaleźć ulubionego młotka, by wbić gwóźdź, ale bierzesz ten młotek, którego nie cierpisz, i zamiast w gwoździa, walisz sobie w palec z całej mocy! Takie i inne historie. Trzeba czytać sygnały. Żeby je czytać, trzeba umieć je czytać. Żeby umieć je czytać, trzeba się w tym szkolić. Cała Ameryka. Coś Ci podpowiada, żeby dziś nie jechać tą najkrótszą trasą, którą zawsze dojeżdżasz do pracy. Ale nie. Ty jesteś mądrzejszy! No i pakujesz się w korek na dwie godziny, bo akurat był wypadek. Twoja intuicja wiedziała. Ty niestety nie. No ale ty przecież jesteś najmądrzejszy i dopiero, jak szef wylał Cię na zbity pysk z pracy, bo to nie było pierwsze spóźnienie, to widzisz, jaki jesteś mądry. A przecież intuicja mówiła…

Logika i rutyna, którą często posługujemy się w życiu (zresztą słusznie), zawodzi, kiedy pojawiają się okoliczności, o których nie mamy świadomości. Intuicja jest po to, by nam wskazywać, kiedy i co zmienić, czy co zrobić, by nie wdepnąć w gówno lub co zrobić, by odebrać nagrodę Pulitzera, Oscara, Nobla czy Frankensteina. Trzeba tylko jej słuchać i współgrać z tym, co podpowiada. Wtedy jest szansa na to, by częściej trafiać w dziesiątkę lub siódemkę niż w płot. No bo na co nam dziury w płocie?

Droga do spełnienia

22. Wspinaj się na szczyty na barkach gigantów

6 marca 2024

Wieczory na pełnym oceanie bywają raczej chłodne. Ten nie był chłodny. Był przyjemny. Gwiazdy rozpoczęły swoją codzienną wędrówkę po sobie tylko znanym niebie.

— Brema, opowiedz nam jedną z tych twoich historii — rzucił hasło Dobry Bud. Nikt nie wiedział, dlaczego Bud zyskał ten przydomek, ale jakoś wszyscy tak na niego wołali.

Brema z zadowoleniem zakręcił swój ponad siedemdziesięcioletni siwy wąs. Lubił opowiadać marynarzom różne historie, a marynarze bardzo lubili ich słuchać.

— To o czym dziś będzie? — ciągnął Dobry Bud.

— Hmm… — Brema zamyślił się, zamykając oczy. — O gigantach. Dziś będzie o gigantach. — I zaczął swoją opowieść.

Dawno, dawno temu, ale nie za górami i nie za lasami, tylko za siedmioma morzami, żyli giganci.

Nawiasem mówiąc, nietrudno było się domyślić, że stary wilk morski będzie snuł opowieść zza mórz, a nie zza lasów.

Brema kontynuował.

Giganci mieli w sobie potężną moc. Ludzie nie mogli się z nimi równać. Giganci byli raczej niechętni do obcowania z ludźmi, którzy wtedy tam żyli, bo ludzie byli zawistni, głupi i słabi nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie.

Kiedyś jeden człowiek założył się z drugim o to, że zdoła przekonać giganta, by ten pozwolił mu na swoich barkach wznieść się na Szczyt Osiągnięć. Ludzie zawarli zakład. Leo — bo tak nazywał się ów śmiałek, który zdecydował się usiąść na barkach giganta — poszedł na równiny, gdzie przebywali giganci, i upatrzył sobie jednego takiego — a miał ten gigant z dziewięć metrów: był wielki jak dąb — po czym wyjawił mu cel swojej wizyty. Gigant zgodził się, choć niezbyt chętnie, by na jego barkach człowiek mógł zdobyć Szczyt Osiągnięć. Ale postawił warunek.

— Siedem życzeń mych spełnisz — zażądał, a Leo na to przystał.

Zadania były niewyobrażalnie trudne, ale Leo był tak zdeterminowany, że wszystkie je wypełnił. Kiedy tego dokonał, wrócił do giganta i razem wyruszyli w podróż na Szczyt Osiągnięć.

Podróż do Góry Osiągnięć zajęła im osiem długich miesięcy. Przeżyli różne przygody i najczęściej Leo siedział wtedy na barkach giganta, który pokonywał przeszkody jedną po drugiej. Nie było możliwości, by człowiek bez tej pomocy dotarł do miejsca przeznaczenia — Leo sam tak kiedyś stwierdził, mówiąc to wprost do giganta.

Kiedy dotarli do Góry Osiągnięć, gigant zdjął Leo ze swego ramienia, postawił na ziemi i odwróciwszy się na pięcie, udał się w drogę powrotną.

— A ty gdzie??!!! — zakrzyknął Leo. — Przecież szczyt jest tak wysoko, jak tam wejdę bez twojej pomocy?

— Tak to już jest w życiu, Leo. — Gigant przyjął bardzo poważny ton. — Giganci mogą ci pomóc do czasu, do pewnego momentu, ale szczyt swoich osiągnięć musisz zdobyć sam.

— I co, i co, Leo zdobył ten szczyt? — zniecierpliwiony wykrzyknął Dobry Bud.

— Hmm… — zamyślił się Brema. — Pomyślmy…


Żyjemy wśród ludzi, zwierząt, otoczenia i przyrody. Jesteśmy częścią układanki o wdzięcznej lub niewdzięcznej nazwie życie. Biorąc pod uwagę tę okoliczność, trudno sobie wyobrazić, że człowiek sam w sobie mógłby być oderwany, „autonomiczny”, skazany na siebie. Żyjemy w sieci wzajemnych powiązań, zależności i układów. Bez pomocy matki, rodzica lub innych ludzi, nowonarodzone dziecko nie przeżyje. Bez nauczyciela nie będzie ucznia. Bez mędrca nie będzie głupca lub będą sami głupi. Rządzący zwierzętami instynkt przetrwania, jak to niektórzy nazywają, pozwala im egzystować, żyć i zabijać, by żyć. Wszystko jest zależne od czegoś. Akcja rodzi reakcję, a warunki nie biorą się same z siebie, tylko wynikają z przyczyn, które je tworzą. A teraz przełóżmy to na podejście do naszych działań, a w szczególności na to, co nazywam „wspinaniem się na szczyty na barkach Gigantów”.

Robiąc określone przedsięwzięcie, zakładając firmę, dążąc do dowolnego celu, czy to materialnego, czy jakiegokolwiek innego, możemy używać dźwigni. Dźwignią dla nowej firmy może być wsparcie finansowe lub włączenie do jej szeregów kogoś, kto zna się na biznesie. Dźwignią dla adepta medytacji jest i może być mistrz, który wskaże mu drogę. Gdybyśmy chcieli podzielić te dźwignie w jakiś sposób, można stwierdzić, że są dwa główne typy: materialne – jak np. pieniądze oraz niematerialne – wiedza. Przez pieniądze rozumiemy także sytuację, w której ktoś udostępnia Ci zaplecze logistyczne pod Twoją bazę. Niekoniecznie musi to być pieniądz wprost. Przez niematerialne możemy rozumieć nie tylko podpowiedzi co i jak dobrze jest zrobić, nie tylko naukę fachu, ale także wsparcie mentalne życzliwych osób, które często jest o niebo ważniejsze niż wszystkie pieniądze i wskazówki świata.

Co do samych Gigantów, to można powiedzieć, że tak najogólniej są to istoty lub szeroko rozumiane instytucje, które mają większą moc (szeroko rozumianą – materialną i niematerialną) lub wiedzę niż nasza. Korzystając z ich zasobów, możemy łatwiej osiągać nasze cele. Jeśli chcesz się nauczyć dobrze sprzedawać nieruchomości, idź do kogoś, kto robi to dobrze lub doskonale i ucz się od niego. Pracuj u niego za darmo, albo płać mu przez rok za to, żeby u niego pracować, jeśli nie chce słuchać o współpracy z Tobą. Jeśli chcesz stać się super mechanikiem samochodowym, znajdź najlepszego fachowca w tej dziedzinie i idź do niego na staż. Jeśli Twoje problemy mogą być rozwiązane przez powiększone zaplecze finansowe, to pożycz pieniądze. Choć z tym pożyczaniem pieniędzy to lepiej ostrożnie.

A teraz o zagrożeniach, czy może o wyobrażeniach, które mogą nam strzelać gole do naszych własnych bramek. Korzystanie z pomocy jakiejkolwiek dźwigni, jakiegokolwiek rodzaju Giganta, nie rozwiązuje do końca wszystkich kwestii, a jedynie albo aż wspiera nas w tym, by było łatwiej osiągnąć cokolwiek. Dobry fachowiec może nam przekazać wiedzę, ale to zupełnie inna kwestia, jak tą wiedzę zinterpretujemy, przyjmiemy i co najważniejsze, jak ją zastosujemy w praktyce, czyli jak będziemy nią posługiwali się na naszym własnym podwórku. Pieniądze same nie rozwiązują różnych kwestii, stanowią tylko zasób do wykorzystania. Od tego, czy to zasób potrzebny i właściwy, świadczyć będzie dopiero to, jak go wykorzystamy. Gdyby pieniądze same w sobie były rozwiązaniem na większość bolączek, abstrahując od dziedziny życia, w jakiej je wykorzystamy, to nie widzielibyśmy tylu plajt i nieszczęść następujących po niewłaściwym ich wykorzystaniu. Pieniądze szczęścia nie dają. Zgoda. Święta zgoda. Mogą natomiast pomóc w budowie szczęścia, tylko wtedy, kiedy właściwie z nich skorzystamy.

Jeśli masz jakiś projekt, jakiś cel, chcesz coś osiągnąć i chcesz to zrobić szybciej niż wolniej, to szukaj trampoliny w dowolnej postaci. Trampoliny, od której będziesz się mógł odbić i chwycić swoje marzenia, plany czy cele. Wiedz jednak, że tak naprawdę prędzej czy później będziesz musiał sam pokonać to, co jest w Tobie. Tak jest z każdym wchodzeniem na każdy godny szczyt. Dzieje się tak, bowiem tak naprawdę przeszkodą, jaką musimy pokonać, idąc na dowolny ambitny szczyt, jest nasze wyobrażenie o nim i nasze ograniczenia, które powodują, że jeszcze go nie zdobyliśmy. Zawsze ostatecznie pokonujemy samych siebie. Łamiemy swoje własne stereotypy, zmieniamy przekonania, nawyki, koncentrujemy się na określonych działaniach, najczęściej tych mniej przyjemnych, by rozerwać kajdany ograniczających nas uwarunkowań stojących na drodze do naszej wielkości w dowolnej dziedzinie.
A Giganci? Pomimo tego, że prawdziwi i dobrze dobrani Giganci to doświadczenie i wiedza, to moc i mądrość, trzeba pamiętać, że są tylko dodatkiem. Są pomocą na ścieżce, na naszej drodze. Prawdziwy Gigant jest w Tobie, to Twoja moc, która może przenosić góry i ruszać świat w jego posadach. Pytanie jest tylko takie, czy zdołasz w to uwierzyć, budząc swojego Giganta?

Droga do spełnienia

13. Celuj w gwiazdy

29 lutego 2024

— I raz, ciągnij linę, ciągnij linę!!! — To już przechodziło w rutynę, że kiedykolwiek zajrzało się na pokład galeonu El Dragon, ktoś wrzeszczał. Tym razem był to Koral, który będąc najgłośniejszym kibicem, a jednocześnie bratem marynarza Uwego, tak motywował go do wygranej.

Awans na statku to przywilej okupiony ciężką pracą. W tym właśnie dniu miało się okazać, który z marynarzy dostanie „o jedną belkę więcej na swoje pagony”. Było trzech kandydatów: Uwe, Sam i Bose i tylko jedno miejsce do obsadzenia. Miejsce nadzorcy takielunku — wszystkich ruchomych części galeonu powyżej pokładu.

Konkurencja z liną dobiegła końca. Uwe siedział ze spuszczoną głową. Do końca zawodów zostały trzy konkurencje. On był ostatni. Przeciąganie liny przerżnął z kretesem. Siedział na pokładzie i prawie płakał.

— Możesz wygrać! — Usłyszał nad sobą głos Korala.

— Co ty pierdzielisz, braciszku? Jak mogę wygrać? Sam jest najszybszy, Bose najsilniejszy, a ja cóż… Nadaję się chyba tylko do tego, by flądrom spod ogona wymiatać.

Koral się nie poddawał.

— Wyobraź sobie, że już masz tę funkcję. Nie patrz na to, co widzisz, tylko na to, co chcesz zobaczyć. Możesz wygrać, masz jeszcze trzy podejścia, nikt nie jest mądrzejszy niż ty.

— Całe życie będę majtkiem — dalej lamentował Uwe.

— Nieprawda, możesz być kapitanem. I będziesz, zobaczysz. Tylko przestań się mazać i bierz się do roboty. Celuj w gwiazdy!

— Że co? W jakie gwiazdy? — zapytał, podnosząc głowę, Uwe.

— Jeśli celujesz w gwiazdy, to w najgorszym razie wylądujesz na księżycu lub w przestrzeni kosmicznej. Jeśli celujesz w szczyt masztu galeonu, to nie dolecisz nawet do chmur, bo nie potrafiłeś sobie tego wyobrazić.

Uwe podniósł głowę i stanął prosto. Nie do końca rozumiał, co się działo, ale uwierzył bratu. Coś w nim po tych słowach się zmieniło, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyobraził sobie, jak celuje w gwiazdy.

Kolejne trzy konkurencje wyłoniły zwycięzcę. Kiedy Uwe odbierał od Vargasa gratulacje wraz z tytułem nadzorcy takielunku, kapitan zapytał:

— Jak ci się udało? Jak tego dokonałeś? Byłeś ostatni, a jednak wygrałeś.

Uwe uśmiechnął się i spojrzał na stojącego na czele tłumu marynarzy Korala.

— Celowałem w gwiazdy, kapitanie! Celowałem w gwiazdy!


„Energia idzie za uwagą”, dlatego można się spodziewać, że ta energia spowoduje, że zbyt poważne, czasem nawet z pozoru nierealne rzeczy, mogłyby przydarzyć się określonym ludziom. No bo jak wytłumaczyć np. to, że tacy, a nie inni ludzie po roku 1990 w Polsce obejmowali kolejno fotele Prezydenta czy Premiera? Aż do dnia dzisiejszego stanowiska od Prezydenta po Premiera w kolejnych RP są obejmowane niejako dlatego, że niemożliwe, nierealne, będące za pan brat z aberracją rzeczywistości rzeczy dzieją się. Ci panowie piastujący te urzędy musieli uwierzyć najpierw, że mogą. Zobacz, jaką potęgą jest siła Wiary!
Tendencja do tego, by coś się wydarzało, wydaje się mieć taką trajektorię, że trudniej jest osiągnąć coś, czego nie obejmujemy w swoim umyśle jako potencjalną możliwość do tego, by się zrealizowała. Można powiedzieć: „Ok., a Nikodem Dyzma?” Nikoś tylko to potwierdza.


Weźmy dwóch gości, którzy od małego pielęgnowali w głowie odpowiednio – Baltazar, by być Prezesem, Franc – by być ochroniarzem. Nie ma nic złego w jakimkolwiek celu, jeśli nie krzywdzi innych ludzi, innych istot, bo Baltazar zrealizuje się jako miliarder, a Franc jako ktoś, kto pomaga ludziom w tym, by czuli się bezpieczni. Chodzi o meritum. Po trzydziestu latach Baltazar ściska dłoń swojego szefa ochrony – Franca i pamiątkowe zdjęcie tej chwili zdobi kominki tych panów w ich domach. Czemu jest tak, że po latach ludzie lądują tam, gdzie myślą, że wylądują? Co jest tego powodem? Przypadek? No weź, proszę Cię! Przypadkiem mogę sobie zbić dużego palca u stopy, jak zapodam nieuważnie w kant sofy…choć z grubsza trzeba by było tu przywołać przyczynę, a nie „przypadek”.

Co płynie zatem z tych rozważań, i zaznaczę, że nie tylko teoretycznych? Analizując historycznie różnych ludzi, barbarzyńców, zbawców, złoczyńców, kaznodziei i złodziei, napotykamy na każdym kroku na schemat: twoje myślenie prowadzi twoją grę życia i rysuje scenariusz tego, co się w tym życiu wydarza.


Mamy w sobie ogromne potencjały energii i ogromne możliwości. Demagodzy traktujący nas jak stado baranów narzucili nam pewne wzorce społeczno-środowiskowe, mieszając je z historyczną gównoprawdą, czym, kim jesteśmy, po co i dlaczego. Narzucono nam kajdany przekonań i brzemię, jakie dźwigamy od dawna. Tym brzemieniem jest niewiara we własne możliwości. Brak wiary we własne siły, we własną moc, we własną drogę, która nam się należy jak świeży śnieg dziecku do lepienia bałwana, jest defektem i skazą na powłoce zawierającej programy naszych możliwości. Pierwotne programy naszych możliwości.
„Wyżej płota nie podskoczysz, miarkuj swoje zamiary, dostosuj się do rzeczywistości.” Jakiej rzeczywistości? Skoro jedyna rzeczywistość, jaka istnieje, to ta, którą postrzegasz? To do czego masz się dostosowywać? No do norm moralno-etycznych – zgoda, jakiś kodeks dobrze by było mieć, bo inaczej łby moglibyśmy sobie z szyj powyrywać. Natomiast w kwestiach możliwości i osiągnięć – to dawaj na gaz, ile możesz. No pewnie, że nie wszystko może Ci się udać zrealizować, ale mierząc w gwiazdy, nie chodzi o to, by wszystko ogarnąć, tylko o to, by zrozumieć, gdzie tak naprawdę jest Twoja moc. Albo zrozumieć, co jest źródłem niemocy.

Można byłoby sypnąć cytatami niby wielkich ludzi odnośnie celowania w gwiazdy, ale to nie musi być konieczne, żeby każdy zrozumiał, że jeśli dziś dajesz susa na długość 92 centymetrów, to za sto dni możesz skoczyć dwa razy tyle, jeśli nad tym popracujesz, jeśli to stanie się Twoją pasją. A co ma skok w dal w układzie celowania w gwiazdy? Ma i to sporo, dlatego że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ludzie mają różne fobie i kompleksy. Jedni uważają za szczyt swych możliwości by wyrazić inny wdzięczność, a drudzy nie mogą się doczekać, kiedy polecą na Księżyc. No, z tym lataniem na Księżyc to drobna dygresja – powodzenia – i wcale nie dlatego, że Księżyc to nie skała. Więc jeśli powiem, że „Celuj w gwiazdy” to metafora, to co poniektórzy mogą się poczuć jakbym drwił, ale w tym kontekście to ma sens.


Uśredniając, może to wyglądać tak, że masz większe szanse na kierownika, jeśli celujesz w fotel dyrektora, masz większe szanse na dyrektora, jeśli celujesz na prezesa, i masz większe szanse na prezesa, jeśli celujesz w żonę prezesa! Taki żarcik. Nadążamy przecież. I cały czas chodzi tu nie o pewność, ale o to, by zwiększyć szanse na „potencjalne możliwości”.
Tak z innej beczki, pomyślmy, czy większe szanse na to, że ktoś stanie się aktorem, jest to, że najpierw pójdzie do szkoły aktorskiej, czy nie? Tak statystycznie.

No więc, jeśli chcesz być wielki, celuj tam, gdzie siedzą Wielcy. Jeśli nie wierzysz w swoje możliwości, to trudniej będzie ci osiągnąć szczyty możliwości. Wybieraj, czy celujesz w stodołę sąsiada, czy w Gwiazdę Polarną?! Wybór zawsze należy do ciebie. Nie wybór, kim się staniesz, ale czego chcesz. Choć jeśli wystarczająco silnie będziesz się starał, osiągniesz to, jeśli celując w Gwiazdy, będziesz pamiętał, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Droga do spełnienia

8. Nie poddawaj się

22 lutego 2024

— Wojna!! Wojna!! — krzyczeli, podnosząc ręce do góry, marynarze. — Wojna!!!

Tak wilki morskie z galeonu El Dragon określały zdarzenie w rodzaju: ulubiona rozrywka marynarzy, czyli MMA. Ulubiona, bo to MMA, a rozrywka, bo miała miejsce zawsze wtedy, kiedy znalazło się przynajmniej dwóch takich, którzy mieli różne zdania na ten sam temat, i nie było innej możliwości, jak tylko ustalić ręcznie, który z nich ma rację.

Tego dnia naprzeciw siebie stanęli Gorilla i Lolek. Na „tablicy sporów” zapisano, co następuje: „Gorilla twierdzi, że Konstancja to panna najzacniejsza, posiadająca powabów po szyję, a Lolek uważa, że niekoniecznie, bo tak nie może być, skoro większość tych powabów Lolek już zna”. No i takie „męskie sprawy” zainicjowały „męskie granie” z cyklu: ten ma rację, kto komu po ryju nakładzie bardziej.

Ruszyli na siebie z impetem. Po kilku kuksańcach Lolek wskoczył na plecy Gorilli i zaczął okładać swego oponenta gradem argumentów ze zbioru pięści zaciśniętej. Pojedynek trwał i o ile można było przewidzieć, że w końcu któryś z oponentów przestanie mieć argumenty czysto fizyczne, by dowieść swej racji, o tyle w kwestii werdyktu nie było to już takie oczywiste, albowiem stare prawo wilków morskich głosiło, że ten przegrać może, który wypowie: „poddaję się”. Praktycznie oznaczało to, że dany jegomość mógł leżeć nieprzytomny w kałuży krwi, ale nie przegrał, bo nie wymówił owych dwóch magicznych słów, świadczących o tym, że uznał wyższość przeciwnika.

Pojedynek trwał jeszcze dwieście minut i warto dodać, że na tej podstawie powstał później scenariusz filmu o Rockym Balboi. Kolokwialnie rzecz ujmując, Lolek wpierdolił Gorilli, ale ten nie wypowiedział magicznych słów „poddaję się”.

Po trzytygodniowej rekonwalescencji, kiedy Gorilla siedział na łóżku w izolatce, wszedł żwawo Lolek i z impetem zaatakował:

— To jak, poddajesz się, leszczu?

— Nie poddaję się, flądro! — Gorilla patrzył twardo spode obitego i posiniaczonego jeszcze łba.

— No to powtórka z rozrywki — wrzasnął Lolek i znów można było usłyszeć na pokładzie galeonu słowa, które marynarze tak uwielbiali: — Wojna!! Wojna!!

I tak historia wydarzyła się trzykrotnie. Trzy raz Lolek rozwalał po wielu minutach napierdalanki Gorillę. Za trzecim razem, kiedy Lolek wszedł do izolatki i usłyszał od Gorilli, że ten się nie poddaje, usiadł na łóżku rekonwalescenta i zawyrokował:

— No, bracie, jesteś niezły twardziel. Nie poddajesz się. Jesteś twardy, choć dostajesz ode mnie łomot jak się patrzy. Zasługujesz na to. To ja się poddaję, bo ja już po pierwszym razie w przypadku takiego łomotu uległbym przeciwnikowi. A ty możesz sobie wygrawerować gdzie tylko chcesz hasło morskiego twardziela: „Nie poddaję się. Nigdy”.


„Kiedy życie jest twarde – Twardziele idą naprzód”. Można by rzec, że ten cytat wyczerpuje temat tego, że jeśli chcesz coś osiągnąć, a na Twojej drodze stają przeszkody, to trzeba trwać niezłomnie do momentu, aż przeszkody znikną. Teoretycznie to proste, ale to nie teoria buduje się rzeczywistość, tylko idącą za nią praktykę. A w praktyce, jak wiemy, bywa różnie.
Poza tym jest tu jeszcze kilka niuansów. Jednym z nich jest używanie inteligencji, wyczucia, intuicji w tym celu, żeby zdefiniować – wiedzieć – czy „nasza drabina jest oparta o właściwą ścianę”. Zdarza się bowiem, i to wcale nie tak rzadko, że to, co zamierzamy osiągnąć, wcale nie jest tego warte lub to zwyczajna fanaberia naszego umysłu, który ma tendencję do tego, by skakać po naszych zachciankach jak małpa po drzewie. Wypruwamy sobie flaki, dążąc do czegoś i nie poddajemy się, czołgamy się po tłuczonym szkle tylko po to, by na końcu tej drogi, kiedy już osiągniemy obiekt naszego pożądania, stwierdzić: „What the fuck!”. Nie ma radości, nie ma spełnienia i widzimy, patrząc wstecz, że to, co zamierzaliśmy osiągnąć, wcale nie było warte tych trudnych chwil, które wybrukowały naszą drogę do celu. Ale to może być wątek na inną okoliczność.

A zatem, jeśli wiemy, że to, co chcemy osiągnąć, to naprawdę cel wart zachodu i jego osiągnięcie będzie dla nas zwieńczeniem godnym i zacnym, wtedy właśnie warto spiąć pośladki – tekstem i nie tylko tekstem – żeby się nigdy nie poddawać. Nieważne zamiecie i burze śnieżne, nieważny żar z nieba czy stado rozpędzonych hipokrytów stwierdzających, że i tak nam się nie uda. Idziemy naprzód, choćby nie wiadomo co.

No i kolejna dygresja. Mało jest takich celów, które wymagają od nas aż takiego poświęcenia, jakie rzekomo włożył Eryk Lubos lejąc w konfrontacji Khalidowa w „Underdogu”. Czemu tak uważam? Po pierwsze, dlatego że mam przekonanie, że jeśli droga, którą idziemy, jest zawalona gruzem, to może być nie ta droga, którą powinniśmy iść. Po drugie, nawet jeśli mamy przed sobą ogromne przeszkody, to wyżej wywołana inteligencja może nam wskazać drogę okrężną, która nie będzie od nas wymagała aż takiego wysiłku. Mało tego, są przecież takie koncepcje, że jeśli coś nie idzie nam łatwo i z przyjemnością, to znaczy, że błądzimy. Problem z koncepcjami i teoriami jest taki, że czasem pasują jak ulał do naszej układanki, a czasami pasują jak pięść do oka (nie licząc „Underdoga”). Mówiąc krótko, trzeba wiedzieć, kiedy nacisnąć na gaz, kiedy zacisnąć zęby, kiedy bastować, a kiedy wziąć zabawki i iść do innej piaskownicy. Wydaje mi się, że najczęściej jest tak, że nasza droga, obojętnie do jakiegokolwiek celu, to mix tych sytuacji – zachowań.

Kolejną kwestią jest czas. Jeśli na naszej drodze pojawiają się kłopoty, przeszkody, czy niedogodności i zaciskamy zęby „walcząc z rzeczywistością”, to dobrze jest wiedzieć, do jakiego momentu spinać się, czy z innej strony można powiedzieć, powyżej jakiego odcinka czasu spinanie się jest waleniem głową w mur, którego i tak nie przebijemy. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym, albo pokonanym – ale przynajmniej można żyć. Abstrahując od Underdoga, czy Rocky’ego Balboa, wielu ludzi pokaleczyło się do śmierci, tylko dlatego, że nie potrafili znaleźć balansu i granicy, kiedy przestać walczyć. To nie jest żadne bohaterstwo, tylko głupota, brak wyobraźni i „zapieczętowanie się w swoim ego”, jeśli tracimy zdrowie czy życie w imię naszych wyimaginowanych szczytów, które przynoszą cierpienie zarówno nam, jak i ludziom wokół nas. Często daje się słyszeć głupoty z cyklu „robię to dla Ciebie”, „robię to dla rodziny”, „robię to dla nich”. Gównoprawda połączona z egoizmem jest tak wryta w głowy niektórych „twardzieli”, że nie sposób jej z tych głów wykorzenić.

Następna kwestia to okoliczności. Startujemy od zera i zaczynamy nasz bieg do celu. Mija rok czy dwa i wszystko się zmienia. Zmieniają się okoliczności, pory roku, zmienia się nawet stosunek Głównego Inspektora Sanitarnego do tematu noszenia uzdrawiających maseczek. Pytanie, które warto sobie zadać po jakimś czasie, brzmi: „czy to, do czego dążę, jest wciąż tego warte?” i pytanie kolejne, „czy to, do czego dążę, jest warte aż takiego zaangażowania i podejścia z cyklu – Niezłomny ja?”.
Jeśli odpowiedź na oba pytania jest twierdząca – no to nie pozostaje nam nic innego, jak ocierać pot z czoła, zakładać po raz kolejny rękawice, no i wychodzić po raz kolejny na ring, dopóki nie pokonamy zgagi, jaką jest przeszkoda na drodze do naszego upragnionego celu.


Na koniec przytaczając jakże elektryzujący cytat Winstona Churchilla, który zapytany o przyczynę tego, że historia określiła go mianem człowieka sukcesu, rzucił hasło: „Nigdy się nie poddawaj, nigdy, nigdy i jeszcze raz nigdy”, wskażę na rzecz następującą. Churchill był politykiem kutym i bitym na cztery nogi. Wycofywał się wiele razy, pozorując i siejąc niepewność w szykach przeciwników, po to, by osiągać cele długofalowe. Konkludując, powiem tak, że wycofanie się w odpowiednim momencie jest taką samą umiejętnością i może być tak samo skuteczne (a czasem bardziej) niż atak.



Droga do spełnienia

31. Buduj wspierające Cię nawyki

20 lutego 2024

— Rudolf, zabieraj łapy od tego smalcu! — krzyknął kucharz Markos.

— Oj tam, oj tam — cicho zachichotał Rudolf i wytoczył się z pokładowej spiżarni.

Sto siedemdziesiąt kilo żywej wagi, biorąc pod uwagę zawód marynarza, to prawie porażka, ale Vargas miał do Rudolfa słabość. Kapitan wierzył, że ten ludzki wieloryb przynosi szczęście. Niejednokrotnie przekonał się o tym, że wszędzie, gdzie był Rudolf, wiał pozytywny i szczęśliwy wiatr. Po prostu w towarzystwie Rudolfa wszystko było prostsze. A że dodatkowo Rudolf był bardzo zdolnym kartografem i superspecem od czytania map i kompasów, miał u Vargasa specjalne względy.

Kiedy Rudolf oblizywał palce, czyszcząc je z kapiącego smalcu, Markos mówił już spokojniej:

— Rudolf, narzekasz, że ważysz tyle co potwór morski, że ledwo oddychasz, że nie możesz się wtoczyć po schodach, że sznurowadeł nie możesz sobie sam zawiązać, a żresz ten smalec jak oszalały. Co z tobą? Przecież tak nigdy nie schudniesz, ogarnij się, chłopie!

— Łatwo ci tak mówić, bo nie jesteś mną. — Rudolf trochę posmutniał, spuścił głowę i wyszedł, tocząc się, z kuchni.

Popołudniowa bryza zastała Rudolfa siedzącego na pokładzie. Po chwili przysiadł się Markos.

— Wiem, chłopie, jak to jest, kiedyś też mierzyłem się z podobnymi problemami.

— Tak? I jak sobie z nimi radziłeś? — zaciekawił się Rudolf.

— Wspierałem się określonymi rodzajami nawyków.

— Że co? — Rudolf był inteligentny, ale widocznie nie po tej stronie ogarnięcia.

— To proste. Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, to przestań robić to, co wspiera to, co chcesz przestać robić.

Rudolf spojrzał na Markosa, jakby chciał zapytać: „Czyli?”.

Markos wyczuł pismo nosem i rzucił niby od niechcenia:

— Jak chcesz schudnąć, to nie przebywaj w towarzystwie żrących wciąż grubasów, przestań przy każdej sposobności odwiedzać kuchnię, nie zaglądaj do chłodni, gdzie jest żarcie, przestań myśleć tylko o tym, co chcesz zjeść. Zamiast tego znajdź sobie nowe hobby, jak musisz coś koniecznie zjeść, to wypij kubeł wody, obierz sobie za cel, że każdego dnia musisz schudnąć o kilogram, i po prostu to zrób. Jeśli masz jeszcze jakieś inne nawyki, które wspierają twoją otyłość, to je znajdź, zagoń do kąta i zmień. Nie niszcz ich, tylko zastąp je innymi. Pomyśl o tym. Jesteś inteligentny, dasz sobie radę — oznajmił na koniec, po czym wstał i poszedł szykować kolację dla załogi.

A Rudolf myślał.

Po trzech tygodniach, kiedy załoga rano wstała do ćwiczeń, ni z tego, ni z owego przyłączył się do nich Rudolf, ważący już tylko sto czterdzieści kilo.

— Rudolf, jakim cudem tyle schudłeś w tak krótkim czasie? — zapytał zdyszany Doni, pompując na kościach.

— Idź do niego. — Rudolf wskazał głową na Markosa. — On ci powie.


Negatywne i szkodliwe nawyki są naszą zmorą. Prowadzą nas na skraj wyczerpania, cicho i podstępnie. Żeby skutecznie radzić sobie z trudnościami nawyków, a co za tym idzie, aby budować te, które będą nas wspierały, potrzebne jest przekonanie, że jest coś do zmiany, oraz motywacja, by tej zmiany dokonać.


Motywacja powinna być na tyle silna, by swoją mocą była zdolna pokonać komfort starego przyzwyczajenia, w jakim utknęliśmy. Mówiąc po ludzku, jeśli bardziej będzie nam zależało na zmianie czegoś niż na trwaniu w utartym schemacie, to mamy większe szanse na powodzenie. Co dalej? Dalej jest już tylko pod górkę.


Zawsze na początku jest plan, nie chaos, tylko plan. Jeśli nam coś doskwiera, trzeba usiąść i napisać plan. Taki w głowie ma tendencję do tego, by się „zapomnieć”, bo kto by tam pamiętał za jakiś czas, cośmy „wygdybali”. Chcesz schudnąć? Bierzesz notes i notujesz: sto siedemnaście i pół. Robisz plan. Za tydzień ma być mniej o sześć kilo. I naparzasz. Przez tydzień nie zjadasz pączków i chudniesz. Wprowadzasz także inne ograniczenia i inne dyspozycje, bo masz schudnąć.

Masz problem, obojętnie czy to jest nadwaga, czy braki w portfelu, czy niemożliwość wejścia na taki pułap, o jakim marzysz. Zawsze kwestia tkwi w Twoim wyobrażeniu o samym sobie. To niby jest takie proste. Zawsze kluczem jest umiejętność zrozumienia, że to my tworzymy naszą rzeczywistość – zawsze. Nieudolny Mike Tyson, chuderlawy Arnold Schwarzenegger, niemyślący ja. Mike – mistrzem mistrzów – pomimo tego, że na jego ulicy każdy go tłukł jak tylko mógł. Arnold, ja – no, może zła kolejność…
Kilka takich podpowiedzi z cyklu „to co wszyscy już wiedzą” w kontekście utrwalania w sobie nawyków wspierających osiągnięcie tego, co chcemy uzyskać. Nie otaczaj się „krabami w wiaderku”, czyli zrezygnuj z toksycznych ludzi, z toksycznego środowiska. Jeśli jesteś alkoholikiem i chcesz rzucić nałóg, przestań chodzić pod budkę z piwem, gdzie stoją Twoi dobrzy znajomi. Zastąp kulawe działania działaniami stojącymi prosto. Jeśli masz tendencję zjadać za dużo smalcu o czternastej trzydzieści, to od czternastej do piętnastej trzydzieści zaplanuj sobie spacer po lesie, by nie mieć dostępu w tym czasie do lodówki, a co za tym idzie do smalcu. Jeśli po piwo sięgasz o szesnastej, a chcesz przestać pić piwo, to o piętnastej czterdzieści pięć wypij dwa litry zdrowej, źródlanej wody z niskim potencjałem redox (znaczy z ujemnym redox). Wtedy jest szansa, że nie będzie ci się chciało już tak bardzo pić piwa. No to tyle może rad z cyklu. A co jeszcze można powiedzieć w tym temacie?

Można powiedzieć, że wszelkie nawyki, przyzwyczajenia, nałogi i fobie są zaprogramowane w naszej, nazwijmy to, podświadomości jako elementy zaspokajające nas w jakiś sposób – jako elementy dające nam poczucie spełnienia, komfortu. Może to być „ucieczka od”, jak na przykład nałóg picia alkoholu, który często jest przez nas wykombinowany, bo rzeczywistość, z jaką się spotykamy, jest dla nas nie do przyjęcia. Nie będę się tu zbytnio rozwodził nad tymi kwestiami opisywanymi w różnych podręcznikach. Tyjemy, bo zakrywamy to, a chudniemy, bo odkrywamy tamto. Obojętnie.

Chodzi o to, że tak naprawdę większość tych fobii, nałogów czy przyzwyczajeń (jeśli nie wszystkie) to odpowiedź naszego ciała i naszego myślenia, a co za tym idzie działania na negatywne, tak to nazwijmy, zdarzenia lub kody z przeszłości. Albo coś ukrywamy, albo coś nas dręczy, albo coś nas dusi. Żal do matki, nienawiść do ojca, złość na rodzeństwo, gniew wobec nauczycieli, rówieśników, oprawców, katów, ciemiężycieli i innych typów powoduje, że wpadamy w koleiny, z których wydostanie się jest niezmiernie trudne. Najczęściej kluczem do zamka naszego wybawienia jest przebaczenie. Przebaczenie wszystkim i wszystkiego. Zrozumieć wszystko, to wszystko wybaczyć. Powtórzę, bo to jest najważniejsze. Za każdym przypadkiem jakiegokolwiek krzywdzącego nas samych lub szkodliwego dla naszego ducha i ciała nałogu czy przyzwyczajenia stoi nasza psychika i demony, jakie mamy w naszych umysłach. Nic innego. Jeśli zatem będziemy pracować z dowolnym nawykiem czy przyzwyczajeniem tylko z perspektywy zmiany diety, harmonogramu zajęć czy innych fizycznych aspektów, to może się nie udać, i najczęściej się nie udaje. Przyczyną jest brak pracy na polu psychiki, a szczególnie wybaczenia. Efekt jojo czy nieudane próby wyjścia z dowolnego nałogu są wyłącznie potwierdzeniem tego, co pozwoliłem sobie naszkicować powyżej.

Dlatego najskuteczniejszą metodą czy sposobem zmiany naszych przyzwyczajeń jest dojście do źródła, dlaczego tak, a nie inaczej działamy, a to źródło ZAWSZE siedzi w naszej psychice, w naszej przeszłości, w naszych doświadczeniach. Dopiero dotarcie do przyczyny problemu pomoże skutecznie go rozwiązać. Pomoże, bo nie rozwiąże. Żeby rozwiązać temat, po rozpoznaniu przyczyny, trzeba ją usunąć – i tu jest popis dla naszej pracy nad samym sobą. I tu kłania się myślenie. Dlatego Rudolf myślał ☺

Droga do spełnienia

11. Nie myl wiary z wiedzą

15 lutego 2024

— Obiad!!! Obiad!!! — Kucharz Wurst walił jak opętany w okrętowy dzwon. — Ruszać się, moczymajtki, bo gulasz wystygnie!!

„Dlaczego marynarze muszą zawsze tak drzeć mordę?” — pomyślał galopujący ile sił w nogach po swoją michę cieśla James. „No pewnie dlatego, żeby się dobrze słyszeć” — przyszło mu od razu do głowy. „To takie proste” — znów pomyślał, zanim runął na deski El Dragona jak długi. No i tym razem stał w kolejce po strawę ostatni.

Wiatr nie może wiać cały czas, słońce czasem chowa się za chmury, po nocy przychodzi dzień. I dlatego galeon El Dragon poznał w końcu smak flauty. Bezwietrzna pogoda i do tego bardzo suche jak na morskie warunki powietrze rozleniwiły załogę. Nic do roboty, szwendanie się z jednego końca okrętu na drugi. Ileż można? Może właśnie dlatego poobijany jeszcze James rzucił nieprzygotowane, wydawałoby się, pytanie:

— Skoro nic się nie dzieje, to może zagramy w brydża?

Gra w karty wśród marynarzy często kończy się mordobiciem. Nie trzeba wzbogacać tych sytuacji żadnym z mocniejszych trunków, by dochodziło do rękoczynów. Ot, taka już krew płynie w żyłach wilków morskich. Jednak nasza załoga miała we krwi coś, co utrudniało im zapalanie się iskry w żyle, gdy ktoś nadepnął komuś na odcisk. Byli opanowani.

— Ech, było zagrać w pokera — smutno rzekł kucharz Wurst. — Wtedy może by mi się poszczęściło, a tak przerżnąłem całą kasę z tą fajtłapą Jamesem.

— Ale jak mogłeś z nim wygrać, skoro on to robi od dwudziestu lat, a ty nauczyłeś się gry w brydża, kiedy poznałeś tę lafiryndę z Breville, jak jej było… — Tak wspierał Wursta jego najlepszy przyjaciel Lowel.

— A, już nie pamiętam, jak jej było. Zresztą czort z nią. Ech, nie mam szczęścia — lamentował Wurst.

— To nie szczęścia ci zabrakło, bracie — rzekł do Wursta Vargas, który nie grał z nimi, ale siedział kilka metrów dalej, rozkoszując się rekreacyjną pogodą. — Nie szczęścia. Zamiast wiedzieć, jak wygrać, wierzyłeś, że wygrasz. Szczęście można sobie wypracować. Może nie zawsze, ale często. Szczęściu trzeba pomóc.

— Ale jak? — zapytał Wurst.

— Dobrym przygotowaniem, bracie. Dobrym przygotowaniem.


Jeśli Sukces, obojętnie w jakiej dziedzinie, można osiągnąć dzięki dobremu przygotowaniu. Zaplanuj to, co chcesz zrobić, przygotuj się odpowiednio, naszykuj narzędzia… i sukces murowany. Czy tak? No, nie zawsze, ale takie podejście zwiększa szanse na powodzenie. Ludzie szukają Złotych Środków, Złotych Myśli i Złotych Reguł, nie zdając sobie sprawy, że tak właściwie wynik naszych działań składa się z wielu czynników. To tak jak Prawo przyciągania czy inne złote receptury. Autor napisał, ty zastosowałeś, wyprułeś sobie flaki, a tu niestety mówiąc kolokwialnie „dupa”. Nie ma Złotych Reguł i jedynie słusznych rozwiązań. Są jedynie albo aż kierunkowskazy, które mogą nasze działanie uczynić mniej lub bardziej efektywnym, skutecznym. Dobre przygotowanie nie gwarantuje sukcesu, ale zwiększa jego szanse.


Siadasz do brydża z mistrzem świata w tej dziedzinie i oczekujesz, że wygrasz. On spędził przy karcianym stole całe życie, a ty jesteś po weekendowym kursie, więc jak na boga to się może udać? Jesteś po szkole oficerskiej i chcesz zostać masarzem, no to kupujesz rzeźnię, no i co ma z tego wyjść? Befsztyk tatarski? Na pewno wyjdzie rzeźnia.

Dobre przygotowanie „zwiększa szanse”, ale nie gwarantuje sukcesu. Trzeba mieć to wkodowane. Jednocześnie trzeba wiedzieć, że brak wiary we własny sukces to droga do klęski. Trzeba także czynnie wspierać swoje mentalne nawyki i robić pewne fikołki „niematerialne”, tak to nazwijmy, by zwiększyć szansę jeszcze bardziej. Te fikołki to afirmacje, wizualizacje, czy inne duchowe czary mary, które w zasadzie działają, tylko trzeba wiedzieć, jak i kiedy ich używać.


W całej tej układance jest jeszcze kilka czynników, które wpływają na to, czy to, co zakładasz, powiedzie się, czy nie. Są to czynniki nieprzewidywalne lub ciężkie do określenia czy zdiagnozowania, kiedy zaczyna się podróż. Pojawiają się z różnych stron i mają różne oblicza. Czasem są to nasze podświadome kody, które rozbijają nasze starania w drobny pył. Czasem są to okoliczności, które wynikają pod wpływem tego, co i jak robimy. A czasem są to po prostu takie czynniki, które mają czysto ludzką naturę, czyli charakteryzują się tym, co nazywamy „zmienność”.

Nasze podświadome kody sabotują nas jako istoty. Chcesz mieć kupę kasy, ale niestety Twoje kody są zaprogramowane na biedę. No i możesz milion lat naparzać głową w słup ogłoszeniowy z czystego betonu i ni hu hu. Trzeba zmienić kody.
Okoliczności są super. Zaorałeś pole, żeby hodować sałatę, a okazało się, że w tym roku poszły takie ulewy, że dorobiłeś się garba. Trzeba było sadzić ryż! No, ale skąd było wiadomo, jak tam matka Natura rozegra sobie zabawę w słońce i deszcz w tym roku?
Czysto ludzkie czynniki są przeurocze, ale najczęściej wyprowadzają nasze ręce z równowagi. Budujesz firmę i strukturę sprzedaży, oparłeś na dwóch najlepszych laskach w mieście w tej dziedzinie. Zatrudniłeś je i zaplanowaliście wszystko, co i jak ma hulać. A tu nagle jedna zachodzi w ciążę i idzie na macierzyński, a druga, pod wpływem tej pierwszej, też chce mieć dziecko i wpada w półroczną depresję z powodu „dziecięcego myślokształtu”. No i możesz sobie swoją strategię sprzedaży wsadzić wiadomo gdzie. Trzeba budować od nowa.


No to jak już wiemy, że dobre przygotowanie może nas zaprowadzić na szczyt, ale może nie wystarczyć, to wiemy, że nie należy do wszystkiego podchodzić tak ogromnie poważnie. Nie zmienia to jednak faktu tezy, jaką postawiłem na początku tego wywodu. Dobre przygotowanie ZWIĘKSZA SZANSE. Dlatego też nie należy go ani bagatelizować, ani pomijać. To tak jak na szali czegokolwiek. Zbierasz na prawej kupce kamyczki i na lewej. Jak je później zapakujesz na szalki odpowiednio z każdej strony wagi, to wiadomo, co jest cięższe.

Podejmując się czegokolwiek, jakiegokolwiek działania, możemy przygotować „dobry grunt” pod zbiory. Tym dobrym gruntem jest właśnie przygotowanie się, w miarę możliwości, na ewentualności czy inne „ości”, nie tylko te, które mogą stanąć w gardle po niewłaściwym spożyciu karpia.


Podsumowując – jak się za coś bierzesz, naucz się tego, w miarę możliwości, nie tylko teoretycznie. Postaraj się pomyśleć, co i dlaczego może pójść nie tak, zbierz do pomocy fachowców, zaplanuj, co jeśli nie pójdzie wszystko tak, jak zaplanowałeś (tu uwaga – to nie to samo co planowanie porażki!).


Przygotuj się do tego, co masz zrobić, na tyle dobrze, by mieć osobiste poczucie, że zrobiłeś to, co trzeba – tylko tak, realnie i optymalnie zdefiniowane. A dalej? A dalej idź i nie zwlekaj, bo nie ma skończonych idealnych planów. Życie robi to, co chce. A ty modyfikuj to, co się dzieje w trakcie. I dalej planuj i szykuj. Bądź przygotowany na to, że trzeba być przygotowanym. To pomoże.

Droga do spełnienia

16. Kontroluj kurs — sprawdzaj azymut

8 lutego 2024

— Cała naprzód! — Na to hasło załoga galeonu El Dragon zawtórowała głośnym: „Hej!!!”. Kiedy już wszystkie żagle zostały postawione, Vargas stojący, jak to często miał w zwyczaju, przy sterze skinął na marynarza Lesta, mówiąc:

— Przejmiesz ster?

Lest natychmiast wykonał polecenie.

Vargas zszedł pod pokład. Był trochę zmęczony. Położył się na swojej koi i za chwilę już chrapał.

Po jakimś czasie zbudziło go pukanie do drzwi.

— Kapitanie, mogę?

— Tak, wejdź — odparł nieco jeszcze zaspany Vargas.

— Musimy się zastanowić nad racjami żywnościowymi, bo po ostatnim sztormie zniknęło nam z pokładu kilka skrzynek z prowiantem.

Vargas wiedział, że bosman Jack ma rację. Należało dobrze przemyśleć, jak dozować marynarzom racje żywnościowe, po tym jak zmyło część ładunku. Vargas był zawsze dobrze przygotowany, ale życie to tylko życie i kiedy spotykają nas różne historie, trzeba dostosowywać możliwości do sytuacji, aby dojść do celu. Czy dopłynąć.

Przez kilka godzin Vargas z Jackiem analizowali, co i jak zrobić, i dopiero pod wieczór, kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem, obaj wyszli na pokład. Wiała ciepła, ale całkiem przyjemna bryza, która dmuchała w żagle wartko płynącego galeonu.

Vargas podszedł do steru i spojrzał na kompas.

— Hej, Lest, co jest z naszym kursem?!

— Jak to, kapitanie? Płyniemy zgodnie z wytycznymi — odparł zdziwiony Lest.

— Przyjacielu, nie widzisz, że odbiliśmy cztery stopnie na zachód w stosunku do naszego celu?

— Kapitanie, to przecież tylko cztery stopnie. — Lest wciąż uważał, że wszystko jest w porządku.

— Marynarzu, czy nie wiesz, że jeśli zmienimy kurs o cztery stopnie i go nie skorygujemy, to znajdziemy się po drugiej stronie oceanu? Nigdy nie dopłyniemy tam, gdzie chcemy!

Lest zbaraniał. Nie wiedział. Stanął ze spuszczoną głową. Było mu głupio.

Vargas, widząc reakcję Lesta, powiedział spokojnie:

— Nie przejmuj się już, tylko zapamiętaj: kurs można skorygować, ale przez to, że go wcześniej zgubiliśmy, stracimy czas. Na krótkim dystansie to może wydawać się nieistotne, ale na dłuższym odcinku jest fundamentalne. Dlatego zawsze sprawdzaj azymut. Patrz, czy płyniemy w dobrym kierunku. Patrz, czy płyniemy w kierunku celu, jaki sobie obraliśmy. Zawsze.


Planujesz super randkę. Myślisz: „Zrobię tak: najpierw do niej zadzwonię, zaproszę na kolację, później kupię w kwiaciarni jej ulubione kwiaty, w knajpie zamówimy jej ulubionego drinka i to, co lubi zjeść, na końcu dam jej pierścionek z jej ulubionym kamieniem.”
Realizacja: zadzwoniłeś, jest super. W kwiaciarni nie było róż, tylko były frezje – wziąłeś je. W knajpie nie sprawdziłeś, że akurat w menu nie mieli ginu, więc drinka wypiliście z wyborową. A z ryb były tylko śledzie (ona ryby lubi najbardziej), no i zjedliście śledzie.

Efekt: po siedmiu miesiącach, kiedy poprosiłeś ją o rękę, dostałeś kosza? Myślisz, czemu, kur…, czemu? Spotykasz jej koleżankę – najlepszą – mówi Ci, że matka Twojej narzeczonej, jak dowiedziała się, że zamiast róż dałeś swojej lubej frezje, prawie zemdlała, bo dla matki to był zły znak – nienawidziła frezji. No i jeszcze ta wyborowa i śledzie…
Drobna zmiana kursu w danym momencie może powodować, że nie docieramy tam, gdzie chcemy. Niczyja to wina… chociaż czy sprawdziłeś w innej kwiaciarni, czy nie ma róż?

Czemu po tym, jak dowiedziałeś się, że w knajpie nie ma jedzenia i picia, jakie planowałeś, to nie zaproponowałeś zmiany lokalu… Drobne gesty, ale jakże niedrobne i konstruktywne myślenie. Poza tym nie martw się, może ta laska wcale nie była dla Ciebie.

Mówisz, co tam uczucia – teraz poświęcę się firmie. I dochodzi do tego wymarzonego dnia, w którym masz podpisać umowę ze strategicznym partnerem. To rozwiązuje większość kwestii: masz zbyt, masz dostawy, jesteś w zasadzie ustawiony. Tylko ten jeden kontrakt. Alleluja. Na godzinę przed podpisaniem kontraktu rozmawiasz z dyrektorem tej firmy, z którą masz podpisać kontrakt, i on mówi coś, co wytrąca Cię z równowagi: kwestie środowiskowe. Zdarzało im się wyrzucać toksyczne odpady do Wisły. Nikomu nic nigdy nie udowodniono. Prawnie wszystko jest ok. Ale wiesz o tym. Dowiedziałeś się. Przy podpisaniu umowy po skroni spływa Ci kropla potu. Denerwujesz się – to nie Twoje wartości. Ale ten kontrakt jest przecież taki lukratywny. Podpisujesz. I wieczorem wychylasz ze swoją załogą największą flachę Chivasa Regala, jaką tylko świat widział. Mija rok i komisja do spraw nadużyć i opieki nad nie wiadomo czym unieruchamia Twoją firmę, zamraża kapitał, siada na konta bankowe z uwagi na śledztwo prowadzone wobec firmy-partnera, z którym rok temu podpisałeś kontrakt. No i tak będzie, że albo ledwo się wykaraskasz, albo sam splajtujesz, bo zaprzedałeś się – zmieniłeś kurs swojego działania i wyobrażeń. Zamiast zarobić miliony – zarobiłeś obrzęk płuc i guza, nie powiem czego.

Drobne, z pozoru, zmiany kursu dziś przekładają się na potężnie inne rezultaty w przyszłości. Przykład kursu, po jakim płynie okręt, statek, jest idealny, bo nawet niewielkie zmiany kursu spowodują, że po przepłynięciu tysiąca, dwóch czy trzech mil morskich, wylądujesz w zupełnie innym porcie niż zakładałeś. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, trzeba mieć kierunkowskaz, azymut, według którego się poruszamy, bo inaczej może czekać nas niepowodzenie w tej łagodniejszej formie, czy porażka w tej bardziej drastycznej. Azymutem może być system moralno-etyczny, tak jak w powyższym przykładzie o naszym biznesmenie. Ten system stanowi o wartościach, jakimi człowiek się kieruje. Jeśli w pewnym momencie sprzeniewierzamy się temu, co jest dla nas istotne, to dostajemy to, czego raczej byśmy nie chcieli. Rzecz w tym, że wtedy może być za późno na niektóre rzeczy.

A nasz randkowicz? To przecież nie system moralno-etyczny nie dał mu szczęścia trzymania za rękę wybranki Jego losu, ale niedbałość o detale, niedbałość o to, by dobrze stworzony plan doprowadzić do zakończenia według zaplanowanego scenariusza. Nonszalancja i zawierzenie ślepemu trafowi. A uda się czy nie uda, no i zadziałało prawo Murph’ego, mówiące o tym, że jak coś się może zepsuć, to z pewnością tak się stanie.


W tym celu, żeby nie miotało nami przeznaczenie, czy los, jak kto woli, czy ślepy traf, jak mawiają inni, mamy stworzony plan działania. Mapę, według której podążamy. Wyznawane wartości, system moralno-etyczny, plan działania, rozpatrywane wcześniej alternatywne możliwości co zrobić na wypadek, gdyby coś nie zadziałało, czy plan awaryjny – to wszystko może się składać na nasz drogowskaz. No i nasza intuicja.

No i zostaje jeszcze kwestia perfekcjonizmu. Nie ma pierwszych idealnych planów. Nie jest zresztą zasadnym, by silić się na zbędny perfekcjonizm, bowiem życie i tak dorzuci i skoryguje nas o pewne aspekty. Wystarczy, że plan jest dobry, a nawet jeśli okaże się zły, to wyrzucamy go do kosza i robimy nowy. I trzeba mieć to na uwadze, że wtedy stracimy tak zwany czas, że rozwój projektu zajmie nam dłużej. Bo każde „zboczenie z kursu” będzie wiązało się z czasem, który jest potrzebny na powrót na kurs właściwy. I to jest też ok. Najważniejsze to „trzymać kurs”. No chyba że zmieniamy cel, a co za tym idzie, w naszej przenośni port docelowy. Co wtedy? Wtedy zaczynamy od nowa.

Droga do spełnienia

10. Nie ma rzeczy niemożliwych

6 lutego 2024

— Idzie sztooorm! — wrzasnął młodszy majtek Peter.

— Idzie sztorm, zwijać żagle, ale migiem! — zawtórował mu, rycząc głośnym basem, bosman Jack.

Załoga uwijała się jak w ukropie. Trzydziestu trzech ludzi działało niczym dobrze naoliwiona maszyna. Każdy wiedział, co ma robić. Ten do want, tamten pod pokład, ten na rufę zwijać liny. Jak mrówki w mrowisku. I tylko jeden człowiek — Vargas — niewzruszenie stał przy sterze. Zawsze brał w swoje ręce ster, kiedy sytuacja była krytyczna. Zawsze.

Po piętnastu minutach rozpętało się piekło. Kilkumetrowe fale zalewały pokład, pioruny biły jak oszalałe, wiatr ścigał się chyba już tylko z samym sobą.

— Trzymaj te beczki!!!! — darł się marynarz Leon, kiedy kolejna fala zmiatała z pokładu pojemniki z tranem.

— Nie dam rady, ledwo sam się trzymam!!! — krzyknął Peter, dzierżący krótką linę, do której przywiązany był ładunek. Zsuwające się po pokładzie beczki szarpnęły liną i ręką Petera tak, że na jego twarzy pojawił się grymas bólu nie z tej ziemi, nie z tego oceanu. Ręka trzymająca linę zsiniała. Lina zacisnęła się wokół dłoni bardzo mocno i majtek nie był w stanie nic zrobić, tylko wył z bólu. Kolejna uderzająca fala szarpnęła tak mocno, że stawy nie wytrzymały i rękę zwyczajnie rozerwało.

Przeszywający niebo skowyt bólu Petera przebił huk błyskawic. Druga trzymająca balustradę ręka puściła i chłopak zsunął się po przechylonym pokładzie. Przekoziołkował na drugą stronę galeonu, uderzył o wewnętrzną burtę i wyleciał jak z procy do oceanu.

— Jezus Maria… — wyszeptał obserwujący tę sytuację Leon. — Już po chłopaku…

Po chwili, kiedy sztorm odpuścił, cała załoga rzuciła się na ratunek rozbitkowi. Jakiś czas Petera nie było widać, aż wreszcie niezdarnie wyciągnięta ręka bez palców wynurzyła się spod wody.

— Tam jest, tam jest, rzućcie mu koło!

Kiedy Peter był już na pokładzie, Leon z niedowierzaniem wciąż kręcący głową nie mógł wyjść z szoku.

— To niemożliwe, to niemożliwe… — mamrotał.

Vargas usłyszał te słowa, podszedł do Leona i patrząc mu w oczy, rzekł spokojnie:

— Nie ma rzeczy niemożliwych. Pamiętaj: nie ma rzeczy niemożliwych.


Bądź realistą! Za kogo ty się masz? Zejdź na ziemię! Nie jesteś wszechmogący! Jak często słyszałeś te lub temu podobne brednie, żyjąc na tym świecie? Super mantry dla tych, którzy mają zostać w wiaderku pełnym krabów. Znasz ten motyw? Krab nie wydostanie się z wiaderka pełnego innych krabów, bo inne kraby będę ściągać go w dół przy każdej próbie wydostania się z niego. I w ten sam sposób inni o wiele lepiej wiedzą od Ciebie, co możesz, na co Cię stać, kim masz być, co robić, czego nie robić. Inni ludzie – Mistrzowie wiedzy o Tobie, twoim wnętrzu i Twoich możliwościach. Mój Boże!

Granicą w osiągnięciu czegokolwiek nie są nasze pozorne możliwości, nasze wykształcenie, stopień naukowy, czy jego brak, ale wyobraźnia. Świat nie jest materialny, jest zbiorem atomów w ciągłym ruchu, a na subtelnym poziomie jest „snem”, jest „umysłem”. No i dodatkowo iluzją, ale to temat na inną okoliczność.

Bardzo często słyszy się jak inni ludzie (lub my sami) mówimy takie stwierdzenia: „Nie potrafię. Nie dam rady. Już nie mogę”. Wypowiadając takie stwierdzenia sami pogrążamy się w niemocy i stoimy jak strażnicy z pałką gotową do przylania sobie samemu, jeśli tylko, nie daj Boże, okazałoby się, że coś tam, co definiowaliśmy jako niemożliwe, czy nierealne, jest w zasięgu naszych możliwości.

Na stwierdzenie takie jak „Wszystko jest możliwe” lub „nie ma rzeczy niemożliwych”, ludzie uśmiechają się pod nosem, definiując jednocześnie autora takich wypowiedzi jak… No wiecie sami. Fantasta, wariat, marzyciel czy jakiś inny utopista.

Niemożliwe było, żeby ludzie latali maszynami w powietrzu. Wiele autorytetów ze świata nauki swego czasu zaprzeczało temu, że tak może się stać. Niemożliwe było przebiegnięcie dystansu 100 m w czasie poniżej 9,70. A jednak, niemożliwe było, że w XXI wieku ludzie pod wpływem propagandy zostali „unieruchomieni” w domach w skali globalnej. Bąk lata, choć powierzchnia jego skrzydełek wg naukowców jest zbyt mała do jego wagi, żeby latał. Ale bąk o tym nie wie i lata. Całe listy absurdów w kontekście tego, co niemożliwe, są jedynie wyznacznikiem tego, że to, co kiedyś było niemożliwe, dziś jest osiągalne. Tylko dlatego, że ktoś zawetował obowiązujące status quo.

Skoro jesteś z małej mieściny, z jakiegoś Pierdziszewa pod Nieistnicą, nie masz wykształcenia, to nie możesz odnieść sukcesów w branży prawniczej, budowlanej czy jakiejkolwiek, prawda? Gównoprawda. Historia zna całe rzesze nieuków jak Tyson, tumanów lat szkolnych jak Einstein, ludzi wychowanych w skrajnej nędzy, którzy stawali się miliarderami, itd.

„Nie jesteś w stanie nawet, jakbyś bardzo chciał, sprawić, żeby ten pociąg ruszył”. Prawda czy fałsz? Nie jesteś w stanie lewitować, nie jesteś w stanie wyginać łyżeczek do herbaty siłą woli, nie jesteś w stanie… być szczęśliwy. Nie jestem? No chyba Ty nie jesteś!

Odnosząc się do bardziej „przyziemnych” wątków, tego na co nas stać warto oprzeć się na tym, że jeśli jakiś człowiek osiągnął coś, drugi człowiek też jest w stanie to zrobić. I nawet jeśli nie jesteśmy na tyle „gorliwi”, by bezkrytycznie zaakceptować fakt, że człowiek może chodzić po wodzie czy wskrzeszać z martwych innych ludzi, to możemy przecież odnieść się do tego, co przyjdzie nam o niebo łatwiej. Samolot z trzystoma członkami na pokładzie rozbija się, a katastrofę przeżywają cztery osoby. Cud! Niemożliwe! A jednak. Ktoś tam dryfował po oceanie milion lat i w końcu odnalazła go szalupa z Madagaskaru. Przeżył. Niemożliwe, mówimy. A skoro się stało, to jednak możliwe. Operacyjnie podchodząc do sprawy, to niemoty stają się geniuszami, nieuki sławnymi naukowcami, matoły omnibusami, nędzarze milionerami i miliarderami, głuchoniemi odzyskują słuch, chromi wstają z kolan, zaszczepieni żyją! Nie ma rzeczy niemożliwych. Jest jednak coś, co powoduje, że pewne rzeczy są możliwe, a pewne nie.

Najczęściej to, co czyni rzeczy niemożliwymi dla nas, to nasze przekonanie o tym, co możliwe jest, a co nie. Jeśli mamy głęboko zaszczepiony ten błogosławiony „zdrowy rozsądek” i to „że lepiej się nie wychylać”, no to siedzimy w domach jak króliki w swoich norkach i wytykamy z nich nosek tylko wtedy, kiedy trzeba iść do sklepu i kupić ser. Kupujemy ser i w te pędy gonimy dalej do swoich norek, żeby tak go zeżreć i dalej czekać na moment, kiedy nam ktoś pozwoli iść do sklepu ponownie. Więcej godności!

Poza tym warto jeszcze dodać, że to co dla jednych jest cudem, dla innych jest chlebem powszednim. Czym się różnią? Czy są z różnych planet? Są z różnych planet wyobrażenia o tym, co jest możliwe, a co nie. I tym się różnią.

Droga do spełnienia

WSTĘP: What’s The Point? Lub: o co tu chodzi?

1 lutego 2024

Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Droga jest celem.

Szczęście trzeba umieć sobie zorganizować.

Takie sentencje i wiele innych przychodziły barwnymi myślokształtami do głowy kapitana Vargasa, który stojąc przy sterach galeonu o nieziemskiej nazwie El Dragon, przyglądał się załodze kończącej załadunek. Trzy lata przygotowań do tej wyprawy pozwoliły mu zrozumieć, czego tak naprawdę szuka i gdzie chce dotrzeć ze swoją załogą. Całość strategii, jaką przyjął, zburzyły mu jednak słowa, które słyszał kilka dni temu: „Nie jest ważne, co w życiu robisz, ale jak”. Odkąd jako młody chłopak usłyszał kiedyś od starego wilka morskiego, że w życiu trzeba mieć cel i dążyć do jego spełnienia, nie tracił ani chwili, by dotrzeć do szczytów własnych osiągnięć.

Ta podróż miała być zwieńczeniem tego, co do tej pory uczynił. Azymut był ustawiony dosyć jasno: La Bella — wyspa Samorealizacji. Jak wiedział z opowieści, nie była to łatwa podróż i oczywisty kierunek, ale Vargas poświęcił się tak bardzo, że przez trzy lata zbudował plan przewidujący niemal wszystko i zebrał załogę, która gotowa była podążyć za nim nawet do bram piekieł, jeśliby tego sobie zażyczył. I wszystko było przygotowane doskonale. Tylko te słowa, które zamąciły mu w głowie, nie dając spokoju: „Nie jest ważne, co w życiu robisz, ale jak”. Wiedział, że rozwiązanie tej zagadki przyjdzie samo, nie wiedział tylko jeszcze, kiedy i w jaki sposób.

— Kapitanie, jesteśmy gotowi. Możemy wypływać — zameldował, podchodząc do Vargasa, stary bosman Jack.

— Dziękuję, Jack — odparł Vargas. — Podnosimy kotwicę. Wszyscy wiedzą, co mają robić?

Wiedział, że nie musi o to pytać, bo znał swoją załogę jak własną kieszeń, albo przynajmniej tak mu się wydawało.

— Wszyscy — odparł Jack, który nie posługiwał się gwarą okrętową. Zawsze mówił dziwnie jak na marynarza. Vargas doskonale o tym wiedział, więc tylko się uśmiechnął.

Galeon odbił od brzegu i nagle bezpośrednio przed Vargasem pojawiła się biała gołębica. Usiadła na sterze i trzy razy zagruchała.

„Jesteś piękna — pomyślał. — Jaką wiadomość przynosisz?”.

Ptak zatrzepotał skrzydłami, po czym odleciał w kierunku, w jakim miał podążać galeon.

„To dobry znak — pomyślał Vargas. — To dobry znak…”.


Sukces nie jest dziełem przypadku. No, może czasami. Albo pozornie. Osiągnięcie dowolnej przez nas wybranej w życiu rzeczy czy stanu będzie łatwiejsze do osiągnięcia, jeśli zaplanujemy nie tylko co, ale i w jaki sposób to zrobić. I teraz uwaga, bo będzie konkretnie!

Wizja – to się liczy. Zanim zabierzesz się za robienie czegokolwiek, najpierw ustal plan działania.

Pracuj nad nim tak długo, aż stwierdzisz, że jest przynajmniej dobry. Przy tworzeniu takiego planu o wiele ważniejsza od samego planu jest Wizja, dokąd ma Cię to zaprowadzić, kim chcesz się stać, kiedy osiągniesz już to, co zamierzałeś. Wizja przedsięwzięcia (obojętnie jakiego) jest najczęściej pomijana lub lekceważona. Bez znaczenia, czy jest to plan związany z prowadzeniem jakiegoś przedsięwzięcia, osiągnięcia czegoś materialnego, czy stania się kimś. Zawsze u podstaw tego co się wydarzy leży wizja. Brak wizji to brak azymutu, brak wiedzy w jakim kierunku płynąć, by dopłynąć tam, gdzie się chce. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że brak wizji to tak, jakby na pokładzie Galeonu brakowało kapitana.

Dopłyniemy tam gdzie… No właśnie, gdzie? Wizja jest jak dobra mapa, jak kompas, jak wytyczne dla kapitana wtedy, kiedy nie bardzo wiadomo co robić, lub wtedy kiedy spawy nie idą tak, jak byśmy chcieli.

Kiedy zaczynamy podróż (bez znaczenia, jaką – czy to wycieczka w góry czy zrobienie firmy) i chcemy być „optymalnie skuteczni”, pierwszym krokiem jest stworzenie Wizji, którą tworzy się na podstawie marzeń, wyobrażeń, dalej pragnień i w końcu celów. Robiąc właśnie to w tej kolejności, doprowadzimy do tego, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ale jest zaplanowane i nie wydarza się czysto spontanicznie. Tak właśnie organizuje się szczęście.

Ci którzy nie wiedzą, dokąd i po co zmierzają, zmierzają tak naprawdę donikąd. I jest wielce prawdopodobne, że po dojściu gdzieś tam, kiedyś stają i mówią do siebie :” Co to jest? Po co mi to było? To o to chodziło?”.

Przygotowanie do stworzenia czegoś może czasem potrwać dłużej niż przewidywaliśmy. Nie należy jednak lekceważyć tego, by zrobić to starannie. Jeśli mamy do przygotowania jakiś bardziej złożony projekt, to warto poświęcić więcej czasu na planowanie. Abraham Lincoln powiedział podobno, że tajemnicą jego sukcesu – jego skuteczności jest zasada, że jeśli ma osiem godzin na ścięcie drzewa to siedem godzin ostrzy piłę.

Kolejnym krokiem po stworzeniu wizji są przygotowania do działania. Najpierw zastanawiamy się, gdzie chcemy dojść i jak wtedy będzie wyglądać nasze życie. Następnie, kiedy już wiemy, zaczynamy zbierać elementy układanki, by naszą podróż do osiągnięcia czegokolwiek zacząć idąc do przodu, a nie do tyłu. Firmę zakładamy oficjalnie wtedy, kiedy mamy już przygotowane całe zaplecze i mamy przemyślany plan działania. Firmy nie zakładamy wtedy, kiedy przyjdzie nam do głowy pragnienie jej posiadania. Najpierw się do tego przygotowujemy.

Na podryw nie wychodzimy w podartych gaciach i bez zrobionych pazurów, tylko najpierw robimy się na bóstwo i wiemy, która dyskoteka zawiera obiekt naszego zainteresowania.

Borówek amerykańskich nie sadzimy na byle jakiej ziemi i w dowolny sposób. Najpierw trzeba się dowiedzieć jaką ziemię lubi borówka, jeśli naszym celem jest zapewnienie optymalnych warunków do tego, by rodziła nam owoce.

Zrobienie ciasta drożdżowego, czy innego dowolnego słodkiego twórcę kalorii bez przepisu, runie w gruzach. Bez przepisu, czy bez przygotowania. Najpierw plan, najpierw wizja, potem działanie, nie odwrotnie.

To wielce zastanawiające, że ludzie tyle godzin poświęcają na przygotowania dotyczące stworzenia rzeczy nieważnych, czy szkodliwych, a tak niewiele odnośnie tego co istotne.

Jeśli podejdziemy do realizacji czegokolwiek w sposób zorganizowany, to możemy mieć poczucie i uczucie, że w trakcie realizacji droga staje się celem. Dzieje się tak z różnych powodów.

Dlatego, że bez niej cel nie zostanie osiągnięty, bo w trakcie podążania nią, wydarzają się te wszystkie fajne rzeczy jakich oczekiwaliśmy od samego celu. Bo tak naprawdę chodziło o działanie, a nie o marchewkę jaka wisi na kiju na końcu naszej drogi.

No i jeszcze jedno. Jeśli ruszasz w jakąkolwiek podróż zadaj sobie pytanie: „Co mnie czeka, gdy pójdę dalej tą drogą?”. Zadaj pytanie i czekaj co się wydarzy. Czekaj na sygnał.

Jeśli otrzymasz pozytywny znak – jak biała gołębica lub inny dobry znak dla Ciebie – Gratulacje!

Nie bój się i idź za nim, ale jeśli zobaczysz znaki, które nie są pozytywne z Twojego punktu widzenia, zastanów się, czy ten projekt jest dla Ciebie odpowiedni.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Zaprogramowanie przez enkulturację

16 lipca 2021

Innym aspektem myślenia i otwartego umysłu jest nasze zaprogramowanie poprzez enkulturację. „Enkulturacja” to uczone słowo na określenie wszystkiego, czego uczymy się od naszego kulturowego otoczenia od chwili naszych narodzin. Te wpływy pochodzą z całej kultury, w której żyjemy, od naszych przyjaciół, ludzi, których spotkaliśmy, rodziny (a przede wszystkim rodziców), naszych kontaktów z władzami (nauczycielami, policjantami, urzędnikami itd.)… Czyli praktycznie od każdej osoby, rzeczy czy miejsca, z którymi mieliśmy w życiu do czynienia.

To naprawdę sporo wpływów, a wszystkie one programują naszą psychikę, nasz umysł w jakiś sposób, tak że stajemy się kimś innym, niż jesteśmy naprawdę. Enkulturacja wywołuje w nas liczne uprzedzenia, antypatie, irracjonalne skłonności, a także wiarę, że pewne rzeczy są „złe” albo „dobre”, nie dlatego, że takie są, tylko dlatego, że „tak nas życie nauczyło”.

Enkulturacja oczywiście ma też swoje istotne zalety, bo dzięki niej możemy żyć w społeczeństwie, nie podejmując co chwilę trudnych i wymagających długich deliberacji decyzji, tylko czyniąc wiele rzeczy w miarę automatycznie. Jednak w wyniku naszej enkulturacji niemal wszyscy spośród nas mają skłonność do zamykania się na wiele możliwości, nieeksplorowania wielu możliwych, a potencjalnie korzystnych dróg postępowania, ponieważ bezmyślnie określamy je jako „złe”.

Nasze zaprogramowanie przez enkulturację, szczególnie to najwcześniejsze, w dzieciństwie, przez naszych rodziców i resztę rodziny, było oczywiście przeważnie dokonane w dobrej wierze i miało na celu nauczyć nas funkcjonować w naszej kulturze, społeczności, w tym rodzaju życia, jakie dla nas przewidywano. Część z tego była czyniona świadomie, a część nie. Dużą część z tego, co nasi rodzice robili z nami, robili po prostu dlatego, że ich rodzice tak postępowali z nimi. Jako dzieci zazwyczaj to akceptowaliśmy, jako nastolatki buntowaliśmy się przeciw temu… Potem zaś tak samo czynimy z własnymi dziećmi, ponieważ skoro w końcu wyszliśmy na ludzi, to widać rodzice mieli jednak rację.

Powtórzmy – znaczna część tego programowania jest konieczna, byśmy byli bezpieczni, zdrowi i mogli istnieć wśród ludzi. Inna jednak jego część, także zazwyczaj spora, stanowi po prostu balast dla naszych myśli i hamulec dla naszej kreatywności. To ona zamyka nasz umysł, nie pozwalając podejmować rozsądnych decyzji, nie pozwalając na istotne zmiany, utrzymując nas w przywiązaniu do nie najlepszej przyszłości, ponieważ boimy się ryzyka i nowości. Kiedy pozbędziesz się tej negatywnej części swego zaprogramowania, otwierasz drzwi do wielu nowych możliwości, a tym samym – do sukcesu.

Wiele z tego psychicznego zaprogramowania jest całkiem łatwe do rozpoznania. Każdy z nas ma w głowie nagraną taśmę z tego rodzaju programami. Czy nigdy nie łapiesz się na tym, że zaczynasz brzmieć jak Twoja własna matka? Albo powtarzać zdania, które lubił powtarzać Twój dziadek? Albo reagować na coś w dany sposób tylko dlatego, że „to jest właśnie jedyny prawidłowy sposób reakcji na takie coś”? Albo odczuwać do czegoś niechęć, ponieważ zawsze ją odczuwałeś? To wszystko są właśnie te zaprogramowane taśmy.

Zaprogramowanie powoduje przywiązanie do przyszłości – lub raczej przywiązanie do zaprogramowania dokonanego w przeszłości. Takie przywiązanie powoduje negatywne myśli i wypowiedzi, niepotrzebne samoograniczenia w działaniu, nieadekwatne reakcje na wydarzenia. A często także psychiczny przymus podobania się każdemu bez różnicy i tego, by zawsze być „grzecznym chłopczykiem” czy „grzeczną dziewczynką”, choćbyśmy mieli już własne prawnuki. Żadna z tych rzeczy nie sprzyja otwartości umysłu i z pewnością nie przyczyni się do osiągnięcia wymarzonych celów.

To, co sam o sobie mówisz. Oto parę drobnych przykładów tego, co sami o sobie potrafimy mówić – w myślach albo głośno. Są to takie jakby etykietki, które sami sobie przyklejamy, i które nas naprawdę niesamowicie ograniczają:

  • Nie jestem dość dobry do tej pracy.
  • Nie jestem dość atrakcyjny, by ta dziewczyna ze mną się umówiła.
  • Jestem zbyt nieśmiały.
  • To mi się nigdy nie udaje (albo jeszcze dużo gorsza wersja: „To mi się nigdy nie uda”).
  • Mój ojciec miał rację. Nigdy nic wielkiego nie osiągnę.
  • Nie powinienem za wiele oczekiwać od życia. Jak człowiek jest w porządku, nie stanie mu się krzywda. A jeśli się szarpie i mu się nie udaje, to dopiero wychodzi na głupka!

W ten sposób sami sobie przyklejamy metki z negatywnymi ocenami, które nas następnie niesamowicie ograniczają. A przecież to tylko drobna część tego, co złego na swój własny temat potrafi, w ciągu choćby jednej doby, powiedzieć całkiem normalny, psychicznie zdrowy i ogólnie w porządku człowiek!


Brakuje Ci celu w życiu?

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawa Sukcesu Napoleon Hill
  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Większość tych samoumniejszających stwierdzeń pochodzi bezpośrednio z naszego zaprogramowania. Poniekąd to zadziwiające, jak niewielu ludzi na tym najlepszym ze światów naprawdę lubi samych siebie! I naprawdę nie jest to sprawa wesoła, ponieważ to, co ci ludzie o sobie mówią, tak samo niezawodnie definiuje ich rzeczywistość, jak i ich samych. Jest to bowiem nic innego, niż…

Samospełniające się proroctwo — kiedy mówisz, że czymś jesteś, stajesz się tym!

Takie samospełniające się proroctwa, zazwyczaj pochodzące z bardzo wczesnego zaprogramowania, powodują zwątpienie we własne możliwości i lęk za każdym razem, gdy chce się podjąć ryzyko albo komuś czy czemuś zaufać. W takich wypadkach samospełniające się proroctwa ściągają Cię wstecz, do strefy Twego psychicznego bezpieczeństwa, a potem utrzymują w bezpiecznym zamknięciu. Niczym tamte mustangi w zagrodzie. Utrzymują one także Twe oczekiwania – wobec siebie, wobec innych, wobec świata – na niskim poziomie, chroniąc Cię wprawdzie w pewnym sensie przed możliwością rozczarowania, ale przede wszystkim – ograniczając Twój potencjał, Twoje zdolności i Twoje szanse. Nie pozwalają Ci w ogóle zwracać uwagi na „zwariowane pomysły”, które mogą być drogą do wymarzonego sukcesu. W końcu – jeśli Twoi rodzice nigdy by czegoś takiego nie brali pod uwagę, to dlaczego Ty miałbyś brać? Prawda?

Potrzeba, by mieć zawsze słuszność. Jest to symptom enkulturacji, z reguły przejęty od jakiejś osoby mającej na Ciebie duży wpływ, na przykład kogoś z rodziców. Niezależnie od wszystkiego, po prostu zawsze musisz mieć rację! Zostałeś w tym względzie zaprogramowany tak silnie, że to się już stało odruchem warunkowym. Będziesz się więc kłócił, aż całkiem zsiniejesz na twarzy. Czy czasem zastanawiałeś się po takiej kłótni, po co Ci to w ogóle było? Przecież sam przedmiot sporu nie miał większego znaczenia, a poza tym sam dostrzegałeś, że Twój przeciwnik ma sporo dobrych argumentów. Cóż, to właśnie jeden ze skutków negatywnej enkulturacji. I akurat to nie przyczyni Ci wielu nowych przyjaciół, sam zresztą na to wpadniesz, jeśli się chwilę zastanowisz.

Aby mieć otwarty umysł i osiągać swe cele, trzeba wyrzec się tej potrzeby, by zawsze mieć rację. Wyrzec się trzeba także samoograniczających wypowiedzi (na głos i w myślach) i w ogóle wszelkiej negatywności, która powstrzymuje Cię przed osiąganiem celów i odnoszeniem sukcesów.

Ćwiczenia

Z pewnością nie zdołasz wypracować otwartego umysłu bez pewnej ilości pracy. Dlatego przy końcu każdego rozdziału znajdziesz ćwiczenia, które Ci pomogą w Twym przedsięwzięciu. Bądź w nich tak uczciwy, jak tylko możesz, w końcu robisz to dla siebie samego. Nie martw się też wynikami, bo nikt poza tobą ich nie ujrzy. Z rzeczy materialnych przyda Ci się zeszyt, taki formatu A4, w którym będziesz prowadził dziennik swej pracy nad sobą. W przyszłości bardzo Ci się takie względnie metodyczne zapiski przydadzą, zresztą – wyniki tych ćwiczeń są Ci potrzebne do wykonania ćwiczeń z następnych rozdziałów.

Ćwiczenie 1 — Zbadaj własne myśli

Przyjrzyj się swojej obecnej życiowej sytuacji i sukcesowi, którego osiągnięcia pragniesz.

  • Zapisz w swym dzienniku swoje cele (jeśli masz ich kilka, wybierz dla potrzeb tego ćwiczenia tylko jeden i używaj go do wszystkich ćwiczeń w tej książce).
  • Zrób sobie na papierze kilka kopii tabeli ukazanej na następnej stronie.
  • Przez następnych siedem dni (nie przeskakując żadnego z nich!) notuj wszelkie swe negatywne myśli, wypowiedzi i działania w pierwszej kolumnie tej tabeli. Notuj je niezależnie od tego, czy w tej chwili uważasz, że przeszkadzają Ci w osiągnięciu Twego celu, czy też nie. Użyj tak wielu kartek z tą tabelą, ilu będziesz potrzebował. Z początku z pewnością nie uchwycisz wszystkiego, ale z biegiem tygodnia z pewnością zaczniesz wyłapywać coraz więcej własnych negatywnych myśli, wypowiedzi i działań.

Ćwiczenie 2 — Wpływ zaprogramowania

Korzystając z tabeli z ćwiczenia 1, zrób następujące rzeczy:

  • Dla każdego „negatywnego” zjawiska (myśli, wypowiedzi, działania) umieszczonego w pierwszej kolumnie tabeli określ, czy wzięło się ono z zaprogramowania (a jeśli tak, to od kogo konkretnie) oraz jak naprawdę mogłeś do tej sytuacji doprowadzić.
  • Następnie określ, za pomocą jakich wypowiedzi na temat samego siebie (bezwiednie) utrzymujesz to negatywne zaprogramowanie w stanie aktywności we własnym życiu oraz dlaczego czujesz potrzebę, by mieć w tej sprawie rację. Rozpocznij każde takie stwierdzenie od słów: „Jeśli nie mam racji, to…”. Na następnej stronie zobaczysz przykład wypełnionej tabeli, co powinno Ci pomóc zrozumieć, o czym mówimy.

Kiedy już wykonasz wszystkie ćwiczenia zawarte w tej książce, możesz jeszcze odczuć potrzebę powrócenia do ćwiczeń 1 i 2 – aż do czasu, gdy stwierdzisz, że ilość i siła Twych negatywnych myśli, wypowiedzi i czynów zdecydowanie się zmniejszyła. A zatem nie pozbywaj się tych dwóch ćwiczeń ze swego dziennika!

Zobacz przykład wypełnionej tabeli:

Fragment pochodzi z książki „Zmień swoje myśli”, której autorem jest Alan Falcone.

rozwój osobisty i osiąganie celów

12-etapowy system stawiania celów

29 stycznia 2021

Tak naprawdę to, co jest ważne to, żeby po prostu znaleźć taką strategię. Ja w swojej książce „Otrzep kolana i biegnij” bardzo szczegółowo opisuję strategię, którą Brian Tracy w jednej ze swoich książek nazwał „Maksimum osiągnięć”.

To jest dwunastoetapowy system realizowania celów – bardzo fajny system pokazujący, jak krok po kroku możesz go przejść, jak krok po kroku z niego korzystać.

Sam popatrz:

Weźmy „na tapetę” przykład, którym łatwiej zobrazujemy cały model: „Chcę mieć swój dom”.

1. ROZWIŃ W SOBIE PRAGNIENIE

Być może powiesz, że to oczywiste – każdy cel ma przecież swój początek w pragnieniu. Sęk jednak w tym, byś NAPRAWDĘ czegoś pragnął. Masz pragnąć tego ponad wszystko, tak jakby zależało od tego Twoje życie. Niech to będzie Twoje marzenie – marzenie tak wielkie, że nic nie będzie w stanie Cię powstrzymać przed jego realizacją.

Czyli nie wystarczy tylko marzyć o własnym domu, trzeba go pragnąć. Jak tlenu, jak wody, to musi być Twoje „must have”!

2. ROZWIŃ W SOBIE WIARĘ

Jeśli nie uwierzysz, że coś naprawdę może się stać, realizacja Twojego celu może okazać się karkołomna. Twoje myśli mają potężną moc – na pewno nie raz przekonałeś się już, że wystarczy, że o czymś pomyślisz, a po chwili się to dzieje. Działa to także w drugą stronę – jeśli zamiast na wymarzonym efekcie będziesz skupiać się na trudnościach, przeszkodach czy wymówkach, jeśli nie uwierzysz, że jesteś w stanie je pokonać, nie spodziewaj się cudów.

Zatem, musisz uwierzyć, że jesteś w stanie to zrobić. Właśnie TY. Zaufanie do siebie i wiara w swoje możliwości to podstawa!

3. ZAPISZ TO, CZEGO CHCESZ

A jeśli nie lubisz pisać – narysuj, wytnij, wymodeluj. Chodzi o to, żeby zmaterializować cel, który na razie istnieje tylko w Twoich myślach. Bardzo ważne jest natomiast, by opisywać swoje cele i pragnienia w formie dokonanej – nie pisz „chciałbym”, napisz „zrobiłem to”. Nie ma tu miejsca na wątpliwości!

Zatem, niech myśli zostaną przelane na papier. Zapisz dokładnie jak ma wyglądać Twój dom, ile ma mieć pokoi, jaki kolor ścian. Dokładnie to spisz. Albo na kartkę wklej dokładne zdjęcie swojego celu.

4. SPORZĄDŹ LISTĘ KORZYŚCI

No dobrze, czyli masz cel i ponad wszystko pragniesz jego realizacji. Ale co dokładnie Ci on da? Jakie korzyści Ci przyniesie? Załóżmy, że chcesz rzucić palenie. W tym przypadku korzyści są oczywiste, ale skup się na nich i nie pozwól sobie o nich zapomnieć. Pamiętaj, że kiedy rozstaniesz się z papierosem, będziesz mieć lepszą cerę, skończą się zadyszki i pokasływania, Twoje ciuchy przestaną śmierdzieć dymem, a Ty zaoszczędzisz 400 zł miesięcznie. Świadomość tych korzyści znacznie wzmocni Twoją wytrwałość.

Zrób zatem listę wszystkich korzyści, jakie wynikają z posiadania własnego domu. Grillowanie, ogród, przyjęcia ze znajomymi, miejsce na siłownię… To wszystko zmobilizuje Cię jeszcze bardziej do osiągnięcia Twojego celu.

5. OKREŚL SYTUACJĘ WYJŚCIOWĄ

Sprecyzuj, na czym obecnie stoisz. Określ, co konkretnie chcesz zmienić. Wróćmy do przykładu z paleniem – zamierzasz rzucić ten nałóg? Uświadom sobie, ile papierosów dziennie wypalasz, ile wydajesz na nie pieniędzy. Musisz wiedzieć, skąd startujesz i dlaczego obrałeś dany cel. To pomoże Ci wystartować!

Jaki jest Twój start, kiedy zaczynasz poważnie myśleć o swoim domu? Ile masz oszczędności, czy możesz spieniężyć swoje mieszkanie, czy możesz otrzymać kredyt, jeśli taką drogę wybierzesz?

6. OKREŚL OSTATECZNY TERMIN

Twój mózg to przebiegły organ. Jeśli nie sprecyzujesz, kiedy konkretnie planujesz osiągnąć zamierzony cel, nie przekonasz go do zmian. Bez precyzyjnego terminu realizacji Twojego celu niełatwo będzie Ci go osiągnąć. Deadline to świetna motywacja! Im bardziej szczegółowy, tym lepiej. A co jeśli niezależnie od Twoich starań nie uda Ci się go dotrzymać? Wyznacz nowy i się nie rozleniwiaj. Grunt to działać!

Jaką datę sobie stawiasz na to, żeby wejść przez próg własnego domu? Za ile miesięcy, lat? Kiedy dokładnie?

7. STWÓRZ LISTĘ PRZESZKÓD

Być może napotkasz na swojej drodze ludzi, którzy za wszelką cenę będą się starali Ci udowodnić, że nie uda Ci się osiągnąć Twojego celu. Świetnie! Wysłuchaj, co mają do powiedzenia i zanotuj ich uwagi na liście potencjalnych przeszkód, na które możesz trafić, a potem przestań zawracać sobie tymi osobami głowę. Choć musisz wierzyć w realizację Twojego celu, to dobrze jest mieć świadomość trudnych momentów, których możesz doświadczyć po drodze. W ten sposób o wiele łatwiej będzie Ci się z nimi rozprawić.

Zatem, co przeszkodzi Ci, aby mieszkać w swoim domu? Może brak finansów, może brak działki budowlanej, a może to Ty jesteś przeszkodą i Twoje przekonania?

8. OKREŚL INFORMACJE DODATKOWE

Zwracaj uwagę na wszystko, co może wiązać się z realizacją Twojego celu. Także na to, czego nie doświadczasz teraz, ale być może doświadczysz w przyszłości. Zastanów się, co może Ci pomóc i zrób niezbędne sprawdzenie tematu. W przypadku rzucania palenia mogą okazać się pomocne artykuły, porady innych ludzi czy przegląd specjalistycznych leków wspomagających ten proces.

A jeśli chodzi o Twój dom? Może katalog z projektami Ci się przyda? A może porównanie cen w składach budowlanych? Spisuj wszystko, potem będzie jak na wagę złota.

9. ZNAJDŹ LUDZI POMOCNYCH

Z reguły bywa to dużo trudniejsze, niż znalezienie malkontentów, którzy będą powątpiewać w realizację Twojego celu, tym bardziej miej zatem na uwadze, że to bardzo istotny krok. Pomocni ludzie wyróżniają się zdrowym poczuciem wartości – czują się ze sobą dobrze, Twój sukces ich zatem nie przeraża. To właśnie oni wesprą Cię w trudniejszych chwilach i skutecznie zmotywują Cię do działania.

Kto z Twoich znajomych mieszka w domu? Kto go zbudował? Ta osoba może stać się dla Ciebie ogromnym wsparciem!

10. SPORZĄDŹ PLAN

Część osób drży z przerażenia na sam dźwięk tego słowa, ale uwierz, plan jest bardzo pomocny. To dzięki niemu będziesz wiedział, co robić dalej i zauważysz swoje postępy. Wystarczy choćby ogólny zarys, który pomoże Ci zrozumieć, czego tak naprawdę chcesz i jakie etapy Cię do tego zaprowadzą.

Zatem, od czego zaczniesz? Jakie będą kolejne kroki. Zapisz wszystko bardzo precyzyjnie. Projekt domu, działka budowlana, potem jak po sznurku kolejne kroki!

11. UŻYJ WIZUALIZACJI

Wizualizacja to modny ostatnimi czasy termin i nic w tym dziwnego, potrafi bowiem ona zdziałać naprawdę wiele. O co konkretnie chodzi? Najzwyczajniej w świecie zobacz oczami wyobraźni siebie po osiągnięciu celu. Chcesz schudnąć dziesięć kilo? Ujrzyj w myślach tę wersję siebie. Zobacz, jakie nosisz ubrania, jaki rozmiar wybierasz w sklepie, ciesz się swoim widokiem w lustrze i komplementami. Wizualizuj jak najwięcej, a w pewnym momencie odkryjesz, że naprawdę stałeś się osobą z Twoich wyobrażeń.

Wyobraź sobie , jak chodzisz po swoim domu, jak czujesz ciepło kominka, jak pachną kwiaty w wazonie. Poczuj to wszystko i zobacz. To wielkie wsparcie!

12. PODEJMIJ DECYZJĘ, ŻE NIGDY SIĘ NIE PODDASZ

To tak naprawdę kluczowy krok na Twojej drodze do realizacji celu. Bez niego nic nie osiągniesz. Jeśli w pewnym momencie sobie odpuścisz, cały Twój wysiłek pójdzie na marne. Nieważne, jak będzie trudno, nieważne, ile razy coś Ci nie wyjdzie. Ważne, aby po każdym niepowodzeniu po prostu nadal podążać ścieżką, którą dla siebie wybrałeś i wierzyć, że się uda. Bo musi się udać!

Przecież Twój dom to Twój cel!

ĆWICZENIE

Wyznacz swój cel. Użyj 12-etapowego systemu stawiania celów. Przejdź go ze swoim celem krok po kroku, zapisz wszystkie szczegóły i postanowienia, a następnie skutecznie realizuj plan!

………………………………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………………………………

Autor: Anna Urbańska

Chcesz, aby rok 2021 był Twoim najlepszym rokiem, a nie poprzednim rokiem przeżytym drugi raz?

Sprawdź nagranie „Mój Najlepszy 2021” i do dzieła!

rozwój osobisty i osiąganie celów

Studnia życzeń, czyli o umiejętności stawiania sobie celów

8 grudnia 2020

Co było w szkole? — mama kaczka w ten sposób zwracała się do Zuzi, niemal każdego dnia po powrocie z pracy.
— Nic szczególnego. No po za tym całym planowaniem.
— Planowaniem? — mama nagle zainteresowała się tematem. Zaprzestała krzątaniny po kuchni i usiadła obok córki. — Opowiesz mi o tym?
— Pani mówiła nam, że w życiu bardzo ważne jest planowanie różnych czynności. A poza tym, powiedziała coś, czego do końca nie rozumiem.
— Tak, a co to takiego?
— Pani powiedziała, że najważniejszą rzeczą w życiu jest to, aby stawiać sobie cele — tu Zuzia zrobiła przerwę i spoglądając na mamę, wykrzywiła swój żółty dziobek w grymasie niezadowolenia. — Wiesz, mamo, ja nic z tego nie rozumiem.

Studnia życzeń, czyli o umiejętności stawiania sobie celów

— To nic, skarbie. Jeśli chcesz, to spróbuję ci to wytłumaczyć po swojemu. Co ty na to?
— Wspaniale, mamo! — wykrzyknęła zadowolona Zuzia.
— No dobrze, ale najpierw powiedz mi dokładnie, co na ten temat mówiła pani nauczycielka.
— Pani powiedziała, że cele to tak jakby marzenia, tylko że zapisane na kartce papieru. Powiedziała również, że zapisanie celu jest jedną z najważniejszych czynności, jakie należy zrobić, aby zrealizować własne marzenia. Ale ja nie jestem w stanie pojąć, jakie znaczenie ma to, że zapiszę swój cel. Przecież równie dobrze mogę je wypowiedzieć, a potem zapamiętać, tak aby pozostało w mojej głowie. To nawet prostsze, no nie?
— To, co mówiła wam nauczycielka, jest naprawdę ważne i w całości się z nią zgadzam. Spróbuję ci to wyjaśnić, w prosty sposób. — Mama chwilę pomyślała, a potem zaczęła tymi słowami: — Pamiętasz bajkę o zaczarowanej studni życzeń?
Zuzia kiwnęła głową.
— W tamtej bajce małe kaczuszki odnalazły magiczną studnię. Kiedy podchodziły i wrzucały monetę, mogły wypowiedzieć swoje pragnienia, a studnia je spełniała. Jeśli sobie dobrze przypomnisz, aby znaleźć tę studnię, małe kaczuszki przemierzyły niemal cały świat wzdłuż i wszerz, a w dodatku, aby do niej dotrzeć, kierowały się specjalną mapą i wskazówkami wielkiego czarodzieja. Tak naprawdę była to tylko bajka. Nie istnieje żadna studnia życzeń znajdująca się na krańcu świata. Nie ma także żadnej mapy, która by do niej prowadziła. Nie znajdziesz również czarodzieja, który by wskazał ci do niej drogę.

Na twarzy małej kaczuszki nagle pojawił się smutek. Prawdopodobnie Zuzia wierzyła w istnie nie takiej magicznej studni spełniającej życzenia. Tymczasem mama powiedziała właśnie, że była to tylko opowiastka dla dzieci. Mama oczywiście dostrzegła zawiedzioną minkę córeczki, więc podjęła opowieść:
— Prawda, kochanie, jest taka, że takie magiczne studnie istnieją. Ale wcale nie na samym końcu świata. One znajdują się w każdym z nas. Każdy ma swoją magiczną studnię życzeń, która spełnia tylko jego życzenia. Nie trzeba mieć żadnej mapy ani nie potrzeba pomocy czarodzieja. Nie potrzeba długotrwałej wędrówki, aby ją znaleźć. Wystarczy jedynie poprosić, a ona spełni każde twoje życzenie. W dodatku nie musisz do niej niczego wrzucać. Nie potrzebujesz żadnych monet. Spełnianie marzeń jest całkowicie darmowe.
— Mamo, czy to, co mówisz, to prawda?! — Zuzia słuchała mamy jak zaczarowana.
— Oczywiście że to prawda — mama pogładziła kaczusię po skrzydełkach i po główce. — Każdy ją ma, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z jej istnienia. Niektórzy przeżywają całe swoje życie, nie wiedząc, że ją mają. Takie zwierzęta są zazwyczaj bardzo nieszczęśliwe.
— Czy to znaczy, że wystarczy, iż wypowiem życzenie i moja studnia je spełni? — dopytywała Zuzia.
— W sumie to tak — podjęła dalsze wyjaśnienia mama. — Już samo wypowiedzenie życzenia sprawia, że studnia zaczyna jego realizację. Jednak jej prawdziwa potęga zostaje uruchomiona dopiero wtedy, gdy zawrzesz z nią umowę. A taka umowa jest ważna dopiero wtedy, gdy zostanie zapisana na kartce papieru. Kiedy sformułowane życzenie zostanie zapisane, nic na świecie nie jest w stanie przeszkodzić twojej studni życzeń, aby je zrealizowała.
— Aha, to po to jest to całe zapisywanie celów! — wykrzyknęła nagle Zuzia. — Teraz zaczynam to wszystko rozumieć. Tylko że nasza pani mówiła jeszcze o jakichś zasadach „jak formułować nasze cele”. Ale ja niewiele z tego zapamiętałam. Czy ty, mamo, wiesz coś na ten temat?
— Oczywiście, kochanie. Każdy, kto chce realizować swoje cele, musi znać te zasady. — Mama spojrzała znacząco na swoją córkę. — Te zasady nie są trudne, ale większość zwierząt nie ma o nich pojęcia lub o nich zapomina. Wtedy formułują życzenia w sposób niewłaściwy i zamiast spełnionych marzeń dostają nędzne ochłapy lub wręcz porażki.
— Ale dlaczego studnia życzeń robi im takie psikusy? — Zuzia była zaskoczona. — To nieładnie z jej strony.
— To nie jest złośliwość studni ani jej chęć zrobienia psikusa. Ona zawsze spełnia dosłownie to, o co ją prosisz. Jeśli zapiszesz nieodpowiednie życzenie, to właśnie takie zostanie spełnione — nieodpowiednie.
— Czy wyjaśnisz mi, mamo, te zasady i podasz odpowiednie przykłady? Może wtedy lepiej to zrozumiem i zapamiętam.
— Oczywiście, córeczko. To bardzo dobry pomysł. Weź kartkę papieru i ołówek. Podyktuję cite zasady, a ty zapiszesz je sobie i zachowasz na zawsze, aby nigdy o nich nie zapomnieć.
Kaczuszka wybiegła z kuchni. Chwilkę potem rozsiadła się ponownie przy kuchennym stole, uzbrojona w ołówek i czystą kartkę papieru.
— Możemy zaczynać?
Zuzia kiwnęła łebkiem i zakwakała z uśmiechem na dziobie. — Jestem gotowa.
— Po pierwsze twój cel powinien być dokładny, tak aby studnia życzeń nie musiała zgadywać, co tak naprawdę miałaś na myśli. Jeśli na przykład napiszesz „chcę być bogata”, studnia nie będzie wiedziała, czego tak naprawdę oczekujesz. Dla jednych bycie bogatym to posiadanie własnej chatki w lesie, a dla kogoś innego cała skrzynia klejnotów nie oznacza bogactwa. Musisz być więc konkretna.
— A jeśli napiszę, że „Chciałabym mieć dwadzieścia złotych monet”, czy to będzie dobrym życzeniem.
— Tak, to jest właśnie konkretne postawienie celu. Drugą ważną cechą zapisywanych celów jest ich ścisłe określenie w czasie. Należy określić dokładnie, kiedy spodziewasz się dany cel zrealizować. Na przykład: „Za rok, to jest 20 maja 2014 roku będę posiadała dwadzieścia złotych monet”.
Z tak zapisanym życzeniem twoja studnia poradzi sobie bez trudu.
Zuzia skrupulatnie notowała każde wypowiadane przez mamę słowo. Starała się pisać jak najstaranniej, aby nie mieć problemów z późniejszym odczytaniem tych zasad. W końcu postawiła kropkę na końcu zdania, odwróciła głowę w stronę mamy i zapytała:
— Czy to już wszystko?
— Te dwie zasady są najistotniejsze, jednak nie są wystarczające. Zapisując swoje życzenie, należy być ostrożnym, aby nie wpaść w pułapkę. Otóż nasze studnie życzeń mają swoje ograniczenia. Na przykład nie istnieje dla nich słowo „NIE”. Za każdym razem, gdy spisując swój cel, ktoś użyje słowo „NIE”, jego studnia życzeń pomija je i przez to całkowicie zmienia sens życzenia. Kiedy zapiszesz: „nie będę robiła tego lub tamtego”, twoja studnia życzeń przeczyta jedynie „będę robiła to lub tamto”. W ten sposób spełnione zostaje życzenie odwrotne do zamierzonego. Tak wiele zwierząt prosi swoje studnie życzeń o to, aby nie były głodne lub aby nie były chore. A w efekcie dostają od swoich studni głód i choroby.
— Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważne jest odpowiednie formułowanie swoich celów. Czy słowo „NIE” to jedyna pułapka, czy też jest ich więcej?
— Są jeszcze inne, choć odrobinę mniej groźne. Innymi pułapkami są słowa „chciałabym”, „chcę”, a także „pragnę”. Studnia życzeń traktuje je dosłownie i sprawia, że nadal chcesz czy też nadal pragniesz.
— A więc zamiast „chcę mieć dwadzieścia złotych monet”, powinnam napisać „mam dwadzieścia złotych monet”, czy tak?
— Tak, córeczko. Jesteś bardzo pojętna, znacznie bardziej, niż ja byłam w twoim wieku. Szybko się uczysz.
— A co powinnam zrobić potem? — Zuzia okazała się bardzo dociekliwą słuchaczką.
— Jak to potem?
— No, jak już napiszę na kartce papieru swoje życzenie, ten swój cel, to co mam zrobić z tą kartką? Czy mam ją wrzucić do studni?
— Oczywiście że nie. Studnia, o której mówię, znajduje się wewnątrz każdego z nas i nie da się jej odnaleźć w sensie fizycznym. To znaczy, że nie da się jej zobaczyć i dotknąć. Ale można ją sobie wyobrazić. Można w tym wyobrażeniu wrzucić zapisane życzenie głęboko do jej wnętrza. Ale tak naprawdę nie jest to konieczne. Wystarczy, że życzenie zostało zapisane, a już podpisałaś kontrakt ze swoją studnią. Dla lepszego efektu warto swoje najważniejsze cele nosić przy sobie. Na przykład w kieszonce pod skrzydełkiem. A dla osiągnięcia piorunujących efektów można to zaklęcie odczytywać po kilka razy w ciągu dnia. Studnie życzeń uwielbiają słuchać zawartego w kontrakcie życzenia odczytywanego przez ich właściciela. A kiedy go słyszą, wzmagają swoje starania, aby to życzenie spełnić.
— Mamo, a co jeśli ktoś, na przykład malutka kaczuszka lub kurczaczek, nie potrafi jeszcze pisać?
— To bardzo dobre pytanie — pochwaliła mama. — Wtedy wystarczy wziąć kredki lub ołówek i narysować to, o czym się marzy. Studnia życzeń na pewno zrozumie, co jej właściciel miał na myśli. Taki rysunek jest traktowany jak spisany kontrakt i studnia życzeń na pewno spełni przedstawione na nim życzenie.
— To wspaniale! — Zuzia zarzuciła swoje malutkie skrzydełka na szyję mamy. — Wiesz, mamo, szkoda, że to nie ty jesteś naszą nauczycielką. Gdybyś to ty tłumaczyła nam lekcję na temat stawiania celów, na pewno więcej dzieci by ją zrozumiało i nauczyło się, jak ważna jest ta umiejętność. — Zuzia zamyśliła się przez chwilę, a potem zwróciła do mamy: — A czy mogę opowiedzieć o studni życzeń gąsce Tosi? Ona jest moją najlepszą przyjaciółką, a jej rodzice są bardo biedni. Zapewne nie mają pojęcia o tym, jak zapisywać życzenia do ich magicznej studni. Mam nadzieję, że ta opowieść odmieni ich życie.
— Ja też mam taką nadzieję — mama objęła Zuzię swoim długim skrzydłem. Jeszcze nigdy nie była tak dumna ze swojej córeczki. — To cudownie, że pomyślałaś o swojej koleżance, córeczko. Jesteś wspaniałą kaczuszką.
— Dzięki, mamo. Ty też jesteś wspaniała — powiedziała Zuzia, odwzajemniając uścisk.
Chwilę potem mama zabrała się za gotowanie obiadu. Zuzia nie traciła czasu. Zaraz zabrała się za spisywanie swojego pierwszego oficjalnego kontraktu z magiczną studnią życzeń. To był początek jej wielkiej przygody zwanej szczęśliwym życiem. Życiem pełnym wspaniałych przygód, zrealizowanych marzeń i niezliczonej liczby spełnionych życzeń.

Opowieść pochodzi z książki „Bajki z sukcesem w tle” Sławomira Żbikowskiego.

szybkie czytanie i nauka

5 praktycznych sposobów na lepszą koncentrację

14 października 2020

#1 STAŁE MIEJSCE PRACY

Wybierz określone miejsce specjalnie przeznaczone do pracy.

Może to być pokój w Twoim mieszkaniu, biblioteka, a bardziej szczegółowo: biurko, stół, czy Twoje ulubione krzesło.

WSKAZÓWKA: Stanowczo odradzamy łóżko, czy kanapę, ponieważ Twój mózg już kojarzy te miejsca z relaksem, czy snem i trudno będzie Ci w nich utrzymać koncentrację.

Po pewnym czasie przekonasz się, że stałe miejsce pracy będzie Ci służyć jako bodziec do efektywnej koncentracji.

Gdy tam zasiądziesz, Twój mózg odbierze sygnał: koncentracja.

 

#2 W OKREŚLONYM CZASIE OKREŚLONE ZADANIE

Ustal godziny przeznaczone na naukę i staraj się ich przestrzegać.

WSKAZÓWKA: Gdy zbliża się czas nauki, siadaj w miejscu pracy i otwieraj książki, z których w danej chwili się uczysz.

Czas nauki nie musi być długi, ale ważne, żeby był zorganizowany w określone bloki czasowe i efektywnie wykorzystany.

Twój umysł – jak laser – powinien być skoncentrowany na celu.

 

#3 ODIZOLUJ SIĘ OD ZAKŁÓCEŃ AUDIOWIZUALNYCH

Wyeliminuj lub zredukuj zakłócenia w Twoim miejscu pracy.

Zakłóceniami nazywamy wszystko, co może przyciągać Twoją uwagę, zmniejszając przez to koncentrację.

WSKAZÓWKA: Wyłącz komputer, wycisz telefon, nie siadaj twarzą skierowaną w stronę okna, ponieważ okno w zasięgu wzroku może Cię rozpraszać. Kolorowe plakaty czy zdjęcia w twoim miejscu pracy również mogą działać jako dystraktor – ogranicz więc ich liczbę do minimum.

 

#4 DUŻE ZADANIA DZIEL NA POSZCZEGÓLNE KROKI

O wiele lepiej mieć do czynienia z krótkim zadaniem,  nad którym jesteś w stanie się w pełni skoncentrować,  niż z dłuższym, w czasie którego Twoja koncentracja pulsuje niczym przypływy i odpływy morza.

Jeśli więc masz do wykonania duże zadanie – podziel je na poszczególne kroki, robiąc między nimi krótkie przerwy.

WSKAZÓWKA: W czasie przerw możesz, np. chwilę pożonglować lub zrobić kilka rozciągających ciało ćwiczeń.

 

#5 ‘JESZCZE TYLKO 5 MINUT’

WSKAZÓWKA: Gdy czujesz, że Twoja koncentracja zaczyna się obniżać, postaw przed sobą cel, że pouczysz się jeszcze 5 minut (lub przeczytasz jeszcze 2 strony, etc.), a gdy go osiągniesz zrób przerwę, ale nie wcześniej.

Następnie stopniowo stawiaj sobie ambitniejsze zadanie do wykonania po załamaniu koncentracji, na przykład wydłużaj czas lub zwiększaj liczbę stron do przeczytania.

W ten sposób będziesz poprawiać swoją zdolność koncentracji i twoja nauka będzie efektywniejsza.

Dodatkowo, widząc przed sobą metę, zdobędziesz się na dodatkowy wysiłek (pomyśl, jak swoje konkurencje kończą sportowcy!) – przeczytasz więc tekst szybciej, uważnie i z dobrym zapamiętaniem.

Fitness Mózgu

finanse i inwestowanie

12 złotych reguł inwestowania

12 sierpnia 2020

Poznaj 12 złotych reguł inwestowania!

Niniejszy artykuł został zaczerpnięty z kursu 100 najważniejszych pytań i odpowiedzi na temat Twoich finansów i biznesu.

Inwestowanie jest jednocześnie najbardziej dochodowym i najbardziej złożonym stadium zarządzania finansami osobistymi. Złożonym, ale wykonalnym i dostępnym dla wszystkich zainteresowanych!

W pewnym uproszczeniu, przydatnym dla zrozumienia pieniędzy, którymi dysponujemy na co dzień, nasze finanse osobiste można podzielić na cztery poziomy.

Pierwszy to budżetowanie. Jeśli chcesz zrobić dobry budżet dla Ciebie, czy budżet całej rodziny musisz poznać dokładnie strukturę wydatków, najważniejsze potrzeby bieżące i w przyszłości, wszystkie źródła przychodów i ogólne zasady planowania. Może to zająć sporo czasu, zwłaszcza na początku, ale ogólnie rzecz biorąc to dość proste zadanie.

Kolejny poziom to oszczędzanie. Z pozoru proste, jednak może nastręczyć mnóstwa problemów z powodu prawdopodobnej potrzeby zmiany niektórych nawyków związanych z przyjemnością wydawania, a czasami nawet zmienić styl życia! Tak więc technicznie oszczędzanie jest bardzo proste, ale z punktu widzenia psychologii niesie pewne wyzwania.

Trzeci poziom to umiejętność wychodzenia z długów. Nieoceniona umiejętność, zwłaszcza w naszym szalonym i nieco chaotycznym świecie, w którym pożyczki, karty kredytowe, debety, czy na ogół życie pod kreską to nie tylko norma, ale wręcz reklamowany codziennie przez biznes i banki styl życia.

Kiedy nauczysz się budżetować, oszczędzać i dawać sobie radę z oddłużaniem, czyli kiedy zrobisz generalne porządki z Twoimi finansami, możesz zabrać się za inwestowanie.

Przygodę z inwestowaniem najlepiej zacząć od krótkiego przeglądu wszystkich kluczowych spraw związanych z zarządzaniem osobistymi finansami.

Następnie warto przyjrzeć się sobie samej, czy sobie samemu, aby mieć jak najbardziej precyzyjny obraz Twoich cech charakteru i osobowości. Lubisz ryzyko? Jeśli tak, to jaki jest akceptowalny poziom ryzyka w Twoim przypadku? Dajesz sobie radę ze stresem, z podejmowaniem decyzji pod presją czasu, czy wolisz raczej spokojne życie i nie wyobrażasz sobie życia bez wolnych weekendów i obowiązkowych wieczorów ze znajomymi w przytulnej kawiarni?

No i oczywiście umiejętność obowiązkowa, czyli znajomość finansów. Umiesz sprawnie liczyć, rozumiesz bezbłędnie, jak działa procent składany? Poznaj dokładnie inżynierię finansową, by podejmować skuteczne decyzje inwestycyjne. Finanse nie są trudne.

I jeszcze warto przyjrzeć się uważnie tak zwanym błędom poznawczym. Angielska Wikipedia pod hasłem cognitive bias zawiera aż 104 błędy poznawcze charakteryzująca nasze myślenie. Można je pogrupować w kilka kategorii. W jednej z nich znajdują się błędy, które popełniamy ze względu na nadmierną ilość informacji, którą mamy do dyspozycji. Coś, co wszyscy dobrze znamy w epoce internetu, mediów społecznościowych i wszechobecnych smartfonów. Druga grupa zawiera błędy, które popełniamy z powodu niemożności właściwej interpretacji danych, które mamy do dyspozycji. Dlatego tak popularne są algorytmy, które starają się nas wyręczyć w znajdowaniu jakichś sensownych wzorców w danych, które bombardują nas w różnej formie ze wszystkich możliwych kierunków.

W kolejnej grupie znajdują poważnie nieścisłości, które zniekształcają nasze widzenie świata pod wpływem wspomnień. Kiedy się bliżej przyjrzysz sposobowi, w jaki używasz swoich wspomnień, kiedy je przedstawiasz sobie, czy innym, to zauważysz, że wybierasz pewne rzeczy, inne ignorujesz, a jeszcze inne nieco zniekształcasz, żeby lepiej odpowiadały obecnym potrzebom.

I w ostatniej grupie błędów poznawczych znalazły się te, które się nieuchronnie pojawiają w momencie podejmowania decyzji pod presją czasu. Jeśli musisz podjąć decyzję szybko, nie masz czasu na drobiazgowe analizy, więc możesz coś ważnego pominąć.

Kiedy już masz za sobą te wszystkie etapy czas na ostatecznie przygotowanie do najbardziej pasjonującej akcji Twojego życia!

 

Oto 12 złotych reguł inwestowania.

 

1. Przygotuj dobry plan.

 

Plan to absolutna podstawa każdego udanego działania! Nie możesz spraw w finansach pozostawić bez dobrego pomysłu, bez dokładnych celów i kalendarza oraz kontroli wykonania.

 

2. Najlepszy czas na inwestowanie jest teraz.

 

Nieważne ile masz lat lub jakie doświadczenie. Jeśli chcesz zacząć inwestować i radykalnie zmienić swoją przyszłość zacznij przygotowania teraz.

 

3. Zacznij od czegoś prostego.

 

Doświadczenie w każdej dziedzinie zdobywa się etapami, dlatego zacznij od czegoś prostego, szybkiego i względnie łatwego. Wyciągnij jak najwięcej wniosków i przygotuj kolejne etapy inwestowania.

 

4. Wiedz dokładnie, co robisz.

 

Niezależnie od rodzaju i wielkości inwestycji zawsze wiedz, co robisz. Kiedy rozumiesz, jakie będą pozytywne skutki tego, co robisz i kiedy masz świadomość wszystkich aspektów technicznych danej inwestycji i wiesz, dlaczego chcesz dokonać tej inwestycji, wszystko będzie OK!

 

5. Ustal akceptowalny dla Ciebie poziom ryzyka.

 

Przypomnij sobie najważniejsze decyzje Twojego życia. Jakie były? Odważne, inne niż otoczenia? Czy raczej podobne do decyzji innych, większości? A ja jest teraz? Czym jest dla Ciebie ryzyko? Bądź bardzo dokładny, bądź dokładny i szczery w Twoich odpowiedziach, bowiem akceptowalny poziom ryzyka to w pewnym sensie najważniejsza składowa każdej inwestycji.

 

6. Wybierz dziedzinę i przedmiot Twoich inwestycji.

 

Fundamentalna, zwłaszcza na początku drogi, kwestia – to wybór rodzaju inwestycji, które chcesz realizować. Co Cię najbardziej kręci? Nieruchomości? Start-upy? Metale szlachetne? Dzieła sztuki? A może krypto waluty? Najlepiej inwestować w to, co dobrze znasz i rozumiesz. Kiedy już wybierzesz branżę, oczywiście dalej ją eksploruj, aż znajdziesz bardzo szczegółowy przedmiot inwestowania.

 

7. Stosuj proste systemy.

 

Kiedy masz do napisania książkę o inwestowaniu, czy szkolenie do przygotowania – wiesz, że trzeba poruszyć mnóstwo spraw, zaprezentować wiele różnych modeli inwestowania, matryc decyzyjnych i rozmaitych użytecznych narzędzi. Kiedy jednak zaczynasz inwestować, musisz sprawy uprościć poprzez wybór optymalnych systemów i metod. Na ogół im prostszy system w inwestycjach czy biznesie tym jest on skuteczniejszy.

 

8. Zautomatyzuj pracę.

 

Używaj aplikacji internetowych i mobilnych do inwestowania. Poszukaj darmowych czy płatnych narzędzi, które odciążą Cię od żmudnego procesu gromadzenia danych czy ich analizowania.

 

9. Dywersyfikować czy nie – oto jest pytanie!

 

Waren Buffet ma trzy ulubione branże, w które inwestuje: ubezpieczenia, banki i dobra konsumpcyjne. Generalna zasada dywersyfikacji mówi, że trzeba dobierać branże starannie i nie rozpraszać się na zbyt wielu rodzajach inwestycji. Inni mówią, że najlepiej skupić na jednej dziedzinie. Myślę, że to Ty powinnaś, to Ty powinieneś zdecydować, co Ci służy i przynosi najlepsze efekty.

 

10. Rób dokładnie coś innego niż większość.

 

Unikaj jak ognia porad inwestycyjnych z głównych mediów, czy od znajomych, którzy są amatorami w tej dziedzinie. Zawsze jest tak, że kiedy już o czymś jest głośno, kiedy z serwisu telewizyjnego namawiają Cię na inwestowanie w jakiś fundusz, albo w Facebooku jest głośno o bitcoinach, to znaczy, że prawdziwe pieniądze zarobili już inni. Szukaj dobrych kontaktów ze specjalistami w danej dziedzinie i polegaj raczej na lekturze blogów, czy pism branżowych i eksperckich.

 

11. Inwestuj tylko takie pieniądze, które możesz stracić.

 

Każdą inwestycję trzeba dokładnie skalkulować. Jeśli narażasz zbyt dużą część swojego majątku, czy oszczędności – możesz skończyć w poważnych tarapatach. Dlatego nigdy nie inwestuj pieniędzy, na których stratę, w razie niepowodzenia, nie możesz sobie pozwolić.

 

12. Skup się na wartościach, a nie cenach.

 

Ceny się zmieniają, ceny bywają kapryśne. Wartości są ponadczasowe. Kiedy poznajesz dokładnie swoją branżę i dziedzinę swojej inwestycji, zaczynasz dostrzegać wartości, które przetrwają kryzys, czy bańkę spekulacyjną. Naucz się odróżniać ceny „napompowane” czyimiś działaniami spekulacyjnymi od wartości, które są znacznie trwalsze.

Jakkolwiek to są na ogół bardzo subiektywne sprawy. Oceny dokonujesz i decyzję podejmujesz zawsze Ty! A skoro tak, to jest jeszcze jedna inwestycja, najważniejszą, przynosząca najwyższe stopy zwrotu: inwestycję w siebie. Im więcej umiesz, im więcej rozumiesz i im większe Twoje doświadczenie, tym więcej zarobisz na inwestowaniu.

Andrzej Mańka

 

Zarejestruj się na darmowy kurs zarządzania finansami osobistymi „Co musisz wiedzieć o pieniądzach” tutaj >>>

rozwój osobisty i osiąganie celów

Uprość to, co robisz

20 maja 2020

Przyroda nie spieszy się, a jednak ze wszystkim nadąża.
Laozi

 

Prowadzenie życia w zgodzie z regułami minimalizmu to nie tylko pozbycie się namacalnych przedmiotów, ale również pozbycie się niepotrzebnych działań z twojego napiętego i zabieganego planu dnia. Mówiąc wprost: chodzi o to, żeby robić tylko to, co absolutnie konieczne, i dzięki temu wygenerować czas na robienie tego, co czyni cię szczęśliwym.

 

Zredukuj ilość obowiązków

Najważniejszą rzeczą, jaką możesz zrobić, aby uprościć swój roboczy plan dnia, to wypisać na kartce wszystkie swoje obowiązki i wybrać te o największej wadze.

Do obowiązków wlicza się wszystko, co zajmuje twój czas: są to zatem sprawy narzucone przez pracodawcę, prace dorywcze, pomaganie lokalnej społeczności, naprawa domu, udział w szkolnej radzie rodziców czy nawet sędziowanie w drużynie piłkarskiej twojego dziecka.

Łatwo zgodzić się na te zobowiązania, ale trudno zauważyć, jak szybko wypełniają życie, aż jesteśmy tak zajęci, że nie mamy czasu na to, co dla nas jest najbardziej istotne. Reguły minimalizmu sugerują zredukowanie tych obowiązków do absolutnie najistotniejszych, zostawiając miejsce w naszym życiu na robienie tego, co prawdziwie kochamy oraz zostawienie sobie odrobiny wolnego czasu, aby uniknąć nadmiernego zestresowania.

Aby osiągnąć ten stan, sporządź listę wszystkich swoich zobowiązań, które przyjdą ci do głowy: wszystko, co wykonujesz regularnie lub do czego zobowiązałeś się w krótszym lub dłuższym czasie.

Teraz spójrz na listę i odpowiedz na pytanie: które cztery do pięciu rzeczy, jakie wypisałeś, są dla ciebie najważniejsze? Chodzi o rzeczy, które sprawiają ci największą radość oraz oferują najcenniejsze doświadczenia. To one mają największy priorytet. Całą resztę — naturalnie w miarę możliwości — powinieneś usunąć ze swojego życia.

Zazwyczaj wystarczy telefon, spotkanie lub e-mail z informacją, że już nie możesz dalej zajmować się daną sprawą. Odmawianie jest zwykle dość trudne i nieprzyjemne, często także powoduje, że ktoś się na tobie zawodzi. Ale wiesz co? Oni dalej będą żyli, a ich projekty i życia będą się dalej toczyły. Jakkolwiek niełatwo jest kogoś zawieść, to rzadko powoduje to aż tak straszne konsekwencje, jak się zazwyczaj obawiamy.

Cały proces rezygnowania ze zbędnych obowiązków jest bardzo powolny i na pewno z kilku z nich nie da się od razu wyeliminować. Jeżeli jednak będziesz pamiętać o tym, że ostatecznie chcesz się pozbyć wszystkich niepotrzebnych zobowiązań, powoli się z nich wykaraskasz: albo po prostu mówiąc „nie”, albo gdy się z nich najzwyczajniej w świecie wywiążesz.

Ważne jest, aby od tej pory starać się mówić „nie” wszystkim prośbom o podjęcie się czegokolwiek, co nie ma związku z najważniejszymi rzeczami z twojej listy. Sprawę w telegraficznym skrócie można przedstawić tak: albo nowym nadchodzącym zobowiązaniom z dużym entuzjazmem powiesz: „Jasne, że tak!” lub „No pewnie!”, albo najzwyczajniej w świecie odmówisz. Staraj się nigdy nie doprowadzać do sytuacji, w których będziesz bez namysłu i z obojętnością godził się na nowe obowiązki oraz wiążącą się z nimi większą odpowiedzialność.

Gdy tylko pozbędziesz się mało istotnych zadań i obowiązków, w twoim życiu w magiczny sposób pojawi się czas na robienie tego, co prawdziwie kochasz robić.

Oczyść swój plan dnia

Zastanów się, jak bardzo możesz „oczyścić” swój grafik. Głównie mam na myśli zredukowanie ilości spotkań, które i tak często są stratą czasu, oraz unikanie umawiania się na nowe. Chodzi również o wygenerowanie dużych bloków czasu na działania twórcze oraz wykonywanie pracy w sposób skupiony, produktywny i satysfakcjonujący, ale także na inne rzeczy sprawiające ci przyjemność.

Zostaw trochę czasu pomiędzy składowymi elementami twojego grafiku. Dzięki temu będziesz przechodził od jednego zadania do drugiego bez stresującego pośpiechu, a jeżeli któreś miałoby ci zająć odrobinę dłużej, unikniesz w ten sposób spóźnienia.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

Jeżeli twoja praca wymaga częstego spotykania się z innymi ludźmi, postaraj się grupować je do jednego–dwóch dni w tygodniu. Pozwoli ci to zachować większą swobodę w jej organizacji.

Zredukuj listę rzeczy do zrobienia

Jeżeli twoja lista rzeczy do zrobienia zawiera dziesiątki pozycji, minimalistyczne podejście sugeruje… uprościć listę.

Aby to zrobić, musisz być ze sobą szczery: czy wszystko, co zawiera lista, uda ci się wykonać dziś? A w ciągu trzech kolejnych dni? Często wierzymy, że uda się nam zrobić więcej, niż w rzeczywistości jesteśmy w stanie. Ten fakt sprawia, że robimy przydługawe listy, których możemy nie zrealizować nawet w tydzień.

Nie da się ukryć, że listy rzeczy do zrobienia są z natury niekończące się, jednak prawdziwy problem stanowi to, że często wypełniamy je bzdurnymi zadaniami, które tylko z pozoru czynią nas niezwykle zajętymi, a efekty ich wykonywania są mizerne. Zamiast tego powinniśmy się skupiać na mniejszej ilości istotnie niezbędnych zadań, które odegrają istotną rolę w naszym życiu osobistym lub zawodowym.

Mniej zadań oznacza, że będziemy mniej zajęci. Zatem każdego dnia wybierz z listy trzy absolutnie najważniejsze i dające najistotniejsze efekty zadania. Właśnie na nich, tych trzech najważniejszych zadaniach (ang. Most Important Tasks — MIT), powinieneś się najbardziej skupić każdego dnia i powinieneś zabrać się za ich realizację, zanim poświęcisz czas i uwagę rzeczom mniej istotnym.

Pamiętaj: najważniejszym zajmij się od razu, a dopiero potem martw się o rzeczy mniejszej wagi.

Fragment pochodzi z książki „Minimalizm” Leo Babauty.

"Minimalizm" Leo Babauta - wizualizacja

 

rozwój osobisty i osiąganie celów

12 prostych sposobów na organizowanie swojego życia

22 kwietnia 2020

Przyznaj to! Czasem czujesz się przytłoczony przez wydającą się nie mieć końca robotę papierkową i zastanawiasz się, czy kiedykolwiek będziesz w stanie to wszytko poukładać. E-maile, które chcesz zachować, pomysły, które znalazłeś w Internecie, notatki i dokumenty szkolne, zapisy pomysłów, które przyszły Ci do głowy w poczekalni u dentysty, wycinki z gazet… Gromadzisz to wszytko, gromadzisz i gromadzisz, a potem po prostu nie pamiętasz, gdzie włożyłeś ten artykuł, którego potrzebowałeś, żeby zakończyć pracę, która miała być gotowa w zeszłym tygodniu! Uff! To wszystko jest bardzo meczące!

 

Nawyk sporządzania list jest niezwykle pomocny. Jeżeli męczy Cię niekończąca się żonglerka „piłeczkami”, którymi są praca, czas dla rodziny, domowy interes oraz zajmowanie się gospodarstwem domowym oraz kilka zainteresowań i „koników” — cóż, czas zostać entuzjastą list. Czas ułatwić sobie życie!

Wszyscy poszukujemy dobrych sposobów na uporządkowanie naszego życia.

Dla wszystkich niezwykle zajętych ludzi na świecie istnieje kilka bardzo pomysłowych, a jednocześnie łatwych sposobów pomocnych w porządkowaniu życia i zachowywaniu zdrowia psychicznego.

1) Używaj notesów: Trzymaj pod ręką notes i długopis. Zabieraj je ze sobą, gdziekolwiek idziesz, i zapisuj pomysły, spotkania lub rzeczy, które musisz zrobić, zamiast starać się zapamiętać wszystko, co zapewne później zapomnisz.

2) Wyrób u siebie dobre nawyki telefoniczne: Określ limit czasowy dla każdej rozmowy telefonicznej i poinformuj o tym swojego rozmówcę — w ten sposób zaoszczędzisz sobie stresu związanego z usiłowaniem zakończenia połączenia. Pomoże to również Twojemu rozmówcy sformułować zwięźle informację, którą chce Ci przekazać. Może wydaje się to aż nazbyt drobiazgowe, lecz pozwoli Ci znacznie zaoszczędzić czas.

3) Zrób pożytek z czekania: Następnym razem, gdy będziesz mieć wizytę u dentysty, spotkanie z szefem lub będziesz czekał na obiad, wykorzystaj dany Ci czas na nadrobienie zaległości czytelniczych lub na planowanie. Jeżeli na tym polu nie masz sobie nic do zarzucenia, wykorzystaj czas na układanie, sprzątanie lub po prostu pomyśl.

4) Dziękuj: Następnym razem, kiedy ktoś Ci w czymś pomoże, nie omieszkaj go pochwalić. Nieważne, kto to będzie — Twój podwładny, współpracownik czy też członek Twojej rodziny — zauważ wysiłek, który włożył w wykonaną pracę. Wówczas z radością pomoże Ci ponownie, gdy znów będziesz go potrzebować.

5) Zrób to teraz! Nie pozwól sobie na luksus zwlekania. Jeśli sobie na to pozwolisz, ów znienawidzony obowiązek znajdujący się na Twojej liście „rzeczy do zrobienia” będzie Cię tylko stresował za każdym razem, gdy o nim pomyślisz! Skończy się na tym, że Twoja lista urośnie do niewyobrażalnych rozmiarów i stanie się niemal niewykonalna! Zacznij od największego i najbardziej przez Ciebie nielubianego zadania, dzieląc je na części, z którymi możesz sobie poradzić na raz. Dzięki temu wszelkie pozostałe obowiązki będą przyjemne jak letni wietrzyk!

6) Obowiązki administracyjne: Zleć zadania, na które nie masz czasu, lub połącz siły z kimś, kto może Ci w nich pomóc najbardziej.

7) Raz a dobrze: Zaoszczędź sobie czasu i chodzenia, zbierając na raz wszystko, co będzie Ci potrzebne do załatwienia Twoich spraw lub co powinno być rozmieszczone w różnych pokojach w Twoim domu, zamiast urządzać liczne piesze wycieczki po każdą rzecz z osobna. Zrób podręczną listę, planując trasę, i upewnij się, że uwzględniłeś każdy konieczny przystanek — nie będziesz musiał wracać i tracić czas.

8) Zaplanuj nieco czasu na zabawę! Wyznacz czas tylko dla SIEBIE. Przeznacz trochę czasu w swoim planie dnia, choćby planując spotkanie ze sobą, i trzymaj się tego, nawet jeśli jest to jedynie leniwa 30-minutowa kąpiel bądź 20-minutowy wiosenny spacer!

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

9)  Stwórz więcej przestrzeni: Przejrzyj swój cały system segregowania dokumentów i pozbądź się wszelkich starych, niepotrzebnych akt. Uwolnij nieco przestrzeni!

10) Zajmuj się wszystkim tylko raz: Zajmij się każdym listem, dokumentem czy innym papierem tylko raz! Przeczytaj go i włóż do odpowiedniej teczki, prześlij go dalej, wpleć go w swój plan dnia lub wyrzuć. Nie odkładaj go na niekończący się stos na Twoim biurku z nadzieją, że prędzej czy później się nim zajmiesz. NIE ZAJMIESZ SIĘ!

11) Bądź swoim administratorem: Używaj niezwykle przydatnych karteczek samoprzylepnych i zapisuj sprawy do załatwienia. Przyklejaj je do drzwi wejściowych lub lodówki, aby przypominały Ci o Twoich zadaniach tuż przed wyjściem. To się świetnie sprawdza!

12) Bądź swoim projektantem systemów: Uważasz, że zbyt wiele czasu marnujesz codziennie na poszukiwaniu różnych rzeczy? Znajdź nowy system, który będzie odpowiedni dla Ciebie i Twojego trybu życia, a następnie zastosuj go w absolutnie każdej dziedzinie! Spraw, by Twój system był jak mechanizm zegarowy, a odkryjesz nowe luki w czasie — wolne chwile, których istnienia nigdy nie podejrzewałeś!

Fragment pochodzi z książki „Zorganizuj się!”, której autorem jest John Doowhit.

relacje i związki, rozwój osobisty i osiąganie celów

Doceń kryzys!

7 kwietnia 2020

Czasami trzeba się potknąć, by odnaleźć właściwą drogę.
Autorka – Ewelina Golba

Najpierw skaczesz w dół; skrzydła rozwijasz w trakcie spadania.
Ray Bradbury

Nawet nie wiesz, jakie szczęście Cię spotkało! Na prawdę! Kryzys jest dowodem na to, że coś w Twoim życiu źle funkcjonowało i dlatego powinieneś to zmienić. Im szybciej bądź intensywniej przebiega — tym bardziej widoczne jest, że świat tak bardzo Cię kocha, iż uprzedza Cię przed zmarnowaniem życia!

Nim sama to sobie uświadomiłam, w chwili załamania raczej szukałam winnych i wcale nie miałam zamiaru nikomu dziękować za to, że do niego doszło. Ale gdy zrozumiałam, jak wielkim jest darem — zaczęłam za niego dziękować!

To on sprawia, że:

  • zmieniasz sposób patrzenia na świat;
  • zaczynasz myśleć, rozmawiać ze sobą;
  • na nowo szukasz swojej drogi;
  • znajdujesz swoje najmocniejsze strony.

Wiem, że to, co Ci teraz przekazuję, jest lekko szokujące, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że jako osoba inteligentna zrozumiesz, co mam na myśli.

Dlatego zamiast rozpaczać nad swoim losem — postaraj się wysłuchać tego, co świat chce Ci powiedzieć. Niby w jaki sposób miałby Ci przekazać, że coś w Twoim życiu funkcjonuje nie tak, jak powinno? Może obdarowując? Jeśli masz dzieci, to pewnie nie raz zdarzyło Ci się je ukarać. Dlaczego tak uczyniłeś? Czy nie dlatego, by coś zrozumiały? By zastanowiły się nad swoim postępowaniem? By je zmieniły? Czy miałeś coś złego na myśli, karząc je? Czy może robiłeś to dla ich dobra?  Z tego samego powodu, z jakiego świat karze Ciebie — Ty karzesz swoje dzieci! A czy przypadkiem nie robisz tego z miłości?

I właśnie dlatego powinieneś dziękować za kryzys: bo jest on wyrazem miłości świata do Ciebie! Teraz nadchodzi pora, byś z wdzięczności za tę miłość — skorzystał z niego!

Niepowodzenia i porażki mogą zmienić Twoje życie — zawsze na lepsze. Są doskonałym przygotowaniem gleby do zasadzenia nowych nasion, z których w przyszłości zbierzesz plony. Pamiętaj tylko, by zasiać inne nasiona niż wcześniej, oraz o tym, by przygotować dobrą glebę… A jak to zrobić, zdradzę Ci w kolejnych rozdziałach. Nim do nich przejdziesz, zrób coś dla mnie:

Ćwiczenie. Przepis na nowe życie.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

Weź czystą kartkę papieru i podziel ją na pół pionową linią.

  • Z lewej strony napisz rzecz, którą traktowałeś jako powód do załamania, coś, co się rozpadło, lub coś, co straciłeś.
  • Postaraj się wypisać dziesięć przemyśleń na temat tego, co źle funkcjonowało wokół tej rzeczy/sytuacji.
  • Z prawej napisz wielkimi literami „Trzy lata później”.
  • Spróbuj sobie wyobrazić siebie po upływie 3 lat, jeśli ta rzecz nadal by trwała.
  • Wypisz dziesięć takich wyobrażeń po prawej stronie kartki.

 

Już? Teraz przeczytaj to, co zapisałeś.

  • Zastanów się, skąd się wzięły podpunkty z lewej strony kartki.
  • Pomyśl, co świat chciał Ci przekazać, do czego mogły te rzeczy doprowadzić.
  • Zastanów się, jak wielki miałbyś problem, gdyby Cię nie ostrzegł już teraz?
  • Zastanów się, co powinieneś zrobić, by w przyszłości do nich nie doprowadzić.

Pozytywny egoistaJeśli tego dnia nie jesteś w stanie racjonalnie odpowiedzieć na te pytania, spróbuj jutro, pojutrze, za tydzień. Porozmawiaj o tym z zaufaną i szczerą osobą, czasem ktoś stojący z boku potrafi więcej zauważyć niż my sami.

Gdy odkryjesz sposób na uniknięcie podobnej sytuacji w przyszłości — zapisz go kartce. Przeczytaj go na głos. Właśnie zapisałeś swój przepis na nowe życie!

Powieś go w widocznym miejscu i działaj zgodnie z nim!

Fragment pochodzi z książki „Pozytywny egoista”, której autorką jest Ewelina Golba.

rozwój osobisty i osiąganie celów

O misji życiowej — skąd się to bierze?

27 września 2019

Dziś zadano mi pytanie pod jednym z moich wpisów:

Grzegorz, skąd ci się biorą te wszystkie myśli? Naprawdę świetny rozwój umysłu, ale jak pamiętam — zawsze byłeś filozofem.

Zadał je Krystian. Dziękuję mu za to pytanie.

To pytanie jest tak ogromne, że skupię się tylko na kilku najważniejszych kwestiach. Sam zadawałem sobie to pytanie jako młody człowiek. Dziwiło mnie, że są ludzie, którzy znajdując się w sytuacji X, nie widzą jej rozwiązania. Tymczasem to rozwiązanie było oczywiste, ale tylko dla mnie. Co więcej, jeśli już ktoś miał rozwiązanie, zwykle było to rozwiązanie iluzoryczne.

Dlaczego ludzie nie widzą, że prawdziwa droga ku szczęściu prowadzi w innym kierunku? Z tym pytaniem walczyłem dość długo. I nie tylko z nim:

  • Dlaczego ludzie utrudniają sobie życie?
  • Jakim cudem wybierają niekorzystne rozwiązania?
  • Czy oni są ślepi?

Potem, gdy już byłem starszy, zdobywając kolejne zasoby, poznawałem osoby, które widziały to co ja. Okazało się, że jednak mam rację. Ciekawiło mnie: skąd? Skąd ja wiem to, co wiem?

Są dzieci, które w wieku pięciu lat grają na pianinie jak profesjonalny zawodowy muzyk po 30 latach nauki muzyki. Czy w ciągu tych pięciu lat studiowały muzykę? Oczywiście, że nie.

Są dzieci, które wykazują wybitne umiejętności i wiedzę w dziedzinach, w których trzeba się uczyć wiele, wiele lat. Skąd one mają tę wiedzę? Skąd nóż wie, jak kroić? Skąd wie, że ma mieć ostrą krawędź?

On nie wie. On w „tym celu” został stworzony.

Widzisz, wielu ludzi (a nawet zdecydowana większość) żyje w nieszczęściu, ponieważ nie są świadomi, po co żyją. Oni egzystują. Świadomość tego, „po co ja tu jestem”, nadaje sens życiu i czyni je szczęśliwszym. KAŻDY ma ten cel — ten powód. Nazwano go misją życiową lub przeznaczeniem.

Moja misja to uświadamianie, nauczanie, inspirowanie i motywowanie innych. I mam wszystkie zasoby, by wypełniać tę misję należycie. Każdy je ma. Tak, Ty też. Choć Twoją misją niekoniecznie jest to samo co moją. Misją muzyka może być dawanie emocji, które zmieniają myśli i życie innych. Przecież muzyka (dźwięki) wpływa na nasze życie. Misją malarza może być pokazanie świata od innej strony. Dzięki temu znajdą się ludzie, którzy zobaczą w tym i odkryją siebie, świat itp. Każdy ma misję.

Gdy to zrozumiałem, wyjaśniło się, skąd wiedziałem i widziałem aż tyle. Kiedy ja widziałem czegoś „koniec” — inni widzieli dopiero „początek”. To, że jestem trenerem Rozwoju Holistycznego, stało się też za namową innych, którzy szukali pomocy u różnych psychologów i terapeutów, a znaleźli ją u mnie. Oczywiście to było budujące i coraz bardziej przekonywałem się, że to właśnie chcę robić w życiu.

Po tym można odróżnić pseudomalarza od malarza prawdziwego (z misją), pseudomuzyka od muzyka z misją, pseudotrenera rozwoju od trenera z misją.

Misji się nie tworzy. Misję się odkrywa.

Umiejętność rozpoznawania misji u kogoś jest również bardzo ważna. Wtedy wiesz, czy warto korzystać z usług danej osoby — czy potrafi, czy tylko udaje, że potrafi. Osoba, która jest w czymś rewelacyjna, nie musi zbytnio się uczyć, by wykonywać jakąś czynność dobrze. Ale znajdzie się wielu naśladowców tej osoby, którzy nie mają misji, a tylko będą symulować umiejętności. Więc uważaj, od kogo zdobywasz wiedzę.

Szukaj ludzi z misją. Czym się różni muzyk z misją od pseudomuzyka?

"Holistyczne podejście do życia" Grzegorz CieślikJako nastoletni chłopak oglądałem program z udziałem jednego z takich muzyków. Został zapytany: „Skąd bierzesz pomysły na tekst i muzykę? Przecież każdy twój utwór to hit!!!”. Spojrzał na dziennikarkę i odpowiedział:

Nie wiem (podniósł ręce do góry), siedzę sobie, jem obiad i nagle słyszę dźwięki. Biorę dyktafon i nucę je, bo nie znam nut. Potem czekam, aż usłyszę tekst. A potem
wydaję płytę.

Tą osobą był Michael Jackson.

I tak to dokładnie wygląda. Kiedy widzę na ulicy parę, która ze sobą dyskutuje, wiem, dlaczego on jest na nią zły i dlaczego ona nie mówi mu całej prawdy. Odczytuję to z ich mowy ciała, gestów czy lingwistyki. Oczywiście nie jest tak za każdym razem i wszędzie. To przychodzi wtedy, kiedy jest potrzebne. Jak dźwięki i tekst do głowy muzyka.

Czasem musisz się tylko obudzić, by dostrzec swoje powołanie.

Czasem musisz poczekać, a ten czas wypełnić nauką, bo misja może się ujawnić dopiero, gdy coś konkretnego zrozumiesz. Szukaj. Patrz. Słuchaj. Poczuj. Ona tam jest.

Fragment pochodzi z książki „Holistyczne podejście do życia” Grzegorza Cieślika.

Zapraszamy na spotkania autorskie z Grzegorzem Cieślikiem! Zobacz szczegóły:

Grzegorz Cieślik - spotkania autorskie

rozwój osobisty i osiąganie celów

Sprawdzone sposoby na motywację

31 maja 2019

Problemy, codzienne obowiązki, gonitwa za lepszym życiem dla siebie i rodzimy powoduje, iż jesteśmy wykończeni codzienną walką o lepszy byt. Mamy ambicje i marzenia, ale brak jest motywacji, by zacząć działać, a nie tylko rozmyślać. Co zatem zrobić, by w drodze do celu nie pojawiło się znużenie i brak chęci?

 

1. Wyznacz sobie cele

 

Usiądź, pomyśl w ciszy i spokoju, czego tak naprawdę w życiu chcesz. Wyznacz jeden cel, który masz z tyłu głowy już od dłuższego czasu i zastanów się nad pierwszym i kolejnymi krokami, które musisz wykonać. Ułóż wstępny plan i realizuj go. Ważne, by nie odkładać nic na potem. W ten sposób dalej będziesz tkwił w miejscu.

 

2. Wizualizuj

 

Kiedy ułożysz plan, poświęć kilka minut na wizualizacje swojego celu. Pomyśl, co się wydarzy, jeśli to osiągniesz i spełnią się Twoje marzenia, jak zmieni się Twoje życie i dlaczego będzie warto się poświęcić.

 

3. Wypisz korzyści

 

Weź kartkę, na której spisałeś swój plan i na odwrocie wypisz korzyści, jakie pojawią się po dobiegnięciu do linii mety. Widzisz tę radość rodziny? Dostrzegasz więcej pieniędzy, które otworzą Ci zamknięte dotąd drzwi? Patrzysz na te piękne widoki po wyjściu na sam szczyt? Teraz na pewno łatwiej Ci będzie utrzymać motywację, jeśli Twój cel jest na wyciągnięcie ręki i macha do Ciebie oczami wyobraźni.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

 

4. Twórz mniejsze zadania

 

Duże punkty i wielkie cele mają to do siebie, że długo nie widać efektów pracy i zaangażowania. Nasza motywacja spada, bo nie widzimy sensu poświęcania się dla idei. Kiedy każdy punkt rozbijesz na mniejsze zadania, odhaczając je po realizacji, będziesz każdego dnia i tygodnia widział, jak wiele już udało się zrobić. To samonapędzanie się sprawi, iż łatwiej będzie Ci stawiać kolejne kroki.

 

5. Słuchaj ulubionej muzyki

 

Kiedy nie chce Ci się biegać, a wiesz, że powinieneś wyjść na trening, zakładasz słuchawki i to dostarcza Ci dodatkowej energii. Dzięki temu jesteś wstanie przebiec nawet więcej, niż miałeś zamiar. Tak samo jest z innymi rzeczami. Jeśli zdopingujesz się muzyką, treningiem lub czymkolwiek, co Cię napędza, łatwiej będzie Ci realizować plan.

 

6. Nagradzaj się

 

To chyba lubią wszyscy. Jeśli przejdziesz jakiś pułap swojej gry, spraw sobie małą przyjemność. Wiedząc, że jeśli do końca tygodnia zrealizujesz mały cel, łatwiej Ci przyjdzie zmobilizowanie się. W przypadku przekroczenia swojego deadline’u, nie nagradzaj się. Tylko trzymanie się pewnych zasad będzie z pozytywnym skutkiem dla Ciebie.

 

7. Codzienne nawyki

 

Kiedy planujesz swoje działania i chcesz osiągnąć długoterminowe cele, weź pod uwagę fakt, że musisz zmienić swoje dotychczasowe nawyki. Jeśli chcesz nauczyć się języka, zmienić pracę lub zrzucić kilkanaście kilogramów, codziennie musisz wypracować nawyk, który sprawi, że na końcu drogi będziesz mógł powiedzieć z satysfakcją – zrobiłem to! Może to był półgodzinny trening, nauka słówek lub rozwijanie swoich kompetencji zawodowych, które docenią w nowej firmie – regularność to podstawa.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Dlaczego warto stawiać sobie cele?

15 stycznia 2019

Człowiek bez celu umiera – wielu zapewne podpisałoby się pod tym rękami i nogami. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż brak światełka w tunelu na końcu drogi powoduje, iż tracimy motywację, a cała energia z nas ulatuje.

Dlaczego zatem warto mieć cele? Oto 5 powodów, które Cię do nich przekonają:

 

1. Obieramy kierunek

 

Ciągle jesteśmy zabiegani, wiele spraw przytłacza nas każdego dnia. Przez to trudno się skupić na właściwych działaniach oraz priorytetach. Kiedy masz wyznaczony cel i za wszelką cenę chcesz dążyć wyznaczoną ścieżką, nie zabraknie Ci motywacji i koncentracji na danym punkcie. Zamiast mówić „co będzie, to będzie”, mamy większą kontrolę nad swoim życiem.

 

2. Sens życia

 

Mamy rodzinę, pracę i swoje ambicje, ale to cele nadają naszemu życiu smak. Często robimy to dla bliskich, ale zazwyczaj dla swojego lepszego samopoczucia. Dążąc do realizacji celów, zmieniamy swoją codzienną egzystencję na lepsze. Może nasza pasja stanie się pracą i będzie najlepszym, co nam się w życiu przytrafiło, a nie tylko przykrym obowiązkiem? Przeszkody, które się pojawiają na naszej drodze, również wiele nas uczą, dzięki czemu smak zwycięstwa oraz satysfakcji będzie jeszcze bardziej wykwintny.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

 

3. Szczęście

 

Czy osiągnięcie wyznaczonego celu nie sprawia frajdy? Oczywiście, że tak! Realizacja planu oraz patrzenie na to, co udało nam się już osiągnąć, jeszcze bardziej nas napędzają. To sprawia, że chcemy więcej i więcej. Stajemy się bardziej pewni siebie, bardziej wartościowi w naszych oczach i utwierdzamy się w przekonaniu, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.

 

4. Szansa na naukę

 

Każde obranie celu to okazja do nauczenia się wielu nowych rzeczy. Nie wystarczy tylko chcieć – trzeba dać od siebie coś więcej i poszerzać swoje horyzonty. Jeśli marzysz o nowej pracy zgodną z Twoimi zainteresowaniami, obejrzyj trening online, pójdź na szkolenie, czytaj książki. Będziesz ekspertem w swojej dziedzinie, dzięki czemu na pewno osiągniesz ten cel.

 

5. Osiągniesz sukces szybciej niż inni

 

Są osoby, które od dziecka mają sukces w genach, głównie przez swój status materialny. Jeśli jednak nie masz tyle szczęścia i wszystko przychodzi Ci z większym trudem, możesz być pewny, że osiągniesz sukces szybciej, niż osoby, które nie wiedzą, czego chcą. Działasz celowo, wiesz jakie narzędzia będą Ci potrzebne, dlatego stajesz się bardziej efektywny i skracasz drogę do wyznaczonego celu.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak sprawić, by czas szybciej płynął?

10 sierpnia 2018

Ten, kto nigdy nie nudził się w pracy niech pierwszy rzuci kamień! To naturalne, że czasami masz gorszy dzień, nic Ci się nie chce lub po dłuższym okresie wykonywania tych samych obowiązków każdego dnia, przychodzi stagnacja i znużenie. Jak temu zapobiec?

Oto kilka sprawdzonych wskazówek, które sprawią, że czas będzie płynął „szybciej”:

1. Zaplanuj swój dzień w pracy i nie tylko

Kiedy wiesz, co będziesz robił i jakie masz sprawy do załatwienia, od razu będziesz mógł wypełnić lukę czymś nowym. Wtedy nie będzie czasu na nudę. Może tę pustkę wypełni coś ciekawego, nowego i zaskakującego? Zastanów się, co to może być i wdróż to w życie!

Tak samo w sferze prywatnej. Wyjście do kina, wycieczka, czy romantyczny weekend we dwoje to na pewno lepsze rozwiązanie niż kolejne spędzenie wieczoru przed telewizorem.

2. Wyszukuj nowe zajęcia!

Nawet jeśli codziennie wykonujesz te same zadania, sprawdź, czy możesz zrobić to w inny sposób. A może jednak możesz uczestniczyć w innym projekcie, który nie będzie monotonny i uwolni Twoją kreatywność?

Niektórzy mogą odebrać to jako nadgorliwość, ale praca to nie przysłowie, nie daj sobie wmówić, że to gorsze niż faszyzm.

3. Punktualność to podstawa

Nikt nie lubi spóźnialskich, szczególnie w pracy. Aby mieć satysfakcje z wykonywanych obowiązków, należy mieć poczucie dobrze zrobionej roboty. Nie zapracowuj się jednak na śmierć. Każdemu należy się przerwa i jeśli możesz wyjść na lunch na miasto, skorzystaj z tego. Nie możesz jednak przekraczać granicy i wracaj o nakreślonej przez szefa godzinie.

4. Ciesz się z osiągniętych celów

Udało Ci się zrealizować wszystkie zadania? Nie miej poczucia, że to plan minimum. Jeśli uważasz, że możesz zrobić więcej i chętnie przejmiesz nowe obowiązki, zaproponuj szefowi nowe rozwiązanie sytuacji. Być może on też zauważy w Tobie ogromny potencjał i stwierdzi, że taka zmiana może wyjść całej firmie na dobre?

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

5. Ciągle rób coś nowego!

Jest mnóstwo darmowych treningów on-line, webinarów czy inspirujących artykułów, które pozwolą Ci spojrzeć na nowo na swoje obowiązki zawodowe i je rozwijać. Nauka nowych rzeczy nie pójdzie w las i na pewno przydadzą się w nowych projektach. To poszerzy zakres Twoich kompetencji, dzięki czemu będziesz miał dobrą kartę przetargową w rozmowach o awansie czy zmianie stanowiska.

Trzeba sobie urozmaicać życie zawodowe, gdyż ciężko jest codziennie wykonywać te same zadania przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.

Autor: Paulina Wolska

Wyszukano w Google m.in. przez frazy:

rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak się zmotywować do pracy?

26 kwietnia 2018

Często bywa tak, że traktujemy pracę, jak przykry obowiązek. Wpływa na to wiele czynników, jednak warto zmienić do tego stosunek.

Dlaczego?

Minimum 8 godzin dziennie spędzanych na wykonywaniu swoich obowiązków zawodowych to tak dużo czasu w ciągu dnia, że warto to zmienić!

Co zrobić, żeby praca sprawiała nam przyjemność?

1. Konkretne określanie celów

Twoja praca nie przynosi efektów? Określ, co chcesz zrobić danego dnia, pomyśl, jak to rozwinie Cię jako człowieka oraz jaki cel zostanie osiągnięty pod koniec pracy. Nic tak nie motywuje, jak realizowanie swoich założeń. Rób to dla siebie, a satysfakcja będzie dużo większa niż do tej pory. Podniesiesz swoje kwalifikacje, a wtedy drzwi do lepszego miejsca będą otwarte. W przypadku nauki, określaj rodziały, jakie danego dnia przerobisz. Efektem końcowym będzie Twoja ocena z egzaminu.

2. Planuj każdy dzień

Realizacja celów to jedno, ale czasem w natłoku spraw musimy zaplanować każdy dzień pracy i nauki. Ustal, w jaki sposób i w jakim czasie chcesz zrealizować dane zadanie czy projekt. Wieczorem zrób podsumowanie i zobacz, co udało Ci się osiągnąć, a co wymaga kolejnej poprawy i zastanów się, co zrobić, by jutro było jeszcze lepiej.

3. Inspiruj się innymi

Sam nie potrafisz sobie powiedzieć, by pracować mocniej i efektowniej? Nie rozumiesz, dlaczego znowu masz zakuwać do egzaminu? Zacznij czytać biografie ludzi, który są dla Ciebie wielcy. Mogą to być sportowcy, naukowcy czy profesorowie – mają na Tobie robić wrażenie. Oni swoimi osiągnięciami udowodnili, że marzenia się spełniają i warto do tego dążyć. Dlaczego Tobie miałoby się to nie udać? Pamiętaj, że droga do celu nigdy nie jest łatwa i wymaga wielu zarwanych nocy.

4. Atmosfera w pracy

Czy nie przyjemniej się pracuje, kiedy dobrze dogadujesz się z ludźmi? Atmosfera i dobra komunikacja w zespole to podstawa. Na tym można budować szczerość, zaufanie i zwiększyć produktywność. Nikt nie zmusza Cię to polubienia wszystkich. Możesz wykazać małą inicjatywę i spróbować się z większością dogadać. Impreza integracyjna? Wiele konflików w ten sposób zostało rozwiązanych!

5. Ciągle poszerzaj swoją wiedzę

Bywa tak, że niektórzy czują się niepewnie w pracy i nie chcą do niej chodzić przez brak wiedzy i odpowiednich umiejętności. To doświadczenie i pewność w wykonywanych obowiązkach podnosi naszą samoocenę i przestajemy się obawiać, co się wydarzy w pracy. Zacznij wierzyć i uczyć się, a pewność siebie przyjdzie z czasem.

Brakuje Ci celu w życiu?

 

Zdobądź ZA DARMO legendarnego ebooka Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu” Superumysł oraz Określony Cel Główny.

Prawo Sukcesu

  • Wreszcie skupisz się na tym, czego naprawdę pragniesz.
  • Dowiesz się, na czym w rzeczywistości polega PLANOWANIE i jaką ma moc w realizacji Twoich celów.
  • Poznasz 4-stopniową formułę, która pozwoli Ci zająć się w życiu tym, co przynosi Ci najwięcej satysfakcji i zysków

Pobieram ebooka!

6. Pozbądź się rozpraszaczy

Zerkasz co 30 sekund na ekran smartfona, czy nikt nie napisał do Ciebie wiadomości? Lubisz zaglądnąć sobie na wiele serwisów internetowych? Gdy masz do zrobienia, napisania nauczenia się, nie rozpraszaj się rzeczami, które będą Ci w tym przeszkadzać. Skup się na zadaniu. Na Facebooka będziesz mieć czas w trakcie przerwy lub po wykonaniu zadania.

7. Nagradzaj się za pracę!

Twój projekt zyskał uznanie w oczach szefa? Super! Kup sobie nowe buty, bo na to zasłużyłaś! Dostałeś dobrą ocenę z egzaminu? Wyjdz na imprezę z kumplami, jeśli masz na to ochotę. Nagradzanie się za nawet drobne sukcesy sprawi, że inni też zaczną to dostrzegać. Zacznij szanować swoją pracę i ją doceniać. Odpoczynek i odrobina relaksu to podstawa.

Autor: Paulina Wolska

rozwój osobisty i osiąganie celów

Martwe konie

5 kwietnia 2017

„Nie potępiajcie mnie. Każdy z nas ma swoje pierwsze życie. Ja mam swoje, z którym się szarpię, Wy macie swoje. U każdego jest inaczej. Niektórzy cenią najwyżej sukces finansowy, dla innych zasadnicze znaczenie ma władza, dla jeszcze innych znowu seks, uznanie, jakieś dzieło, nad którym pracują. Każdy jednak ma w życiu coś, przy czym ma gęsią skórkę, coś, przy czym czuje, że naprawdę żyje. I o to właśnie chodzi. Nie o to, aby dać życiu więcej dni, tylko dniom – więcej życia. Wartość życia nie jest mierzona jak największą liczbą oddechów, tylko tymi chwilami, w których właśnie brakuje nam tchu.

Jeżeli coś się dla was naprawdę liczy, to ile jesteście w stanie dla tego czegoś poświęcić czy zaryzykować? Droga, którą przebyliśmy, już nie istnieje. Skąd wiecie, że zmierzacie we właściwym kierunku? Jedno jest pewne: w tej ostatniej godzinie, jeśli będzie nam dane przeżyć ją świadomie, nie będziemy denerwować się z powodu tego, co nam nie wyszło, nie udało się, lecz będziemy żałować tego, na co się nie odważyliśmy. Nie ma dla mnie niczego bardziej godnego pożałowania, niż uczucie typu: „Ach, że też tego nie spróbowałem, nie zjadłem, nie zrobiłem etc.!” w owej chwili oglądania się za siebie, na bezpowrotnie minione lata i dni. Jestem pewien, że prędzej czy później coś takiego przeżyję, bo przegapiłem niejedną chwilę, w której powinienem był otworzyć oczy na szansę.

„Nie chodzi o to, aby dać życiu więcej dni, tylko dniom – więcej życia.”

No risk, no fun, no life (Bez ryzyka nie ma zabawy, ani życia). Lecz nasz problem polega na tym, że chcemy, aby risk wynosiło zero, a fun – sto, a przecież potrzebujemy i tego, i tego: maksymalnego ryzyka i maksymalnej życiowej frajdy. Musimy więc na jedną kartę położyć wszystko – także nasze życie. Gdybyśmy dokładnie wiedzieli, czego chcemy, to zrobilibyśmy to, ale my jesteśmy w stanie permanentnego poplątania, rozproszenia czy też jak to nazwać. Wynika to stąd, że droga prowadząca do celu nigdy nie jest prosta. W dodatku leży na niej mnóstwo kamieni i to one chcą nas sprawdzić, pytając: „Czy naprawdę tego chcesz? Jeśli tak, to sprzątnij nas! Usuń z drogi!”. A na poboczu owej życiowej drogi leżą oferty specjalne naszego życia, wyjątkowe promocje. One szarpią nas także, kiedy próbujemy iść prosto, zachęcają, jak mogą: „Weź lepiej mnie!” – bo przecież tańsze, łatwiejsze.

I tak idzie człowiek, który czegoś chce: na przykład przedsiębiorca. O, będzie ciężko. Nie ma przecież nikogo, kto pokazałby takiemu biedakowi właściwą drogę; w Niemczech nie ma też szkoły, która kształci kogoś w kierunku „bycia przedsiębiorcą”. Najpierw próbuje więc on swoich sił w ubezpieczeniach. Wreszcie potrzebuje także jakiegoś know-how, klientów i kapitału do założenia własnej firmy. Rusza więc w drogę, tylko że wszędzie leżą kamienie. Ciężko. Innym sprzedaż idzie lepiej. Nasz przedsiębiorca nie może wystartować i zaczynają go ogarniać wątpliwości. Kto właściwie powiedział, że to jest dobra droga? Może, mówiąc w przenośni, drabina stoi przy niewłaściwym drzewie? Tak sobie myśli ów przedsiębiorca i słyszy gdzieś ofertę pracy jako doradca finansowy. Brzmi dobrze. Wypowiada więc pracę tutaj i wysyła tam swój list motywacyjny, ale tam też są kamienie. Kolejne przystanki na jego drodze: Tupperware, potem Herbalife. Wszystko cudowne przedsięwzięcia, ale on biega od jednej oferty specjalnej do drugiej, bo wszędzie leżą te kamienie, a on ich nie chce! Trzeba je sprzątnąć z drogi. A właśnie z kamieni, które ktoś nam rzuca pod nogi, albo które po prostu na tej drodze ot, tak, leżą, można zbudować coś pięknego; coś, co ma przyszłość. Superoferty są tanie, ale do niczego się nie nadają. To tak, jakbyście znaleźli promocję w supermarkecie, gdzie coś będzie o 5 centów tańsze, ale trzeba tam jechać dobre 20 kilometrów! Superoferty, promocje są właśnie po to, aby odwrócić naszą uwagę od właściwej drogi, aby nas uwieść i nabrać, że możemy dostać więcej, niż będziemy mogli wziąć. Więcej niż potrzebujemy. Wiem to aż nadto dobrze, w końcu zajmowałem się długo handlem detalicznym.

„Może drabina stoi przy niewłaściwym drzewie.”

Jest takie słynne powiedzenie Indian Dakota: „Jeśli stwierdzisz, że jedziesz na martwym koniu, to zsiądź czym prędzej!”. Wiele osób powtarza często to, co opisałem – ale zupełnie źle to rozumie. Traktuje jako wymówkę, aby nie mieć skrupułów, dać się skusić życiowej superofercie, porzucić raz obraną drogę, zamiast iść nią konsekwentnie do końca, tak jak zamierzaliśmy.

Tak, nie jest łatwo być przedsiębiorcą. Kiedyś ten koń, na którym jedziecie, może okazać się martwy. Ale co dokładnie jest najtrudniejsze? Martwy koń? Długa i ciężka droga? A może jej kolejny zakręt? I właściwie, skąd wiadomo, że koń jest martwy?

„Koło Fortu Defiance, zaraz obok Window Rock, mój koń padł. I co wtedy?”

Spróbowałem wyobrazić sobie, że jestem kowbojem na Dzikim Zachodzie i jadę konno do Santa Fe. Koło Fortu Defiance, zaraz obok Window Rock, mój koń padł. I co wtedy? Przecież ciągle mam zamiar dostać się do Santa Fe! Nie będę zmieniał celu podróży tylko dlatego, że padł mi koń! Ani wracał! Zmieniam więc w forcie konia – ale nie cel podróży! Nie zmieniam i nie rezygnuję z moich oczekiwań, nie zmieniam celu – zmieniam tylko strategię!”

Fragment pochodzi z książki „Dzieci szczęścia”, której autorem jest Hermann Scherer.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Konsekwencja w działaniu

7 listopada 2016

„Znowu nie udało się… Tak mocno się starałeś, ale nie dobiegłeś do mety na czas, nie wygrałeś, nie podpisałeś kontraktu, nie schudłeś, nie pojawiłeś się na spotkaniu, nie dotrzymałeś słowa, nie wstałeś z budzikiem. Znowu i znowu.

Dlaczego tak jest?

Twoje ciało przyzwyczaiło się do odkładania na później, do tych małych „porażek”. Zapamiętało, że to jest twój domyślny sposób działania. W końcu na każde wydarzenie, na każde niespełnione oczekiwanie, od razu w twoim umyśle pojawia się koło ratunkowe – powód niepowodzenia. Musiałeś wymyślać usprawiedliwienie, kolejną wymówkę, zarówno dla innych jak i dla siebie. Stajesz się coraz bardziej kreatywny w wymyślaniu powodów swoich niepowodzeń, bo robisz to znowu i znowu. Twoja uwaga jest skierowana na to, co będzie jak polegniesz i jak się ratować z tej sytuacji, zamiast na to co będzie jak zwyciężysz i co dobrego tobie to przyniesie. Najwyższy czas to przekierować.

Jak definitywnie skończyć z wymówkami i wreszcie zrobić coś zgodnie z planem?

Skup się na tym, czego chcesz, a następnie skorzystaj z następujących kroków, najlepiej jakbyś je wypisał i nie śpiesz się. Po pierwsze musisz ustalić plan. Załóżmy, że twoim celem jest schudnięcie 20 kg – podziel swój cel na mniejsze etapy – określ, jaką ilość kg jesteś w stanie stracić w ciągu tygodnia, miesiąca, roku. Po drugie, zacznij myśleć o sobie nie jak „pozbyć się otyłości?”, a „jak ważyć… kg?”; nie „jak przeżyć do pierwszego?”, ale „jak sprzedać i zarobić?”. Po trzecie, myśl w kontekście dokonanym i określ dokładny czas osiągnięcia celu „ja ważę… kg do 20 czerwca 2016 roku”. Możesz podstawić tu dowolny przykład, byle konkretny, np. nie „spędzam więcej czasu z rodziną”, ale „mam 2 godziny dziennie i cała niedzielę dla rodziny od przyszłego tygodnia”. Po czwarte, pomyśl, co najgorszego może się stać. Określ, co będzie, jeśli zawiedziesz – przytyjesz, stracisz klienta, nie wyślesz projektu na czas. Co wtedy się wydarzy? Wyobraź sobie wszystkie najgorsze konsekwencje swojego niepowodzenia. Po piąte, odwróć teraz myślenie o 180 stopni – co się stanie, jeśli spełnisz oczekiwania? Jakie nagrody na ciebie czekają? Może szacunek innych, większa premia, ogromny wzrost pewności siebie? Jak się z tym czujesz? I ostatni, szósty krok – co konkretnie zrobisz dziś, aby osiągnąć ten cel? Może ustalisz plan działania w tygodniu, może znajdziesz dietetyka, albo przygotujesz ofertę? Zrób coś konkretnie w kierunku realizacji celu.

Świetnie. Przeszedłeś właśnie proces konkretnego definiowania celu, teraz twoja podświadomość zacznie pracować nad jego osiągnięciem i ma już do niego ustaloną motywację. Samą motywację można zdefiniować jak MOTYW + AKCJA. Im silniejszy powód, tym większa chęć działania. W kroku czwartym i piątym została ona określona: wiesz już na czym ci najbardziej zależy, a czego nie chcesz. Krok szósty, pozwolił ci na pierwszy krok. Wystarczy teraz, że podtrzymasz tę energię, przypomnisz sobie swoje powody, wzmocnisz je i dopiszesz kolejne, żebyś działał tak mocno i tak konsekwentnie aż ten cel osiągniesz.

Kilka praktycznych rad przyspieszających sukces

Obierz sobie kilka, żebyś nie skupiał się tylko na jednym, ale też nie zbyt wiele celów. Najlepiej trzy, każdy z innej dziedziny: zdrowie, relacje, biznes. Kolejne cele obieraj dopiero, gdy skończysz poprzednie. Pamiętaj, że nie zawsze od razu widać efekty, twoich starań, więc pragnienie natychmiastowego rezultatu, zamień na potrzebę natychmiastowego działania. Rób swoje w swoim tempie, gdybyś na chwilę upadł, zawsze możesz wrócić, ale żeby nie było to zbyt częste, ustal sobie jakąś „karę” – przelewasz jakąś kwotę na fundację, pomagasz teściowej bezinteresownie w zakupach itp. Zawsze, gdy osiągniesz jakiś poziom swojego celu, daj sobie „nagrodę” i niech to będzie coś, czego normalnie byś sobie nie dał, np. kolejna para butów, masaż, obiad w wykwintnej restauracji. Powiedz o swoich planach znajomym i rodzinie, np.: „Kochani, mam cel, podnoszę swój poziom z angielskiego i za rok zdaję test CAE”. Będzie to dla ciebie kolejna motywacja, bo nie będziesz chciał ich rozczarować. Nie porównuj się do innych, patrzy tylko na swoje postępy, żebyś każdego dnia poczuł, że jesteś coraz bliżej. A przede wszystkim nie poddawaj się, konsekwentnie dąż do spełnienia swoich marzeń.

Powodzenia w realizacji swoich celów!”

Lechosław Chalecki