Archives:

rozwój osobisty i osiąganie celów

O dzieciach, ale jednak nie o dzieciach

29 kwietnia 2016

„Coś o dzieciach napisz” – tak powiedziała moja przyszła żona. „Tak dla kobiet, bo kobiety lubią czytać o dzieciach”. No ba, wiadomo, że kobiety. Ale co można napisać o dzieciach, gdy już chyba wszystko o nich zostało napisane?

No dobra, w 1899 roku Charles H. Duell też chciał zamknąć biuro patentowe w USA, bo „wszystko, co było do wynalezienia, zostało już wynalezione”.

Więc poniżej znajdziesz coś takiego, czego jeszcze nigdy nie czytałaś. Całkowita nowość i powiew świeżości jeśli chodzi o artykuły o dzieciach 🙂

Serio.

A mianowicie – jak nasze umiejętności wpływają na rozwój dziecka?

Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, ile musisz potrafić, żeby wychować mądre i szczęśliwe dziecko? Toż to przecież życia nie starczy, żeby się nauczyć wystarczająco dużo, by poradzić sobie z rosnącym mądralą.

Ja w rozmowie z dzieckiem wykorzystuję WSZYSTKO, czego do tej pory się nauczyłem z książek i ze szkoleń z rozwoju osobistego. Wszystko – cały arsenał.

Komunikacja? Bez wątpienia. To podstawa podstaw.

Negocjacje? Proszę bardzo – na każdym kroku.

Odporność na manipulację, tę oczywistą i tę subtelną – nieoceniona umiejętność (cały czas przegrywam, ale coraz rzadziej).

Umiejętność kotwiczenia stanów i przywoływania ich w odpowiednim momencie – niezastąpione w sytuacjach krytycznych.

Planowanie, dynamiczne zmiany planów, reguły, zasady, przeramowania, zmienianie punktu skupienia, asocjacja, dysocjacja, tłumaczenie osiemnaście razy tego samego innymi słowami i metoda zdartej płyty… Długo by wymieniać.

A na koniec jeszcze kontrola nad sobą, żeby nie wybuchnąć w trudnych chwilach.

Czasem czuję się, jak na poligonie lub jak saper na środku ogromnego pola minowego. Ale saper dobrze wyszkolony. Wyposażony w najlepsze narzędzia i aparaturę, która pozwala mu przetrwać.

Przetrwać – to dobre słowo. Bo przecież nie „wyjść zwycięsko z każdej potyczki”.

Wszystko po to, by pomóc młodemu człowiekowi wyjść na ludzi i by on potem mógł tego samego nauczyć swoje dzieci. Wprowadzać zasady i nie odpuszczać. Być coraz lepszym w zawodzie pod tytułem „rodzicielstwo”.

Gratuluję, jeśli tak jak ja jesteś rodzicem. To nie jest łatwy kawałek chleba…

relacje i związki, rozwój osobisty i osiąganie celów

Zdążyć z wdzięcznością

13 kwietnia 2016

BAM!

Głuchy, nieprzyjemny dźwięk dobiegł do jej uszu. Odgłos, który prawdopodobnie będzie ją prześladował do końca życia.

Wbiegł prosto pod koła. Kierowca nie miał szans.

Cały świat zamarł. A przynajmniej tak jej się wydawało. Ptak szybujący na tle pięknie świecącego słońca zdecydował się nagle zatrzymać. Kot przechadzający się chodnikiem lekko przechylił głowę i przyglądał się z ciekawością rozgrywającej się scenie.

Cudowny poranek – pachnący powoli budzącym się światem i zapowiadający radosny, wiosenny dzień pełen nadziei na przyszłość. Nie dla niej.

Zaczęła powoli odwracać głowę. Chciała jak najszybciej zobaczyć, co się stało, chociaż wiedziała. Przeczuwała najgorsze. Jednocześnie chciała i tak bardzo nie chciała zobaczyć, co się wydarzyło. Jakaś cząstka jej doskonale wiedziała, że to koniec.

Tak się mówi – „to koniec”. Czasem to nawet brzmi romantycznie. Nie tym razem. Tym razem to był naprawdę koniec.

Leżał na asfalcie. Daleko od auta, które go uderzyło. Zbyt daleko, by miał szanse. Jakiekolwiek.

To nie tak, że chciała mu wygarnąć te wszystkie rzeczy. Po prostu była na niego zła. Chwilowe uniesienie się w emocjach, które jest przecież normalne. Które się zdarza. Każdy ma przecież prawo się zdenerwować i czasem powiedzieć coś, czego tak naprawdę nie myśli.

Nie spodziewała się, że zareaguje tak emocjonalnie. Do tej pory tego nie robił. Wydawało jej się, że żadne jej słowa nie robią na nim jakiegokolwiek wrażenia.

Kochała go. Była mu wdzięczna za wszystko, co dla niej robił. Nie zdążyła mu tego wszystkiego powiedzieć.

Nie zdążyła.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Nie musisz zachorować, żeby żyć

8 kwietnia 2016

Choroba. Rak. Brzmi jak wyrok śmierci. I bardzo często niestety nim jest.

Jednak nie zawsze. Mówi się, że wszystko zależy od nastawienia. Być może tak, być może nie. Pewnie dużo zależy od indywidualnego przypadku.

Ja wierzę, że nastawienie w takim przypadku jest kluczowe. Nie jest wszystkim, ale jest kluczowe.

I dla tych osób, którym się udaje zwalczyć chorobę, którzy otwierają oczy kolejnego poranka i dowiadują się, że choroba się cofa, słońce wygląda już zupełnie inaczej. Muśnięcie wiatru, które delikatnie odczuwają na twarzy, zapach świeżo zmielonej kawy, dotknięcie ręki ukochanej osoby, wszystko nagle nabiera nowego znaczenia.

Te osoby dostają nową szansę. Nowe życie. Mają możliwość jeszcze coś zrobić, coś osiągnąć lub może zacząć cieszyć się życiem i doceniać każdą chwilę.

I wtedy powstaje pytanie – dlaczego czasem musi wydarzyć się coś tak niszczącego w naszym życiu, coś co musi nami wstrząsnąć, żebyśmy zaczęli żyć?

Czy dopiero mocne, negatywne wydarzenia potrafią wskazać nam właściwy punkt skupienia?

Czy naprawdę musimy czekać na chorobę, musimy doświadczyć ogromnego bólu, musimy jednym palcem dotknąć śmierci, by docenić życie?

Czy jako osoby inteligentne, potrafiące obserwować i wyciągać wnioski nie możemy przejść do życia pełnią życia BEZ wyniszczającej nasz organizm choroby?

Życie jest ulotne. Przez lata budowane szczęście może pęknąć jak bańka mydlana.

Wybierz mądrze. Wybierz szczęście. Żyj życiem przez duże Ż. Nie czekaj na chorobę.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Kto z nas ma największe problemy na świecie?

5 kwietnia 2016

Czy masz czasem tak, że wydaje Ci się, że wszystko wali Ci się na głowę?

Problemy się piętrzą, nawarstwiają i zanim zdążysz rozwiązać jeden, pojawia się pięć następnych.

Być może pytasz wtedy „dlaczego ja?!”

No właśnie, dlaczego? Dlaczego to akurat Tobie los rzuca kłody pod nogi, a inni wiodą życie spokojne, pełne pasji i uśmiechu? Zastanawiałeś się nad tym?

Pewnie nie raz. I pewnie za każdym razem dochodzisz do wniosku, że po prostu masz w życiu pecha i to Ciebie los doświadcza najciężej ze wszystkich osób jakie znasz.

A gdybym Ci powiedział, że to nieprawda? Że inni ludzie również mają problemy i wyzwania – czasem większe, czasem mniejsze, jednak zawsze jakieś. Tylko bardzo często o nich nie opowiadają i nie pokazują. Przez to, że tej codziennej walki nie widać, to żyjesz w iluzji, że tylko Ciebie świat tak ciągle krzywdzi.

W rzeczywistości każdy z nas się zmaga z jakimiś wyzwaniami.

Co dla jednego będzie problemem nie do przeskoczenia, dla innego będzie dziecięcą igraszką. Być może dla Ciebie ogromnym problemem będzie odezwanie się do nieznajomego, bo jesteś osobą samotną i jest to bariera nie do przejścia. A może wiecznie nie masz pieniędzy i ciągle się martwisz jak przeżyjesz następny miesiąc?

Ktoś inny może powiedzieć „co to za problemy!? To jakaś farsa. JA to mam prawdziwe problemy! Pół miliona długu, komornicy na głowie, drugi rozwód w ciągu pięciu lat. Co Ty wiesz o problemach?!”

Tyle tylko, że dla każdego to jego wyzwania wydają się tymi najpoważniejszymi. Ktoś może działać na większą skalę, stąd też i jego problemy będą miały inną wydźwięk. Jednak ta skala jest istotna tylko patrząc z zewnątrz. Dla danej osoby to zawsze będzie „duży problem do rozwiązania”.

Jeśli więc masz czasem poczucie winy, że tak naprawdę przejmujesz się drobiazgami, a inni zmagają się z czymś dużo poważniejszym, to przestań. Każdy ma swoje zadania do wykonania i lekcje do przerobienia. Dla każdego są one istotne i każdy działa w innej skali.

Jeśli zaś wydaje Ci się, że los się akurat na Ciebie uwziął, to porozmawiaj szczerze z tymi wszystkimi osobami, które wiodą takie beztroskie życie. Z pewnością okaże się, że beztroskie to ono jest tylko z pozoru. A codzienny uśmiech tym osobom daje NASTAWIENIE do problemów, a nie ich brak.

A nastawienie, to już możesz w sobie zmienić. Ale to temat na osobny wpis…

rozwój osobisty i osiąganie celów

Spójrz prawdzie w oczy – jesteś zbyt słaby

31 marca 2016

Popatrz na siebie. Mógłbyś być KIMŚ. Ale nie jesteś. Nie jesteś na własne życzenie.

A dlaczego? Przez ten nieszczęsny głos w Twojej głowie, który ciągle Cię ogranicza.

Spójrz prawdzie w oczy

Mógłbyś oczywiście napisać książkę, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze masz za mało wiedzy, jeszcze nie jest dobry moment, jeszcze musisz zdobyć nieco doświadczenia.

Mógłbyś mówić do ludzi, ale jeszcze chwilę. Jeszcze musisz przejść dwa kursy na ten temat i skończyć kolejny projekt, żeby zdobyć lepszą wiedzę, być bardziej cenionym ekspertem.

Mógłbyś założyć firmę, ale oczywiście jeszcze nie w tym roku. Masz jak na razie zbyt małe wyczucie rynku i nie wiesz jeszcze wszystkiego odnośnie biznesu.

Mógłbyś, mógłbyś, mógłbyś…

Wiesz, że mógłbyś, ale jakoś nie możesz. Cały czas czekasz na lepsze warunki, na idealny moment, na to, by stać się lepszym.

Za co byś się nie zabrał, to głos w Twojej głowie szybko sprowadzi Cię na ziemię. Głos, który wciąż powtarza tylko jedno zdanie:

NIE JESTEM WYSTARCZAJĄCO DOBRY

A Ty go słuchasz. Słuchasz, bo ten głos jest Ci dobrze znany. Jest taki Twój. Osobisty. Kochany.

Zabójczy.

Nic nie osiągniesz, słuchając tego głosu.

Nie podejdziesz do dziewczyny, która Ci się podoba. Nie pójdziesz na rozmowę do firmy, w której chciałbyś pracować. Nie pójdziesz na spotkanie z klientem, który mógłby odmienić Twój finansowy los.

I żadna książka, żaden poradnik i żadne szkolenie tego nie zmienią. Możesz to zmienić tylko Ty sam. Teraz, za rok, za dziesięć lat lub NIGDY.

A zegar cichutko tyka, odmierzając czas do Twojego pogrzebu.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Od jutra!

21 marca 2016

Od jutra zacznę ćwiczyć! Od jutra zacznę się uczyć angielskiego! Od jutra zmieniam dietę!

Naprawde? Jakoś Ci nie wierzę…

Dlaczego nie wierzę? Bo sam wielokrotnie tak mówiłem. Że po co dzisiaj się męczyć, jutro zrobię dwa razy więcej. Dzisiaj to już jestem zmęczony… A jutro – wiadomo. Nowy dzień, nowe możliwości. Jutro da się zrobić wszystko!

Tylko co się okazuje? Że jutro też mamy dużo zajęć i też, podobnie jak dziś, niesamowicie ciężko jest wcisnąć nowe aktywności.

Szczególnie jeśli nawarstwiły się one z ostatnich kilku dni.

Jak w piątek zrobić ćwiczenia, które mieliśmy rozłożone na cały tydzień? Przez pół dnia siedzieć na siłowni? A potem następne pół dnia powtarzać słówka, bo jakoś tak dziwnie się złożyło, że od poniedziałku do piątku nie mieliśmy czasu?

Nie… spokojnie. Można to przecież przełożyć na weekend!

I tak odkładamy i odkładamy samemu się oszukując, że już kolejnego dnia nadrobimy poprzednie.

A przecież doskonale wiemy, że największy progres osiąga się dzięki systematyczności. Lepiej popracować nad czymś 15 minut, ale każdego dnia, niż starać się znaleźć wolny blok dwugodzinny.

To działa jak procent składany w finansach. Niewielka praca wykonana każdego dnia sumuje się z poprzednią i nagle po miesiącu okazuje się, że sami jesteśmy zdziwieni postępami.

Przeczytaj dzisiaj dwie strony książki. Naucz się dziesięciu nowych słówek. Zrób 20 pompek. Przebiegnij 1km. Zrób cokolwiek, ale zrób. Dzisiaj. I jutro. I pojutrze. Każdego dnia.

efekty Cię zadziwią.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Darmowy ser znajdziesz tylko w pułapce na myszy

13 sierpnia 2015

Każdy, kto oglądał lub obejrzy film Titanic — czy to w wersji tradycyjnej z roku 1998, czy w technologii 3D z roku 2012, czy też w 5D w roku 2020 — wie, jakie jest zakończenie. Okręt tonie, a wraz z nim wszyscy pasażerowie znajdujący się na pokładzie.

Podobnie rzecz się ma w przypadku współczesnego świata.

Wystarczy tylko rozejrzeć się wokół, aby dostrzec, w jak nieudolny sposób państwa zarządzają swymi budżetami oraz jak bardzo manipulują całą gospodarką. Wkrótce dojdzie do załamania istniejącego systemu. Ucierpią na tym całe społeczeństwa. Oczywiście będą i tacy, którzy się na tym wzbogacą. Będą to ludzie skłonni wziąć na siebie ryzyko, chętni do wyjścia naprzeciw nieuchronnym zmianom oraz umiejący wyprzedzać trendy. Tradycyjny sposób myślenia ulegnie radykalnej przemianie, pojawią się nowe wyzwania, a ten, kto wskaże pozostałym, gdzie szukać rozwiązań, odniesie prawdziwy sukces. Podobnie bywało w przeszłości.

Prawdziwy dobrobyt zawsze budowano dzięki wymianie wartości. W przyszłości nastanie ogromny popyt na jednostki oraz firmy zdolne zaoferować nowatorskie rozwiązania. Dawna taktyka polegająca m.in. na lokowaniu zaoszczędzonych środków na koncie, nabywaniu obligacji skarbu państwa lub poleganiu na rządowych projektach emerytalnych — stała się dziś taktyką ryzyka. W wielu krajach rządzący nadal pozostają wyznawcami teorii Johna Maynarda Keynesa.

Mimo iż zyskała ona powszechną akceptację — teoria ta w ogóle się nie sprawdza. Keynesizm bowiem głosi, iż jedynie rządy mające wiedzę na temat funkcjonowania rynku (według mnie to absurd) są w stanie dla dobra ogółu kontrolować gospodarkę (co okazuje się być totalnym absurdem w kontekście katastrofalnych skutków bieżących wydarzeń). Dziennie przeprowadza się setki tysięcy transakcji, z których każda wynika z potrzeby zabezpieczenia własnego interesu. Czynienie tego w systemie, w którym przyjęto, że rząd centralny wie, co jest najlepsze dla wszystkich zainteresowanych, jest nie tylko niedorzeczne, lecz również niebezpieczne.

Teorie te sugerują nam, że państwa mogą wydawać więcej, niż otrzymują, a jeśli deficyt zostanie zeskalowany do określonej wartości procentowej PKB, nie ma on większego znaczenia. Tak samo było w przypadku analityków, którzy podczas bańki internetowej promowali modele biznesowe nieprzynoszące dochodów, a fakt, iż wszyscy chcieli wierzyć w ich przyszłą skuteczność, nie spowodował, że analitycy mieli rację.

Dyskusje wokół tematu o nazwie „internetowy biznes” oraz polityka, jaką prowadzi rząd, są równie śmieszne, jak w powiedzeniu: „Tracimy pieniądze na każdej sprzedaży, ale odbijamy to sobie na jej ilości”.

Słowa te piszę w momencie, gdy rządy państw Unii Europejskiej przeżywają niemały wstrząs. W Grecji dochodzi do publicznych demonstracji. Kraje, które sprawniej zarządzały swoim budżetem, są wściekłe na te, którym się to nie udało. Domagają się od nich ograniczenia wydatków, aby wyrównać równowagę budżetową. W wielu krajach dochodzi do buntu społecznego. W całej Europie coraz częściej słyszy się o celowych zwolnieniach tempa pracy, strajkach i demonstracjach.

Jestem głęboko przekonany, że waluta euro upadnie w efekcie obecnych zawirowań politycznych. Już wkrótce okaże się, że politycy rządzący owymi zbankrutowanymi państwami nie będą w stanie narzucić swym obywatelom dyscypliny ekonomicznej, jakiej wymagają od nich pozostałe państwa członkowskie. Państwa bogatsze nie będą w stanie wytłumaczyć swoim obywatelom konieczności podwyższenia podatków, których celem jest zdobycie środków na subsydiowanie biedniejszych członków UE. Próby uczynienia tego naraziłyby i już narażają niejednego z rządzących na utratę poparcia wyborców i w rezultacie — dymisję.

Idea stworzenia wspólnej waluty euro była sama w sobie wadliwa, a sposób, w jaki została wcielona w życie, bynajmniej nie ułatwił samego zadania. W miejsce rzeczywistej unii fiskalnej z określoną polityką dotyczącą podatków oraz wydatków budżetowych twórcy strefy euro wprowadzili reguły określające wielkość zadłużenia oraz deficytu budżetowego krajów członkowskich. Zasady te — choć zostały jasno określone w traktacie z Maastricht, nie były i nie są stosowane przez żaden z tych krajów — wliczając konserwatywne pod względem polityki fiskalnej Niemcy.

Co powoduje taką sytuację?

Jeśli jeden z bogatszych krajów Unii jako pierwszy zdecyduje się na wystąpienie ze strefy euro, fakt ten wywoła efekt domina. W przeciągu kilku miesięcy niemal wszystkie pozostałe prężne kraje zdewaluują lub wycofają euro. (Zaledwie garstka państw założycielskich jest w stanie utrzymać tę walutę w ryzach). Większość, a może nawet wszystkie państwa UE, powrócą do dawnej waluty krajowej. Jeśli to nastąpi, nie omieszkają one skorzystać z okazji podreperowania swego budżetu poprzez dewaluację starej formy waluty, na rzecz nowo wprowadzonej do obiegu.

Być może przyniesie to tymczasową ulgę. Na dłuższą metę wywoła coraz poważniejszą inflację oraz dalekosiężne konsekwencje dla każdego z tych krajów. To z kolei przyczyni się do katastrofy finansowej, która wpłynie na kurs dolara, funta, jena i wielu innych.

Wielu straci fortuny… Znajdą się również tacy, który je zdobędą…

 


Fragment książki Randy’ego Gage’a „Ryzykownie znaczy dziś bezpiecznie”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Pędzić naprzód, niszcząc po drodze przeszkody

30 lipca 2015

Pedzić naprzód, niszcząc po drodze przeszkody

Powyższy cytat, który wybrałem jako tytuł niniejszego rozdziału, był codzienną mantrą dla Marka Zuckerberga i jego facebookowego klanu. Czerpali z niego siłę każdego dnia, kiedy z małej internetowej stronki dla studentów stawali się stopniowo największym w świecie społecznościowym medium o niszczycielskiej sile. Niszczenie tego, co napotyka się na drodze, może być ryzykowne, lecz wiara w bezpieczeństwo jest dziś gwarancją porażki.

Świat przewrócił się do góry nogami. Przełomowe osiągnięcia, o których była mowa w poprzednich rozdziałach, nie tylko redefiniują nam pojęcie sukcesu, lecz wyznaczają nową drogę do jego osiągnięcia. Ci, którzy trzymają się kurczowo przeszłości, pozostaną w tyle. Ci zaś, którzy mają chęć pędzić do przodu i niszczyć po drodze przeszkody, osiągną sukces, którego kaliber dopiero poznamy.

A oto niewielki, lecz potrafiący przyprawić o zawrót głowy opis tego, w jaki sposób wyzwania z tym związane niosą ze sobą wspaniałe możliwości.

Nowe realia marketingu

Żyjemy w epoce zalewu informacyjnego. Nigdy wcześniej ludzki mózg nie był zmuszony do przetwarzania tak dużej ilości danych. Przeciętna osoba wprost tonie w potoku rozpraszających uwagę bodźców docierających do jej świadomości przez większość dnia. W efekcie tego nasza zdolność skupiania uwagi skurczyła się, a mechanizmy obronne uległy wzmocnieniu. Przedsiębiorcy muszą szukać dziś nowych sposobów dotarcia do swoich klientów. Jak dotąd, żadnemu z nich się to nie udaje.

Chłopski rozum podpowiada nam, że przesyłanie informacji drogą pocztową odeszło już do lamusa. Tymczasem zauważyłem, że kiedy próbuję w ten właśnie sposób dawać innym znać o mających się odbyć seminariach z moim udziałem, okazuje się, że jest to wciąż niezwykle skuteczna metoda. Powód? Moi konkurenci uwierzyli, że zwykła poczta to przeżytek i przestali z niej korzystać. Gratulują samym sobie, ciesząc się z zaoszczędzonych pieniędzy, które musieliby wydać na drukowanie i wysyłkę swoich materiałów promocyjnych. Jest to kolejny dowód na to, że warto podążać w kierunku przeciwnym do reszty.

Nie należy przy tym zapominać o czynieniu tego w sposób inteligentny. A teraz podam przykład odwrotnej sytuacji.

Swój apartament w Miami Beach, gdzie obecnie mieszkam, kupiłem od pewnego lekarza ponad 6 lat temu. Od tamtego czasu co tydzień znajduję w skrzynce całą masę materiałów promocyjnych i ulotek reklamujących różnego rodzaju konferencje, nowy sprzęt medyczny bądź nowe leki. Wydawać by się mogło, że podstawową regułą marketingową powinno być rutynowe weryfikowanie adresów potencjalnych lub stałych klientów (na ogół bywa tak, że co miesiąc 2% adresatów umiera lub zmienia miejsce zamieszkania).

Na rynku działa obecnie około 50 firm oferujących medyczne produkty swoim klientom, z których żadna nie uaktualniła swojej bazy danych adresowych ani razu w ciągu tych 6 lat! Według statystyk każdy z adresatów znajdujących się w ich bazie danych albo zmienił adres, albo nie ma go już wśród żywych. Co piąty zaś uczynił i jedno i drugie aż dwukrotnie! Firmy te pewnie narzekają na słaby odzew ze strony klientów, co utwierdza je w przekonaniu, że tradycyjna poczta stała się anachronizmem. Poczta dalej świetnie działa, choć w sposób nieco inny niż 20 lat temu.

Agencje reklamowe próbują pewnie przekonać zarząd niejednej z takich firm do tego, aby zainwestowali w listę e-mailingową. Tu również kryje się mała zagwozdka, ponieważ system poczty elektronicznej zdaje się coraz mniej wydajny. Czeka go niechybna śmierć, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto dokona radykalnych zmian w sposobie funkcjonowania tego medium.

Coraz częściej użytkownicy sieci rezygnują z poczty elektronicznej i wybierają SMS-owanie. Trend ten prawdopodobnie utrzyma się przez jakiś czas. Nie wspomnę już o eksplozji mediów społecznościowych oraz mikroblogów. Od lat nie otrzymałem żadnego e-maila od swoich siostrzenic i bratanków. Porozumiewamy się wyłącznie przez Facebooka. 5- i 6-latki łączą się ze sobą za pomocą oprogramowania FaceTime działającego na ich iPadach. Nie wiedzą nawet, czym jest e-mail, i pewnie jak żyją, w ogóle nie słyszeli tego słowa.

Natrętny, oldskulowy marketing, aby móc dotrzymać kroku współczesnej technologii, przybrał jeszcze bardziej agresywną formę. Stosuje się idiotyczne tricki, których celem jest przede wszystkim zwrócenie uwagi konsumenta. Niestety, skutkuje to jedynie przyciąganiem niewłaściwych osób. Ci sami marketingowcy rzucili się na społecznościowe media, wykorzystując je jako platformę reklamową. Nie rozumieją oni jednak pewnych niuansów będących sprawą oczywistą dla stałych użytkowników niektórych portali, nie dostrzegają funkcji, jakie owe portale spełniają względem swoich użytkowników na poziomie emocjonalnym. (Aby lepiej zrozumieć tę kwestię, proponuję przeczytać książkę BezMarketing napisaną przez Scotta Strattena).

Na każdym kroku spotkać dziś można kogoś, kto uważa się za „eksperta w dziedzinie mediów społecznościowych”. Ludzie wierzą, że śledzenie dwóch tysięcy nieznajomych osób na Twitterze oraz wiedza o tym, jak założyć fan page na Facebooku potrafi uczynić z nich guru w tej dziedzinie. Udzielają innym zupełnie nietrafionych rad, których słuchanie skutkuje popełnianiem wciąż tych samych, klasycznych błędów. Oferowanie rabatowych kuponów na zakupy w zamian za „zalajkowanie” profilu na Facebooku nie jest złym pomysłem. Dobrze by było mieć jednak jakiś plan tego, co nastąpić ma potem.

Media społecznościowe zmieniają dziś całą dynamikę procesu komunikacyjnego. Mimo to nie powinny być traktowane jako kolejny kanał dystrybucyjny dla treści, które pragniemy przekazać światu.

Media społecznościowe dają klientom możliwość znalezienia nas w sieci, sprawdzenia naszej wiarygodności oraz zakupienia naszych produktów lub usług. Działa to również w drugą stronę: umożliwiają nam odnalezienie sprzedawcy, zasięgnięcie opinii na jego temat oraz nabycie tego, co nas interesuje. Eliminujemy w ten sposób licznych pośredników (a tym samym etaty, które zajmowali). Kontrolowanie marki produktu i jej wizerunku staje się wówczas bardziej skomplikowane, co może obniżyć jego cenę.

Z drugiej strony, media społecznościowe mają wiele zalet. Możesz w sposób bezpośredni łączyć się ze swoim plemieniem, monitorować obecność swojej marki w czasie rzeczywistym oraz otrzymywać natychmiastowe powiadomienia o bieżących problemach. Media społecznościowe wprowadziły nowe zasady gry, jeśli chodzi o budowanie świadomości marki.

Cała prawda na temat budowania świadomości marki

Zdeklarowany nonkonformista Joe Calloway ma niezwykle ciekawą teorię na ten temat. Według niego nie należy zbytnio starać się o uzyskanie wiodącej pozycji w swojej kategorii. Lepiej stworzyć własną i być jej jedynym przedstawicielem.

W swojej książce Becoming a Category of One prezentuje czytelnikowi kontrowersyjne podejście do zagadnienia pozycjonowania marki, na które warto poświęcić trochę czasu.

Poruszanie się po minowym polu brandingu i pozycjonowania nigdy nie było łatwym zadaniem. Obecnie jest ono jeszcze bardziej skomplikowaną czynnością. Pełna kontrola nad daną marką nigdy nie była w pełni osiągalna, lecz przynajmniej można było próbować. W dobie mediów społecznościowych jest to praktycznie niewykonalne. Różnica polega na tym, że obecnie wiadomo, co dana marka reprezentuje na rynku, a także co należy ulepszyć w jej wizerunku (lektura obowiązkowa — książka Bruce’a Turkela Building Brand Value).

Marka nie ogranicza się do logo lub kolorystyki. Nie chodzi tu o konkretny produkt lub usługę. Marka jest odzwierciedleniem produktu lub usługi. Jest tym, co postrzegają inni. Marka to doświadczenie klienta nabyte w wyniku kontaktu z nimi. Internet umożliwił ludziom intensywną wymianę tego typu doświadczeń, co ma ogromny wpływ na wizerunek produktów i usług.

Dzięki mediom społecznościowym budowanie świadomości marki stało się czymś niezwykle interesującym. Na zewnątrz marka bywa tym, co postrzegają inni. Na głębszym poziomie chodzi o sposób, w jaki twój produkt lub usługa są w stanie przysłużyć się klientowi. Na poziomie najgłębszym z możliwych — do tej kategorii należą nieliczne marki takie jak Apple, Cirque Du Soleil, Starbucks i Nike — kwintesencją pojęcia jest dobre samopoczucie, jakie jesteś w stanie podarować swoim klientom.

Zdarzyło ci się pewnie parę razy zobaczyć grubasa podróżującego w górę ruchomymi schodami w jakimś centrum handlowym? Pewnie nieźle zasapałby się podczas gry w szachy. Człowiek taki uważać się będzie za wielkiego atletę, ponieważ ma na sobie sportową bluzę z napisem Just Do It!

Sam jestem dziś łysym 50-latkiem, przedstawicielem rasy białej i korzystam z maca.

Kiedy odwiedzam salon Apple i spotykam tam dzieciaki na wrotkach, ludzi z towarzyszącymi im czworonogami oraz wszystkich fantastycznych pracowników działu obsługi technicznej — czuję się świetnie!

Podobnie czują się klienci stojący w kolejce po fantazyjną kawę w Starbucksie, przeglądający nowe produkty w sklepie ze sprzętem firmy Apple, a także ci, którzy z zapartym tchem oglądają kolejny występ Cirque Du Soleil. Wszyscy oni gotowi są z całego serca polecać innym produkty, które sami nabywają, a mówiąc ściślej — których doświadczają.

Klienci tacy mają zaufanie do produktu lub usługi, w które zainwestowali i pragną podzielić się swym dobrym samopoczuciem ze wszystkimi znajomymi.

W nieświadomy sposób przestają być jedynie klientami, a stają się zespołem marketingowców. Tak skutecznej reklamy nie da się nabyć za żadną cenę. Fenomen ten opisał dokładnie Seth Godin w swojej książce pod tytułem Plemiona.

Kiedy marka inspiruje całe plemiona społecznościowe, może to przynieść nam fortunę. Dla ludzi największą inspi racją bywa dobre samopoczucie pochodzące z zewnątrz.

Dzięki produktom Nike wszyscy czują się w doskonałej formie, smakosze kawy ze Starbucksa tworzą elitarny klub towarzyski, gadżety firmy Apple sprawią, że każdy dzieciak poczuje się fajowo, zaś występ Cirque Du Soleil porywa naszą wyobraźnię i przenosi nas w zaczarowane miejsca. Koncern Chrysler przyjął tę samą filozofię, promując swoje słynne Vipery. Odniósł tak niebywały sukces, że kiedy firma znalazła się w tarapatach finansowych, rozważano nawet możliwość sprzedania Vipera jako niezależnej marki.

Obecnie korporacja prowadzi elitarny Viper Club mający swe oddziały na całym świecie. Zarządza jego witryną, w ramach której edytuje magazyn elektroniczny, umieszcza filmy wideo oraz wydaje luksusowy magazyn z lśniącymi stronami. Na stronie internetowej klubu, w części dla zarejestrowanych, plemiona społecznościowe mogą łączyć się ze sobą poprzez fora dyskusyjne oraz blogi i tworzyć w ten sposób coraz większą aurę pozytywnych emocji wokół swej ulubionej marki.

Raz do roku lub raz na dwa lata firma organizuje ogólnokrajowe zloty szczęśliwych posiadaczy tych wypasionych, supermęskich demonów szybkości.

Wystarczy raz wziąć udział w takim wydarzeniu, by ujrzeć, z jakim wielkim zapałem obecni tam uczestnicy kupują wszystkie cenne drobne przedmioty typu łańcuszki na klucze, kurtki, miniaturowe modele pojazdów i tym podobne drobiazgi. Jeśli wybierzesz się do sklepu z pamiątkami Cirque Du Soleil tuż po przedstawieniu, zobaczysz, w jak błyskawicznym tempie koszulki w cenie 125 dolarów za sztukę znikają z półek. Ponieważ sam należę do obydwu z tych plemion, zapewniam czytelników, że emocje odczuwane w trakcie tych zakupów są naprawdę szalone.

Posiadam całą kolekcję viperowskich kołpaków, skórzanych kurtek, koszulek polo, mat na podłogę robionych na zamówienie, uchwytów dźwigni zmiany biegów, miniaturowych modeli, plakatów, zegarów oraz książek. Popijam swój ulubiony napój, czyli Dr. Peppera (tak, należę do tego plemienia) z klubowych kubków lub z eleganckich szklanek z wygrawerowanym napisem Viper, które stawiam na pasujących do nich firmowych podkładkach, na których widnieje charakterystyczne logo (niech czytelnik nie myśli, że żartuję).

Poza tym, mam tyle ubrań kupionych w sklepie Cirque Du Soleil, że wystarczyłoby mi ich na otworzenie własnego butiku pod szyldem tej firmy. Posiadam również płyty CD i DVD ze wszystkimi występami, które miałem przyjemność oglądać na żywo.

Wszyscy chcemy zachować część naszych wrażeń, dlatego lubimy kupować tego rodzaju produkty. Świadome budowanie marki zawsze na tym polegało. Nowe technologie oraz media społecznościowe znacznie ułatwiły to zadanie (lub uczyniły je trudniejszym dla tych, którzy nie rozumieją, na czym cała ta gra polega) oraz sprawiły, że proces ten przebiega w krótszym czasie.


Fragment książki Randy’ego Gage’a „Ryzykownie znaczy dziś bezpiecznie”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Spójność i konsekwencja drogą do prawdziwego sukcesu i spełnienia

28 lipca 2015
Anna Węgrzyn

Porzuciłaś twardy biznes na rzecz stworzenia od początku portalu www.zmianywzyciu.pl. Opłacało się? Co Ci to dało? Skąd w ogóle taki pomysł?

Kiedy słyszę słowa „opłacało się”, to natychmiast wracam do cytowanych już nie raz słów śp. profesora Bartoszewskiego „Na pewno nie wszystko, co warto w życiu, się opłaca, ale jeszcze pewniej (…) nie wszystko, co się opłaca, jest w życiu coś warte”. Jednak gdybym musiała powiedzieć wprost, to tak, opłacało się.

To, czego dowiedziałam się o sobie przez ostatnie trzy lata, każdego dnia tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zawsze trzeba działać w zgodzie ze sobą. Chodzenie w czyichś butach, podziwianie życia sąsiada lub swoich idoli to droga donikąd. Tylko wsłuchując się w siebie i przyglądając się sobie mamy możliwość realizowania swojego życia w pełni świadomie. Możemy mieć wiele, ale jeśli nie potrafimy tego zobaczyć i docenić, to całe życie spędzimy na biegu w niewłaściwym kierunku.

Portal Zmiany w Życiu jest moim autorskim projektem – prowadząc go od początku kieruję się własnymi doświadczeniami i obserwacjami życia. Dlatego tak bardzo wierzę w jego skuteczność. Bardzo skrupulatnie dobieram autorów tekstów i gości wywiadów.

Tu nie chodzi o ilość „lajków”, tylko o wartość dla czytelnika. Przez rok prowadzenia portalu tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że warto zmienić kierunek przepływu informacji – nie skupiać uwagi na sobie i na tym, co ja mądrego mam do powiedzenia, tylko na tym, co czytelnik może dla siebie wziąć.

Tak samo będzie na organizowanej 12 września konferencji Zmiany w Życiu – pierwszy krok. Cała uwaga będzie skoncentrowana na uczestniku – po to, by z konferencji nie wyszedł tylko z dobrą energią, która szybo zgaśnie, ale także z refleksją nad swoim życiem i gotowym planem działania. Nauczmy się sami rozwiązywać problemy i wytwarzać potrzebne nam emocje, aby nie uzależniać się od energii innych osób lub bodźców.

Często wspominasz o spójności i konsekwencji. Czym się kierujesz prowadząc portal?

Spójność i konsekwencja to mój klucz, który otwiera wszystkie drzwi (śmiech). W życiu rzadko przyznajemy się do swoich prawdziwych potrzeb. Oficjalnie interesują nas estetyczne przedmioty, drogie wakacje w pięknych miejscach, dobre jedzenie i muzyka klasyczna.

A w rzeczywistości okazuje się, że spanie na trawie jest super, chleb z masłem też smakuje dobrze, a na weselu czy imprezie integracyjnej najlepiej sprawdza się disco polo i wszyscy znają słowa 🙂 To jest dla mnie mechanizm tej spójności, tego wewnętrznego flow, za którym warto iść.

Konto na Facebooku założyła mi koleżanka dwa lata temu, bo sama tego nie potrafiłam. Tworząc portal zapłaciłam swoją cenę, bo na wejściu zostałam oszukana przez bliską mi osobę, ale jednocześnie we wszystkich decyzjach kierowałam się intuicją i doświadczeniem życiowym. Oczywiście bardzo dużo się nauczyłam i dziś w naszym panelu administracyjnym śmigam jak szalona!

Patrząc na odsłony portalu i na naszą liczącą sobie 16 000 fanów społeczność na Facebooku bardzo świadomie twierdzę, że to ta spójność mnie tu zaprowadziła. Nie wrzucam postów, które nie są w zgodzie ze mną, nie promuję – nawet za duże pieniądze – rzeczy, których sama bym nie wykorzystała. Nie szukam ludzi, którzy zrobią sensację i ”lajki” – po prostu robię swoje tak, jak czuję.

Sama też nie mam potrzeby pokazywać na Facebooku swojego prywatnego życia, a mimo to codziennie dostaję wiele zaproszeń i pozytywnych komunikatów. Liczby, miłe komentarze i brak tzw. hejtów mówią same za siebie, że to najlepsza droga działania.

Jaka jest na co dzień Anna Węgrzyn? Czy zmiana to twoje drugie imię?

Tak, bez wątpienia na drugie imię zamiast „Ewa” mogłabym mieć „Zmiana”. Już od najmłodszych lat ciągnęło mnie do nowych doświadczeń. Świadczy o tym moja droga zawodowa: z wykształcenia jestem prawnikiem, a pracowałam jako kolejno księgowa, dyrektor HR, stewardessa, dyrektor sprzedaży i redaktor naczelna. Zmiany towarzyszą mi także w życiu prywatnym – mam tu na myśli otwartość na podróże, idealnie się adaptuję do nowego klimatu i warunków.

Byłam już w chmurach jako stewardessa i pod wodą, robiąc kurs nurkowania. W związkach też nie mam tzw. swojego typu. Wiek, kolor włosów czy ich brak nie mają dla mnie znaczenia. Ważne jest to, aby mieć o czym ze sobą rozmawiać i móc się wzajemnie wspierać i podziwiać. Uwielbiam szpilki, ale w butach płaskich też potrafię chodzić – chociaż słabiej (śmiech). Na śniadanie miksuję sobie koktajle ze szpinaku, ananasa czy pietruszki, ale jak zobaczę dobrą golonkę, to nie odmówię.

Często mówię w redakcji do moich najwspanialszych dziewczyn, że największych zmian w swoim projekcie doświadczam ja. Na co dzień Anna Węgrzyn to kobieta z każdym dniem coraz bardziej spełniona, kierująca się tymi samymi wartościami, co w biznesie. Doświadczenie, które tam zdobyłam bardzo mi pomaga i teraz, chociaż robię dużo nowych rzeczy. Zakładam szpilki i kostiumy na spotkania, ale też t-shirty do redakcji.

Najważniejsze jest jednak to, że moja wewnętrzna spójność daje mi poczucie spełnienia niezależne od okoliczności i równie mocno cieszą mnie wakacje spędzane pod palmą w dalekim kraju, jak i na własnym tarasie, jedząc jajko na miękko – te ostatnie może nawet bardziej.

Dużo się ostatnio mówi, że przeszliśmy od etapu zachłyśnięcia się dobrobytem i osiągania sukcesu za wszelką cenę do doceniania tego co mamy. Do zatrzymania się i spojrzenia wstecz ile już osiągnęliśmy. Modne ostatnio słowa to balans pomiędzy pracą, a prawdziwym życiem – work-life balance. Czy portal zmianywzyciu.pl to nie jest po prostu próba wypłynięcia na nowo tworzącym się trendzie?

Portal Zmiany w Życiu powstał w momencie największych zmian w moim życiu. Jeżeli te zmiany pojawiły się, jak to mówisz, w nowo tworzącym się trendzie to pewnie ktoś może tak na szybko pomyśleć. Wierz jednak, ze po zagłębieniu się w lekturę moich wywiadów i artykułów publikowanych na portalu, szybko można się zorientować, że to bardzo osobisty projekt i nie ma nic wspólnego z tym co dzieje się wokół.

Moje działania są spójne ze Strategią błękitnego oceanu. Wszystko co robię jest związane z moimi doświadczeniami i obserwacjami. Również osoby, które współpracują z portalem myślą podobnie i dzielą się swoimi doświadczeniami.  Nie opisują tego co przeczytali w książkach tylko czego dotknęli osobiście.

Ja np. nie piszę o podróżach, pomimo iż odwiedziłam prawie wszystkie kontynenty, bo moje podróżowanie nie było tak głębokie jak np. Agnieszki Kuczyńskiej.

Organizowana przez mnie 12 września Konferencja, też nie ma nic wspólnego z obecnymi na rynku. Nie będzie żadnej sprzedaży ze sceny. W informacji o szczegółach konferencji zachęcam np.  aby każdy przygotował się do niej i przejrzał swoją bibliotekę, aby nie kupować książek pod wpływem chwili. Ja nie używam terminu work–life balance – ja po prostu komunikuję, aby nie biec za tłumem tylko poznać siebie i swoje prawdziwe potrzeby na tyle, aby czerpać przyjemność z każdego momentu w życiu.

Prawdziwe potrzeby czyli jakie? Po czym poznać, co jest prawdziwą potrzebą, a co wydmuszką wykreowaną przez media i społeczeństwo? Czy osoby występujące na konferencji podpowiedzą nam jak spojrzeć głęboko w siebie? 

Prawdziwe potrzeby? Cieszę się za to pytanie w tym momencie. Mam idealny przykład. Dwa lata temu założyłam konto na fb, nawet wspominałam o tym. Nie byłam do niego przekonana, ale pomyślałam sprawdzę. Aby zachować siebie, nikt nigdy nie dowiedział się, na jakich wakacjach byłam albo co miałam na talerzu.

Niemniej jednak mimo mojego zerowego wkładu w intensywność działań ( oprócz informacji z portalu) w ciągu dwóch lat zdobyłam ponad 4 tys. znajomych. Kilka dni temu usunęłam konto, bo moją prawdziwą potrzebą jest spokój. Oczywiście dla administrowania portalu musiałam założyć drugie, ale tutaj będzie już na nim bardzo wąskie grono. To jest właśnie ta prawdziwa potrzeba, posłuchania siebie i działania.

Na logikę można powiedzieć, że usunięcie konta z ponad 4 tysiącami kontaktów przed organizowaną konferencją jest nielogiczne. Może jest, ale jest moją potrzebą. Jak się zna siebie to przychodzi taki moment, kiedy wciśnięcie guzika przychodzi łatwo. Ważne jest tylko aby ten moment zauważyć i go nie przegapić. Oczywiście mam kilka relacji z tego czasu i one zostaną zachowane, ale do tego nie potrzeba fb, bo mamy swoje telefony, e maile a nawet ustalone terminy spotkania ☺. 

Jeśli chodzi o ostatnie pytanie, to z pełną świadomością mówię tak, szczególnie za siebie. Ja prowadzę konferencję, mam swoją prelekcję. Przygotowuję zeszyt coachingowy w taki sposób aby każdy na tyle przyjrzał się sobie i na tyle poznał metody aby stosować je również po konferencji. U mnie onedziałają, jak widać ☺ zapraszam więc na www.zmianywzyciu.pl/konferencjana hasło zlotemysli dostępny jest rabat 10%

Konferencja "Zmiany w Życiu"

Konferencja „Zmiany w Życiu”


Anna Węgrzyn

Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community.

Założyłam i prowadzę portal www.zmianywzyciu.pl gdzie zachęcam do zmian na poziomie myślenia i działania. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu.

Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym.

rozwój osobisty i osiąganie celów

Inicjatywa i przywództwo

23 lipca 2015

Możesz to zrobić, jeśli uwierzysz, że możesz!

Zanim przejdziesz do opanowywania tej części, zwróć uwagę na to, iż przez cały ten kurs przestrzegana jest doskonała koordynacja myśli.

Zauważ, że całe szesnaście części harmonizuje i łączy się ze sobą tak, że tworzą doskonale zbudowany łańcuch, ogniwo za ogniwem, z czynników wchodzących w skład budowania i rozwijania potęgi poprzez zorganizowany wysiłek.

Zauważysz również, że te same fundamentalne zasady Psychologii Stosowanej tworzą podstawę każdej z tych szesnastu części, chociaż w każdej z nich zastosowanie ich jest inne.

Obecna część o Inicjatywie i Przywództwie następuje bezpośrednio po wykładzie o Pewności Siebie specjalnie dlatego, że nikt nie mógłby zostać skutecznym i sprawnym przywódcą czy podjąć inicjatywę w jakimś wielkim przedsięwzięciu bez solidnej wiary w siebie.

Inicjatywa i Przywództwo są w tej lekcji terminami pokrewnymi, ponieważ Przywództwo jest niezbędne do osiągnięcia sukcesu, a Inicjatywa jest bazą, na której buduje się cechy potrzebne do Przewodzenia. Inicjatywa jest tak niezbędna dla sukcesu, jak potrzebna jest oś w kołach wozu.

A czymże jest Inicjatywa?

Jest to ta niezmiernie rzadka cecha, która zachęca — nie, zmusza — człowieka do zrobienia tego, co powinno być zrobione, nawet jeśli nikt mu tego robić nie kazał. Elbert Hubbard tak powiedział na temat Inicjatywy:

Świat rozdaje wspaniałe nagrody: pieniądze i sławę za jedną rzecz, jaką jest Inicjatywa.

Czym jest inicjatywa? Powiem ci. To znaczy robić to, co trzeba, nie czekając na stosowne polecenia.

Nieco poniżej inicjatywy stoi sumienne wykonywanie obowiązków: przecież niemal tym samym, co robić coś bez polecenia, jest zrobić to, kiedy ktoś nam to zleci. Na przykład: „zanieś tę wiadomość panu Garcii”. Ci, którzy mogą zanieść tę wiadomość, dostają wyróżnienia i zaszczyty, ale ich wynagrodzenie nie zawsze jest proporcjonalne do tych wyróżnień.

Zaraz obok także są ci, którzy robią to, co należy, kiedy konieczność zmusza ich do tego. Ci „dostają obojętność zamiast honorów i nędzny grosz na zapłatę”. Ten rodzaj ludzi większość życia spędza, grzejąc ławkę i zawsze ma życiorys pełen trudów i niepowodzeń.

Dalej jeszcze za ludźmi z Inicjatywą mamy ludzi, którzy nie zrobią tego, co trzeba, nawet jeśli ktoś będzie obok, żeby im pokazać, jak to się robi, więc zostanie przypilnować wykonania tej pracy. Tacy są zawsze bezrobotni i zbierają pogardę, na którą zasługują, chyba że mają bogatego tatusia — w tym wypadku przeznaczenie czeka cierpliwie za rogiem na pierwszą sposobność, z kijem baseballowym w ręku.

Do której kategorii ty się zaliczasz?

Ponieważ po zakończeniu szesnastej części otrzymasz zadanie zrobienia rozrachunku samego siebie i oceny tego, których z szesnastu składników kursu potrzebujesz najbardziej, dobrze byłoby, gdybyś zaczął się przygotowywać do tej analizy, odpowiadając na pytanie zadane przez Elberta Hubbarda:

Do której z tych klas należysz?

Jedną ze specyficznych cech Przywództwa jest fakt, iż nie odkryto go nigdy wśród ludzi, którzy nie opanowali nawyku przejmowania inicjatywy.

Przywództwo to coś, do czego musisz się wprosić; samo nigdy nie będzie się narzucać. Jeśli uważnie przeanalizujesz wszystkich znanych ci przywódców, zauważysz, że nie tylko stosowali Inicjatywę, ale także zabrali się do swojego dzieła z określonym celem na myśli. Zauważysz także, że posiadali cechę opisaną w trzeciej części kursu:

Pewność Siebie.

Powyższe fakty wspomniano w tej części dlatego, że korzystne będzie dla ciebie zanotować, iż ludzie, którzy już odnieśli sukces, stosowali wszystkie elementy omówione w szesnastu częściach tego kursu, a także z powodu ważniejszego — że dobrze na tym wyjdziesz, jeśli dokładnie zrozumiesz zasadę zorganizowanego wysiłku, którą ten kurs ma zamiar wpoić w twój umysł.

Teraz jest odpowiedni moment, aby oświadczyć, iż kurs nie jest pomyślany jako boczna furtka do sukcesu ani jako mechaniczna formuła, którą można stosować do osiągania wiekopomnych celów bez wysiłku własnego. Rzeczywista wartość każdego kursu leży nie w samym kursie, ale w użytku, jaki z niego uczynisz. Głównym celem niniejszego kursu jest pomóc ci rozwinąć siebie w tych szesnastu dziedzinach opisanych w szesnastu częściach, a temat tej części — Inicjatywa jest jedną z cech najważniejszych.

Przejdźmy teraz do stosowania zasady, na której opiera się niniejsza część, opisując szczegó- łowo, jak posłużyła ona do sfinalizowania z sukcesem transakcji, którą większość ludzi uważałaby za trudną.

W roku 1916 potrzebowałem $ 25 000 na otwarcie instytucji szkoleniowej. Jednak nie mia- łem ani takich pieniędzy, ani wystarczającego zabezpieczenia, aby pożyczyć te pieniądze zwykłym kanałem z banku. Czy usiadłem i zapłaka- łem nad swym losem? Czy myślałem nad szczytami, jakie mógłbym osiągnąć, gdyby jakiś bogaty krewny lub Dobry Samarytanin poratowali mnie i pożyczyli potrzebny kapitał?

Nic z tych rzeczy!

Zrobiłem dokładnie to, co teraz poradzę — poprzez ten kurs — zrobić wam. Po pierwsze, uczyniłem uzyskanie tego kapitału moim określonym celem głównym. Po drugie, rozpisałem szczegółowy plan, jak ten cel urzeczywistnić. Poparty wystarczającą Pewnością Siebie i napędzany Inicjatywą, przeszedłem do wcielania planu w życie.

Ale zanim doszedłem do etapu „wcielania”, włożyłem w to ponad sześć tygodni ciągłych, nieustannych studiów, rozważań i wysiłków. Jeśli plan ma być rozsądny, musi się opierać na uważnie wybranych materiałach.

Zauważcie, że zastosowałem tu zasadę zorganizowanego wysiłku, poprzez działanie której możliwe jest nawiązanie współpracy lub przymierza kilku dążeń w taki sposób, że każde z tych dążeń zostanie znacznie wzmocnione i każde wspiera wszystkie inne; tak jak jedno ogniwo łańcucha podtrzymuje wszystkie pozostałe.

Potrzebowałem tego kapitału $ 25 000 w celu utworzenia Szkoły Reklamy i Marketingu. Do zorganizowania takiej szkoły potrzebne były dwie rzeczy. Jedną był kapitał $ 25 000, którego nie miałem, a drugą był odpowiedni program nauczania, który posiadałem.

Moim problemem było sprzymierzyć się z grupą ludzi, którzy potrzebowali tego, co miałem, a którzy mogli dostarczyć mi tego, czego sam potrzebowałem. Ten związek musiał zaistnieć na podstawie planu, który przyniósłby korzyści wszystkim zainteresowanym.

Po ułożeniu takiego planu i gdy byłem w pełni przekonany, iż jest rozsądny i słuszny, przedłożyłem go właścicielowi dobrze znanej i szanowanej szkoły biznesu, który właśnie wtedy miał problemy z ostrą konkurencją i bardzo potrzebował planu, aby tej konkurencji sprostać.

Plan mój przedstawiłem mniej więcej tymi słowami:

— Zważywszy na to, że macie jedną z najlepiej znanych szkół biznesowych w mieście, oraz

— Zważywszy na to, że potrzebny wam jest plan, aby sprostać twardej konkurencji w waszej dziedzinie, oraz

— Zważywszy na to, że wasza dobra reputacja daje wam każdy kredyt bankowy, jakiego możecie potrzebować, oraz

— Zważywszy na to, że ja mam plan, który pomoże wam z łatwością sprostać konkurencji,

— Należy podjąć decyzję, że zjednoczymy się poprzez plan, który da wam to, czego potrzebujecie, a jednocześnie da mnie to, czego ja potrzebuję.

Następnie przeszedłem do szczegółowego omówienia mojego planu w ten sposób:

— Napisałem bardzo praktyczny kurs na temat Reklamy i Marketingu. Oparłem ten kurs na moich autentycznych doświadczeniach w szkoleniu i kierowaniu sprzedawcami, a moje doświadczenie w planowaniu i kierowaniu wieloma udanymi kampaniami reklamowymi świadczy o tym, że mam mnóstwo dowodów na poparcie słuszności moich metod nauczania. Jeśli wy użyjecie swojego kredytu, aby pomóc mi wypromować ten kurs, ja umieszczę go w waszej szkole jako jeden ze stałych kierunków w waszych programach nauczania oraz podejmę całość obowiązków na tym nowo utworzonym wydziale.

Żaden inny college w mieście nie będzie mógł się z wami równać z tego prostego powodu, że żadna inna szkoła w mieście nie prowadzi takiego kursu nauczania jak ten. Żaden inny college w mieście nie będzie mógł się z wami równać, ponieważ żaden inny college nie ma takiego kursu jak ten. Reklama użyta do wypromowania tego kursu posłuży również do zwiększenia popytu na wasze pozostałe kursy biznesowe. Całą kwotą wydaną na reklamę możecie obciążyć mój wydział, zostawiając dla siebie tylko korzyści kumulacyjne, które będą wzrastać na innych waszych wydziałach bez żadnych dodatkowych kosztów.

Teraz, jak sądzę, zechcecie się dowiedzieć, w jaki sposób ja skorzystam na tej transakcji, a ja chętnie odpowiem. Chcę podpisać z wami umowę, w której zostanie uzgodnione, iż w momencie, kiedy wpływy gotówki z mojego wydziału zrównoważą koszty, jakie ponieśliście lub zobowiązaliście się ponieść na reklamę, mój wydział i mój kurs nauki Reklamy i Sprzedaży staną się moje własne i będę mógł skorzystać z przywileju odłączenia tego wydziału od waszej szkoły i prowadzenia go pod własnym nazwiskiem.

Plan odpowiadał obu stronom i umowę podpisano. (Proszę pamiętać, że moim określonym celem było zapewnienie sobie możliwości korzystania z sumy $ 25 000, dla której nie miałem zabezpieczenia potrzebnego w banku.)

W czasie nieco krótszym niż jeden rok Business College wydał trochę ponad $ 25 000 na reklamę i sprzedaż mojego kursu, jak również na inne niespodziewane wydatki powstałe w trakcie pracy tego nowo utworzonego wydziału. Natomiast mój wydział zebrał i przekazał do kasy głównej opłaty za czesne w sumie równej wydatkom poniesionym przez College.

Po czym, tak jak zapisane było w naszej umowie, przejąłem wydział jako biznes już prosperujący i samowystarczalny. Prawdę powiedziawszy, ten nowo utworzony wydział posłużył nie tylko do przyciągnięcia studentów do pozostałych wydziałów College’u, ale także czesne zebrane od studentów tylko i wyłącznie tego nowego wydziału przed upływem roku od jego otwarcia, było wystarczające, aby wydział zaczął funkcjonować samodzielnie i niezależnie od reszty College’u.

Rozumiecie teraz, że chociaż College nie pożyczył mi ani grosza w żywej gotówce, to jednak dostarczył mi kredytu, który posłużył dokładnie w tym samym celu.

Powiedziałem, że mój plan oparty był na równości: że przewidywał zysk dla wszystkich zainteresowanych stron. Zyskiem przypisanym na moje konto było użycie $ 25 000, co zaowocowało utworzeniem dobrze prosperującego biznesu w przeciągu niecałego roku. Zyskiem, jaki spłynął na konto College’u, była dostateczna ilość studentów na ich podstawowych kursach biznesowych i handlowych, dzięki pieniądzom wydanym na reklamę mojego wydziału, bo przecież całość akcji reklamowej prowadzona była pod nazwą College’u.

Dzisiaj ta szkoła biznesu jest jedną z najbardziej znanych szkół tego rodzaju i jest namacalnym dowodem efektów, jakie przynosi zjednoczony wysiłek.

Zdarzenie to opisano nie tylko dlatego, że pokazuje wartość inicjatywy i przywództwa, ale dlatego, że prowadzi do tematu, omawianego w kolejnej części tego Kursu Praw Sukcesu, którym jest WYOBRAŹNIA.

Ogólnie jest wiele planów, których wcielenie w życie spowoduje osiągnięcie upragnionego celu. Często zdarza się, iż wykorzystanie metod oczywistych i naturalnych nie jest najlepsze. W opisanym przypadku oczywistą metodą postępowania byłoby pożyczenie pieniędzy z banku. Rozumiecie jednak, że taka metoda była w tym przypadku niepraktyczna, ponieważ nie było możliwości zapewnienia poręczenia dla banku.

Pewien wielki filozof powiedział kiedyś: „inicjatywa to uniwersalny klucz, który otwiera drzwi dla sposobności”.

Nie pamiętam, jak ten filozof się nazywał, ale wiem, że był wielki, bo w powyższym stwierdzeniu tkwi wielka mądrość.


Fragment książki Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu, tom V i VI”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT

Artykuły, rozwój osobisty i osiąganie celów

Pewność siebie

16 lipca 2015

Możesz to zrobić, jeśli uwierzysz, że możesz!

Zanim przejdziemy do podstawowych zasad, na których ta część jest oparta, z korzyścią dla was będzie pamiętać, iż zawarta jest tu wiedza praktyczna – że podaje wam rezultaty ponad dwudziestu pięciu lat badań i że ma aprobatę wiodących światowych naukowców, którzy przetestowali każdą zasadę tutaj omawianą.

Sceptycyzm jest śmiertelnym wrogiem postępu i samorozwoju. Jeśli myślicie, że tę książkę napisał jakiś długowłosy teoretyk, który nigdy nie widział w praktyce zasad, na których oparł tę część, to możecie od razu przestać czytać i odłożyć tę książkę na bok.

Na pewno nie jest to czas na sceptycyzm, ponieważ w naszej epoce widzieliśmy odkrycie i ujarzmienie większej ilości praw natury, niż odkryto w całej poprzedniej historii rodzaju ludzkiego.

Trzy dziesięciolecia zajęło nam opanowanie powietrza; zbadaliśmy oceany; zlikwidowaliśmy odległości na ziemi; ujarzmiliśmy błyskawice i kazaliśmy im napędzać turbiny przemysłu; kazaliśmy wielu źdźbłom rosnąć w miejscu, gdzie kiedyś rosły zaledwie pojedyncze pędy; mamy natychmiastową komunikację między krajami świata. Naprawdę jest to wiek oświecenia i rozwoju, chociaż jak dotąd zaledwie liznęliśmy lekko samą powierzchnię wiedzy.

Jednakże kiedy otworzymy bramę wiodącą do sekretnej potęgi zmagazynowanej w nas samych, otworzy nam ona drogę do wiedzy, przy której wszystkie poprzednie odkrycia zbledną i odejdą w zapomnienie.

Myśl jest najbardziej zorganizowaną formą energii znaną człowiekowi. A ponieważ mamy wiek eksperymentów i poszukiwań, z pewnością przyniesie nam on lepsze zrozumienie tej wielkiej spoczywającej w nas siły, jaką jest myśl. Odkryliśmy już wystarczająco wiele faktów o ludzkim umyśle, aby wiedzieć, że z pomocą zasady Autosugestii człowiek jest w stanie odrzucić nagromadzone skutki tysiąca pokoleń strachu.

Odkryliśmy też fakt, że strach jest głównym powodem biedy, porażki i nieszczęścia, które przyjmują tysiące różnych form. Odkryliśmy także, iż człowiek, który opanuje strach, może maszerować do sukcesu i osiągać go praktycznie w każdej dziedzinie, mimo starań pognębienia go przez innych.

Rozwijanie pewności siebie należy zacząć od wyeliminowania demona zwanego strachem, który siedzi nam na ramieniu i szepcze do ucha: „Nie możesz tego zrobić – boisz się spróbować – boisz się opinii publicznej – boisz się odnieść porażkę – boisz się, że nie potrafisz.”

Demon strachu dociera bardzo blisko. Nauka wynalazła śmiertelną broń, którą można go skłonić do ucieczki, a niniejsza lekcja na temat wiary w siebie podaje wam tę broń do walki z najstarszym na świecie wrogiem postępu – strachem.

Sześć podstawowych lęków ludzkości

Każdy pada ofiarą dziedziczenia wpływów sześciu podstawowych lęków. Pod każdym z tych sześciu można dopisać jeszcze pomniejsze lęki. Podaję tutaj te sześć podstawowych lęków, wraz z opisem źródeł, z jakich prawdopodobnie wyrastają. Są to:

1. Lęk przed Biedą
2. Lęk przed Starością
3. Lęk przed Krytyką
4. Lęk przed Utratą Czyjejś Miłości
5. Lęk przed Chorobą
6. Lęk przed Śmiercią

Przeczytaj uważnie tę listę. Potem spisz swoje własne lęki i sprawdź, pod którym z tych sześciu tytułów możesz je zaklasyfikować.

Każda istota ludzka, która osiągnęła wiek rozumienia rzeczy i spraw, jest w pewnym stopniu skrępowana jednym lub kilkoma z tych podstawowych lęków. Jako pierwszy krok w stronę eliminacji tych sześciu gatunków zła przyjrzyjmy się źródłom, z których je odziedziczyliśmy.

Dziedziczenie fizyczne i społeczne

Wszystko, co człowiek sobą reprezentuje zarówno fizycznie, jak i umysłowo, uzyskał poprzez dwie formy dziedziczenia. Jedna z nich znana jest jako dziedziczenie fizyczne, druga natomiast jest dziedziczeniem społecznym.

Dzięki prawom dziedziczenia fizycznego człowiek rozwinął się powoli z ameby (jednokomórkowej formy zwierzęcej), poprzez stadia rozwojowe odpowiadające wszystkim znanym zwierzętom na świecie, łącznie z tymi, o których wiadomo, że istniały, chociaż teraz są gatunkiem wymarłym.

Każde pokolenie, przez które przeszedł człowiek w swoim rozwoju, dodało do jego natury niektóre cechy charakteru, zwyczajów i wyglądu fizycznego tegoż pokolenia. Stąd fizyczne dziedzictwo człowieka jest heterogenicznym zbiorem wielu zwyczajów i form fizycznych.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że chociaż te sześć podstawowych lęków człowieka nie mogło zostać przekazanych fizyczną drogą dziedziczenia (są to przecież stany umysłu, nieprzekazywalne drogą fizyczną), oczywiste jest, że drogą fizycznego dziedziczenia zapewniliśmy sobie bardzo wygodne miejsce na składowanie tych sześciu lęków.

Na przykład ogólnie wiadomo, że cały proces ewolucji fizycznej oparty jest na śmierci, zniszczeniu, okrucieństwie i bólu; że w swojej wspinaczce ku niebu elementy gleby ziemskiej znajdują transport w górę poprzez śmierć jednej formy życia, ażeby inna, wyższa forma mogła przetrwać. Cała roślinność żyje dlatego, że „zjada” elementy gleby i elementy powietrza. Wszystkie formy zwierzęce żyją, „zjadając” inne, słabsze formy, zwierzęce lub roślinne.

Komórki wszelkich form roślinnych mają w sobie bardzo wysoki stopień inteligencji. Podobnie komórki wszelkich form zwierzęcych mają w sobie bardzo wysoki stopień inteligencji.

Niewątpliwie komórki zwierzęce ryb nauczyły się gorzkimi doświadczeniami, że grupa komórek zwierzęcych znana jako ptak – rybołów to coś, czego należy się szczególnie wystrzegać.

Ponieważ wiele gatunków zwierząt (a także większość ludzi) żyje, zjadając mniejsze i słabsze formy zwierzęce, „pamięć komórkowa” tych zwierząt wchodzi do wnętrza i staje się częścią człowieka. Przynosi ona ze sobą STRACH wypływający z zapamiętanego traumatycznego doświadczenia bycia zjedzonym żywcem.

Może ta teoria wydaje się za daleko posunięta. Może rzeczywiście nie jest prawdziwa. Za to na pewno jest teorią logiczną, jeśli już niczym więcej. Autor nie upiera się przy niej szczególnie ani nie twierdzi, że z niej właśnie wypływa te sześć podstawowych lęków. Jest inne, dużo lepsze wyjaśnienie źródła tych lęków, które zaraz zbadamy. Zacznijmy od opisu dziedzictwa społecznego.

Zdecydowanie najważniejsza część tego, z czego składa się człowiek, gromadzi się w nim poprzez prawo dziedziczenia społecznego. Termin ten oznacza metody, jakimi jedno pokolenie wpaja w umysły pokolenia będącego bezpośrednio pod jego kontrolą przesądy, wierzenia, legendy i idee, które oni z kolei odziedziczyli od poprzedzającego ich pokolenia.

Termin „dziedzictwo społeczne” powinien być rozumiany jako wszelkie źródła, z których dana osoba zdobywa wiedzę; takie jak szkoły (religijne czy świeckie), czytanie, rozmowy na żywo, zasłyszane opowieści oraz wszelkie rodzaje inspiracji myślowej pochodzące z „osobistych doświadczeń” danego osobnika.

Dzięki działaniu prawa dziedziczenia społecznego każdy, kto ma kontrolę nad umysłem dziecka, może intensywną nauką zaszczepić w jego umyśle każdą ideę, prawdziwą lub fałszywą, w taki sposób, że dziecko przyjmie ją za prawdę. I stanie się ona taką samą częścią osobowości tego dziecka jak każda inna komórka czy organ fizycznej struktury jego ciała. Idea ta będzie także równie oporna na zmiany.

Właśnie dzięki prawu dziedziczenia społecznego fanatyk jakiejś religii wpaja w umysł dziecka dogmaty, prawdy wiary i obrządki religijne zbyt liczne, aby je spamiętać. Wpaja te idee w młode umysły tak długo, aż zaakceptują je i na zawsze zapieczętują w sobie jako część swojego niezmiennego credo.

Umysł dziecka, które nie osiągnęło jeszcze wieku rozumienia spraw, podczas okresu średnio, powiedzmy, dwóch pierwszych lat życia, jest plastyczny, otwarty, czysty i wolny. Każda idea zasiana w takim umyśle przez kogoś, komu dziecko ufa, zakorzenia się i rośnie w taki sposób, że nigdy już nie będzie można jej wykorzenić ani wymazać.

Obojętne, jak bardzo ta idea byłaby przeciwna wszelkiej logice czy rozsądkowi. Wielu fanatyków religijnych twierdzi, że potrafią tak głęboko zaszczepić dogmaty swojej religii w umyśle dziecka, że nigdy nie będzie tam miejsca dla żadnej innej religii w całości ani dla żadnej jej części. Te twierdzenia nie są bardzo przesadzone.

Po takim wytłumaczeniu sposobu, w jaki działa dziedziczenie społeczne, uczeń jest gotowy zbadać źródła, z których człowiek dziedziczy te sześć podstawowych lęków. Ponadto każdy uczeń (oprócz tych, którzy jeszcze nie dorośli do tego, aby badać prawdy zahaczające o ich własne ulubione przesądy) może sprawdzić słuszność zasady dziedziczenia społecznego, nie wychodząc poza własne doświadczenia.

Na szczęście praktycznie cały materiał dowodowy zawarty w tej lekcji jest takiego rodzaju, że każdy, kto rzeczywiście poszukuje prawdy, może się sam upewnić, czy dowody te są wiarygodne, czy nie.

Odłóżcie chociaż na chwilę swoje uprzedzenia i z góry przyjęte sądy (przecież zawsze możecie do nich wrócić i znowu się w nich zagłębić) na czas, kiedy będziemy studiować pochodzenie i naturę tych Sześciu Najgorszych Wrogów człowieka, czyli sześciu podstawowych lęków.

 


Fragment książki Napoleona Hilla „Prawa Sukcesu, tom III i IV”

Zaciekawił Cię ten fragment? Pobierz więcej za darmo
DARMOWY FRAGMENT