Archives:

rozwój osobisty i osiąganie celów

Darmowy ser znajdziesz tylko w pułapce na myszy

13 sierpnia 2015

Każdy, kto oglądał lub obejrzy film Titanic — czy to w wersji tradycyjnej z roku 1998, czy w technologii 3D z roku 2012, czy też w 5D w roku 2020 — wie, jakie jest zakończenie. Okręt tonie, a wraz z nim wszyscy pasażerowie znajdujący się na pokładzie.

Podobnie rzecz się ma w przypadku współczesnego świata.

Wystarczy tylko rozejrzeć się wokół, aby dostrzec, w jak nieudolny sposób państwa zarządzają swymi budżetami oraz jak bardzo manipulują całą gospodarką. Wkrótce dojdzie do załamania istniejącego systemu. Ucierpią na tym całe społeczeństwa. Oczywiście będą i tacy, którzy się na tym wzbogacą. Będą to ludzie skłonni wziąć na siebie ryzyko, chętni do wyjścia naprzeciw nieuchronnym zmianom oraz umiejący wyprzedzać trendy. Tradycyjny sposób myślenia ulegnie radykalnej przemianie, pojawią się nowe wyzwania, a ten, kto wskaże pozostałym, gdzie szukać rozwiązań, odniesie prawdziwy sukces. Podobnie bywało w przeszłości.

Prawdziwy dobrobyt zawsze budowano dzięki wymianie wartości. W przyszłości nastanie ogromny popyt na jednostki oraz firmy zdolne zaoferować nowatorskie rozwiązania. Dawna taktyka polegająca m.in. na lokowaniu zaoszczędzonych środków na koncie, nabywaniu obligacji skarbu państwa lub poleganiu na rządowych projektach emerytalnych — stała się dziś taktyką ryzyka. W wielu krajach rządzący nadal pozostają wyznawcami teorii Johna Maynarda Keynesa.

Mimo iż zyskała ona powszechną akceptację — teoria ta w ogóle się nie sprawdza. Keynesizm bowiem głosi, iż jedynie rządy mające wiedzę na temat funkcjonowania rynku (według mnie to absurd) są w stanie dla dobra ogółu kontrolować gospodarkę (co okazuje się być totalnym absurdem w kontekście katastrofalnych skutków bieżących wydarzeń). Dziennie przeprowadza się setki tysięcy transakcji, z których każda wynika z potrzeby zabezpieczenia własnego interesu. Czynienie tego w systemie, w którym przyjęto, że rząd centralny wie, co jest najlepsze dla wszystkich zainteresowanych, jest nie tylko niedorzeczne, lecz również niebezpieczne.

Teorie te sugerują nam, że państwa mogą wydawać więcej, niż otrzymują, a jeśli deficyt zostanie zeskalowany do określonej wartości procentowej PKB, nie ma on większego znaczenia. Tak samo było w przypadku analityków, którzy podczas bańki internetowej promowali modele biznesowe nieprzynoszące dochodów, a fakt, iż wszyscy chcieli wierzyć w ich przyszłą skuteczność, nie spowodował, że analitycy mieli rację.

Dyskusje wokół tematu o nazwie „internetowy biznes” oraz polityka, jaką prowadzi rząd, są równie śmieszne, jak w powiedzeniu: „Tracimy pieniądze na każdej sprzedaży, ale odbijamy to sobie na jej ilości”.

Słowa te piszę w momencie, gdy rządy państw Unii Europejskiej przeżywają niemały wstrząs. W Grecji dochodzi do publicznych demonstracji. Kraje, które sprawniej zarządzały swoim budżetem, są wściekłe na te, którym się to nie udało. Domagają się od nich ograniczenia wydatków, aby wyrównać równowagę budżetową. W wielu krajach dochodzi do buntu społecznego. W całej Europie coraz częściej słyszy się o celowych zwolnieniach tempa pracy, strajkach i demonstracjach.

Jestem głęboko przekonany, że waluta euro upadnie w efekcie obecnych zawirowań politycznych. Już wkrótce okaże się, że politycy rządzący owymi zbankrutowanymi państwami nie będą w stanie narzucić swym obywatelom dyscypliny ekonomicznej, jakiej wymagają od nich pozostałe państwa członkowskie. Państwa bogatsze nie będą w stanie wytłumaczyć swoim obywatelom konieczności podwyższenia podatków, których celem jest zdobycie środków na subsydiowanie biedniejszych członków UE. Próby uczynienia tego naraziłyby i już narażają niejednego z rządzących na utratę poparcia wyborców i w rezultacie — dymisję.

Idea stworzenia wspólnej waluty euro była sama w sobie wadliwa, a sposób, w jaki została wcielona w życie, bynajmniej nie ułatwił samego zadania. W miejsce rzeczywistej unii fiskalnej z określoną polityką dotyczącą podatków oraz wydatków budżetowych twórcy strefy euro wprowadzili reguły określające wielkość zadłużenia oraz deficytu budżetowego krajów członkowskich. Zasady te — choć zostały jasno określone w traktacie z Maastricht, nie były i nie są stosowane przez żaden z tych krajów — wliczając konserwatywne pod względem polityki fiskalnej Niemcy.

Co powoduje taką sytuację?

Jeśli jeden z bogatszych krajów Unii jako pierwszy zdecyduje się na wystąpienie ze strefy euro, fakt ten wywoła efekt domina. W przeciągu kilku miesięcy niemal wszystkie pozostałe prężne kraje zdewaluują lub wycofają euro. (Zaledwie garstka państw założycielskich jest w stanie utrzymać tę walutę w ryzach). Większość, a może nawet wszystkie państwa UE, powrócą do dawnej waluty krajowej. Jeśli to nastąpi, nie omieszkają one skorzystać z okazji podreperowania swego budżetu poprzez dewaluację starej formy waluty, na rzecz nowo wprowadzonej do obiegu.

Być może przyniesie to tymczasową ulgę. Na dłuższą metę wywoła coraz poważniejszą inflację oraz dalekosiężne konsekwencje dla każdego z tych krajów. To z kolei przyczyni się do katastrofy finansowej, która wpłynie na kurs dolara, funta, jena i wielu innych.

Wielu straci fortuny… Znajdą się również tacy, który je zdobędą…

 


Fragment książki Randy’ego Gage’a „Ryzykownie znaczy dziś bezpiecznie”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Pędzić naprzód, niszcząc po drodze przeszkody

30 lipca 2015

Pedzić naprzód, niszcząc po drodze przeszkody

Powyższy cytat, który wybrałem jako tytuł niniejszego rozdziału, był codzienną mantrą dla Marka Zuckerberga i jego facebookowego klanu. Czerpali z niego siłę każdego dnia, kiedy z małej internetowej stronki dla studentów stawali się stopniowo największym w świecie społecznościowym medium o niszczycielskiej sile. Niszczenie tego, co napotyka się na drodze, może być ryzykowne, lecz wiara w bezpieczeństwo jest dziś gwarancją porażki.

Świat przewrócił się do góry nogami. Przełomowe osiągnięcia, o których była mowa w poprzednich rozdziałach, nie tylko redefiniują nam pojęcie sukcesu, lecz wyznaczają nową drogę do jego osiągnięcia. Ci, którzy trzymają się kurczowo przeszłości, pozostaną w tyle. Ci zaś, którzy mają chęć pędzić do przodu i niszczyć po drodze przeszkody, osiągną sukces, którego kaliber dopiero poznamy.

A oto niewielki, lecz potrafiący przyprawić o zawrót głowy opis tego, w jaki sposób wyzwania z tym związane niosą ze sobą wspaniałe możliwości.

Nowe realia marketingu

Żyjemy w epoce zalewu informacyjnego. Nigdy wcześniej ludzki mózg nie był zmuszony do przetwarzania tak dużej ilości danych. Przeciętna osoba wprost tonie w potoku rozpraszających uwagę bodźców docierających do jej świadomości przez większość dnia. W efekcie tego nasza zdolność skupiania uwagi skurczyła się, a mechanizmy obronne uległy wzmocnieniu. Przedsiębiorcy muszą szukać dziś nowych sposobów dotarcia do swoich klientów. Jak dotąd, żadnemu z nich się to nie udaje.

Chłopski rozum podpowiada nam, że przesyłanie informacji drogą pocztową odeszło już do lamusa. Tymczasem zauważyłem, że kiedy próbuję w ten właśnie sposób dawać innym znać o mających się odbyć seminariach z moim udziałem, okazuje się, że jest to wciąż niezwykle skuteczna metoda. Powód? Moi konkurenci uwierzyli, że zwykła poczta to przeżytek i przestali z niej korzystać. Gratulują samym sobie, ciesząc się z zaoszczędzonych pieniędzy, które musieliby wydać na drukowanie i wysyłkę swoich materiałów promocyjnych. Jest to kolejny dowód na to, że warto podążać w kierunku przeciwnym do reszty.

Nie należy przy tym zapominać o czynieniu tego w sposób inteligentny. A teraz podam przykład odwrotnej sytuacji.

Swój apartament w Miami Beach, gdzie obecnie mieszkam, kupiłem od pewnego lekarza ponad 6 lat temu. Od tamtego czasu co tydzień znajduję w skrzynce całą masę materiałów promocyjnych i ulotek reklamujących różnego rodzaju konferencje, nowy sprzęt medyczny bądź nowe leki. Wydawać by się mogło, że podstawową regułą marketingową powinno być rutynowe weryfikowanie adresów potencjalnych lub stałych klientów (na ogół bywa tak, że co miesiąc 2% adresatów umiera lub zmienia miejsce zamieszkania).

Na rynku działa obecnie około 50 firm oferujących medyczne produkty swoim klientom, z których żadna nie uaktualniła swojej bazy danych adresowych ani razu w ciągu tych 6 lat! Według statystyk każdy z adresatów znajdujących się w ich bazie danych albo zmienił adres, albo nie ma go już wśród żywych. Co piąty zaś uczynił i jedno i drugie aż dwukrotnie! Firmy te pewnie narzekają na słaby odzew ze strony klientów, co utwierdza je w przekonaniu, że tradycyjna poczta stała się anachronizmem. Poczta dalej świetnie działa, choć w sposób nieco inny niż 20 lat temu.

Agencje reklamowe próbują pewnie przekonać zarząd niejednej z takich firm do tego, aby zainwestowali w listę e-mailingową. Tu również kryje się mała zagwozdka, ponieważ system poczty elektronicznej zdaje się coraz mniej wydajny. Czeka go niechybna śmierć, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto dokona radykalnych zmian w sposobie funkcjonowania tego medium.

Coraz częściej użytkownicy sieci rezygnują z poczty elektronicznej i wybierają SMS-owanie. Trend ten prawdopodobnie utrzyma się przez jakiś czas. Nie wspomnę już o eksplozji mediów społecznościowych oraz mikroblogów. Od lat nie otrzymałem żadnego e-maila od swoich siostrzenic i bratanków. Porozumiewamy się wyłącznie przez Facebooka. 5- i 6-latki łączą się ze sobą za pomocą oprogramowania FaceTime działającego na ich iPadach. Nie wiedzą nawet, czym jest e-mail, i pewnie jak żyją, w ogóle nie słyszeli tego słowa.

Natrętny, oldskulowy marketing, aby móc dotrzymać kroku współczesnej technologii, przybrał jeszcze bardziej agresywną formę. Stosuje się idiotyczne tricki, których celem jest przede wszystkim zwrócenie uwagi konsumenta. Niestety, skutkuje to jedynie przyciąganiem niewłaściwych osób. Ci sami marketingowcy rzucili się na społecznościowe media, wykorzystując je jako platformę reklamową. Nie rozumieją oni jednak pewnych niuansów będących sprawą oczywistą dla stałych użytkowników niektórych portali, nie dostrzegają funkcji, jakie owe portale spełniają względem swoich użytkowników na poziomie emocjonalnym. (Aby lepiej zrozumieć tę kwestię, proponuję przeczytać książkę BezMarketing napisaną przez Scotta Strattena).

Na każdym kroku spotkać dziś można kogoś, kto uważa się za „eksperta w dziedzinie mediów społecznościowych”. Ludzie wierzą, że śledzenie dwóch tysięcy nieznajomych osób na Twitterze oraz wiedza o tym, jak założyć fan page na Facebooku potrafi uczynić z nich guru w tej dziedzinie. Udzielają innym zupełnie nietrafionych rad, których słuchanie skutkuje popełnianiem wciąż tych samych, klasycznych błędów. Oferowanie rabatowych kuponów na zakupy w zamian za „zalajkowanie” profilu na Facebooku nie jest złym pomysłem. Dobrze by było mieć jednak jakiś plan tego, co nastąpić ma potem.

Media społecznościowe zmieniają dziś całą dynamikę procesu komunikacyjnego. Mimo to nie powinny być traktowane jako kolejny kanał dystrybucyjny dla treści, które pragniemy przekazać światu.

Media społecznościowe dają klientom możliwość znalezienia nas w sieci, sprawdzenia naszej wiarygodności oraz zakupienia naszych produktów lub usług. Działa to również w drugą stronę: umożliwiają nam odnalezienie sprzedawcy, zasięgnięcie opinii na jego temat oraz nabycie tego, co nas interesuje. Eliminujemy w ten sposób licznych pośredników (a tym samym etaty, które zajmowali). Kontrolowanie marki produktu i jej wizerunku staje się wówczas bardziej skomplikowane, co może obniżyć jego cenę.

Z drugiej strony, media społecznościowe mają wiele zalet. Możesz w sposób bezpośredni łączyć się ze swoim plemieniem, monitorować obecność swojej marki w czasie rzeczywistym oraz otrzymywać natychmiastowe powiadomienia o bieżących problemach. Media społecznościowe wprowadziły nowe zasady gry, jeśli chodzi o budowanie świadomości marki.

Cała prawda na temat budowania świadomości marki

Zdeklarowany nonkonformista Joe Calloway ma niezwykle ciekawą teorię na ten temat. Według niego nie należy zbytnio starać się o uzyskanie wiodącej pozycji w swojej kategorii. Lepiej stworzyć własną i być jej jedynym przedstawicielem.

W swojej książce Becoming a Category of One prezentuje czytelnikowi kontrowersyjne podejście do zagadnienia pozycjonowania marki, na które warto poświęcić trochę czasu.

Poruszanie się po minowym polu brandingu i pozycjonowania nigdy nie było łatwym zadaniem. Obecnie jest ono jeszcze bardziej skomplikowaną czynnością. Pełna kontrola nad daną marką nigdy nie była w pełni osiągalna, lecz przynajmniej można było próbować. W dobie mediów społecznościowych jest to praktycznie niewykonalne. Różnica polega na tym, że obecnie wiadomo, co dana marka reprezentuje na rynku, a także co należy ulepszyć w jej wizerunku (lektura obowiązkowa — książka Bruce’a Turkela Building Brand Value).

Marka nie ogranicza się do logo lub kolorystyki. Nie chodzi tu o konkretny produkt lub usługę. Marka jest odzwierciedleniem produktu lub usługi. Jest tym, co postrzegają inni. Marka to doświadczenie klienta nabyte w wyniku kontaktu z nimi. Internet umożliwił ludziom intensywną wymianę tego typu doświadczeń, co ma ogromny wpływ na wizerunek produktów i usług.

Dzięki mediom społecznościowym budowanie świadomości marki stało się czymś niezwykle interesującym. Na zewnątrz marka bywa tym, co postrzegają inni. Na głębszym poziomie chodzi o sposób, w jaki twój produkt lub usługa są w stanie przysłużyć się klientowi. Na poziomie najgłębszym z możliwych — do tej kategorii należą nieliczne marki takie jak Apple, Cirque Du Soleil, Starbucks i Nike — kwintesencją pojęcia jest dobre samopoczucie, jakie jesteś w stanie podarować swoim klientom.

Zdarzyło ci się pewnie parę razy zobaczyć grubasa podróżującego w górę ruchomymi schodami w jakimś centrum handlowym? Pewnie nieźle zasapałby się podczas gry w szachy. Człowiek taki uważać się będzie za wielkiego atletę, ponieważ ma na sobie sportową bluzę z napisem Just Do It!

Sam jestem dziś łysym 50-latkiem, przedstawicielem rasy białej i korzystam z maca.

Kiedy odwiedzam salon Apple i spotykam tam dzieciaki na wrotkach, ludzi z towarzyszącymi im czworonogami oraz wszystkich fantastycznych pracowników działu obsługi technicznej — czuję się świetnie!

Podobnie czują się klienci stojący w kolejce po fantazyjną kawę w Starbucksie, przeglądający nowe produkty w sklepie ze sprzętem firmy Apple, a także ci, którzy z zapartym tchem oglądają kolejny występ Cirque Du Soleil. Wszyscy oni gotowi są z całego serca polecać innym produkty, które sami nabywają, a mówiąc ściślej — których doświadczają.

Klienci tacy mają zaufanie do produktu lub usługi, w które zainwestowali i pragną podzielić się swym dobrym samopoczuciem ze wszystkimi znajomymi.

W nieświadomy sposób przestają być jedynie klientami, a stają się zespołem marketingowców. Tak skutecznej reklamy nie da się nabyć za żadną cenę. Fenomen ten opisał dokładnie Seth Godin w swojej książce pod tytułem Plemiona.

Kiedy marka inspiruje całe plemiona społecznościowe, może to przynieść nam fortunę. Dla ludzi największą inspi racją bywa dobre samopoczucie pochodzące z zewnątrz.

Dzięki produktom Nike wszyscy czują się w doskonałej formie, smakosze kawy ze Starbucksa tworzą elitarny klub towarzyski, gadżety firmy Apple sprawią, że każdy dzieciak poczuje się fajowo, zaś występ Cirque Du Soleil porywa naszą wyobraźnię i przenosi nas w zaczarowane miejsca. Koncern Chrysler przyjął tę samą filozofię, promując swoje słynne Vipery. Odniósł tak niebywały sukces, że kiedy firma znalazła się w tarapatach finansowych, rozważano nawet możliwość sprzedania Vipera jako niezależnej marki.

Obecnie korporacja prowadzi elitarny Viper Club mający swe oddziały na całym świecie. Zarządza jego witryną, w ramach której edytuje magazyn elektroniczny, umieszcza filmy wideo oraz wydaje luksusowy magazyn z lśniącymi stronami. Na stronie internetowej klubu, w części dla zarejestrowanych, plemiona społecznościowe mogą łączyć się ze sobą poprzez fora dyskusyjne oraz blogi i tworzyć w ten sposób coraz większą aurę pozytywnych emocji wokół swej ulubionej marki.

Raz do roku lub raz na dwa lata firma organizuje ogólnokrajowe zloty szczęśliwych posiadaczy tych wypasionych, supermęskich demonów szybkości.

Wystarczy raz wziąć udział w takim wydarzeniu, by ujrzeć, z jakim wielkim zapałem obecni tam uczestnicy kupują wszystkie cenne drobne przedmioty typu łańcuszki na klucze, kurtki, miniaturowe modele pojazdów i tym podobne drobiazgi. Jeśli wybierzesz się do sklepu z pamiątkami Cirque Du Soleil tuż po przedstawieniu, zobaczysz, w jak błyskawicznym tempie koszulki w cenie 125 dolarów za sztukę znikają z półek. Ponieważ sam należę do obydwu z tych plemion, zapewniam czytelników, że emocje odczuwane w trakcie tych zakupów są naprawdę szalone.

Posiadam całą kolekcję viperowskich kołpaków, skórzanych kurtek, koszulek polo, mat na podłogę robionych na zamówienie, uchwytów dźwigni zmiany biegów, miniaturowych modeli, plakatów, zegarów oraz książek. Popijam swój ulubiony napój, czyli Dr. Peppera (tak, należę do tego plemienia) z klubowych kubków lub z eleganckich szklanek z wygrawerowanym napisem Viper, które stawiam na pasujących do nich firmowych podkładkach, na których widnieje charakterystyczne logo (niech czytelnik nie myśli, że żartuję).

Poza tym, mam tyle ubrań kupionych w sklepie Cirque Du Soleil, że wystarczyłoby mi ich na otworzenie własnego butiku pod szyldem tej firmy. Posiadam również płyty CD i DVD ze wszystkimi występami, które miałem przyjemność oglądać na żywo.

Wszyscy chcemy zachować część naszych wrażeń, dlatego lubimy kupować tego rodzaju produkty. Świadome budowanie marki zawsze na tym polegało. Nowe technologie oraz media społecznościowe znacznie ułatwiły to zadanie (lub uczyniły je trudniejszym dla tych, którzy nie rozumieją, na czym cała ta gra polega) oraz sprawiły, że proces ten przebiega w krótszym czasie.


Fragment książki Randy’ego Gage’a „Ryzykownie znaczy dziś bezpiecznie”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Spójność i konsekwencja drogą do prawdziwego sukcesu i spełnienia

28 lipca 2015
Anna Węgrzyn

Porzuciłaś twardy biznes na rzecz stworzenia od początku portalu www.zmianywzyciu.pl. Opłacało się? Co Ci to dało? Skąd w ogóle taki pomysł?

Kiedy słyszę słowa „opłacało się”, to natychmiast wracam do cytowanych już nie raz słów śp. profesora Bartoszewskiego „Na pewno nie wszystko, co warto w życiu, się opłaca, ale jeszcze pewniej (…) nie wszystko, co się opłaca, jest w życiu coś warte”. Jednak gdybym musiała powiedzieć wprost, to tak, opłacało się.

To, czego dowiedziałam się o sobie przez ostatnie trzy lata, każdego dnia tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zawsze trzeba działać w zgodzie ze sobą. Chodzenie w czyichś butach, podziwianie życia sąsiada lub swoich idoli to droga donikąd. Tylko wsłuchując się w siebie i przyglądając się sobie mamy możliwość realizowania swojego życia w pełni świadomie. Możemy mieć wiele, ale jeśli nie potrafimy tego zobaczyć i docenić, to całe życie spędzimy na biegu w niewłaściwym kierunku.

Portal Zmiany w Życiu jest moim autorskim projektem – prowadząc go od początku kieruję się własnymi doświadczeniami i obserwacjami życia. Dlatego tak bardzo wierzę w jego skuteczność. Bardzo skrupulatnie dobieram autorów tekstów i gości wywiadów.

Tu nie chodzi o ilość „lajków”, tylko o wartość dla czytelnika. Przez rok prowadzenia portalu tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że warto zmienić kierunek przepływu informacji – nie skupiać uwagi na sobie i na tym, co ja mądrego mam do powiedzenia, tylko na tym, co czytelnik może dla siebie wziąć.

Tak samo będzie na organizowanej 12 września konferencji Zmiany w Życiu – pierwszy krok. Cała uwaga będzie skoncentrowana na uczestniku – po to, by z konferencji nie wyszedł tylko z dobrą energią, która szybo zgaśnie, ale także z refleksją nad swoim życiem i gotowym planem działania. Nauczmy się sami rozwiązywać problemy i wytwarzać potrzebne nam emocje, aby nie uzależniać się od energii innych osób lub bodźców.

Często wspominasz o spójności i konsekwencji. Czym się kierujesz prowadząc portal?

Spójność i konsekwencja to mój klucz, który otwiera wszystkie drzwi (śmiech). W życiu rzadko przyznajemy się do swoich prawdziwych potrzeb. Oficjalnie interesują nas estetyczne przedmioty, drogie wakacje w pięknych miejscach, dobre jedzenie i muzyka klasyczna.

A w rzeczywistości okazuje się, że spanie na trawie jest super, chleb z masłem też smakuje dobrze, a na weselu czy imprezie integracyjnej najlepiej sprawdza się disco polo i wszyscy znają słowa 🙂 To jest dla mnie mechanizm tej spójności, tego wewnętrznego flow, za którym warto iść.

Konto na Facebooku założyła mi koleżanka dwa lata temu, bo sama tego nie potrafiłam. Tworząc portal zapłaciłam swoją cenę, bo na wejściu zostałam oszukana przez bliską mi osobę, ale jednocześnie we wszystkich decyzjach kierowałam się intuicją i doświadczeniem życiowym. Oczywiście bardzo dużo się nauczyłam i dziś w naszym panelu administracyjnym śmigam jak szalona!

Patrząc na odsłony portalu i na naszą liczącą sobie 16 000 fanów społeczność na Facebooku bardzo świadomie twierdzę, że to ta spójność mnie tu zaprowadziła. Nie wrzucam postów, które nie są w zgodzie ze mną, nie promuję – nawet za duże pieniądze – rzeczy, których sama bym nie wykorzystała. Nie szukam ludzi, którzy zrobią sensację i ”lajki” – po prostu robię swoje tak, jak czuję.

Sama też nie mam potrzeby pokazywać na Facebooku swojego prywatnego życia, a mimo to codziennie dostaję wiele zaproszeń i pozytywnych komunikatów. Liczby, miłe komentarze i brak tzw. hejtów mówią same za siebie, że to najlepsza droga działania.

Jaka jest na co dzień Anna Węgrzyn? Czy zmiana to twoje drugie imię?

Tak, bez wątpienia na drugie imię zamiast „Ewa” mogłabym mieć „Zmiana”. Już od najmłodszych lat ciągnęło mnie do nowych doświadczeń. Świadczy o tym moja droga zawodowa: z wykształcenia jestem prawnikiem, a pracowałam jako kolejno księgowa, dyrektor HR, stewardessa, dyrektor sprzedaży i redaktor naczelna. Zmiany towarzyszą mi także w życiu prywatnym – mam tu na myśli otwartość na podróże, idealnie się adaptuję do nowego klimatu i warunków.

Byłam już w chmurach jako stewardessa i pod wodą, robiąc kurs nurkowania. W związkach też nie mam tzw. swojego typu. Wiek, kolor włosów czy ich brak nie mają dla mnie znaczenia. Ważne jest to, aby mieć o czym ze sobą rozmawiać i móc się wzajemnie wspierać i podziwiać. Uwielbiam szpilki, ale w butach płaskich też potrafię chodzić – chociaż słabiej (śmiech). Na śniadanie miksuję sobie koktajle ze szpinaku, ananasa czy pietruszki, ale jak zobaczę dobrą golonkę, to nie odmówię.

Często mówię w redakcji do moich najwspanialszych dziewczyn, że największych zmian w swoim projekcie doświadczam ja. Na co dzień Anna Węgrzyn to kobieta z każdym dniem coraz bardziej spełniona, kierująca się tymi samymi wartościami, co w biznesie. Doświadczenie, które tam zdobyłam bardzo mi pomaga i teraz, chociaż robię dużo nowych rzeczy. Zakładam szpilki i kostiumy na spotkania, ale też t-shirty do redakcji.

Najważniejsze jest jednak to, że moja wewnętrzna spójność daje mi poczucie spełnienia niezależne od okoliczności i równie mocno cieszą mnie wakacje spędzane pod palmą w dalekim kraju, jak i na własnym tarasie, jedząc jajko na miękko – te ostatnie może nawet bardziej.

Dużo się ostatnio mówi, że przeszliśmy od etapu zachłyśnięcia się dobrobytem i osiągania sukcesu za wszelką cenę do doceniania tego co mamy. Do zatrzymania się i spojrzenia wstecz ile już osiągnęliśmy. Modne ostatnio słowa to balans pomiędzy pracą, a prawdziwym życiem – work-life balance. Czy portal zmianywzyciu.pl to nie jest po prostu próba wypłynięcia na nowo tworzącym się trendzie?

Portal Zmiany w Życiu powstał w momencie największych zmian w moim życiu. Jeżeli te zmiany pojawiły się, jak to mówisz, w nowo tworzącym się trendzie to pewnie ktoś może tak na szybko pomyśleć. Wierz jednak, ze po zagłębieniu się w lekturę moich wywiadów i artykułów publikowanych na portalu, szybko można się zorientować, że to bardzo osobisty projekt i nie ma nic wspólnego z tym co dzieje się wokół.

Moje działania są spójne ze Strategią błękitnego oceanu. Wszystko co robię jest związane z moimi doświadczeniami i obserwacjami. Również osoby, które współpracują z portalem myślą podobnie i dzielą się swoimi doświadczeniami.  Nie opisują tego co przeczytali w książkach tylko czego dotknęli osobiście.

Ja np. nie piszę o podróżach, pomimo iż odwiedziłam prawie wszystkie kontynenty, bo moje podróżowanie nie było tak głębokie jak np. Agnieszki Kuczyńskiej.

Organizowana przez mnie 12 września Konferencja, też nie ma nic wspólnego z obecnymi na rynku. Nie będzie żadnej sprzedaży ze sceny. W informacji o szczegółach konferencji zachęcam np.  aby każdy przygotował się do niej i przejrzał swoją bibliotekę, aby nie kupować książek pod wpływem chwili. Ja nie używam terminu work–life balance – ja po prostu komunikuję, aby nie biec za tłumem tylko poznać siebie i swoje prawdziwe potrzeby na tyle, aby czerpać przyjemność z każdego momentu w życiu.

Prawdziwe potrzeby czyli jakie? Po czym poznać, co jest prawdziwą potrzebą, a co wydmuszką wykreowaną przez media i społeczeństwo? Czy osoby występujące na konferencji podpowiedzą nam jak spojrzeć głęboko w siebie? 

Prawdziwe potrzeby? Cieszę się za to pytanie w tym momencie. Mam idealny przykład. Dwa lata temu założyłam konto na fb, nawet wspominałam o tym. Nie byłam do niego przekonana, ale pomyślałam sprawdzę. Aby zachować siebie, nikt nigdy nie dowiedział się, na jakich wakacjach byłam albo co miałam na talerzu.

Niemniej jednak mimo mojego zerowego wkładu w intensywność działań ( oprócz informacji z portalu) w ciągu dwóch lat zdobyłam ponad 4 tys. znajomych. Kilka dni temu usunęłam konto, bo moją prawdziwą potrzebą jest spokój. Oczywiście dla administrowania portalu musiałam założyć drugie, ale tutaj będzie już na nim bardzo wąskie grono. To jest właśnie ta prawdziwa potrzeba, posłuchania siebie i działania.

Na logikę można powiedzieć, że usunięcie konta z ponad 4 tysiącami kontaktów przed organizowaną konferencją jest nielogiczne. Może jest, ale jest moją potrzebą. Jak się zna siebie to przychodzi taki moment, kiedy wciśnięcie guzika przychodzi łatwo. Ważne jest tylko aby ten moment zauważyć i go nie przegapić. Oczywiście mam kilka relacji z tego czasu i one zostaną zachowane, ale do tego nie potrzeba fb, bo mamy swoje telefony, e maile a nawet ustalone terminy spotkania ☺. 

Jeśli chodzi o ostatnie pytanie, to z pełną świadomością mówię tak, szczególnie za siebie. Ja prowadzę konferencję, mam swoją prelekcję. Przygotowuję zeszyt coachingowy w taki sposób aby każdy na tyle przyjrzał się sobie i na tyle poznał metody aby stosować je również po konferencji. U mnie onedziałają, jak widać ☺ zapraszam więc na www.zmianywzyciu.pl/konferencjana hasło zlotemysli dostępny jest rabat 10%

Konferencja "Zmiany w Życiu"

Konferencja „Zmiany w Życiu”


Anna Węgrzyn

Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community.

Założyłam i prowadzę portal www.zmianywzyciu.pl gdzie zachęcam do zmian na poziomie myślenia i działania. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu.

Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Inicjatywa i przywództwo

23 lipca 2015

Możesz to zrobić, jeśli uwierzysz, że możesz!

Zanim przejdziesz do opanowywania tej części, zwróć uwagę na to, iż przez cały ten kurs przestrzegana jest doskonała koordynacja myśli.

Zauważ, że całe szesnaście części harmonizuje i łączy się ze sobą tak, że tworzą doskonale zbudowany łańcuch, ogniwo za ogniwem, z czynników wchodzących w skład budowania i rozwijania potęgi poprzez zorganizowany wysiłek.

Zauważysz również, że te same fundamentalne zasady Psychologii Stosowanej tworzą podstawę każdej z tych szesnastu części, chociaż w każdej z nich zastosowanie ich jest inne.

Obecna część o Inicjatywie i Przywództwie następuje bezpośrednio po wykładzie o Pewności Siebie specjalnie dlatego, że nikt nie mógłby zostać skutecznym i sprawnym przywódcą czy podjąć inicjatywę w jakimś wielkim przedsięwzięciu bez solidnej wiary w siebie.

Inicjatywa i Przywództwo są w tej lekcji terminami pokrewnymi, ponieważ Przywództwo jest niezbędne do osiągnięcia sukcesu, a Inicjatywa jest bazą, na której buduje się cechy potrzebne do Przewodzenia. Inicjatywa jest tak niezbędna dla sukcesu, jak potrzebna jest oś w kołach wozu.

A czymże jest Inicjatywa?

Jest to ta niezmiernie rzadka cecha, która zachęca — nie, zmusza — człowieka do zrobienia tego, co powinno być zrobione, nawet jeśli nikt mu tego robić nie kazał. Elbert Hubbard tak powiedział na temat Inicjatywy:

Świat rozdaje wspaniałe nagrody: pieniądze i sławę za jedną rzecz, jaką jest Inicjatywa.

Czym jest inicjatywa? Powiem ci. To znaczy robić to, co trzeba, nie czekając na stosowne polecenia.

Nieco poniżej inicjatywy stoi sumienne wykonywanie obowiązków: przecież niemal tym samym, co robić coś bez polecenia, jest zrobić to, kiedy ktoś nam to zleci. Na przykład: „zanieś tę wiadomość panu Garcii”. Ci, którzy mogą zanieść tę wiadomość, dostają wyróżnienia i zaszczyty, ale ich wynagrodzenie nie zawsze jest proporcjonalne do tych wyróżnień.

Zaraz obok także są ci, którzy robią to, co należy, kiedy konieczność zmusza ich do tego. Ci „dostają obojętność zamiast honorów i nędzny grosz na zapłatę”. Ten rodzaj ludzi większość życia spędza, grzejąc ławkę i zawsze ma życiorys pełen trudów i niepowodzeń.

Dalej jeszcze za ludźmi z Inicjatywą mamy ludzi, którzy nie zrobią tego, co trzeba, nawet jeśli ktoś będzie obok, żeby im pokazać, jak to się robi, więc zostanie przypilnować wykonania tej pracy. Tacy są zawsze bezrobotni i zbierają pogardę, na którą zasługują, chyba że mają bogatego tatusia — w tym wypadku przeznaczenie czeka cierpliwie za rogiem na pierwszą sposobność, z kijem baseballowym w ręku.

Do której kategorii ty się zaliczasz?

Ponieważ po zakończeniu szesnastej części otrzymasz zadanie zrobienia rozrachunku samego siebie i oceny tego, których z szesnastu składników kursu potrzebujesz najbardziej, dobrze byłoby, gdybyś zaczął się przygotowywać do tej analizy, odpowiadając na pytanie zadane przez Elberta Hubbarda:

Do której z tych klas należysz?

Jedną ze specyficznych cech Przywództwa jest fakt, iż nie odkryto go nigdy wśród ludzi, którzy nie opanowali nawyku przejmowania inicjatywy.

Przywództwo to coś, do czego musisz się wprosić; samo nigdy nie będzie się narzucać. Jeśli uważnie przeanalizujesz wszystkich znanych ci przywódców, zauważysz, że nie tylko stosowali Inicjatywę, ale także zabrali się do swojego dzieła z określonym celem na myśli. Zauważysz także, że posiadali cechę opisaną w trzeciej części kursu:

Pewność Siebie.

Powyższe fakty wspomniano w tej części dlatego, że korzystne będzie dla ciebie zanotować, iż ludzie, którzy już odnieśli sukces, stosowali wszystkie elementy omówione w szesnastu częściach tego kursu, a także z powodu ważniejszego — że dobrze na tym wyjdziesz, jeśli dokładnie zrozumiesz zasadę zorganizowanego wysiłku, którą ten kurs ma zamiar wpoić w twój umysł.

Teraz jest odpowiedni moment, aby oświadczyć, iż kurs nie jest pomyślany jako boczna furtka do sukcesu ani jako mechaniczna formuła, którą można stosować do osiągania wiekopomnych celów bez wysiłku własnego. Rzeczywista wartość każdego kursu leży nie w samym kursie, ale w użytku, jaki z niego uczynisz. Głównym celem niniejszego kursu jest pomóc ci rozwinąć siebie w tych szesnastu dziedzinach opisanych w szesnastu częściach, a temat tej części — Inicjatywa jest jedną z cech najważniejszych.

Przejdźmy teraz do stosowania zasady, na której opiera się niniejsza część, opisując szczegó- łowo, jak posłużyła ona do sfinalizowania z sukcesem transakcji, którą większość ludzi uważałaby za trudną.

W roku 1916 potrzebowałem $ 25 000 na otwarcie instytucji szkoleniowej. Jednak nie mia- łem ani takich pieniędzy, ani wystarczającego zabezpieczenia, aby pożyczyć te pieniądze zwykłym kanałem z banku. Czy usiadłem i zapłaka- łem nad swym losem? Czy myślałem nad szczytami, jakie mógłbym osiągnąć, gdyby jakiś bogaty krewny lub Dobry Samarytanin poratowali mnie i pożyczyli potrzebny kapitał?

Nic z tych rzeczy!

Zrobiłem dokładnie to, co teraz poradzę — poprzez ten kurs — zrobić wam. Po pierwsze, uczyniłem uzyskanie tego kapitału moim określonym celem głównym. Po drugie, rozpisałem szczegółowy plan, jak ten cel urzeczywistnić. Poparty wystarczającą Pewnością Siebie i napędzany Inicjatywą, przeszedłem do wcielania planu w życie.

Ale zanim doszedłem do etapu „wcielania”, włożyłem w to ponad sześć tygodni ciągłych, nieustannych studiów, rozważań i wysiłków. Jeśli plan ma być rozsądny, musi się opierać na uważnie wybranych materiałach.

Zauważcie, że zastosowałem tu zasadę zorganizowanego wysiłku, poprzez działanie której możliwe jest nawiązanie współpracy lub przymierza kilku dążeń w taki sposób, że każde z tych dążeń zostanie znacznie wzmocnione i każde wspiera wszystkie inne; tak jak jedno ogniwo łańcucha podtrzymuje wszystkie pozostałe.

Potrzebowałem tego kapitału $ 25 000 w celu utworzenia Szkoły Reklamy i Marketingu. Do zorganizowania takiej szkoły potrzebne były dwie rzeczy. Jedną był kapitał $ 25 000, którego nie miałem, a drugą był odpowiedni program nauczania, który posiadałem.

Moim problemem było sprzymierzyć się z grupą ludzi, którzy potrzebowali tego, co miałem, a którzy mogli dostarczyć mi tego, czego sam potrzebowałem. Ten związek musiał zaistnieć na podstawie planu, który przyniósłby korzyści wszystkim zainteresowanym.

Po ułożeniu takiego planu i gdy byłem w pełni przekonany, iż jest rozsądny i słuszny, przedłożyłem go właścicielowi dobrze znanej i szanowanej szkoły biznesu, który właśnie wtedy miał problemy z ostrą konkurencją i bardzo potrzebował planu, aby tej konkurencji sprostać.

Plan mój przedstawiłem mniej więcej tymi słowami:

— Zważywszy na to, że macie jedną z najlepiej znanych szkół biznesowych w mieście, oraz

— Zważywszy na to, że potrzebny wam jest plan, aby sprostać twardej konkurencji w waszej dziedzinie, oraz

— Zważywszy na to, że wasza dobra reputacja daje wam każdy kredyt bankowy, jakiego możecie potrzebować, oraz

— Zważywszy na to, że ja mam plan, który pomoże wam z łatwością sprostać konkurencji,

— Należy podjąć decyzję, że zjednoczymy się poprzez plan, który da wam to, czego potrzebujecie, a jednocześnie da mnie to, czego ja potrzebuję.

Następnie przeszedłem do szczegółowego omówienia mojego planu w ten sposób:

— Napisałem bardzo praktyczny kurs na temat Reklamy i Marketingu. Oparłem ten kurs na moich autentycznych doświadczeniach w szkoleniu i kierowaniu sprzedawcami, a moje doświadczenie w planowaniu i kierowaniu wieloma udanymi kampaniami reklamowymi świadczy o tym, że mam mnóstwo dowodów na poparcie słuszności moich metod nauczania. Jeśli wy użyjecie swojego kredytu, aby pomóc mi wypromować ten kurs, ja umieszczę go w waszej szkole jako jeden ze stałych kierunków w waszych programach nauczania oraz podejmę całość obowiązków na tym nowo utworzonym wydziale.

Żaden inny college w mieście nie będzie mógł się z wami równać z tego prostego powodu, że żadna inna szkoła w mieście nie prowadzi takiego kursu nauczania jak ten. Żaden inny college w mieście nie będzie mógł się z wami równać, ponieważ żaden inny college nie ma takiego kursu jak ten. Reklama użyta do wypromowania tego kursu posłuży również do zwiększenia popytu na wasze pozostałe kursy biznesowe. Całą kwotą wydaną na reklamę możecie obciążyć mój wydział, zostawiając dla siebie tylko korzyści kumulacyjne, które będą wzrastać na innych waszych wydziałach bez żadnych dodatkowych kosztów.

Teraz, jak sądzę, zechcecie się dowiedzieć, w jaki sposób ja skorzystam na tej transakcji, a ja chętnie odpowiem. Chcę podpisać z wami umowę, w której zostanie uzgodnione, iż w momencie, kiedy wpływy gotówki z mojego wydziału zrównoważą koszty, jakie ponieśliście lub zobowiązaliście się ponieść na reklamę, mój wydział i mój kurs nauki Reklamy i Sprzedaży staną się moje własne i będę mógł skorzystać z przywileju odłączenia tego wydziału od waszej szkoły i prowadzenia go pod własnym nazwiskiem.

Plan odpowiadał obu stronom i umowę podpisano. (Proszę pamiętać, że moim określonym celem było zapewnienie sobie możliwości korzystania z sumy $ 25 000, dla której nie miałem zabezpieczenia potrzebnego w banku.)

W czasie nieco krótszym niż jeden rok Business College wydał trochę ponad $ 25 000 na reklamę i sprzedaż mojego kursu, jak również na inne niespodziewane wydatki powstałe w trakcie pracy tego nowo utworzonego wydziału. Natomiast mój wydział zebrał i przekazał do kasy głównej opłaty za czesne w sumie równej wydatkom poniesionym przez College.

Po czym, tak jak zapisane było w naszej umowie, przejąłem wydział jako biznes już prosperujący i samowystarczalny. Prawdę powiedziawszy, ten nowo utworzony wydział posłużył nie tylko do przyciągnięcia studentów do pozostałych wydziałów College’u, ale także czesne zebrane od studentów tylko i wyłącznie tego nowego wydziału przed upływem roku od jego otwarcia, było wystarczające, aby wydział zaczął funkcjonować samodzielnie i niezależnie od reszty College’u.

Rozumiecie teraz, że chociaż College nie pożyczył mi ani grosza w żywej gotówce, to jednak dostarczył mi kredytu, który posłużył dokładnie w tym samym celu.

Powiedziałem, że mój plan oparty był na równości: że przewidywał zysk dla wszystkich zainteresowanych stron. Zyskiem przypisanym na moje konto było użycie $ 25 000, co zaowocowało utworzeniem dobrze prosperującego biznesu w przeciągu niecałego roku. Zyskiem, jaki spłynął na konto College’u, była dostateczna ilość studentów na ich podstawowych kursach biznesowych i handlowych, dzięki pieniądzom wydanym na reklamę mojego wydziału, bo przecież całość akcji reklamowej prowadzona była pod nazwą College’u.

Dzisiaj ta szkoła biznesu jest jedną z najbardziej znanych szkół tego rodzaju i jest namacalnym dowodem efektów, jakie przynosi zjednoczony wysiłek.

Zdarzenie to opisano nie tylko dlatego, że pokazuje wartość inicjatywy i przywództwa, ale dlatego, że prowadzi do tematu, omawianego w kolejnej części tego Kursu Praw Sukcesu, którym jest WYOBRAŹNIA.

Ogólnie jest wiele planów, których wcielenie w życie spowoduje osiągnięcie upragnionego celu. Często zdarza się, iż wykorzystanie metod oczywistych i naturalnych nie jest najlepsze. W opisanym przypadku oczywistą metodą postępowania byłoby pożyczenie pieniędzy z banku. Rozumiecie jednak, że taka metoda była w tym przypadku niepraktyczna, ponieważ nie było możliwości zapewnienia poręczenia dla banku.

Pewien wielki filozof powiedział kiedyś: „inicjatywa to uniwersalny klucz, który otwiera drzwi dla sposobności”.

Nie pamiętam, jak ten filozof się nazywał, ale wiem, że był wielki, bo w powyższym stwierdzeniu tkwi wielka mądrość.


Fragment książki Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu, tom V i VI”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Pewność siebie

16 lipca 2015

Możesz to zrobić, jeśli uwierzysz, że możesz!

Zanim przejdziemy do podstawowych zasad, na których ta część jest oparta, z korzyścią dla was będzie pamiętać, iż zawarta jest tu wiedza praktyczna – że podaje wam rezultaty ponad dwudziestu pięciu lat badań i że ma aprobatę wiodących światowych naukowców, którzy przetestowali każdą zasadę tutaj omawianą.

Sceptycyzm jest śmiertelnym wrogiem postępu i samorozwoju. Jeśli myślicie, że tę książkę napisał jakiś długowłosy teoretyk, który nigdy nie widział w praktyce zasad, na których oparł tę część, to możecie od razu przestać czytać i odłożyć tę książkę na bok.

Na pewno nie jest to czas na sceptycyzm, ponieważ w naszej epoce widzieliśmy odkrycie i ujarzmienie większej ilości praw natury, niż odkryto w całej poprzedniej historii rodzaju ludzkiego.

Trzy dziesięciolecia zajęło nam opanowanie powietrza; zbadaliśmy oceany; zlikwidowaliśmy odległości na ziemi; ujarzmiliśmy błyskawice i kazaliśmy im napędzać turbiny przemysłu; kazaliśmy wielu źdźbłom rosnąć w miejscu, gdzie kiedyś rosły zaledwie pojedyncze pędy; mamy natychmiastową komunikację między krajami świata. Naprawdę jest to wiek oświecenia i rozwoju, chociaż jak dotąd zaledwie liznęliśmy lekko samą powierzchnię wiedzy.

Jednakże kiedy otworzymy bramę wiodącą do sekretnej potęgi zmagazynowanej w nas samych, otworzy nam ona drogę do wiedzy, przy której wszystkie poprzednie odkrycia zbledną i odejdą w zapomnienie.

Myśl jest najbardziej zorganizowaną formą energii znaną człowiekowi. A ponieważ mamy wiek eksperymentów i poszukiwań, z pewnością przyniesie nam on lepsze zrozumienie tej wielkiej spoczywającej w nas siły, jaką jest myśl. Odkryliśmy już wystarczająco wiele faktów o ludzkim umyśle, aby wiedzieć, że z pomocą zasady Autosugestii człowiek jest w stanie odrzucić nagromadzone skutki tysiąca pokoleń strachu.

Odkryliśmy też fakt, że strach jest głównym powodem biedy, porażki i nieszczęścia, które przyjmują tysiące różnych form. Odkryliśmy także, iż człowiek, który opanuje strach, może maszerować do sukcesu i osiągać go praktycznie w każdej dziedzinie, mimo starań pognębienia go przez innych.

Rozwijanie pewności siebie należy zacząć od wyeliminowania demona zwanego strachem, który siedzi nam na ramieniu i szepcze do ucha: „Nie możesz tego zrobić – boisz się spróbować – boisz się opinii publicznej – boisz się odnieść porażkę – boisz się, że nie potrafisz.”

Demon strachu dociera bardzo blisko. Nauka wynalazła śmiertelną broń, którą można go skłonić do ucieczki, a niniejsza lekcja na temat wiary w siebie podaje wam tę broń do walki z najstarszym na świecie wrogiem postępu – strachem.

Sześć podstawowych lęków ludzkości

Każdy pada ofiarą dziedziczenia wpływów sześciu podstawowych lęków. Pod każdym z tych sześciu można dopisać jeszcze pomniejsze lęki. Podaję tutaj te sześć podstawowych lęków, wraz z opisem źródeł, z jakich prawdopodobnie wyrastają. Są to:

1. Lęk przed Biedą
2. Lęk przed Starością
3. Lęk przed Krytyką
4. Lęk przed Utratą Czyjejś Miłości
5. Lęk przed Chorobą
6. Lęk przed Śmiercią

Przeczytaj uważnie tę listę. Potem spisz swoje własne lęki i sprawdź, pod którym z tych sześciu tytułów możesz je zaklasyfikować.

Każda istota ludzka, która osiągnęła wiek rozumienia rzeczy i spraw, jest w pewnym stopniu skrępowana jednym lub kilkoma z tych podstawowych lęków. Jako pierwszy krok w stronę eliminacji tych sześciu gatunków zła przyjrzyjmy się źródłom, z których je odziedziczyliśmy.

Dziedziczenie fizyczne i społeczne

Wszystko, co człowiek sobą reprezentuje zarówno fizycznie, jak i umysłowo, uzyskał poprzez dwie formy dziedziczenia. Jedna z nich znana jest jako dziedziczenie fizyczne, druga natomiast jest dziedziczeniem społecznym.

Dzięki prawom dziedziczenia fizycznego człowiek rozwinął się powoli z ameby (jednokomórkowej formy zwierzęcej), poprzez stadia rozwojowe odpowiadające wszystkim znanym zwierzętom na świecie, łącznie z tymi, o których wiadomo, że istniały, chociaż teraz są gatunkiem wymarłym.

Każde pokolenie, przez które przeszedł człowiek w swoim rozwoju, dodało do jego natury niektóre cechy charakteru, zwyczajów i wyglądu fizycznego tegoż pokolenia. Stąd fizyczne dziedzictwo człowieka jest heterogenicznym zbiorem wielu zwyczajów i form fizycznych.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że chociaż te sześć podstawowych lęków człowieka nie mogło zostać przekazanych fizyczną drogą dziedziczenia (są to przecież stany umysłu, nieprzekazywalne drogą fizyczną), oczywiste jest, że drogą fizycznego dziedziczenia zapewniliśmy sobie bardzo wygodne miejsce na składowanie tych sześciu lęków.

Na przykład ogólnie wiadomo, że cały proces ewolucji fizycznej oparty jest na śmierci, zniszczeniu, okrucieństwie i bólu; że w swojej wspinaczce ku niebu elementy gleby ziemskiej znajdują transport w górę poprzez śmierć jednej formy życia, ażeby inna, wyższa forma mogła przetrwać. Cała roślinność żyje dlatego, że „zjada” elementy gleby i elementy powietrza. Wszystkie formy zwierzęce żyją, „zjadając” inne, słabsze formy, zwierzęce lub roślinne.

Komórki wszelkich form roślinnych mają w sobie bardzo wysoki stopień inteligencji. Podobnie komórki wszelkich form zwierzęcych mają w sobie bardzo wysoki stopień inteligencji.

Niewątpliwie komórki zwierzęce ryb nauczyły się gorzkimi doświadczeniami, że grupa komórek zwierzęcych znana jako ptak – rybołów to coś, czego należy się szczególnie wystrzegać.

Ponieważ wiele gatunków zwierząt (a także większość ludzi) żyje, zjadając mniejsze i słabsze formy zwierzęce, „pamięć komórkowa” tych zwierząt wchodzi do wnętrza i staje się częścią człowieka. Przynosi ona ze sobą STRACH wypływający z zapamiętanego traumatycznego doświadczenia bycia zjedzonym żywcem.

Może ta teoria wydaje się za daleko posunięta. Może rzeczywiście nie jest prawdziwa. Za to na pewno jest teorią logiczną, jeśli już niczym więcej. Autor nie upiera się przy niej szczególnie ani nie twierdzi, że z niej właśnie wypływa te sześć podstawowych lęków. Jest inne, dużo lepsze wyjaśnienie źródła tych lęków, które zaraz zbadamy. Zacznijmy od opisu dziedzictwa społecznego.

Zdecydowanie najważniejsza część tego, z czego składa się człowiek, gromadzi się w nim poprzez prawo dziedziczenia społecznego. Termin ten oznacza metody, jakimi jedno pokolenie wpaja w umysły pokolenia będącego bezpośrednio pod jego kontrolą przesądy, wierzenia, legendy i idee, które oni z kolei odziedziczyli od poprzedzającego ich pokolenia.

Termin „dziedzictwo społeczne” powinien być rozumiany jako wszelkie źródła, z których dana osoba zdobywa wiedzę; takie jak szkoły (religijne czy świeckie), czytanie, rozmowy na żywo, zasłyszane opowieści oraz wszelkie rodzaje inspiracji myślowej pochodzące z „osobistych doświadczeń” danego osobnika.

Dzięki działaniu prawa dziedziczenia społecznego każdy, kto ma kontrolę nad umysłem dziecka, może intensywną nauką zaszczepić w jego umyśle każdą ideę, prawdziwą lub fałszywą, w taki sposób, że dziecko przyjmie ją za prawdę. I stanie się ona taką samą częścią osobowości tego dziecka jak każda inna komórka czy organ fizycznej struktury jego ciała. Idea ta będzie także równie oporna na zmiany.

Właśnie dzięki prawu dziedziczenia społecznego fanatyk jakiejś religii wpaja w umysł dziecka dogmaty, prawdy wiary i obrządki religijne zbyt liczne, aby je spamiętać. Wpaja te idee w młode umysły tak długo, aż zaakceptują je i na zawsze zapieczętują w sobie jako część swojego niezmiennego credo.

Umysł dziecka, które nie osiągnęło jeszcze wieku rozumienia spraw, podczas okresu średnio, powiedzmy, dwóch pierwszych lat życia, jest plastyczny, otwarty, czysty i wolny. Każda idea zasiana w takim umyśle przez kogoś, komu dziecko ufa, zakorzenia się i rośnie w taki sposób, że nigdy już nie będzie można jej wykorzenić ani wymazać.

Obojętne, jak bardzo ta idea byłaby przeciwna wszelkiej logice czy rozsądkowi. Wielu fanatyków religijnych twierdzi, że potrafią tak głęboko zaszczepić dogmaty swojej religii w umyśle dziecka, że nigdy nie będzie tam miejsca dla żadnej innej religii w całości ani dla żadnej jej części. Te twierdzenia nie są bardzo przesadzone.

Po takim wytłumaczeniu sposobu, w jaki działa dziedziczenie społeczne, uczeń jest gotowy zbadać źródła, z których człowiek dziedziczy te sześć podstawowych lęków. Ponadto każdy uczeń (oprócz tych, którzy jeszcze nie dorośli do tego, aby badać prawdy zahaczające o ich własne ulubione przesądy) może sprawdzić słuszność zasady dziedziczenia społecznego, nie wychodząc poza własne doświadczenia.

Na szczęście praktycznie cały materiał dowodowy zawarty w tej lekcji jest takiego rodzaju, że każdy, kto rzeczywiście poszukuje prawdy, może się sam upewnić, czy dowody te są wiarygodne, czy nie.

Odłóżcie chociaż na chwilę swoje uprzedzenia i z góry przyjęte sądy (przecież zawsze możecie do nich wrócić i znowu się w nich zagłębić) na czas, kiedy będziemy studiować pochodzenie i naturę tych Sześciu Najgorszych Wrogów człowieka, czyli sześciu podstawowych lęków.

 


Fragment książki Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu, tom III i IV”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Tablica marzeń – wspomagacz 19

28 maja 2015

Każdy człowiek ma jakieś marzenia. Niezależnie od wieku i kultury ludzie marzą o tym, co chcieliby zrobić, zobaczyć lub po prostu mieć.

Mimo iż wszyscy marzą o tym, by coś osiągnąć, tylko nieliczni są w stanie zrealizować te marzenia. Dzieje się tak z kilku powodów.

W tym rozdziale zajmiemy się tylko jednym konkretnym elementem. Może się on okazać niezmiernie pomocny podczas twojej drogi, na której końcu jest to, o czym marzysz. Elementem, o którym teraz zamierzam trochę więcej napisać, jest tak zwana „tablica marzeń”.

Co to takiego „tablica marzeń”? Dla wielu jest to po prostu zwykła tablica korkowa, którą zawieszają na ścianie w pokoju lub w biurze i umieszczają tam zdjęcia rzeczy, jakie chcą posiadać, lub miejsc, które chcieliby odwiedzić. Tak pokrótce można to opisać.

Kiedy przyjrzymy się takiej tablicy, okaże się, że jest to niesamowite narzędzie, które bywa bardzo pomocne w poczynaniach na drodze do wytyczonego celu. Nie mówię tu o tym, że trzeba umieścić na tej tablicy szczegółowy plan osiągnięcia tego celu, lecz bardziej o znaczeniu psychologicznym, jakie będzie miało stworzenie takiej tablicy.

Na jednym z wykładów usłyszałem kiedyś: „człowiek przyciąga do siebie to, na czym skupia swoje myśli i uwagę”. Nie pamiętam, kto to powiedział, ale jest w tym sporo prawdy. Chyba każdy miał w swoim życiu sytuacje, w których działo się coś, na czym długo skupialiśmy swoją uwagę. Jeżeli było to coś dobrego, to oczywiście wspaniale, jednak wielu ludzi myśli i wyobraża sobie sytuacje, które mają negatywne zakończenie.

Chociaż trudno w to uwierzyć, w wielu przypadkach wystarczy zrezygnować ze sposobu myślenia nastawionego na negatywne zakończenie, aby zaobserwować pojawiające się okazje do zrealizowania celu i marzenia.

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o „tablicy marzeń”, podszedłem do tego raczej sceptycznie. Pomyślałem sobie jednak, że tak naprawdę nic nie stracę, jeśli coś takiego zrobię, więc… po prostu to zrobiłem. Nie miałem wtedy w domu żadnej tablicy korkowej (jak wiadomo, nie należy ona do najpotrzebniejszych sprzętów domowych), ale miałem coś, co pomogło mi ją zastąpić. Kilka lat wcześniej potrzebowałem biurka, a kiedy zacząłem szukać odpowiedniego, okazało się, że żadne mi nie odpowiadało.

Było to spowodowane tym, iż w pokoju, do którego miałem wstawić biurko, stały meble robione na zamówienie i pozostało niewiele wolnego miejsca. Skoro zakup w sklepie nie wchodził w grę, postanowiłem zamówić i biurko. Dodatkowo zaopatrzone ono zostało w dwie szafki, które ustawiłem w rogach, co zaowocowało dużą ilością wolnego miejsca na komputer, skaner i inne rzeczy.

Tak więc miałem biurko z szafkami i to właśnie te szafki (a raczej boczne ścianki tych szafek) posłużyły mi jako moja „tablica marzeń”. Ponieważ szafki stały na końcach biurka, a pomiędzy nimi znajdował się monitor, codziennie, kiedy tylko siadałem do komputera, mogłem wiedzieć moją „tablicę”. Umieściłem na ściankach szafek grube kartony, do których przyklejałem różne zdjęcia tego, co chciałem osiągnąć lub kupić. Tak oto dopasowałem „tablicę marzeń” do moich możliwości.

Można powiedzieć, że jeśli coś bardzo chcemy osiągnąć lub zrobić, to nawet wówczas, kiedy wydaje się, że nie ma żadnych możliwości na zrealizowanie naszego celu, warto rozejrzeć się dookoła. Wówczas (choć może nie od razu) znajdzie się coś, co odmieni całą sytuację. Warto szukać nowych pomysłów, gdyż mogą one okazać się o wiele lepsze od dotychczas obowiązujących rozwiązań.

Po pewnym czasie moja „tablica” nie była już dla mnie w pełni pomocna. Zrobiłem wówczas pewnego rodzaju „dywersję”. Umieszczenie na jednej tablicy kilku zdjęć, które przedstawiały na przykład różne rodzaje zegarków, wcale nie było pomocne. Dopiero kiedy pozostawiłem zdjęcia konkretnych rzeczy, które chciałem posiadać, byłem w stanie zacząć urzeczywistniać swoje plany. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że nie wszedłem w ich posiadanie w ciągu kilku lub kilkunastu dni, ale to posunięcie przyspieszyło ich zdobycie.

Dalsze poszukiwanie nowych rozwiązań zaowocowało tym, że już wkrótce miałem nową „tablicę marzeń”. Do tego celu wykorzystałem mój komputer. Zamiast dotychczasowego tła pulpitu opracowałem moje prywatne, indywidualne tło, które zawierało różne zdjęcia tego, co chciałem mieć, co zamierzałem zrobić, lub tego, co chciałem zobaczyć (gdzie chciałem wyjechać).

Po pewnym czasie opracowałem sposób, który dawał mi jeszcze większe wsparcie w dążeniu do urzeczywistnienia moich celów i marzeń. Również tym razem moja nowa „tablica” powiązana została z komputerem.

Pewnego dnia spotkałem się ze znajomym. Od dłuższego czasu nosił się on z zamiarem kupna swojego pierwszego komputera. Kiedy już go kupił, zadzwonił do mnie, gdyż chciał, abym nauczył go, jak może go obsługiwać. Wtedy to po raz pierwszy zobaczyłem u niego, jak co kilkanaście sekund zmieniały się zdjęcia umieszczone jako tło pulpitu. Było to bardzo ciekawe. Przypomniałem sobie, jak jeszcze kilka lat temu praktycznie na każdym komputerze umieszczane były najróżniejsze wygaszacze ekranu.

Po powrocie opracowałem kilkanaście stron, na których umieściłem po kilka zdjęć, jednak tym razem na jednej stronie znalazły się zdjęcia, które przedstawiały jedną, konkretną rzecz (samochód konkretnej marki, laptop oraz inne). Strony zostały opracowane w formie prezentacji i umieszczone jako wygaszacz ekranu, dzięki czemu kiedy przez kilka minut nie pracowałem przy komputerze, rozpoczynała się prezentacja mojej nowej „tablicy marzeń”, a właściwie mojego „wygaszacza” albo raczej „przywoływacza marzeń”.

Dzięki temu wielokrotnie w ciągu dnia jestem w stanie skupić się i skoncentrować swoją uwagę na tym, co jest dla mnie ważne i do czego dążę. Jest to pewnego rodzaju drogowskaz, a raczej magnes, który przyciągając mój wzrok, przekierowuje moje myśli na moje celów i marzeń. „Tablica marzeń” na pulpicie komputera lub jako wygaszacz ekranu daje mi jeszcze coś więcej.

Kiedy po ciężkim dniu wracam do domu i chcę poszukać czegoś w Internecie, wówczas pojawia się mój „wygaszacz marzeń”. Odwraca on moje myśli od minionego dnia i ponownie nakierowuje je na to, do czego dążę. Dzięki temu szybciej wraca ochota do dalszego działania. Mimo że zdarzają się dni, kiedy po prostu buszuję w sieci bez konkretnego celu, to jednak taki czas jest sprowadzony do minimum.

Oczywiście czas spędzony na bezcelowym przeglądaniu sieci może okazać się bardzo przyjemny w danej chwili, jednak o wiele przyjemniejsze jest osiąganie i urzeczywistnianie swoich marzeń i celów. To dzięki takiej albo innej tablicy ludzie znajdują motywację do dalszego działania nawet wówczas, kiedy dalsza droga wydaje się trudna i daleka. Wówczas na jej końcu widzą swój cel.

Mimo że dla wielu będzie on jeszcze bardzo daleko, podążają tą drogą, gdyż wiedzą, że czeka tam na nich wymarzona nagroda. Niestety, tak już w życiu bywa, że z chwilą, w której przestajemy dążyć do jakiegokolwiek celu, zaczynamy przegrywać nasze życie. Ludzie, którzy nie mieli marzeń, nie mieli motywacji do działania. Jednym z powodów braku motywacji był brak konkretnego magnesu, który — podobnie jak pole magnetyczne naszej planety nieprzerwanie przyciąga strzałkę kompasu — kieruje każdego na cele, jakie sobie wyznaczył.

Można powiedzieć, że „tablica marzeń” staje się dla ludzi, którzy ją stosują, pewnego rodzaju drogowskazem. Najczęściej tacy ludzie dokładnie wiedzą, dokąd chcą dotrzeć, niemniej bywa i tak, że to właśnie ta indywidualnie opracowana tablica utrzymuje ich na odpowiednim kursie. Zdarza się, iż w codziennym zabieganiu zapominają oni o swoich celach i marzeniach albo po prostu zaczynają poświęcać mniej czasu na ich zrealizowanie.

To właśnie w takiej sytuacji tablica przychodzi im z pomocą, gdyż pozwala ponownie skupić uwagę na tym, co chcą osiągnąć. Dlatego tak ważne jest początkowe określenie, co chcemy osiągnąć, gdyż tylko wtedy, kiedy człowiek sam określa swoje cele, będzie w stanie je zrealizować. Kiedy już stworzysz sobie taki „drogowskaz”, pamiętaj, aby jak najczęściej z niego korzystać.

Aby osiągnąć to, o czym marzysz, konieczne jest wypełnienie swoich myśli tym marzeniem, a jeśli jeszcze dodatkowo zostanie ono wsparte przez bodźce wizualne (zdjęcia na tablicy), będzie to dodatkowy czynnik wspomagający twoje dążenia i działania. Jeśli do tej pory nigdy nie udało ci się stworzyć swojej własnej tablicy marzeń, to może to być ten czas, aby ją zrobić. Wierzę, że jesteś osobą, która posiada swoje cele oraz marzenia i dąży do ich zrealizowania.

Pamiętaj, że wszystkie twoje działania skierowane na urzeczywistnienie twoich pragnień pomogą ci w szybszym ich osiągnięciu. Poświęć czas na przygotowanie swojej własnej tablicy i umieść na niej jak najwięcej zdjęć, które będą przedstawiały wszystko to, o czym od dawna myślisz i do czego zmierzasz. Zobaczysz, jaką to zajęcie sprawi ci wielką frajdę i satysfakcję, a następnie będzie dla ciebie dodatkowym motywatorem w działaniu i dążeniu do celu, jaki sobie wyznaczysz.

PS Tablica marzeń, niezależnie od tego, w jakiej formie zostanie przez ciebie opracowana, będzie niesamowitym wspomagaczem, który możesz wykorzystać podczas przyciągania tego, o czym marzysz i do czego dążysz. Życzę ci miłej zabawy w tworzeniu twojej własnej „tablicy marzeń”, a następnie wytrwałości i determinacji podczas urzeczywistniania tych marzeń i celów.

 


Fragment książki Janusza Kozła „Wspomagacze sukcesu”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Więcej entuzjazmu! (wspomagacz 13)

18 maja 2015

Jedną z pierwszych rzeczy, jaka przyszła mi do głowy, kiedy napisałem tytuł tego rozdziału była książka, której autorem jest Frank Bettger. Nosi ona tytuł „Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie”.

Zasadniczo przyszedł mi do głowy pierwszy rozdział tej książki, w którym autor pisze jak poznał jedną z tajemnic, dzięki której był w stanie zmienić swoje życie nawet wówczas, gdy został wyrzucony z drużyny baseballowej. Rozdział ów jest na tyle ciekawym, iż sam Dale Carnegie na końcu wspomnianego rozdziału poleca jego wielokrotną lekturę oraz do podwojenia swojego entuzjazmu w dotychczasowym działaniu.

Co takiego jest w tym entuzjazmie, że Frank pisał o nim w swej książce już w pierwszym rozdziale i czy jest on w stanie zmienić życie człowieka, który podejmie decyzję o jego podwojeniu tak jak sugerował Dale? Mam nadzieję, że odpowiedzi na te pytania znajdziesz w tym rozdziale.

Kiedy piszę te słowa jest ciepły lipcowy poranek. Już od kilku godzin słońce mocno przygrzewa i z każdą kolejną godziną jest coraz cieplej. Dodatkowo można odczuć niewielkie podmuchy lekkiego wiatru, które sprawiają, że nie odczuwa się tak bardzo rosnącej temperatury. Z całą pewnością będzie to kolejny piękny wakacyjny dzień. Dlatego właśnie postanowiłem opisać jak ważny jest entuzjazm wykorzystując do tego okres wakacji i urlopów, który dla każdego jest czasem ogromnie wyczekiwanym i niesamowitym ze względu na możliwość oderwania się od codziennej pracy i całego tego zagonienia.

Aby zrozumieć jak postępuje człowiek, który jest entuzjastycznie do czegoś nastawiony oraz taki, u którego trudno w ogóle znaleźć choćby szczyptę entuzjazmu wyobraź sobie dwie osoby, które pracują w tej samej firmie. Powiedzmy, że te dwie osoby to Ania i Paweł. Obydwoje już od dłuższego czasu przygotowują się do zbliżającego się urlopu. Każde z nich zaplanowało wakacyjny wyjazd na upragniony i od dawna oczekiwany urlop.

Jako, że Ania uwielbia morze to właśnie w takie miejsce postanowiła wybrać się tym razem. Znalazła niesamowity hotel, który jest położony zaledwie kilkadziesiąt metrów od plaży. Dodatkowym atutem jest to, że swoje wakacje spędzi w jednym z najlepszych kurortów, który słynie ze swojej obsługi i nie bez powodu szczyci się mianem jednego z najlepszych w tym rejonie. Po prostu słońce, piasek i woda, czyli nic dodać nic ująć.

Paweł jest miłośnikiem wycieczek górskich i to właśnie, dlatego na miejsce swojego urlopu wybrał pensjonat, z którego rozpościera się po prostu bajeczny widok na jego ulubione góry. Okna tego pensjonatu skierowane są na pokryte śniegiem szczyty a majestatyczne ogromne drzewa, które porastają niższe partie dodają uroku całej panoramie.

Można powiedzieć, że zarówno dla Pawła jak i dla Ani zbliża się niesamowity czas wypoczynku. Każdy dzień, który przybliża tych dwoje do urlopowych wyjazdów sprawia, że ich radość jest coraz większa. Rośnie podniecenie zbliżającą się przygodą i myślą o tych niezapomnianych chwilach, które już wkrótce staną się ich udziałem.

I oto jest ten dzień gdzie każde z nich dociera do miejsca, o którym od tak dawna marzyło. Ania może nareszcie opalać się do woli i kąpać w morzu a Paweł korzysta w uroków, jakie oferują góry. Jednak już po kilku dniach okazuje się, że tak pieczołowicie zaplanowany urlop dla jednej z tych osób kończy się w nieoczekiwany sposób.

Oto biuro, które było organizatorem wycieczki zbankrutowało i wszelkie wyjazdy, jakie były przez nie organizowane zostały w trybie natychmiastowym odwołane. Szok, zaskoczenie i niedowierzanie pojawiają się w tej samej chwili, w której taka informacja dociera do osób, które korzystały z usług tego biura. Miesiące przygotować a teraz trzeba w trybie natychmiastowym wracać do domu. W jednej chwili radość i szczęście przeradzają się w coś zupełnie przeciwnego.

Nietrudno wyobrazić sobie, jakie będą odczucie tych dwoje, kiedy po zakończonych urlopach spotkają się ponownie w firmie. Z całą pewnością osoba, której wakacje zakończyły się nieplanowanym powrotem do domu już po kilku dniach odpoczynku będzie zła, sfrustrowana i niezadowolona a właśnie zakończony urlop będzie zaliczony do najgorszych chwil w jej życiu. Zupełnie inne będą odczucia drugiej osoby i to niezależnie od tego czy jej wakacje miały miejsce w górach, nad morzem czy w jakimś innych miejscu.

Osoba taka będzie opowiadała o tym czasie jeszcze długo po tym jak rozpakuje ostatnią walizkę i z całą pewnością w jej głosie usłyszymy i wyczujemy szczęście, radość i zadowolenie. Kiedy taka osoba będzie opisywała częstokroć ze szczegółami o tym, jakie były jej wakacje to nie tylko w jej głos, ale również całe ciało będzie nam przekazywało informacja jak bardzo były to dla niej udane chwile. Po prostu to, co i jak będzie nam przekazywała będzie robiła z pełnym entuzjazmem.

Wynika z tego, że entuzjazm to nic innego jak wynik naszego pozytywnego nastawienia do jakiejś konkretnej sytuacji, rzeczy lub czegoś podobnego. Skoro tak jest to, dlaczego tak wielu ludzi nie potrafi działać z entuzjazmem nawet wówczas, kiedy chcą coś osiągnąć lub zrealizować jakiś cel. Wychodzi na to, że może to być związane z tym jak takie marzenie zostało ustalone i jakie kroki zostały podjęte dla jego realizacji.

Jak bardzo entuzjastycznie można podchodzić do celu, jaki od samego początku został ustalony, jako po prostu czcze życzenia, których realizacja jest praktycznie niemożliwa w terminie i czasie oraz przy wcześniej założonym działaniu. Owszem może być taka sytuacja, że pewne zbiegi okoliczności sprawią, że taki cel zostanie zrealizowany, ale jeśli na samym początku drogi człowiek czuje, że porywa się z przysłowną motyką na księżyc (lub słońce, jak kto woli) to lepiej jest usiąść i zmienić wcześniejsze założenia.

Przykładowo osobiście nigdy nie grałem w tenisa. Gdybym dzisiaj wyznaczył sobie, jako mój życiowy cel występ na przykład na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu w turnieju Wielkiego Szlema to może na początku byłbym entuzjastycznie nastawiany, ponieważ wreszcie mógłbym pograć w tenisa (nieważne, z jakim skutkiem, ale z całą pewnością mógłbym liczyć jedynie na oklaski moich bliskich), ale po pewnym czasie entuzjazm opadłby prawie do zera.

Gra w tenisa na poziomie umożliwiającym starty w prestiżowych zawodach to nie jest wycieczka po parku w sobotni wieczór i tylko osoby, które od wielu lat trenują tę dyscyplinę mogą liczyć na grę na wspomnianych kortach w Paryżu.

Wyobraź sobie jeszcze jedną sytuację. Jak zareagujesz, kiedy na przykład idąc na wspomniany spacer w sobotni wieczór spotkasz dawno niewidzianego dobrego przyjaciela ze szkolnych lat. Czy nie będzie czasem tak, że ucieszycie się na swój widok i nawet, jeśli będziecie w stanie spędzić tylko kilka chwil to będą to bardzo miłe i przyjemne chwile, dzięki którym wrócą dawne wspomnienia. Z drugiej strony jak zareagujesz, kiedy na Twojej drodze stanie osoba, która nigdy nie należała do grona Twoich przyjaciół a wręcz przeciwnie z tą osobą wiążą się jedynie wspomnienia przykre i złe.

Zapewne w pierwszym przypadku odczujesz radość ze spotkania a wasza rozmowa bardzo szybko stanie się żywiołowa i entuzjastyczna. Można nawet powiedzieć, że umówicie się na kolejne spotkanie w najbliższym dogodnym dla was terminie, aby powspominać szkolne czasy i odnowić dawną przyjaźń. Jeśli jednak chodzi o drugą sytuację to w tym przypadku już nie będzie tak radośnie. Jeśli w ogóle uda się wam rozpocząć jakąś rozmowę to będzie ona raczej krótka i bez większych emocji (oczywiście pozytywnych, co do tych drugich to nigdy nic nie wiadomo jak to spotkanie może się zakończyć).

Wyobraźmy sobie teraz, jakie efekty mogą osiągać ludzie, którzy potrafią w życiu codziennym oraz w swojej pracy wykorzystać entuzjazm. Sprawa wydaje się prosta. Kiedy ktoś jest w stanie włożyć w swoje działania, chociaż odrobinę entuzjazmu to taka osoba staje się bardziej wiarygodna od kogoś, kto jedynie opanował „suche” fakty i liczy na to, że to wystarczy. Jednak jak pokazuje życie w dzisiejszych czasach nie wystarczy być „chodzącą encyklopedią” w swojej dziedzinie. Ale o tym czy tak jest w rzeczywistości bardzo prosto możesz przekonać się na „własnej skórze”.

Opowiedz komuś ze swoich znajomych o swojej pasji. Nieważne czy tą pasją jest szydełkowanie czy majsterkowanie, skoki ze spadochronem, nurkowanie czy modelarstwo. Kiedy już to zrobisz to teraz zrób coś takiego. Załóżmy, że nigdy w życiu nie pasjonowały cię na przykład … (w miejsce kropek wstaw to, co nie jest Twoją pasją a może to być na przykład: szydełkowanie czy majsterkowanie, skoki ze spadochronem, nurkowanie czy modelarstwo lub cokolwiek innego, co tylko wpadnie Ci do głowy).

Możesz na ten temat poczytać na przykład na Internecie albo nawet zakupić podręcznik o tej tematyce i kiedy już to zrobisz to i tym razem opowiedz o tym znajomemu. Jak sądzisz, w którym przypadku Twoja „opowieść” będzie bardziej inspirująca i ciekawa. Jeśli chodzi o odczucia to może Twoja opowieść będzie ciekawa w obu przypadkach. Jednak tylko ludzi, którzy naprawdę czymś się interesują i to zainteresowanie staje się dla nich prawdziwą pasją są w stanie nie tylko ciekawie o tej pasji mówić, ale w to, co mówią wkładają po prostu serce, czyli inaczej mówiąc entuzjazm.

Oczywiście to, co teraz napiszę jest związane z moimi doświadczeniami, ale pozwalają one na taki wniosek, że ludzie, którzy potrafią do tego, co robią dołączyć entuzjazm mają wielokrotnie większe szanse na odniesienie sukcesu w tym, co robią od tych, którzy go nie „wykorzystują”. Można powiedzieć, że entuzjazm to nie tylko pasja to również pewnego rodzaju „pozytywna energia” a cóż może się przeciwstawić takiej energii, jeśli wypływa ona prosto z serca.

Najlepszym pomysłem na to, aby sprawdzić czy tak jest naprawdę jest podjęcie decyzję o tym, aby zacząć działać entuzjastycznie. Możliwe, że na początku będzie to dla ciebie coś nowego i dziwnego, ale bardzo szybko przekonasz się, że warto być człowiekiem entuzjastycznym. Oczywiście są takie sytuacje gdzie trzeba zachować powagę jednak chodzi o to, aby stać się człowiekiem, który potrafi działać z pasją.

Ludzie, którzy robią coś z pasją zaczynają wprowadzać do swojego działania entuzjazm a wówczas wyniki takiego działania przychodzą o wiele szybciej niż w przypadku osób, które tego nie potrafią lub nie chcą. Jeśli Twoja praca związana jest ze sprzedażą, (chociaż zamiast słowa sprzedaż osobiście wolę mówić doradztwo. Ludzie nie lubią jak coś im się sprzedaje, ale jeśli ktoś jest w stanie tak poprowadzić rozmowę, że dowie się, na czym komuś zależy i pokaże mu jak stać się posiadaczem tej rzeczy to człowiek, który wie jak może coś zdobyć będzie w stanie zrobić wiele, aby zaspokoić swoje pragnienia) to entuzjazm powinien być twoim codziennym „towarzyszem”.

Nie jest ważne czy dzięki Tobie ludzie wchodzą w posiadanie kosmetyków, rowerów czy samochodów możesz to robić jeszcze lepiej dzięki entuzjazmowi. Kilka dni temu postanowiłem w mojej pracy zrobić pewne doświadczenie.

Otóż pewnego dnia do każdej rozmowy podszedłem bez nawet szczypty entuzjazmu. Oczywiście, kiedy rozmawiałem z jakimś człowiekiem to informacje, jakie mu przekazywałem były rzetelne i fachowe. Jednak tak jak wspomniałem nie wkładałem w żadną z rozmów przysłowiowego serca. Jak się okazało tego dnia tylko kilka osób stało się moimi klientami.

Następnego dnia moje podejście zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Do każdej rozmowy wkładałem maksimum „serca” i entuzjazmu. Wyniki, jakie tego dnia osiągnąłem były zdecydowanie lepsze niż te, jakie osiągnąłem w dniu poprzednim. Moimi klientami zostało kilka razy więcej osób a najlepsze były komentarze, jakie usłyszałem. Kilka osób oświadczyło, że nikt do tej pory nie przedstawił im żadnej propozycji w taki sposób i to, dlatego zakupili usługę, którą im zaoferowałem. Osoby, z którymi tego dnia rozmawiałem były zadowolone z mojej pomocy i co najciekawsze większość z nich dokupiła również usługi dodatkowe, które im zaproponowałem (poprzedniego dnia tylko jedna osoba dokupiła usługę dodatkową).

Mimo tego, że wcześniej do mojej pracy podchodziłem z entuzjazmem to wyniki tego dnia były nie tylko większe niż w dniu poprzednim, ale jak się okazało po przeanalizowaniu dnia były większe niż te, jakie osiągałem przed rozpoczęciem mojego „doświadczenia”.

Wniosek mógł być tylko jeden:, jeśli do entuzjazmu dołączy się element samo rywalizacji, czyli działania polegającego na poprawie wcześniejszych wyników osiągane rezultaty mogą być jeszcze lepsze. Zamień wieloletnią rutynę na odrobinę entuzjazmu a po pewnym czasie przekonasz się, że zamiana ta odmieni Twoje życie. Jednak najtrudniejsze może się okazać podjęcie decyzji o wprowadzeniu do swojego życia entuzjazmu.

Jeśli uważasz, że entuzjazm nie jest tak istotną kwestią to zadaj sobie pytanie: czy kiedy chcę coś kupić to wolę, kiedy osoba, jaka mi to przedstawia jest typu „Żaka ponuraka” czy jest to osoba, której wykonywana praca sprawia satysfakcję, zadowolenie i pasję oraz wykonuje ją z sercem i entuzjazmem?

Wolisz służbistów czy osoby, które wręcz potrafią „zarażać” radością i entuzjazmem do swojej oferty i propozycji. Jeśli dojdziesz do wniosku, że lepiej jest rozmawiać z ludźmi, którzy są radośni, entuzjastyczni i do tego, co robią podchodzą z sercem, pasją i zapałem to zdecyduj o tym, że i Ty też będziesz działać tak samo.

Przecież nie można oczekiwać od innych, aby robili coś w taki sposób, w jaki sami nie chcemy tego robić. Zacznij działać entuzjastycznie i z pasją a wówczas ta pasja i entuzjazm przejdzie na ludzi, z którymi rozmawiasz (niezależnie czy są to znajomi czy Twoi klienci obecni lub przyszli) a wtedy Twoje relacje z tymi ludźmi będą jeszcze lepsze a w przypadku takiego podejścia w pracy przyniosą Ci o wiele więcej korzyści niż jest w stanie dać ci działanie pozbawione serca, pasji i entuzjazmu.

Zacznij tak działać a bardzo szybko na własnej skórze przekonasz się o prawdziwości tych słów. Na koniec tego rozdziału pragnę przytoczyć wspomniane już wcześniej słowa, jakimi Dale Carnegie kończył pierwszy rozdział książki „Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie”, której autorem jest Frank Bettger.

Książka, która od lat jest w moim posiadaniu została wydana nakładem Wojskowej Drukarni w Łodzi i oczywiście wielokrotnie przeczytałem nie tylko ten konkretny rozdział, ale i całą publikację. Rozdział nosi tytuł „Jak pewien pomysł pomnożył moje dochody i moje szczęście” i poświęcony został kwestii entuzjazmu.

Oto ten fragment:

„Namawiam gorąco do wielokrotnej lektury tego rozdziału Franka Bettgera. Namawiam też, by każdy Czytelnik powziął mocne postanowienie, iż podwoi entuzjazm, który wkładał w swoją dotychczasową pracę i swoje dotychczasowe życie. Jeśli wytrwacie w tym postanowieniu, najpewniej pomnożycie swoje dochody i pomnożycie swoje szczęście. Podpisano DALE CARNEGIE”.

 


Fragment książki Janusza Kozła „Wspomagacze sukcesu”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Wspomagacz 15 – wdzięczność

14 maja 2015

Często zastanawiam się jak to jest, że kiedy jesteśmy dziećmi to potrafimy zrobić wiele różnych rzeczy natomiast wraz z tym jak przybywa nam lat to o wielu tych rzeczach zapominamy.

Dla malucha nie ma rzeczy niemożliwych. Mimo częstych potknięć i upadków potrafi wielokrotnie podejmować kolejne próby, dzięki którym ostatecznie może nie tylko chodzić a nawet i biegać. Ile razy mieliśmy poobijane kolana, kiedy uczyliśmy się jeździć na rowerze tego chyba nikt nie zliczy. Upór i wytrwałość, z jakimi maluchy podchodzą do życia są godne naśladowania albo raczej niezapominania o nich.

Tak, tak niezapominania, ponieważ najczęściej tak jak już pisałem ludzie z tym jak przybywa im lat zapominają o tym, że kiedyś pokonanie setki zajęłoby im przysłowiową wieczność, (kiedy musieliby to zrobić raczkując tak jak niemowlak) a teraz mogą to zrobić o wiele szybciej gdyż nie zrezygnowali po tym jak kolejny raz się przewrócili i ostatecznie nauczyli się chodzić. Oprócz wytrwałości i uporu dzieci potrafią coś jeszcze. One potrafią po prostu podziękować za wszystko, co otrzymują.

Dla małego dziecka nie ma znaczenia czy na Mikołaja lub urodziny otrzyma prezent za kilkadziesiąt złotych czy kilkaset. Ono będzie cieszyło się ze wszystkiego, co otrzyma. Oczywiście w miarę dorastania prezenty będą musiały być bardziej dopasowane do oczekiwać naszej pociechy. Jednym z najlepszych przykładów na autentyczność tego, o czym teraz piszę są moje córki. Wystarczy, że przyniosę im jakąś niespodziankę a wtedy będę mógł zobaczyć jak będą się cieszyć i oczywiście nie zapomną o podziękowaniu a i to nie będzie koniec ich radości i mogę wtedy liczyć na uściski i przytulanie.

Kiedy piszę te słowa przypominają mi się wspomniane już chwile związane z urodzinami i Mikołajem. Radość, jaka wtedy pojawia się u moich córek jest ogromna. Jednak nie kończy się ona z chwilą, kiedy kładą się do łóżek. Dziewczynki potrafią przez kilka a nawet kilkanaście dni układać prezenty na stoliczku obok łóżka i każdego dnia ponownie cieszyć się nimi i oczywiście przez cały czas dziękować za ich otrzymanie. Można powiedzieć, że jest to największa wdzięczność, z jaką możemy się spotkać gdyż wdzięczność dziecka jest taka spontaniczna i nieograniczona.

Opisując powyższą sytuację nie miałem na myśli przedstawić w niej jedynie, w jaki sposób potrafią się cieszyć moje córki, lecz zależało mi bardziej na pokazaniu, iż ich radość powiązana jest bardzo mocno i wdzięcznością. Każdorazowo potrafią one podziękować za wszystko, co otrzymają (staraliśmy się wraz z żoną nauczyć je tego) i często potrafią okazywać swoją wdzięczność.

Co za tym idzie niejednokrotnie otrzymują od nas jakieś małe upominki, ponieważ bardzo miło jest patrzeć na radość swojego dziecka. Przypomniałem sobie jak starsza córka, która chodzi już do szkoły potrafiła cieszyć się z zakupionych nowych książek, przyborów i zeszytów przed nowym rokiem szkolnym i jak często dziękowała nam za nowy plecak, który teraz posiada lub coś innego, o czym marzyła.

Więc można byłoby zapytać czy to czasem nie jest tak, że im częściej nasze dzieci będą mogły być szczęśliwe z tego, co się przydarza w ich życiu i dodatkowo będą potrafiły wyrazić za to swoją wdzięczność to tym częściej będziemy chcieli sprawiać, aby to szczęście u nich zagościło? Zadajmy a raczej powinienem napisać zadaj sobie teraz pytanie: jak to jest z tą naszą (czytaj moją) wdzięcznością? Czy i za co ostatnio byłem wdzięczny i kiedy to ostatnio miało miejsce?

Jeśli chodzi o moją osobę to oczywiście często potrafiłem podziękować komuś, kto zrobił coś dla mnie oraz z całą pewnością byłem bardzo wdzięczny w stosunku do osób, od których coś otrzymałem. Niestety moja wdzięczność dotyczyła tylko tych kwestii i w zasadzie uważałem, że to wystarczy. Jak się jednak okazało nie było to do końca zgodne z rzeczywistością.

Bardzo często tak się dzieje, że będąc skoncentrowanymi na jakimś konkretnym celu nie zauważamy tego, iż po drodze osiągamy niejednokrotnie wiele różnych pomniejszych celów, bez których osiągnięcie tego ostatecznego byłoby niemożliwe. Tak samo było i w moim przypadku.

Byłem skupiony na dotarciu do jakiegoś celu, ale wielokrotnie nie zwracałem uwagi na to, co po drodze udawało mi się zrealizować a nawet, kiedy zwróciłem na to uwagę to podchodziłem do tej sytuacji raczej rutynowo tak jak gdyby nigdy nic. Po prostu kiedyś nie zwracałem na to uwagi i było to dla mnie zupełnie normalne.

Jednak jakiś czas temu po raz pierwszy dowiedziałem się jak ważna w naszym życiu jest wdzięczność. Od tego czasu zacząłem zastanawiać się nad tym, za co ja mogę a raczej, za co powinienem być wdzięczny i nie chodzi tylko o wdzięczność za coś, co dostałem od kogoś, ale wielokrotnie o coś więcej. Szybko okazało się, że jest wiele rzeczy, za jaki powinienem być wdzięczny, ale wdzięczny nie tylko raz, ale po prostu przez całe życie.

Pierwszą i najważniejszą „rzeczą”, za jaką powinniśmy być wdzięczni to jest nasze życie. To, że to akurat my żyjemy jest niesamowite gdyż już od samego początku naszego istnienia była to loteria (chodzi o nasze poczęcie). Gdyby się nad tym zastanowić to tak naprawdę do tego abyśmy nigdy nie chodzili po tym świecie nie potrzeba było wiele. Następnie jest zdrowie takie czy inne, ale jest.

Można a nawet trzeba dziękować za rodzinę, mieszkanie i inne tego typu rzeczy. Owszem może teraz paść odpowiedź, że ten dom lub mieszkanie nie odpowiada nawet w najmniejszym stopniu temu, o którym marzysz, ale czyż nie jest tak, że do tego z marzeń zawsze możesz dojść a jak mówi stare przysłowie „lepszy wróbel w garści niż …” (ostatecznie tego mieszkania, w którym mieszkasz też mogłoby nie być).

Według mistrza Eckhart’a „Jeśli jedynym słowem, jakim modlisz się przez całe życie, jest „dziękuję”- to wystarczy”. Oprócz tego o czy do tej pory pisałem z całą pewnością jestem wdzięczny do końca moich dni za to, że przeżyłem poważny wypadek samochodowy oraz za wiele, wiele innych rzeczy, które stały się moim udziałem niezależnie od tego jak się kończyły gdyż mogłem z nich wyciągnąć naukę na przyszłość (oczywiście bardziej cieszę się z tego, co było pozytywne i pomyślne a z tego, co tak się nie zakończyło tak jak wspomniałem wyciągam lekcje).

Kilka dni temu rozpoczął się listopad. Oczywiście większość osób wybrała się na cmentarze, aby odwiedzić groby swoich bliskich. Niestety, jak co roku wiele osób, które z pewnością chciały zapalić świeczkę już nigdy tego nie zrobi. To jest kolejny powód, dla którego warto być wdzięcznym.

Ty i ja nadal żyjemy i oddychamy i za to naprawdę warto wyrażać każdorazowo, kiedy tylko otwieramy oczy swoją wdzięczność. Od lat nie oglądam wiadomości lub tego typu programów, które dostarczają nam informacje o bieżącej sytuacji politycznej i społecznej zarówno w naszym kraju jak i na całym świecie.

Odrzuciłem te programy gdyż w większości przypadków pokazują one złe i niedobre informacje. Jedynymi wiadomościami, jakie oglądam są informacje sportowe. To właśnie tam mogę oglądać ludzi, którzy osiągają życiowe sukcesy i na dodatek potrafią się z nich cieszyć a nawet można powiedzieć, że celebrują swoje zwycięstwa.

Wystarczy popatrzeć na wszystkich sportowców, aby zobaczyć prawdziwą i niepochamowaną radość w tym, co robią po osiągnięciu tryumfu. Mimo tego, że nie jestem kibicem piłkarskim to jednak serwisy sportowe bardzo często pokazują zdobywane bramki i radość zawodników po tym jak umieścił piłkę w siatce drużyny przeciwnej.

W geście tryumfu unoszą oni ręce do góry, robią przewrotki lub coś innego, co będzie odzwierciedlało ich radość. Po tym, co usłyszałem, przeczytałem i zobaczyłem odnośnie wdzięczności postanowiłem, że ja również postaram się najbardziej jak do tylko będzie w danej sytuacji możliwe cieszyć się z tego, co uda mi się lub osiągnąć i zrealizować w pracy oraz oczywiście życiu prywatnym. Skoro mogą to robić sportowcy na oczach milionów, kiedy wygrywają wyścig, strzelają gola czy wygrywają bieg (lub zwyciężają w jakiejkolwiek dyscyplinie) to, dlaczego nie mógłbym tego robić ja czy Ty.

Co możesz zrobić z tą wdzięcznością? Tak naprawdę możesz robić duże plany na przyszłość jednak warto już teraz zastanowić się i przeanalizować wszystkie, co miało miejsce w Twoim dotychczasowym życiu. Bardzo szybko zobaczysz, że jest mnóstwo rzeczy, za które możesz wyrazić swoją wdzięczność. Zacznij już teraz wyrażać ją za Twoje osiągnięcia i dokonania. Było ich wiele i nie zawsze były one przez Ciebie doceniane.

Kiedy zaczniesz okazywać wdzięczność zauważysz, że dzięki temu poprawi się Twoje samopoczucie. Zostało to nawet potwierdzone przez Roberta Emmonsona. Badania wykazały, że ludzie, którzy potrafią być wdzięczni są o wiele szczęśliwsi oraz posiadają więcej pozytywnej energii do dalszego działania od tych, którzy potrafią jedynie narzekać.

Emmons określał wdzięczność, jako „cudowne uczucie, chęć dziękowania i doceniania życia”. Inne badania przeprowadziła Sonja Lyubomirsky. Osoby biorące w nich udział prowadziły „dziennik wdzięczności”. Okazało się, że z pośród kilku grup najlepsze wyniki osiągnęły osoby, które uzupełniały swoje dzienniki raz w tygodniu. Według tych badać Lyubomirsky zauważyła, że osoby, które są wdzięczne mogą do swego życia przyciągać więcej sytuacji, które sprawią, że będą jeszcze bardziej wdzięczne.

Warto również pamiętać o tym, że nie zawsze wynik, jaki osiągasz jest wynikiem Twojej pracy. Wielokrotnie zdarzą się też takie sytuacje, kiedy osiągniesz coś bez swojego udziału i swoją wdzięczność możesz wówczas skierować w stronę sfer wyższych – duchowych. Chodzi tu o Boga lub jak wolisz los szczęścia. Ale aby sprawdzić czy i jak zadziała na Twoją przyszłość wdzięczność za to, co już masz oraz za to, co stanie się Twoim udziałem w przyszłości zacznij jak najszybciej wyrażać swoją szczerą wdzięczność.

Uczestnicy badań Lyubomirsky prowadzili swoje dzienniki przez sześć tygodni natomiast ci, którzy robili to pod nadzorem Emmons’a dziesięć. Wynika z tego jasno, że kiedy zdecydujesz się na wprowadzenie wdzięczności do swego życia oraz prowadzenia „dziennika wdzięczności” to po pewnym czasie zaobserwujesz pozytywne zmiany. Osobiście od jakiegoś czasu w geście wdzięczności często podnoszę wzrok ku górze i w myślach wypowiadam „magiczne słowo” DZIĘKUJĘ. I u mnie to działa 🙂

 


Fragment książki Janusza Kozła „Wspomagacze sukcesu”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Jak przezwyciężać lęki?

13 maja 2015

Strach, lęk, obawa to tylko kilka z wielu słów, które określają coś, co jest niesamowicie ważne w świecie zwierzęcym. Strach przed drapieżnikiem sprawia, że zwierzęta są bardziej czujne i skoncentrowane na tym, co się wokół nich dzieje. Wystarczy tylko niewielki ruch albo jakiś niepokojący dźwięk lub szmer a wówczas to natura zaczyna dochodzić do głosu.

Jednym z najlepszych przykładów, jaki będzie w stanie zobrazować jak to działa jest to, co się dzieje na afrykańskich równinach. Pasą się tam niezliczone stada antylop i zebr i innych roślinożerców. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystkie te zwierzęta zajęte są niczym innym jak tylko skubaniem traw.

Jednak oprócz tego trzeba również pamiętać, iż tam gdzie są zwierzęta roślinożerne znajdują się też drapieżniki, które polują na te pierwsze. Z drugiej strony mamy tam lwy, gepardy i inne kotowate oraz hieny i inne psowate. Tak, więc kiedy te ogromne stada wydawać by się mogło, że spokojnie oddają się konsumpcji świeżutkiej trawy to trzeba również pamiętać o tym, że każde z tych zwierząt wyposażone jest w niesamowity zestaw lokalizacyjno – ostrzegawczy, którego celem jest jak najszybsze wykrycie i zlokalizowanie nieprzyjaciela.

Oczywiście w skład tego zestawu wchodzą oczy i uszy a nieprzyjacielem są wspomniane już drapieżniki. Co za tym idzie wystarczy tylko, że jeden z osobników usłyszy lub zobaczy coś niepokojącego a wówczas całe stado staje się bardziej czujne by w razie zagrożenia podjąć zdecydowane działania, jakimi w ostateczności jest ucieczka z zagrożonego terenu.

Oczywiście należy pamiętać, że to nie jest tak, iż antylopa reaguje ucieczką na każdy nawet najmniejszy szmer, bo to doprowadziłoby ją do nerwicy. Skoro jednak zwierzęta zapamiętują sytuacje, w jakich wcześniej się znalazły to z chwilą, kiedy po raz kolejny spotykają się z czymś, co już wcześniej wystąpiło w ich życiu zareagują w taki sposób jak tego będzie wymagała sytuacja.

Jeśli więc do ich uszu dotrą dźwięki, które skojarzą ze zbliżającymi się drapieżnikami to wówczas lęk o własne życie sprawi, że staną się bardziej czujne i w razie konieczności serwować się będą ucieczką. Jednak, kiedy okaże się, że to, co zaniepokoiło stado nie było żadnym drapieżnikiem to wówczas strach szybko ustąpi a stado powróci do tego, czym się wcześniej zajmowało, czyli do jedzenia przynajmniej do chwili, kiedy ponownie nie namierzą kolejnego potencjalnego zagrożenia.

Warto zwrócić uwagę na to, iż w większości podobnych sytuacji okazuje się, że strach, jaki zaalarmował antylopy był nieuzasadniony i nie istniało żadne zagrożenie, którego mogły się obawiać. Na szczęście już dawno minęły czasy, kiedy ludzie znajdowali się w podobnej sytuacji jak opisane antylopy.

Nie musimy obawiać się, że zaatakuje nas jakieś drapieżne zwierze lub coś w tym rodzaju. Aby zdobyć pożywienie nie musimy udawać się na polowanie (nie liczę „polowania” na okazje cenowe w markecie) i obawiać się o to, że w jego trakcie to my możemy stać się zwierzyną łowną i może nam się coś stać. Dzisiaj świat wygląda inaczej. Dla większości jedynym zwierzęciem, jakie może ich zaatakować jest pies sąsiada (oczywiście pod warunkiem, że odwiedzą sąsiada bez zaproszenia i to w chwili, kiedy nie ma go w domu) a co do jedzenia to wystarczy odwiedzić sklep za rogiem a tam wszystko, co potrzebujemy mamy do wyboru i koloru nawet z najdalszych zakątków świata.

Co za tym idzie nie musimy lękać się i obawiać nieudanego polowania albo tego, że staniemy się przekąską jakiegoś drapieżnika.

Czego zatem najbardziej i najczęściej boją się ludzie? Okazuje się, że są tacy ludzie, którzy mają najróżniejsze lęki, chociaż w ogromnej większości tych lęków znajdują się takie, które zostały zakorzenione w ich umysłach już dzieciństwie.

Na liście tego, czego najbardziej się boimy można umieścić między innymi pająki, myszy, węże (największe pająki, jakie można spotkać mają zaledwie kilka centymetrów długości wraz z odnóżami, a co do myszy to większość ludzi nigdy w życiu nie widziała ich nigdzie indziej poza ogrodem zoologicznym i to samo tyczy się węży), burze, zamknięte pomieszczenia lub po prostu są ludzie, którzy mają lęk wysokości (i kilka innych podobnych ODSTRASZACZY).

Jednak w naszym przypadku nie chodzi o to jak przestać bać się pająków czy myszy albo jak zapanować nad strachem przed ……………….… (Każdy może w miejsca kropek wpisać to, co uważa za najbardziej stosowne w tej kwestii), ale jak opanować strach i lęk przed niepowodzeniem.

Jednym z głównych powodów tego, że ludzie boją się niepowodzenia jest to, iż cele, do jakich dążą nie są tymi, na których najbardziej im zależy gdyż w większości przypadków nigdy nie określili dokładnie, dlaczego chcą osiągnąć akurat ten konkretny cel. Przykład: znam takie osoby, których marzeniem jest posiadanie dużego domu (najlepiej piętrowy powyżej 200 metrów kwadratowych powierzchni użytkowej – kiedyś sam o takim myślałem).

Kilka tygodni temu uczestniczyłem w pewnym seminarium gdzie usłyszałem o człowieku, który miał taki właśnie cel i ostatecznie udało mu się go osiągnął. Czy w związku z tym był szczęśliwy? Kiedy po raz pierwszy pomyślał o domu marzył o tym, aby był on duży gdyż już wtedy miał dzieci i liczył na to, iż z czasem, kiedy założą one własne rodziny zamieszkają razem z nim w tym domu. Niestety okazało się, że przeliczył się bardzo mocno i kiedy te dzieci założyły już swoje rodziny żadne z nich nie zechciało zamieszkać z rodzicami.

Każde z nich chciało mieć swoje własne lokum a „zapobiegliwi” rodzice zostali sami. Okazało się, że duży dom to niestety ogromne wydatki na utrzymanie, ogrzewanie i inne tego typu sprawy, ale nawet, kiedy człowiek ten zamierzał sprzedać swoją posiadłość to okazało się, iż na rynku nie ma zbyt wielu chętnych na tak ogromny dom i po pewnym czasie zrezygnował ze sprzedaży.

Wynika z tego jednoznacznie, że cele, jakie sobie wyznaczamy powinny być dokładnie przemyślane i dopasowane do każdego tak dokładnie jak przysłowiowe rękawiczki. Tylko wtedy, kiedy tak się stanie, że cele, jakie zamierzasz osiągnąć będą Twoimi celami i znajdziesz dobre, „dlaczego” chcesz osiągnąć ten cel to wówczas będziesz w stanie przezwyciężyć wszelkie lęki, jakie pojawią się w międzyczasie, kiedy będziesz dążyć do swoich celów.

Musisz również pamiętać o tym, aby cele, do których zamierzasz dotrzeć inspirowały Cię do dalszego działanie a nie hamowały. Pamiętaj, że kiedy chcesz wejść na jakąś górę to każdy krok przybliża Cię do szczytu i nawet, jeżeli okaże się, iż w pewnym momencie ścieżka będzie przez pewien czas szła w dół to i tak ostatecznie dojdziesz nią do celu.

Każdy pojedynczy krok, jaki postawisz w trakcie wędrówki mimo tego, że wprawdzie jest niewielkim krokiem całej drogi to jednak dzięki takim wydawać by się mogło niewielkim krokom docierasz do miejsca, które było Twoim celem przez ostatnie godziny.

To tam na górze zobaczysz to, czego nigdy byś nie doświadczył będąc na dole w miejscu, w którym znajduje się wiele innych osób, z których tylko nieliczni tak jak ty będą chcieli ruszyć się z miejsca, aby zobaczyć (osiągnąć) coś więcej od tego, co do tej pory widzieli.

Jednak to, dlatego iż podjąłeś jakieś działanie, które wiązało się z pewnym wysiłkiem a może nawet z jakimiś niedogodnościami i mimo tego nie przestraszyłeś się i nie zrezygnowałeś teraz jesteś zdobywcą i to nie jest ważne jak wielki szczyt zdobyłeś. Ważne jest to, że go zdobyłeś a z całą pewnością, jeśli osiągnąłeś już ten szczyt to najlepiej, jeśli wyznaczysz sobie kolejny i określisz, kiedy zamierzasz go zdobyć.

Kiedy chodziłem jeszcze do szkoły to któregoś dnia pojechaliśmy na jedną z takich właśnie klasowych wycieczek. Tym razem była to wyprawa, na której zwieńczeniem miało być zdobycie Babiej Góry. Początkowo wszystko było w jak najlepszym porządku i nic nie zapowiadało, że wyprawa będzie miała taki przebieg, jaki miała.

Piękna słoneczna pogoda, błękitne niebo, jakie początkowo nam towarzyszyły tuż przed dojściem na szczytem zaczęły szybko się zmieniać. Zaczął padać deszcz, który w pewnej chwili zamienił się w niewielki grad. Zrobiło się zimno i nic nie zapowiadało, że w ciągu kilku najbliższych godzin może powrócić słońce. Jednak jak się okazało tak szybko jak pogoda się popsuła tak szybko nastąpiła jej poprawa.

Wprawdzie na górze było zimno, ale już bezdeszczowo a w miarę upływu czasu zachmurzone niebo coraz bardziej odsłaniało swój błękit i po kilkudziesięciu minutach słońce grzało na całego. Kiedy teraz z perspektywy czasu przypominam sobie tę sytuację to pamiętam jedynie, że był tam nieprzyjemny deszcz i grad, ale okazało się, że był to tylko drobny szczegół, który urozmaicił naszą wycieczkę i szybko wyszło słońce, aby osuszyć przemoczone ubrania i mogliśmy cieszyć się pięknymi widokami Beskidu Żywieckiego.

To właśnie wtedy po raz pierwszy większość z nas przekroczyła granice i znalazła się w innym kraju niż Polska (ponieważ były to lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku to wówczas niewiele osób miało możliwość tak jak dzisiaj na wyjazdy zagraniczne). Czy te niedogodności wystraszyły mnie na tyle, że odpuściłem sobie wycieczki w góry? Ależ oczywiście, iż tak się nie stało.

Wprawdzie nie należę do ludzi, którzy każdą wolną chwilę mogą spędzić na szlaku jednak raz na jakiś czas taka wycieczka jest całkiem ciekawa. Jest jeszcze jedno: ten deszcz i grad na Babiej Górze to nic ze zwichniętą nogą podczas jednego z wypadów w góry, kiedy to „zdobywałem” szczyt Nosala a i to nie wystraszyło mnie na tyle, aby skończyć z górskimi wycieczkami. Strach i lęk to niesamowity duet. Najczęściej można spotkać tych „kompanów”, kiedy zamierza się zrobić coś, czego do tej pory się nie robiło.

Niestety dla większości ci dwaj „kumple” są w stanie przejąć całkowitą kontrolę nad tymi osobami, które (delikatnie rzecz ujmując) nie wierzą w możliwość osiągnięta tego, o czym marzą i do czego dążą. Wielokrotnie lęk i strach „uruchamiają” w nas przeczucia tego, co może się wydarzyć (niestety są to zdarzenia negatywne kończące się sromotną porażką), lecz w rzeczywistości osoby, które podjęły się jakiegoś działania i coś nie poszło po ich myślach wiedzą, że tylko w nielicznych przypadkach było tak jak wtedy, kiedy lęk i strach podsuwały swoje wizje. Dzieje się tak, dlatego, że te wizje, jakie dostarczają nam lęk i strach zawsze malują się w czarnych barwach.

Musimy jednak pamiętać, że przecież świat (oprócz koloru czarnego) ma również odcienie szarości (nie wspominając o całej barwie kolorów, jakie możemy spotkać) a co za tym idzie nawet, jeśli coś wyjdzie nie tak jak się tego spodziewamy to na pewno nie będzie tak źle jak w tych wizjach. Jednak najważniejsze jest to, iż nawet wówczas, kiedy coś nie idzie po naszej myśli można z tego wyciągnąć jakąś lekcję na przyszłość i następnym razem zrobić to inaczej gdyż na każdy szczyt prowadzi kilka dróg i jeśli jedna zaprowadzi nas donikąd to nie oznacza, że tak samo będzie z inną.

Warto pamiętać o wcześniejszych doświadczeniach, ale raczej na zasadzie wyciągania z nich wniosków i doświadczeń aniżeli rezygnacji z własnych celów. Każde działanie, jakie podejmujemy może zakończyć się na dwa sposoby. Po pierwsze zakończy się pomyślnie i osiągnięte zostanie wszystko, do czego się dążyło. Po drugie wynik będzie niekorzystny, czyli działanie zakończy się niepowodzeniem. Trzeba jeszcze pamiętać, że wynik, jaki zostanie osiągnięty zależy również od nastawienia, z jakim coś robimy.

Jeżeli w umyśle przez cały czas dominuje myśl o zwycięstwie to jest ona takim dodatkowym napędem, który dodaje nam energii do działania, ale jeżeli dominujące myśli mają charakter negatywny to raczej odbierają one chęci do pracy a co za tym idzie nie dajemy z siebie wszystkiego, aby dotrzeć do celu. Nie warto dopuścić do sytuacji, w której o naszym życiu i tym jak ono ma wyglądać będą decydowały strach i lęk przed niepowodzeniem. Teoretycznie przystępując do każdego działania szanse na powodzenie lub porażkę są 50/50.

Trzeba jednak pamiętać, że strach i lęk przed niepowodzeniem przesuną szansę w kierunku opcji porażki. Jednak z drugiej strony Ty też masz odpowiedni „oręż”, który może się im przeciwstawić. Pamiętaj, że jest wiara (nawet, jeżeli na początku tylko w siebie to na początek może to wystarczyć – przecież trzeba wierzyć w siebie), motywacja, determinacja i inne elementy, które będą w stanie ponownie skierować Cię na raz obrany kurs nawet wtedy, kiedy zdarzy Ci się zboczyć nieznacznie z wyznaczonej drogi.

Tylko od Ciebie zależy to, z jakiego wsparcia skorzystasz krocząc do swojego celu i dzięki temu jak bardzo przechylisz szalę w kierunku zwycięstwa i sukcesu. Żadna porażka nie jest na tyle poważna, aby nie podjąć kolejnej próby. Pamiętaj, więc, że nie należy bać się podjęcia jakiegoś działania, które ostatecznie może Cię doprowadzić do celu – Twojego celu.

Jeżeli wystarczająco mocno wiesz, dlaczego chcesz osiągnąć ten cel to prędzej czy później znajdziesz odpowiedź jak możesz tego dokonać nawet, jeżeli na początku nie znasz żadnej drogi, która może cię tam doprowadzić. Kiedy drogę do Twojego celu zacznie Ci przesłaniać strach oraz lęk to wiedz, że masz w sobie wystarczającą siłę do ich pokonania. Nie daj się podejść tym dwóm „oszustom” i wiedz, że oni nie robią tego dla Twojego dobra, lecz tylko i wyłącznie, dlatego aby Twoje życie nadal wyglądało tak samo bezbarwnie.

Jeśli jednak postanowisz, aby stawić im czoła to z całą pewnością nabierze takich barw, o jakich dotychczas nawet nie myślałeś. Pamiętaj jednak, że wśród wszystkich kolorów jest również czarny i oczywiście są odcienie szarości. Jednak po głębszej analizie można zauważyć, że innych kolorów jest zdecydowanie więcej a co za tym idzie warto coś robić mimo tego, iż raz na jakiś czas przyjdzie przełknąć gorzką pigułkę niepowodzenia.

Dopiero wówczas, kiedy zrezygnujesz z dalszego działania to wtedy porażka stanie się porażką a niepowodzenie niepowodzeniem. Odważ się i pokonaj dotychczasowy strach i lęk a już wkrótce zobaczysz zmiany, jakie dzięki temu pojawią się w Twoim życiu a z całą pewnością będzie ich sporo.

Wiedz, że od tego, co zrobisz, kiedy pojawi się strach i lęk zależy to jak będzie wyglądało Twoje dalsze życie. Pamiętaj, że najczęściej to, czego się boimy i lękamy nigdy się nie wydarza.

Skoro najczęściej jest tak, że to nasz umysł tworzy te wszystkie sytuacje, które karzą nam się bać to czy nie byłoby najlepszym wyjściem doprowadzenie do takiego stanu, w którym nie będą one w stanie mieć żadnego wpływy na nasze poczynanie lub jego brak a to czy coś zostanie zrobione będzie jedynie rezultatem podjętego działania. Każdy człowiek posiada odpowiednią „moc”, dzięki której jest w stanie pokonać i przezwyciężyć wszystko, co stanie na jego drodze pod warunkiem, że będzie głęboko wierzył w to, iż może tego dokonać i nie pozwoli, aby jakieś tam wyimaginowane lęki i strachy zawładnęły nim i jego życiem.

 


Fragment książki Janusza Kozła „Wspomagacze sukcesu”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Wykręty i wymówki – oto dlaczego nie osiągasz sukcesu

11 maja 2015

Mądrze jest skierować swój gniew na problem – nie na ludzi, skupić swoją energię na rozwiązaniach – nie wymówkach.
William Arthur Ward

Wielu ludzi rozpoczęło jakieś działanie, lecz w pewnym momencie coś zaczynało się układać nie po ich myślach.

Najczęściej w takich sytuacjach wyszukują sobie najróżniejsze wymówki, dlaczego to właśnie im nie udało się doprowadzić do końca tego, co rozpoczęli. Często te wykręty brzmią całkiem realnie. Jednak po dłuższym zastanowieniu można dojść do wniosku, że tak naprawdę doprowadzenie do pomyślnego końca zadania, jakiego się podjęli wykonać, nie było czymś ekstremalnym i niemożliwym do zrealizowania.

Ludzie tacy już od dawna w swym umyśle stworzyli coś w rodzaju „furtek” z przeróżnymi napisami: „jestem za stary”, „nie ukończyłem dobrej szkoły”, „mam za małe doświadczenie”, „w życiu i tak nic mi nigdy nie wyszło”, „było za zimno lub za gorąco”, „z pewnością mi się nie uda”, „to jest niemożliwe do wykonania”, „jest to nazbyt trudne, by można było to ukończyć” oraz wiele, wiele innych. Takie furtki pozwalają im na poczekaniu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyczarować wymówkę, dzięki której czują się lepiej i uważają, że na tym koniec.

Co się jednak dzieje, kiedy tacy ludzie nazbyt często zaczynają korzystać z tych „furtek”? Następstwem takiej sytuacji może być to, że wielu z nich zaczyna uważać się wtedy za mniej zdolnych. Taki „brak” zdolności jest jednym z głównych powodów, dla którego nie podejmują żadnego działania mającego na celu wprowadzenie jakichś zmian w swoim życiu.

Ich życie zaczyna się toczyć starymi, dobrze znanymi torami, kiedy inni już dawno zmienili swój „środek transportu”, dzięki któremu mogą poruszać się szybciej i wygodniej.

Bardzo dobrze pamiętam, jak w czasach szkolnych zbliżał się ważny sprawdzian. Zdarzyło się, że parę razy poszedłem do lekarza z „ciężką chorobą” (kilkakrotnie nawet udało mi się otrzymać zwolnienie nawet na tydzień).

Oczywiście jakimś dziwnym trafem w tym dniu to i nawet temperatura była trochę wyższa, niż powinna i wszystko się zgadzało; zwolnienie w kieszeni i klasówka „przepadła”. Jak mówi stare powiedzenie: paluszek i główka to szkolna wymówka. Najgorzej jest jednak w chwili, kiedy zaczynamy korzystać z tego przysłowia w każdej życiowej sytuacji (oczywiście, ponieważ nie jesteśmy już uczniami, zostaje ono dopasowane do realiów naszego życia).

Wymówki więc można w pewnym sensie porównać do choroby (np. przeziębienia). Kiedy tylko zaczyna coś układać się nie po naszej myśli, od razu szukamy jakiegoś antidotum, które uleczy naszą chorobę (wyrzuty sumienia). Przecież lepiej jest powiedzieć: „to było niemożliwe”, niż uświadomić sobie jeden prosty fakt – że wysiłek i działanie, jakie zostały włożone w osiągnięcie pożądanego celu, były niewspółmierne do oczekiwanych rezultatów.

Kolejnym ważnym czynnikiem, dla którego sięgamy po wykręty, jest strach przed krytyką. Krytyka, zwłaszcza ta, która pochodzi z ust bliskiej osoby, potrafi bardzo mocno zranić. Dlatego właśnie bardzo często spotykamy się z sytuacją, w której ludzie mający świetny pomysł nie robią nic, by go urzeczywistnić – właśnie w obawie przed niepochlebną oceną najbliższych. Obawa przed krytyką jest jednym z największych „hamulców” powstrzymujących ludzi przed wprowadzaniem zmian na lepsze.

Aby uniknąć krytyki – nic nie rób, nic nie mów, bądź nikim.
Elbert Hubbart

Dobrym przykładem osoby potrafiącej radzić sobie z krytyką jest Michael Schumacher. Niemiecki kierowca w trakcie swojej kariery bardzo często był krytykowany za śmiałą, pełną brawury jazdę. Jazdę, która w wielu przypadkach nie podobała się jego konkurentom na torze oraz innym ludziom.

Taka jazda doprowadziła nawet do zdyskwalifikowania tego zawodnika w jednym z sezonów (w 1997 roku podczas ostatniego wyścigu doszło do kolizji z Jacques’em Villeneuvem. W konsekwencji tego zdarzenia odebrano mu wszystkie punkty, przez co utracił tytuł wicemistrza świata Formuły1. Jednak w ostateczności jego determinacja doprowadziła do zdobycia w latach 2000-2004 pięciu tytułów mistrzowskich. W sumie zdobył ich siedem.

Każdy głupi potrafi krytykować, potępiać i narzekać, ale potrzeba charakteru i samokontroli, by być rozumiejącym i przebaczającym.
Dale Carnegie

Każdy może krytykować. Ci, którzy często krytykują, robią to w stosunku do rzeczy lub sytuacji, których nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć. Taka zmiana burzyłaby ich światopogląd. Ludzie, dla których krytyka jest jedyną znaną metodą obrony przed nieznanym, są w stanie przyczepić się do wszystkiego, co wybiega poza wcześniej ustalony w swym umyśle porządek.

Może to być również związane z chęcią „ochrony” krytykowanej osoby (najczęściej chodzi o członka rodziny) przed ewentualną porażką. Nie rozumieją jednak, iż taka krytyka w wielu przypadkach zabija w osobie krytykowanej pewność siebie oraz chęć zmiany życia na lepsze (nawet jeśli po drodze mogą przydarzyć im się drobne kłopoty).

Musisz teraz podjąć decyzję, że zapomnisz o usprawiedliwianiu się i wymówkach, które dla wielu okazały się wystarczające, by nie podejmować żadnego działania, które miało na celu zrealizowanie i urzeczywistnienie marzeń. Twoje cele i marzenia z pewnością są na tyle ważne, abyś niezwłocznie przystąpił do ich realizacji.

Najlepszym sposobem, aby zaprzestać usprawiedliwiania się w każdej sytuacji, kiedy coś zaczyna układać się inaczej, niż byśmy chcieli, jest znalezienie przyczyn takiego stanu rzeczy i jak najszybsze ich wyeliminowanie. Dopiero kiedy będziemy w stanie spojrzeć obiektywnie na powstałą sytuację, możliwe będzie takie zadziałanie, aby po wyeliminowaniu problemu podobna sytuacja już nigdy nie miała miejsca.

 


Fragment książki Janusza Kozła „Hamulce sukcesu”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, Blog ZM, finanse i inwestowanie

Jak zdobyć mercedesa bez zaciągania kredytu?

7 maja 2015

Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się spotkać z doradcą finansowym? Ja miałem takich spotkań bardzo dużo. Sam szkoliłem doradców, więc jest to dla mnie środowisko dobrze znane.

Być może nie zdziwi Cię fakt, że z grupy około 150 000 osób w Polsce, które przedstawiają się jako „doradca finansowy”, tak naprawdę nie więcej niż 10% mówi prawdę. Fakt, że ktoś posiada na swojej wizytówce tytuł „doradca finansowy”, świadczy jedynie o tym, że dysponuje kwotą 15 zł na wydruk wizytówek.

Każdy może takie mieć. Znaczna większość doradców to osoby zatrudniane na umowę współpracy (samozatrudnienie w ramach własnej działalności gospodarczej). Ich wynagrodzenie wynika najczęściej tylko i wyłącznie z prowizji za sprzedane usługi finansowe.

Ta forma zatrudnienia jest całkiem rozsądna, natomiast problem polega na tym, że bardzo wielu agentów i doradców rekrutowanych jest metodą „na lusterko”: osoba oceniająca kandydata przykłada lusterko w pobliże ust młodego adepta. Jeżeli pojawia się na nim para i aplikant oddycha, to znaczy, że się nadaje…

Ta anegdota tworzy pewną przykrą rzeczywistość rynku, na którym pracuje grupa ludzi wykonująca kawał dobrej, ciężkiej roboty, i cała rzesza osób, które „przez przypadek” rozpoczęły swoją karierę w finansach. Nie chcę przez to powiedzieć, że do zawodu agenta ubezpieczeniowego lub doradcy finansowego nie powinny być dopuszczane nowe osoby. To byłoby sprzeczne z zasadami zdrowej konkurencji.

Chcę Cię jedynie, drogi Czytelniku, uczulić na sprawdzenie tego, czy przed Tobą stoi osoba, na której poradzie możesz polegać, czy też masz przed sobą bardziej lub mniej doświadczonego sprzedawcę, który po przejściu progu Twojego domu już wie, co Ci sprzeda.

Później powiem Ci, jakie pytania należy zadać swojemu doradcy, aby zweryfikować jego kompetencje. Powiem Ci też to, czego nie powie Ci żaden doradca finansowy. Być może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale z powodzeniem sam możesz zostać swoim najlepszym doradcą.

Kiedy przystąpisz do prostej analizy własnych finansów, bądź jak lekarz, który widzi Cię pierwszy raz na oczy. Kieruj się kolejnością: sprawdzenie objawów, rozpoznanie, diagnoza i zalecenia.

Byliśmy kiedyś z żoną na seminarium dotyczącym finansów, prowadzonym przez znanego eksperta z tej dziedziny, dr. Andrzeja Fesnaka. Poznałem tam rewelacyjne hasło. Zdaniem autorów seminarium większość ludzi zarządza swoimi pieniędzmi zgodnie z zasadą NMPGSMP:

N — nie

M — mam

P — pojęcia

G — gdzie

S — są

M — moje

P — pieniądze

Mogę Wam powiedzieć o jeszcze jednej strategii stosowanej przez około 90% Polaków. Jest to strategia CJ25KBAD10D:

C — cholera

J — już

25 — dwudziesty piąty

K — kasy

B — brak

A — a

D — do

10 — dziesiątego

D — daleko

Gdy wybuchł kryzys finansowy, z którym mieliśmy okazję się zetknąć, pojawiło się też łatwo wpadające w ucho określenie „pokolenie NINJA”. Można je tłumaczyć jako:

N — no

I — income

N — no

J — job

A — asset’s

Czyli pokolenie bez przychodu, bez pracy i bez aktywów.

Te gry słowne mają na celu zrozumienie czegoś istotnego w naszych rozważaniach. Większość trzeźwo myślących, wykształconych ludzi woli nie wiedzieć, ile tak naprawdę wydaje pieniędzy.

Gdyby na świecie nie istniały kredyty i pożyczki, to nigdy nie wydałbyś więcej, niż zarobiłeś. Obecny system finansowy umożliwia wydawanie o wiele większych pieniędzy niż te, którymi faktycznie dysponujesz. To powoduje, że musisz być bardzo czujny, ponieważ w jednej chwili możesz zostać bankrutem. Znam bardzo wielu ludzi (siebie również wliczam w tę grupę), których marzenia są większe niż ich możliwości finansowe, a to często prowadzi do nierozsądnego korzystania z kredytów i wpadnięcia w pętlę kredytową.


 

Podam Wam pewien przykład:

Cztery lata temu postanowiłem zaciągnąć pierwszy kredyt. Był to limit w rachunku prywatnym na 10 000 zł. Tłumaczyłem to sobie tak: zaczynam inwestować na giełdzie papierów wartościowych, na rynku pojawia się wiele atrakcyjnych ofert publicznych (PGNIG SA, RUCH SA i inne), więc ta rezerwa finansowa pozwoli mi zwiększyć liczbę zakupionych akcji i dzięki temu zarobię na kredycie. Logika była dobra. Dźwignią finansową posługuję się do dziś i to rozwiązanie się sprawdza.

Korzystając z tych pieniędzy, faktycznie dwa razy zakupiłem akcje i zarobiłem na nich. Miałem już 12 000 zł do dyspozycji. Po cichu policzyłem, że jak tak dalej pójdzie, to za 3 lata będę już żył tylko i wyłącznie z giełdy. Nie wziąłem jedynie pod uwagę jednego czynnika — siebie.

Po dwóch udanych giełdowych inwestycjach pojawiła się potrzeba. Brałem wtedy ślub i wprowadzaliśmy się z żoną do wspólnego mieszkania. Miałem pieniądze na wykonanie kuchni wraz ze sprzętem AGD. Została kwestia podróży poślubnej. Marzyła się nam Dominikana.

Jak sądzicie, skąd wziąłem na to pieniądze? Ano stąd, że miałem dostępny limit w rachunku. Wyczyściłem go do zera z myślą: „Zarabiam, stać mnie, uzupełnię ten limit w przyszłym miesiącu”. Jak sądzisz, co się stało? W następnym miesiącu nie miałem „wolnych” 10 000 zł, żeby zamknąć limit. Miałem co najwyżej 1000 zł…

Podróż poślubna była rewelacyjna, bawiliśmy się znakomicie, ale uważam, że niepotrzebnie brałem aparat fotograficzny, bo ten wyjazd i bez zdjęć pamiętałem przez cały kolejny rok. Najczęściej przypominał mi się, kiedy płaciłem odsetki z debetu…

Żyjemy w świecie, w którym tak naprawdę bardzo szybko można zrealizować swoje marzenia. Kiedy słucham opowieści rodziców, jak przez 5 lat płacili ratę, żeby mieć możliwość ubiegania się o „malucha”, to nie dowierzam własnym uszom. Dzisiaj możesz mieć, co chcesz. Nawet jak nie masz pieniędzy.

Jeżdżę kilkuletnim samochodem typu kombi, który jest całkiem dobry i bezpieczny, natomiast tak jak każdy normalny facet marzę o nowiuśkim sportowym audi czy mercedesie. Gdybym w tej chwili pojechał do salonu, to pewnie mógłbym go kupić.

Dostałbym kredyt albo wziąłbym go w leasing i jeśli nie wybrzydzałbym co do koloru i modelu, to pewnie mógłbym w ciągu tygodnia zacząć jeździć tym wymarzonym autem. Perspektywa — przyznam — jest dość kusząca. Trzeba tylko pamiętać, co ze sobą niesie.

Gdybym tak zrobił, płaciłbym przez kolejne 4 lata po 3000 zł na miesiąc. Czy powinienem pomyśleć teraz: „Nie stać mnie na to?”. Absolutnie nie. Myślę raczej: „Jak mogę to kupić? Co należałoby zrobić?”. To, co jednak przychodzi mi do głowy w pierwszej chwili, to kupić dom do remontu w ładnej lokalizacji (kupić oczywiście z kredytu hipotecznego), dobrać do kredytu kwotę potrzebną na remont i dobre zagospodarowanie terenu.

Wyremontowałbym taki dom na błysk i sprzedał. Na takiej transakcji można zarobić 60 000, może 70 000 zł. Przeprowadź dwie takie transakcje (w ciągu roku na pewno zdążysz) i masz swojego mercedesa bez kredytu.


Fragment książki Bartosza Nosiadka „Zarabianie prawdziwych pieniędzy”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, Blog ZM, rozwój osobisty i osiąganie celów

Miej marzenia

4 maja 2015

Pamiętam, że jako młody mieszkaniec dzielnicy Overtown często widywałem okolicznych alkoholików, którzy kręcili się przy jednym z tutejszych sklepów monopolowych. Przechodząc obok, zawsze czułem niepokój. Mieli pustkę w oczach, pokładali się na chodniku, cuchnęli moczem pomieszanym z alkoholem. Byli dla mnie ludzkimi wrakami.

Niektórzy z uczniów urywali się z lekcji i przychodzili tam, prosząc o parę łyków z butelek owiniętych w papierowe torby na zakupy. Wewnętrzny głos kazał mi trzymać się z daleka od tych ludzi, od ich martwoty i kiepskich trunków, pozbawiających ich resztek życia.

— Nigdy nie będziesz taki jak oni — mówił mój wewnętrzny głos.

Ów głos był niezwykle silny. Musiał taki być.

Gdzieś w głębi ducha miałem pewność tego, że moje życie będzie zupełnie inne. Czułem to, chociaż dziesiątki osób z mojego środowiska próbowały zmienić swoje życie. Nie podołali. Wielu zdało maturę i zaczęło studiować. Byli na dobrej drodze do lepszego życia, lecz — pozbawieni psychicznego przygotowania do osiągnięcia sukcesu — powracali do dawnego stylu życia. Dziedzictwo dzielnicy Overtown siedziało w nich pomimo zmiany otoczenia.

W Overtown mieszkało się w wynajętych mieszkaniach, które przypominały psie budy ustawione jedna obok drugiej. Pozostałe wyglądały jak domki letniskowe, z trzema do pięciu pokojami w amfiladzie. Gdyby ktoś strzelił do środka, kula zatrzymałaby się na tylnej ścianie, bez przeszkód przemierzając całe wnętrze.

I chociaż dzisiejsze Overtown jest najbiedniejszą dzielnicą Miami, za moich czasów nie było aż tak źle. Istniały miejsca, których należało unikać, jeśli nie chciało się zostać okradzionym lub napadniętym.

Najgorszym miejscem była tzw. rzeźnia. Rzeźnia — jak sama nazwa wskazuje — była miejscem, w którym dochodziło do częstych zbrodni. Adekwatnym opisem tej części Overtown był napis widniejący na ścianie izby przyjęć okolicznego szpitala: „Rany cięte i postrzałowe: poniedziałki i wtorki. W weekendy mamy innych pacjentów”.

Wielu sąsiadów powyprowadzało się w lepsze okolice, mieszkali w lepszych warunkach. Wiedziałem, że fizyczna ucieczka od tego miejsca jest możliwa.


Pewnego dnia Mama przedstawiła mnie pewnemu nauczycielowi.

Mawiano, że jestem do niego fizycznie podobny. Mieliśmy niemal identyczne uśmiechy, co niezmiernie mnie cieszyło. Któregoś dnia wybrałem się do niego w towarzystwie Mamy. Kiedy wszedłem do środka, odniosłem wrażenie, jakbym znajdował się we wnętrzu pałacu. Podłogi wyłożone były miękką wykładziną z długim włosem, co było absolutnym rajem dla małych stópek znających jedynie twardość posadzki z linoleum.

Pamiętam, jak Mama powiedziała mi, że znajomość ta sięga czasów szkolnych. Poznali się, kiedy obydwoje mieli tyle lat, co ja. Znajomy Mamy skończył szkołę, poszedł na studia i prowadził bardzo udane życie.

Zależało jej na tym, abym go poznał. Jej cichym marzeniem było, abym poszedł kiedyś w jego ślady. Tak też się stało. Pamiętam, że gdy patrzyłem na ten piękny, przestronny dom, przez głowę przebiegła mi myśl: „I ja mógłbym tak mieszkać”.

Ustal, co jest twoim prawdziwym marzeniem, i wiedz, że jego spełnienie jest możliwe

Mama była mądrą kobietą. Nie było jej stać na wyprowadzkę z Overtown. Nie było jej stać na wynajęcie domu o standardzie podobnym do tego, w jakim mieszkał jej znajomy. Robiła jednak, co mogła, abyśmy mieli świadomość istnienia ogromnych możliwości w życiu. Mama zaszczepiła w nas celowość i ambicję.

Nasiona wykiełkowały. Kiedy zrozumiałem, że poza dusznym, skisłym Overtown istnieć może o niebo lepsze życie, w moim sercu pojawiła się nadzieja.


Pewnego wieczoru wprosiłem się do jednego z bogatszych domów w dzielnicy. Było tuż po szkolnym przedstawieniu. Kilku zamożnych uczniów pochodzących z eleganckiej dzielnicy Miami Beach zaproponowało, że odwiozą mnie do domu. Nie chciałem, żeby zobaczyli, w jak podłych warunkach żyję, więc poprosiłem ich o wysadzenie mnie naprzeciw okazałej rezydencji jednego z lekarzy.

Rezydencja ta od zawsze wzbudzała mój zachwyt. Mój prawdziwy dom znajdował się w zupełnie innym kierunku.

Koledzy byli pod ogromnym wrażeniem. Nalegali, żebym wpuścił ich do środka. Zapytali, czy mogą popływać w basenie. Nie zgodziłem się. Nie chcieli odjechać. Kręcili się wokół i hałasowali. Zapragnąłem zmyć się stamtąd, zanim pojawi się policja. Miałem nadzieję, że odjadą sobie, a ja spokojnie udam się na przystanek autobusowy.

Dom, o którym mowa, był skromny jak na tamtejszą okolicę. Byłem wówczas bardzo biedny. Wystarczyło, że mijałem jakikolwiek bank, a w jakiś tajemniczy sposób uruchamiał się alarm przeciwwłamaniowy. Chcąc pozbyć się kolegów, zacząłem z wolna iść w kierunku frontowych drzwi.

— W porządku, chłopaki. Trzymajcie się. Do jutra.

Ku mojej konsternacji koledzy okazali się bardzo dobrze ułożonymi młodymi ludźmi.

— W takim razie poczekamy tu, aż wejdziesz bezpiecznie do środka i zapalisz światło.

— Nie, nie. To nie jest dobry pomysł — protestowałem. — Domy w tej okolicy są bacznie strzeżone. Ktoś mógłby zawołać policję, widząc, jak obcy samochód kręci się tutaj przez jakiś czas. Lepiej już pójdę. Nic mi nie będzie. Poza tym muszę jeszcze skoczyć do ogrodu i wziąć klucz ze schowka.

W końcu odjechali. Podszedłem powoli do drzwi domu, na wypadek gdyby przyszło im do głowy pokrążyć tam jeszcze przez chwilę, a następnie pognałem jak szalony w kierunku autobusu.

Następnego dnia cała szkoła mówiła tylko o mnie.

— Wiecie, jaką wypasioną chatę ma ten Les Brown? — mówili.

— Jeszcze nie — pomyślałem. — Ale możliwe, że kiedyś tak będzie.


Fragment książki Lesa Browna „Live Your Dreams” – urzeczywistniaj swoje marzenia.

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Z przymrużeniem oka

Piłkarzyki

18 maja 2011

Mamy teraz sporo miejsca, więc warto by było wstawić jakiś sprzęt do rozrywki podczas przerw w pracy. Padły już propozycje: Playstation 3 + Move,  stół do ping-ponga, ławeczki do ćwiczeń i piłkarzyków.

Z tym ping-pongiem to przesada, aż tyle miejsca to nie mamy. 😉  Byłem za to wczoraj w Decathlonie, żeby zobaczyć, ile kosztują piłkarzyki, ale niestety takiego wymyślnego towaru to tam nie mają.

No nic, trzeba szukać dalej. 🙂

Z przymrużeniem oka

Przeprowadzka tuż-tuż

13 maja 2011

Lada dzień przeprowadzamy się do nowego, prawie dwa razy większego biura. Sporo z tym zamieszania, ale mam nadzieję, że dużo większa wygoda zrekompensuje nam wszystkie uciążliwości przeprowadzki. Wreszcie nie będziemy sobie siedzieć na głowie :).

Co nowego?

Co zyskasz czytając tego bloga?

18 kwietnia 2011

Witaj!

Jeśli jesteś zainteresowany tym, kim jesteśmy, jak działamy, co się dzieje „za kulisami” w Złotych Myślach, to ten blog jest właśnie dla Ciebie.

Ma on za zadanie przybliżyć Ci sposób, w jaki działamy, pokazać nasze małe sukcesy (które później składają się na ogólne zadowolenie z codziennej pracy), a czasem też porażki.

Przede wszystkim jednak chcemy pokazać, że jesteśmy ludźmi z krwi i kości, takimi samymi jak Ty. Staramy się być jak najbardziej pozytywnie nastawieni do życia i czerpać z niego to, co najlepsze, pomagając przy okazji innym.

Mamy nadzieję, że wpisy, które się będą tutaj pojawiać, dadzą Ci inspirację do działania w Twojej firmie / uczelni / szkole i pokażą, że nie wszędzie musi być nudno i „korporacyjnie”.

 

Miłego czytania,

Marcin Kądziołka, współzałożyciel Złotych Myśli